My Broken Artist

By luvmilla

111K 6.7K 2.9K

DRUGA CZĘŚĆ DYLOGII SZTUKI. Zniszczony poeta to najpiękniejsza forma sztuki. Christian Bradford po skrzyżow... More

Prolog.
1. Jeden z wrześniowych poranków.
2. Obecna przeszłość.
3. Uczucie, które zamarzło.
4. Początek remontu.
5. Świętowanie bractwa.
6. Za mało wódki, za dużo emocji.
7. Igła w stogu siana.
8. Kawałek prawdziwego domu.
9. Koneserzy ciast.
10. Wszystkiego (nie) najlepszego.
11. Cukierek, albo Christian.
12. Odwiedziny wścibskiego dzieciaka.
13. Przemoczony mimo parasolki.
14. Więcej braci, więcej problemów.
15. Włamanie do własnego domu.
16. Serca stworzone ze szkła.
17. Qui n'avance pas, recule.
19. Waszyngtońska ciekawość.
20. Gościnność przyjaciół.
21. Dom to pojęcie względne.
22. Promyk nadziei.
23. Roses blanches.
24. Świąteczny obiad.
25. Dziadek i babcia.
26. Dorosłe dzieci.
27. Wróżka wieczoru panieńskiego.
28. Skutki uboczne.
29. Ironia losu.
30. W tym wszechświecie.
Epilog.
Podziękowania.

18. Złote sukienki.

3.5K 245 89
By luvmilla

Valentina's POV:

Od pół godziny słuchałam paplania April. Takiego bezsensownego. Gadała, by gadać. Nic więcej. Ale jakoś zebrałam w sobie tyle siły, by słuchać jej słów, i nawet do nich potakiwać. Blondynka z zaplecionym z tyłu głowy warkoczem miała predyspozycje do siarczystego plotkowania, szczególnie gdy dobrze się wyspała na poprzednich zajęciach. Nie zwracała uwagi na poirytowanych jej tonem głosu studentów, którzy na swoich tabletach próbowali robić notatki z lektury profesora o czarnym włosach. Uwielbiała mówić, a ja byłam dla niej idealna, bo z uwagą jej słuchałam. Ale nie dziś.

Mój umysł nie mógł skupić się na auli, gdzie trwały wykłady, tylko ciągle wracał do poprzedniego wieczoru. Notorycznie powtarzał każdą jego sekundę. I tak w kółko. I w kółko. I to było tak przyjemne, że aż bałam się samej siebie.

Przez ten krótki moment pod akademikiem chciałam zostać w jego ramionach, i zwierzyć się ze wszystkiego, co przytrafiło mi się w szkole specjalnej. Zrzucić w końcu z siebie ten ciężar.

Już od dziesięciu minut planowałam przerwać jej monolog, i oznajmić, co wczoraj zaszło między mną, a Christianem. O tym, jak później nie spałam pół nocy, myśląc ile skutków będzie miało to małe stracenie kontroli.

- Więc ja mu w tym sklepie mówię, żeby za mną nie chodził, a on dalej...

- April. - odparłam poważnie, czując jak moja twarz napełnia się kolorami.

- ... mnie prześladował. - dokończyła, i chyba wtedy dopiero dotarło do niej, że wypowiedziałam jej imię. Widząc moją minę, skrzywiła się. - No co? Za ostro go potraktowałam? Nie moja wina, że chciał mi wcisnąć chujowe perfumy. - powiedziała z nutą wyrzutów sumienia.

Nawet nie wiedziałam, kiedy przeszłyśmy z tematu koloru paznokci na obgadywanie natrętnego sprzedawcy.

- Nie, nie. - potarłam dłonią twarz. - Pamiętasz, jak rozmawiałyśmy o Christianie? Wtedy, gdy wypiłam w naszym pokoju za dużo wina? - zapytałam, a ona z niepewnością co do kierunku tej rozmowy, wolno potaknęła.

April od początku naszej znajomości wiedziała o chłopaku, którego zostawiłam w Waszyngtonie. I który nie odbierał moich telefonów. W szkole wracałyśmy do swoich pokoi, zmęczone i zbrukane przez opiekunki jak najgorsza siła robocza do sprzątania. Wtedy rozmawiałyśmy o tym, co zostawiłyśmy za sobą, i do czego mamy ochotę wrócić. Te rozmowy trzymały mnie przy życiu ze zdrowymi zmysłami, pośród tylu upokorzeń ze strony surowych opiekunek. Musiałyśmy leżeć w kompletnej ciemności, i najlepiej odwrócone do swoich ścian, by pilnująca ciszy nocnej wychowawczyni nie przyłapała nas na rozmowie. Każdej nocy opowiadałam April o chłopaku, który sprawił, że chciałam rzucić to wszystko w cholerę, i gdzieś uciec. Obiecałam jej, że następnym razem odnajdę tyle siły, by to zrobić. A ona opowiadała mi o swojej rodzinie, w której dalej widziała swoich ukochanych rodziców, mimo tego, że wysłali ją do tak okropnej szkoły.

Więc gdy Hudson rozniósł wieści od Christiana, że znamy się z Waszyngtonu, i co więcej, łączyło nas coś więcej niż przyjaźń, April po kilku kieliszkach taniego wina nabrała odwagi, i zapytała o to, czy przyjaciel naszej panny młodej jest tym samym kolesiem, o którym starałam się zapomnieć od dłuższego czasu.

I opowiedziałam jej całą historię Vallie i Chrissy'ego. Wiedziałam, że jej mogę z tym całkowicie zaufać, i tych słów nie wywieje wiatr do uszu naszych pozostałych przyjaciół. April była lojalna, ale też bardzo szczera. Aż do bólu. Więc jej opinia na temat mojego pocałunku z nim była jedną, przeraźliwą, niewiadomą.

- Pamiętam. - odpowiedziała z zaciekawieniem.

- I prawdopodobnie, teoretycznie wręcz... - zaczęłam, drapiąc się po brodzie. Jej zmarszczone czoło sprawiało, że poczułam lekki stres. - Tego samego Christiana pocałowałam na parkingu przed naszym akademikiem, ale to było takie trochę niespodziewane, więc nie wiem czy jest tu kogo winić. - powiedziałam na jednym wdechu, obserwując jak podejrzliwa mina April zmienia się w jeden wielki chaos. Zszokowany chaos.

- Na moją obronę... - uniosłam palec, ale natychmiast go odtrąciła.

- Nie ma twojej obrony, Valentina!

- Nie?

- Nie!

Westchnęłam, a ona przetarła dłońmi swoją twarz.

- Dobra, trochę dramatyzuje. Ale gdy byłaś pijana, zarzekałaś się, że nigdy z nim już więcej nie będziesz miała do czynienia. A jeśli się to zdarzy, to miałam cię walnąć w tył głowy, żeby ci się klepki na nowo poustawiały. - mrugnęła do mnie znacząco, przez co uśmiechnęłam się niezręcznie.

- Zmiana planów.

Spojrzała na mnie zdawkowo, jakby nie mogła ułożyć sobie w głowie moich wypowiedzi. Studenci obok nas stukali w klawiatury swoich laptopów, ale wiedziałam, że brunetka obok nas pilnie słuchała naszej rozmowy. Z czystej wścibskości, jak podejrzewam.

- To w czym widzisz problem? - zapytała z uniesioną brwią. - Podobało ci się?

- Tak. Bardzo. - westchnęłam, opadając na oparcie krzesła.

- A powtórzyłabyś to?

- Tak. - odparłam bez zastanowienia.

Uczucie, jakie otoczyło mnie całą, gdy dotknął mojej twarz a potem pocałował było nie do opisania. Było tak nostalgicznie, że aż bolało mnie to w samym środku serca. Myślałam o tym jak wstałam, jak jadłam śniadanie, rozmyślałam o tym podczas drogi na uniwersytet. Ominęłam naszą kawiarnię, bo odtwarzając te kilkanaście sekund w głowie, nie zdążyłam ułożyć sobie naszej rozmowy, by nie stać jak niezręczny kołek.

- Więc?

- Więc nie wiem, czy on by to chciał powtórzyć. - powiedziałam, zwracając uwagę na brunetkę ciągle łypkającą na nas ciekawskim wzrokiem. - Jeszcze raz się tutaj popatrzysz, a zrzucę ten laptop z ostatniego piętra uczelni. - odparłam głośno, prosto w jej kierunku. Nerwowo obróciła się w stronę tablicy, i zakryła część twarzy ręką opartą na kawałku ławki przypiętej do krzesła.

April spojrzała na mnie rozbawiona.

- Jest teraz słabszy. I przybity przez sprawę z Waszyngtonu. A ja mu kilka dni temu pomogłam, by w końcu wyszedł z baru, i poukładał sobie w głowie. Boję się, że dlatego mnie pocałował. Bo jest zamroczony tym, że zdołałam mu pomóc. - westchnęłam słabo. Zastanawiałam się nad tym całą noc. Nad tym, co mogło go skłonić do pocałowania mnie. Zwykła, bezinteresowna chęć była dla mnie zbyt banalna. Szukałam powodu, by go usprawiedliwić. I dlatego wpadłam na tak wytłumaczalny powód, który przyprawiał mnie o ból serca.

- Valentina, to nie...

- A co jeśli tak? Co jeśli tego teraz żałuje, bo dał się słabości, bo żywi do mnie poczucie długu, który teraz spłacił? - ciągle mówiłam, nie kontrolując przepływu słów wychodzących z moich ust.

- Gadasz głupoty. Prędzej czy później by cię pocałował. Wczoraj, czy za dwa dni. Bez względu, czy mu pomogłaś, czy nie. Nie ma różnicy, bo i tak by się to stało. Jeśli jestem dobrym obserwatorem, od dawna chciał to zrobić.

- Tak? - dopytałam, chociaż znałam odpowiedź. April na szczęście odrzuciła moje podejrzenia. Tego potrzebowałam, żeby ktoś poprowadził mnie za rękę, i wskazał palcem, co jest prawdą, a co kłamstwem.

Boże, co się ze mną działo. Nigdy wcześniej nie potrzebowałam pomocy w sprawach sercowych. Zawsze dawałam sobie radę sama, choć moje relacje kończyły się na przelotnych spotkaniach w klubach nocnych. I też w takich sytuacjach nie czułam się tak, jak teraz czułam się po zwykłym pocałunku. Powoli doprowadzało mnie to do szału.

Blondynka machnęła ręką.

- Nie jestem głupia, widzę co się dzieje. Ty też nie jesteś. On na pewno nie jest głupi, bo w końcu cię pocałował. Tylko pytanie, co stanie się dalej. - zaczęła zastanawiać się na głos, stukając palcem o policzek. - Może wróci po więcej?

Przewróciłam oczami, słysząc jej sarkastyczny ton.

- Mam nadzieję, że nie wróci, by mnie za to przeprosić. Albo powiedzieć, że to był błąd. Mam mu to wtedy potwierdzić, czy powiedzieć prawdę?

- Nic nie będziesz musiała potwierdzać, bo nic takiego się nie wydarzy. Nie panikuj, nie zniosę kolejnej panikary obok siebie.

No tak. Ślub June zbliżał się wielkimi krokami, a ja odciągnięta uwagą do Christiana, zapomniałam że jako druhna powinnam pytać się o stan przed ślubny panny młodej. A z miny April mogłam wywnioskować, że nie była zadowolona z przygotowań.

- Aż tak źle?

- Dzisiaj idziemy na przymiarki sukni ślubnej, i od razu wybierzemy nasze sukienki.

- A musimy mieć takie same? - jęknęłam, już widząc oczami wyobraźni ilość naszych kłótni na temat identycznych sukienek. Jako druhny musiałyśmy się dogadać w tej kwestii, a nasze style były jak dwa różne bieguny.

Przynajmniej przejmowanie się przyszłą wojną z April na chwilę odciągnęła mnie od myślenia o problemach ze złotymi włosami.

- Tak. Jaki preferujesz kolor? June kazała nam samym go ustalić, ma za dużo na głowie.

- A ty jaki chcesz?

Blondynka zmrużyła oczy. Po chwili namysłu, odpowiedziała:

- Na trzy mówimy swój wymarzony kolor sukienki, dobra?

Pokiwałam głową.

- Raz... dwa... trzy... - wyliczyła, a ja od razu wyrwałam się do odpowiedzi:

- Czerwony!

- Czarny! - rzuciła w tym samym momencie.

Obie skrzywiłyśmy się na swoje odpowiedzi.

- Czerwony? Serio? Do złotego motywu ślubu, chcesz iść w czerwieni? - zażartowała z mojego wyboru. Prychnęłam pod nosem. - Prędzej się osram, niż wezmę taką sukienkę. Ten kolor podkreśla mi ziemistą cerę.

- A ty w czarnym chcesz iść na pogrzeb, czy na ślub?

- A co myślisz o butelkowej zieleni? - zaproponowała, ignorując mój przytyk.

- Fu.

- Wybrzydzasz. - przyznała oceniająco. - Może błękit. Taki delikatny.

Zapewne Sam i jego drużba nie mieli problemu z kolorem garnituru. Wzięli co było, i są szczęśliwi, bo nie przyjdą nadzy.

- Jeśli ślub jest w odcieniach złota, to my też ubierzmy się na złoto. - powiedziałam, zaciekawiając April. - Ale nie takie chamskie złoto, tylko takie delikatne. Odcień szampana.

Moja przyjaciółka pokiwała głową, uśmiechając się z uznaniem. Położyła na moim ramieniu dłoń.

- I dlatego się przyjaźnimy, Valentina. Ja jestem od złych pomysłów, a ty przeze mnie musisz wykombinować ten dobry. - uśmiechnęła się szeroko, klepiąc mnie po ramieniu. - Poszukam jakiś sukienek w tym kolorze na Pintereście.

- Ja się z tobą przyjaźnię tylko dlatego, żeby nie mieszkać w pokoju z jakąś laską, która będzie obserwowała co noc jak śpię.

- Czyli tego nie lubisz... - zażartowała, ale to jej poważna mina wzbudziła we mnie krótki śmiech.

-

Znalezienie sukienki w odcieniu szampana było trudniejsze, niż myślałyśmy. W każdym butiku na ulicach Seattle proponowali nam suknie złote jak sztabki złota, i mieniące się jak kula disco przez milion wszytych cekinów. Nigdzie nie można było dostać delikatnych, subtelnych sukienek, nie przyćmiewających panny młodej. I nie oślepiającej jej na drodze do ołtarza.

Dopiero w salonie sukien ślubnych, gdzie spotkałyśmy się z June, jej mamą, i siostrą, odzyskałyśmy nadzieję na kupno swoich kreacji.

Panna młoda ze smutkiem spojrzała na nasze puste ręce, w których spodziewała się toreb z butików.

- Nic? - powiedziała na przywitanie. Liczyłam na przyjacielskie powitanie, może skinienie głową, ale to też mogło przejść. Na jej miejscu też byłabym zawiedziona.

- Dzień dobry, pani Carter. - powiedziałam, a starsza kobieta szeroko się do mnie uśmiechnęła.

- Nic. Żaden sklep nie oferuje nic poza miniówkami obtoczonymi cekinami. To już nie jest w modzie. - April uśmiechnęła się zgryźliwie, jakby widzieli to wszyscy właściciele butików.

- Pełno tu jest tandetnych sklepów. - odparła siostra June, Hailey. Miała taki sam odcień brązowych włosów jak jej starsza siostra, ale by pozory nikogo nie myliły, to jej osobowość była kompletnie inna. Nie była tak delikatna, wrażliwa, i towarzyska jak June. Nastoletnia Hailey gustowała w sarkazmie, i w brutalnej szczerości. Czasem też była niemiła. Szczególnie dla April. - Ale ten salon ma bardzo dobre opinie na internecie. - powiedziała, żując gumę.

- I dobrze, bo musiałam nas tu umawiać na mierzenie sukni. - westchnęła June. - Niech to będzie tego warte.

- Niech wam Bóg chroni, gdy nic nie znajdzie. - zaśmiała się Hailey, klepiąc mnie w ramię. Znałyśmy się niezbyt dobrze, a parę przypadkowych i krótkich spotkań nie można było zaliczać do nazywania się nawet znajomymi. June miała jeszcze starszego brata, ale o nim wiedziałam tylko tyle, że miał na imię Jake. I tyle. - Wtedy pozazdrościcie mi, że nie jestem jej druhną.

June uderzyła swoją siostrę w ramię.

- Przynajmniej byś udawała, że ci jest z tego powodu przykro. - syknęła starsza z nich.

- Ale ja ci od początku mówiłam, żebyś do mnie nawet nie podchodziła z propozycją. Jestem zbyt niedojrzała, by być druhną.

- Wiemy o tym, skarbie. - pani Carter uśmiechnęła się, i zmierzwiła włosy młodszej córki.

Patrząc na witrynę, mogłam usprawiedliwić te dobre opinie. Suknie na wystawie za szybą były piękne, od prostych dla faworytek skromności, po wyszukane kreacje z rozmachem.

Wnętrze też było niczego sobie. Przyjemny klimat, połączony z zapachem jaśminu atakującego mnie tuż przy wejściu. Białe meble, pasujące do klimatu ślubu. Mały podest dla panny młodej przymierzającej suknie. A te wisiały na wieszakach z każdej strony, chronione przez przezroczyste, specjalne worki.

- Dzień dobry paniom. - zza kurtyny pojawiła się uśmiechnięta kobieta w dopasowanym garniturze.

- Dzień dobry, byłyśmy umówione na mierzenie sukni. - powiedziała June, a pracująca tu kobieta potaknęła.

- Pani Carter, zapraszam. - zachęciła nas wszystkie ruchem dłoni. - Pannę młodą zapraszam na tył sklepu, tam wybierze sobie pani kilka sukien. A resztę zapraszam na sofę. - wskazała na skórzaną, białą kanapę. - Szampana?

Zerknęłam na April. Ona zerknęła na mnie. Obie uśmiechnęłyśmy się, i jak jeden mąż odpowiedziałyśmy:

- Oczywiście.

-

Christian's POV:

Pot zalewał mi oczy. Muzyka dudniła w uszach. A mi zależało tylko na tym, by podnieść swój rekord na sztandze, i wyprostować z nią ręce.

Nasz budynek, w którym mieszkaliśmy miał na samym dole, a raczej w piwnicy specjalną, prywatną siłownię dla lokatorów, więc razem z Ivanem i Hudsonem często z niej korzystaliśmy, by nie płacić karnetu z innymi kolegami drużyny, którzy przygotowywali się do rozgrywek w miejskiej siłowni. Dostawaliśmy klucze od pana ochroniarza, i mogliśmy siedzieć nawet całą noc.

A ja potrzebowałem ujścia tej całej energii, jaka się we mnie kumulowała po pocałowaniu Valentiny. Potrzebowałem zapomnieć o tym, co wtedy czułem. Bo to nie było takie samo, jak w Waszyngtonie. To było coś... innego. Lepszego. I bardziej niebezpiecznego.

Zrozumiałem to wtedy, gdy patrzyłem w pustą ścianę przez parę następnych godzin, i wyobrażałem sobie co mogłoby się stać, gdyby nie weszła do akademiku.

Nagle, ktoś klepnął mnie po głowie. Przez zdezorientowanie, cały ciężar poleciał do dołu, prawie miażdżąc mi klatkę piersiową, do jakiej przylegała spocona koszulka. Otworzyłem wcześniej zamknięte powieki, widząc szczerzącego się Ivana.

Wyjął mi słuchawkę w ucha. I wykrzyczał:

- Hej skarbie!

Tego skarba chciałem zobaczyć dziś najmniej. Przebrał się ze swoich codziennych ciuchów, w obcisłą czarną koszulkę, oraz dłuższe spodenki. Nie miał ze sobą Szopena na smyczy, więc pewnie jego zwierzak spał na kanapie przy włączonym telewizorze.

- Spierdalaj pysiu. - wydyszałem. - Przez ciebie spadła na mnie sztanga. - biorąc głęboki oddech jeszcze raz ją podniosłem, i ustawiłem na specjalnym stojaku. Ivan zerknął na ilość ciężarów, jakie wsunąłem na sztangę, i głośno gwizdnął.

- Nieźle. - przyznał z uznaniem.

- Wiem. - usiadłem na ławce, oddychając ciężko. - Też byś tak mógł, gdybyś odpuścić ciągłe bieganie. - westchnąłem, widząc jak kieruje się z bidonem do rządku z bieżniami.

- Przepraszam, ale w naszym sporcie liczy się szybkość. Chwilę się pomęczę, ale te mięśnie są tego warte. - powiedział, stając na maszynie. Włączył najwolniejszy tryb, i zaczął rozciągać ramiona. - A ty chyba potrzebujesz podnosić konkurencję, i wyrzucać ją na drugi koniec boiska, co? - zażartował, kręcąc głową.

- Bardzo śmieszne. - przewróciłem oczami, ponownie wkładając słuchawkę.

- Długo tu jesteś? - zapytał, ale ja już leżałem na ławce z pełną muzyką lecącą do uszu. - Christian! - krzyknął, ale go zignorowałem. Często się do tego posuwałem.

Za chwilę odpuści. Przynajmniej powinien. Gdy będę go wystarczająco długo ignorował, to się podda.

- Christian! - ponownie podniósł głos. Zacisnąłem usta, chwytając za sztangę. - Christian!

- No co? - zerwałem słuchawki, unosząc głowę.

- Jajco. - zaśmiał się, przez co moja głowa bezsilnie opadła na zagłówek ławki. Położyłem dłoń na mokrym czole. - Długo tu jesteś?

- Do półtorej godziny. - odpowiedziałem.

- Zacharowujesz się jak kobyła. - odparł z pełną powagą.

- Okej? - zmrużyłem oczy. - Muszę wrócić do formy przed meczem.

- No tak. Ta kilkudniowa libacja dała ci w kość, nie? - zaironizował, przyspieszając tempo biegu.

- Może. - mruknąłem niechętnie.

- Jeśli już potrafisz prosto chodzić, to z twoją formą wszystko w porządku. Musimy kupić kolejne płatki śniadaniowe. - łaskawie mnie poinformował, jakbym to ja tylko w tym mieszkaniu był zobowiązany do robienia zakupów.

- Zjadłeś już wszystkie?

- To nie ja. To Szopen.

- Ivan, przestać dawać swojemu szopowi nasze płatki.

- To nie jest zwykły szop. To jest już członek rodziny. I wróg Garfielda.

- Zamkniesz się, i zaczniesz ćwiczyć?

Obrócił głowę, i spojrzał na mnie jak na największego dziwaka.

- Niezbyt. Ja potrzebuję plotkować. A moja plotkara poszła dziś na mierzenie sukni ślubnej.

- June?

- I moja przyszła żona, i twoja przyszła żona...

- Co? - wyrzuciłem z ciężkim oddechem, kompletnie wybity z rytmu ćwiczenia, szczególnie gdy do jednego ucha leciała mi głośna piosenka. Znów usiadłem, wątpiąc w to, że dam radę teraz ćwiczyć, gdy on mówi o jakichś żonach.

- April i Valentina. - doprecyzował. - Kolejność nie przypadkowa.

Przewróciłem oczami.

- Wiesz, teoretycznie coś mogło wczoraj stać między mną, a Valentiną. - mruknąłem, ale na tyle słyszalnie, by dramatycznie obrócił głowę.

- Nie. - wydusił.

- Tak. - pokiwałem głową z wielkim uśmiechem. Już dawno planowałem się tym pochwalić Ivanowi, ale nie spodziewałem się tak bardzo usatysfakcjonowanej miny. Po chwili zrozumiałem, że nie myślał o pocałunku. - Ivan, oblechu, nie chodzi mi o to. Pocałowałem ją.

Brunet potknął się na bieżni, ledwo zdążył złapać się rączek. Tak bardzo chciałem, by nie zdążył tego zrobić.

- I co, uciekła z płaczem? - zażartował, gdy złapał ponownie równowagę.

Miałem ochotę rzucić w niego jednym z moich ciężarków. W ciszy patrzyłem na niego, gdy cały trząsł się ze śmiechu z własnego żartu, wyobrażając sobie jak spada z bieżni, i upada na podłogę.

- Nie, dlatego różni się od wszystkich dziewczyn, które całowałeś. - odgryzłem się z sarkastycznym uśmiechem.

- Była pijana?

- Nie. - westchnąłem.

- Nieprzytomna?

- Spierdalaj. - rzuciłem ponuro.

- Zabawne. Szantażowałeś ją, że jeśli cię nie pocałuje to rozpłaczesz się na środku sklepu? A tupałeś nóżką?

- Dlaczego nie możesz być normalny? - pokręciłem głową, biorąc swój bidon z wodą. - I cieszyć się z mojego, może chwilowego, szczęścia?

- Szczęście to ty miałeś, że udało ci się ją pocałować. Boję się, że to tylko jednorazowa akcja, i będziesz mi stękał na uchem przez następny miesiąc.

- Nie będę.

- Zobaczymy. Ja mam co do takich spraw przeczucie. - stwierdził z widoczną pewnością, mimo moich uniesionych w zdziwieniu brwi.

- Tak samo, jak przeczuwałeś, że będziesz w związku z Kim Kardashian, i zbierałeś na bilet do Los Angeles.

- Byłem w szóstej klasie! - podniósł głos, machając rękami. - A poza tym, nie uważaj mnie za złego przyjaciela. Ja serio wam kibicuje. - dodał, przez co na niego zerknąłem. Patrzył na mnie w lustrze, które rozciągało się na całą ścianę tuż przed bieżniami. - Ale jak wejdziesz na drugi etap, i da ci wepchnąć łapkę pod bluzeczkę, wtedy mogę ewentualnie uścisnąć ci dłoń. I drukować winietki na ślub.

Sztucznie się uśmiechnąłem, niezbyt rozbawiony z jego powodu jego przemowy. On był innego zdania, i zadowolony z siebie patrzył na swoje odbicie. Pewnie zaraz podwinie rękawy koszulki, i wypnie swoje bicepsy. I oczywiście będzie kazał mi się na nie gapić. W pewnej chwili wyjął telefon, i zaczął się w niego intensywnie gapić, jakby napisał do niego sam Jezus Chrystus.

Nagle zeskoczył z bieżni, i nie odrywając wzroku od ekranu, podszedł do mnie. Wstałem, z ciekawości chcąc sprawdzić co kryło się za jego dziwnym zachowaniem.

Wiadomość od June.

Przesłała zdjęcie swoich druhen, przymierzających długie do kostek, lśniące, lekko złote sukienki z cienkimi ramiączkami, które idealnie się na nich układały. Szczególnie na brunetce, która trzymała w dłoni prawie pusty kieliszek z szampanem. Nie patrzyły w kamerę, nie wiedziały że robi im zdjęcie. Wyglądały naturalnie bez sztucznych uśmiechów, oraz patrzyły się na siebie z uznaniem.

Gapiąc się na telefon, wyglądaliśmy jak dwójka zakochanych kundli, nie mogących oderwać wzroku od swoich przyszłych żon.

- Piękna. - wydusił Ivan, najprawdopodobniej patrząc jedynie na April. Pasowało mi to.

- Najpiękniejsza. - przyznałem, patrząc na Valentinę.

Continue Reading

You'll Also Like

63.1K 1.1K 44
Ona - 25 letnia, seryjna zabójczyni należąca do grupy przestępczej lotos. On - 30 letni szef mafii, który wygrał ją, zastawioną przez ojca w pokerze...
142K 4.5K 45
Współczesna opowieść o kopciuszku, w której książę okazał się być diabłem. On był samotnikiem, socjopatą i mordercą. Ona była tylko służącą w jego do...
97.4K 3K 34
Przez całe życie żyłaś jak zupełnie normalna dziewczyna... Wiedziałaś, że ojciec zajmuje się szemranymi interesami, a twój brat - Bruno ma pójść w je...
247K 9.6K 35
PIERWSZA CZĘŚĆ DYLOGII SZTUKI Zniszczone rzeczy mają najpiękniejszy odcień. Dlatego Valentina Carrera, córka polityka Stanów Zjednoczonych, słynie z...