Z Innej Perspektywy | Vincent...

By hotmarzenka2137

63.6K 3.5K 3.8K

Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Z... More

Rozdział 1 - Typowy Vince
Rozdział 2 - Takie łatwe i proste
Rozdział 3 - Czyja wina?
Rozdział 4 - Książka
Rozdział 5 - Wielki i niezwyciężony
Rozdział 6 - Obietnica
Rozdział 7 - Za wszystko
Rozdział 8 - Pizza
Rozdział 9 - Jest dobrze
Rozdział 10 - Nieporozumienie
Rozdział 11 - Granica
Rozdział 12 - Tajemnica
Rozdział 13 - Wspaniały
Rozdział 14 - Tort urodzinowy
Rozdział 15 - Trochę czasu
Rozdział 16 - Śmieszne draśnięcie
Rozdział 17 - Naleśniki
Rozdział 18 - Dym
Rozdział 19 - Cmentarz
Rozdział 20 - Inny wymiar bólu
Rozdział 21 - Do trzech razy sztuka
Rozdział 22 - Rozmowa o niczym
Rozdział 23 - Kawa
Rozdział 24 - Pianino
Rozdział 25 - Obojętność
Rozdział 26 - Whisky
Rozdział 27 - Szkoła
Rozdział 28 - Miejsce w piekle
Rozdział 29 - Jak wtedy
Rozdział 30 - Koszmar
Rozdział 31 - Ładne oczy
Rozdział 32 - Nocne zdarzenie
Rozdział 33 - Kontrolowany
Rozdział 34 - Ręce
Rozdział 35 - Żyletka
Rozdział 36 - Słownictwo
Rozdział 37 - Jeszcze będzie dobrze
Rozdział 38 - Schody
Rozdział 39 - Bójka
Rozdział 40 - Las
Rozdział 41 - Pogrzeb
Rozdział 42 - O dziesięć za dużo
Rozdział 43 - Wielki Monet i emocje
Rozdział 44 - Most
Rozdział 45 - Kretyński pomysł
Rozdział 46 - To moja wina?
Rozdział 47 - Złote Porsche
Rozdział 48 - Déjà vu
Rozdział 49 - Druga szansa
Rozdział 50 - Wiadomość
Rozdział 51 - Za długo
Rozdział 52 - Pięć karafek
Rozdział 54 - Delegacja
Rozdział 55 - Wkurwiony Will
Rozdział 56 - Co się z tobą dzieje?
Rozdział 57 - Nie zrozumiesz, Hailie
Rozdział 58 - Dlaczego?
Rozdział 59 - Leki uspokajające
Rozdział 60 - O urodzie porcelanowej lalki
Rozdział 61 - Podchody
Rozdział 62 - Trzy magiczne słowa
Rozdział 63 - Nie ufasz mi?
Rozdział 64 - Kot
Rozdział 65 - Rzekoma śmierć
Rozdział 66 - Spokój
Rozdział 67 - Dylan i te jego pomysły
Rozdział 68 - Poza skalę
Rozdział 69 - Rodzinny obiad
Rozdział 70 - Kartonowe pudełko
Rozdział 71 - Zaledwie godzina
Rozdział 72 - Atak paniki
Rozdział 73 - Tasak do mięsa
Rozdział 74 - Ultimatum
Rozdział 75 - Jaka to jest różnica?
Rozdział 76 - Restauracja
Rozdział 77 - Domek na Malediwach
Rozdział 78 - Charli
Rozdział 79 - Bal charytatywny
Rozdział 80 - Dwa miliony
Rozdział 81 - Skarb
Rozdział 82 - Całkowicie trzeźwi
Rozdział 83 - Bezużyteczny
Rozdział 84 - Klucz
Rozdział 85 - Do niczego
Rozdział 86 - Limit cierpliwości
Rozdział 87 - Typowy dzień w rezydencji Monetów
Rozdział 88 - Niezauważona
Rozdział 89 - Pani na dwa "c"
Rozdział 90 - Prawie to duża różnica
Rozdział 91 - Diagnoza
Rozdział 92 - Ogród
Rozdział 93 - Woda i krew
Rozdział 94 - Pocieszyciel
Rozdział 95 - Co do cholery dzieje się w mojej głowie?
Rozdział 96 - Kartka
Rozdział 97 - Gra na czas
Rozdział 98 - Nadzwyczajnie dobry humor
Rozdział 99 - Zostaniesz ojcem?
Rozdział 100 - Nie płacz, Vince
Rozdział 101 - Wyczucie czasu
Rozdział 102 - Przebaczenie
Rozdział 103 - Krew na podłodze
Rozdział 104 - Sen
Rozdział 105 - Ściszony głos Monty'ego
Rozdział 106 - Rana na pół twarzy
Rozdział 107 - Kim ja w ogóle jestem?
Rozdział 108 - Już ją znasz
Rozdział 109 - Pamiętnik psychopatki
Rozdział 110 - Dlaczego nienawidzisz mnie?
Rozdział 111 - Jeden strzał i już leżałby martwy
Rozdział 112 - Wiele nieodebranych połączeń
Rozdział 113 - Odpowiedzialność
Rozdział 114 - Jak ostatnia nadzieja
Rozdział 115 - Nie jesteś idiotą
Rozdział 116 - Plan doskonały
Rozdział 117 - On nie żyje
Rozdział 118 - Osiem minut przed północą
Rozdział 119 - Nic nie pamiętasz?

Rozdział 53 - Klub

459 34 33
By hotmarzenka2137

Od tamtego momentu minęły dwa dni. Oprócz tego, że Dylan przez ten czas miał strasznego kaca i ciągle marudził, to nic się nie działo. Wiedziałem, że tak się to pewnie skończy, więc jakoś za bardzo zdziwiony nie byłem. A z resztą taka nauczka mu się należy. Może w końcu się nauczy nie ruszać nie swoich rzeczy. Może.

Kilkanaście minut po godzinie szesnastej do mojego gabinetu przyszli Dylan, Shane oraz Hailie. Na ich widok zacząłem błagać w myślach o to, aby się za moment nie okazało, że oni znowu coś zrobili.

- Cześć, Vince. - powiedziała Hailie. - Nie przeszkadzamy ci?

- Nie, ale przejdźcie do konkretów, ponieważ nie mam zbyt wiele czasu.

Zaczęli się na siebie patrzeć i przez dłuższy czas milczeli.

- Możemy wyjść na miasto z Hailie? - odezwał się Dylan po pewnej chwili. - Już od kilku dni nam zawraca dupę tym i już nie chcemy jej słuchać.

- Nie.

- No proszę cię... - nasza siostra mówiła tak błagalnie, że aż mi się jej szkoda zrobiło.

Westchnąłem. Wcale mi się ten pomysł nie podobał, ale naprawdę nie umiałem odmówić. Cóż, zobaczymy, co się stanie.

- Niech wam będzie. Możecie pojechać, ale przed dwudziestą pierwszą mam was widzieć tutaj spowrotem. I macie na siebie uważać, rozumiecie?

Cała trójka pokiwała twierdząco głowami. Po niezbyt długiej chwili Hailie podeszła do mnie, po czym przytuliła i pocałowała mnie w policzek.

- Dziękuję ci, Vince.

- Mhm, to już się zbierajcie. Z tego, co mi się wydaje, to nie macie zbyt wiele czasu.

- Dobra, dobra... Już idziemy. Do zobaczenia później.

I wyszli. Nie mam pojęcia, dlaczego się w ogóle na to zgodziłem, no ja po prostu nie wiem. Teraz mam nadzieję, że nic się nie stanie.


Perspektywa Shane'a

Chwilę po tym, jak wyszliśmy z gabinetu Vincenta, to poszliśmy do garażu i wyjechaliśmy stąd. Oczywiście to ja musiałem prowadzić, bo jakby miało by być inaczej. Ja sam niezbyt wiedziałem, co planuje ten kretyn z naszą siostrą i po co ja im w ogóle jestem potrzebny, ale się zgodziłem.

- To gdzie jedziemy? - spytałem po jakimś czasie.

- Jedź tam, gdzie ci pinezkę wysłałem. - powiedział Dylan.

- Co to w ogóle za miejsce jest?

- A zobaczysz.

No nie bardzo mi się spodobał ten fakt, że nie wiem, gdzie w ogóle jadę, ale trudno. I tak tam pojechałem. Niecałe pół godziny później byliśmy przed jakimś klubem. Tak, przed klubem.

Czy on już do końca ochujał?! Przecież jak Vince się dowie o tym, że on zabrał naszą kochaną siostrzyczkę w takie miejsce i że ja mam coś z tym wspólnego, to będziemy mieć nieźle przejebane i to nie na żarty.

- Czy was pojebało?! - krzyknąłem, gdy już zaparkowałem.

- Wyluzuj, będzie fajnie.

- No fajnie to będzie dopiero wtedy, gdy ktoś się o tym dowie!

- Jak nic nikomu nie powiemy, to się nikt nie dowie. A i nic nie pij, bo musimy jakoś do domu wrócić.

Już nie miałem siły, aby się z nim kłócić. Temu debilowi do tego jego pustego łba już nic nie przemówi.

Po chwili wyszli z auta, a ja poszedłem tuż za nimi. Ktoś musi ich pilnować, bo zaraz coś odjebią. A nie, czekaj, przecież z nami jest ochroniarz.

O kurwa...

Ci jebani geniusze najwidoczniej zapomnieli, że z nami pojechał jeszcze Sonny. Podszedłem szybko do niego.

- Ej, ale nie mów nic Vince'owi, okej? - powiedziałem prosto z mostu. - On nas wszystkich za to zajebie przez tych debili!

- To on o tym nie wie?

- No kurwa, oczywiście, że nic nie wie!

- Przecież i tak się o tym dowie.

- No błagam cię, ja niedawno się z nim pogodziłem, no kurwa! W razie czego zwalimy to wszystko na Dylana!

- No dobrze, ale to już ostatni raz, gdy was kryję.

- Dzięki wielkie! No dosłownie mi życie ratujesz!

- Chodźmy ich przypilnować, co nie?

- To świetny pomysł...

I weszliśmy do środka. Dość szybko ich znaleźliśmy, bo to aż takie trudne nie było. Tańczyli na samym środku parkietu, natomiast my stanęliśmy z boku i się im przyglądaliśmy.

Minęły może z jakieś dwie godziny, a ta dwójka już była nieźle najebana. Hailie również. Próbowałem ich jakoś odciągnąć od baru, ale to było awykonalne. Tylko się śmiali wniebogłosy i pili różne drinki, a potem wchodzili na ten parkiet i darli mordy do piosenek, bo tego śpiewaniem nazwać nie można. Podszedłem do nich, aby ich przynajmniej zabrać z centrum uwagi całego klubu.

- BEJBA, ITZ KAJNA... - wydarli się jednocześnie.

- Utkajcie się! - syknąłem do nich.

- O cześć, Shane! - powiedziała Hailie.

- Wracamy do domu.

- CO?! - huknął Dylan. - Ja nigdzie nie idę! Bawimy się zajebiście, co nie?

- Nom. - przytaknęła nasza siostra.

- Ale... - zacząłem, ale po chwili Hailie mi przerwała.

- Kurwa, spadaj stąd.

Będąc zrezygnowanym odszedłem od tej dwójki. Stanąłem obok Sonny'ego i wyciągnąłem swój telefon. Była godzina dwudziesta czterdzieści trzy. Nagle telefon zawibrował, a na wyświetlaczu ujrzałem numer Vincenta.

Ten to, kurwa, ma wyczucie czasu!

- Cholera jasna! - szepnąłem, gdy tylko to zobaczyłem.

- Co się stało? - spytał Sonny.

- Vince do mnie dzwoni! Co ja mam teraz, kurwa, zrobić?!

- Odbierz i powiedz mu prawdę.

- Pojebało cię?! Aż tak mam się wjebać?!

- Jak nie powiesz mu prawdy to i tak sprawdzi, gdzie jesteśmy, a wtedy już naprawdę będziesz na przegranej pozycji.

- No dobra, może masz rację... To idę z nim pogadać.

Odszedłem jakiś kawałek i dość niechętnie odebrałem to połączenie.

- Hej, po co dzwonisz?

- Gdzie jesteście? - zapytał tak samo chłodno jak zawsze.

- Eee, no wiesz... Bo my jesteśmy w klubie.

- Słucham?

- No ja nie wiem! To był tylko pomysł Dylana!

- Weź mi go daj do telefonu.

- Nie mogę, bo on jest nieźle najebany... I tak, Hailie też.

- Co wy w ogóle wyprawiacie?!

Nawet nie musiałem go teraz widzieć, aby wiedzieć, że jest zdenerwowany. Już po samym jego głosie to wiedziałem.

- No przyjedź tu po prostu! Oni nawet się mnie nie słuchają!

Usłyszałem jak mój brat cicho westchnął.

- Zaraz tam będę. Pilnuj ich przez ten czas.

- Jasne.

Po chwili się rozłączył i spowrotem wróciłem do Sonny'ego, który tylko patrzył na tych dwóch debili, zwanych moim rodzeństwem.

- I jak?

- Chujowo. Wkurwił się i to bardzo.

- Może będzie dobrze?

- Ta, już to widzę...

Dalej już milczeliśmy i pilnowaliśmy ich. Tylko darli te mordy i co jakąś chwilę coś pili. Najwidoczniej się fantastycznie bawili, a ja tutaj przeżywałem załamanie nerwowe, bo przecież lada moment i będzie tutaj Vince. No i na jasny chuj ja się na to wszystko zgodziłem? Mogłem zostać w domu, pograć w coś i mieć wyjebane, a nie.

Minęło może z jakieś dwadzieścia minut, a w tym miejscu zjawił się Vincent. Na jego widok szepnąłem tylko ciche "kurwa" pod nosem, bo nie wyglądał na zbyt zadowolonego. To, że był wkurwiony, było pewne i nawet za mało powiedziane. A jak jeszcze się na mnie spojrzał, to myślałem, że już faktycznie tam zejdę.

Jedyne, co mnie wtedy ucieszyło, to te miny Dylana i Hailie, gdy go zobaczyli. No dosłownie ten ich dobry humor się skończył. Przynajmniej go się posłuchali i po niezbyt długiej chwili wyszliśmy stąd. Musieliśmy ich oczywiście prowadzić, bo ta dwójka ledwo co się na nogach trzymała, a Hailie prawie się na schodach wyjebała.

Gdy już umiejscowiliśmy ich w naszych samochodach, to Vince do mnie podszedł. Nie chciało mi się z nim rozmawiać, bo wiedziałem, że będę miał przesrane tak samo jak ci dwaj geniusze.

- Piłeś coś? - spytał.

- Jestem trzeźwy.

- Mhm... To dobrze.

- Przysięgam ci, że ja wcześniej nic nie wiedziałem i to był ich pomysł!

- Zobaczymy... Jedźmy do domu. Późno jest.

Skinąłem tylko głową i wsiadłem do swojego auta. Akurat jechałem z tym debilem, czyli inaczej mówiąc Dylanem. Ciągle coś śpiewał, a raczej jęczał, że już z nim wytrzymać nie mogłem. To było najdłuższe pół godziny w moim życiu.

Potem zaprowadziłem tego idiotę do jego pokoju i sam poszedłem do swojego. Byłem strasznie zmęczony tym jebanym wieczorem, że aż szok.

Po jakimś czasie nagle naszła mnie ochota, aby z kimś pogadać o czymkolwiek. No tak mi się cholernie nudziło, że nawet o rodzajach gleb mógłbym gadać. Tylko z kim? Dylan i Hailie są najebani, więc to odpada. Tony pojechał do jakiejś swojej laski, a Will chyba też jest u swojego chłopaka, to oni też odpadają. No więc zostaje tylko Vince, którego jednak wolałbym unikać jak ognia po tym wieczorze, ale chuj, idę.

Wstałem, po czym udałem się do jego gabinetu, gdzie i tak go nie zastałem, aż w szoku byłem. No ale w sumie jest już dość późno, więc raczej już tutaj nie siedzi. Poszedłem więc do jego pokoju, ale tam też go nie było. Gdzie on, kurwa, w takim razie jest?!

Zszedłem na dół i tam postanowiłem go poszukać. W kuchni i salonie też go, kurwa, jak na złość nie było. Udałem się do biblioteki, która już miała być ostatnim miejscem poszukiwań Vince'a, bo już dalej mi się nie chce łazić. No i tym razem go znalazłem. Siedział przy pianinie i gdy wszedłem do środka, to się na mnie spojrzał.

- Hej.

- Witaj, Shane. Coś się stało?

- Nie, nic, spokojnie. Przeszkadzam?

- Nie.

- Mogę usiąść?

- Jasne.

Usiadłem obok niego. Najwidoczniej nie chciał ze mną rozmawiać, no ale czy ja się dziwię? Przecież nieźle go dzisiaj wkurwiliśmy, ale prawdopodobnie nie o to chodziło. Dopiero po jakiejś chwili zauważyłem, że cały czas spogląda na zdjęcie naszej mamy, które leżało nieopodal. Pomimo, że znałem ją naprawdę krótko, to cholernie za nią tęskniłem. Zawsze zazdrościłem Vincentowi i Willowi, że mogli się nacieszyć jej obecnością dłużej niż ja czy te dwa przygłupy.

- Też za nią tęsknisz? - spytałem po dłuższej chwili.

Spojrzał się na mnie i w tamtym momencie dostrzegłem ten cień bólu w jego oczach. To był dość smutny widok.

- I to bardzo... Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo chciałbym ją jeszcze kiedyś zobaczyć.

- Ja też.

- Tylko szkoda, że to nie jest możliwe, prawda?

Uśmiechnął się lekko, ale po naprawdę krótkiej chwili ten uśmiech zniknął z jego twarzy.

- Coś się stało?

- Nie, nie... Wszystko w porządku.

Złapałem go lekko za ramię.

- To nie twoja wina.

- Mhm...

- Może zmieńmy temat?

- To... Dobry pomysł. A więc może powiesz mi, co się tam stało?

- No oni mnie poprosili, abym tylko gdzieś ich zawiózł, ale za chuja nie wiedziałem, że tym miejscem będzie jakiś klub, no przysięgam ci! A potem zaczęli chlać, a gdy ich próbowałem powstrzymać, to oni nie i chuj. I tak wyszło, że oboje się najebali i nie chcieli wracać, a później ty zadzwoniłeś i to tyle.

- Czyli twierdzisz, że to był ich pomysł?

- No bardziej Dylana, bo tylko on na początku wiedział, gdzie jedziemy.

Vince westchnął.

- I co ja mam teraz z tym faktem zrobić?

Wzruszyłem ramionami.

- Pytam poważnie.

- A skąd ja mam to wiedzieć? Jak ty nie wiesz, to ja też nie wiem.

- Ah tak?

Teraz też się lekko uśmiechnął, ale tym razem już na dłużej. Nawet miło się na to patrzyło, że aż sam się uśmiechnąłem.

- Dobrze, chyba już pora, aby pójść spać. Niedługo będzie północ.

Spojrzałem się na zegar, który tutaj wisi.

- No faktycznie... To idziemy?

Skinął tylko głową, po czym wyszliśmy z biblioteki i udaliśmy na górę. Potem życzył mi jeszcze dobrej nocy, po czym poszedł do siebie i ja też. De facto nie poszedłem potem jeszcze spać, bo przez pół nocy jeszcze grałem w jakieś gówno, ale to tylko mały szczegół i usnąłem gdzieś o czwartej nad ranem.

Continue Reading

You'll Also Like

2.5K 112 5
Marinette i Adrien mają 34 lata mają trójkę dzieci Hugo ma 15 lat. Ma włosy po Mari i oczy po Adrienie ma bladą skórę po mamie. Emma ma 14 lat. Jes...
11.5K 1.1K 24
Na początku była wielka radość, bo Harry Potter pokonał Voldemorta. Zabił go, uwalniając tym samym świat czarodziejów od terroru. Ale potem zaczęły d...
17.9K 1.2K 27
Pomimo, że Vees byli dla ciebie jak rodzina (niektórzy) jako bliska przyjaciółka samej księżniczki piekła postanawiasz pomóc jej w prowadzeniu hotelu...
120K 6.6K 29
Pewnego wieczoru Marinette wychodzi z domu sama. Nie zabiera ze sobą Tikki, ponieważ potrzebuje chwili na poukładanie swoich myśli. Nie zwraca uwagi...