Beauty of Darkness

By literaturoholiczka

142K 10K 3.9K

Czwarty tom serii Kings of Darkness - historia Cassiana i Mercy Cassian Delmont od urodzenia zmaga się z brak... More

Informacja
OSTRZEŻENIE
Prolog
1. Zapomniane wspomnienia.
2. Uzależnienie.
3. Numer nieznany.
4. Déjà vu.
5. Tam wcale nie jest bezpieczniej.
6. Błąd.
7. Okrutny los.
8. Potwory spod łóżka.
9. Pocałunki, które leczą.
10. Tak wiele nas łączy.
11. Wycieczki zakrapiane pocałunkami.
12. Bukiet czerwonych róż.
13. Jak wygrana na loterii.
14. Moje wszystko.
15. Przeznaczenie.
16. Niektórych zdecydowanie nie powinno się chronić.
17. Pustka.
18. Czas na zwierzenia.
19. Pozwól mi zapomnieć.
20. Podejrzenia.
21. Stare szkice.
23. Konsekwencje.
24. Opuszczony magazyn.
25. Krew na dłoniach i pustka w sercu.
26. Płomienie.
27. Piękno ciemności.
28. Pożegnania.
29. Nowe początki.
Epilog

22. Ciemność nie zawsze jest piękna.

3.6K 298 72
By literaturoholiczka

#BODwatt

Cassian

Pod dom mój i chłopaków podjechałem krótko po wchodzie słońca. Jasność poranka powoli wdzierała się przez przednią szybę mojego auta, a wraz z nią świadomość, że przez całą noc nie udało mi się pozyskać żadnych informacji o Mercy.

            Do mieszkania wróciłem naprawdę późno, później niż zwykle. Cały wieczór przesiedziałem w kancelarii, budując sobie w głowie plan na naprawienie tego chaosu, który stworzyłem, a gdy wreszcie udało mi się oderwać od laptopa, zegar wskazywał już drugą w nocy.

            To, że na moim łóżku zamiast Mercy zobaczę jedynie jej kota, zupełnie nie mieściło się w puli rzeczy, których mógłbym się spodziewać. Strach nie był mi obcy, gdy sprawy rozchodziły się o tę kobietę, ale tak żywego przerażenia wymieszanego z dziwacznie złym przeczuciem nie doznałem chyba jeszcze nigdy.

            Nigdy też nie byłem tak cholernie wdzięczny mojemu ojcu. Od zawsze dzieliła nas szczególnie wyjątkowa więź, której mogłoby mi pozazdrościć naprawdę wiele dzieciaków, a teraz miałem wrażenie, że jedynie ją zacieśniamy.

            Przez całe dwadzieścia jeden lat mojego życia nie zdarzyła się sytuacja, podczas której czułbym się przez niego oceniany. Nawet, gdy na jaw wyszło, że przydarzyła mi się doprawdy dziwna przypadłość związana z brakiem odczuwania normalnych ludzkich uczuć, on był przy mnie i patrzył na mnie w ten sam sposób. Wspierał mnie w każdej możliwej sytuacji i nigdy nie dał mi odczuć, jakoby moje problemy były mniej istotne od jego.

            I tym razem również tego nie zrobił. Gdy zjawiłem się w progu rodzinnej rezydencji w pomiętych ciuchach, z całym tym bałaganem w głowie i sercu, on zaprosił mnie do siebie z otwartymi ramionami i momentalnie przystąpił do działania.

            Jego ludzie nieustannie mieli ojca Mercy na oku. Śledzili każdy jego ruch, nawet wyciągi z konta bankowego. A jednak coś im najwyraźniej, do cholery, umknęło, bo żaden z nich nie był nam w stanie potwierdzić, że to właśnie on odpowiadał za zniknięcie Mercy.

            Wciąż nie wiedzieliśmy więc, co się z nią stało ani co aktualnie wyprawiał Abraham, ale ufałem, że ojciec wreszcie dotrze do prawdy. A sam w tym czasie zająłem się naprawianiem błędów, stąd też moja wizyta w domu moim i chłopaków po dłuższym czasie braku kontaktu.

            Drzwi otworzyła mi zaspana Rose. Ubrana jedynie w piżamę, z włosami związanymi w niedbały kucyk, zaprosiła mnie do środka i zaraz pobiegła po Eliasa. Wyczuwając chyba, że potrzebowaliśmy nieco prywatności, zaraz pognała z powrotem do sypialni.

            Elias wydawał się odrobinę zdenerwowany i zdziwiony moją nagłą wizytą o tak dziwnej porze. Przy tym pewnie prezentowałem książkowy obraz desperata z potarganymi włosami i koszulą niezmienioną jeszcze z poprzedniego dnia.

            – Wiedziałem, że wreszcie przyjedziesz – oznajmił, odrywając ode mnie wzrok. Powędrował do kuchni, gdzie nastawił czajnik, a ja poczłapałem za nim niczym pies z podkulonym ogonem. – Ale żeby nachodzić ludzi tak wcześnie? – Wymownie wskazał podbródkiem na zegar zdobiący ścianę przy zlewie.

            – Awaryjna sytuacja – mruknąłem tylko, opierając się ramieniem o ścianę. – Jest Aston?

            – Spał u Laurette.

            Szlag.

            – Możesz zadzwonić i go tu ściągnąć? Potrzebuję waszej dwójki.

            – A nie możesz sam do niego... – Uciął i delikatnie zmarszczył brwi. – No tak, nie możesz. Wiesz, że mi o wszystkim powiedział, co nie?

            – Domyśliłem się, Elias – odparłem z ciężkim westchnieniem. – Macie pełne prawo mnie nienawidzić, ale gdybyście mogli odsunąć od siebie tę nienawiść choć na jeden dzień, to byłbym naprawdę, naprawdę wdzięczny.

            Przyjaciel zmierzył mnie już nieco poważniejszym, ale wciąż naznaczonym cieniem niechęci spojrzeniem.

            – Stało się coś złego, prawda?

            Kiwnąłem głową w akompaniamencie odgłosów tykającego zegara.

            – Mercy zniknęła – dodałem sekundy później.

            Elias wyraźnie zbladł.

            – W sensie, że od ciebie uciekła, bo poznała prawdę, czy...

            – Nie – wtrąciłem. Choć mogło tkwić w tym ziarno prawdy. Nie wiem, w jaki sposób mogłaby się niby dowiedzieć, ale skoro nic nie wskazywało póki co na to, że to jej ojciec odpowiadał za jej zniknięcie, to... To Elias mógł mieć jednak rację. – To znaczy nie wiem. Staramy się to ustalić.

            – My... Czyli?

            – Ja i mój ojciec.

            – Ja pierdolę, chłopie... – Potrząsnął głową, wzdychając. – Ta twoja historyjka wydaje się cholernie popieprzona.

            I taka właśnie jest.

            – Zadzwonisz po niego? – naciskałem dalej.

            – Dobra, zadzwonię – uległ, unosząc na moment dłonie. – Ale nie mogę ci obiecać, że tu przyjedzie. Wydaje się być na ciebie szalenie wkurwiony. I pewnie nie zostawi Laurette samej nawet na moment.

            – To zrozumiałe.

            – Sam właściwie nie wiem, czy takie właśnie jest – burknął i wyminął mnie w przejściu.

            Obserwowałem, jak unosi telefon do ucha, objaśnia Astonowi sytuację, a potem odkłada urządzenie na stół z głośnym hukiem.

            – Przyjedzie – oznajmił.

            – To dobrze.

            – Ale dopiero za jakąś godzinę czy dwie – dodał. – Jego obsesja na punkcie bezpieczeństwa Ettie wskoczyła na jakiś wyższy pieprzony poziom. Pewnie zawiezie ją do jej ojca, żeby to on miał ją na oku przez jakiś czas.

            Nawet przez myśl mi nie przeszło, by oceniać Astona, skoro sam żywiłem się swoją obsesją od lat, ale Elias wydawał się nie rozumieć tego podejścia. Zabawne, że kiedyś to on uchodził w naszym gronie za tego lekkomyślnego, a teraz role jakby się odwróciły i to on zachowywał w tym całym bałaganie trzeźwy umysł.

            – Chcesz kawy? – Elias ponownie podszedł do blatu w kuchni.

            – Chcę tylko wiedzieć, czy nic jej nie jest. – Słowa te opuściły mnie niekontrolowanie i sprawiły, że Elias zastygł w miejscu. Odłożył przyrządzanie kawy na później, oparł biodra o blat i wbił we mnie czujne spojrzenie.

            – Kiedy Aston opowiedział mi o tym wszystkim, byłem na ciebie równie wkurwiony, co on – wyznał na jednym wdechu i zaraz spuścił wzrok. – Ale wiesz, że to nic nie zmienia, prawda? Jakiekolwiek gówno by się nie odwaliło, stanowimy drużynę, tak?

            – Taką mam nadzieję – przyznałem szczerze.

            – To znaczy, gdyby coś stało się Rose, prawdopodobnie nie byłbym ci w stanie nigdy tak do końca wybaczyć. Pewnie miałbym do ciebie żal, bo, cholera, wiesz przecież, jak wiele znaczy dla mnie ta dziewczyna.

            – Wiem. – Pamiętałem przecież doskonale, jak załamany był po jej chwilowym odejściu.

            Po tym, jak poznała prawdę o jego przeszłości.

            – Ale to nie zmienia tego, że ty też jesteś dla mnie ważny – dorzucił zaraz ze zmarszczonymi brwiami. – Czasem mam wrażenie, i to pewnie słuszne, że gdyby nie ty, gdyby nie Aston i Ettie, gdyby nie moja Rose... To już dawno by mnie tu nie było.

            Coś nieznośnie ciężkiego szarpnęło mnie w klatce piersiowej.

            – Że już dawno bym z siebie zrezygnował tak, jak próbowałem zrobić to już raz. Dlatego, choć wciąż jestem na ciebie wściekły, nie zamierzam zostawiać cię z tym samego. Ty nigdy nie zostawiłeś mnie na lodzie. Nigdy.

            Słowa przyjaciela przyniosły mi chwilowy spokój. Może i nie potrafiłem naprawdę pożałować tego, co zrobiłem mu i Astonowi, na jakie niebezpieczeństwo ich naraziłem, ale sama myśl o tym, że mógłbym ich stracić, budziła gdzieś głęboko we mnie siejący zniszczenie chaos.

            Sęk w tym że nie bałem się niczego, póki to nie niosło za sobą przykrych dla mnie konsekwencji.

            – A teraz powiedz mi, jak możemy ci pomóc.

            Opowiedziałem mu pokrótce przebieg wydarzeń z ostatnich kilku godzin, nakreśliłem, że mój ojciec starał się coś ustalić, że czekam na jakieś informacje z jego strony, a jego i Astona potrzebuję przede wszystkim do tego, by jej szukać. Nie mogłem tak zwyczajnie siedzieć bezczynnie i tylko czekać na wieści. Musiałem działać od razu, inaczej istniało dość spore prawdopodobieństwo, że do cna oszaleję.

            – Masz dalej wbudowany lokalizator w jej komórce? – zagaił, jakby to była najnormalniejsza na świecie rzecz.

            – Tak, ale ma wyłączony telefon. Ostatnio zapisana lokalizacja pochodziła z uczelni. Tam kontakt się urwał.

            – Sprawdzaliście kamery?

            – Mój ojciec właśnie to robi.

            Kiwnął głową ze zrozumieniem i właśnie wtedy zza pleców dobiegł mnie odgłos stawianych szybko kroków. Obróciłem się przodem do drzwi i zaraz stanąłem twarzą w twarz z Astonem. Sekundy mijały, gdy nie odwracaliśmy wzroku od swoich oczu. Widziałem doskonale, jak ogień wściekłości powoli ulatuje z jego twarzy, zastąpiony chłodną powagą.

            – Więc co robimy? – zapytał tylko, oświadczając tym samym, że tak samo jak Elias, nie zamierzał się ode mnie odwrócić w wyjątkowo awaryjnej sytuacji.

***

Mercy

Gdy ojciec ponownie zszedł do piwnicy jakiś czas później, miałam już przygotowane ostre odłamki porcelany – trochę umieściłam sobie za plecami, a jeden, najdłuższy odłamek wsunęłam za gumkę spodni, bym miała go na wyciągnięcie dłoni. Początkowo planowałam zaczekać na niego tuż przy drzwiach i użyć tej broni od razu, gdy tylko tata znajdzie się w zasięgu mojej ręki, ale po tym, co znalazłam, wiedziałam, że zanim ucieknę, muszę dowiedzieć się prawdy.

            Bałam się czekającej nas rozmowy. Bałam się momentu, w którym ojciec swoją opowieścią uzupełni luki w mojej pamięci. Bałam się, że wspomnienia wrócą do mnie jak bumerang i pochłoną mnie tak bardzo, że w całym tym chaosie zapomnę o tym, że muszę zrobić wszystko, by wydostać się z piwnicy.

            Ale przecież tyle lat żyłam w strachu. I jeśli chciałam się go kiedykolwiek wyzbyć, musiałam choć raz w życiu wyjść spoza strefy własnego komfortu.

            Robię to dla siebie. Muszę wiedzieć.

            Tata stanął naprzeciwko mnie. Wyglądał na zmęczonego, co podpowiedziało mi, że nie spał od chwili, w której mnie tu ściągnął. Jego spojrzenie również pozostawało nieobecne, nawet, gdy padło na spoczywające na moich kolanach albumy ze zdjęciami i szkicownik.

            Tata westchnął z udręką, schował dłonie do kieszeni spodni i odwrócił wzrok. Z zapałem obserwował pnące się po betonowych ścianach pajęczyny i drobne pęknięcia. Przygryzał też wargi i marszczył brwi, a na tyle, na ile go znałam, mogłam śmiało stwierdzić, że głęboko się nad czymś zastanawiał.

            – Przykro mi, że cię to spotkało – oświadczył z szczerym żalem w głosie.

            Podciągnęłam kolana do klatki piersiowej, nie odrywając od niego wzroku. Każdy mięsień w moim ciele wydawał się być czujny i gotowy do ucieczki.

            – O czym dokładnie mówisz? – zapytałam cicho, niewinnym i łagodnym tonem, który tata tak bardzo lubił. Lubił wierzyć, że jestem jego grzeczną córeczką. Lubił, gdy patrzyłam na niego z uprzejmym błyskiem w oku. A ja, choć ta zmiana postawy dusiła mnie od środka szczerym obrzydzeniem, musiałam sprawiać wrażenie przystępnej i pogodzonej z sytuacją, w której się znalazłam.

            Potrzebowałam, by ojciec na czas tej rozmowy pozostał spokojny i zadowolony.

            – Wiedziałem, że syn Delmonta prędzej czy później zacznie się przy tobie kręcić – powiedział. – To była kwestia czasu i naprawdę mi przykro, że cię przed tym nie uchroniłem, kochanie.

            Moje serce ścisnęła lodowata obręcz bólu.

            – Nic z tego nie rozumiem – przyznałam i, pociągając nosem, zajrzałam ponownie do albumu ze zdjęciami. Wyciągnęłam stamtąd jedną kluczową fotografię i odchrząkając, wysunęłam ją w stronę taty.

            Wreszcie zwrócił wzrok ku mnie, przejął zdjęcie i wykrzywił twarz w grymasie bólu na widok tego, co przedstawiało.

            Minuty mijały, a on wciąż spoglądał na zdjęcie. Mogłabym przysiąc, że w jego oczach wezbrały się łzy, choć usilnie starał się to przede mną zataić. Po gwałtownym unoszeniu się i opadaniu jego klatki piersiowej poznałam, że dusi go rozpaczliwy smutek. Taki, który zmuszał go do robienia różnych okropnych rzeczy w przeszłości.

            Nie stchórzysz, Mercy. To nic, z czym nie miałaś już wcześniej do czynienia.

            Oblizałam spierzchnięte wargi, przygotowując się do zasypania taty pytaniami, tymczasem on ubiegł mnie, mówiąc:

            – Człowiek, z którym, jak twierdzisz, pisałaś, to najprawdopodobniej Cassian.

            Zmarłam i chciałam automatycznie zaprzeczyć, tyle że... Tyle że nie mogłam. Przecież to właśnie podejrzewałam. A mimo to nie chciałam do siebie dopuścić tej świadomości.

            – Dlaczego tak sądzisz?

            Kolejne westchnienie z jego strony było jak zapowiedź naprawdę długiej i pokrętnej opowieści.

            Zbliżył się do mnie i oddał mi zdjęcie, jakby parzyło go w dłoń. Potem oddalił się pod ścianę, oparł o nią plecy i znów zawiesił wzrok na jakimś bliżej nieokreślonym punkcie.

            – Ponieważ jego rodzina od lat próbuje rozwalić naszą rodzinę – oświadczył. – Pamiętasz, jak twoja mama kiedyś często wychodziła z domu na długie godziny, a nawet dnie?

            Bardziej zapadło mi w pamięć to, jak ją potem za to karał. Pokiwałam jednak głową.

            – Uciekała do ojca Cassiana – zdradził.

            Zmarszczyłam brwi... To znaczy domyślałam się, że mama próbowała szukać gdzieś pomocy, ale dlaczego padło akurat na pana Delmonta? Naprawdę nic z tego nie rozumiałam i głowa zaczęła mnie boleć z dezorientacji.

            – Wmawiała mu jakieś głupoty. Oczerniała mnie w jego oczach – kontynuował. – A on próbował mi ją odebrać.

            – Ale dlaczego? Skąd go w ogóle znała? – drążyłam. – Na tym zdjęciu to właśnie wy, racja? Ty, mama i rodzice Cassiana?

            Przytaknął i po chwili ciszy dodał:

            – Przyjaźniliśmy się na studiach.

            – Całą czwórką?

            – Tak.

            Mocniej objęłam album i przycisnęłam go sobie do piersi, jakby stanowił ostatnią deskę ratunku trzymającą mnie na powierzchni i chroniącą przed utonięciem w bólu.

            Ciekawe, czy Cassian wiedział o tym wszystkim.

            Bo jeśli tak i mimo to trzymał przede mną prawdę w ukryciu, to... Nie. Nie zrobiłby mi tego. Nie on.

            – Sęk w tym, że ojciec Cassiana był szaleńczo zakochany we Florence.

            Wstrzymałam oddech, zszokowana tą informacją.

            – Ale... Ale przecież ożenił się z inną kobietą i...

            – Kochanie, jesteś taka naiwna – prychnął. – Co z tego, że wziął sobie za żonę inną kobietę? Kiedyś małżeństwa, zwłaszcza w naszych kręgach, były tylko formalnością ustalaną odgórnie. Nie miał wyjścia. Ta samo, jak Florence została zmuszona, by poślubić mnie.

            Zignorowałam jego drobny przytyk.

            – Ale co to wszystko ma wspólnego z Cassianem?

            – Nasza przyjaźń wreszcie legła w gruzach, bo ten... ojciec Cassiana... on nie chciał odpuścić – ciągnął, puszczając moje pytanie mimo uszu. – W końcu zagroziłem mu, by nie zbliżał się do Florence. A potem urodziłaś się ty.

            – I? – naciskałam.

            – Mogłem przewidzieć, że tak, jak jego ojciec miał obsesję na punkcie mojej żony, tak syn upatrzy sobie moją córkę. Pieprzone gnidy – wypluł z obrzydzeniem. – Zawsze ciągnęło ich do tego, co moje.

            Potrząsałam głową ze słabym uśmiechem. Tata nie miał pojęcia, że Cassiana poznałam stosunkowo niedawno. Chyba coś sobie ubzdurał, a tym razem to ja musiałam go w tym uświadomić.

            – Cassiana poznałam jesienią, tato. Nigdy wcześniej nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego, a spotkaliśmy się zupełnym przypadkiem, więc to, o czym mówisz, nie ma najmniejszego sensu.

            Niepokój zagościł we mnie niczym stary przyjaciel, gdy tata spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami.

            – Poznaliście się przecież w dzieciństwie, kochanie.

            Boże, z moim ojcem było gorzej niż myślałam.

            Nim zdołałabym się powstrzymać, parsknęłam śmiechem.

            – Nie, tato – zaznaczyłam. – Coś ci się pomyliło.

            – Mercy... – Tym razem to on wydawał się zaniepokojony moim zachowaniem, co było dziwnym odwróceniem ról.

            Zmartwienie rzuciło się cieniem na jego oczy.

            – Kochanie, nie pamiętasz?

            – Ale czego mam nie pamiętać? – zagaiłam, wciąż nieco rozbawiona.

            Żołądek zamrowił mnie ze stresu.

            – Poznałaś go, gdy miałaś dziewięć lat. – Wydawał się święcie przekonany o swojej racji. Nie zdążyłam po raz kolejny zaprzeczyć, bo wskazał podbródkiem na mój szkicownik i polecił mi cicho, bym go otworzyła.

            Zrobiłam to pod naporem rozkazującego spojrzenia taty, choć coś od środka mnie od tego wzbraniało. Nie miałam na to najmniejszej ochoty i wcale nie byłam zdziwiona, gdy szkicownik otworzył się akurat na tej konkretnej stronie przedstawiającej szkic chłopięcej twarzy.

            I choć być może jakaś cząstka mnie wiedziała doskonale, co to wszystko oznacza i w co składają się te wszystkie strzępki informacji, ja uparcie zgrywałam zdezorientowaną.

            – Wciąż nie rozumiem – mruknęłam lekceważąco, żałując nieco, że w ogóle rozpoczęłam tę rozmowę.

            – Rozumiesz.

            – Nie, nie rozumiem.

            – Daj spokój, Mercy, rozumiesz doskonale – upierał się ojciec.

            Zgromiłam go gniewnym spojrzeniem. Czułam, jak wytwarzam wokół siebie grubą, obronną skorupę, która nie pozwoli żadnemu niechcianemu słowu przedostać się za jej obszar. Czułam, że zaczynam odpychać fakty, choć te dławiły mnie od wewnątrz.

            On jednak kontynuował, postanowił rzucić we mnie szczerą i okrutną prawdą:

            – Poznaliście się na przyjęciu u państwa Midford. Pamiętasz, jak zniknęłaś w ogrodzie? I pamiętasz, jak zły byłem na twoją mamę za to, że cię nie upilnowała?

            Zazgrzytałam zębami. Pamiętałam tamten wieczór – moment, w którym ojciec rozkazał mi uderzyć mamę. Ale tego, co wydarzyło się przed tym wszystkim, zdecydowanie nie chciałam pamiętać, więc odsuwałam od siebie to wspomnienie na bezpieczną odległość. Czułam, że zrywa się ze smyczy i chce wypełnić mój umysł, ale pozostawałam nieugięta.

            – Z kim siedziałaś w ogrodzie, kochanie? – podsunął łagodnie ojciec.

            – Sama. Byłam tam sama – zaznaczyłam.

            – Nie byłaś tam sama i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.

            Odwróciłam od niego wzrok, a ramiona zaplotłam na klatce piersiowej. Album ze zdjęciami zsunął mi się z ud na podłogę.

            – Kogo tamtego dnia narysowałaś w szkicowniku? – Nie odpuszczał.

            – Przestań – wymamrotałam słabo, sama nie do końca wiedząc, czy zwracam się z tą prośbą do ojca, czy może do samej siebie.

            – Właśnie tamtego wieczoru poznałaś Cassiana. – Ten drań nie zwracał uwagi na to, że opuściła mnie ochota na rozmowę. – Zareagowałem szybko. Ostrzegłem, by nigdy więcej się do ciebie nie zbliżał, ale on... Cóż, tak, jak mówiłem, nie potrafił odpuścić. Mężczyźni z tym nazwiskiem nie odpuszczają.

            Uśmiechnęłam się drwiąco. Ojciec pieprzył jak potłuczony. Gadał od rzeczy. Chciał mnie czymś zająć, odwrócić moją uwagę, więc pierdolił największe głupoty, jakie kiedykolwiek słyszałam.

            Zawsze był dobrym manipulatorem, ale w ciągu tych kilku lat naszej rozłąki chyba zrobił sobie jakieś dodatkowe kursy i osiągnął w tym mistrzostwo.

            Jak ja go, kurwa, nienawidzę.

            Nienawidzę. Nienawidzę. Nienawidzę.

            – Miałem pewne podejrzenia, że mimo moich gróźb, on ciągle kręci się wokół ciebie, ale ciężko było mi to potwierdzić. Tymczasem wychodzi na to, że to właśnie z nim pisałaś. A kto wie, jak długo cię obserwował, zanim przystąpił do działania, próbując mi cię odebrać.

            Całkowicie zignorowałam jego urojenia.

            – Ale nie martw się, kochanie. Już nigdy nie pozwolę mu się do ciebie zbliżyć...

            – Niezła bajeczka – wypaliłam. – Naprawdę niezła. Dałabym się na nią nabrać, gdybym miała trzynaście lat. Ale ja już trochę podrosłam, tato, wiesz? Jestem odporna na te twoje bzdury.

            Tata kucnął przy mnie tak bezradny, z opuszczonymi ramionami i twarzą kruszącą się pod natłokiem współczucia. Współczucia dla mnie, jak mniemam, choć wcale go nie potrzebowałam.

            Ten człowiek był prawdziwie chory i potrzebował specjalistycznej pomocy, a ja nie mogłam zostać w jego towarzystwie ani chwili dłużej. Uniosłam więc na niego wzrok, siłą zmusiłam się do łez i przybrałam najbardziej bezbronny i potrzebujący wsparcia wyraz twarzy, na jaki mogłam sobie pozwolić.

            Na reakcję wcale nie musiałam czekać długo. Z jego ust uciekł niski skowyt bólu, a szerokie męskie ramiona rozłożyły się dla mnie w zapraszającym geście. Odepchnęłam obrzydzenie, wtulając się w tatę tak, że klatką piersiową zasłaniałam mu częściowo twarz.

            Wtedy właśnie sięgnęłam dłonią do broni ukrytej za paskiem moich spodni, wyciągnęłam stamtąd odłamek porcelany i jednym szybkim ruchem wbiłam go w jego bok. Ciało ojca zesztywniało przy moim jeszcze zanim z jego piersi wyrwał się cierpiętniczy jęk.

            – Mercy? – wysapał. – Mercy, do jasnej cholery...

            Wiedziałam, że nie jestem w stanie wyrządzić mu w ten sposób realnej krzywdy, ale chwila jego dezorientacji wystarczyła, bym zdołała odskoczyć od niego na bezpieczną odległość i podbiec do drzwi. Chwyciłam za klamkę, zamknęłam wejście do piwnicy na kłódkę i ruszyłam biegiem na górę.

            – Mamo?! – zawołałam, a gdy w odpowiedzi uzyskałam jedynie ciszę, powtórzyłam już znacznie głośniej: – Mamo!

            Wydzierałam się w niebogłosy, wpadając do każdego pomieszczenia po kolei. Musiała gdzieś tutaj być. Może nie wiedziała, że tata więził mnie w piwnicy, ale gdzieś tu była i na pewno potrzebowała mojej pomocy.

            Przetrząsnęłam niemal cały dom. Zajrzałam w każdy zakamarek i zdarłam sobie gardło podczas wołających okrzyków. Ale po mojej mamie nie było śladu. Jej sypialnia tonęła w ciemności, a pościel była zasłana i zimna. Kuchnia świeciła pustkami, podobnie jak salon i wszystkie pokoje gościnne.

            Nigdzie nie znalazłam mojej mamy i choć byłam zdeterminowana, by do niej dotrzeć, powstrzymały mnie przed tym odgłosy kroków dudniący zza drzwi prowadzących do piwnicy. Nie wiem, jakim cudem ojcu udało się wydostać na zewnątrz, ale nie zastanawiałam się nawet przez sekundę, wybiegając przed dom.

            Biegłam przed siebie ile sił w nogach, pokonując długi podjazd. Gdy wreszcie dotarłam do głównej ulicy, teraz tonącej w mgle i poświacie wiszącego mi nad głową księżyca, skręciłam w prawo, trasą prowadzącą do miasta.

            Nie miałam konkretnego celu, chciałam tylko znaleźć się jak najdalej od rezydencji, ojca i tych bzdur, które próbował mi wmówić. Kotłowało mi się w głowie, mięśnie paliły od wysiłku i zapowiadały, że niedługo nie będą w stanie dłużej pracować, a po policzkach płynął mi potok niewiadomego pochodzenia łez.

            Dlaczego, do cholery, płakałam? Przecież udało mi się uciec.

            Kilkukrotnie potknęłam się o własne nogi, a każde kolejne uderzenie o ziemię nasilało ból, który odczuwałam całym swoim ciałem. Było dziwnie ociężałe, zmęczone, błagające o odpoczynek... A jednak to serce cierpiało najmocniej, choć wciąż nie wiedziałam, czemu tak właściwie jest.

            Wilgotne powietrze, mgła i zapach dobiegający z okolicznych lasów osiadały na mojej skórze, pokryły ją nieznośnie ciężką płachtą. Mój bieg zamienił się trucht, trucht przeszedł w marsz, aż wreszcie, dochodząc do wniosku, że najzwyczajniej w świecie się zgubiłam, jedynie cudem podążałam dalej przed siebie. Butami szurałam o asfalt opuszczonej drogi, serce kołatało mi w piersi jak szalone, a płuca raz za razem ściskał kłujący ból.

            Gęsta ciemność wokół mnie wcale nie poprawiała mojej sytuacji. Gdziekolwiek nie spojrzałam, widziałam jedynie szarość i konary wysokich drzew. Coś zwyczajnie musiało mi umknąć, może źle skręciłam lub pominęłam przypadkiem któryś zakręt, a teraz... Teraz nie miałam już dłużej siły biec.

            Opadłam na ziemię z rozdzierającym mnie szlochem. Tak bardzo nie chciałam płakać, nie wiedziałam nawet, skąd biorą się te łzy. Ciągle miałam wrażenie, że z czymś walczę, być może z samą sobą, a słowa ojca zapętlały mi się w głowie.

            To nie Cassian.

            Ojciec kłamał, to oszust. Oszust i manipulator. Nie powinnam wierzyć w ani jedno jego słowo.

            To. Nie. Cassian.

            Cassian by mi tego nie zrobił. Nie on. Każdy inny człowiek na tym świecie? Tak. Ale nie on.

            Nie on. Nie on. Nie mój Cassian.

            Szarpałam się za końcówki włosów z kolanami podciągniętymi pod klatkę piersiową i zwyczajnie próbowałam uciec przed własnym umysłem i przed świadomością, która próbowała mnie dosięgnąć.

            Właśnie wtedy drogę zza zakrętu oświetliły reflektory samochodu. Samochodu, który znałam bardzo dobrze. Ten zatrzymał się na uboczu niedaleko mnie, drzwi się otworzyły, ale silnik pozostał na chodzie.

            Wysoka męska sylwetka opuściła pojazd. Wpatrywałam się w podążającego w moją stronę człowieka okrągłymi oczami, a gdy ten stanął pod srebrzystą smugą księżyca i zobaczyłam jego twarz, coś we mnie pękło. Ta tarcza, którą próbowałam się bronić, opadła, pozostawiając mnie bezbronną i zdaną tylko na siebie.

            Przed oczami stanęła mi pewna scena. Twarz. Młoda, zbyt młoda jak na ostre rysy twarz. I spojrzenie. Takie pochłaniające. Oraz słowa.

            – Zamierzasz wejść do środka?

            Cassian był coraz bliżej mnie ale ja nie ruszyłam się nawet o milimetr.

            – Woda jest pewnie bardzo brudna.

            Wraz z głosami w mojej głowie nadeszły kolejne i kolejne. A potem wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce.

            Przez tyle lat czułam się obserwowana.

            Cassian znalazł się pod barem i odwiózł mnie do domu.

            Te wiadomości i sposób, w jaki ze mną rozmawiał.

            Opowieść ojca.

            Nie. Nie, nie, nie...

            Mimowolnie zaczęłam się cofać. Szurając tyłkiem o ziemię, oddalałam się od Cassiana. Wtedy ten stanął w miejscu jak wryty i zmarszczył brwi. A dla mnie liczyło się tylko to, by uciec od niego jak najdalej.

            – Chciałabym się tam ukryć. Między jednym punktem, a drugim. W tej małej przerwie między nimi, którą wypełnia tylko ciemność.

            Rysunek w szkicowniku.

            Rezydencja państwa Midford.

            To, że Cassian zawitał w moim życiu i zechciał być przy mnie tak zupełnie bez powodu.

            Boże, nie.

            Przeniosłam się na klęczki i czym prędzej oddalałam się od tego człowieka. A on, rzecz jasna, ruszył za mną. Ryłam kolanami w ziemi, na czole perlił mi się pot, a serce zdawało się zapaść aż pod żołądek.

            Był silniejszy. Szybszy. Zdeterminowany, by mnie złapać.

            Nie chcę, by mnie złapał.

            Chcę się tylko ukryć.

            Wyjrzałam na niego przez ramię, aż poraziła mnie miażdżąca świadomość, że zaledwie kilka metrów dzieli go od schwytania mnie w swe sidła. Wtedy wstąpiła we mnie jakaś nowa i nieopisana siła. Zerwałam się z klęczek do pionu i wznowiłam bieg.

            Włosy targał mi wiatr. Czułam jego bezlitosne smagnięcia na swojej skórze, gdy tak parłam przed siebie. Stopami zahaczałam o nierówności drogi, aż wreszcie przez ułamek nieuwagi natrafiłam na dziurę, która posłała mnie z powrotem na ziemię.

            Opadłam prosto na klatkę piersiową, aż oddech ugrzązł mi w płucach. Moje ciało przeturlało się kilka metrów dalej, a ból, który czułam do tej pory, teraz przeobraził się w niszczycielskie cierpienie.

            Wtedy mnie złapał. Mój osobisty koszmar porwał mnie w swoje ramiona, zamknął w uścisku i przyciągnął do siebie, ignorując moją szamotaninę.

            – Nie! – wrzasnęłam rozpaczliwie. – Nie, nie, nie! Błagam! Błagam!

            – Mercy – próbował przemówić do mnie kojącym tonem. Klęczał przy moim ciele i próbował unieść je do pionu, ale na tyle, na ile mogłam, wzbraniałam się przed tym.

            Wolałabym zostać na tej wilgotnej i zimnej ziemi do końca swojego życia niż pozwolić, by mnie ze sobą zabrał.

            Puść mnie, puść mnie, proszę, puść mnie...

            – Mercy, już dobrze.

            Nic nie jest dobrze. NIC.

            – Zostaw mnie! – krzyczałam dalej, ale krzyk ten tonął w odgłosach mojego szlochu. – Nie dotykaj mnie!

            Kręciło mi się w głowie i powoli słabłam. Przed oczami miałam tylko mroczki, a mięśnie wypełniło przeraźliwe zimno. Trzęsłam się w nieudolnych próbach wznowienia ucieczki. Tonęłam, choć sądziłam, że Cassian zawsze zdoła utrzymać mnie na powierzchni.

            – Pomóżcie mi, do cholery! – Mogłabym przysiąc, że głos Cassiana również dławiły łzy, gdy rozpaczliwie wołał o czyjąś pomoc.

            Lecz nie obchodziło mnie to ani trochę. Dla mnie liczyło się tylko to, by mu uciec... Choć nie miałam już w sobie sił na to, by chociażby poruszyć palcami u dłoni. Leżałam na ziemi z policzkiem wbitym w błoto i zawodziłam cicho pod nosem. Cassian trzymał mnie za nadgarstki.

            Nie wiem, co dokładnie wydarzyło się później, ale nagle dookoła nas pojawiło się chyba więcej osób. Ktoś wziął mnie na ręce. Ktoś odparł mój żałosny atak. Ktoś wepchnął mnie do samochodu, a ktoś jeszcze przypiął pasami do siedzenia.

            Ktoś ułożył sobie moją głowę na trzęsących się kolanach, gdy zapadłam się w ciemności. Tym razem brzydkiej, naprawdę brzydkiej ciemności.

#BODwatt

Twitter/Instagram: autorkaangelika

TikTok: literaturoholiczka

Continue Reading

You'll Also Like

2.9K 362 17
June Miller wiodła tajemnicze życie. Czasami miała wrażenie, że istniały trzy wersje jej osoby - tą którą znali jej rodzice, tą o której wiedzieli j...
256K 8.5K 32
ROMANS BIUROWY🤍 „Anthony Dewberry mógł być moim zbawieniem, ale równie dobrze mógł być moim... końcem" O Valentinie Valley można powiedzieć wiele. Z...
232K 7.1K 39
„To co zostało przebaczone, nigdy nie zostało zapomniane." I tom dylogii Sin Dedykacja Dla osób, które w pewnym momencie zostały kompletnie same w ty...
432K 36.4K 24
Wraz z rozpoczęciem drugiego roku studiów spokojne życie Blake Howard niespodziewanie wywraca się do góry nogami. Przez nieprzyjemne doświadczenia ze...