Szlaban// Jegulus

By ZuziaLuzia123333

24.6K 1.6K 1.9K

Kto nie znał Jamesa Pottera? Chłopaka należącego do szkolnej elity, rozrabiakę wszechczasów i jednego z huncw... More

PROLOG
Aguamenti
Szlaban i skrzydło szpitalne
TSDG
Wyznanie i Hogdmeade
Niepewność
Randka i konfrontacja
Mecz i pocałunek
Kolejny pocałunek
Prawdziwa randka
Urodziny Marlene McKinnon
Pijany Regulus i miły poranek
Cyrk i propozycja nie do odrzucenia
Strach Regulusa i problem Lily Evans
Krzywda Evana Rosiera
Dzień zakochanych
Państwo Potter i Walburga Black
Problem Regulusa Blacka
Pierwsza drama
EPILOG
Dodatek: Ostatni rok ślizgonów
Dodatek: pierwszy raz

Te dwa magiczne słowa

821 65 89
By ZuziaLuzia123333




Młody ślizgon nie mógł zasnąć już od paru godzin. Patrzył się bez celu w ciemny sufit i próbował jakkolwiek zrozumieć, co się stało przez cały dzień. Dalej tego nie pojmował - uciekł od matki, trafił do kochającego domu i rodzice Jamesa go zaakceptowali. Chrapiący obok Syriusz nie polepszał sytuacji Regulusa, więc chłopak w końcu wstał i jak najciszej potrafił, zaczął iść w stronę pokoju Jamesa. 

Nie bał się ciemności, wręcz ją uwielbiał. Za to właśnie kochał lochy w Hogwarcie było w nich zawsze ciemno nie ważne czy był dzień, czy noc. Dlatego też opanował zdolność skradania się nocą do perfekcji. Nieśmiało wszedł do pokoju młodego Pottera, który był po drugiej stronie pierwszego piętra. 

— James — nie miał serca go budzić, jednak wiedział, że się na niego nie obrazi. Delikatnie potrząsł ramieniem starszego, który jęknął, naciągając wyżej kołdrę. Westchnął i położył dłonie na obu ramionach chłopaka, tym razem trzęsąc nim mocniej.

— Na Merlina, pali się czy co?— zapytał, zrywając się do pozycji siedzącej. Gdy dostrzegł Regulusa, siedzącego obok odetchnął i przesunął się bliżej ściany, robiąc drugiemu miejsce. Black położył się tyłem do starszego i mocno naciągnął kołdrę, przybliżając się jak najbliżej kochanka.— Co jest?

— Nie mogę spać — powiedział, łapiąc dłoń starszego, która przerzucona była przez jego biodro. Zaczął bawić się palcami okularnika, przy wskazującym znajdując małą krzywiznę.— Złamałeś go kiedyś?

— W pierwszym dniu szkoły. Przytrzasnąłem go sobie drzwiami od toalety — zaśmiał się na wspomnienie Petera, który na widok złamania padł nieprzytomny.— Remus jakoś naprawił mi tego palca, ale ślad został. Czemu nie możesz spać? To przez nowe miejsce?

— To też. Czuję pustkę... Walburga niestety w końcu była moją matką i pełniła jakąś rolę w moim życiu. Mam wrażenie, że to wszystko jest jedynie snem, a gdy zasnę obudzę się na Grimmauld Place 12 — wyszeptał. James stanowczym ruchem przekręcił chłopca na plecy i zawisł nad nim. Zielone oczy Regulusa błyszczały, przez światło księżyca, a rumieniec chociaż niezauważalny dla starszego, rósł z każdą kolejną chwilą.

— To nie jest sen, promyczku — przybliżył usta do ucha ślizgona, przez którego ciało przeszła fala dreszczy. Złożył na małżowinie delikatny pocałunek, wdmuchując ciepłe powietrze do wrażliwego miejsca. Regulus automatycznie zgiął szyję w bok, umożliwiając Jamesowi kolejnego dręczenia. Potter uśmiechnął się wrednie i zaatakował usta Blacka, dłonią delikatnie chwytając czarne włosy z tyłu głowy. Przyciągnął go do głębszego pocałunku, a po parunastu sekundach zszedł ustami na blady obojczyk. Spojrzał głęboko w zamglone oczy chłopca i niepewnie chwycił za rąbek jego koszuli nocnej. Nie widząc sprzeciwu pociągnął ją do góry odsłaniając klatkę piersiową ślizgona.

James podziwiał każdy centymetr alabastrowej skóry, gładząc ją pieszczotliwie kciukiem. Regulus był piękny, delikatny i niewinny. Może trochę wychudzony, ale to zawsze może poprawić, wciskając mu kolejne jedzenie swojej matki. Nieśmiało cmoknął jedno z wystających żeber, traktując Blacka jak porcelanową laleczkę. Z każdym pocałunkiem schodził coraz niżej, jednak odsunął się, gdy poczuł jak ciało młodszego się spina.

— Niżej nie — stwierdził chłopiec. James przytaknął i wrócił do obcałowywania ciała Regulusa.— Chyba powinniśmy iść spać.

— Tak myślisz?— mruknął Potter, wtulając buzię w goły brzuch młodszego. Cały czerwony Regulus chciał sięgnąć po koszulkę, jednak James okazał się silniejszy i chwycił go mocno w pasie.— Pójdziesz sobie?

— Zostanę — powiedział, gładząc policzek gryfona. Ubrał brakującą część garderoby i wrócił na swoje poprzednie miejsce. James znów przerzucił swoje ramię przez biodro Blacka, chcąc mieć go jak najbliżej siebie. Wtuleni w swoje ciała zasnęli od razu, zapominając o bezsenności. 



Jamesa obudziły promienie słońca, które drażniły jego oczy. Przetarł zaspaną twarz dłonią i powoli uchylił jedną powiekę. Od razu poczuł mocny zapach jajecznicy wymieszanej z świeżym, wiejskim powietrzem. Dotknął miejsce obok siebie z niezadowoleniem odkrywając brak Regulusa. Spojrzał w stronę uchylonego okna, przy którym siedział rozpromieniony nastolatek.

— Na co tak patrzysz?— ziewnął, naciągając kołdrę na swoje rozgrzane ciało. Black zawstydził się, jakby robił coś nielegalnego. Speszony, odwrócił znów wzrok na długie polany, zlewające się z niebieskim niebem.

— Na koniki — odpowiedział z zażenowaniem. Miał piętnaście lat, a pierwszy raz na żywo widział te zwierzęta. Walburga stroniła od takich wiejskich, biedackich rzeczy. Wolała miasto i smród węgla.— Będziemy mogli iść zobaczyć gęsi? Widziałem jak szły... a nigdy na żywo ich nie widziałem.

— Jasne — Potter uśmiechnął się szeroko i w końcu wstał z łóżka. Podszedł do swojego chłopaka i objął go od tyłu, zanurzając nos w ciemnych lokach.— Cokolwiek będziesz chciał.

Do pokoju wpadł Syriusz cały usmarowany w jakiejś mazi i z wielkim uśmiechem na twarzy. Zmierzył ich dwuznacznym spojrzeniem i poruszał znacząco brwiami.

— Co, Rogaś. Kolejne łóżko poświęcone?

James nie powtrzymał się od rzucenia w stronę przyjaciela laczkiem. Starszy Black strategicznie schował się za drzwiami, czekając aż atak przeminie.

— Mama woła was na śniadanie!— krzyknął i dało się już usłyszeć jak schodzi po schodach.

Mama... to słowo brzmiało jakoś dziwnie. W końcu Euphemia nie urodziła Syriusza, a ten traktował ją jak rodzicielkę. Czy Regulus był za mało empatyczny by to zrozumieć? Może. Dziwnie się czuł jak obca kobieta otoczyła go nagle matczyną troską. Tym bardziej, że jego brat nazywał ją tak jak nazywał. Poczuł się jeszcze bardziej niekomfortowo, w końcu Syriusz nazywał Eupgemie mamą, Fleamonta ojcem, Jamesa bratem. Miał wrażenie, że oni wszyscy są jak puzzle, a on nie pasuje do tej układanki.

— Znowu się zawiesiłeś — Potter pomachał dłonią przed twarzą Regulusa. Black coraz częściej bujał w obłokach i nie podobało się to gryfonowi. Miał wrażenie, że coś go trapi, a ślizgon nie chce mu powiedzieć prawdy.— Jak jest coś czym się martwisz...

— Nie, myślałem o Walburdze — skłamał. Nie chciał martwić Jamesa, w końcu odwiedził swój dom, rodziców i psa, niszczenie jego wspaniałego humoru dręczyłoby Blacka dniami i nocami.— Idziemy na to śniadanie?

— Co ty na to, żeby później pójść nad jeziorko?— zapytał, otwierając brązowe drzwi przed Regulusem. Nastolatek przytaknął i po zejściu na parter wzięli się za spożywanie śniadania. Black uważnie słuchał rozmowy między dwoma Potterami, a Syriuszem.

— Regulusie — zaczepiła go pani Potter. Ślizgon spojrzał pytająco na kobietę, kątem oka dostrzegając jak James nakłada mu na talerz kolejne kiełbaski. Kopnął go dyskretnie pod stołem, ignorując syknięcie spowodowane bólem.— Syriusz mówił, że bardzo dobrze się uczysz. Kim chciałbyś być w przyszłości?

To było bardzo dobre pytanie. Kim młody Black chciałby być? Na pewno nie aurorem, w końcu płynęła w nim ślizgońska krew i jakoś nie widział siebie, gdy staje w obronie  innych. W sumie był dobry w nauczaniu innych, każdy go słuchał i bał mu się sprzeciwić. Miał najlepsze oce swoim roku z OPCM.

— Chyba nauczycielem — odpowiedział z delikatnym, trochę wymuszonym uśmiechem. Kobieta była dla niego bardzo miła, więc chciał jej pokazać, że nie jest jakimś bucem, który łypie na wszystkich spode łba.

— Czego?

— Obrony Przed Czarną Magią.

— Radzisz sobie lepiej z eliksirów — zauważył Syriusz, nakładając sobie kolejną porcję jedzenia.— Na Merlina, nie dość, że kończysz szkołę, to później z własnej woli do niej wracasz. Jesteś jakiś nienormalny!

— Przypominam ci, że mamy te same geny, panie normalny — fuknął, dyskretnie pokazując bratu środkowy palec. Czasami dwójka Blacków zachowywała się jak typowe, kochające się rodzeństwo, które jak widać, wspierało się na każdym kroku.— OPCM jest ciekawsza niż eliksiry. Tak to bym musiał chodzić między stanowiskami i sprawdzać czy dobrze pokroili korzenie. Obrona Przed Czarną Magią jest ciekawsza.

— I masz doświadczenie — dodał pan Potter. James spojrzał na niego z szeroko otwartymi oczami, a Euphemia znów miała w planach morderstwo. To jaki Fleamont był nietaktowny wiedzieli nie od dziś, jednak czasami jedno, durne zdanie potrafiło odblokować dziesiątki przykrych wspomnień.

— Tato — upomniał go James. Zmartwiony spojrzał na swojego chłopaka, który patrzył pusto na swój talerz. Musiał w końcu porzucić przeszłość za sobą, jeśli miałby uczyć o zaklęciach niewybaczalnych. Nie mógł przecież rozpłakać się przy całej klasie, przez nazwę jednego z czarów. 

— Racja — poparł go Regulus, zaskakując przy tym wszystkich dookoła.

Po skończonym śniadaniu szybko się ubrali i ruszyli w teren. Szli wolnym spacerkiem, Black podziwiał każdą roślinkę, zwierzątko i drzewo. W końcu doszli do pięknego, dużego jeziora, które otoczone było drzwiami i krzewami.

— Jak tu pięknie — westchnął. Nagle coś mu mignęło przed oczami. Parę metrów od brzegu na wodzie kiwała się kłoda, a na niej malutki kotek. Zaniepokojony Regulus podszedł bliżej i pociągnął zdezorientowanego Jamesa za ramię.— Widzisz? Kot!

— No i jak my mamy go wyciągnąć?

Oboje nie skończyli siedemnastu lat, przez co groziłyby im kłopoty, gdyby użyli magii. Zresztą i tak przy sobie różdżek nie mieli. Dom Potterów był za daleko, więc została jedyna opcja - po mugoslku.

— Na Merlina, Reg! Co ty wyprawiasz?!— krzyknął na chłopaka, który zdejmował z siebie kurtkę.— Umiesz ty w ogóle pływać?

— Nie.

— Matko, umawiam się z debilem — uderzył się z otwartej dłoni w czoło i sam zaczął zdejmować kurtkę.— Ja pójdę, umiem pływać i kiedyś tam z tatą morsowałem.

Black z zaniepokojeniem śledził każdy ruch swojego chłopaka. Gdy James wszedł do lodowatej wody, poczuł jak nogi się pod nim uginają, a w płucach brakuje tlenu. Stawiał każdy krok powoli, by wyczuć, gdyby ziemia zaczęła się usuwać. W końcu stanął obok kotka, który przeraźliwie miałczał. Położył go sobie na głowę i ledwo co wrócił na brzeg, cały drżąc z zimna. Regulus opatulił go swoją kurtką i szybko przejął zwierzę. 

Gdy weszli do domu przerażona pani Potter zaczęła krzyczeć na syna i szybko osuszyła go zaklęciem. Pobiegła do swojego składziku szukając eliksir przeciwko zapaleniu płuc. James przyniósł zwierzakowi kocyk i trochę karmy Piernika, który z zaciekawieniem wpychał swój nos między dwójkę nastolatków.

— Dziękuje, James. Już ocaliłeś jedno życie —Regulus uśmiechnął się uroczo, nawiązując do marzenia Pottera, który chciał zostać aurorem. Odłożył kociaka na kanapę i złożył na policzku starszego soczysty pocałunek. Zadowolony James dotknął miejsce niedawnego cmoknięcia, a kąciki jest ust automatycznie powędrowały w górę.— Kocham koty. Są niezależne, chociaż czasami głupie. Sprytne, wredne, ale i czułe oraz kochające.

— Z kimś mi się kojarzą — James delikatnie szturchnął ślizgona, a po chwili do salonu wbiegła pani Potter.— Mamo, ja nie chcę.

— Pij nie marudź — wepchnęła mu fiolkę i kucnęła obok kociaka.— Możemy go zatrzymać. Ma takie śliczne łapki! I przydałby się ktoś, kto łapałby myszy w tej graciarni twojego ojca — spojrzała gniewnie na męża, który właśnie wszedł do przedpokoju. Fleamont przewrócił oczami i zaklęciem wyciągnął drzazgę z łapki kota. Delikatnie przewrócił go na brzuch w celu sprawdzenia płci.— To on. Nazwijcie go jakoś. Tylko błagam bardziej... normalnie niż Piernika. 

— Nazwijmy go Harry — zaproponował James.— Zawsze chciałem tak nazwać dziecko, ale raczej nie będę miał okazji — posłał swojemu chłopakowi delikatny uśmiech.— Harry Potter.

Nowy towarzysz od razu stał się oczkiem w głowie całej rodziny. Mama Jamesa zrzucała mu kawałek mięsa, gdy szykowała wielkanocne śniadanie, pan Potter miział go za uchem, a James i Syriusz uczyli nowych sztuczek. O dziwo Harry wybrał sobie za ulubionego właściciela Regulusa. Nie odstępował go na krok, nawet chodzili razem do toalety, bo inaczej siedział przed drzwiami i płakał. 

Aktualnie wszyscy siedzieli przy stole i jedli lekki obiad, dokładnie zupę pomidorową, aż tu nagle przed nosem Jamesa wylądował zapakowany koszyczek. Nastolatek jęknął głośno i pociągnął za brązowe włosy - nie miał ochoty iść do kościoła.

— Muszę?

— Tak!

Zainteresowany Regulus odchylił delikatnie białą serwetkę. W środku znajdował się kawałek kiełbasy, jajko, sól i pieprz oraz babeczka. Posłał Jamesowi pytające spojrzenie, nie znał się na tych religijnych sprawach.

— To jest święconka. Zawsze w sobotę idzie się ją święci — wytłumaczył szybko.— Chcesz iść ze mną?

— Nie mam chrztu. I nie wiem jak zachowywać się w kościele — odpowiedział skrępowany. Trochę zawstydzał go fakt, że nic nie wie o wierze swojego chłopaka. Potter był religijny, nosił nawet złoty łańcuszek z podobizną Matki Boskiej, wieczorami się modlił i starał chodzić do kościoła.— Pójdę — przytaknął, po dłuższym zastanowieniu. 

Ubrali na siebie ciepłe kurtki i ruszyli. Regulus pierwszy raz był w Dolinie Godryka, dlatego ciągle się rozglądał i podziwiał każdy budynek. Co jakiś czas James opowiadał mu historię związane z konkretnym miejscem lub plotkował na temat mijanych osób. W końcu stanęli przed wielkim, szpiczastym budynkiem z którego słychać było dźwięk organów i śpiewy ludzi.

— Nie wiem, czy był to dobry pomysł — westchnął. Cały się spiął, jakby zaraz miał iść na ścięcie. Bał się, że zrobi coś głupiego, źle się zachowa i zaczną wytykać go palcami.

Regulus powtarzał każdy gest i ruch Jamesa, jakby był jego odbiciem. Zajęli miejsce z tyłu, aby Black mógł pooglądać wszystkie zdobienia i witraże. Gdy ksiądz pobłogosławił ich koszyczek i pożegnał się z wiernymi wyszli od razu. 

W przeciwieństwie do Hogsmeade w Dolinie było śnieżenie. Puch leżał wszędzie, oprócz odśnieżonych wcześnie rano chodników. W połowie drogi James wrzucił Blacka do kupki śniegu, a później sam do niej wpadł pociągnięty przez chłopaka. Potter zaparł się rękami po bokach głowy Regulusa i potarł nos młodszego swoim. Zaatakował usta ślizgona, czując jak przez jego zmarznięte ciało przechodzi dreszcz ekscytacji. 

Pierwszy raz poczuł tak intensywne ciepło w podbrzuszu, miał wrażenie, że jego wnętrzności zmieniły się w jedną, wielką papkę, a mózg wyparował. Młodszy doprowadzał go do szaleństwa każdym swoim słodkim uśmiechem, spojrzeniem, czy zagryzaniem wargi. Serce prawie wyskoczyło mu z piersi, gdy Regulus objął go w pasie i przekręcił głowę, chcąc czuć Jamesa jeszcze bliżej. A Potter był pewny jednego. 

— Kocham cię, Reggie. 

W oczach Blacka pojawiły się iskierki szczęścia, miał ochotę wstać i skakać dookoła Jamesa. Złapał za kark starszego i przyciągnął go do mocnego, pełnego uczuć uścisku. Kochać, to brzmiało tak nierealnie. James Potter go kochał. Miał wrażenie, że zaraz się popłacze, wyzionie ducha. I na pewno był pewny, że odwzajemnia uczucia starszego. Tylko on wywoływał u niego taki uśmiech, takie uczucia. Szczęście, irytacje, rozbawienie, zawstydzenie i... miłość.

— Kocham cię, Jamie. 

Continue Reading

You'll Also Like

1.4M 49.7K 98
𝑢𝑛𝑡𝑜𝑢𝑐ℎ𝑎𝑏𝑙𝑒- (𝑎𝑑𝑗.) 𝑛𝑜𝑡 𝑏𝑒𝑖𝑛𝑔 𝑎𝑏𝑙𝑒 𝑡𝑜 𝑏𝑒 𝑡𝑜𝑢𝑐ℎ𝑒𝑑 𝑜𝑟 𝑎𝑓𝑓𝑒𝑐𝑡𝑒𝑑 𝑏𝑦 𝑎𝑛𝑦𝑡ℎ𝑖𝑛𝑔 𝑝ℎ𝑦𝑠𝑖𝑐𝑎𝑙𝑙𝑦 𝑜...
213K 6.9K 24
Eleanora was older than her twin sister Sabrina spellman. unlike her sister, she had no reservations about signing the book of the beast. She loved h...
75.9K 2.1K 37
There is another girl raised within the Spellman family. She is 3 years older than Sabrina and she already signed the Book of the Beast. I am startin...
628K 16.7K 90
! this story is a joke. it is meant to be taken lightly ! crackfic /j marauders with phones and top tier comedy [gay gay and more gay]