Trust me

By ksicja_

31.3K 1K 121

Bo byliśmy tylko dziećmi, które nie zasłużyły na życie w takim świecie. Ty wolałabyś mnie nigdy nie spotkać... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30

Rozdział 22

553 28 5
By ksicja_

*ciąg dalszy wspomnienia z rozdziału 10*

- Ty się boisz.

Odwróciłem się, znowu spoglądając na błękitne oczy, które za błyszczały jak u samych potworów. Jednak o wiele bardziej niż zostało to przedstawione w bajce.

- Ubieraj się - rozkazał.

- Co? - przestraszony jeszcze wcześniejszym dźwiękiem.

- Zakładaj kurtkę i buty, teraz - warknął.

Odstawił szklankę na stolik kawowy i poszedł w stronę wyjściowych drzwi. Niepewnie pokierowałem się tam razem z nim, czując, jak strach przechodzi przez moje ciało. Opanował on też moje gardło, przez które nie potrafiłem wypowiedzieć ani jednego słowa.

Schyliłem się, nakładając swoje buty, mając przy tym małe problemy ze sznurówkami. Zapewne po kilku pierwszych krokach się rozplączą, ciągając po mokrej ziemi.

Podniosłem się, starając jak najbardziej unikać taty, jednak zauważyłem, że to on trzymał moją kurtkę. Odebrałem ją od niego, nakładając gruby materiał na siebie. Stanąłem prosto, czekając na odpowiedź. Do czego on tak naprawdę tym dążył.

Przeskanował mnie lodowatym wzrokiem, po czym podszedł do drzwi. Przekręcił kluczyk w drzwiach i je otworzył. Od razu poczułem na swojej skórze przeraźliwy chłód. Deszcz, który w niektórych chwilach przypominał bardziej huragan, uderzał o dach. Głośny szum roznosił się wszędzie, a teraz docierał jeszcze do domu. Większość podestu była pokryta przez deszcz.

- Wychodź.

- Proszę, nie - pokiwałem głową, czując, jak strach staje się jeszcze silniejszy.

On nic nie odpowiedział, patrzył na mnie jedynie oczami, które zostały rozjaśnione coraz błyskawicą.

Postawiłem krok do tyłu, kiedy kolejny grzmot dał o sobie znać.

- Naprawdę nie chce tam iść - czułem lekką panikę, nie potrafiłem dokładnie tego określić. - Zrobię wszystko.

I wtedy coś się stało... on zabrał rękę z klamki i podszedł do mnie. Położył dłoń na moim ramieniu, zaciskając delikatnie swoje palce. Spojrzałem z pewną nadzieją na to, co robił, jednak to było tak złudne.

Zacisnął z całej siły moją rękę i zaciągnął mnie za drzwi. Trzaśnięciem zamknął drzwi, bym po chwili mógł usłyszeć, jak zamek się zamyka na dobre.

Grzmoty w mojej głowie stawały się jeszcze głośniejsze niż były na żywo.

Zacząłem uderzać pięściami w drzwi na zmianę.

- Tato, wpuść mnie! - krzyknąłem, zdając sobie sprawę, jak łzy na dobre spływały po policzkach.

Przysunąłem się najbliżej drzwi, dzięki czemu byłem jak najdalej błyskawic. Tak z początku myślałem, ale to się nie sprawdziło. Było jednak coraz gorzej.

- Proszę! - załkałem, będąc teraz gotowy, zrobić wszystko co będzie chciał.

Uderzyłem kolejny raz w drzwi, drugą ręką ciągnąc za klamkę. Traciłem siły w swoich rękach z każdym kolejnym uderzeniem.

- Wejdziesz do domu, kiedy przestaniesz się bać - krzyknął zza drzwi, sprawiając, że na chwilę się zatrzymałem.

- Już się nie boję, naprawdę - mimo to moja szczęka drżała z całych sił.

Odpowiedziała mi jedynie cisza. Kątem oka widziałem, jak światła w salonie gasną.

Poczułem, jak moje serce ma zaraz wyniszczyć mi żebra. Błagałem w myślach, aby po mnie wrócił, aby mnie tutaj nie zostawił.

Zjeżdżałem powoli w dół, zostając na swoich kolanach. Moje dłonie przesunęły się razem ze mną wzdłuż drzwi, zostawiając po sobie jedynie głuche szuranie.

Zaczynało się robić coraz więcej grzmotów, a może tak naprawdę były one w mojej głowie. Dudniły z całej siły, sprawiając tylko, że podskakiwałem w miejscu.

Zacisnąłem ramiona wokół swoich ugiętych nóg. Na moje szczęście ten wieczór nie był za bardzo chłodny, jedynie wiatr sprawiał, że skóra na moim karku się jeżyła. Starałem się złapać głębszy oddech, ale nie potrafiłem.

Byłem tak spanikowany, że zapomniałem, jak się oddycha. Kiedy szybkie wciąganie powietrza jeszcze bardziej pogorszyło sytuację, coś z tyłu głowy podpowiedziało mi, abym się trochę uspokoił.

Nie było to w żaden sposób łatwe. Moje ciało całe drżało. Nie starałem uspokoić siebie, tylko swój oddech. Na tyle jedynie wystarczyło mi siły.

Tę noc mogłem zaliczyć do swoich najgorszych. Spędziłem na brudnej wycieraczce całą noc, nie mrużąc oka nawet na chwilę. Cały czas płakałem, krzyczałem i waliłem w drzwi. Nie otworzył i więcej się do mnie nie odezwał.

Harper

Właśnie zamykałam drzwi od sypialni Caleba. Pani Charlotte poinformowała mnie, że dzisiaj wrócą późno ze względu na ich wspólną kolację z Panem Graysonem. Miałam położyć Caleba spać i udać się do domu.

Po ostatniej podróży autobusem, w żadnym wypadku nie chciałam tak wracać, jednak nie miała za bardzo innego wyjścia. Więc trzymałam mocno kciuki, aby to się nie powtórzyło.

Zabrałam z korytarza telefon, który wcześniej tu położyłam. Zeszłam po schodach, rozglądają się po salonie, czy przypadkiem czegoś nie zostawiłam. Zaczęłam także odkładać, rzeczy na miejsce, tak aby zostawić po sobie porządek.

Wejściowe drzwi się otworzyły, a ja od razu uznałam, że państwo Evans wrócili. Przekierowałam się na korytarz, aby ich przywitać, jednak zastałam kogoś innego.

Tyler opierał się dwoma rękami o małą ławeczkę, na którą zawsze siadał Caleb, aby włożyć buty. Zgięty w pół tak nienaturalnie z rozkraczonymi nogami wyglądał przezabawnie. Wyciągnął on jedną rękę, aby dosięgnąć do swoich butów, jednak nie za bardzo mu to wychodziło. Jego ręka bezwładnie próbowała dosięgnąć do sportowych butów. Szybko się poddał, kładąc rękę w to samo miejsce co wcześniej.

- Może ci pomóc? - uśmiechnęłam się na to, jak przekrzywił w moją stronę głowę.

Naprawdę byłam tyle od roześmiania się, ale wiedziałam, że nie był to za dobry pomysł.

- Słoneczko, nawet w nocy nie gaśniesz - zaśmiał się pijackim tonem.

Czułam się spokojnie, wiedząc o tym, że był pijany.

Podeszłam do niego, kładąc powoli dłonie na jego ramionach. Nie chciałam robić, żadnych gwałtownych ruchów.

- Choć pomogę ci - zaproponowałam.

Mruknął na znak zgody, powoli podnosząc się za moim ruchem. Ob kręcił się, a ja powoli opuszczała go na siedzenie, które było zdecydowanie dla niego za małe. Wyglądał, jakby co najmniej siedział na jednym podeście schodów.

Wyprostował nogi, opierając się plecami o ścianę. Odsunęłam się od niego, idąc na drugi koniec korytarza.

- Ja sam - zatrzymał mnie.

Schylił się niezgrabnie, robiąc drugie podejście do zdjęcia butów. Pomimo drobnych komplikacjach jego buty zostały rzucone w jeden z kątów wycieraczki.

- Wstajemy - poinformowałam go, owijając swoje dłonie pod jego ramionami.

- Umiem sam chodzić - zmrużył na mnie oczy.

- Dalej zastanawiam się jakim cudem, doszedłeś aż do drzwi - zaśmiałam się cicho. - Myślę, że to dość duży wyczyn.

- Radze ci szybko uciekać, bo jak wytrzeźwieje, to pożałujesz - wypowiedział to w trakcie, kiedy zaczepił stopą o jeden z stopni.

Poleciałam razem z nim do przodu, w ostatniej chwili nas ratując. Starałam się być teraz bardziej uważna. Sturlanie się przez całą długość schodów, nie brzmiało interesująco.

- Połóż rękę na barierce - wskazałam mu dłonią w jej kierunku.

On przystanął na jednym schodku, odwracając się w tamtą stronę. Przyłożył dłoń do ust, mocno się nad czymś zastanawiając.

- Jakie to jest brzydkie - wymruczał. - Zapewne Charlotte to wybierała - zaśmiał się pod nosem.

Zniecierpliwiona czekałam, aż położy swoją dłoń na wskazanym miejscu. To jednak miało chyba nie nadejść, a przynajmniej nie z jego strony.

Sięgnęłam jego dłoni, kładąc ją na barierce. Automatycznie zacisnął na niej ręce, za co byłam wdzięczna. Powoli przenosiliśmy się ku górze. Z każdym kolejnym krokiem traciłam siły, kiedy Tyler wymyślał głupie stwierdzenia.

Przeszliśmy przez korytarz ze zdjęciami, idąc w zupełnie niecodzienne dla mnie miejsce. Miałam totalny zakaz naruszania jego prywatności, w to wliczając jego pokój. Podkreślał mi to za każdym razem, jak znajdowałam się w pobliżu jego. Według niego nie miałam prawa nawet przebywać w tej części korytarza.

Więc to, że teraz pokazywał mi palcem drogę do tych drzwi, było co najmniej dziwne.

On nacisnął na klamkę, wpuszczając nas do ciemnego pokoju. Delikatne światło wpadało jedynie dzięki latarni za oknem.

Starałam się za bardzo nie rozglądać. Nie chciałam wykorzystywać tego, że jest wpół trzeźwy, aby zobaczyć mój wzrok błąkający się po każdym kącie.

Pomogłam mu dojść do łóżka, gdzie bez zawahania na nie opadł. Jego sylwetka lekko się zachwiała, jednak w porę się odratował. Usiadł prosto, bez żadnych skrupułów patrząc w moje oczy. Jak zaczarowany, gapił się w jeden punkt z nieodgadnionymi dla mnie emocjami.

- Tyler, powinieneś się położyć - zwróciłam mu uwagę.

Wzdrygnął się, jakby właśnie wyrwał się z toku myślenia. Przekierował wzrok na swoją klatkę piersiową. Po chwili jego ręce również się tam znalazły. Złapał za krawędź swojego golfa, podciągając go ku górze, przez głowę.

Wybuchnęłam śmiechem, kiedy jego głowa utknęła, między wąskim materiałem. Postawiłam krok do przodu, aby mu pomóc. Wzięłam sweter w ręce, kiedy on wypuścił go z rąk. Umięśnione ręce spłynęły mu wzdłuż sylwetki, pozwalając, abym mu pomogła.

Skupiłam się na materiale, który delikatnie zsuwał się z jego twarzy. Przetarł podrażnione oczy, łapiąc tym samym kontakt z moimi. To, że stałam tak blisko niego, mi nie pomagało. Moim ciałem ogarnęło dziwne uczucie, do którego z jednej strony nie chciałam się przyznawać.

Serce zaczęło bić szybciej, a ja przestraszona tym, odskoczyłam do tyłu.

Kątem oka widziałam jedynie, jak kładzie swoją głowę na poduszce. Naciągnął kołdrę na swoje ciało.

Zmusiłam się do uspokojenia i jakiegokolwiek racjonalnego myślenia.

- Wiesz co, nie lubię cię - zaczął, ale kiedy ja chciałam mu odpowiedzieć, on kontynuował. - Ale zacząłem cię tolerować - wymamrotał dumny z siebie, że nie pomylił żadnego słowa.

- To już zdecydowanie coś.

- Ale stąpasz po strasznie cieniuteńkiej niteczce - wystawił przed siebie rękę, aby odmierzyć palcami, jak cienka była ta nitka.

- Może kiedyś mnie polubisz.

- Troszkę mi się z tym zejdzie - podsunął sobie poduszkę bliżej twarzy.

- Jak na razie mamy czas - stwierdziłam.

- Nie możesz być tego taka pewna - widziałam, jak w jego oczach czaiły się jakieś demony.

Usiadłam na brzegu łóżka, obserwując jego twarz.

- Czyli chcesz, abym tu została - uśmiechnęłam się.

- Tego nie powiedziałem.

- Ale pomyślałeś - uniosłam rękę, którą on przechwycił.

Zmęczonym wzrokiem, owlókł spojrzeniem moją dłoń. Jego dotyk był ciepły i przyjemny. Bardzo delikatny jak na to, że większość jego zachowań nie była do końca przemyślanych.

- Teraz tu jesteś - pozwalam, aby moja dłoń opadła razem z jego na materac. - C-czy... - zawahał się. - Czy możesz zostać, aż to wszystko nie ucieknie.

Pełne nadziei, jak i wstydu patrzyły się na mnie. Zachowywał się jak zupełnie inna osoba. Widziałam, jakiś ból, który zawsze był skrywany za idealnym wyrazem twarzy.

- Co ma uciekać?

- Wyrzuty sumienia - wyszeptał.

Zawstydzony, szeptał słowa, których bał się wymówić na głos. To był jeden z nielicznych razy, kiedy on pokazywał swoją słabość. Powierzył te uczucia mi i może nieplanowanie. Może alkohol był pierwszym powodem, nie ja. Nie czułam się mimo tego gorzej.

- Zostanę - również wyszeptałam.

Jego powieki powoli opadły. Wykończony całym dzisiejszym dniem, powoli zasypiał.

Przesunęłam kciukiem po wierzchu jego dłoni, w to i z powrotem. Czułam w tym ruchu, jakiegoś pokroju ukojenie.

Wiedziałam, że on rano o tym zapomni. Nie będzie pamiętał o wypowiedzianych przez niego słowach ani o tym, że przy nim byłam. Może i dobrze, bo nie wiem, co by się stało z jego dumą, kiedy dowiedziałby się, że prosił mnie, abym z nim została.

Nie przeszkadzało mi to w żaden sposób. Chyba po prostu wiedziałam, że musi tak być i zapewne będzie tak jeszcze przez dłuższy czas.

***

Podniosłam materac, który leżał na moim łóżku. Przekręciłam go tak, aby mieć dobry dostęp do jego tyłu. Zdjęłam jego pokrowiec, dostając się do samego wnętrza. Odeszłam na chwile dalej, biorąc z drugiego końca pokoju moją torbę. Znowu przykucnęłam przy materacu, nasłuchując czy nikt nie idzie.

Rozsunęłam jedną kieszeń, szukając pliku pieniędzy, które były schowane w parze skarpetek. Wyjęłam pieniądze oznaczone nominałem stu dolarowych. Zadrżałam, trzymając przy sobie tak dużą kwotę.

Wsadziłam pieniądze do przezroczystego woreczka, po czym owinęłam materiałem, w tym samym kolorze co materac. Włożyłam pieniądze do środka, zasuwając szczelnie pokrowiec. Naciągnęłam prześcieradło, starając się, aby wszystko wyglądało jak wcześniej. Ułożyłam, aż nadto idealnie poduszki i narzutę.

Wstałam i podniosłam swoją torbę, aby odłożyć ją na miejsce. Stanęłam jednak osłupiała, kiedy usłyszałam, jak drzwi się otwierają. Zacisnęłam mocniej ręce na ramieniu torby.

- Cześć córeczko - jego głos doszedł powoli do moich uszu.

Powoli odwróciłam się w jego stronę.

Co, jeżeli mnie widział? Co, jeżeli stał tam już od dłuższego czasu?

Uniósł kąciki w moją stronę i z wyciągniętymi rękami do mnie podszedł. Objął moje ciało, które nie ruszyło się nawet o milimetr. Objął jedną dłonią tył mojej głowy i pocałował jej czubek.

- Jak było dzisiaj w szkole?

- Dobrze, zostałam chwile w bibliotece, aby się pouczyć - skłamałam.

- Jesteś taka zdolna - radość w jego oczach zdawała się nie gasnąć.

Uśmiechnęłam się, w głębi duszy chcąc się po prostu rozsypać. To nie było jednak na mojej liście rzeczy do zrobienia. Musiałam iść dalej, odhaczając po kolei każdy punkt.



Bardzo dziękuję za tak dużą aktywność ostatnio.

Mam nadzieję, że rozdział się podobał.

Do zobaczenia

Ksicja

Continue Reading

You'll Also Like

121K 2.6K 34
16-letnia Nessa Parker przeprowadza się wraz z rodzicami na wybrzeża Beverly Hills. Na dzielnicę gdzie wszyscy się znają. Zaczyna nowe życie. Nowy do...
6.4K 224 24
Opowieść o tym jak człowiek nieświadomie może nas zniszczyć, po czym złożyć jak puzzle i pokazać co to miłość. _____________________________ Rozalie...
49.4K 2.6K 8
Druga część dylogii ,,Racing" Życie Mili Taylor układało się wspaniale od 5 lat. Miała dobrą pracę, wspaniałych przyjaciół, a co najważniejsze miała...
135K 4.1K 34
17-letnia Grace w słonecznej Florydzie, zostawiła swoich przyjaciół, chłopaka i życie, jakie prowadziła do czasu, gdy rodzice oznajmili, że przenosz...