Dobre Fanfikowe // gahus garg...

Da niedobre_cytrynowe

24.6K 1.5K 798

To miał być normalny wieczór. Ahus zaprosił do siebie Gargamela, w którym jest zakochany. Po kilku piwach, Ga... Altro

Wattpad...?
Mirinda
Dla Ciebie
Telefon
DZIĘKI ZA 2K!!
"Yesss!"

Lublin - Warszawa

2.6K 191 72
Da niedobre_cytrynowe

- C-co?

Ahusowi zrozumienie, co mówił do niego kolega zajęło kilka sekund. Z początku myślał, że żartuje. Ale Mietek był śmiertelnie poważny.

- Och. Czyli jednak nie wiedziałeś. - pewnie poznał po jego tonie głosu. Kacper był przerażony.

- Nie... ale jak to w szpitalu? Co się stało?

- Miał jakiś wypadek samochodowy. Sam niewiele wiem w sumie, dowiedziałem się też przez przypadek. Ma złamaną rękę i nos. Chyba.

O mój Boże. Gargamel miał wypadek. I to jak wracał samochodem od Ahusa. To jego wina. To musi być jego wina.
Blondyna oblał zimny pot. Miał wrażenie, ze zaraz zwymiotuje.

- W jakim szpitalu lezy?

- Centralny Szpital Kliniczny MSWiA. Oddział ratunkowy.

- O-okej. Jest w bardzo złym stanie? Byłeś go odwiedzić?

- Tak, ja--

- Mówił coś jeszcze? Boże, słabo mi...

- Ahus, uspokój się kurwa. - powiedział szorstko - Wiem, że sytuacja jest krytyczna, ale nie możesz panikować. To niczego nie zmieni. I nie mdlej mi tu. - głos Mietka przywołał go do porządku. Jego starszy kolega miał całkowitą rację. - Gadałem z nim wczoraj wieczorem przez telefon, był jakiś taki dziwny i w koncu udało mi się z niego wyciągnąć, że jest w szpitalu. Cały Kuba, gadał jakby to było nic takiego... to przyjechałem do niego i dopiero tam mi powiedzieli o złamanej ręce. I nosie. A i tak pewnie nie wiem wszystkiego, bo nie jestem członkiem rodziny. I jak tam z nim gadałem trochę, w tym szpitalu, to zapytałem "co u Ahusa" i czy byłeś już u niego. Spojrzał sie gdzieś za okno i powiedział tylko "Okej. Nie, nie był u mnie". Nie pytałem go już więcej o ciebie i jak wróciłem juz do siebie to stwierdziłem, że zadzwonię.

Ahus ucichł na chwilę.

- Mietek?

- Hm?

- Tak się składa, że się pokłóciliśmy. Dzien przed jego wyjazdem. I tak jakoś...nie wiem, czy on chce mnie widzieć.

- ...Nie wiem, o co się poklociliscie, ale to na pewno nie było aż tak poważne, żeby Kuba nie chciał żebyś go odwiedził w szpitalu. - odpowiedział po chwili.

- W-w sumie... chyba masz rację. Pojadę do niego. Najwyżej...najwyżej wrócę jak mnie opieprzy i jakoś to będzie. - jakoś to będzie, czyli dostanę załamania nerwowego, pomyślał.

- No i prawidłowo. Słuchaj, potrzebujesz jakiejs podwózki czy coś? Bo nie masz prawa jazdy i tak--

- Nie, nie! Poradzę sobie. Ale dziękuję. - Ahus na prawdę doceniał ofertę kolegi, ale Mietek też nie mieszkał w Warszawie i musiałby specjalnie po niego przyjechać. Nie chciał być dla niego ciężarem.

- Okej w takim razie. I jakbyś czegoś potrzebował, albo po prostu chciał pogadać to dzwoń.

Kacper pożałował, że nie może go uściskać przez telefon.

- Jasne. Kończę już, bo skoro mam jechać do tego szpitala to muszę się teraz zbierać.

- Teraz? No dobra.

- A, i Mietek?

- Hm?

- Dziękuję. Że mi powiedziałeś. To dla mnie wiele znaczy. Na serio.

- Nie ma sprawy, kolego. - odparł po krotkiej pauzie. Ahus wyczuł uśmiech w jego głosie. Cieszył się, że zna kogoś takiego jak Mietek. Pożegnał się i rozłączył.

Kacper stwierdził, że nie będzie marnował ani chwili. Pójdzie na dworzec od razu. Wziął tylko torbę na ramię, do ktorej zapakował swój portfel, telefon z ładowarką, klucze i kurtkę, na wypadek jakby w stolicy było chłodno. Wyszedł z domu na upalne sierpniowe powietrze. Niebo było bezchmurne, aż przykro patrzeć zważywszy na okoliczności.

Ahus kupił bilety na pierwszy lepszy przejazd Lublin-Warszawa. Kosztowały 51 złotych w jedną stronę. Pomyślał, że ledwo stać go na te w drogę powrotną, a na jedzenie to już w ogóle, ale miał wyjebane. Ważne, że pociąg dotrze na miejsce.

Siedział na peronie praktycznie całkiem sam. Była jeszcze jakaś kobieta po osiemdziesiątce i menel. Ahus ziewnął. Godzina 11:22, pociąg przyjeżdża o 13.
Opóźniony o pół godziny. Kacpra to zirytowało, ale nic nie mógł na to poradzić.
Miał jeszcze godzinę i nie wiedział, jak ją spożytkować. Był taki zmęczony. Zamknął oczy i...

Z drzemki obudził go przeraźliwy pisk. To był pociąg Lublin-Warszawa. Jego pociąg. Co więcej, już odjeżdżał.

Blondyn zerwał się z ławki i w panice pognał w stronę pociągu. Może uda mu się go zatrzymać.

Udało się. Jego nawoływania usłyszał motorniczy. Pociąg stanął i zdyszany Ahus wszedł do wagonu numer 2.
Na szczęście był prawie pusty.
Ahus usiadł przy oknie.  Chciał się znowu zdrzemnąć, ale biorąc pod uwagę to, że jego poprzednia drzemka prawie skoczyła sie katastrofą, postanowił sobie darowac. Spał jakieś 3 godziny w od wyjazdu Gargamela.
Wytrzyma.

Zamiast tego spojrzał w okno i myślał. Zastanawiał sie już wcześniej nad konsekwencjami ich kłótni, ale nigdy nie przypuszczał, że mogą one być tak poważne. Chyba nikt by nie przypuszczał. Oczywiście, Ahus obwiniał głownie siebie za ten wypadek. Mietek nie podał mu detali, ale był prawie pewny, że jego kolega jechał za szybko. Albo nieostrożnie. Ze złości na niego.
To było bardzo prawdopodobne. Gargamel już taki jest, że jak się wścieka, to na początku nie daje tego po sobie poznać, a potem to diabeł w ludzkiej skórze. Ahus zawsze to w nim lubił, tą ukrywaną złość. Ale jeszcze nigdy nie był wkurwiony na niego.

Nigdy aż tak.

Owszem, kłócili się, ale zawsze były to jakieś błahostki i zapominali o tym po godzinie czy dwóch. Jeden nie mógł długo obrażać się na drugiego.
Teraz było inaczej. Może i ten pocałunek i cała sprawa z nim związana to było nic takiego, ale słowa Kuby już tak. I Kacpra oczywiscie też.
Ahus mógł stwierdzić już po tym, że Gargamel nawet nie raczył mu powiedzieć, że jest, kurwa, w szpitalu. Było mu cholernie źle z tego powodu.

Jego myśli wcale nie umilały mu podróży, ale nie potrafił się ich pozbyć. Co więcej, podróż strasznie mu sie dłużyła. Była 14.11, powinien byc za jakąś godzinę, może półtorej.

Nagle, pociąg stanął. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie stał tak przez dwadzieścia minut. Trzydzieści. Czterdzieści. Ahus zaczal się irytować. Wyszedł na peron, zapytać motorniczego, co sie stało.
Okazało się, że ma godzinne opóznienie. Bo ktoś rzucił się pod tory.

Kacper pomyślał o tym odcinku, w którym Gargamel mówił, że jak już chcecie się zabić, nie utrudniajcie dnia innym ludziom. Przejechana osoba chyba tego odcinka nie widziała.

Uderzyła go straszna myśl. A co, jeżeli jego przyjaciel chciał się zabić?

Mimo pięknej pogody, po jego ciele przeszły dreszcze. Wiedział, że Kuba zmaga się z depresją, mimo, iż za często o tym nie gadali. Ale czasem dzwonił do Kacpra w nocy z płaczem, mówiąc, iż ma już dosyć tego wszystkiego - nagrywania, youtube'a, swojej rosnącej popularności - i że musi "to skończyć". Chodziło mu o usunięcie kanału, ale Kacper wiedział, że nie tylko. W takich momentach bał się o niego najbardziej. Bal się cholernie, bo był za daleko od niego. Mógł oferować pomoc tylko telefonicznie.
Oczywiście zawsze udawało mu się go uspokoić. Nigdy nie zmuszał go do zatrzymania kanału. Mówił mu tylko, że ma zrobić to, co uważa za stosowne.

Gargamel nigdy go nie usunął.

Następnego ranka po takich rozmowach przepraszał go za swoje "piedolenie od rzeczy" i zrzucał winę na alkohol, mimo iż oboje wiedzieli, że to nie prawda.

Czy posunąłby się tak daleko, żeby rzeczywiście "to skończyć"? Kłótnia z przyjacielem to dla niego za dużo?

Kacper użył całej swojej woli, żeby o tym nie myśleć i prosił Boga (będąc niewierzącym), aby to nie była prawda.

W końcu pociąg ruszył. Tym razem blondyn skupił się tylko i wyłącznie na krajobrazie za oknem. Nie chciał już o niczym myśleć.

Na dworcu centralnym w Warszawie wypadł prawie sprintem z wagonu. Była godzina 16:55. Teraz musiał tylko dojechać do szpitala.

Kupił bilety autobusowe. Kolejny wydatek, którym się nie przejmował.

Szpital był daleko od dworca.
"Kurwa, kurwa mać", myślał przez całą drogę.
Ahus był w stolicy tylko dwa razy w życiu i normalnie cieszyłby się jak nie wiem z faktu, że tu jest, ale zważywszy na okoliczności, miał to gdzieś. W autobusie nie patrzył na miasto nawet przez szybę.

Szpital Centralny MSWiA był masywnym budynkiem położonym niedaleko centrum. Na szczęście przystanek był blisko, więc łatwo go znalazł. Przeszedł przez duże szklane drzwi do sterylnej recepcji. Siedziała tam wyjątkowo znudzona pielęgniarka.

- Przepraszam, gdzie jest Oddział Ratunowy?

- Na parterze. - odparła tylko, nie podnosząc wzroku znad czasopisma, które właśnie czytała

- Dziękuję. - rzucił blondyn i pognał na oddział ratunkowy, na którym, według instrukcji Mietka, leżał Gargamel.

Już miał wejść na słabo oświetlony korytarz oznaczony "oddział ratunkowy", gdy zatrzymała go kierowniczka oddziału. Była to niska, korpulentna kobieta w okularach, w wieku około pięćdziesiątki.

- Przepraszam pana, ale godziny odwiedzin już się zakończyły.

- J-jak to? Ale ja muszę zobaczyć jednego pacjenta, teraz--

- Niestety nie mogę pana przepuścić. Taki mamy regulamin. Proszę przyjść jutro, w godzinach od dziewiątej do piętnastej.  - powiedziała beznamiętnie. 

Kacper nie mógł w to uwierzyć. Jechał tu tyle godzin, żeby się dowiedzieć, że nie wpasował się w godziny odwiedzin? To jakiś absurd.

- To czy mogłaby mi pani chociaż powiedzieć, w jakim jest stanie? Imię pacjenta to Jakub Chuptyś, miał wypadek samochodowy wczoraj w nocy...

Ordynatorka westchnęła i zaczęła kartkować teczkę z papierami, którą miała w ręce.

- A pan jest jego...?

Kacper spanikował. Co ma powiedzieć? Koledze wszystkiego nie powiedzą, brata łatwo sprawdzić...

-...kuzynem.

Kobieta spojrzała się tylko na niego dość krytycznie. Chyba mu nie wierzyła, ale nie zamierzała nic mówić.
W końcu znalazła poszukiwany dokument.

- Pacjent przywieziony na oddział szesnaście minut po północy, nieprzytomny. Złamana kość nosowa, pęknięte dwa żebra, złamanie wewnętrzne kości promieniowej. Liczne otarcia i stłuczenia. Było podejrzenie krwotoku wewnętrznego, badania wykazały wynik negatywny. Pacjent jest teraz po narkozie.

Ahus potrzebował chwili, aby to przetrawić. Obrażenia Gargamela brzmiały tak strasznie. Tak bardzo chciał go zobaczyć. Chciało mu się płakać.

- Proszę... proszę pozwolić mi go zobaczyć. To zajmie tylko chwilę, błagam...

Kierowniczka patrzyła się na niego zza szkieł rogowych okularów. Jej twarz była bardzo surowa. W końcu westchnęła i poprawiła okulary na swoim nosie.

- No dobrze. Ma pan pięć minut--

- O Boże, dziękuję tak strasznie, tak bardzo pani dziękuję!!

Oznajmił z radością Kacper. Miał ochotę uściskać starszą panią ordynatorkę. Ale to byłoby dość dziwne, więc postanowił dać sobie spokój.

Kobieta otworzyła szklane drzwi na korytarz.

- Proszę mi nie dziękować. Ma pan dosłownie pięć minut, inaczej będę musiała pana wyrzucić z budynku...

- Pięć minut wystarczy. Jeszcze raz dziękuję!

Już miał odejść, ale zorientował się, że nie wie, na jakiej sali leży jego przyjaciel.

- Sala trzecia, piąte drzwi po lewej. I proszę przypadkiem nie obudzić innych pacjentów. - dodała jeszcze, po czym zamknęła za nim szklane drzwi.

Ahus mimo wytyczonego czasu szedł korytarzem spokojnie, bojąc się obudzić kogokolwiek na oddziale. Światło było przygaszone, a ściany były w zielonawym kolorze, pozbawione jakichkolwiek malunków. Dość przygnębiająco. W końcu stanął przed drzwiami sali oznaczonej dużą cyferką "3". Drzwi były białe i odłaziła z nich farba, jak ze wszystkich na tym korytarzu. Z ręką na klamce, zawahał się. To będzie dość traumatyczny widok, Kuba w takim stanie. Ale nie po to tu przyjechał, żeby teraz odejść.

Otwarł drzwi i od razu zobaczył go, na łóżku przy ścianie.

Przypomniały mu się te wszystkie kretyńskie sceny spotkań ukochanych w szpitalu. Zawsze wydawało mu się to takie wyolbrzymione, te przesadnie smutne ekspresje i reakcje. Teraz mógł się przekonać, jak bardzo zgodne są z prawdą.
Kuba leżał na łóżku szpitalnym z białą pościelą. Łóżko wydawało się na niego za duże, jego głowa była taka drobna na tle tej ogromnej poduszki...
Był podłączony do kroplówki i jeszcze jednego urządzenia (monitor pracy serca?). Na nosie miał skomplikowany opatrunek, a wokół głowy bandaż. Jego prawa ręką była w sztywnym białym gipsie. Miał siniaka pod okiem. I jeszcze był tak strasznie, okropnie blady...

Kacper podszedł do jego łóżka chwiejnym krokiem. Chciałby, aby to wszystko okazało się jakimś super realistycznym, koszmarnym snem. Że się obudzi i wszystko będzie okej.
Łzy zebrały mu się w oczach, jak ujął bardzo delikatnie jego zdrową dłoń w swoje obie dłonie. Była taka zimna.

- Przepraszam, tak strasznie przepraszam...

Powiedział w sumie do nikogo, bo Kuba przecież i tak spał i raczej go nie usłyszy. Łzy kapały na białą pościel i jego sweter.

- Nie płacz...

Kacper aż podskoczył, jak to usłyszał. Kuba, nie całkiem jeszcze rozbudzony, patrzył na niego.

- Nie chciałem cię budzić! Przepraszam! P-pójdę już...

- Nie idź - powiedział cicho Gargamel  po czym przyłożył dłoń Ahusa do swoich ust i pocałował lekko. - Jesteś prawdziwy?

Co...?

Po chwili do Kacpra dotarło, że przecież jest po narkozie. Kuba chyba myśli, że to wszystko mu się śni.

- Tak ja...jestem tu. Przy tobie. Na prawdę.

Kuba uśmiechnął się na tyle, na ile pozwalał mu opatrunek na twarzy.

- Cieszę się.

- Tak strasznie się martwiłem o ciebie. Znaczy, dalej się martwię. O Boże...cieszę się, że żyjesz.

- Ano żyję - odpowiedział Gargamel z tym samym błogim wyrazem twarzy - Przyjechałeś tu specjalnie dla mnie?

- T-tak.

- Ojej...to daleko. Weź...weź klucze do mojego mieszkania. - jego senny wzrok powędrował w stronę czarnej bluzy zawieszonej na wieszaku przy drzwiach.
- i tam się prześpij. I zjedz coś, jesteś taaaaki blady...

Kacper był poruszony faktem, iż jego przyjaciel myśli o jego stanie zdrowia, samemu będąc w szpitalu.

- D-dobrze. Gargamel, ja...

- Cśśśśś... - chyba chciał położyć swój palec na jego ustach, ale dosięgnął tylko do czubka jego brody. - Pogadamy...jutro. Tak, jutro.

- To...przyjadę do ciebie rano. Od razu po śniadaniu.

- Okej.

Kacper chciał coś jeszcze powiedzieć, ale jego przyjaciel już ponownie zasnął. Wciąż ściskał dłoń Kacpra w swojej.
Blondyn miał wrażenie, że zaraz znowu się rozklei, więc czym prędzej opuścił salę, nie oglądając się za siebie. Tak jak Gargamel kazał, wziął bluzę z wieszaka.

Na korytarzu napotkał ordynatorkę, która zapewne była na swojej drodze do "wygonienia go".

- Już się zbieram. - oznajmił szeptem Kacper, spuszczając głowę aby nie widziała, że płakał.

- Dobrze. A co do godzin odwiedzin to jutro 9-16. Życzę panu dobrej nocy.

Powiedziała, tym razem już nie beznamiętnie, tylko dobrodusznie.

- I wzajemnie.


***

ok to była jakaś masakra
w ogóle nie chce mi się tego pisać jakoś tak nw, ale jeszcze 2 rozdziały i koniec, obiecuję
ps sorry za chujową znajomość 1. dróg, 2. anatomii człowieka, 3. pisowni dialogów, 4. wyposażenia szpitala i funkcji jego pracowników, 5. komunikacji, 6. mietka

ps 2 ja nigdy nie byłam w tym konkretnym szpitalu, tylko nazwa jest prawdziwa a reszta z dupy

ps 3 sorry gargamel za takie udupienie cie i ahus nie płacz już

pozdrawiam z tego miejsca jeszcze first-disorder, bo motyw z pociągiem (że się spoźnił bo ktoś się rzucił) to true story od niego
zero korekty again także jak są błędy to piszcie

Continua a leggere

Ti piacerà anche

11.4K 973 22
Kto nie znał Jamesa Pottera? Chłopaka należącego do szkolnej elity, rozrabiakę wszechczasów i jednego z huncwotów. Miał wybujałe ego sięgające Słońca...
56.2K 6.1K 52
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zacis...
53.4K 2K 44
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
7.7K 832 55
"Do cholery obudź się bo cię walne", prawie że krzyknął potrząsając chłopakiem. Młodszy zaczął kaszleć po czym otworzył lekko oczy na co starszy odet...