The First Time List: Second C...

By thebigblueyes

393K 26.4K 5.5K

•The First Time List: Second Chance• druga część The First Time List, akcja rozgrywa się półtorej roku późnie... More

Prolog
Second Meeting cz. I
Second Meeting cz. II
Second Small Talk
Second Promise
Second Visit in Salon Tattoo
Second Night Ride
Second Talk
Second Boy-Friend
Second Home Party
Second Shopping Together
Second Concert
Second Chance
Second Date
Second Date cz.II
Second Year
Second Trip
Second Cuddle
Second Unexpected Meeting
Second Surprise
Epilog
Second (First) Time List

Second Accident

13.7K 1K 150
By thebigblueyes

Tańczyłam razem z Luke'iem po środku parkietu jednego z klubów w Los Angeles, w którym byliśmy już kilka godzin. Theo zniknął mi gdzieś z oczu jakiś czas temu, ale umówiliśmy się, że wracamy wszyscy razem, więc mam pewność, że nie opuścił tego miejsca. Bawiłam się świetnie. Nie wypiliśmy dużo, przez co odczuwałam tylko lekkie skutki alkoholu płynącego w moich żyłach.

Poczułam jak Luke łapie mnie w tali i podnosi. Podrzucił mnie lekko obejmując ramionami moje uda. Nieznacznie nad nim górowałam. Zachichotałam i zniżyłam głowę, łącząc nasze usta w pocałunku. Wplotłam dłonie w jego włosy, lekko za nie ciągnąc. Odsunęłam się od niego po dłuższej chwili.

- Muszę do łazienki – powiedziałam, tak aby mnie usłyszał, a po chwili stałam już na parkiecie. Złapał za moją dłoń próbując nas wyprowadzić z tego tłumu. Kiedy minęliśmy ową grupkę ludzi, skierowaliśmy się w stronę toalet. Zdziwiłam się trochę, kiedy zamiast zatrzymać się przy damskiej poprowadził dalej, do męskiej. – Um.. Luke? – tu było na szczęście znacznie ciszej.

- Widziałaś tę kolejkę? To trwałoby wieki – mruknął. – W męskiej kolejek nie ma – przekroczyliśmy drzwi, a ja od razu poczułam na sobie kilka pytających i podejrzliwych spojrzeń. Blondyn puścił moją dłoń i kiwnął w stronę kabin.

- Znajdź Theo – poprosiłam i skierowałam się w odpowiednią stronę. Dziwnie się tu czułam.

Umyłam dłonie i po wysuszeniu ich papierowym ręcznikiem opuściłam pomieszczenie, od razu dostrzegając czekającego na mnie chłopaka.

- Co to za mina?- zaśmiał się.

- Nie jestem pewna co działo się kabinę czy dwie dalej... - przyglądał mi się z rozbawieniem. – Znalazłeś T?

- Napisał żebyśmy wyszli przed klub – pokazał mi swój telefon i wzruszył ramionami. Zabraliśmy swoje kurtki z szatni i opuściliśmy budynek. – Widzę go – powiedział i pociągnął mnie lekko do przodu, prowadząc w stronę brata.

- Gdzie twój telefon Lea?! – spojrzałam na niego zaskoczona.

- Zostawiłam w hotelu – odpowiedziałam puszczając dłoń Luke'a i podeszłam szybszym krokiem do chłopaka. Minę miał nie do odgadnięcia. – Coś się stało? Theo? – zaczynałam się denerwować.

- Dzwoniła do mnie matka, bo nie mogła dodzwonić się do Ciebie – zmarszczyłam brwi.

- Nie powinna być już w hotelu? I dlaczego do mnie?

- Wciąż jest w Nowym Jorku... - zaczął. Spojrzał na mnie niepewnie, a później na blondyna stojącego obok mnie i znów na mnie.

- Theo?

- Jest w szpitalu – zamrugałam kilkukrotnie.

- Coś jej się stało?

- Nie jej.

- Nie... - powiedziałam szybko kręcąc głową na boki. Mój oddech stał się krótki i szybki.

- Twój ojciec miał wypadek.

- Nie...

- Jest operowany – czułam jak robi mi się słabo.

- M-musimy wrócić... - powiedziałam cicho. – Musimy – podniosłam wzrok na blondyna, który przyglądał mi się ze współczuciem. Złapał mnie za ramię, przyciągając do siebie, ale niemal od razu się odsunęłam. – Theo, my musimy... teraz... - oddech zaczynał grząźć mi w gardle i zaczęłam się trząść. Chyba zaczynałam panikować.

- Lea! – spojrzałam na Luke'a wielkimi oczami. – Najbliższy lot będzie nad ranem – pochylił się, łapiąc mnie za policzki, a kciukami otarł moje łzy. Nawet ich nie poczułam. – Pojedziemy do hotelu i zabierzemy swoje rzeczy. Theo zajmie się biletami. Dobrze? – mówił powoli i spokojnie, a ja po prostu się w niego wpatrywałam, przytakując. – Będzie dobrze – powiedział i złożył pocałunek na moim czole. – Wszystko będzie dobrze – powtórzył.

Na lotnisku siedziałam jak na szpilkach, wpatrując się ślepo w jeden punkt przed sobą. Nie było mnie w domu jeden dzień, raz nie wzięłam telefonu... gdybym go miła może moglibyśmy polecieć wcześniejszym lotem. Czułam się okropnie i byłam zmęczona, w końcu nie spałam całą noc.

Wciąż nie dostałam telefonu od ciotki, więc nie wiedziałam co się tam dzieje. Chciałam już tam być, chciałam go zobaczyć. Usłyszeć, że będzie dobrze, że wyjdzie z tego.

Poczułam dłoń na swojej, ale zabrałam ją.

- Le...

- Luke, nie – usłyszałam Theo. – To nic nie da – poderwałam się z miejsca zaraz po tym jak wezwali nasz lot.



Było po drugiej popołudniu, kiedy przekroczyłam próg szpitala niemal biegnąc, nie zważając na ludzi zwracających mi uwagę, ani na to, że zostawiłam z tyłu Luke'a i Theo. Chciałam jak najszybciej znaleźć ciotkę i dowiedzieć się co z ojcem. Odkąd wylądowaliśmy chciałam skontaktować się z nią, ale od razu włączała się poczta.

Dostrzegłam ją rozmawiającą z pielęgniarką i szybko do niej pobiegłam.

- Ciociu!

- Lea? – odwróciła się w moją stronę.

- Co z nim? Mogę go zobaczyć? Gdzie jest?

- Lea, skarbie... tak mi przykro – zaczęła.

- C-co? – głos ugrzązł mi w gardle.

- Nie mogli go uratować. Miał duży krwotok, a kiedy udało im się nad tym zapanować... - jej głos zaczął się załamywać. – Jego serce się zatrzymało. Próbowali go reanimować dobrą godzinę, ale to nic nie dało. On nie żyje Lea – pokręciłam szybko głową na boki. To nie może być prawda. Nie może.

- J-jak? – zapytałam cicho. Serce biło mi tak szybko, że myślałam, że wyskocz mi z piersi. Oddech był krótki i płytki. Było mi niedobrze.

- Śpieszył się jadąc do mnie, bo coś zatrzymało go w pracy. Nie zapiął pasów, a jakiś dzieciak nie zatrzymał się na światłach, kiedy powinien i... Tak mi przykro Lea – objęła mnie ramionami, łkając, a ja po prostu tam stałam. Z rękoma wzdłuż ciała, wpatrując się w jeden punkt. Nie czując nic oprócz pustki.

- Mamo? – usłyszałam głos T. Odsunęła się ode mnie na niewielką odległość, a po chwili czułam ramiona Luke'a wokół siebie, więc odeszła kawałek. Jedną z dłoni wplótł w moje włosy, przeczesując je, ale nawet na to nie zareagowałam.

- Niestety – usłyszałam, a uścisk chłopaka lekko się wzmocnił. – Chyba jest w szoku. Zabierzcie ją do domu. Muszę jeszcze załatwić tu kilka rzeczy. To rzeczy które miał przy sobie.

- Chodźmy Lea – odwróciłam się i po prostu skierowałam się w stronę wyjścia. Szli za mną, rozmawiając między sobą szeptem. Przekroczyłam próg drzwi, a chłodne powietrze uderzyło we mnie. Czułam jak nogi się pode mną uginają i tracę równowagę, ale zaraz ktoś mnie złapał. Wyprostowałam się. – Pojedziemy do mnie – powiedział Luke.

- Nie – odpowiedziałam, nawet na niego nie patrząc. – Chce pojechać do domu.

- Ale... - zaczął, co zignorowałam schodząc po schodkach. Usłyszałam westchnięcie.

Siedziałam z tyłu w samochodzie Michaela, który odebrał nas z lotniska, po tym jak Luke go uprzedził, dzwoniąc do niego jeszcze z Los Angeles. W aucie panowała grobowa cisza, a ja nie odezwałam się ani słowem odkąd oznajmiłam, że chce pojechać do domu. Blondyn cały czas starał się dodać mi otuchy, najprostszymi gestami, kiedy zrozumiał, że na rozmowę nie ma co liczyć, a próbował ze mnie wyciągnąć choćby słowo.

Wzrok miałam utkwiony na małym napisie na dole szyby, a moje myśli krążyły wokół tego co powiedziała moja ciotka. Nie żyje. Jeden dzień mnie nie było. Jeden dzień go nie widziałam. Kiedy zbierałam się na lotnisko powiedziałam do zobaczenia, tyle że to do zobaczenia już nie nastąpi. Nie zobaczę go już, nie przywitam się z nim rano i nie podam kubka z kawą. Nie pójdę do niego z nadzieją, że mi doradzi, kiedy będę miała problem. Nie wygadam się mu i nie usłyszę kolejnych złośliwych żartów na temat mojego gotowania i za dużych porcji. Już go nie ma. Jedynej osoby, która kochała mnie bezwarunkowo, nawet jeśli tak naprawdę był tylko moim wujkiem. Nie zmienia to jednak faktu, że dla mnie na zawsze pozostanie moim ojcem.

- Jesteśmy – usłyszałam Mike'a. Poczułam chłód na swojej dłoni, którą trzymałam przy udzie i dopiero teraz zorientowałam się, że Luke musiał za nią trzymać całą drogę. Wysiadłam, tak jak zrobił to blondyn zabierając moje rzeczy z bagażnika. Theo został z matką, oznajmiając mi, że przyjedzie później.

- Lea? – odwróciłam wzrok od jakiegoś samochodu i zadarłam brodę, aby spojrzeć na chłopaka. – Chodźmy – ominęłam go kierując się do budynku.

Jazda windą zdawała się nie mieć końca, więc kiedy w końcu zatrzymała się na moim piętrze, lekko odetchnęłam. Chwilę później zatrzymaliśmy się pod drzwiami, które otworzył, znajdując klucze w moim plecaku. Popchnął je lekko, a ja przekroczyłam ich próg. Wszedł za mną i odstawił moje rzeczy. Nie zrobiłam ani kroku dalej.

- Chce zostać sama – powiedziałam.

- Co? Nie ma m...

- Proszę – szepnęłam przerywając mu.

- Lea – westchnął. – Nie możesz. Nie zostawię Cię samej.

- Luke...

- Nie.

- Czy ty choć raz możesz zrobić to o co Cię proszę?! – odwróciłam się w jego stronę. – Chce zostać sama – powtórzyłam. Westchnął, a na jego twarzy mogłam dostrzec smutek wymieszany ze współczuciem. Tak teraz będą wyglądać wszyscy, którzy na mnie spojrzą...

- Okay, ale nie robię tego bo chce. Jakby coś się działo, dzwoń – podszedł do mnie pochylając się i złożył długi pocałunek na moim czole. – Przyjadę rano. Kocham Cię Lea – powiedział, zamykając za sobą drzwi. Podeszłam do nich i zatrzasnęłam je, po czym zjechałam po nich w dół. Oparłam o nie głowę. Wszelkie tamy puściły, a z moich oczu zaczęły się wydostawać łzy, jedna za drugą. Wystarczyła chwila, a moje całe policzki były mokre. Szybko je przetarłam rękawami, ale to nic nie dało. Z moich ust wydobył się szloch.






Okay, trochę krótszy, ale jest w nim wszystko co miało w nim być. Także ten... nie zabijajcie mnie czy coś xD

Ktoś się popłakał?

Lov U moje małe księżniczki♥

Continue Reading

You'll Also Like

72.9K 2.1K 12
❝ ━ Gejowskie porno? ━ Zaśmiał się. ━ To nie jest śmieszne! I proszę, mógłbyś ze mnie zejść? Nie mogę oddychać. ❞ W którym całkowicie hetero chłopak...
4.2M 30.9K 7
Vivian znajduje się na wymianie studenckiej w Anglii. Zostaje zatrudniona jako pomoc kucharza w pałacu, gdzie poznaje sekrety i grzeszki rodziny król...