Beauty of Darkness

By literaturoholiczka

158K 10.5K 3.9K

Czwarty tom serii Kings of Darkness - historia Cassiana i Mercy Cassian Delmont od urodzenia zmaga się z brak... More

Informacja
OSTRZEŻENIE
Prolog
1. Zapomniane wspomnienia.
2. Uzależnienie.
3. Numer nieznany.
4. Déjà vu.
5. Tam wcale nie jest bezpieczniej.
6. Błąd.
7. Okrutny los.
8. Potwory spod łóżka.
9. Pocałunki, które leczą.
10. Tak wiele nas łączy.
12. Bukiet czerwonych róż.
13. Jak wygrana na loterii.
14. Moje wszystko.
15. Przeznaczenie.
16. Niektórych zdecydowanie nie powinno się chronić.
17. Pustka.
18. Czas na zwierzenia.
19. Pozwól mi zapomnieć.
20. Podejrzenia.
21. Stare szkice.
22. Ciemność nie zawsze jest piękna.
23. Konsekwencje.
24. Opuszczony magazyn.
25. Krew na dłoniach i pustka w sercu.
26. Płomienie.
27. Piękno ciemności.
28. Pożegnania.
29. Nowe początki.
Epilog

11. Wycieczki zakrapiane pocałunkami.

4.6K 351 195
By literaturoholiczka

Cześć!❤️ Wybaczcie, że ostatnio rozdziały wpadają tak rzadko, ale miałam masę spraw do ogarnięcia na głowie i potrzebowałam chwili oddechu :)

Jak mijają wam święta?

#BODwatt

Cassian

Accenco – elegancki bar zlokalizowany między dwiema ekskluzywnymi restauracjami w centrum Londynu – tego wieczoru pękał w szwach. Za oknami zima tętniła już pełnią życia, a zmarznięci turyści przechadzali się od jednego lokalu do drugiego.

            Elias wbił bilę do łuzy, co skwitował szerokim, pełnym zadowolenia uśmiechem. Aston siedział na kanapie obok nas, z oczami wlepionymi nieustannie w ekran telefonu. Czytał coś, marszczył brwi, a potem wprawiał palce w szaleńczy ruch, odpisując na wiadomość – jak się domyślałem – Laurette.

            – Ej, ty. – Elias trącił go końcówką kija w bark, na co ten uniósł na niego wściekłe spojrzenie. – Lepiej przygotuj się na grę z mistrzem. Zaraz pokonam Cassiana.

            – Moment – mruknął.

            – Jezu, kurwa. Ettie ci nie ucieknie.

            – Nie piszę z Laurette tylko z Violet.

            A to niespodzianka.

            – Co u niej? – zagaiłem.

            Gra toczyła się dalej, Eliasowi tym razem nie udało się wbić kuli, więc przejąłem ster, chwyciłem za kij i wykonałem swój ruch. Bezbłędnie posłałem bilę w jej miejsce.

            – Spędza wieczór z Laurette na oglądaniu filmów. Chcę się upewnić, że wszystko idzie jak należy.

            – A co miałoby się stać? Nie wiem, kurwa, Samara Morgan wyjdzie im z ekranu i je pozabija? – prychnął Brindley.

            – Nie mam pojęcia, skąd wytrzaskujesz te swoje głupie pomysły – odparował. – Wiesz, że dla Violet takie rzeczy to niemałe wyzwanie. Staram się ją wspierać.

            – I co ci pisze?

            – Nic, mówi, że wszystko gra.

            – Więc daj im spokój – rzuciłem. – Jesteś nadopiekuńczy.

            – Powiedz mi coś, czego nie wiem, mądralo. – Wreszcie odłożył telefon na stół, jednak nieustannie zerkał na ekran w oczekiwaniu na kolejną wiadomość.

            – Miałeś trochę wyluzować, pamiętasz? Laurette na pewno dobrze się nią zajmie.

            – Po prostu nie wiem, co robić – przyznał z udręczonym westchnieniem. – Violet idzie coraz lepiej, zaczyna się otwierać na coraz więcej osób i mówi, że jest gotowa stawić czoła światu, ale na samą myśl, że znów miałoby się stać jej coś złego...

            – Nie zdołasz trzymać jej w ukryciu przez cały czas – odparłem.

            – Hmm. – Obrzucił mnie tym swoim analizującym spojrzeniem. – I kto to mówi.

            Zaczyna się.

            – Co robiliście z Mercy, jak już wyciągnąłeś ją z imprezy? – zaciekawił się Elias. Jego ton był przy tym na tyle sugestywny, że nie szczędziłem mu pełnego politowania spojrzenia.

            – Odwiozłem ją do domu.

            – Jezu, chłopie, ty to wiesz jak podrywać dziewczyny – zanucił Elias.

            – Nie próbuję jej podrywać. To znacząca różnica. I skończcie ten temat, bo nie wyciągniecie ode mnie niczego nowego – zarządziłem stanowczo, po czym jednym szybkim zamachnięciem wbiłem czarną kulę do łuzy i oddałem kij Astonowi.

            – Nie grasz już?

            – Zaraz.

            Usiadłem na zajmowanym jeszcze chwilę wcześniej przez Astona miejscu i sięgnąłem po telefon do kieszeni spodni. W tej samej chwili zawibrował mi w dłoni, a moje serce przyspieszyło gwałtownie na widok jej imienia.

            Od tamtej nocy, gdy przyjechałem do jej domu, kontaktowała się ze mną za pośrednictwem Instagrama. Początkowo czułem się z tym dziwnie, ale teraz nie potrafiłem już sobie wyobrazić, że nagle miałaby przestać.

            Wciąż pamiętałem bowiem jej załzawione oczy, gdy ujrzała mnie w progu swojej sypialni. Wciąż czułem drżące ciało przy swoim, gdy płakała i dziękowała mi za zwykłą bliskość. Wciąż słyszałem jej spokojny oddech, gdy spała tuż obok mnie, z dłonią przyciśniętą do mojej klatki piersiowej.

            Mercy: Co porabiasz?

            Nie zwlekałem z odpisywaniem.

            Cassian: Gram w bilard z przyjaciółmi. Dlaczego pytasz?

            Mercy: A muszę mieć jakiś powód?

            Cassian: Nie, nie musisz.

            Sam przecież powiedziałem jej, że może do mnie pisać, kiedy tylko najdzie ją ochota. Wiedziałem, że doskwiera jej samotność, że topi się w niej coraz to bardziej, a strach po tamtej nocy wciąż siedzi w niej żywy i czeka, by ją stłamsić. Jeśli mogłem pomóc jej w tak prosty sposób jak pisanie do siebie niezobowiązujących wiadomości, to nie widziałem problemu, skoro i tak wtargnęła już do mojego życia i znalazła w nim sobie wygodne miejsce.

            Mercy: A na później masz jakieś plany?

            Cassian: Nie.

            Mercy: A chcesz mieć?

            Świat dookoła mnie stracił na uwadze. Była tylko Mercy po drugiej stronie telefonu.

            Cassian: Zależy. Znów będziesz próbowała namówić mnie na seks w samochodzie?

            Mercy: Nie udawaj, że byś tego nie chciał

            Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo pragnąłem chwycić ją za włosy, przerzucić na tylną kanapę w samochodzie, przygnieść do fotela i dotykać jej ciała, aż każdy milimetr jej ciała płonąłby od tych pieszczot.

            Nie miała pojęcia.

            Mercy: A tak serio to możemy po prostu gdzieś wyskoczyć i posiedzieć razem. Nadal dziwnie spędza mi się czas w domu

            To wyznanie jedynie potwierdziło moje przypuszczenia – Mercy, choć udało mi się ją uspokoić tamtej nocy, wciąż bała się powtórki z rozrywki. I ona i ja wiedzieliśmy, że kroki, które słyszała, nie były jedynie wytworem jej wyobraźni. Ktoś tam był, na pewno. Nie miałem powodów do tego, by jej nie wierzyć.

            A sam fakt, że przydarzyła jej się taka sytuacja niedługo po tym, jak zaczęliśmy spędzać ze sobą czas, był wystarczająco niepokojący. Mój staruszek miał zbadać tę sytuację, sprawdzić czy jej ojciec pokazywał się ostatnio w mieście, ale do tej pory nie natrafił na żaden trop.

            Cassian: Przyjadę po ciebie.

            Mercy: Kiedy?

            Cassian: Teraz.

            Uniosłem wzrok i momentalnie poraził mnie błysk flesza. Zgromiłem Eliasa wzrokiem.

            – Co ty odwalasz?

            – Uśmiechałeś się do telefonu. – Wzruszył niedbale ramionami. – Myślę, że to należało uwiecznić. Powiesimy sobie tę fotkę przy wejściu do domu, może ludzie przestaną się tak ciebie bać.

***

Mercy wparowała do samochodu, zanim jeszcze udało mi się na dobre zatrzymać wóz. Ubrana w czarny płaszcz, z włosami związanymi w kucyk i wyposażona w pełen satysfakcji uśmiech, rzuciła mi szalone spojrzenie. Takie, które nie mogło wróżyć nic dobrego.

            – Jak długo czekałaś na mnie przed domem?

            – Od momentu, w którym do ciebie napisałam – przyznała nieskrępowana, rozsiadając się wygodnie na fotelu. W następnej chwili sięgnęła do radia, połączyła się z telefonem i zaczęła przeglądać playlistę.

            Niesamowita kobieta.

            Mercy była jak żywioł. Siała tak wielki zamęt, wprowadzała chaos, a po wszystkim uśmiechała się słodko i niewinnie, jakby nie zdając sobie sprawy z własnej siły.

            Nie zwracała uwagi na resztę świata, gdy tak przeglądała listę piosenek.

            – Może mam cię tu zostawić? – Wygiąłem brew ku górze. – Jeśli chciałaś po prostu posiedzieć w moim samochodzie i posłuchać muzyki, trzeba było mówić tak od razu.

            Rzuciła na mnie okiem i parsknęła żywym śmiechem.

            – Ooo, potrafisz być zabawny.

            – To nie był żart.

            – Ja sobie posłucham muzyki, a ty możesz mnie zawieźć gdzieś, gdzie dadzą mi coś dobrego do jedzenia – rzuciła.

            Coś dziwnego wezbrało mi się w piersi. Coś, co wydawało się nadchodzącym wybuchem śmiechu.

            – Rządzisz się.

            – Pomyślałam, że to będzie miła odmiana – stwierdziła i wreszcie wybrała jakiś utwór. Spokojna, wręcz melancholijna muzyka popłynęła z głośników i otoczyła nas swoją magiczną mgiełką. Wówczas Mercy odchyliła głowę na siedzeniu i przymknęła powieki.

            Choć wydawała się tryskać radosnym i skłonnym do złośliwości nastrojem, napięcie na jej twarzy mówiło samo za siebie. Wciąż była niespokojna, choć wolałaby udawać, że wszystko jest na swoim miejscu.

            – Na co masz ochotę?

            Uchyliła powieki, na jej ustach zamajaczył zawadiacki uśmiech.

            – Bez sprośnych myśli. – Uniosłem dłoń w błagalnym geście. – Pytam o jedzenie.

            – To nie ja mam sprośne myśli. Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć, a tobie od razu przyszło do głowy coś niegrzecznego.

            Tym razem nie udało mi się powstrzymać w porę. Cichy śmiech spłynął z moich ust tak nagle, że świat zdawał zatrzymać się na moment.

            Mercy wyprostowała się na siedzeniu, jej oczy zrobiły się okrągłe z zaskoczenia.

            – Wcale nie musiałam czekać na to tak długo.

            Wystawiłem palec wskazujący w jej stronę.

            – Nie przyzwyczajaj się.

            Spojrzenie kobiety zjechało sprawnie na mój palec. Pochyliła się nad nim, ale zanim zdążyła zrobić to, co sobie zaplanowała, zabrałem rękę.

            – Zabierz mnie na pizzę – poleciła.

            – Jak sobie życzysz – mruknąłem.

            Ruszyłem z podjazdu i wyjechałem na drogę. Mercy nie spuszczała ze mnie wzroku, gdy próbowałem skupić się na drodze. Czułem, jak jej spojrzenie wypala dziurę w moich ustach. Dłonie mrowiły mnie od pragnienia sięgnięcia do jej uda i zaciśnięcia na nim palców.

            – Bilard był nudny? – zapytała w pewnej chwili.

            – Nie, dlaczego?

            – Bo porzuciłeś wieczór z przyjaciółmi na rzecz... – zamaszystym ruchem ręki objęła przestrzeń – tego.

            I jak niby miałem jej wytłumaczyć, że choćby los podsunął mi wszystkie wygody i wspaniałości świata pod nos, jak i tak wybrałbym jeden wieczór spędzony z Mercy?

            Postawiłem na milczenie.

            – Lubisz pizzę? – ciągnęła, najwyraźniej spragniona rozmowy.

            – Nie przywiązuje zbytniej uwagi do jedzenia.

            – W sensie?

            – To paliwo dla ciała. Nie musi być smaczne. Ważne, że dostarcza potrzebnych makro i mikroskładników.

            – Jezu... – wymamrotała ponuro. – To najsmutniejsze i najbardziej przepełnione goryczą słowa, jakie kiedykolwiek słyszałam. Jesteś w ogóle człowiekiem?

            Uśmiechnąłem się kącikiem ust.

            – Tak, Mercy, jestem człowiekiem – sarknąłem.

            – Kłóciłabym się. Mogę sprawdzić?

            – Co masz na... – Jej ciało pochyliło się nad moim, a dłoń powędrowała do klatki piersiowej. Szybko przechwyciłem jej nadgarstek i bez odrywania wzroku od jezdni rzuciłem szorstkie:

            – Trzymaj rączki przy sobie i siedź grzecznie. Zachowujesz się nieodpowiedzialnie.

            – Zrzęda – burknęła cicho pod nosem, ale posłusznie opadła z powrotem na fotel.

            – Wolę być zrzędą i nie umrzeć w wypadku samochodowym.

            – A ja wolę ryzykować i czekać na to, co przyniesie los – odparła swobodnie.

            – To się nazywa lekkomyślność.

            – To się nazywa żyć chwilą. Inaczej: szczęśliwie. Polecam spróbować, Panie Poważny.

            – A ja polecam wprowadzić do życia nieco więcej rozwagi, Pani Żyjąca Chwilą.

            Choć nie widziałem jej twarzy, mógłbym przysiąc, że wywróciła oczami.

            Resztę drogi do pizzerii pokonaliśmy w milczeniu, wsłuchani w kojące dźwięki fortepianu. Prawdę powiedziawszy sądziłem, że zechce wejść do restauracji i zjeść w środku, ale okazało się, że już z domu zamówiła pizzę na wynos. Takim sposobem teraz siedzieliśmy na parkingu, a ja patrzyłem, jak ta naładowana złośliwością kobieta zjada jeden kawałek za drugim.

            – Co? Dla ciebie pizza jest za tłusta? Boisz się, że znikną ci od niej mięśnie na brzuchu? – droczyła się, podsuwając mi pizzę pod nos.

            Obrzuciłem ją pełnym politowania spojrzeniem.

            – Nawet nie wiesz, czy mam tam mięśnie.

            – Tacy jak ty je mają. – Wzruszyła ramionami.

            – Tacy jak ja? – powtórzyłem sceptycznie. – A co to niby znaczy?

            – Tacy opanowani. Wydaje mi się, że masz zaplanowaną każdą sekundę dnia. Poza tym masz szerokie barki, na pewno ciężko na nie zapracowałeś. I chodzisz w tych swoich garniturach, jakbyś nie miał niczego innego w szafie. Właśnie tacy faceci mają sześciopak. – Jej wzrok spoczął na mojej klatce piersiowej, przechyliła głowę z rozmysłem, po czym dodała: – Ale wiesz, mawiają, że w życiu nie można być pewnym wszystkiego. Dlatego proponuję...

            – Ja proponuję ci dokończyć pizzę. Zajechać też po coś słodkiego?

            Wgryzła się w pizzę i z pełną buzią uśmiechnęła słodko.

            – Cudownie – powiedziała, przełknąwszy kęs. – Szkoda, że jak kilka tygodni wcześniej w środku nocy miałam mega ochotę na ciastka, a nie chciało mi się iść do sklepu, ty byłeś zbyt zajęty udawaniem, że masz mnie gdzieś.

            – Co to ma do rzeczy? – Zmarszczyłem brwi i przekręciłem kluczyki w stacyjce, gotowy na wycieczkę po sklepach.

            – Bo gdyby nie to, to na pewno bym cię wykorzystała. Sam mówiłeś, że mogę poprosić cię o wszystko, więc...

            – Więc chyba muszę zacząć ostrożniej dobierać słowa – wtrąciłem.

            – A zajedziemy też gdzieś po naleśniki? Tak mnie jakoś naszło...

            – Mhm, mogę zajechać. – Nad odpowiedzią nie zastanawiałem się nawet przez żałosną sekundę.

            Po wnętrzu auta rozniósł się jej triumfalny i nieco zbyt głośny okrzyk.

            – Widzisz, wcale nie musisz ostrożniej dobierać słów. Spełniasz swoje obietnice.

            Potrząsnąłem głową, pełen niedowierzania dla jej sprytu.

            – Więc wcale nie chcesz tych naleśników?

            – Dopiero zjadłam całą pizzę, daj mi chwilę. Ale jak coś, to znam dobrą naleśnikarnię.

            Mercy rzeczywiście udało się pochłonąć jeszcze kilka czekoladowych batoników (znalazłem te, które akurat sobie wymyśliła dopiero w trzecim sklepie, do którego zajechałem), a także dokończyła pizzę i teraz siedziała zadowolona z na wpół przymkniętymi powiekami, wsłuchując się w dźwięki płynące z radia.

            Ktoś mógłby uznać takie siedzenie ze sobą w jednym aucie w milczeniu i przypatrywanie się sobie od czasu do czasu tajemniczo ciekawskim wzorkiem za szalenie nudne zajęcie, ale szczerze powiedziawszy nie wiem, kiedy ostatnio bawiłem się tak dobrze. Mercy zwyczajnie sprawiała, że wszystko w moich oczach stawało się lepsze. Gdybym miał do końca życia obserwować jak je lub słucha muzyki, to umarłbym jako szczęśliwy człowiek.

            – Cassian?

            – Tak?

            – Mogę cię o coś zapytać?

            Uniosłem kącik ust i krótko kiwnąłem głową.

            – Czułeś się kiedyś samotny?

            Szlag. Co miałem jej niby powiedzieć?

            Wiesz, Mercy, tak naprawdę to przeważnie nie czuję zupełnie nic, więc...

            – Chyba nie – mruknąłem, zaniepokojony kierunkiem, w jaki zmierzała ta rozmowa.

            – Od kiedy przyjaźnisz się z chłopakami?

            – Odkąd skończyliśmy kilka lat. Chyba sześć czy siedem.

            – I wspieracie się we wszystkim? – drążyła. Oczy miała zamknięte, a wyraz twarzy zrelaksowany. Dłoń położyła na podłokietniku, a ja nagle nabrałem ochoty, by tam sięgnąć.

            I tak też zrobiłem. Musnąłem opuszkami palców wierzchu kobiecej dłoni, na co ona zadrżała niekontrolowanie.

            – Tak, są dla mnie jak rodzina.

            Kąciki jej ust uniosły się na ułamek sekundy i zaraz znów opadły.

            – Chciałabym wiedzieć, jak to jest – wyznała głosem niewiele głośniejszym od szeptu. Skrzywiła się na moment, na jej dotąd spokojnej twarzy uwydatnił się żal i pewna tęsknota. – Czuć, że do kogoś należysz. Móc komuś ufać bezgranicznie i polegać na tej osobie. Nie bać się popełniać błędów. Wiedzieć, że zawsze, gdy tonę, ktoś wyciągnie ku mnie pomocną dłoń. – Uchyliła powieki, obrzuciła mnie uważnym spojrzeniem, po czym ze smutkiem pokiwała głową. – Naprawdę bym tego chciała, Cassian. Może dlatego nie potrafię przestać ci się narzucać. Bo ty, jako jeden z niewielu, zechciałeś mnie zrozumieć. Nie minąłeś mnie szerokim łukiem tylko dlatego, że jestem nieidealna. Poświęciłeś chwilę, by zobaczyć, co kryje się za tą powłoką. – Wsunęła dłoń w moją, aż trzymaliśmy się za ręce jak para zakochanych w sobie nastolatków, podczas gdy otaczały nas czerń nocy i dźwięki fortepianu. – Wiem, że nie jestem łatwą osobą, że mam trudny charakter i potrafię dać ludziom w kość. – Parsknęła pozbawionym humoru śmiechem. – Wiem, że ciężko jest mnie lubić. Ale siedząc tu teraz z tobą mogę marzyć tylko o tym, by ta chwila się nie kończyła. I żebyś, w przeciwieństwie do innych, nigdy mnie nie zostawił.

            Wpatrywałem się w nią z przejęciem, mój oddech robił się coraz to szybszy. Każde jej słowo było jak lina wiążąca moje serce w ogromnym bólu. Szczerość jej głosu i żywe cierpienie przejawiane w każdej sylabie uderzyło w tę część mnie, która największym podziwem na świecie darzyła właśnie Mercy.

            Nie miałem pojęcia, co powiedzieć. Żadne słowa nie zdołałyby wyjaśnić, że nie zamierzam jej opuszczać i że zrobiłbym wszystko, by była szczęśliwa. Że w moim mniemaniu wcale nie jest trudna, a lubienie jej to sprawa tak oczywista jak to, że oddycham i że wolałbym umrzeć, niż żyć bez niej.

            Coś wewnątrz mnie pękło, jakby kolejna warstwa ochraniająca moje serce. Te zabiło wściekle i popchnęło mnie do tego, bym w następnej sekundzie sięgnął ku Mercy, chwycił ją za rękę i wciągnął ją sobie na kolana. Uległa temu bez sprzeciwu, a szczupłe ramiona instynktownie powędrowały na mój kark. Jej ciało było wciśnięte w moje, dopasowało się idealnie, jakbyśmy stanowili dwa zagubione elementy, które mogą być pełnią siebie tylko wówczas, gdy się złączą.

            – Nie musisz czuć się samotna, kiedy jesteś tu ze mną – powiedziałem ochrypłym głosem i pogłaskałem opuszką kciuka jej lekko zaróżowiony policzek. – Bo jestem obok i możesz mi wierzyć, że ja zawsze wyciągnę do ciebie pomocną dłoń.

            Westchnęła z przejęciem i przygryzła dolną wargę, jakby znajdując się na granicy łez. Wtedy właśnie wpiłem się w jej usta, drugą dłoń zaciskając na wąskiej talii i włożyłem w tę pieszczotę każdą czułą cząstkę mnie. Połknąłem jej zaskoczony jęk i zwilżyłem wargi, by w następnej chwili pogłębić pocałunek tak, jak jeszcze nigdy tego z nią nie zrobiłem.

            Czułem, że muszę znaleźć się jak najbliżej jej duszy, że tylko w ten sposób zdołam ukoić jej ból. Nie protestowała, gdy go od niej odbierałem. Pozwoliła mi się dotykać, pozwoliła kąsać swoje wargi i całować z nagromadzoną przez te wszystkie lata tęsknotą. A gdy wsunąłem palce pomiędzy kosmyki jej włosów i delikatnie pociągnąłem za końcówki, przylgnęła biodrami do moich ud i zakołysała się w przód, niemo prosząc o więcej.

            Tym razem całowanie jej było niczym powrót do domu po długiej i wykańczającej podróży. To taki moment, w którym czas i wszystkie troski świata zatrzymują się tylko po to, byśmy mogli wchłonąć jak najwięcej magii z tej tak zwykłej i tak niesamowitej jednocześnie bliskości. To jak pragnienie ugaszone szklanką zimnej wody w upalny dzień.

            To tak... prawidłowe, jakbyśmy właśnie do tego zostali stworzeni.

            I siedząc tak z Mercy na moich kolanach, całując jej usta z pełnym oddaniem, znacząc delikatnym dotykiem ciepłą skórę i wdychając do płuc jej zapach, po raz pierwszy w całym moim życiu poczułem się szczerze szczęśliwy – nagle to, że być może czekały nas za to wszystko poważne konsekwencje i że narażałem nasze rodziny na cierpienie, wydało się nic nie znaczyć.

            Była tylko ona i te dziwne nowe uczucie ciepła w klatce piersiowej.


***

#BODwatt

twitter/ig: autorkaangelika

tiktok: literaturoholiczka

Continue Reading

You'll Also Like

329K 9.8K 33
~Gdy gwiazdy spadają, marzenia się spełniają. Marzenia, które mogą nas uratować, lecz i zniszczyć tak mocno, iż nie zostanie po nas nawet popiół. ~
39.8K 4.2K 15
Lea Prescott to siedemnastoletnia uczennica elitarnej szkoły w LA, świetnie prosperująca modelka i przyszła studentka college'u we Francji. Przynajmn...
394K 9.9K 34
pierwsza część serii „law and business" Igrała ogniem z samym diabłem, choć pokryta była benzyną. - Panno Mitchell.... - Kiedy skończysz mówić do m...
502K 2.1K 4
William Edevane, świeżo upieczony młody miliarder z wpływowej rodziny próbuje utrzymać swoją pozycję. Jednak jego burzliwa dotychczas reputacja go wy...