Survivors || the 100

By l0vinyou

57.7K 4.6K 1.8K

"Who we are and who we need to be to survive are two very different things. In this ruthless world, who have... More

tw
1 - Coincidence
2 - The beginning
3 - The force of nature
4 - The shelter
5 - Doubts
6 - The fume
7 - The berries
8 - The River People
9 - Crashing down the walls
10 - The days
11 - The danger
12 - The killer
13 - Gone
14 - Heda
15 - Stegeda
16 - Gonplei
17 - Gona
18 - Tombom
19 - Decision
20 - Rescue
21 - The fear
22 - Cold
23 - The passage
24 - Hound
25 - Hopeless
26 - Counsel
27 - Changes
29 - Hitop
30 - Hodnes
31 - The Dawn pt. 1
32 - The Dawn pt. 2
33 - Kwelnes
34 - Strength
35 - Spichen
36 - Before The Dawn
37 - Laudnes
38 - Branwada
39 - Fotaim
40 - Jus drein jus daun
41 - Madness
42 - Always
43 - Forgiveness
44 - Desire
45 - Hope
46 - Home
47 - Stay with me
Epilog - Shooting stars
Podziękowania + ogłoszenia
Oneshot #1 - Shade
Oneshot #2 - Marked
Oneshot #3 - When it comes to her
Oneshot #4 - Ruthless
Oneshot #5 - Hainofi (Ruthless pt. 2)
Threeshot - The fight is not over pt. 1
Threeshot - The fight is not over pt. 2
Threeshot - The fight is not over pt. 3
SURVIVORS - SEKCJA MEMÓW
Tag yourself XD
WIELKI POWRÓT - KONTYNUACJA!
2 LATA SURVIVORS!

28 - Jomp

796 73 19
By l0vinyou

Stałam się poruszać jak najostrożniej, żeby nie hałasować – doskonale wiedziałam, że las, chociaż może na taki wyglądać, nie jest wcale pusty. Kilkakrotnie odwracałam się z paniką, kiedy wydawało mi się, że czuję na plecach spojrzenia patrolujących teren strażników z wioski, i podskakiwałam na każdy głośniejszy trzask gałęzi albo szelest liści. Z początku nie byłam pewna drogi do rzeki, ale wkrótce znajomy szum naprowadził mnie na dobry kierunek. Cały czas trzymałam miecz Theo w gotowości, z każdej strony spodziewając się ataku Ludzi Jaskini – który na szczęście, nie nadszedł.

Odetchnęłam nieco dopiero, kiedy znalazłam się nad wodą – i zobaczyłam w oddali sylwetkę Risy, siedzącej na kamieniu tuż nad brzegiem.

Ale... nie była sama.

Zamarłam. Ciemna postać, idąca od strony lasu, zbliżała się coraz bardziej w jej stronę. Nie mogłam zobaczyć jego twarzy z tej odległości, ale po zarysie jego sylwetki byłam prawie pewna, że nie jest stąd, i że widzę go po raz pierwszy.

Dopiero kiedy Risa nagle zerwała się i podbiegła do niego, oprzytomniałam. Ruszyłam pospiesznie w ich stronę z wyciągniętym mieczem, gotowa w każdej chwili zaatakować, gdyby dziewczynie groziło niebezpieczeństwo.

Jakie więc było moje zaskoczenie, kiedy Risa... rzuciła się temu mężczyźnie na szyję.

Miecz wypadł mi z rąk, uderzając o nadbrzeżne kamienie z głośnym brzękiem. Ziemianin poderwał głowę na ten dźwięk i gdy tylko mnie zobaczył, natychmiast puścił Risę i wyciągnąwszy łuk, podbiegł do mnie, celując czerwoną strzałą prosto w moją głowę. Cofnęłam się, przerażona, i uniosłam ręce do góry.

Nou! – Risa natychmiast wskoczyła między mnie a niego. – Ai as emo op gon kom op hir!

Wojownik zmierzył mnie spojrzeniem, od którego przeszedł mnie lodowaty dreszcz, a potem spojrzał na Risę jeszcze raz i powoli opuścił broń. Wypuściłam długo wstrzymywane powietrze i cofnęłam się. Risa położyła mu uspokajająco dłoń na ramieniu, a potem odwróciła się do mnie. Widziałam wyraźnie strach w jej spojrzeniu.

– Wybacz mu, Ailey... Nie wiedział, że to ty. – zrobiła krok w moją stronę, ale ja nie ruszyłam się z miejsca.

– Co to ma znaczyć, Risa? Kim on jest?!

Nie panowałam nad drżeniem mojego głosu. Byłam więcej niż w szoku. Od razu poznałam, że ten człowiek należał do Ludzi Jaskini. Jego zbroja, zrobiona z ciemnego kamienia, karnacja i broń z wygwerowanymi kamiennymi symbolami – wyglądał jak rasowy wojownik Uaimkru. A Risa była tutaj z nim... i obejmowała go?... Nic z tego nie rozumiałam.

– Wszystko ci wyjaśnię. Chciałam... chciałam, żebyś go poznała. – Risa pociągnęła wojownika za rękę i oboje podeszli do mnie. – Ailey, to jest Zarin. Zarin... poznaj Ailey kom Skaikru, naszą sojuszniczkę.

– A więc... mojego wroga. – wojownik zmierzył mnie przenikliwym spojrzeniem. Był ode mnie wyższy o co najmniej głowę, i o wiele potężniejszy w posturze. Mimo jego napiętej postawy mogłam, o dziwo, zauważyć pewną łagodność w jego wyjątkowo zielonych oczach. Nie mógł być wiele młodszy od Theo – mimo że nie byłam właściwie pewna, ile Heda ma lat. W zasadzie, nieco mi go w czymś przypominał, mimo całkiem odmiennego wyglądu.

– Ailey nie jest twoim wrogiem – odparła Risa z naciskiem. – W zasadzie, jest jedyną osobą, której ufam. – posłała mi nerwowy uśmiech, ale ja nadal byłam zbyt zszokowana, żeby go odwzajemnić.

– Risa... możesz mi powiedzieć, jak... dlaczego jesteście... przecież wiesz, że... – plątałam się, nie odrywając wzroku od Zarina. Nadal trwałam w gotowości, by odeprzeć atak, gdyby jednak zmienił swoje – rzekomo pokojowe – zamiary.

– Poznałam Zarina krótko po rozpoczęciu się wojny, tuż przed tym, jak Heda zabrał cię do wioski – zaczęła wyjaśnienia Risa, przenosząc co chwilę spojrzenie ze mnie na wojownika. – Byłam poza wioską, zbierałam zioła, i nie wiedziałam, że jesteśmy w stanie wojny z Ludźmi Jaskini. Oddział Uaimkru pojawił się znikąd i mnie zaatakował. Byłam nieuzbrojona, zaczęłam uciekać... i o mało nie spadłam z urwiska. – jej głos zadrżał. – Zarin uratował mnie w ostatniej chwili. Wiedział, kim jestem i co dzieje się pomiędzy naszymi kru, ale to zrobił. Zawdzięczam mu życie, Ailey. – przeniosła na niego pełen wdzięczności wzrok.

Zorientowałam się, że cały czas mam otwarte usta, więc szybko je zamknęłam.

– Nigdy nic nie powiedziałaś – pokręciłam głową z niedowierzaniem. – Ani mnie... ani Theo, prawda?

Zbolałe spojrzenie Risy od razu potwierdziło moje słowa.

– Nie mogłam mu powiedzieć. Kazałby mnie uwięzić za spoufalanie się z wrogiem... albo gorzej. – jej twarz wykrzywił grymas na samą myśl o gniewie Theo.

– To dlatego za każdym razem mówisz, że idziesz po zioła... – przeniosłam wzrok na Zarina. – Jesteś z Uaimkru. Jak to możliwe, że nie jesteś naszym wrogiem? Nie powinieneś teraz przygotowywać się do wojny?

Cień przemknął przez jego twarz.

– Powinienem. Ale, jak widzisz, nie robię tego. – przysunął się bliżej Risy, zauważyłam, że złapał ją delikatnie za rękę. – Są w życiu rzeczy o wiele ważniejsze niż wojna, Dziewczyno z Nieba.

Zauważyłam, jak Risa rumieni się delikatnie – co chyba nigdy dotąd jej się nie zdarzyło – i przenosi wzrok z Zarina na mnie.

– Kocham go – prawie wyszeptała, patrząc na mnie błagalnie, a jej oczy błyszczały. – Musisz mnie zrozumieć, Ailey. Musisz zrozumieć nas oboje. Nie możemy walczyć przeciwko sobie, nie mogę pozwolić mu zabijać moich ludzi. – jej głos zadrżał.

– Dlaczego nie próbowałaś porozmawiać o tym z Theo? Może go nie doceniasz. Może zrozumiałby – zasugerowałam, ale niezbyt wierzyłam we własne słowa.

Risa pokręciła smutno głową.

– Od razu kazałby go wytropić i stracić. To Heda wybiera mi męża, pamiętasz?

Zamyśliłam się. Rzeczywiście, sytuacja wydawała się być bez wyjścia. Westchnęłam i spojrzałam z powrotem na Risę.

– Więc... czego ode mnie oczekujecie? Dlaczego mi o tym powiedzieliście? – założyłam ręce na piersi.

Zarin spojrzał na Risę, a potem na mnie – dziewczyna zrobiła to samo. Poczułam dziwne mrowienie w żołądku na widok więzi między nimi, którą mogłam zauważyć już od pierwszej chwili. Miałam wrażenie, że rozumieli się bez słów.

– Chciałam... chciałam, żebyś wiedziała, zanim to się stanie – powiedziała cicho Risa, przenosząc na mnie smutne spojrzenie. – Odchodzimy stąd, Ailey. Oboje.

– Słucham? – wytrzeszczyłam oczy. – Uciekacie?

– Odchodzimy – powtórzył Zarin z naciskiem. Jego spojrzenie na powrót stało się stanowcze. – Nie możemy przelewać swojej krwi nawzajem.

– Ale Risa, nie możesz tak po prostu odejść – podeszłam do niej i z ledwością powstrzymałam się, żeby nią nie potrząsnąć. – Pomyśl o Theo. Pomyśl, jaki będzie wściekły. Na pewno każe cię szukać, będzie się martwił, a trwa wojna i...

– Wiem o tym – przerwała mi dziewczyna. – Nie chcę go ranić, ale nie mogę wypełnić jego woli.

– Risa, proszę...

Poczułam, jak panika zaczyna ściskać mnie za gardło. Risa nie mogła mnie zostawić, nie teraz, nie w czasie wojny, kiedy potrzebowałam ich obojga.

– Poczekaj chociaż do rozmowy pokojowej. Przecież jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, wojna się skończy, i żadne z was nie będzie musiało walczyć! – podniosłam głos, chcąc, żeby mój argument do nich trafił. – A wtedy... wtedy obiecuję, że postaram się przekonać Theo, żeby spojrzał na was inaczej. Wiesz, że mnie słucha trochę bardziej, od innych. – uśmiechnęłam się mimowolnie.

Risa i Zarin spojrzeli po sobie. Wiedziałam, że w głowie wojownika toczy się walka, podobnie jak widać to było na twarzy Risy.

– Proszę, Risa – mój ton zrobił się błagalny. – Nie zostawiaj mnie. Jeszcze nie. Jeszcze wszystko może się zmienić.

Dziewczyna przeniosła na mnie błyszczący wzrok.

– Będziesz dzisiaj brać udział w rozmowie z Shadem, tak? – spytała nieco drżącym głosem. Skinęłam głową. Zarin nieoczekiwanie podszedł bliżej i położył mi dłoń na ramieniu.

– Uważaj, gada kom Skaikru. Mój wódz... to nie jest człowiek, z którym można dyskutować – powiedział poważnym głosem, który sprawił, że przeszedł mnie dreszcz.

– Wiem, że torturował Caddaricka. Wiem, że chce śmierci Theo, i że chce zająć jego miejsce. – ledwo powstrzymałam drżenie swojego głosu. Risa potwierdziła moje słowa skinieniem głowy.

– Musisz być ostrożna. Trzymaj się Hedy, nie odzywaj się nieproszona, miej oczy dookoła głowy – poleciła mi stanowczo, kładąc mi dłoń na ramieniu. – Macie wrócić do wioski oboje, cali i zdrowi. Rozumiesz? – spojrzała mi prosto w oczy z intensywnością, którą zwykle widziałam u jej brata. Skinęłam głową, przełykając głośno ślinę.

Zarin rozejrzał się, nagle napinając mięśnie.

– Musimy już iść. Słońce zaraz zacznie zachodzić – powiedział do Risy, a ja drgnęłam, uświadamiając sobie, gdzie powinnam teraz być.

– Wracam do wioski – rzuciłam, pospiesznie zbierając miecz Theo z ziemi. – Idziesz ze mną, Risa?

Dziewczyna pokręciła smutno głową.

– Wrócę przed nocą, ale teraz oboje musimy być gdzie indziej. Gdyby Heda coś podejrzewał, powiedz mu coś... wiarygodnego.

Skinęłam głową, uśmiechając się lekko. Przytuliłam Risę na pożegnanie i uścisnęłam dłoń Zarina, rzucając mu ostatnie, znaczące spojrzenie. Nie waż się jej skrzywdzić, wojowniku, inaczej będziesz mieć do czynienia nie tylko z gniewem Hedy.

Po chwili oboje zniknęli w zaroślach, a ja zostałam sama nad brzegiem rzeki.

Ruszyłam pospiesznie w drogę powrotną do wioski, patrząc, jak promienie słońca prześwitujące przez pnie drzew robią się coraz krótsze. Serce biło mi szybko ze zdenerwowania, a setki myśli nieprzerwanie kotłowało się w głowie.

Nadal byłam zszokowana tym, czego dowiedziałam się przed chwilą. Raz po raz przypominałam sobie wszystkie dziwne zachowania Risy, które mimowolnie sugerowały jej tajemnicę – jej napięcie, kiedy rozmawiałam z nią o Hedzie, rozmarzenie w jej spojrzeniu, gdy opowiadała mi o małżeństwie wśród Potamikru, i dziwny ton jej głosu, kiedy okłamała mnie, że nie ma swojego wojownika. Czułam się nieco oszukana – ale przecież doskonale rozumiałam, dlaczego nie mogła mi o tym powiedzieć. To był ten typ tajemnicy, za który płaci się życiem.

Wzdrygnęłam się na myśl o tym, jak zareagowałby Theo, gdyby dowiedział się o tym przez przypadek. Nie miałam pojęcia, jakim cudem przekonam go do zaakceptowania ich związku – ale nie mogłam teraz się nad tym zastanawiać. Wisząca nad nami wojna mogła zmienić dosłownie wszystko, więc to na nadchodzącej rozmowie z Shadem musiałam się skupić.

Mimowolnie zrobiło mi się ciepło na sercu, kiedy przypomniałam sobie błysk w oczach Risy i Zarina, gdy ich spojrzenia się spotykały. Mimo wszelkiej podejrzliwości, którą powinnam mieć wobec Ziemianina, podświadomie czułam, że traktuje ją dobrze. Zachwycał mnie sposób, w jaki na nią patrzył, jak trzymał się zawsze blisko niej, gotów obronić ją przed światem. Risa była młoda, kilka lat młodsza ode mnie, ale znałam ją i wiedziałam, że jej uczucie nie może być tylko przejściową mrzonką. Czułam bijącą od niej dumę i radość, że ma Zarina u swojego boku – po raz pierwszy w życiu widziałam ją tak szczęśliwą, i to sprawiało, że od razu miałam ochotę uznać go za przyjaciela, a nie, jak powinnam, za wroga.

Nie czułam zazdrości, kiedy na nich patrzyłam – może jedynie ukłucie żalu, że moje życie potoczyło się zupełnie inaczej. Że ja i Caddarick już nigdy nie będziemy mogli być ze sobą tak, jak są Risa i Zarin. Oboje ryzykują życie dla swojej miłości każdego dnia – każdym spotkaniem, każdym kłamstwem, a w końcu planowaniem ucieczki. A ja? Poświęciłam wszystko dla Caddaricka – i w zamian dostaję tylko podejrzliwe spojrzenia i nieczułe pocałunki.

Tak, zaczynałam być zmęczona notorycznym byciem nieszczęśliwą.

W końcu, po wypełnionym rozmyśleniami marszu, dotarłam do luki w ogrodzeniu otaczającym wioskę i przecisnęłam się pospiesznie przez pokryty bluszczem otwór. Słyszałam w oddali echo rozmów, okrzyków, szczęku oręża i głośnych kroków maszerujących oddziałów Potamikru. Cała wioska żyła przygotowaniami do spotkania z Shadem – pierwszej w historii rozmowy pokojowej. Rozmowy, która miała się odbyć przy moim obowiązkowym udziale. Zostało do niej mniej niż kilka godzin, a ja nadal nie wiedziałam, jak będzie wyglądać – i jaką konkretnie rolę mam na niej odegrać.

Ruszyłam pospiesznie w stronę siedziby Theo, przeciskając się między budynkami. Znajdowałam się w nieco opustoszałej części wioski, ale cały czas miałam dziwne przeczucie, że ktoś mnie obserwuje. Cienie między budynkami zrobiły się jakby dłuższe, ciche trzaski gałązek odbijały się echem w moich uszach. Rozglądałam się co chwila, ale nie mogłam dostrzec nikogo wokół siebie. Szłam więc do przodu, ignorując dreszcze biegnące mi po plecach. Uspokój się, Ailey. Na pewno ci się tylko wydaje, skarciłam się w myślach.

Kiedy znalazłam się w ostatnim przejściu między namiotami przed zaludnioną już ścieżką prowadzącą do siedziby Hedy, nagle usłyszałam za sobą zduszony odgłos. Odwróciłam się szybko, odruchowo sięgając ręką w stronę przypiętego do pasa miecza, kiedy w jednej sekundzie czyjeś silne ręce zacisnęły się na moich ustach.

Szarpnęłam się z przerażeniem i spróbowałam się wyrwać, ale nie byłam w stanie. Wrzasnęłam, ale z moich ust wydobyło się tylko głuche piśnięcie, zduszone dłonią napastnika. Poczułam, jak Ziemianin unosi mnie do góry i z całej siły rzuca o ogrodzenie. Głowa eksplodowała mi bólem, siła uderzenia zaparła mi dech w piersi.

Zanim się zorientowałam, ogromne ręce Ziemianina zaciskały się na mojej szyi.

Dopiero wtedy mogłam zobaczyć jego twarz, zasłoniętą kapturem.

Członek Rady Theo. Czarnobrody.

Dusił mnie.

Zamachnęłam się nogami, rozpaczliwie próbując się uwolnić, ale byłam o wiele za słaba. Jego potężne dłonie zaciskały się na mojej szyi coraz mocniej z każdym desperackim szarpnięciem. Nie mogłam nawet krzyknąć, z każdą sekundą coraz bardziej tracąc oddech. Panika wypełniła wszystkie moje myśli, poczułam, że robi mi się ciemno przed oczami. Spróbowałam walczyć o resztki tlenu, rzucając się rozpaczliwie, ale nie byłam w stanie mierzyć się z jego siłą.

A najbardziej ze wszystkiego przerażały mnie jego oczy. Prawie całkowicie czarne, wściekłe oczy, wypełnione najczystszą nienawiścią. Nienawiścią do mnie.

– Przez ciebie i ratowanie twojego pieprzonego hef kom Skaikru zginął mój brat – wysyczał mi prosto w twarz głosem pełnym jadu. – A moja żona nie żyje, bo znalazła się w polu rażenia trujących strzał, które Uaimkru wypuścili na nas tamtego dnia w ramach odwetu. Wszystko. Przez. Ciebie.

Otworzyłam szeroko oczy, próbując wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, ale dłonie wojownika zacisnęły się jeszcze mocniej.

– Dopóki żyję, nie zamierzam dopuścić do sojuszu, gada. A Heda z pewnością się na niego nie zgodzi, jeśli znajdzie cię martwą za ogrodzeniem. – jego twarz wykrzywił okrutny, obrzydliwy uśmiech.

Otworzyłam bezradnie usta, czując, jak wszystko we mnie wyje, błagając o tlen. Głośne bicie mojego serca wypełniało mi uszy, płuca płonęły, poczułam, jak robię się sina na twarzy. Wierzgnęłam się po raz ostatni, świat zaczął powoli znikać.

W pozbawionym tlenu mózgu zabłysnęła mi myśl, że umieram, że to już koniec – i nie mogłam w to uwierzyć. To działo się za szybko. Nie zdążyłam nawet się obronić. Nie zdążyłam nic powiedzieć. Nie zdążyłam zrobić czegokolwiek.

Za szybko.

Tak szybko jak świst miecza, który nagle przeszył powietrze.

W jednej chwili poczułam, że upadam, miażdżące ręce puściły moją szyję. Wylądowałam na ziemi, desperacko wzięłam głęboki, niesamowicie bolesny oddech. Zaczęłam kaszleć i krztusić się, jakbym dopiero wyszła z wody. Cała dygotałam, szyja pulsowała mi bólem, ale z każdym oddechem wracała mi jasność umysłu, a świat na nowo nabierał barw. Żyłam. Ż y ł a m.

Gdy udało mi się unieść wzrok, zobaczyłam obok siebie bezwładne, zakrwawione ciało czarnobrodego Ziemianina, z rękojeścią miecza wystającą z pleców.

A nade mną stał wojownik. Ten sam, który nazwał mnie niegdyś niewdzięcznicą, ten sam, który z podziwem patrzył na moją katapultę. I wyciągał rękę w moją stronę.

Ujęłam ją z wdzięcznością i zebrawszy resztkę sił, podniosłam się. Szyja nadal okropnie bolała, ale przynajmniej byłam w stanie oddychać. O mało nie złamał mi karku, przeszło mi przez myśl.

– Dziękuję – wycharczałam z trudem do wojownika, patrząc z rosnącym przerażeniem na martwe ciało czarnobrodego. – Myślałam... myślałam, że to koniec. – trzęsłam się tak bardzo, że słowa z trudem przechodziły mi przez usta.

Wojownik skinął głową i spojrzał mi w oczy.

– Nie chciałbym wiedzieć, ile osób zabiłby Heda, gdyby dowiedział się, że nie żyjesz – odparł, a w jego spojrzeniu zobaczyłam wesoły błysk, który od razu zniknął, gdy przeniósł wzrok na martwe ciało czarnobrodego.

– Przykro mi tylko, że Ethan musiał skończyć w taki sposób. Był świetnym wojownikiem. – westchnął cicho. – Niestety, hodnes laik kwelnes. Nie myślał racjonalnie po stracie bliskich. Nie miej mu tego za złe, Ailey kom Skaikru.

Skinęłam bezmyślnie głową, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Wojownik nachylił się nad czarnobrodym – Ethanem, jak udało mi się dowiedzieć – i jednym ruchem wyciągnął miecz z jego pleców. Dźwięk był tak okropny, że cała podskoczyłam. Nadal nie do końca docierało do mnie, co właśnie działo się wokół mnie – inaczej już dawno bym stąd uciekła.

– Dlaczego mnie uratowałeś? – spytałam po dłuższej chwili milczenia. – Nie nienawidzisz mnie, tak jak on? – nie byłam w stanie ukryć goryczy w swoim głosie.

Wojownik schował miecz do pochwy i podszedł do mnie. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale w jego szarych oczach nie widziałam wrogości.

– Tamtego dnia, kiedy upadłaś przed Hedą na kolana, po tym, jak... popełniłem błąd, kwestionując jego wybory, uratowałaś moją posadę, a może i życie – odpowiedział. – Myślę, że uratowanie twojego w zamian było sprawiedliwe.

Patrzyłam na niego w milczeniu, chwytając się bezwiednie za nadal bolącą szyję. Jestem pewna, że już zaczynam mieć na niej siniaki. Z całej siły starałam się nie patrzeć na martwe ciało czarnobrodego, nadal leżące obok nas.

Wciąż cała dygotałam, nie mogąc wyjść z szoku. Prawie straciłam życie, i to dosłownie kilka minut temu. Boże. Gdyby nie on... Gdyby nie przyszedł w porę...

– Poza tym... – po twarzy wojownika przemknął uśmiech. – Muszę przyznać, że twoje wyrzutnie są niezwykłe. I na pewno przydadzą się naszemu kru na długie lata, szczególnie, gdy zaczniemy je udoskonalać.

Nie mogłam powstrzymać słabego, ale szczerego uśmiechu na jego słowa.

– Dziękuję, naprawdę. Za wszystko – ujęłam jego rękę, w taki sam sposób, w jaki robią to wojownicy, gdy się witają. Ziemianin uścisnął ją i skinął mi głową.

– Musimy wracać do siedziby Hedy, i to szybko, jeżeli nie chcesz spóźnić się na spotkanie – rzucił w odpowiedzi i pociągnął mnie lekko w stronę wioski. Ruszyłam za nim powoli, bo moje nogi nadal drżały tak, że z trudem stałam prosto – ale po chwili zatrzymałam się, ze ściśniętym sercem odwracając się w stronę pozostawionego pomiędzy budynkami ciała Ethana.

– A co... co z nim?... – spytałam, z trudem biorąc głęboki oddech.

– Będzie bezpieczniej, jeśli Heda nie dowie się o tym, co się tu wydarzyło, przed rozmową pokojową – odparł wojownik, patrząc mi w oczy z naciskiem. – Zajmę się tym, bez obaw.

– Nie poniesiesz za to żadnych konsekwencji? – spojrzałam na niego ze zdumieniem. Jak mógł być tak obojętny wobec faktu, że właśnie zabił człowieka – i to członka jego plemienia?

Przez twarz Ziemianina przemknął uśmiech.

– Po tym, jak uratowałem życie ulubienicy Hedy, powinienem dostać co najmniej pół wioski – odparł rozbawionym głosem.

Stanęłam jak wryta.

– Co powiedziałeś?

Wojownik pokręcił głową, a jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.

– Chodźmy, gada, nie ma czasu – pociągnął mnie za rękę. Byliśmy już na głównej drodze, powoli wtapialiśmy się w wypełniający wioskę tłum. Mimo, że nadal byłam w szoku, otoczona ludźmi powoli zaczynałam odzyskiwać normalny rytm serca.

Dopiero kiedy stanęliśmy przed drzwiami do siedziby Hedy, wojownik odwrócił się do mnie – i wyprostowawszy się, otworzył przede mną drzwi. Zatrzymałam się i spojrzałam na niego.

– Zawdzięczam ci życie, a nadal nie wiem, jak się nazywasz – powiedziałam cicho.

Ziemianin uśmiechnął się, już po raz drugi tego dnia.

– Na imię mi Azair, pani. – przeszedł mnie dreszcz na to nowe, pełne powagi określenie – jakbym rzeczywiście była kimś ważnym. – A teraz wejdź do środka. Heda na pewno cię oczekuje. Życzę szczęścia i mądrości dzisiejszego wieczoru wam obojgu.

Mochof, Azair. Mebi oso na hit choda op nodotaim – odpowiedziałam z uśmiechem i skinąwszy mu głową, weszłam przez drewniane drzwi do siedziby Theo. Udało mi się jeszcze zobaczyć przebłysk zaskoczenia na jego twarzy.

Ailey kom Potamikru zaczyna nabierać prawdziwego znaczenia.


_______________________________________________

Tłumaczenie:

Nou! Ai as emo op gon kom op hir! – Nie! Ja prosiłam ją, żeby tu przyszła!

Hodnes laik kwelnes – Miłość jest słabością („Love is weakness")

Continue Reading

You'll Also Like

2.4K 61 8
Kayla Kayoko młodsza siostra Aniki Kayoko najlepsza przyjaciółka Tary Carpente i Mindy Meeks poznaje chłopaka o imieniu Ethan który odmienia jej życi...
171K 9.2K 32
Nora. Z pozoru zwyczajna dziewczyna, ale nie jest taka. Zostaje wysłana do tajemniczej Strefy, w której jak się okazuje, są sami chłopcy. Nie pamięta...
7.1K 355 22
Czarownica której czarodzieje nie znoszą bo jest Mugolaczką, Mugolaczka której rodzice nie znoszą dlatego, bo jest czarownicą. Na początku trochę ją...
664K 2K 31
Oneshots 18+!! Nic, co tu zawarte, nie jest prawdziwe Pojawiają się lesbian, ale gay raczej nie. Czytasz na własną odpowiedzialność. Zapraszam.