Trust me

By ksicja_

31.1K 1K 121

Bo byliśmy tylko dziećmi, które nie zasłużyły na życie w takim świecie. Ty wolałabyś mnie nigdy nie spotkać... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30

Rozdział 14

822 29 2
By ksicja_

Zostawcie coś po sobie ;)

Szybko pobiegłem do jadalni, kierując się do ogromnego stołu. Moje ramiona były wypełnione wszelakimi rodzajami serwetek. Zaczynając od tych z Mikołajem, a kończąc na ręcznie zdobionych złotem. Wbiegłem do jadalni, od razu kierując się w stronę stołu. Pokierowałem się do jednego z krzeseł, które były wysunięte. Podniosłem jedną nogę, starając się wejść na górę, jednak nie dałem rady. Musiałem wykombinować coś innego.

Odwróciłem się w stronę blatu, stając na palcach. Podniosłem ręce, najwyżej jak tylko potrafiłem. Po chwili paczki serwetek leżały już na blacie. Ja natomiast podciągając się na wolnych dłoniach, starałem się wejść. Jedną stopą szukałem jakiegoś wystającego elementu. Mogłem na niego przenieść swój ciężar ciała, dostając się na górę i tak właśnie zrobiłem.

Moja stopa znalazła się na drewnianym szczebelku. Drugą podwinąłem do miękkiego siedzenia, siadając na szczycie. Przyciągnąłem bliżej siebie serwetki, oglądają każde po kolei. Od razu odrzuciłem wszystkie tematyczne, zostawiając przy sobie jedynie te idealne na tę okazję.

- Nie wiem, co bym zrobiła bez twojej pomocy kochanie - usłyszałem damski głos za mną, a potem usta na swojej głowie.

Mama stanęła obok mnie, wycierając ścierką, wysokie kieliszki. Odstawiła jeden przy przyszykowanej zastawie, aby wytrzeć kolejny.

- Które będą pasować najbardziej? - podniosłem głowę, natrafiając na leśne tęczówki.

- Na pewno nie z urodzinowymi balonami - zaśmiała się, odstawiając kolejne naczynie.

- Ale przecież to jak urodziny. Świętujecie to, co roku - zmarszczyłem brwi, odkładając na kupkę mikołaja serwetki z wrysowanym konfetti.

- To święto bardziej przypomina walentynki dla mnie i dla twojego taty - odstawiła kolejny kieliszek. Poprawiła przy okazji sztuczce, upewniając się, że są one równo położone.

Pokiwałem potwierdzająco głową. Przerzuciłem kilka opakowań, szukając tych idealnych do opisu.

- To może te? - podniosłem czerwony materiał ze złotymi zdobieniami.

- Bardzo elegancki wybór - wzięła jedną serwetkę ode mnie i położyła ją pod jednym zestawie sztućców. - I co? Pasuje?

- Tak - uśmiechnąłem się, podając kolejne.

Dosyć szybko uwinęliśmy się z ozdobieniem naszego stołu. Dodaliśmy jeszcze bukiet świeżych kwiatów, które mama zebrała z ogrodu. Byłem pod wrażeniem, jak idealnie dobrała je pod kolor serwetek. Przyszykowanie trzech zastaw było bardzo proste, a w szczególności we dwoje. Mama również co jakiś czas zaglądała do kuchni, by sprawdzić, czy jej zapiekanka przypadkiem się nie przypala.

Dzisiaj był wyjątkowy dzień, dziesiąta rocznica ślubu moich rodziców. Na tę okazję przygotowaliśmy wspólną kolację, przy której mieliśmy razem spędzić czas.

Stanąłem przy kuchennym blacie, bawiąc się rękawami granatowego swetra, który gryzł mnie w skórę. Był okropny, ale chciałem by wszystko pasowało do siebie. Mama była ubrana natomiast w zieloną sukienkę, która podbiła jedynie jej ognisty kolor włosów. Mocniej podkreślone oczy przez tusz i bardziej zarysowane usta pomadką.

Naprawdę się postarała, dlatego ja nie chciałem psuć jej wizji. Dla niej byłem w stanie wytrzymać kilka ugryzień swetra.

- Tata powinien być już pół godziny temu, jedzenie już stygnie - delikatne zmartwienie wtargnęło na jej twarz. - Zadzwonię może do niego.

Sięgnęła po komórkę, wybierając numer. Przyłożyła urządzenie do ucha, czekając na odbiór.

Rozumiałem, skąd brało się jej zmartwienie. Tata zawsze był punktualny, a jeżeli zdawało mu się zostawać po godzinach, zawsze o tym informował. Mama była zawsze wyrozumiała, zdawała sobie sprawy, że był on przecież prezesem ogromnej firmy. Mimo wszystko czasami widziałem jak przy samotnych wieczorach, jej uśmiech schodził.

Spojrzałem na jej twarz, dostrzegając delikatny grymas. Odłożyła telefon, zagubiona spoglądając w stronę okna. Wzdrygnęła się, odwracając się w moją stronę.

- Kochanie, pojadę do taty dobrze? Zostaniesz chwilę sam, ale szybciutko wrócę - przykucnęła do mnie, łapiąc za moje ręce.

- Dobrze - pokiwałem głową.

- Dasz sobie radę, prawda? Gdyby coś się działo, to do mnie zadzwonisz, tak? - Jej kciuk muskał zewnętrzną część moich dłoni.

- Tak - uśmiechnąłem się, upewniając ją.

- Kocham cię - pocałowała moje czoło, przyciągając mnie do swoich objęć. - Zaraz się zobaczymy.

Jednak wtedy nie wiedziałem, że te słowa były kłamstwem. Bo ona już nie wróciła. Ona, jak i ja wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że to był ostatni nasz raz. Ostatni raz, kiedy mogłem poczuć jej dotyk i usłyszeć jej głos.

***

Palce przeskakiwały po klawiaturze w zawrotnym tempie. Wpisywałem kolejne hasła, oczekując, że może za którymś razem znajdę czego szukałem. Ekran rozjaśnił się, ukazując wynik mojego szukania. Przeskakiwałem po kolei po nagłówkach, czytając co drugie słowo.

Poderwałem głowę na drzwi, kiedy usłyszałem trzaśnięcie. Do mojego pokoju dosłownie wbiegła Charlotte. Jej twarz była tak wkurwiona, jakby przed chwilą złamała paznokcia.

- Myślałem, że w tym domu istnieje jeszcze jakaś prywatność - sarknąłem, zamykając klapę komputera.

Zsunąłem laptopa z moich ud, kładąc go gdzieś obok. Odwróciłem się, widząc jak kobieta, w zawrotnym tempie pokonała całą długość mojego pokoju, aby stanąć przede mną.

Chciało mi się śmiać z wyrazu jej twarzy. Kiedyś urządziłem małą imprezkę w naszym starym domu. Niestety ona przyszła w najmniej odpowiednim momencie. Wchodząc do swojej garderoby, zobaczyła kilka dziewczyn poprzebieranych w jej drogie kreacje. Nawet w tamtej chwili nie była tak wściekła, jak teraz.

- Co to jest! - wykrzyczała, rzucając we mnie jakimś małym pudełkiem.

Opakowanie uderzyło w moją klatkę i spadło na dół. Podniosłem je, od razu rozpoznając paczkę po papierosach. A raczej sam kartonik, ponieważ sądząc po ciężkości, była ona już pusta.

- Charlott nie wiedziałem, że posiadasz jakieś inne nałogi niż zakupoholizm - spojrzałem na nią z uznaniem, kiedy ona zapewne wykręcała mi kark w myślach.

- Nie pozwalaj sobie Tyler - wstawiła swój wypiłowany paznokieć w moją stronę.

- To, co kurwa ode mnie chcesz? Mam ci wytłumaczyć co to jest? - wystawiłem opakowanie przed nią, nadając słowom więcej akcentu.

- Wytłumacz, co ta paczka robiła w pokoju Caleba! - znów uniosła swój głos, próbując postawić mnie do pionu.

Moja twarz była niewzruszona. Zapewne to mogło mnie zdemaskować.

- Nie wiem, może młody sobie popala - wzruszyłem ramionami, pozwalając, aby na moje usta wpłynął uśmiech.

- Jesteś bezczelny. Jeżeli chcesz twój ojciec może przeprowadzić z tobą tę rozmowę - wygina usatysfakcjonowana swoje brwi, czekając, aż zacznę mówić.

No tak zapomniałem, że bez niego jest nikim.

- W takim razie co chcesz ode mnie usłyszeć? Nie dałem mu tego - to była prawda, ponieważ on sam ją sobie wziął. Ja tylko pokazałem mu, gdzie to jest.

- To niby od kogo ją dostał - zakpiła.

No cóż, nie wierzyła mi i w sumie to się jej nie dziwiłem. Wybuchłbym chyba śmiechem, gdyby uznała moje słowa za prawdę.

- Dużo ludzi kręci się w tym domu - stwierdziłem, w głowie układając swój plan. - O... może ukochana opiekunka Caleba będzie coś wiedziała na ten temat? Spędza z nim przecież cały dzień - teatralnie unoszę brwi do góry w zaskoczeniu - A może to była jej paczka? - Uniosłem opakowanie, przyglądając się jej. - Wyglądała na naprawdę porządną dziewczynę, to przykre jak szybko pokazała swoje prawdziwe oblicze.

To był właśnie mój idealny plan obrony. Oczyszczę swój wizerunek z dodatkowym zyskiem. Pozbędę się nadmiernie uśmiechającej się opiekunki, która tylko szykuje na mnie kolejny atak. Nie była chętna dobrowolnie, zrezygnować z tej pracy, więc jej w tym pomogę. Rozwiąże tę sprawę jej kosztem.

Brakowało mi jedynie się teraz uśmiechnąć, jednak nie mogłem na to sobie pozwolić w tej chwili.

- To ona znalazła tę paczkę u Caleba - podsumowuje. - Naprawdę nie wierzę, jak możesz być tak okropny. Caleb to dziecko. Jakim ty jesteś potworem.

- Na pewno nie gorszym od ciebie - podniosłem się, stając przed nią. - Ja też byłem dzieckiem! - dominowałem swoją sylwetką, nachylając się nad nią. - Miałem mniej lat niż on, kiedy ty przeszłaś przez drzwi mojego domu.

- Teraz jestem twoją macochą i słuchasz się mnie! Weszłam do tej rodziny i to ja mam nad tobą kontrolę. Jeszcze jedno słowo, a pokażę ci, co się za tym ciągnie. - nie odrywała oczu od moich. - Trzymaj się z dala od mojego syna.

To były jej ostatnie słowa, po których zostawiła mnie samego w pokoju.

***

Wyciągnąłem z plecaka świeży T-shirt. Dopiero teraz tak naprawdę dostrzegając, jaki on jest. Wychodząc ze swojego domu, szybko wróciłem się, po jakąkolwiek koszulkę, która będzie nadawała się na lekcję wf. Zarzuciłem na swoje ciało materiał, poprawiając jego krańce. Wcześniejsze ubrania wrzuciłem do szafki razem z plecakiem.

Ubrany w spodenki przed kolana i wcześniej wspomnianą koszulkę byłem gotowy na szykującą się lekcje. W szatni zostałem już tylko ja. Zapewne przyczyną tego było, że spóźniłem się dziesięć minut, podczas których wszyscy zdążyli się przebrać.

Otworzyłem drzwi, wchodząc na tak samo pusty korytarz. Dosłownie kilka kroków dzieliło mnie od drzwi prowadzących na halę sportową. Więc kiedy już stałem przed drzwiami, uderzenie piłki mnie zatrzymało. Spojrzałem za siebie, widząc Harper goniącą za piłką do siatkówki.

Brunetka przykucnęła, by wziąć w dłonie białe narzędzie. Na jej usta wszedł niezdarny uśmiech, podniosła się, idealnie natrafiając na mnie. Mimo tego z jej ust nie zniknął przyjazny wyraz twarzy.

Ja jej kurwa zaraz dam szczerzenie się jak jakiś bananowiec!

Jak na zawołanie znowu byłem poddenerwowany. Ona zawsze tak na mnie działa. Prężnie podszedłem do niej, ale już po pierwszym krok ona wyglądała, jakby się mnie bała i miała uciec stąd niczym mała myszka. I bardzo dobrze.

- Tyler - jej głos był niepewnym ostrzeżeniem. Nie chciała, abym się zbliżał.

Owinąłem dłoń wokół jej ramienia, ciągnąc ją za sobą do pomieszczenia z którego przed chwilą wyszła. Znaleźliśmy się w składziku, w którym były przechowywane wszelkie rzeczy potrzebne do prowadzenia zajęć. Stanąłem z nią przy jednej z wolnych ścian, dalej zostawiając na niej swoje dłonie.

- Musimy porozmawiać. A raczej ty musisz mi coś wytłumaczyć - wysyczałem.

- Najpierw mnie puść - starała się wyrwać swoje dłonie, jednak zauważyłem, że sprawiało jej to wiele bólu.

- Najpierw mi wytłumaczysz, co nakłamałaś Charlotte!

- Puść mnie! - wykraczała, jeszcze bardziej wierzgając. Zaczęła machać dłońmi na wszystkie strony, dlatego zadecydowałem złapanie jej za nadgarstki. Przyszpiliłem je do ściany na wysokości jej głowy.

- Próbowałaś ugrać przy niej jakąś świętą, pogrążając mnie. To jest twój sposób na odegranie się na mnie - zakpiłem. - Chyba nie wiesz, jak mogę ci się za to odpłacić.

- Ja nie wiem, o czym ty mówisz! - zacisnęła pięści.

- Nie udawaj. Wiem, że to ty znalazłaś papierosy u Caleba.

- To prawda - odpowiedziała szczerze. - Poczekaj... - zatrzymała się na chwilę. - Miałeś z tym coś do czynienia! - jej czekoladowe oczy były przepełnione intensywnymi emocjami.

- Przecież chciałaś, aby tak właśnie pomyślała Charlotte.

- Słucham! Pokazałam jej to, bo powinna o tym wiedzieć. Myślałam, że dostał to w szkole, może od starszych kolegów.

Patrzyłem na to, jak z jej ust wydostają się wytłumaczenia.

- Nie wierzę, ty mu to dałeś! Ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, jakie to może wywołać skutki w tak młodym organizmie!

- Przestań. Nie potrzebne mi kolejne matkowanie - mocniej zacisnąłem dłonie wokół jej nadgarstków, aby to ją przekonało.

- Ty zdajesz sobie sprawy, co zrobiłeś swojemu własnemu bratu! Jesteś, aż tak zaślepiony w siebie!

- Zamknij się! - krzyknąłem wprost w jej twarz.

W jej oczach zobaczyłem strach, który ciążył na mnie. Jej wielkie przestraszone oczy ciążyły na mnie. Dlatego przeniosłem wzrok na jej dłonie, jej nadgarstki, na których się zatrzymałem.

Przez naszą szarpaninę jej długie rękawy osunęły się, prawie że do łokci. Cała jej skóra była pokryta siniakami.

Nie były one spowodowane teraz przeze mnie. Były dosyć świeże, ale nie na tyle. Odbite palce ukazywały się w kilku miejscach. Sińce w odcieniach fioletu, jak i błękitu.

Odruchowo poluźniłem uścisk, pozwalając, aby moje dłonie spłynęły wzdłuż mojej sylwetki, z dala od niej.

- Przepraszam.

Poczułem się winny. I nawet nie zdałem sobie sprawy, kiedy te przeprosiny wypłynęły z moich ust.

Dźwięk otwieranych drzwi i stukot wysokich butów rozniósł się po pomieszczeniu, powodując jeszcze większy dystans między nami.

- Harper, nauczyciel na ciebie czeka - głos Amber.

Niczym nie zaskoczona blondynka posłała mi sekundowe spojrzenie, by po tym jednym wypowiedzianym zdaniu zniknąć za drzwiami.

Kiedy kroki ucichły, brunetka szybko wyrwała się jak najdalej ode mnie. Odwróciłem się, widząc już jedynie, jak zabiera piłkę i znika za drzwiami. Jak poparzona uciekła.

Ja również odczekałem chwilę, pokazując się znowu na pustym korytarzu. Wszedłem na salę, widząc już rozgrzewających się uczniów. Po jednej stronie stała męska część, a po drugiej damska, aby nie przeszkadzać sobie w ćwiczeniach. Na jednej z ławek siedziała Harper, wpatrzona w swój notatnik. Jej rękawy były podwinięte pod same opuszki palców.

Znajdując się już obok chłopaków, dostrzegłem niepokojącą rzecz. A mianowicie Aidena. Stał po drugiej stronie, z opóźnieniem wykonując ćwiczenia. Jego oczy były podkrążone, a same sińce mieściły się prawie na całej twarzy.

Była to dosyć niecodzienna odmiana. Zawsze przy mnie pokazywał się od tej uśmiechniętej strony. Nie dlatego, że zakładał taką maskę, on po prostu taki był. W mojej głowie w kilka sekund stworzyły się miliony scenariuszy, które mogłyby wyjaśnić jego tragiczny stan.

Tyler nie, nie angażuj się.

Skarciłem się w myślach.

Odwróciłem się w przeciwną stronę. Z dala od rozmyślania nad jego nieszczęściem.


Do zobaczenia

Ksicja

Continue Reading

You'll Also Like

1.4K 59 8
Poznają się w nietypowych okolicznościach, po czym ona nie chce go więcej widzieć. Gdy jest, zmuszona przebywać w jego towarzystwie zaczyna rozumieć...
25K 1K 14
„Jesień w Boulder City przynosi nie tylko zmieniające się liście, ale także powrót nielegalnych wyścigów samochodowych. Dla 17-letniej Grace, sztuka...
88.1K 5.1K 26
Melissa Johnson pochodzi z dobrej rodziny, ma kochających rodziców i prowadzi kancelarię prawniczą ze swoją przyjaciółką. Od kilku miesięcy interesuj...
298K 9.2K 33
~Gdy gwiazdy spadają, marzenia się spełniają. Marzenia, które mogą nas uratować, lecz i zniszczyć tak mocno, iż nie zostanie po nas nawet popiół. ~