Beauty of Darkness

Oleh literaturoholiczka

142K 10K 3.9K

Czwarty tom serii Kings of Darkness - historia Cassiana i Mercy Cassian Delmont od urodzenia zmaga się z brak... Lebih Banyak

Informacja
OSTRZEŻENIE
Prolog
1. Zapomniane wspomnienia.
2. Uzależnienie.
3. Numer nieznany.
4. Déjà vu.
5. Tam wcale nie jest bezpieczniej.
6. Błąd.
7. Okrutny los.
8. Potwory spod łóżka.
9. Pocałunki, które leczą.
10. Tak wiele nas łączy.
11. Wycieczki zakrapiane pocałunkami.
13. Jak wygrana na loterii.
14. Moje wszystko.
15. Przeznaczenie.
16. Niektórych zdecydowanie nie powinno się chronić.
17. Pustka.
18. Czas na zwierzenia.
19. Pozwól mi zapomnieć.
20. Podejrzenia.
21. Stare szkice.
22. Ciemność nie zawsze jest piękna.
23. Konsekwencje.
24. Opuszczony magazyn.
25. Krew na dłoniach i pustka w sercu.
26. Płomienie.
27. Piękno ciemności.
28. Pożegnania.
29. Nowe początki.
Epilog

12. Bukiet czerwonych róż.

4K 313 93
Oleh literaturoholiczka

Cześć, dziś mam dla was dość króciutki rozdział, ale jest wstępem do niezłego rozwinięcia akcji :) Następny pojawi się pewnie po Nowym Roku. Trzymajcie się ciepło!<3

#BODwatt

Mercy

Ostatnio chodzenie na uczelnie stało się jakieś... łatwiejsze. Wciąż mało spałam i zazwyczaj musiałam ratować się nieludzką ilością kofeiny, ale wykłady nagle przestały być tak cholernie nużące jak zwykle. Właściwie okazały się interesujące, a ja znów czułam się jak ta nastoletnia wersja mnie, która z zachwytem pochłania wiedzę na temat historii starożytnej Grecji.

            Tego dnia przerwę między zajęciami spędzałam w uniwersyteckiej bibliotece, skąd rozciągał się widok na usłany śniegiem dziedziniec. Jadłam wafle w czekoladzie, popijałam kawę z tekturowego kubeczka i czytałam książkę o mitologii – poniekąd po to, aby zaliczyć egzamin, a poniekąd z czystej i szczerej ciekawości.

            Właśnie wtedy przysiadła się do mnie Laurette Anders i jakaś złotowłosa dziewczyna, którą kojarzyłam ze zdjęć na Instagramie tej pierwszej. Chyba spotykała się z Eliasem, a jej imię zaczynało się na R.

            Przełknęłam niedawno wzięty kęs wafla i rzuciłam dziewczynom pytające spojrzenie. Zaraz jednak upomniałam się w myślach i zmusiłam do lekkiego uśmiechu, by nie wyglądać opryskliwie.

            – Pomyślałam, że dobrze byłoby zjeść razem lunch – odezwała się Laurette i nieskrępowana wyciągnęła z czarnej torebki plastikowy pojemnik. – Chyba, że masz coś przeciwko?

            Jakoś nie wydawało mi się, aby Laurette była jedną z tych osób, którym można czegokolwiek odmówić.

            – Nie, w porządku – mruknęłam więc, nie wiedząc jeszcze, co o tym sądzić.

            Nie żebym była do nich jakoś uprzedzona. Właściwie Laurette była jedną z niewielu osób na tej uczelni, która kiedykolwiek odważyła się do mnie podejść i po ludzku zagadać. A ta druga, chyba Rose, wyglądała na tak łagodną i uprzejmą osobę, że chyba nie potrafiłabym na nią krzywo spojrzeć.

            To twoja szansa, Mercy. Nawiąż jakieś znajomości.

            Powinnam, racja? Same wyszły z inicjatywą, w dodatku były przyjaciółkami Cassiana, a ostatnio spędzałam z nim coraz więcej czasu, więc...

            – Mercy. – Podałam dłoń dziewczynie o złotych włosach i raz jeszcze zmusiłam kąciki ust do grzecznego uśmiechu.

            – Rosalie. Ale możesz mówić mi Rose.

            Czyli się nie myliłam.

            – Co czytasz? – zagaiła Ettie. Jednocześnie rozpakowała swoją owsiankę, a Rose wyciągnęła termos z kawą i jej go podała.

            – Mitologię grecką – odparłam i odsunęłam książkę na bok. – To na zajęcia.

            – Studiujesz coś związanego z historią? – zaciekawiła się Rose. Wyglądała doprawdy uroczo w białym sweterku w różowe paski. Dzieła dopełniały małe warkoczyki po obu stronach jej twarzy i rumieniec na policzkach.

            – Mhm.

            – Fajnie – skwitowała. – Ja studiuję medycynę. Już drugi rok i jeszcze się trzymam, więc... – Zaśmiała się nerwowo.

            – I utrzymasz się do samego końca – wtrąciła Laurette. – Podobała ci się moja impreza zaręczynowa? – pytanie skierowała do mnie.

            Zawiesiłam ramiona, w głowie desperacko szukając jakiejś odpowiedzi. Z imprezy zaręczynowej Laurette zapamiętałam tyle, że Cassian niemal zerżnął mnie przy ścianie w ich kuchni, a tym chyba wolałabym się z nią nie dzielić.

            – Było fajnie – odpowiedziałam zdawkowo, a wtedy kąciki jej ust zadrżały.

            – Cassian szybko cię od nas zabrał, co?

            Rosalie przeskakiwała spojrzeniem ode mnie do swojej przyjaciółki okrągłymi z zaskoczenia oczami.

            – Chyba mu się nie spodobało, że mnie zaprosiłaś.

            – Spodobało – zapewniła z dziwnym błyskiem w oku. – Ten człowiek świata poza tobą nie widzi...

            – Miałaś się nie wtrącać – jęknęła Rose.

            – Jezu. – Uniosła dłonie w geście obronnym. – Ja tylko stwierdzam fakty. Poza tym Cassian może się wypchać z tymi swoimi rozkazami.

            – Rozkazami? – Zaniepokojona zmarszczyłam brwi. – Kazał wam się do mnie nie zbliżać, czy co? – Na samą myśl zrobiło mi się ciężko na sercu.

            – Nie, po prostu twierdzi, że za bardzo mieszam się w życie innych – sprostowała Laurette. – Więc wybacz, jeśli wkurza cię moje gadanie, ale on serio jest w ciebie zapatrzony.

            Ucisk w klatce piersiowej znacznie zelżał. Teraz, zamiast zmartwień, w głowie pojawiło mi się wspomnienie naszego ostatniego spotkania. Momentalnie poczułam przyjemne mrowienie w żołądku. Miałam wrażenie, że wciąż czuję smak jego stanowczych pocałunków na ustach.

            – Nie, spoko. Nie wkurza mnie coś takiego – rzuciłam, zgodnie z prawdą. – Więc... mówił wam coś o mnie?

            Twarz Laurette znacznie pojaśniała, jakby tylko czekała na to pytanie z mojej strony. Coś podpowiadało mi, że jest z niej prawdziwa swatka, a ja zamierzałam na tym skorzystać.

            Problem leżał w tym, że Cassian był naprawdę skryty. Niby mi pomagał, niby spełniał moje zachcianki i całował mnie tak, jakbym była ostatnią kobietą na tym świecie, ale przy tym wszystkim nie mówił o swoich uczuciach. Właściwie wcale o sobie nie mówił. Po prostu był i robił te wszystkie rzeczy, przez które w mojej głowie tworzył się istny bałagan i plątanina pytań.

            – Niewiele o tobie mówi – odparła. – Ale czasem słowa wcale nie są potrzebne.

            – To znaczy?

            – A widziałaś, jak on na ciebie patrzy? – Z jej ust spłynął konspiracyjny szept. – Faceci mogliby się od niego uczyć.

            – Nie że coś, Ettie, ale Aston patrzy na ciebie dokładnie w ten sam sposób – wcięła się Rose.

            – No właśnie – podsumowała z chytrym uśmiechem. – A o ile mam aktualne informacje, Aston tak jakby mi się oświadczył i mnie kocha, więc...

            – Okej – ucięłam ze śmiechem. – Cassian mnie nie kocha. Ledwo się znamy.

            – A miłość od pierwszego wejrzenia? – podsunęła Rose. To raczej pewne, że tylko żartowała. Zwłaszcza, gdy Laurette rzuciła jej rozbawione spojrzenie. – No co? Vivi pewnie już snułaby dla nich historie miłosne rodem z Disneya.

            – Kim jest Vivi? – Zmarszczyłam brwi.

            – Moją przyjaciółką. Teraz przebywa na kontrakcie. Tańczy balet. – Dumy w jej głosie nie dałoby się pomylić z niczym innym.

            Pokiwałam głową ze zrozumieniem.

            – W każdym razie twoja teoria jest raczej słaba, bo Cassian zobaczył mnie po raz pierwszy, gdy chciałam pożyczyć od niego fajkę.

            – Ale on nie pali.

            – Teraz to wiem. – Wzruszyłam niedbale ramionami. – W każdym razie raczej nie zrobiłam na nim wrażenia. On wydaje się taki poukładany, a ja... Cóż, chyba jestem definicją chaosu.

            – Na pewno cię lubi – zaznaczyła dziewczyna. – Aston mówi, że Cassian jest w ciebie zapatrzony jak w obrazek, a w końcu przyjaźnią się od dziecka, więc raczej się nie myli.

            Zapatrzony we mnie jak w obrazek. Cassian. To wydawało się surrealistyczne, ale im częściej analizowałam jego zachowanie, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że rzeczywiście muszę coś dla niego znaczyć. Może po prostu mu się spodobałam i robił wszystko, by mnie zdobyć, a potem wyrzucić na bruk i zabrać się za kolejną, ale... Właściwie nie wiedziałam nawet, czy on postępował w ten sposób. Na uczelni nigdy nie widziałam go z żadną dziewczyną. Za czasów szkoły średniej chyba też nie, ale wtedy nie zwracałam na niego aż tak wielkiej uwagi, jak teraz.

            – Póki co po prostu spędzamy razem czas i jest okej – powiedziałam niby to obojętnym tonem.

            – Często tak spędzacie razem czas?

            – Ostatnio spotkaliśmy się jakoś tydzień temu.

            – I co razem robicie? – Laurette kontynuowała swój wywiad, co wyraźnie nie spodobało się Rose, która rzuciła z oburzeniem:

            – Przestań. To wścibskie.

            – Ale Mercy powiedziała, że jej to nie przeszkadza – odgryzła się. – Racja? – Rzuciła na mnie okiem.

            – Nie robimy nic specjalnego. Przeważnie przesiadujemy u niego w aucie.

            Laurette pokiwała głową w taki sposób, jakbym tymi słowami potwierdziła jej przypuszczenia.

            – Fajnie byłoby się spotkać w większym gronie. Wszyscy w szóstkę. Na imprezie się nie udało, ale może uda się coś zaplanować.

            Prawdę powiedziawszy byłam prawie pewna, że Cassianowi nie spodobałby się ten pomysł. Tak samo, jak byłam pewna tego, że Laurette nie odpuści. Wydawała się tak strasznie uparta, jakby w każdej sytuacji musiała postawić na swoim, bo inaczej świat by się skończył.

            A jeśli chodzi o mnie, to chyba czułabym się zbyt dziwnie w gronie przyjaciół Delmonta. Przecież prócz tych kilku spotkań nie łączyło nas nic wielkiego. Właściwie nawet nie mogłam nazwać go moim kumplem. Może i nie miałam obiekcji przed tym, by zwracać się do niego o pomoc w kryzysowych sytuacjach, ale takie zaplanowane spotkania w większym gronie to coś zupełnie innego. To krok, na który nie byłam gotowa i którego być może wcale nie chciałam stawiać w najbliższej przyszłości.

            Wzruszyłam więc tylko ramionami, nie chcąc mówić Laurette o tym wszystkim wprost. Może gdyby to Cassian wyskoczył z taką propozycją, patrzyłabym na to inaczej.

            Chyba pojęła, że to dla mnie dość krępujące i szybko zmieniła temat.

            – Ale dobra. Dość o chłopakach.

            Do końca przerwy dziewczyny – no, w głównej mierze Laurette – zagadywały mnie o różne, niezwiązane już z Cassianem, rzeczy. W ten sposób odkryłam, że takie opowiadanie o sobie obcym ludziom wcale nie jest aż tak przerażające, jak mi się wydawało. Poza tym posłuchałam też trochę o balecie, który tańczyła Rose i siatkówce, w którą grała Laurette. Zawsze, gdy nie miałam pojęcia, co powiedzieć albo jak uniknąć jakiegoś tematu, ta druga przybywała mi z odsieczą, dzięki czemu wspólnie spędzoną godzinę mogłam z czystym sumieniem zaliczyć do, co dziwne, naprawdę udanych.

            I gdyby tylko Cassian zdradził mi wreszcie, co tak właściwie się między nami tworzy, to może ponownie rozpatrzyłabym propozycję Laurette. Może. Tylko może.

***

Tego dnia do domu wróciłam uzbrojona w dobry humor. A to rzadkość. Wracanie do tego miejsca potrafiło zepsuć nawet najpiękniejsze chwile, ale czas spędzony z dziewczynami sprawił, że zakiełkowała we mnie nadzieja na jakiś nowy start. Taki, gdzie będę miała przy sobie troskliwych ludzi. Może nawet przyjaciół.

            Ale hej, mówimy przecież o moim życiu. Tu nie może być tak kolorowo. Nie. Tu, gdy wydaje ci się, że coś zaczyna się układać, to tylko dlatego, że los szykuje już dla ciebie porządny cios w policzek. Czeka, aż sama nadstawisz go w przypływie chwilowego szczęścia i wówczas uderza ze zdwojoną siłą, sprowadzając cię z powrotem na ziemię.

            I tym razem również tak było.

            Z początku wszystko wydawało się znajdować na swoim miejscu. W domu panowała cisza. Żadnych szmerów, krzątaniny naładowanej nagłym wzlotem nastroju mamy. Zero podejrzanych szczegółów i zero znaków mogących świadczyć o tym, że świat za moment znów postawi mnie pod ścianą.

            Odłożyłam torbę z książkami, ściągnęłam płaszcz i buty, a potem ruszyłam do jedynego jasnego punktu w całym tym tonącym w ciemnościach domu – do kuchni. Tam spodziewałam się zastać popijającą herbatę mamę i owszem, rzeczywiście ją znalazłam.

            Ale to nie wszystko.

            Na wyspie kuchennej stała jej ulubiona filiżanka, cały stos gazet i wazon pełen czerwonych róż.

            Czerwonych. Kurwa. Róż.

            Takich, jakie ojciec kupował jej za każdym razem, gdy zlał ją do krwi. Takich, jakie sprawiały, że mówiła „wybaczam ci" i „w porządku, nic się nie stało". Takich, jakie nawiedzały mnie niejednokrotnie we snach, bo sam ich widok zwiastował jego powrót.

            Och, do ciężkiej cholery. Czy naprawdę mieliśmy przerabiać od nowa ten schemat? Nie zliczę ile razy ojciec na przestrzeni ostatnich lat wracał do nas w najmniej spodziewanym momencie, siał zamęt i znów wyjeżdżał. Nie zliczę, ile czasu spędziłam skulona w kącie ciemnego pokoju, byle nie słyszeć jak krzywdzi mamę, po cichu modląc się, by dał nam spokój.

            Uszczypnęłam się w rękę. Może to kolejny kiepski sen?

            Ale nie. Ból był prawdziwy. Tak samo prawdziwy jak delikatny i pełen nadziei uśmiech na twarzy mojej matki oraz ten pieprzony bukiet róż.

            Ogarnął mnie miażdżący chłód. Taki, który sprawia, że nie jesteśmy w stanie się poruszyć ani wypowiedzieć choćby słowa.

            – O, Mercy. Jesteś już. – Mama podniosła się z krzesełka barowego i szybko skróciła dzielącą nas odległość. Uścisnęła mnie i ucałowała oba moje policzki, ale nie odwzajemniłam tego powitania. Stałam sztywno i ledwo dawałam radę brać kolejne wdechy. – Czekałam na ciebie.

            Zacisnęłam powieki. To musi być tylko sen. Zaraz się obudzisz, Mercy.

            – Prawda, że piękne? – Choć nie widziałam matki, mogłam się domyślać, że właśnie podeszła do kwiatów i zaczęła je wąchać. Uwielbiała czerwone róże. A ojciec uwielbiał to wykorzystywać. – Coś nie tak? Wyglądasz na zmęczoną. Może zrobię ci kolację. Właściwie myślałam, że trochę pomożesz mi w kuchni. Chcę upiec ciasto i...

            Przestałam słuchać.

            W życiu mamy istniały tylko dwie drogi. Jedna z nich to droga całkowitej beznadziei, leżenia w łóżku bez ruchu przez długie dni i płakanie za człowiekiem, który ją od siebie uzależnił. Drugą było właśnie to – nadmierna energia, nagłe skoki nastroju, zapał do wszystkich tych czynności, których nie wykonywała wieki.

            I niestety ta druga droga często łączyła się bezpośrednio z ojcem. Z tym, że miał zamiar wrócić.

            Nie musiała więc nic mówić. Domyśliłam się już, co nastąpi. Nie wiedziałam jeszcze kiedy i jak, ale to więcej niż pewne, że ojciec za jakiś czas znów miał się rzucić na naszą rodzinę cieniem.

            Do swojej sypialni pomknęłam odprowadzana jej słowami:

            – Za tydzień tata wpadnie do nas na kolację! Czy to nie cudowne? On naprawdę...

            Wpadłam do pokoju jak burza, zatrzasnęłam za sobą drzwi i dopadłam Pana Darcy. Wtuliłam się w tego małego brzdąca z całą mocą swojej rozpaczy, całowałam jego główkę i głaskałam sierść, gdy od środka dusił mnie rozdzierający szloch.

            Nie mogę znowu przechodzić przez to wszystko. Nie mogę. Istnieje zbyt realna szansa na to, że tym razem rozpadnę się na dobre.

            Ojciec co prawda nie wracał na długo. To kwestia tygodnia czy dwóch. Ale on miał tę zdolność niszczenia wszystko jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wystarczało, że na mnie spojrzał, a te koszmary i lęki, które starałam się pogrzebać przez wiele lat, wracały do mnie jak bumerang i wbijały mi się w serce z siłą najostrzejszego miecza.

            A przecież dopiero zaczęło być dobrze. Dopiero uczyłam się na nowo czerpania radości z małych rzeczy.

            Całą noc biłam się z myślami. Sen nie nadszedł, głowę miałam zbyt zajętą snuciem planów na to, by tego uniknąć. By nie dać mu się zniszczyć.

            Nad ranem moje policzki znaczyły już ślady łez, a gardło było wyschnięte na wiór. Każdy mięsień w ciele palił żywym ogniem, a umysł krzyczał raz za razem z najwyższą rozpaczą, bym powstrzymała nadciągającą w moją stronę sztormową falę.

            Rozwiązanie odnalazłam tylko jedno. I choć było beznadziejne, wciąż pozostawało jedynym. Dlatego też gdy zegar wybił ósmą rano, sięgnęłam po telefon i wybrałam numer Cassiana.

            Mercy: Musimy porozmawiać. Mówiłeś, że mogę poprosić cię o wszystko. Wierz mi, nie chcę tego robić, ale musisz mi pomóc. Proszę

***

Twitter/Instagram: autorkaangelika

Tiktok: literaturoholiczka

#BODwatt

Lanjutkan Membaca

Kamu Akan Menyukai Ini

556K 37.9K 31
Druga część serii Wicked Games. Jedyne życie jakie zna Florence Elordi ma miejsce w Grants, na rodzinnej farmie. Chociaż dziewczyna marzy o założeniu...
2.9K 362 17
June Miller wiodła tajemnicze życie. Czasami miała wrażenie, że istniały trzy wersje jej osoby - tą którą znali jej rodzice, tą o której wiedzieli j...
65.4K 7.2K 25
👔Damon Lauder był jednym z najbardziej znanych lekarzy w mieście, często prowadził wykłady, a na oddziałach przerażał studentów i budził w nich resp...
290K 1.5K 5
Życie Nessy Bennet nigdy nie było usłane różami. Po wyjeździe rodziców, osiemnastolatka zamieszkała z ciotką. Na jej nieszczęście nie jest jedyną nas...