Rozdział 99 - Zostaniesz ojcem?

456 33 37
                                    

Perspektywa Vincenta

    Gdy się obudziłem, to było dość jasno. Dopiero co otworzyłem oczy, a promienie słoneczne już zaczęły mnie oślepiać. Postanowiłem się rozejrzeć wokół i po chwili wywnioskowałem, że najprawdopodobniej byłem w moim apartamencie. Rozpoznałem to miejsce tylko dlatego, ponieważ znajdowało się tutaj takie dość charakterystyczne okno, które raczej rozpoznałbym w prawie każdej chwili.

    W pewnym momencie tak nagle poczułem cholerny ból głowy, że ledwo wytrzymać to już mogłem. Po jakiejś chwili chciałem sobie odgarnąć włosy, które opadały mi na oczy, i dopiero wtedy zauważyłem, że na prawej dłoni mam jakiś bandaż, który lekko był przesiąknięty krwią. No i na dodatek ta ręką też mnie tak napierdalała, gdyby sama głowa mi już nie wystarczała, ale to nie było teraz aż takie złe. Bo wiecie, co było zdecydowanie od tego gorsze?

    Otóż to, że nic, ale to kompletnie nic, nie pamiętałem z wczorajszego dnia, nie licząc tego, że byliśmy na jakimś spotkaniu. Jednakże domyślam się, że znam osobę, która może to wszystko pamiętać. Tą osobą zapewne jest Will, bo jakby śmiało by być inaczej.

    Zanim jednak poszedłem go szukać, to najpierw postanowiłem wziąć prysznic. Ledwo co wstałem z tego nieszczęsnego łóżka i doszedłem do tej łazienki, ale no przecież nie przeleżę całego dnia, bo się, kurwa, źle czuję. Dosłownie czułem się, jakby przejechał mnie jakiś walec drogowy i to parę razy.

    Dlaczego te służbowe wyjazdy zawsze się tak kończą?

    Dopiero po jakichś dość długich czterdziestu minutach udałem się do kuchni. Myślałem, że może zimny prysznic mi dobrze zrobi, ale chuj, wcale mi to nie pomogło. I chyba raczej nic mi nie pomoże.

     - O, wstałeś już? - zapytał Will, który siedział przy stole i coś jadł.

     - Jak widać.

     - Już myślałem, że nie obudzisz się dzisiaj.

     - Dlaczego? - powiedziałem, przy okazji szukając czegoś przeciwbólowego.

     - Bo wiesz, wczoraj się trochę nawaliłeś, a teraz jest już po czternastej.

    Aha, no to świetnie.

    Nie no, ale ja to pierdolę. To definitywnie jest ostatni raz, gdy się na to zgodziłem.

     - Mhm... A coś się działo jeszcze?

     - A to ty nic nie pamiętasz?

    No, kurwa, a jak myślisz?

     - Nie.

     - Aha, no to oprócz tego, że po tylko dwóch drinkach zaczęło ci jakoś odpierdalać, to nic ciekawego się nie działo.

    No zajebiście po prostu.

    Will następnie streścił mi to, co się działo ostatniego wieczoru. Przez cały czas przysłuchiwałem się temu, tylko kręcąc głową. Dosłownie myślałem, że się wtedy zapadnę pod ziemię. Przy okazji dowiedziałem się też, że to moje dość nietypowe zachowanie mogło być spowodowane tym, że ktoś mnie czymś naćpał.

    Tylko ciekawe jest, kto?
 

***


    Następnego ranka byliśmy spowrotem w rezydencji. Zgodnie ze swoją obietnicą, Tony już czekał tam na nas cały i zdrowy.

    No przynajmniej tyle dobrego, że on jeszcze trochę myśli, a nie to, co ja.

    Gdy ponad połowę tamtego dnia przepracowałem, to gdzieś około godziny trzynastej postanowiłem trochę odpocząć. Mówiąc szczerze, to miałem cichą nadzieję na to, że uda mi się jakoś spokojnie spędzić ten czas, ale najwidoczniej życie miało dla mnie nieco inne plany.

Z Innej Perspektywy | Vincent MonetWhere stories live. Discover now