Light & Bright

By wiczi99

7K 708 136

Gdzieś na wschód Londynu mieściła się mała piekarenka ''Light & Bright'' założona przez starszą Panią Styles... More

2. ''I Might Never Be The One You Take Home To Mother''
3. ''And I Might Never Be The One Who Brings You Flowers'' (1/2)
3. ''And I Might N(ever) Be The One Who Brings You Flowers'' (2/2)
4. "But I can be the one..." (1/2)
4. "But I Can Be The One ..." (2/2)
5. ''... Be The One Tonight'' (1/2)
5. "... Be The One Tonight" (2/2)

1. ''I Might Never Be Your Knight In Shining Armour''

1.6K 106 36
By wiczi99

Święta, święta i po świętach. Tak mawiają inni. Niestety miewam inne zdanie. Dla mnie święta trwają miesiąc przed i miesiąc po Wgilii. No, cóż, póki mój ogródek tonie w bieli nadal mam poczucie rodzinnego ciepła i magii świąt, która zapodziała się pomiędzy starą huśtawką, a nie do końca pomalowanym płotem. Zaśnieżone miejsca parkingowe, które tylko czekają na wielką, czerwoną łopatę, oraz parę rąk, która pozbędzie się z nich tego puchu. Kolorowe lampki na choinkach, które żarzą jasnym blaskiem, a ty możesz tlić się w nich zaczytany w pięknej powieści. Po prostu zima była jedną z moich ulubionych pór roku, w szczególności, że od zawsze byłem domatorem. Nie to, że nie wychodziłem na dwór, bo w rzeczy jasnej robiłem to. Lecz większą radość sprawiało mi siedzenie w domu. Nawet z przyjaciółmi, czy rodziną, nie koniecznie samemu. Lubiłem czuć się bezpiecznie, jak w swoim małym zamku. Choć większość osób sprowadzała mnie na pobocze i traktowała wręcz niezauważalnie, nie zbyt się tym przejmowałem. Jak mówią, lepiej jest mieć jednego prawdziwego przyjaciela, niż stu fałszywych, czy jakoś tak. Mówiąc o przyjaźni, tę funkcję spełnia w moim życiu niski blondyn, a jego imię brzmi Narcyz. Nie. Żartowałem. To po prostu Niall, choć Narcyz brzmi bardzo podobnie. Nie chodzi mi tu o narcyzm, bardzie o kwiatka narcyza. Niall jest tak delikatny jak kwiatek. Trochę mniej, a trochę bardziej kolorowy. Podłużna linia ust, farbowane blond włosy, szaro niebieskie oczy, które z zimą przybierają jaśniejszy odcień. Jest wobec mnie lojalny i nigdy nie złamał danej mi przysięgi. Naprawdę bardzo go lubię. Co do reszty moich znajomych, nie trzymam się z nimi na tyle blisko jak z jasnowłosym Irlandczykiem. I myślę, że póki co jest dobrze.

Kolejny dzień w pracy. Do roboty Harry! Nie jest to papierkowa robota, z czego bardzo się cieszę. Kocham pomagać ludziom, takim jak moja babcia i szczerze zgodziłem się z jej propozycją pracy w piekarni, szczególnie, że ferie i tak za pewne spędziłbym z książkami czy filmami. Kilka godzin uśmiechów i szybkiego, sprawnego podawania towaru, gdybym w przyszłości mógł znaleźć taką pracę. Mam jeszcze trochę czasu na zastanowienie się, przecież siedemnaście lat to nie jest okres ponaglania nadchodzącej przyszłości.

Teraz miał nastąpić trzeci dzień pracy w piekarni, choć już wcześniej sobie tutaj dorabiałem. Nasi konkurenci, których siedziba mieściła się na przeciwległej ulicy zamknęli działalność z powodu kryzysu Pani Crump. Mimo, iż byli naszymi 'wrogami', to i tak szkoda mi ich.

Gdy dotarłem na miejsce jedyne na co przyglądałem się dłuższą chwilę to szyld nad budynkiem.

''Light & Bright''.

Pierwsza literka była trochę przekrzywiona, natomiast ostatnia została starta na tyle, że napis mógł głosić ''Light & Brigh''. Może pomógłbym babci odnowić szyld w wakacje?

Otworzyłem szklane drzwi i natychmiast zalał mnie zapach świeżych bułeczek oraz ciepłej czekolady.

Czym prędzej zabrałem się do pracy, co chwila potajemnie zajadając wcześniej udekorowane babeczki.

- Proszę, życzę smacznego – szczerzyłem się już dobre kilka godzin, a moje dołeczki właśnie przeżywały coraz intensywniejszy ból z gromadzącego się u mnie szczęścia.

Minęła moja zmiana, a jedyne co zostało mi do zrobienia do zamknięcie sklepu. Odłączyłem kasę i zakładając płaszcz przerzuciłem znaczek z ''Otwarte'' na ''Zamknięte''. Była już 20.00, a jedyne o czym mogła marzyć osoba w moim wieku i z moimi potrzebami to cicha spokojna kąpiel bez ciągłego natłoku słów klientów. Nie, żeby jakkolwiek mi to przeszkadzało. Gdy miałem klucze zawieszone na jednym z palców przypomniałem sobie, że zostawiłem telefon w małym składziku na miotły. Pośpiesznie udałem się tam po drodze nie zapalając wcześniej zgaszonego światła, przez co kilka razy potknąłem się o własne nogi. Tak, moje nogi nie należały do najkrótszych. Były jedną z dłuższych rzeczy w moim ciele, więc czasami miałem wrażenie, że wyglądam idiotycznie. Zmutowany Harold straszy dzielnice Londynu.

Gdy dotarłem do małego, klaustrofobicznego pomieszczenia chwyciłem komórkę, która wytrwale spoczywała na swoim miejscu, bez zamiaru nagłej ucieczki. Czy ja jestem trochę nienormalny? Może.

Chwytając małe urządzenie pomiędzy długie palce, usłyszałem dźwięk dzwonka, który zawiadamiał, iż ktoś wszedł do lokalu. Głośno przełknąłem ślinę oczekując na najgorsze. Przecież pisze, że zamknięte.

Czym prędzej schowałem telefon do płaszcza, a w jedną z rąk chwyciłem napotkaną miotłę, nieznacznie unosząc ją w górę. Ruszyłem ku kasie sklepowej. Owa postać zapaliła światło, a moje oczy zalała fala dziwnej pustki. Pokierowałem się do zarysu postaci jeszcze bardziej unosząc miotłę w górę, w celu wydania jakiegoś ciosu. Choć wolałbym nie posuwać się do przemocy fizycznej, ale cóż.

Chłopak odwrócił się w moją stronę. Wytrzeszczył oczy w szoku, a jego niebieskie, mające odcień fal morskich, tęczówki zabłysły w osłupieniu. Ubrany był w jeansową narzutę, parę vansów oraz ciasne rurki, które opinały jego krótkie nóżki. Przeczesał włosy malutką dłonią i uśmiechnął się nieznacznie.

- Uhmm – odchrząknął znacząco spoglądając na trzymaną przeze mnie miotłę.

- Och, myślałem, że jesteś złodziejem, czy coś – trochę zacząłem się jąkać i opuściłem wymierzony kijek.

- Czyli jakbym naprawdę był złodziejem pierwszą rzeczą jaką chciałbyś mnie nastraszyć byłaby miotła? - zaśmiał się, a ja mogłem podziwiać rząd jego równych zębów. Gdyby nie fakt, że o mało nie umarłem na zawał, to może pomyślałbym, że próbuję ze mną flirtować.

- Yhm, tak, przepraszam – wbiłem wzrok w podłogę i spaliłem buraka.

Niebieskooki uśmiechnął się do mnie jeszcze szerzej, a ja zastanawiałem się dlaczego do cholery te policzki nie wybuchły przez tak ogromny uśmiech. Jego zęby wręcz rozsadzały kości policzkowe od drugiej strony, a linia ust była na tyle spierzchnięta, że i same wargi mogły rozdzielić się na pół pod wpływem jego morderczego chichotu.

Palce chłopaka kurczowo zaciskały się na jeansowym materiale, a mi po prostu odebrało mowę. Przez około kilka minut nie wsłuchiwałem się w jego słowa, tylko zachłannie połykałem jego osobę wzrokiem, jakbym miał go już nigdy nie ujrzeć.

- ... Możesz to dla mnie zrobić? - dokończył zdanie, a ja wyrwałem się z wszelkich myśli o nim.

- C-co, możesz powtórzyć?

Szatyn zaśmiał się i podparł dłońmi o blat.

- Powiedziałem, czy możesz dać mi wszystko z tej listy – chłopak przysunął kawałek kartki w moją stronę na którym widniały napisy różnych smakołyków.

Skąd ja mam to wziąć?! Babeczki, ciastka, bezy ...? Przecież ja nie pracuję w piekarni. Zamyśliłem się. Kurwa, ja pracuję w piekarni.

- Och, już – przełknąłem zdenerwowany ślinę, a moje jabłko Adama odbyło długą podróż po całej długości szyi.

Zacząłem pakować wszelkie słodycze do torebki, a moje ręce trzęsły się z każdym jego głośnym oddechem.

Podałem torbę szatynowi, na co on wysunął portfel.

- Nie, to jest na koszt firmy – uśmiechnąłem się rutynowo ukazując dwa wgłębienia na policzkach.

Chłopak nie chętnie spojrzał na mnie, a ja czułem się taki mały. Choć to on był tym stanowczo niższym.

- Ale ....

- Żadnych, ale!

Chciałem jak najszybciej się go pozbyć, aby moja głowa mogła zatonąć w morzu jego niebieskich oczu. I bez skrępowania nie wynurzać się z nich. Oczywiście myślami. Nie żeby to miało się stać naprawdę.

Poza tym i tak odłączyłem już kasę, a wszelkie ceny posegregowałem na jedno kupkę, aby rano wszystko od nowa ułożyć, zgodnie z nowo wprowadzonym regulaminem.

- Gdzie mieszkasz? - zapytał grzebiąc w dłonią w spodniach. Odrobinę zamarłem, ale też narodziłem się na nowo.

- Yhm ....

- Spokojnie – zaśmiał się szturchając mój bark – Nie zgwałcę Cię, jeszcze.

''Jeszcze''. Teraz mój mózg wydawał niezrozumiałe rozkazy, których nie mogłem się posłuchać.

- Za to, że nie płacę podwiozę Cię do domu, hę?

Okej, może teraz powinienem posłuchać się rad rodziców głoszących: Nigdy nie wsiadaj z obcym do samochodu.

Niestety jedyne co mogłem powiedzieć to:

- Jasne – przepraszam mamo.

Podczas jazdy dowiedziałem się kilku przydatnych faktów o chłopcu. Louis Tomlinson, dziewiętnastolatek, który wyjechał z rodzinnego miasta – Doncaster. Uwielbia huczne imprezy, czego dowiedziałem się po zeszycie w jego aucie, gdzie widniał kalendarz z rozmieszczonymi godzinami spotkań towarzyskich. Chyba pali sądząc po popielniczce i zapachu tytoniu, którym zajeżdżał na kilometr. Nie będę go winić bo sam nie raz paliłem, lecz jedynie w towarzystwie. Nie mam do nich nałogu, zapalę jedynie, wtedy, gdy będę tego naprawdę potrzebował.

Starszy tłumaczył mi się, że zjawił się u nas tak późno, ponieważ nie wiedział, że piekarnia Pani Crump została zamknięta. Ich godziny pracy kończyły się o 21.00, a wszelkie święta urządzali na świeżym powietrzu w ogrodzie. Dlatego też mieli większy ruch od naszego. Z tego co pamiętam Louis wspomniał także, iż posiada czwórkę, czy tam piątkę sióstr, ale nic z tego. Nie zapamiętam ich imion. Chyba mówił coś o Frizzy, albo Fizzy, albo Firsey. Nie pamiętam. Gdy nieznacznie podwinął rękawy mogłem dostrzec na jego opalonej skórze masę tatuaży. Uwielbiam je. Sam mam kilka i póki co nie żałuję wyboru ich.

- Wiesz, co? - zagaił szatyn – Bardzo łatwo Cię zawstydzić.

Poczerwieniałem jak piwonia na słowa starszego.

- Widzisz? - zaśmiał się szczypiąc mój policzek – Założę się, że nie cały czas jesteś taki słodki i bezbronny Styles.

Trochę peszyła mnie jego otwartość i pewność siebie. W sumie też taki jestem, ale przy nim mam ochotę zakopać się pod ziemię.

Bez większych przeszkód dotarliśmy pod mój dom.

- Dziękuję za podwózkę – podziękowałem chłopakowi.

- Nie ma za co.

Otworzyłem drzwi i wysiadłem, a gdy byłem gotowy by je zamknąć jedyne co obiło mi się o uszy to zdanie chłopaka:

- Na pewno częściej będę odwiedzać tą piekarnię, oczywiście ze względu na gorący towar.

Ruszył na przód, a ja w otumanieniu wpatrywałem się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała czarna Skoda.

Continue Reading

You'll Also Like

4.9M 258K 34
Those who were taken... They never came back, dragged beneath the waves never to return. Their haunting screams were a symbol of their horrific death...
91.8M 2.9M 134
He was so close, his breath hit my lips. His eyes darted from my eyes to my lips. I stared intently, awaiting his next move. His lips fell near my ea...
53.9M 1.3M 70
after a prank gone terribly wrong, hayden jones is sent across country to caldwell academy, a school for the bitchy, the dangerous and the rebellious...
13.6M 675K 191
Ara, the only woman left alive after a plague, is searching for a way to save humanity. She thinks there isn't a man she can trust, until she meets K...