Beauty of Darkness

By literaturoholiczka

158K 10.5K 3.9K

Czwarty tom serii Kings of Darkness - historia Cassiana i Mercy Cassian Delmont od urodzenia zmaga się z brak... More

Informacja
OSTRZEŻENIE
Prolog
1. Zapomniane wspomnienia.
2. Uzależnienie.
3. Numer nieznany.
4. Déjà vu.
5. Tam wcale nie jest bezpieczniej.
6. Błąd.
7. Okrutny los.
8. Potwory spod łóżka.
9. Pocałunki, które leczą.
10. Tak wiele nas łączy.
11. Wycieczki zakrapiane pocałunkami.
12. Bukiet czerwonych róż.
13. Jak wygrana na loterii.
14. Moje wszystko.
15. Przeznaczenie.
16. Niektórych zdecydowanie nie powinno się chronić.
17. Pustka.
18. Czas na zwierzenia.
19. Pozwól mi zapomnieć.
20. Podejrzenia.
21. Stare szkice.
22. Ciemność nie zawsze jest piękna.
23. Konsekwencje.
24. Opuszczony magazyn.
26. Płomienie.
27. Piękno ciemności.
28. Pożegnania.
29. Nowe początki.
Epilog

25. Krew na dłoniach i pustka w sercu.

3.5K 304 65
By literaturoholiczka

#BODwatt

Mercy

Dym wyleciał z moich ust, rozniósł się po ciasnej przestrzeni w samochodzie i zaraz zniknął za szybą. Chłód poranka wdzierał się przez otwarte okna, a pierwsze promienie wschodzącego słońca leniwie wyłaniały się zza koron drzew. Otaczająca mnie i Cassiana cisza była zbawienna i tak kontrastująca z wieloma godzinami minionego chaosu.

            Magazyn. Mama. Krew. Łzy. Policja. Pogotowie. Akcja ratunkowa. Zeznania. Wzrok surowych policjantów wlepiony w skórę na mojej twarzy. Krzyki. Plątanina. Pulsujący ból głowy. Więcej łez, Boże, tak dużo łez.

            I wreszcie pustka. Nicość.

            Moja matka zmarła w drodze do szpitala. Straciła zbyt wiele krwi, a sanitariuszom nie udało jej się uratować.

            Zamiast pogrążyć się w stracie, zaciągnięto mnie na niekończące się przesłuchania. Mnie i Delmonta. Na posterunku policji spędziliśmy calutką noc, a gdy wreszcie nas wypuścili. Cassian od razu odwiózł mnie pod hotel.

            Powinnam wyjść z samochodu już jakieś kilkadziesiąt minut wcześniej, gdy tylko zatrzymaliśmy się przy chodniku, ale najpierw spaliłam jednego papierosa, a potem, nie mogąc nasycić się nikotyną, sięgnęłam po kolejne. To niemal pewne, że Cassian w każdych innych okolicznościach kręciłby nosem i zabroniłby mi palić w aucie, ale teraz... Teraz był cichy. I ja również milczałam, bo żadne słowa nie potrafiły wyrazić tego, co czułam.

            Sama właściwie nie wiedziałam, jakie dokładnie emocje kotłują mi się w głowie. Miałam wrażenie, że wewnątrz mojego ciała rozrasta się jakaś czarna postać i jej mrok powoli sięga zakamarków mojej duszy.

            Gdzieś w oddali zaćwierkały ptaki, przypominając mi o nadciągającej wiośnie. Szarość zimy powoli zmieniała się w jaskrawozielony kolor szczęścia i choć wszystko wokół mnie budziło się do życia, ja umierałam najpowolniejszą i najboleśniejszą śmiercią. Niewątpliwie wraz z odejściem mojej mamy, zniknęła również jakaś część mojego serca.

            Pociągnąwszy nosem, wyrzuciłam peta przez okno. Zajrzałam do paczki, lecz ta okazała się już być pusta, więc z cichym westchnieniem opadłam na fotel. Chciałabym móc zostać w tym samochodzie już na zawsze, jakby tylko tu reszta świata i wydarzenia minionej nocy mnie nie dotyczyły. Był jak tarcza ochronna przed całym paskudztwem tego świata.

            Cassian odchrząknął i poruszył się na fotelu obok mnie. Spojrzałam na niego z ukosa. Po raz pierwszy widziałam go w tak nieidealnym wydaniu, z potarganymi włosami i brudnymi od krwi dłońmi. Moją skórę również brudziła czerwień, ale z jakiegoś powodu wcale mi nie przeszkadzała. Była ostatnim śladem po mojej mamie. Ostatnim, co mi zostało.

            Ostry ból znów przeszył moją pierś.

            Przestrzeń wokół nas oblała pomarańczowa smuga porannego słońca. Zmrużyłam powieki, nagła jasność okazała się szalenie irytująca. Świat powoli budził się ze snu, ludzie mieli zaraz ruszyć na spełnianie swojej codziennej rutyny, a ja... Ja wcale nie chciałam, by ta noc mijała.

            – Pójdę już – rzuciłam zachrypniętym i wypranym z życia głosem.

            Już sięgałam do klamki, gdy za moimi plecami rozbrzmiał proszący ton Cassiana:

            – Mogę cię chociaż odprowadzić?

            Wzruszyłam niedbale ramionami, szczerze obojętna na to, co zrobi Delmont.

            – Jak chcesz – mruknęłam i wyskoczyłam z auta. Poprawiłam bluzę, upewniając się, że pistolet, który zabrałam sobie ze schowka, trzyma się na swoim miejscu i nie wypadnie.

            Cassian wyszedł chwilę po mnie, a potem wspólnie ruszyliśmy do hotelu. W recepcji przywitało nas zaniepokojone naszym wyglądem spojrzenie recepcjonistki, które zignorowaliśmy z imponującą zgodnością. Winda zabrała nas na odpowiednie piętro, a nogi poniosły mnie pod drzwi mojego pokoju. Wcisnęłam klucz do zamka i weszłam do środka.

            Cassian poszedł za mną. Nie miałam siły go wypraszać i naprawdę nie obchodziło mnie to, czy tu zostanie czy sobie pójdzie. Nienawiść wobec jego osoby została przysłonięta niedawna stratą. Teraz był mi zwyczajnie... obojętny. Równie dobrze mógłby być jedną z drobinek unoszącego się w powietrzu kurzu.

            Od razu ruszyłam do łazienki, zostawiając mężczyznę za sobą. Zatrzasnęłam drzwi, a gdy stanęłam naprzeciw własnego odbicia w lustrze, po plecach przebiegł mi dreszcz.

            Oczy miałam zaczerwienione od płaczu, policzki i usta wyschnięte oraz blade. Na skórze piętrzyły mi się plamy krwi i ziemi. Włosy były wilgotne i poplątane.

            Ale to własne spojrzenie przeraziło mnie najbardziej. Tak cholernie puste, nieszczęśliwe i zrezygnowane, jakbym równie dobrze mogła nie żyć.

            Wzięłam drżący wdech. Ubrania kleiły mi się nieprzyjemnie do ciała, więc czym prędzej je z siebie zrzuciłam. Pistolet schowałam do szafki pod zlewem, a potem weszłam pod prysznic.

            Lodowate drobinki wody miały mnie nieco otrzeźwić, ale rezultat okazał się wyjątkowo marny. Wciąż byłam w transie, wiąż przetwarzałam wszystkie wydarzenia minionej nocy, wciąż byłam tak zdruzgotana. Gdybym tylko mogła, pozwoliłabym sobie na jeszcze więcej łez, by wraz z nimi wypłynął ze mnie ten żal, ale nie byłam już zdolna do płaczu.

            Po szybkim i niesatysfakcjonującym prysznicu owinęłam się w śnieżnobiały ręcznik i wyszłam z łazienki. Cassian siedział na krawędzi drewnianego łóżka, a Pan Darcy plątał mu się między nogami.

            – Wciąż tu jesteś, co? – wymamrotałam.

            Jego spojrzenie odnalazło moją twarz, a brwi wykrzywiły się w zmartwieniu.

            – Nie chcę zostawiać cię teraz samej.

            To głupie. Może kiedyś jego obecność rzeczywiście podniosłaby mnie na duchu, ale Cassian stracił tę moc kilka dni wcześniej, gdy poznałam prawdę. Teraz jego miejsce mógłby zająć ktokolwiek inny, a ja czułabym się tak samo. Albo w to właśnie chciałam wierzyć.

            Ignorując jego słowa, opuściłam ręcznik. Stałam przed nim zupełnie naga i zupełnie niewzruszona tym faktem. Sięgnęłam do torby po pierwszą lepszą koszulkę i majtki, a potem wciągnęłam na siebie ubrania i podeszłam do łóżka.

            – Jeśli zamierzasz tu zostać na dłużej niż godzinę, to opłać mi tę dobę w recepcji – poleciłam, ładując się na materac. – Albo wyjdź teraz.

            Westchnął.

            – Pójdę umyć ręce.

            Wstał i rzeczywiście powędrował do łazienki, podczas gdy ja opatuliłam się kołdrą z każdej strony i przycisnęłam policzek do poduszki. Chciałabym wierzyć w to, że uda mi się zasnąć, ale, choć byłam zmęczona jak nigdy wcześniej, sen był zapewne ostatnim z moich przywilejów. Umysł wciąż pracował na pełnych obrotach, mimo że ciało opadło z sił.

            Delmont wrócił do mnie chwilę później.

            – Zasuń rolety – rzuciłam, a on od razu spełnił moje polecenie. Otoczyła nas ciemność.

            Chwilę później poczułam, jak materac ugina się pod jego ciężarem.

            – Opłacę ci tę dobę – powiedział.

            Czyli zostanie, pomyślałam. Sama nie wiedziałam, jak mam się z tym czuć.

            – I każdą następną, Mercy. To dla mnie nie problem.

            – Dzięki za przypomnienie, że masz forsę. Prawie zapomniałam – burknęłam z twarzą ukrytą częściowo w poduszce.

            – Mówię poważnie. To przeze mnie się tu znalazłaś, więc...

            – Możesz po prostu nic nie mówić? – wtrąciłam. – Chcę pobyć w ciszy. I samotności, jeśli łaska.

            Zamilkł, ale, jak mogłam się tego spodziewać, wcale nie wyszedł. Zamiast tego położył się obok mnie. Nasze ciała dzieliły tylko centymetry. Gdybym przesunęła się delikatnie w bok, mogłabym sięgnąć do jego dłoni. I choć tego nie zrobiłam, miałam wrażenie, jakby każdy centymetr mnie przylegał bezpośrednio do niego. Między nami mimo wszystko nadal znajdowała się jakaś niewidzialna nić.

            Czułam, że na usta pcha mu się tak wiele słów, że z trudem powstrzymuje się przed ich wypowiedzeniem. Ja za to nie miałam pojęcia, co mogłabym powiedzieć, więc cisza wydawała się najlepszą opcją. W głowie kłębiło mi się tak wiele myśli, że żadna nie wydawała się jasna i zrozumiała.

            Leżeliśmy w ten sposób godzinami. Ja na boku, z twarzą zwróconą w jego stronę. On na plecach, ze wzrokiem wbitym w sufit. Z Panem Darcy wędrującym to po mnie, to po jego klatce piersiowej. W pewnej chwili Cassian przesunął delikatnie dłoń, aż opuszki naszych palców się zetknęły. Nie zabrałam ręki, ale też nie dałam po sobie poznać, że ten drobny kontakt był dla mnie jak porażenie prądem.

            Wreszcie usnęłam. Kilka muśnięć jego kciuka na wierzchu mojej dłoni wystarczyło, bym mogła skupić się na jego dotyku i już tylko na nim.

***

Pierwszą myślą po przebudzeniu była miażdżąca pewność, że wydarzenia poprzedniej nocy to jedynie kolejny koszmar – śmierć matki, zeznania, Cassian w moim mieszkaniu.

            Wraz z drugą myślą nadeszła świadomość, że ta pierwsza była tylko kłamstwem wytworzonym przez siłę mojego umysłu.

            Uchyliłam ciężkie powieki. Przez zasłonięte okna nie próbowały się już przedrzeć promienie słońca, co kazało mi sądzić, że znów nadeszła noc. Czułam, jak szerokie i ciepłe ramię mężczyzny leżącego za mną oplata moją talię. Pozwoliłam sobie zostać w tej pozycji jeszcze na kilka chwil, po których zerwałam się z łóżka i powędrowałam do łazienki.

            Sprawdziłam szufladę. Pistolet wciąż był na swoim miejscu. Potem opłukałam twarz zimną wodą, związałam włosy w kucyk i wróciłam do sypialni.

            Nigdy nie widziałam Cassiana pogrążonego w tak głębokim śnie. Wyglądał ludzko i niemal normalnie. Pan Darcy wkomponował się w zgłębienie jego szyi i tam również spał zwinięty w kulkę. Z jakiegoś powodu postanowiłam nie budzić go od razu i zamiast tego wyszłam na balkon.

            Nocne powietrze pachniało nadchodzącą ulewą. Ciemne chmury całkiem przysłoniły księżyc i gwiazdy, ale światła widocznego z oddali miasta przypominały właśnie to – miliony malutkich gwiazd. Jedna była jaśniejsza od drugiej, a razem tworzyły coś doprawdy interesującego.

            Oparłam się o balustradę, ignorując osiadający na mojej nagiej skórze chłód. Wlepiłam wzrok w krajobraz rozciągający się przed moimi oczami i dałam się pochłonąć własnym myślom, teraz już zdecydowanie klarowniejszym.

            Każde kolejne, napływające mi do głowy pytanie, zamiast przybliżać mnie do prawdy, oddalało mnie od niej.

            Jakim cudem wszystko zgrało się tak doskonale w czasie?

            Dlaczego ojciec zabił moją matkę?

            Kim, do cholery, jest Hazel?

            Wciąż nie potrafiłam uwierzyć w to, że już jej nie ma. Że odeszła. Że już nigdy nie zyska szansy na zbudowanie nowego, lepszego życia z dala od ojca. Że nie uśmiechnie się do mnie i nie pocałuje mnie w policzek.

            Nie potrafiłam mieć mamie czegokolwiek za złe, gdy patrzyłam na to wszystko z tej perspektywy. Ona też była ofiarą. Ją też skrzywdzono. I ona też zasługiwała na lepszy los.

            Za moimi plecami rozbrzmiały kroki. Nie wyjrzałam za siebie, stuprocentowo pewna, że to Cassian wreszcie się obudził i postanowił do mnie dołączyć. Gdy stanął obok, niemal poczułam siłę jego udręki na własnej skórze.

            – Dlaczego nie pojechaliśmy do magazynu wcześniej? – wypaliłam.

            – Słucham?

            – Dlaczego postanowiłeś tam pojechać dopiero wczorajszego wieczoru?

            Cisza między nami okazała się najgłośniejszą, jaką doświadczyłam w całym swoim życiu.

            – Nie rozumiem, do czego zmierzasz.

            – Od kiedy wiedziałeś, że moja matka może tam przebywać?

            – Nie miałem tej pewności, przecież ci mówiłem.

            – Ale miałeś podejrzenia – wtrąciłam zdecydowanym głosem. – Od kiedy?

            – Od dwóch dni twój ojciec zaczął tam regularnie jeździć...

            – Więc dlaczego milczałeś aż do wczoraj?

            – Co, do kurwy, Mercy? – warknął. – Próbujesz mi coś zarzucić?

            Tak. Nie. Nie wiem.

            Wciąż tyle spraw wydawało mi się nieoczywiste. Sama nie wiedziałam już co myślę, ale miałam wrażenie, że jeśli nie spróbuję przerzucić swojego żalu na kogoś innego, to ten w końcu wypełni mnie całą, a później zniszczy jednym zamachnięciem.

            Gdy milczałam, on postanowił zabrać głos:

            – Na początku w ogóle nie powiązałem jego wycieczek do magazynu z twoją matką. Monitorowałem sytuację. Dopiero, gdy zobaczyłem jakąś zależność, gdy wszystko sobie poukładałem i doszedłem do wniosku, że robi to w regularnych godzinach, mogłem cokolwiek przypuszczać.

            – Gdybyś doszedł do tego wcześniej...

            – Jesteś niesprawiedliwa, Mercy – uciął. – Nie próbuj zrzucać winy na mnie. Bo to nie ja ją zabiłem i dobrze o tym wiesz. Wierz mi, że gdybym mógł cofnąć czas, to bym to zrobił i do tego nie dopuścił. Ale sęk w tym, że czasu nie cofnę. I nie uda ci się zrobić tego, co właśnie próbujesz zrobić.

            – To znaczy? – fuknęłam.

            – Przenieść swojego bólu na mnie. To się nie uda – zaznaczył.

            Prychnęłam, odwracając wzrok.

            – Po prostu staram się to wszystko zrozumieć – rzuciłam bez przekonania.

            Wciąż... Po prostu wciąż nie chciałam zaakceptować myśli o tym, że ona naprawdę odeszła.

            – Wiesz, kim jest Hazel? – wypaliłam, prawie pewna, że wszystko to, czego nie wiem ja, Cassian wie od dawna.

            – Nie – odparł bez wahania. Nie wyczułam w tym słowie kłamstwa, ale przecież oszukiwał mnie od tak dawna i wcześniej też mi to umykało.

            – Na pewno? – naciskałam.

            – Przysięgam, że nie mam pojęcia, kim jest Hazel i dlaczego twoja matka zwróciła się do ciebie właśnie tym imieniem – oświadczył z dłonią przyciśniętą do klatki piersiowej. – Była niemal nieprzytomna. Bredziła. Może coś jej się pomyliło.

            – Na pewno jej się pomyliło.

            A jednak to nie dawało mi spokoju. Gdyby jeszcze wypowiedziała inne, ale zbliżone w brzmieniu do mojego imię, mogłabym to zrozumieć i przypisać temu, w jak słabym stanie się znajdowała. Ale Hazel od Mercy leży daleko. Próbowałam sobie przypomnieć, czy znam kogoś takiego, ale pamięć mnie zawodziła, co widać było doskonale na przykładzie całej mojej przeszłości z Cassianem. Z jakiegoś powodu wyrzuciłam z głowy wspomnienie naszego pierwszego spotkania, więc równie dobrze mogłam znać kiedyś jakąś Hazel i teraz jej nie pamiętać.

            – Zapytam mojego ojca, ale wątpię, by coś wiedział. Mówił mi o wszystkim, więc...

            – Szczęściarz – wcięłam się ironiczną zaczepką. – Też chciałabym tak sobie wiedzieć o wszystkim.

            – Mercy...

            – Możesz już iść. – Pozostałam nieugięta i surowa. Może i wciąż mi jakoś pomagał, może moje serce go potrzebowało, ale w dalszym ciągu nie mogłam znieść tego, jak wielką krzywdę mi wyrządził. – Nie spisałeś się i już po sprawie. Teraz nie widzę żadnego dobrego powodu, byś wciąż tutaj był.

            – Nie zostawię cię samej.

            – Zostawisz.

            – Nie. Nie rozumiesz, do cholery? – Postawił śmiały krok w moją stronę. Jeszcze dobę wcześniej odskoczyłabym przestraszona, lecz teraz miałam wrażenie, że cokolwiek złego by mi nie zrobił, nie jest w stanie zranić mnie jeszcze mocniej.

            Mógłby mnie zabić na tym balkonie i, prawdę powiedziawszy, miałabym to kompletnie gdzieś.

            – Twój ojciec nadal jest na wolności. Może cię dopaść w każdej chwili.

            – W hotelu jestem bezpieczna. – Nie wiem, czy bardziej próbowałam przekonać samą siebie, czy jego.

            – Tak sądzisz?

            – Po prostu wyjdź – rzuciłam lekceważąco i chciałam go wyminąć. Właśnie wtedy złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do swojej klatki piersiowej.

            Przez kilka długich sekund byłam zbyt zaskoczona, by zrobić cokolwiek, prócz wpatrywania się w niebieskie oczy Cassiana. A gdy jego dłoń powędrowała do mojego policzka, przymknęłam na moment powieki.

            – Nie jestem w stanie odpuścić – wyznał zduszonym głosem. – Czasem mam wrażenie, że zostałem stworzony tylko po to, by cię chronić. To strasznie męczące, Mercy, być tak uzależnionym od kogoś. Wiedzieć, że bez tej osoby będzie się nikim.

            – Cassian... – Nie mogłam tego słuchać. Te słowa raniły moją duszę.

            – Nie próbuję się usprawiedliwiać. Wiem, że zachowałem się okropnie i nie powinienem ukrywać przed tobą prawdy. Że nie powinienem cię śledzić, obserwować i do ciebie pisać.

            Pokiwałam delikatnie głową.

            – W takim razie rozumiesz, że nie jestem w stanie z tobą przebywać, prawda? – Uchyliwszy powieki, zajrzałam mu głęboko w oczy. – Chciałabym ci znów w pełni zaufać, ale to niezależne ode mnie. I myślę, że mam teraz na głowie zbyt wiele innych spraw, bym była w stanie poukładać sobie to, co było między nami.

            Mięsień w jego szczęce drgnął. Całe ciało Cassiana było sztywne i napięte jak struna, zmęczenie niemal wylewało się z jego twarzy.

            – To wciąż jest między nami – powiedział ze śmiertelną powagą i puścił mój policzek. – I to jeszcze nie koniec. Doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.

            Być może. Tak, w porządku, miałam tego świadomość. Jakkolwiek nie miała wyglądać nasza historia, ona jeszcze nie dobiegła końca. Być może miała trwać już wiecznie.

            Delmont puścił mój policzek i, ku mojej uldze, odsunął się na bezpieczną odległość. Gdy był zbyt blisko, traciłam zdrowy rozsądek, a czułam, że przyda mi się przez kilka następnych dni bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

            Jak na zawołanie pomyślałam o pistolecie schowanym w łazience i celach, do których zamierzałam go spożytkować.

            – Jeśli naprawdę nie chcesz, bym tu z tobą był, to w porządku. Ale będę siedział w samochodzie pod hotelem. Nie ruszę się stąd nawet na moment. Nieważne, jak bardzo będziesz protestować. Sam też tego nie chcę. Zwyczajnie nie mogę postąpić inaczej.

            To chyba właśnie wtedy dotarło do mnie, że choć Cassian ma kontrolę nad niemal wszystkim, nie ma jej nad samym sobą. Coś sprawiło, że trzymał się mnie kurczowo przez te wszystkie lata i choć w dalszym ciągu nie wiedziałam, co to takiego, w tamtym momencie nie chciałam w tym grzebać. Mogłam to odłożyć na później. Najpierw musiałam zająć się sprawami ze szczytu listy moich priorytetów.

            – Nie mogę zabronić ci siedzenia w samochodzie – mruknęłam tylko.

            – Nie możesz – potwierdził cicho.

            Staliśmy na balkonie jeszcze przez kilka minut w zupełnej ciszy. Dopiero, gdy z cichym odchrząknięciem wycofałam się z powrotem do pokoju, on ruszył się z miejsca. Pogłaskał kota po główce, a potem podszedł do drzwi i tam się zatrzymał.

            – Gdybyś czegoś potrzebowała, daj mi znać. Tylko nie wychodź sama z hotelu, dobrze?

            Boże, Cassian nie miał pojęcia, jaki okrutny plan tworzył mi się w głowie. Mimo to pokiwałam zgodnie głową, nie chcąc go alarmować.

            – Dobrze.

            Wyszedł, zatrzasnąwszy za sobą drzwi. Gdy tylko zostałam sama, wróciłam do łazienki i sprawdziłam, ile nabojów zostało w pistolecie.

            Tej nocy znów będę miała krew na rękach.

#BODwatt

Twitter/Instagram: autorkaangelika

TikTok: literaturoholiczka

Continue Reading

You'll Also Like

751K 40.3K 26
Minęło pół roku. Sprawa prowadzona przez Vivid Chambers i Dante Gallaghera została umorzona. Nie oznacza to jednak, że niebezpieczna sekta przestała...
79.4K 150 1
"I nawet jeśli zostaną po nas tylko zgliszcza, gdzieś głęboko schowałam iskrę, która jest w stanie spalić każde miasto w którym cię nie znajdę" Wszys...
55.7K 3.6K 29
Ona jest znudzona własnym życiem, a on swojego nienawidzi. Harvey Reynolds od dawna nie potrafi oderwać od niej wzroku. Larissa Calloway jest błyskot...
72.6K 3.4K 30
Ciosem dla obracającej się wśród pieniędzy, wpływów i znajomosci Charlotte Mercer z pewnością jest oddanie firmy jej młodszemu bratu. By zrobić na zł...