My Broken Artist

由 luvmilla

110K 6.7K 2.9K

DRUGA CZĘŚĆ DYLOGII SZTUKI. Zniszczony poeta to najpiękniejsza forma sztuki. Christian Bradford po skrzyżow... 更多

Prolog.
1. Jeden z wrześniowych poranków.
2. Obecna przeszłość.
3. Uczucie, które zamarzło.
4. Początek remontu.
5. Świętowanie bractwa.
6. Za mało wódki, za dużo emocji.
7. Igła w stogu siana.
8. Kawałek prawdziwego domu.
9. Koneserzy ciast.
10. Wszystkiego (nie) najlepszego.
11. Cukierek, albo Christian.
12. Odwiedziny wścibskiego dzieciaka.
13. Przemoczony mimo parasolki.
14. Więcej braci, więcej problemów.
15. Włamanie do własnego domu.
16. Serca stworzone ze szkła.
17. Qui n'avance pas, recule.
18. Złote sukienki.
19. Waszyngtońska ciekawość.
20. Gościnność przyjaciół.
21. Dom to pojęcie względne.
22. Promyk nadziei.
23. Roses blanches.
24. Świąteczny obiad.
25. Dziadek i babcia.
26. Dorosłe dzieci.
28. Skutki uboczne.
29. Ironia losu.
30. W tym wszechświecie.
Epilog.
Podziękowania.

27. Wróżka wieczoru panieńskiego.

3K 207 30
由 luvmilla

Valentina's POV:

Christian mimo że studiował na kompletnie innym wydziale niż ja, cały dzisiejszy dzień włóczył się za mną i April jak kula u nogi. Na moje nieszczęście blondyna musiała zanieść dokumenty do sekretariatu, więc drogę do auli musiałam pokonać sama, wraz z moim adoratorem za plecami.

Prawdopodobnie gdybym nie miała na sobie ponownie ubrania wróżki, zająłby się swoimi sprawami.

A w takim obrocie spraw, nie dość że byłam obiektem kpin, to jeszcze musiałam radzić sobie z sarkazmem Christiana, w którym dało się utopić.

– Nie masz teraz treningu? – zapytałam z grzeczności, idąc przez korytarz pełny studentów. Zakryłam twarz teczką z notatkami, czując zażenowanie gdy niektórzy śmiejący się, bierni widzowie zaczęli wystawiać w moją stronę kamery.

– Sam nie będzie się złościł, gdy chwilę się spóźnię. – odparł radośnie, idąc parę kroków za mną. W ręce trzymał telefon wycelowany w moje plecy. Znałam jego grafik, więc wiedziałam że spóźniał się już dwadzieścia minut. Znałam również Sama, więc wiedziałam, że będzie zły.

– A wolałabym, żebyś poszedł. Dobrze ci zrobi. – mruknęłam pod nosem.

– Przepraszam bardzo. – dogonił mnie w tej samej sekundzie, przy czym zagrodził drogę swoim ciałem w pachnącym świeżością swetrze oraz spodniach. – Sugerujesz, że powinienem więcej ćwiczyć? – zmarszczył brwi, widocznie urażony.

Unosząc głowę, spojrzałam w brązowe oczy emitujące takim szokiem, że mogło to by w pewnym stopniu poprawić ten dzień. Kącik czerwonych ust bez mojej zgody delikatnie się podniósł.

– Nie?

– A właśnie, że tak. Próbujesz skopać mi ego, bo musisz latać w stroju wróżki. – skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.

– Myślę, że gdybym miała swoje ciuchy, powiedziałabym to samo.

– Wcale nie. Po prostu jesteś wcieleniem diabła, więc próbujesz mnie zdenerwować.

– Chyba nie uważasz, że będę dziś dla ciebie miła, prawda? – zamrugałam, automatycznie odsuwając się ze środka korytarza, słysząc parę odchkrząknięć za plecami. Przewracając oczami, zrobiłam kilka kroków w bok.

Christian podążył za mną. Znów zagradzając mi możliwość ucieczki.

– To nie znaczy, że masz podważać moje umiejętności koszykarskie. – fuknął niezadowolony, a na jego twarzy z prawie niewidocznymi piegami zauważyłam cień rozbawienia.

– W ciągu ostatnich dni ominąłeś dużo treningów. – zauważyłam.

– To nie czyni mnie złym koszykarzem.

– A leniwym?

Blondyn opierający się ramieniem ścianę znacząco przewrócił oczami.

– To jest jeszcze gorsze od bycia złym koszykarzem.

– Więc jest z tobą gorzej, niż myślałam. – westchnęłam teatralnie, kładąc rękę na sercu.

– A czy leniwy koszykarz miałby takie mięśnie? – zapytał retorycznie, po czym wypiął przed moją twarzą swoje wyrzeźbione bicepsy. Oparłam ręce na biodrach, patrząc bez krzty wrażenia prosto w jego oczekujące oczy.

Kilka dziewczyn idących do sal odwróciło się na widok pozującego Christiana, po czym zwracały wzrok na mnie, zaczynając chichotać.

– Ja tam mięśni nie widzę.

– Jeszcze parę słów, a każe ci siedzieć przez następną godzinę treningu i patrzeć jak kopię każdemu tyłek. – zagroził bez zabójczej powagi, ale byłabym w stanie uwierzyć w tą groźbę. Na pewno jego groźny ton złagodził błysk w brązowych oczach.

– Wolę nie patrzeć, jak się przemęczasz. – odrzuciłam piłeczkę, dumnie się uśmiechając.

Christian parsknął, rozglądając się po korytarzu uczelni jakby szukał kogoś, kto również usłyszał moje słowa.

– Może dodać ci wróżkowej mocy, byś nie padł po pół godzinie ćwiczeń? – wyśpiewałam słodko, dotykając czubka jego nosa różdżką. Chłopak przejechał językiem po rzędzie górnych zębów, gorzko się uśmiechając. – Mogę poprosić przodkinie mojego czarodziejskiego rodu, żeby...

– Jednak pójdę na ten trening. – odparł stoicko.

Z triumfującym uśmiechem błąkającym się na twarzy obserwowałam, jak zaczął zmierzać w stronę wielkiej hali gimnastycznej, kręcąc przy tym głową. Z tego powodu w myślach przybiłam sobie piątkę, ponieważ plan na odgonienie zbyt dobrze bawiącego Christiana przebiegł zdecydowanie szybciej, niż to przemyślałam.

Jednak jego ego było delikatniejsze, niż przypuszczałam.

– Za każdym razem jak cię widzę, wyglądasz coraz komiczniej. – odezwał się dziewczęcy głos należący do mojej przyjaciółki.

– Ta spódniczka i rajstopy wbijają mi się cały dzień w tyłek.

– Czemu Christian idzie jakby miał osy w majtkach? – zapytała, trzymając świstek dokumentów w rękach. Niedbale złożyła wszystkie z nich, bawiąc się skrawkiem papieru.

Opierając się o ścianę, zmarszczyłam brwi.

– Co to w ogóle za porównanie? – odwróciłam się do niej. Szczęście jej sprzyjało, więc nie musiała ubrać nic tak żałosnego jak ja. Zazdrościłam jej w tym momencie tego beżowego swetra, oraz czarnych spodni. – Po prostu trochę go wkurzyłam, mówiąc o tym że pogorszył się w koszykówce.

April zerknęła na mnie w szoku, po czym wybuchnęła głośnym śmiechem.

– No co, chciałam żeby w końcu przestał za mną chodzić. – skrzyżowałam ramiona na piersiach, posyłając jej znaczący wzrok.

– Z każdej możliwej obrazy wybrałaś akurat tą. – westchnęła bezsilnie, przerzucając kosmyk jasnych jak słońce włosów. – Jeśli Ivan, Hudson i Sam będą mieć powybijane palce to wszystko twoja wina. – udając zatroskaną, poklepała mnie po ramieniu.

– W najgorszym wypadku odbije od głowy któregoś z nich piłkę. Wielkie mi halo.

– No tak, wielkie halo. – spapugowała mnie April, dodając do tego wielce sarkastyczny ton. – Kończymy sprawę z dużym dzieckiem z jeszcze większym ego. Musimy zająć się jutrzejszym wieczorem panieńskim. Masz ochotę na lunch?

– Tak. – westchnęłam czując głód na samym dnie brzucha, ale też niechęć jedzenia na studenckiej stołówce ze względu na to, że tam jeszcze się nie pokazałam jako wróżka. I wszyscy od nowa będą w szoku.

– Super, napiszę do Penny żeby znalazła dla nas chwilę, musimy ustalić szczegóły. Z tego co wiem, June zaczyna później niż my.

Według mnie wieczór panieński był jednym z lepszych części wesela, choć rzadko na nich byłam, to wizja całonocnej imprezy z kobietą, która bez względu na nic chce się wyszaleć w ostatnich dniach swoich możliwości niedostępnych po ślubie była jak najbardziej przekonująca. Cały wieczór zabawy, dużo alkoholu, może nawet striptizerzy.

– Żadnych męskich striptizerów. – stwierdziła Penny chwilę po przyjściu do naszego stolika. Nie zdążyłyśmy nawet otworzyć ust, a co dopiero przełknąć kawałków kanapek, które dopiero żułyśmy.

Lekka, maciupeńka iskra mojego entuzjazmu prawdopodobnie teraz zgasła.

A gdy już myślałam, że siostra Hudsona nie skomentuje w żaden sposób mojego ubioru, usłyszałam głośne prychnięcie pochodzące z jej ust.

– Nikt nic o nich nie powiedział, Penny. – obroniła się April, zasłaniając usta jeszcze konsumujące kanapkę z serem i sałatą.

– Tylko informuję na wejściu, bo już widziałam minę Valentiny. – powiedziała, wyjmując swój spakowany wcześniej lunch.

– Może i przebiegło mi to przez myśli. To mogła też być moja propozycja... – przyznałam, siorbiąc sok pomarańczowy z rurką. – Ale jeśli nie, to nie.

– Wątpię, by June chciała striptizerów. Jest dosyć nieśmiała, więc byłoby z tego więcej zła niż pożytku.

– Nie byłaby jedyną korzystającą z ich tańca. – wymruczałam prosto w plastikową słomkę.

Obie spojrzały na mnie, jakbym została opętana przez diabła.

– Jezu, żartuję tylko. – zaśmiałam się, odkaszlując wypity sok. – Na swoje dziesiąte urodziny miałam striptizerów, byli okropni. Może niedoświadczeni.

Znów wzrok jakbym przyznała, że zabijam małe szczeniaczki.

– To też żart. Nie robiłam dziesiątych urodzin, bo nie miałam przyjaciół. – zaśmiałam się zbyt gorzko, niż to sobie wyobrażałam.

– Valentina...

– Dobra, dobra. – uniosłam dłonie w obronnym geście, strzepując z nich okruszki chleba. – Przestaję już.

– Co szczególnego planujemy na ten wieczór?

– Nocny klub? Możemy wynająć limuzynę. – zaproponowałam.

– Valentina, czy ty srasz pieniędzmi? To niemożliwe, żebyśmy zebrały takie pieniądze na jutro.

– Ja nie sram. Ale mój ojciec już tak. – ušmiechnęłam się słodko.

– Myślałam, że kazałaś mu przestać wysyłać ci pieniądze. – April zmarszczyła brwi. – Kilkukrotnie.

– Owszem, ale jest z rodziny Carrera, więc kilkukrotnie nie zrozumiał odmowy. Przysyła mi ciągle pieniądze, dlatego teraz ja odsyłam je na fundacje dla samotnych mam. I chorych na raka prostaty, ale to już pod jego imieniem.

April zakrztusiła się sokiem, tylko że w jej przypadku był to jabłkowy. Blondynka obok niej zakryła usta pięścią, dusząc się kawałkiem sałaty w śmietanowym sosie ze swojego pojemniczka.

– Spodziewałam się tego, że trzeba będzie zorganizować wieczór panieński, i dodatkowo kupić prezent dla pary młodej, więc w tym miesiącu zachowałam większą część pieniędzy dla siebie.

– Część pieniędzy... to ile on ci wysyła? – zapytała Penny, chowając dwa pasma gęstych włosów na uszy.

– Tyle, by pokryć swoje wyrzuty sumienia.

– Aha, czyli pieniądze twojego ojca pokryją koszty limuzyny?

– Owszem. Razem z tym wszystkim, co będziemy robić w klubach.

– W liczbie mnogiej?

– W liczbie mnogiej.

Wzięłam gryza kanapki, obserwując analizującą całą tą sytuację twarz Penny. Ktoś przechodzący obok naszego stolika głośno się zaśmiał.

– Najważniejsze, by spodobało się to June.

– Myślę, że będzie okej. Od Sama słyszałam, że potrafiła dobrze się zabawić w klubie, więc może to będzie lepsze rozwiązanie niż siedzenie w mieszkaniu z butelką wina.

– Poza tym, wątpię by spodziewała się jakiegokolwiek wieczoru panieńskiego.

To był nasz plan numer jeden, ale jak widać, został równie szybko odesłany.

– Hej, dziewczyny. – kobiecy głos za moimi plecami sprawił, że natychmiast zamknęłam usta chcące wypowiedzieć parę dodatkowych słów o imprezie, i przyłożyłam je do słomki.

June z kubkiem mrożonej kawy, choć właśnie Seattle przeżyło śnieżycę, usiadła obok nas.

– Myślałam, że zaczynasz później zajęcia.

– Bo zaczynałam. – westchnęła, odkładając torbę. Jej policzki były widocznie zaróżowione, a lekka zadyszka niosąca się z jej ust była jedynym dźwiękiem przy naszym stole, dopóki nie spojrzała na mnie. – Biedna.

Przewróciłam oczami, kończąc kanapkę.

– Ale Sam zapomniał torby z ciuchami. Więc przyszłam trochę szybciej. A, właśnie. – zwróciła się do mnie z lekkim uśmiechem. – Hudson, Ivan i Sam kazali ci przekazać podziękowania za to, że Christian prawie ich staranował.

– Mówiłam. – dodała śpiewnie April, mieszając słomką w swoim napoju. Pokręciłam głową, niezbyt przejęta nienawiścią, jaką pała do mnie teraz trzech chłopaków.

– Więc, o czym rozmawiamy?

Kątem oka spojrzałam na dwie blondynki, które również siedziały cicho, z ukosa próbując przekazać sobie wzajemnie telepatycznie jakąś wiadomość.

– O moich dziesiątych urodzinach. – powiedziałam nagle, mało zastanawiając się nad tym, co opuszczało moje usta.

                                   —

Już na następny dzień stałyśmy przed mieszkaniem June, z butelkami wina w dłoniach, czekającymi na otwarcie w długiej limuzynie stojącej przed ich blokiem.

Poprosiłyśmy Sama, by zaprosił ją na romantyczną kolację i przy okazji kazał się odstawić.

Penny ubrała beżową sukienkę do połowy uda, wysokie szpilki z wiązaniem na kostce, oraz jeszcze mocniej pokręciła swoje i tak już falowane, złote włosy. Niezbyt często korzystała z kosmetyków, ale tego wieczoru jej powieki błyszczały ze złotym cieniem, a usta pomalowane lekką szminką odstawały od jej bladej cery.

April miała na sobie krótką sukienkę ze specjalnego kroju kończącego się na połowie jej ramion. Tak jak jej skórzana kurtka, miała odcień ciemnego brązu. Na stopy założyła szpilki, choć po takim czasie krzywiła się przy każdym ruchu nogami. Dlatego spakowałam jej w limuzynie moje białe trampki. Jej jasne włosy spływały po plecach, idealnie wyprostowane.

Siostra panny młodej, Hailey, też chciała uczestniczyć w wieczorze panieńskim, i prawdopodobnie June również tego chciała, chociaż młoda nastolatka mogła tylko bawić się na trzeźwo. Nie żebym była najzagorzalszą fanką prawa, ale wątpiłam, by jej starsza siostra pozwoliła napić się choć łyka alkoholu.

Ale i tak stała zadowolona w czarnej, brokatowej sukience, czarnych i bardzo prześwitujących rajstopach, oraz butach z wysokim koturnem. Brązowe włosy ulizała w wysokiego kucyka, a twarz obdarzyła ciemnym, mocnym makijażem. Żuła gumę, patrząc się na sufit i stukając długimi, naturalnymi paznokciami pomalowanymi na głęboką czerń w butelkę szampana. Bezalkoholowego.

Natomiast ja wybrałam sukienkę w takim samym odcieniu czerni co Hailey, tylko że moja wisiała na ramiączkach, oraz przy talii opinał mnie gorset. Bym nie zamarzła na śmierć, nałożyłam na siebie czarny płaszcz, który prawie dosięgał do czarnych szpilek. Włosy zostawiłam w takim stanie, jakim były, czyli lekko pokręcone. Spięłam tylko górną połowę średniej wielkości kokardą.

Wszystkie miałyśmy na głowach miałyśmy różowe czapeczki z odrobiną różowych piór. Dla gościa specjalnego miałyśmy jedwabną wstęgę z diamencikami, i odpowiednim napisem.

Zacisnęłam usta pomalowane na czerwono, gdy od dłuższego czasu nikt nie odpowiadał zza drzwi, choć wysłałyśmy wiadomość do Sama już dawno temu.

Gdy drzwi się otworzyły, pierwsze co usłyszałyśmy, był niedowierzający ton June:

– Nie mogę uwierzyć, że idziesz w takich spodniach, i bez koszuli. Ty kazałeś mi się wystroić, a sam wyglądasz jak...

– Kochanie, uspokój się. – powiedział łagodnym głosem, patrząc znacząco na mnie. Był w koszulce i jeansowej kurtce, i jego spodnie faktycznie nie pasowały do idealnego wyglądu narzeczonej. Szczególnie do jedwabnej, prostej sukienki do kolan, oraz skromnego perłowego naszyjnika rzucającego się w oczy. Oprócz tego na oczach zawiązany miała krawat, żeby nie widziała nas w pierwszej chwili.

Do tej pory uważała, że Sam zabiera ją do swojego samochodu i zaskakuje ciekawym miejscem kolacji.

– Czemu ściągasz mi opaskę? Na klatce schodowej jest twoja niespodzianka? – zapytała z tak radosną ciekawością, jakby była dzieckiem.

Jej narzeczony delikatnie odwiązał guzek z tyłu głowy tak, by nie zniszczyć jej kasztanowych włosów ułożonych na lokówkę. Mimo tego, że nie będzie grał udziału w dalszym świętowaniu, na jego twarzy permanentnie wisiał szczery uśmiech.

June zamrugała, przyzwyczajając się do żółtego światła klatki schodowej, po czym w szoku spojrzała na naszą czwórkę.

– Nie! – pisnęła zakrywając usta dłonią. Po naszych czapeczkach wywnioskowała, co planowałyśmy na dzisiejszy wieczór. – Wiedziałeś o tym.

– Owszem. – odparł Sam. – Ciężko było trzymać przed tobą sekrety, ale myślę, że dobrze się spisałem. – pocałował ją w czoło, robiąc parę kroków w tył. – Miłej zabawy, drogie panie. – ukłonił się kulturalnie.

– Pa, Sam. – wszystkie odmachałyśmy mu na pożegnanie, gdy zamknął za sobą drzwi.

– Hailey, nawet ty tutaj?

– Jedyna, starsza siostra jeden raz w życiu ma wieczór panieński. – powiedziała nastolatka, bujając się na nogach.

– I wy, nie musiałyście tego organizować. – odparła, jakby ciężko było jej wydusić jakiekolwiek słowo.

– Proszę cię, June. – prychnęła April, zakładając jej szarfę. – Tylko czekałyśmy na odpowiedni moment, by zmusić cię do podróży po klubach.

– Hailey, mama naprawdę pozwoliła ci chodzić z nami po klubach? – zapytałam szczerze zaintrygowana luźnym podejściem pani Carter.

Dziewczyna zaczęła powoli żuć gumę, nie patrząc nam w oczy.

– Mama myśli, że siedzimy w mieszkaniu June, i wy pijecie wino, a wszystkie razem gramy w planszówki. – przyznała się bez krzty wstydu. – Ale spoko, to nie mój pierwszy raz w klubie, nie musicie się o mnie martwić.

– I ty masz dopiero szesnaście lat? – dopytała Penny.

W tym momencie postanowiłam odłączyć się od rozmowy na temat tego, co jest mile widziane w tym wieku, bo byłam ostatnią osobą, która powinna zabierać głos.

– Ale wyglądam na dwadzieścia dwa. – Hailey zrzuciła końcówkę swojego kucyka z ramienia na plecy. – I tak nie będzie striptizu, czym się przejmujecie.

– Dzięki Bogu. – westchnęła June, a Penelope uśmiechnęła się dumnie. – Chociaż z tego co się teraz dowiaduję, może i nawet byłaś świadkiem striptizu.

Jej młodsza siostra skrzywiła się, krzyżując ręce na piersiach.

– Nie. – prychnęła prześmiewczo. – Ale raz jeden facet...

– Może pójdziemy już na dół, co? – zaśmiała się nerwowo April. – Limuzyna czeka od dłuższego czasu.

– Limuzyna?! – pisnęła June, podskakując w miejscu. Nie wiem jakim cudem umożliwiały jej to perłowe buty na wysokim klocku.

                                    —

– ... i ja mu mówię, że śmiesznie by było, gdyby mi się tu oświadczył. – wymamrotała June, ledwo trzymając się klubowego stołu, przy którym nie dodali żadnego stołka. W niebieskim świetle migoczących lamp, jej skóra wydawała się jeszcze bardziej różowa, niż była. – I się oświadczył!

Po przebyciu drogi z trzema klubami po drodze, zauważyłam że Penny z June miały bardzo słabą głowę, podatną na te wszystkie drinki stawiane przez mężczyzn obok, gratulując drugiej z nich przyszłego zamążpójścia. Niektórzy z nich dopiero potem dostrzegali szarfę wieczoru panieńskiego. Ale drinki stały już przed nami, a chcąca je June żadnego nie odmówiła.

– Ale miałam wtedy tak brzydkie paznokcie. – przekrzykiwała hałas niosący się w pobliżu parkietu, gdzie DJ ciągle miksował piosenki. Ten klub z trzech był najbardziej oblegany, szczególnie przez osoby, które prawdopodobnie podrobiły swój dokument tożsamości.

My musiałyśmy się tylko ładnie uśmiechnąć, jako że brakowało nam jedynie roku i tylko June pełnoprawnie mogła wejść do środka.

– Nieźle się napiła, jak tańczy w miejscu. Zawsze tak robi, gdy przesadzi z alkoholem. – powiedziała głośno Hailey, pijąc bezalkoholową margaritę. Chociaż kątem oka udało mi się wychwycić momenty, gdy podpijała pijanej już June alkoholowy napój.

Jej starsza siostra faktycznie ledwo stojąc zdołała tańczyć w miejscu, przy okazji opierając się o blat by nie spaść jak domino na swoją przyjaciółkę po lewej. Ta zaś, widząc taniec brunetki, zaczęła się głośno śmiać.

– O mój boże, to mój kawałek. – westchnęła teatralnie, słysząc muzykę DJ'a. Mimo, że po tylu drinkach trzymałam się na nogach, to ciężko było zapanować nad zgrają upitych studentek.

Karma za to, że ktoś zajmował się mną podczas licznych alkoholowych zjazdów wróciła do mnie z podwójną mocą.

I najwyraźniej śmiała się ze mnie równie intensywnie, bo ze wszystkich zebranych tu dziewczyn, idąca slalomem Penny musiała wziąć akurat mnie na parkiet. Z dozą zaskoczenia podążyłam za nią głównie dlatego, że bardzo mocno trzymała moją dłoń, przekazując jej całe ciepło ze swojej. Puściła mnie dopiero wtedy, gdy przedarła się przez tłum tańczących, lądując na samym środku parkietu.

– Kocham tą piosenkę! – pisnęła jak najgłośniej się dało, zaczynając machać rękoma w jej rytm, oraz wykrzykiwać słowa utworu.

Po tym, jak ktoś stanął mi na odcisk butów, a potem odbił się od moich pleców, postanowiłam dołączyć do Penny. Alkohol sprawił, że wszystko przyjemnie się kręciło, a muzyka wydawała się bardziej intensywna. Bardziej zrozumiała dla wszystkich partii ciała, które chciały przy niej tańczyć.

– Jest ekstra, co nie?! – krzyknęła blondynka z różowymi policzkami, odnosząc się do przerobionej przez DJ'a piosenki.

– Jest super. – potwierdziłam, ciągle do niej tańcząc.

Nie wiedziałam, że Penelope potrafiła tak się ruszać. Swoim tańcem zwróciła uwagę mężczyzn poruszających się w kółku za jej plecami, a podczas błysków kolorowych lamp mogłam zauważyć, że nie byli zbyt urodziwi.

Zaśmiałam się na swoją myśl, ignorując kolejne zderzenie plecami z kimś za mną. Było tu klaustrofobicznie mało miejsca, więc zdołałam trzymać swój język za zębami.

Podczas kolejnej piątek z kolei piosenki, tym razem wywołującej mniej  entuzjazmu Penny, zauważyłam wymachującą rękami April. Machała w naszą stronę, jakby chciała przywołać naszą uwagę, a gdy zobaczyła że patrzę, wskazała w stronę baru.

Na którym stała June, kiwocząc się do piosenki i próbując zdjąć z siebie sukienkę.

– Penny, Penny! – krzyknęłam, wskazując na bar. – Musimy iść!

– O mój boże. – parsknęła blondynka, ale kolejny moment, gdy June udało się rozpiąć zamek, nie był już taki zabawny.

Pobiegłyśmy w jej stronę, znów ściskając się z masą obcych ludzi. Któryś z odważnych flirciarzy złapał mnie za biodra, i próbował przyciągnąć, ale w obliczu zagrożenia mojej przyjaciółki przed wielkim upokorzeniem w ułamku sekundy zdołałam go odtrącić.

Zbliżając się do niej, słyszałam jak śpiewa, a raczej wrzeszczy słowa piosenki, kręcąc przy tym biodrami. Niezdarnie próbowała chwycić za swój zamek w sukience, przez to niekontrolowanie tracąc równowagę.

– Juhu! – krzyknęła ponownie, gdy odpuściła ściąganie z siebie ubranie, i przystąpiła do kręcenia swoją szarfą w powietrzu. Jej zachowanie dostało aprobatę oraz uznanie klubowiczów stojących przy barze.

– June, schodź stamtąd, zrobisz sobie coś! – wrzasnęła April, ale nie spotkała się z większą uwagą.

– Junie, spadniesz! – dodałam, z bólem patrząc na jej chwiejną równowagę.

– Bóg chroni pannę młodą! – uniosłam dłoń do góry, kręcąc biodrami. – Dlaczego tu nie ma striptizerów!

W tych wysokich butach prawdopodobnie nawet diabeł nie zdołałby jej uratować.

Byłam w czystym szoku, jak tak spokojna dziewczyna potrafiła bez skrupułów wydrzeć się na blat baru, krzycząc jakieś nonsensy. Wątpię, by plan z winem w jej mieszkaniu spotkałby się z jej uciechą, bo w tak porywczym klimacie czuła się jak najbardziej komfortowo.

– June, natychmiast schodź!

– Jest problem. – Hailey podbiegła do baru, opierając się o lśniący podświetlany blat. – Penny wymiotuje w łazience.

Błysk w oczach szesnastolatki wskazywał, że wypiła więcej podkradanych drinków siostry, niż mi się wydawało. Jednak jej stan był stabilny, co mnie w tej sytuacji bardzo cieszyło.

– Dopilnuj ją, i potrzymaj włosy. – powiedziałam, a następne wskazałam na June. – My się zajmiemy twoją siostrą. – dodałam. W odpowiedzi Hailey kiwnęła głową, zamówiła butelkę wody, i pobiegła do podświetlanej na czerwono łazienki.

– Wychodzę za mąż! – June dalej krzyczała, a tłum przed barem głośno zawiwatował. Dziwiłam się, dlaczego barmani nie próbują jej wyrzucić, ale oni przyzwyczajeni do takich świrusek, spokojnie obsługiwali wszystkich po drugiej stronie.

– June, złaź w końcu!

– Ale ja wychodzę za mąż! – pisnęła szczęśliwie, popełniając wielki błąd przy obracaniu się wokół własnej osi. Los chciał, że potknęła się o własną nogę, dodatkowo stawiając krok na psotnym skraju blatu.

W mgnieniu oka znalazła się w powietrzu, w przerażeniu lecąc do dołu. Te parę sekund w mojej głowie rozgrywało się w zwolnionym tempie, jakby działa się właśnie scena z tragicznego filmu.

W którym ja grałam ofiarę, będącą asekuracją przed zimną, twardą podłogą. I gdybym może była odrobinę silniejsza, trochę bardziej trzeźwa, oraz mniej zdezorientowana, uniknęłabym wypadku.

Tłum wiwatujący pannie młodej ucichł, gdy spadła prosto w moje ramiona i z uderzeniem spadając na podłogę. Razem ze mną.

继续阅读

You'll Also Like

240K 22.9K 13
Historia Molly McCann i Aresa Hogana - spin-off dwóch dylogii: "Reguł pożądania" i "Związanych układem". Ostrzeżenie: Książka zawiera treści skierowa...
26.2M 1.1M 57
{FIRST BOOK IN 'THE GIRL IN THE HOODIE' SERIES} {2014-2018} A girl moved to California two years ago. No one knows what she looks like. All th...
Let Me Follow 由 milka

青少年小说

316K 14.7K 37
Charlie cierpi na bezsenność. Jednak nie uważa tego za kulę u nogi, tylko dar. Dar, który umożliwia jej nocne wyprawy pod osłoną czarnej kominiarki...
77.7K 5.6K 24
Mason Crawford myślał, że po ostatnim, ciężkim sezonie, w którym jego drużyna przegrała finał Pucharu Stanleya nic gorszego nie może się stać. W końc...