Dzieci Gwiazd i Lustra Lodu ✔

By kotta9

202K 8.3K 1K

Lindsay wiedzie normalne, niespecjalnie ciekawe życie. Do czasu... Nagle w przeciągu dwóch tygodni wydarza... More

☆ Prolog ☆
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
MOI DRODZY CZYTELNICY ♡
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
♡☆♡☆♡
Rozdział 11 -☆Opowieść Liama☆
TO NIE WSZYSTKO!
Zapraszam do sklepu :P
Pomożecie?

Rozdział 1

11.4K 740 133
By kotta9

Rozdział 1

– Podaj!

Skup się, Lin! Pamiętaj, żeby tylko dorzucić do Clary, myślałam.

Omijając przeciwniczki, dokozłowałam do połowy boiska, tym samym zmniejszając odległość między mną a Clarą. Dam radę, pomyślałam i wreszcie zdecydowałam się na rzut. Co prawda, piłka spłynęła na lewo, ale na szczęście w pobliżu była koleżanka z drużyny, która po chwili wpakowała ją do kosza. Rozbrzmiał gwizdek sędziowski, który oznaczał tylko jedno – koniec czasu. Mecz wygrany, koszulki przepocone i szczęście na twarzach graczy. W przypadku dziewczyn z mojej drużyny, uśmiechy wywołane były przez zwycięstwo. W moim – ze skończonej lekcji.

Nareszcie! Przebrać się i do domu.

W szatni dziewczyny ze zwycięskiej grupy wymieniały się uściskami i gratulowały sobie nawzajem wspaniałej gry, podczas kiedy przegrane zdawały się być w ogóle nieprzejęte wynikiem meczu. Prawie tak bardzo jak ja.

Nie wiem czy ktoś może być większym anty-fanem tego sportu ode mnie.

– Lindsay! Świetnie ci poszło! – Usłyszałam po chwili.

– Dzięki – odparłam zmieszana. – Ale wiesz, że gdyby nie Miranda, ta piłka wcale nie wylądowałaby w koszu...?

– Ważne, że do niej podałaś.

Tak, to było jak najbardziej przemyślane posunięcie, wywróciłam w myślach oczami.

– Na cześć naszej wygranej musimy iść na pizze! Kto jest za? – zapytała jedna z dziewczyn.

Uśmiechy natychmiast pojawiły się na twarzach koleżanek. Pomimo zmęczenia i tego, że nie miałam najmniejszej ochoty nigdzie iść, też się uśmiechnęłam i wyszłam razem z drużyną przed szkołę, aby czekać na autobus, który miał nas zawieść do pizzerii.

Wielki zielony ogórek podjechał. Wsiadłyśmy do niego, robiąc zamieszanie i zajęłyśmy wolne miejsca.

Podróż nie mogła trwać długo, nie w Hollyplace – miasteczku tak małym, że nie pomieściłoby supermarketu czy galerii. Były w nim tylko trzy główne ulice, cztery sklepy spożywcze, jedna pizzeria, parę kafejek, sklepów z ubraniami tyle, że można było policzyć na palcach u jednej ręki, i jedna szkoła. Tak, jedna szkoła, która łączyła w sobie podstawówkę i szkołę średnią.

Co zabawne, taka sytuacja miała miejsce w większości miast. Po Wielkiej Wojnie świat całkowicie się zmienił. Podobno kiedyś, za czasów naszych pra pradziadków, było inaczej, jednak nikt nie może powiedzieć jak, ponieważ nikt nie wie. Parę wybranych osób z pokolenia Wielkiej Wojny założyło Wielką Radę, która zakazała opowiadania o czymkolwiek, co się wydarzyło. Nie było już żadnych dowodów, żadnych ksiąg mogących dać odpowiedź. Wszystko zostało zniszczone. Historycy na próżno szukali wyjaśnień. Dlatego też, wersja przekazywana nam przez rodziców i nauczycieli, była taka: „Wielka Wojna trwała czterdzieści osiem lat, skończyła się i była tak tragiczna, że zakazano o niej wspominać, aby nigdy więcej to się nie powtórzyło". I nikt o nic nie pytał, bo nie uzyskałby odpowiedzi. Sprawa Wielkiej Wojny była zagadką niewyjaśnioną.

Pokręcone jak diabli.

Gdy weszłyśmy całą gromadką do lokalu, dziewczyny od razu zajęły stolik, który mógł pomieścić nas wszystkie i zaczęły trajkotać. Kątem oka zobaczyłam, jak kelnerka przewraca oczami.

Usiadłam na kanapie, wpychając się między dwie koleżanki, i zaczęłam przeglądać menu.

– Co zamawiamy? – zapytała Clara.

– Może niech każda weźmie sobie co chce? – zaproponowałam, bo nie miałam ochoty na pizze. Dziewczyny przystały na moją propozycję.

Wyciskany sok z pomarańczy powinien wystarczyć, pomyślałam zadowolona.

Po wypchaniu sobie żołądków, wszystkie stwierdziły, że muszą iść się uczyć na jutrzejszy test z biologii. Z przykrością przyznałam, że nie był to głupi pomysł. Jednak ciężko było uczyć się w domu komuś, kto musiał czekać do ósmej na kochaną matkę, aby ta zawiozła go pięć kilometrów za Hollyplace, gdzie stał jego dom. Uroki mieszkania poza granicami miasta.

Dziewczyny szybko ulotniły się z pizzerii, więc pozostało mi tylko jedno miejsce, do którego mogłam się udać – Caflea. Moja ukochana kawiarnia. Tam mogłam się pouczyć i zamówić kawę, która na pewno dodałaby energii moim szarym komórkom. A po wyczerpującym meczu i jeszcze wypadzie z koleżankami do pizzerii, tylko tego było mi trzeba.

Szłam oświetloną ulicą, czując na skórze lekkie podmuchy wiatru. Robiło się coraz chłodniej, jesień nadchodziła wielkimi krokami. Opatuliłam się szczelniej skórzaną kurtką, na tyle na ile mogłam, i przyspieszyłam.

Gdy weszłam do kafejki, przywitał mnie piękny aromat parzonej kawy, który nigdy nie opuszczał tego miejsca. Podeszłam do lady, aby złożyć zamówienie na planowany od dawna napój. Poprosiłam panią za ladą o to co zawsze. Usiadłam w rogu małego lokalu, gdzie lampa znajdowała się w tak idealnym miejscu, że rzucała światło na stolik, na którym zaraz pojawiła się książka do biologii. Otworzyłam ją na temacie o genetyce.

Jęknęłam zrezygnowana, zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, że walę głową w ceglany mur.

Zaczęłam czytać linijka po linijce. Myśli wciąż uciekały mi byle dalej od biologii. Uniosłam głowę znad kartek podręcznika i przetarłam oczy wierzchem dłoni.

Zaczęłam rozglądać się po lokalu. Kawiarnia była prawie pusta. W pewnym momencie mój wzrok spoczął na młodym chłopaku, który siedział dwa stoliki dalej i patrzył na mnie. Uniosłam brew wysoko w niemym pytaniu, jednak on nie unikał mojego spojrzenia. Zamiast tego podniósł wyzywająco głowę. Przyjęłam zaproszenie do „wzrokowej bitwy". W końcu mój przeciwnik poddał się z szerokim uśmiechem na twarzy.

Mięczak.

Wyglądał na niewiele starszego ode mnie. Miał jasnobrązowe włosy i całkiem przyjemny uśmiech. Gdyby nie moja kawa, którą właśnie postawiła przede mną kelnerka, pewnie dalej wgapiałabym się w nieznajomego i zapomniałabym, po co tu przyszłam. A przyszłam się uczyć!

Wróciłam do czytania niezwykle ciekawych informacji o genetyce, popijania napoju i zastanawiania się, kto był na tyle zdesperowany, aby badać te wszystkie rzeczy związane z moim tematem z książki. Litości!

– Hej, wolne? Może mogę się przysiąść? – zapytał pan Zabójcze Spojrzenie.

– Jak chcesz to siadaj – powiedziałam z miłym uśmiechem na ustach. – Ale musisz być cicho, bo się uczę. – Na dowód, że mówię prawdę, wskazałam palcem książkę rozłożoną na stoliku.

– Jestem Mike.

„Zabójcze Spojrzenie" lepiej pasowało.

– Lindsay.

– Miło mi cię poznać. Czy chodzisz do tutejszego liceum? – zapytał.

– Tak. Przedostatnia klasa. Ty też uczysz się w naszej małej szkole?

– Właśnie stamtąd cię kojarzę. – Uśmiechnął się.

O tak, ma bardzo ładny uśmiech, pomyślałam.

– A ty? W której klasie jesteś?

– W ostatniej. – Wyszczerzył się, pokazując białe zęby.

– Ach, widzisz, ja jutro mam test z biologii, który jest bardzo ważny, dlatego muszę się przyłożyć, jeżeli chcę za rok, tak jak ty teraz, kończyć szkołę. Także... – Spojrzałam na niego wzrokiem, który grzecznie, aczkolwiek dosadnie pokazywał, o co mi chodzi, jednak Mike nie zrozumiał przekazu i siedział dalej oparty o stolik.

Nie chcąc być niemiłą i powiedzieć wprost „Idź sobie stąd", postanowiłam wrócić do lektury. Nie dane mi było cieszyć się ciszą zbyt długo.

– Jesteś ciekawą osobą – powiedział.

– Tak? – bąknęłam, nawet nie wynurzając nosa z książki, i czytałam dalej.

– Czy wiesz, że masz piękne oczy?

– A czy wiesz, że naukowcom z Niemiec udało się zsekwencjonować w sześćdziesięciu procentach genom neandertalczyka? – rzuciłam sarkastycznie.

Zaczął się śmiać.

– Wątpię, żebym się ciebie stąd pozbyła w najbliższym czasie – ni to zapytałam ni stwierdziłam, jednak powoli uśmiech wkradał się także na moją twarz.

Mike'owi nie mogło to ujść uwadze.

– Obawiam się, że może być ciężko – potwierdził, chichocząc.

Poddałam się. Zatrzasnęłam książkę i wpakowałam ją do torby, po czym odwróciłam się do kolegi siedzącego obok mnie.

– Mike, chodzisz do ostatniej klasy w miejscowym liceum, jesteś śmiałym czarusiem i uwielbiasz przeszkadzać ludziom w nauce. Czym jeszcze możesz mnie zaskoczyć? – zapytałam, opierając się ręką o stół i zalotnie się uśmiechając.

– Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, po ukończeniu szkoły wyjadę uczyć się w jakimś większym mieście...

Podczas rozmowy, zaczęłam patrzeć na jego oczy w kolorze zieleni. Było w nich coś kojącego, zachęcającego. Zapytana o własną przyszłość roześmiałam się głośno, bo nie miałam pojęcia, co będę robiła za pięć czy dziesięć lat. Wtedy rozmowa skierowała się na inne tory – szkoła. Ci sami nauczyciele i ci sami znajomi – okazało się, że sporo nas łączyło.

Nagle zadzwoniła mama.

– Przyjechałam do Hollyplace. Bądź przed szkołą za dziesięć minut, to zabiorę cię ze sobą.

– Przecież mogę sama wrócić. – Wywróciłam oczami. Wcale nie chciałam przerywać rozmowy z nowym kolegą ze starszej klasy.

– Nie ma mowy! Jutro musisz wcześnie wstać. Jest już dziesiąta. O której chciałabyś pojawić się w domu?

– Okej, zaraz będę – powiedziałam i rozłączyłam się.

– Co jest? – zapytał Mike.

– Muszę iść pod szkołę.

– Już?

– Niestety, mama po mnie przyjeżdża. Mieszkam za miastem i ciężko byłoby mi potem wrócić.

– Odprowadzę cię. Jeżeli chcesz.

– To miłe. – Uśmiechnęłam się najpiękniej, jak potrafiłam.

Szliśmy szybkim krokiem, a buzie nam się nie zamykały. Fajny chłopak, przewinęło mi się przez myśl. Gdy zatrzymaliśmy się na szkolnym parkingu, samochodu mamy jeszcze nie było. Korzystając z okazji, odwróciłam się twarzą do Mike'a, aby jeszcze przez chwilę popatrzeć na jego przystojną twarz. No i te oczy...

– Czy dasz mi swój numer?

Podejrzewałam, że o to zapyta, a mimo to zrobiło mi się ciepło w brzuchu, kiedy usłyszałam te słowa. Skończyłam zapisywać ciąg cyferek w jego telefonie, w momencie, w którym na podjeździe pojawiła się mama.

– Cóż, będę się zbierać, więc... – Nie dane mi było dokończyć, ponieważ Mike przerwał mi wpół słowa.

– To był bardzo miło spędzony czas. Chętnie to powtórzę. – Uśmiechnął się, dał całusa w policzek, puścił oczko i odszedł.

Myślę, że stałabym tam jeszcze długo, gapiąc się w jego plecy, gdyby nie trąbienie mojej mamy.

– Wiadaj! – krzyknęła.

Usiadłam na miejscu pasażera w naszym starym gruchocie i opadłam z westchnieniem na oparcie siedzenia. Mama odpaliła auto i wyjechałyśmy spod szkoły.

– Kto to był? – zapytała, zabawnie poruszając brwiami.

– Kolega, którego właśnie poznałam. – Starałam się powiedzieć to tak obojętnie jak tylko się dało, no ale... nie dało się. Ekscytacja była doskonale słyszalna w moim głosie, a poważna mina tylko robiła ze mnie głupka, zamiast ukrywać podniecenie.

Mama zaczęła się śmiać.

– Słaby z ciebie kłamca.

– Kwestia wprawy, mamo! – Kiwnęłam ostrzegawczo palcem.

Opowiedziałam jej o Mike'u, całą historię. W niektórych momentach się śmiała, w innych dogryzała, ale cały czas była zainteresowana i wsłuchiwała się w to, co mówiłam. Prawdziwa przyjaciółka. Dała mi sporo życiowych rad w stylu: „Uważaj na siebie, dziecko!" albo „Pamiętaj, nie dawaj mu się obmacywać!".

W domu poszłam pod prysznic, przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka. Byłam zmęczona, ale szczęśliwa. Cieszyłam się z zawarcia nowej znajomości. I wtedy nagle przypomniałam sobie, że nie umiałam prawie nic na jutrzejszy test. Znowu miałam mętlik w głowie.

Może wstanę wcześniej, żeby się pouczyć? Tak, to dobry pomysł, pomyślałam. Absolutnie niczego już bym się nie nauczyła dzisiejszego wieczoru.

Potem zaczęłam wspominać spotkanie z panem Zabójcze Spojrzenie. Zastanawiałam się, kogo jeszcze los postawi na mojej drodze?

Wtedy nie miałam pojęcia, jak bardzo zaskoczy mnie odpowiedź na to pytanie, która zmierzała wielkimi krokami w moją stronę. Już niedługo miałam się z nią zetknąć.

*

Obudziłam się – tak jak zaplanowałam – o piątej trzydzieści. Mając na dziesiątą do szkoły, mogłam zrobić wiele pożytecznych rzeczy. Na przykład pouczyć się do testu, podpowiedziała mi moja podświadomość. Po godzinie nauki, zdecydowałam wyczołgać się z łóżka. Nie mogłam dłużej wpatrywać się w karty podręcznika i analizować etapy transkrypcji.

Wyszłam z pokoju na korytarz. Na palcach przeszłam obok pokoju mamy, żeby jej nie obudzić. Gdy już dostałam się do łazienki, zatrzasnęłam drzwi na kluczyk i poszłam pod prysznic. Szybka kąpiel na początek dnia, potrafi dodać skrzydeł.

Kiedy już się ubrałam, poszłam do kuchni. Przed samym wejściem stało duże lustro. Nie zatrzymywałam się przed nim. Wiedziałam, co zobaczę – niebieskooką blondynkę, średniego wzrostu, z jasną cerą, rumieńcami i bladymi usta. Miałam nadzieję, że od wczoraj nie wyskoczyły mi na nosie jakieś niespodzianki.

Podczas robienia tosta, zaczęłam oglądać zdjęcia przyczepione do lodówki.

Na samym środku wisiał obrazek przedstawiający mnie i mamę. Pamiętałam kiedy powstał. W trzeciej klasie. Cała grupa miała namalować swoją rodzinę.

Uśmiechnęłam się smutno. Fala wspomnień zalała mój umysł. Przypomniało mi się, jak to jest, gdy jesteś jedyną osobą w klasie, która nie ma ojca. Nigdy wcześniej mi go nie brakowało, bo zawsze miałam mamę, ale wtedy, w trzeciej klasie, coś się zmieniło. Pamiętam, jak Sandra Flis podeszła do mnie na przerwie razem ze swoją koleżanką, Leną. Zaczęła zadawać mi pytania, a cała klasa przysłuchiwała się i drwiła ze mnie.

– Lindsay, kim jest twój tata?

– Ja nie mam taty – powiedziałam na tyle obojętnie, na ile może wysilić się dziesięciolatka, po czym uniosłam głowę, spoglądając w oczy całkiem wysokiej dziewczynki.

– A co się stało z twoim tatą?

– Ja... nie wiem. – To pytanie zachwiało moją pewność siebie.

Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, bo nie musiałam. Gdzie był? Co robił?

– Jak to? Czy ty w ogóle znałaś swojego tatusia?

– Oczywiście, że tak – skłamałam.

– Jak on wygląda? – Sandra nie dawała za wygraną. – Kochasz go?

Tego już było zdecydowanie za dużo. Właśnie wtedy wybiegłam z klasy i schowałam się w damskiej toalecie, po czym nie wychodziłam z niej przez następne dwie lekcje.

Dzieci potrafią być bardzo wścibskie i okropnie niegrzeczne...

Otarłam ręką łezkę spływającą po policzku. Nie powinno jej tam być. Minęło tyle czasu. Najśmieszniejsze było to, że nadal nie znałam odpowiedzi na żadne z tych pytań. Mama nie potrafiła mi na nie odpowiedzieć. Nie wiedziałam czy nie znała odpowiedzi, czy tak bardzo bolało ją poruszanie tych tematów. Wiedziałam jednak, że miała z tym duży problem, a szczerze mówiąc, nawet nie wiedziałam, czy chciałam wiedzieć. Skoro myśl o moim ojcu powodowała rozkwitający smutek na twarzy mojej mamy, nie mógł być kimś dobrym. Po co więc miałam męczyć ją i zamartwiać siebie?

Naokoło mojego obrazka wisiały zdjęcia. Na większości widniała moja uśmiechnięta, dziecięca buźka i przytulająca się do mnie Susan – dawna przyjaciółka, która po skończeniu podstawówki wyjechała z Hollyplace. Pierwsze pół roku bez niej było istną katastrofą, ale potem jakoś się pozbierałam. Nikogo nigdy nie dopuściłam do siebie tak blisko jak ją. Czasem mi jej brakowało. Tej bliskości z ważną dla mnie osobą, której nie czułam od tak dawna. Fajnie byłoby znów mieć przyjaciela.

Dzyń! Tost się zrobił.

Jak dobrze, że byłam otoczona tak codziennymi i zwykłymi rzeczami jak tosty. Gdyby nie ten tost, całkowicie zatraciłabym się w mojej sentymentalności i rozpłakała przez głupie zdjęcie i rysunek z trzeciej klasy. Miałam żelazną zasadę, której nie chciałam i nie mogłam złamać – musiałam być silna. Taka właśnie będę, pomyślałam, i taką powita mnie dzisiaj pan od biologii.

*

W szkole byłam dziesięć minut przed lekcją. Szłam korytarzem, przypatrując się obcym twarzom. Nie będę ukrywała – szukałam kogoś. Kogoś kto dał radę przełamać pierwsze lody, zainteresował się mną i nawet wziął ode mnie numer telefonu!

Gdy zauważyłam salę, z której właśnie wychodzili ludzie z ostatniej klasy, miałam nadzieję, że go zobaczę. Niestety, nie było tam Mike'a.

– Lin!

Odwróciłam się uśmiechnięta, słysząc męski głos, wołający mnie. Rozejrzałam się, a kiedy zobaczyłam osobę, która krzyczała moje imię, to choć z jednej strony zawiodłam się, z drugiej – ucieszyłam jeszcze bardziej.

– Eric! – Szczęśliwa wpadłam mu w ramiona.

Uniósł mnie nad ziemię i zakręcił się ze mną dookoła.

Tak dawno go nie widziałam. Mój kochany kuzyn nareszcie przyjechał z wizytą. Ostatni raz był w Hollyplace rok temu.

– Co tu robisz?

– Wpadłem się przywitać. Chyba się trochę stęskniłem.

– Trochę? – Roześmiałam się. – Ja się strasznie stęskniłam!

– Urosłaś.

– Ja urosłam? – zapytałam z niedowierzaniem.

Ostatni raz gdy go widziałam, był może pół głowy wyższy ode mnie i chudy. Teraz ledwo dosięgam mu do pachy, a jego biceps przypominał kulę do kręgli. Czemu więc mój braciszek mówił mi, że urosłam?

– To znaczy „wyrosłaś" – poprawił się. – Wyglądasz dojrzalej i poważniej, ale nadal pięknie, dziecino.

– A ty chyba nie wychodzisz z siłowni, byczku. Zdradź mi sekret – jak mam takie coś wyhodować? – zapytałam, wskazując palcem na jego biceps.

Eric roześmiał się. Bardzo brakowało mi jego śmiechu, potarganej blond czupryny i brązowych oczu.

Mój kuzyn od zawsze zachowywał się dojrzalej niż ja. To on mnie niańczył i to on odwodził mnie od głupich pomysłów za które i tak, koniec końców, zabieraliśmy się razem. Syn brata mojej mamy był ode mnie tylko o tydzień starszy.

– Do kiedy zostajesz? Jak długo?

– Trzy dni.

Opuściłam głowę ze smutkiem, a z jego ramion zdjęłam moje ręce, którymi objęłam się w pasie. Ból ścisnął mi żołądek.

– Dlaczego tak krótko? – zapytałam.

– Tata dostał pracę w jakimś miasteczku na południu, daleko stąd. Mamy się tam przenieść na rok – wyjaśnił, patrząc mi głęboko w oczy.

Dostrzegłam w nich tęsknotę, ale to było coś więcej niż tylko tęsknota za mną. To była tęsknota za ustatkowaniem. Eric zmieniał szkołę i miejsca zamieszkania co chwila. Nie miał prawdziwych przyjaciół, nigdy nie należał do szkolnej drużyny futbolowej, mimo tego, że zawsze chciał, i nigdy nie miał dziewczyny.

– Tak mi przykro. – Starałam się zabrzmieć jak siostra pocieszająca brata, ale wyszło to dość żałośnie.

Eric przeniósł wzrok z naszych stóp na moją twarz i skrzywił się.

– Nie wiem do końca gdzie mamy mieszkać, ale ponoć jest tam dużo zieleni.

– Czyli wieś?

Zachichotał.

– Tak – odparł rozbawiony. – Chyba w ten sposób tata chciał mi to delikatnie przekazać.

Nagle zadzwonił dzwonek na lekcję. Obok nas zaczęły przeciskać się szesnastolatki, oglądające się za moim kuzynem. Spojrzałam na niego przepraszająco i zaproponowałam:

– Słuchaj, przyjedź po mnie do szkoły o szesnastej. Pójdziemy do jakiejś kawiarni lub do parku. Coś wymyślimy i pogadamy. Muszę teraz iść na lekcję.

– Dobrze – rzucił tylko.

Na pożegnanie objął mnie mocno. Oddałam uścisk ze zdwojoną siłą. Puścił mnie i skierował się w stronę wyjścia. Jego szerokie ramiona, lekko zgarbione plecy i figura atlety musiały robić spore wrażenie na dziewczynach, które zalotnie się do niego uśmiechały i oglądały za nim. Nawet na mnie robił wrażenie. Ale kto by się nie oglądał za facetem rodem z filmu o surferach?

Ktoś mnie popchnął, przez co upuściłam torbę, a książki wysypały się na podłogę. Pozbierałam je szybko i ruszyłam do klasy. Spóźniona weszłam do sali, w której cała grupa pisała test. Test z biologii! Zapomniałam, że miał być na pierwszej godzinie. Przeprosiłam za – jak to nazywał nauczyciel – brak poszanowania dla czasu, który nam poświęcał, po czym wzięłam test, usiadłam w ostatniej ławce i zaczęłam pisać.

Poszedł mi nadzwyczaj gładko. Bez większych problemów przebrnęłam przez dwadzieścia parę zadań i oddałam kartkę.

Pierwsze parę godzin minęło zaskakująco szybko. Na długiej przerwie poszłam na dziedziniec, pooddychać świeżym powietrzem. Musiałam korzystać z tego wybiegu dla uczniów, póki mogłam. Za jakiś tydzień lub dwa zrobi się na tyle zimno, że go zamkną.

Usiadłam pod altanką, w której siedziało wiele osób z ostatniego roku. Oparłam się o drewnianą ściankę, wpakowałam słuchawki do uszu i zaczęłam słuchać muzyki. Kojące dźwięki zdawały się ciągnąć moje powieki w dół. W końcu poddałam się. Zamknęłam oczy. Nagle poczułam, jak ktoś położył mi rękę na ramieniu. Ten niespodziewany ruch wybudził mnie z transu. Podskoczyłam na ławce, otworzyłam szeroko oczy i prawie pisnęłam zaskoczona.

– Mike! Nie wiedziałam, że jesteś w szkole.

– Siedzę w tej budzie od ósmej. – Zaśmiał się przyjaźnie.

– Nie widziałam cię wcześniej.

– A ja ciebie tak – powiedział z dziwnym wyrazem twarzy.

– Czy coś się stało? – zapytałam lekko poddenerwowana.

– Wiesz... – zaczął niepewnie. – Kto to był?

– O kim mówisz?

– Ten koleś. Ten z którym przytulałaś się dzisiaj rano. Twój chłopak?

W tym momencie kamień spadł mi z serca, bo nareszcie wiedziałam, o co mu chodziło. Zaczęłam się śmiać.

– To był mój kuzyn, Eric. Nie widziałam go przez rok! Musiałam go wyściskać.

Po twarzy Mike przemknął cień zaskoczenia i najwyraźniej ulgi. Sam roześmiał się i usiadł obok mnie.

– Wybacz mi to pytanie.

– Rozumiem cię. Pewnie musiało to dziwnie wyglądać. Cieszę się, że zapytałeś.

– A ja się cieszę, że mi to wyjaśniłaś. – Wysunął dolną wargę. – Trochę mi teraz głupio.

– Nie musisz czuć się głupio. – Zaśmiałam się i złapałam go za dłoń.

Mike najpierw popatrzył na nasze ręce, a potem przeniósł wzrok na moje oczy. Chociaż właśnie topił mi się mózg pod wpływem jego spojrzenia, za nic nie zamierzałam puszczać jego dłoni!

Nagle zadzwonił dzwonek. Idealne wyczucie czasu.

– Czy chcesz wyskoczy gdzieś ze mną po szkole? – zapytał.

– Pewnie... – Nagle coś sobie przypomniałam. Eric. – Ale może nie dzisiaj. Umówiłam się już z kuzynem.

– Tym osiłkiem?

Przytaknęłam.

– To może jutro się zgadamy? – zaproponował. – Muszę lecieć. Do zobaczenia.

– Do zobaczenia.

Na pożegnanie ścisnął moją dłoń. Szybko jednak ją wypuścił i pomaszerował środkiem dziedzińca.

*

Po lekcjach leciałam przez korytarz jak na skrzydłach. Wypadłam przed szkołę i zobaczyłam motor Erica. Nie zastanawiając się długo, podbiegłam do niego, cmoknęłam w policzek i założyłam kask, który mi podał. Siadłam za nim i wtuliłam się w jego skórzaną kurtkę. Pojazd zawarczał. Zanim wystartowaliśmy, Eric odwrócił głowę, uniósł szybkę kasku i zapytał:

– To co? Caflea?

– Caflea. – Kiwnęłam z zadowoleniem głową.

Czułam przez kurtkę, jak jego mięśnie napinają się od chichotu. Zatrzasnął szybkę kasku, odwrócił się w stronę ulicy i ruszyliśmy.9*-+



************************


Nie wygląda jak fantasy? Ale jest - OBIECUJĘ :)

Prawdziwa akcja "nie z tego świata" rozpoczyna się koło piątego rozdziału! Bądźcie wytrwali- opłaci się :) sami zobaczycie.

Gwiazdki i komentarze mile widziane

No to co? Miłego czytanka :*

Continue Reading

You'll Also Like

1.1M 69.2K 200
Oferujemy: najlepszego hot tatę, mądrą główną bohaterkę, ciotkę totalnego bossa, simpujących kuzynów bliźniaków, denerwującego księcia i wiele wiele...
88.5K 9.9K 93
Piąta część tłumaczenia, poprzednie możecie znaleźć na moim profilu!! Manhwa nie jest moja. Tłumaczenie jest amatorskie i mogą pojawiać się błędy or...
6K 497 40
Amatorskie tłumaczenie! Nie jestem autorką. Służąca hrabiego, Asha marzyła jedynie o zarobieniu pieniędzy dla swojej chorej matki oraz otwarciu małeg...
102K 7.3K 189
Heja. Zapraszam na dalsze opowieści Maxi i Riftana w sezonie 2 :) (To nie moja manhwa, ja tylko tłumaczę) Na moim kanale również znajdziecie Sezon...