Cztery dni później odbył się uroczysty pogrzeb Adriena i Grace, na którym obowiązkowo musiałem być. Tak cholernie nie chciało mi się tam iść, ale musiałem. I z resztą to nie jest jedyny pogrzeb, który czeka mnie w tym tygodniu, ponieważ następnego dnia będzie kolejny - tym razem Sancheza.
Nietrudno było zauważyć innym ludziom znajdującym się tutaj, że wokół samego mnie było od groma ochroniarzy. Ten iście wspaniały pomysł należał tylko i wyłącznie do Willa, który na tym punkcie dostał jakiejś obsesji. No dosłownie, gdy chcę pojechać po jakieś dokumenty z Fundacji czy też nawet tylko do zwykłego sklepu, to i tak przy mnie ma być minimum ośmiu uzbrojonych ochroniarzy. Ale z drugiej strony, to ja rozumiem te jego obawy. Przecież to jest naturalne, że po tych wszystkich ostatnich wydarzeniach będzie się o mnie bał.
Wracając do tego pogrzebu, to było tutaj naprawdę wielu ludzi. Najbardziej w tym wszystkim było mi szkoda Keiry Santan, która w zaledwie jeden dzień straciła swoje całe rodzeństwo. Z tego, co kojarzę, to poinformowaniem jej o tym zajął się wspomniany już przeze mnie Will. Ja bym prawdopodobnie nie dał rady, zważając na mój obecny stan psychiczny.
A no właśnie, co u mnie? U mnie jest gorzej niż zazwyczaj. Chyba wcale się nie pomylę ze stwierdzeniem, że każda taka sytuacja tylko mnie osłabia. Przez tamten koszmarny dzień moja psychika ucierpiała i to nawet za bardzo. Do tego dochodził jeszcze ciągły stres związany z tym, że nie do końca jestem pewien, co przyniesie mi kolejny dzień, i tak oto powoli już nie wytrzymywałem i nawet nie dawałem sobie z tym wszystkim rady. Ale ja, jak to ja, zamiast wyżalić się komuś z tego, co z resztą obiecałem i matce i mojemu rodzeństwu, to po prostu tłumię te wszystkie uczucia w sobie. Wiedziałem, że w pewnym momencie może to się dla mnie niezbyt dobrze skończyć, ale okej, niech mi będzie.
Przy okazji cały czas wspólnymi siłami szukaliśmy jakichkolwiek przydatnych poszlak, które mogłyby nam jakoś pomóc w odnalezieniu tej osoby. Czy coś znaleźliśmy? Oczywiście, że nie. Nawet już zdążyliśmy się dowiedzieć, że tamtego dnia monitoring w rezydencji Santanów nie działał. To dobrze, ponieważ przynajmniej nikt nie musiał się dowiedzieć o tej upokarzającej dla mnie sytuacji, która się tam wtedy wydarzyła.
***
Właśnie leżałem na podłodze znajdującej się w siłowni, przy tym konając z wycieńczenia. Był jakiś czas po drugiej w nocy, a ja już następną noc z kolei katuję się tutaj. Może z dwa razy straciłem przytomność przez to, ale właściwie to ja nic sobie z tego nie robiłem z tego powodu. Doskonale wiem, że w ten sposób się tylko wykańczam, ale iż dość dawno temu komuś obiecałem, że już nigdy więcej nie sięgnę po jakiekolwiek ostrze w celu zrobienia sobie krzywdy, więc nadal sobie ją robię, lecz w inny sposób.
Bo i tak niedługo skończę jak reszta, więc jaka to różnica, czy zrobię to sam, czy też ktoś mnie w tym wyręczy? Otóż żadna.
Po jakichś około trzydziestu minutach bezczynnego leżenia postanowiłem w końcu pójść do swojego pokoju, aby nareszcie położyć się spać. W sumie to nie byłem jakoś nadzwyczajnie zmęczony, jednakże lepiej by było dla mnie, gdybym po prostu odpoczął.
Ledwo przekroczyłem próg tego pomieszczenia, a już usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Iż wiedziałem, że to na pewno nie był żaden budzik, to najwidoczniej ktoś do mnie dzwonił. Wziąłem urządzenie do ręki, no i faktycznie ktoś dzwonił.
Ale jaki chuj czegoś ode mnie chce o trzeciej w nocy?
Odebrałem i przez dłuższą chwilę nikt się nie odezwał, dlatego więc w końcu postanowiłem się rozłączyć. Ciężko westchnął, po czym odłożyłem telefon na szafkę nocną. Czyli znowu to samo. W skrócie mówiąc id kilku dni już zdążyłem odebrać kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt, takich głuchych telefonów. Z każdym dniem coraz bardziej miałem tego wszystkiego serdecznie dość. Ja już naprawdę jestem bezsilny w tej sprawie.
YOU ARE READING
Z Innej Perspektywy | Vincent Monet
FanfictionZawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby się wydawać całkiem spokojne, lecz to tylko pozór. W ten piękny dzień doszło do dość tragicznego wyp...