Dottore Italiano | La Mafia I...

By NieZapomniMnie

101K 6.3K 1K

Wokół ciebie unosiła się niebezpieczna aura, która tylko ciągnęła mnie do ciebie. Sprawiłeś, że zapragnęłam c... More

PROLOG
ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2
ROZDZIAŁ 3
ROZDZIAŁ 4
ROZDZIAŁ 5
ROZDZIAŁ 6
ROZDZIAŁ 7
ROZDZIAŁ 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
ROZDZIAŁ 12
ROZDZIAŁ 13
ROZDZIAŁ 14
ROZDZIAŁ 15
ROZDZIAŁ 16
ROZDZIAŁ 17
ROZDZIAŁ 19
ROZDZIAŁ 20
ROZDZIAŁ 21
Rozdział 22
Rozdział 23
ROZDZIAŁ 24
ROZDZIAŁ 25
Rozdział 26

ROZDZIAŁ 18

4K 246 30
By NieZapomniMnie

VINCENZO

Jak to było w zwyczaju, uroczystości famiglii były huczne. Przestrony ogród wypełnił się najważniejszymi członkami klanu: generałowie z żonami, Capos i ich consigliere. Każdy z nich przyszedł, aby zobaczyć zaręczyny pierwszej żeńskiej Capo w historii Cosa Nostra.

Nie poświęcałem nikomu szczególnie uwagi. Przeprowadzałem niezobowiązujące rozmowy z członkami organizacji, co jakiś czas szukając wzrokiem córki. Najczęściej widywałem ją u boku narzeczonej Giovanniego, która z całych sił próbowała nie wyglądać na przerażoną sarenkę. Mimo iż już długo obracała się w kręgach naszej rodziny, trudno było jej się przystosować. Jednak bardzo dobry kontakt złapała z Vittorią, która była jej całkowitym przeciwieństwem. Żona Dona bardzo szybko wdarła się do tego świata i zaznaczyła swoje miejsce.

Przeniosłem wzrok na Lorenzo, u którego nóg stał jego syn. Killian był wpatrzony w swojego ojca i wielokrotnie go naśladował. Enzo dla niego był autorytetem i każdy to widział gołym okiem.

– Stresuję się. – Usłyszałem szept obok swojego ucha. Przekręciłem głowy, aby ujrzeć twarz siostry. Kręcone włosy spływały po jej ramionach, niemalże wtapiając się w czarną sukienkę. Napierała na moje ramię, dając mi w ten sposób znać, że chce się przytulić. Omiotłem otoczenie wzrokiem, wyciągając ramię w jej kierunku. Bez zwlekania wtuliła się we mnie.

– Głowa do góry, Elda i pokaż im, kto tutaj rządzi – mruknąłem w jej włosy, napotykając spojrzenie Dona. Zmrużył pytająco powieki, na co nieznacznie pokręciłem głową.

– Nie boję się małżeństwa z Decleanem – wyznała, odsuwając się nieznacznie, aby spojrzeć mi w oczy. W ciemnych tęczówkach kryła się obawa, ale nie mogłem odgadnąć przed czym. – Jest wspaniałym przyjacielem, ale nie... – urwała, wzdychając. W kobiecym głosie pobrzmiewała udręka. Przez cały wieczór posyłała zebranym uśmiech, grając szczęśliwą wybrankę. Ktoś postronny mógł w to uwierzyć, ale nie ja. W tej chwili była przeciwieństwem radości. Kąciki ust spoczywały opadnięte, a w oczach błyskało wahanie.

– Nie mężczyzną, którego byś pokochała – dokończyłem za nią ze zrozumieniem.

– Czuję się, jakbym traciła szansę na miłość i jestem o to na siebie zła – wymamrotała, uciekając wzrokiem w bok. Czekałem cierpliwie, aż się uzewnętrzni ze swoimi obawami. Nie zamierzałem naciskać. – Zyskałam coś, o czym marzyłam od małego, a teraz zapragnęłam, czegoś równie ważnego, choć wiem, że nie mogę mieć wszystkiego.

– Przykro mi. – Tylko tyle mogłem powiedzieć, bo nie zamierzałem jej okłamywać. W tym świecie coś jest za coś.

– Wiem, że wiele małżeństw w naszym świecie są tylko transakcją, ale ta dziecięca część mnie wciąż wierzyła. – Wzruszyła ramionami.

Elda wzdrygnęła się i skrzywiła, gdy kruk spoczął na jej ramieniu, zaczepiając się pazurami. Na mój usta wypłynął uśmiech, bo to znaczyło, że Nelli się zbliżała. Ten kruk był jej wiernym kompanem, od kiedy pamiętam.

– Tato, Rowan jest głodny – powiedziała Antonella, wyłaniając się za brunetki. Siostra spojrzała nieufnie na ptaka na jej ramieniu, po czym zerknęła na bratanicę.

– Skoro Rowan już uczepił się mojego ramienia, to może razem go nakarmimy? – zaproponowała, wyciągając dłoń do dziewczynki. Entuzjastycznie pokiwała głową, chwytając ciotkę.

Odprowadziłem dziewczyny wzrokiem, zaplatając ręce na torsie. Listopadowy wiatr musnął moją twarz, pozostawiając po sobie dreszcz.

– Ludzie mają psy, koty, konie, króliki, a twoja córka ma kruka. – Usłyszałem rozbawiony głos brata. Zerknąłem na niego wymownie przez ramię. Lucas opierał się o mur z dłońmi wciśniętymi do kieszeni garniturowych spodni. – Niestandardowy pupil – mruknął, zbliżając się do mnie.

– Dopóki nie stwarza zagrożenie, niech sobie ma. – Wzruszyłem ramionami, gdy stanął u mojego boku. Brunet poprawił kołnierzyk koszuli, jakby go uwierał. Zdecydowanie nie był fanem garniturów. Preferował dresy lub swój kombinezon surferski. Widząc go tak elegancko ubranego, wydawało się dziwne. Dla mnie garnitur był drugą skórą, ale dla niego czy Giovanniego, było jak klatka.

Odruchowo spojrzałem na wspomnianego brata. Nie ukrywam, spodziewałem się, że złamie dress code i przyjdzie w swoich joggerach i skórzanej kurtce. Domyślałem się, że Claire miała w tym swój wkład. Jeśli ktokolwiek miał na niego wpływ to właśnie ta drobna blondynka.

Zadarłem głowę, aby spojrzeć na okno, na którego parapecie już spoczęło czarne ptaszysko. Owszem, gdy była dzieciakiem, niepokoił mnie te kruki, ale z czasem się uspokoiłem. Choć trzeba było przyznać, że to było niespotykane.

– On może i nie, ale nasz brat już tak. – Kiwnął głową na Giovanniego, który trzymał w objęciach blondynkę, rozmawiając ze swoim consiglierem. – Jak ten ptak uczepił się jej ramienia, to był bliski urwania jemu głowy. Gdyby Claire go nie powstrzymała, miałbyś jatkę. Łzy, krzyki i takie tam.

Jeszcze tego by brakowało, aby na zaręczynach mojej siostry doszła drama z udziałem Giovanniego.

Naszą rozmowę przerwał Lorenzo, który rozpoczął uroczystość. Jako rodzina staliśmy najbliżej pary. Vittoria wzięła pod łokieć Claire, której wzrok mówił, że nie podoba jej się to. Po jej minie można było wywnioskować, co myśli sobie o całej tej uroczystości.

Po tym, jak Don wygłosił mowę i Elda z Decleanem wygłosili przysięgę klanu oraz przyjęła pierścionek, cała ekipa zaczęła chlać do upadłego. Nelli uparcie trzymała się Claire, a Giovanni wyglądał, jakby chciał rozszarpać kruka. Tym sposobem postanowiłem ratować ptaszysko z rąk tego psychola. Kruk, jakby był bardzo świadomym zwierzęciem, odwrócił główkę w moją stronę, po czym do mnie podleciał. Wyciągnąłem dłoń, a on spoczął na moim nadgarstku. Próbowałem w ten sposób ratować swój garnitur.

– Rowan jest bardzo przyjazny – zwróciła się do mnie blondynka, uśmiechając się przy tym promiennie.

Na każdej płaszczyźnie Claire kontrastowała z Giovannim. Ona była niczym słońce, a mój brat przypominał najciemniejszy las, do którego nikt nie chciałby wejść. Narzeczona mego brata w wielu aspektach wyróżniała się od innych kobiet w klanie. Gdy wszystko spowijało się w mroku, ona paradowała w tej niedorzecznie jasnoniebieskiej kiecce z kokardą wpiętą we włosy.

– Kruki nie są groźne. Żerują na zmarłych, nie żywych. – Spojrzałem wymownie na brata, dając mu znać, aby ptak został nietknięty. Przewrócił oczami, przyciągając kobietę do siebie.

– Czy tylko dla mnie jest za spokojnie? – spytał, skanując wzrokiem ogród. Kruk na zawołanie wydał z siebie odgłos, który niemal przebijał się przez muzykę. – Przynajmniej w jednym się zgadzamy – mruknął, spoglądając krzywo na ptaka.

– Cały wieczór jest zdenerwowany – wyszeptała moja córka, zwieszając głowę. Gwałtownie na nią spojrzałem, marszcząc brwi.

Może nie byłem fanem tego ptaszyska, ale wiedziałem, że zwierzęta zawsze wyczuwają zagrożenie.

Machnąłem delikatnie ręką, aby odleciał. Ukucnąłem, ujmując podbródek dziewczynki, zmuszając ją, aby na mnie spojrzała.

– Czemu nic nie mówiłaś, perełko?

– Myślałam, że boi się tłumu. Nie jest do tego przyzwyczajony.

Mogła mieć w tym trochę racji, ale...

– To by odleciał – wtrącił Giovanni. Skinął głową na jednego z ochroniarzy, po czym powiedział coś do niego na ucho. – Mój zmysł nigdy nie zawodzi – wymamrotał, dociskając do siebie narzeczoną, jakby chciał w ten sposób ją uchronić. – W sumie, co to za impreza bez trupa?

– Giovanni – syknęła blondynka, wbijając łokieć w brzuch mężczyzny, ale ten nawet się niw wzdrygnął. Uśmiechnął się do kobiety, błyskając zębami w ten psychopatyczny sposób.

– Spokojnie, kopciuszku – powiedział, przysuwając usta do jej ucha. – Trzeba być głupcem, aby zaatakować tutaj kogokolwiek.

Przyznałbym mu rację, ale nawet w naszych kręgach zawsze znajdzie się jakiś idiota. Niemało ich chodzi po świecie. A po pijaku jeszcze nie wiadomo, co wbije się im do głowy.

Już po chwili żołnierze byli bardziej czujni i w jeszcze większym skupieniu się rozglądali. To było irracjonalne, że ufałem ptaku, ale zwierzęce zmysły rzadko zawodzą.

Kazałem córce trzymać się blisko, obserwując, jak towarzystwo coraz bardziej staje się pijane. Lorenzo i Vittoria zniknęli gdzieś z synem. Zapewne położyli go do łóżka i poszli się zabawić.

W całym tym skupieniu nie zauważyłem, jak jakiś mężczyzna pojawił się koło mnie. Mógł być o jakieś dziesięć lat starszy ode mnie. Kojarzyłem go z widzenia. Dołączył do naszych szeregów jakoś chwile po narodzinach jego syna, który teraz trzymał się jego boku.

– Przepraszam, że wam przepraszam, ale szukam Dona Lorenzo i nie mogę go znaleźć. Może panowie Squillacte wiedzą, gdzie znajdę państwa brata? – spytał, przeskakując wzrokiem ze mnie to na bruneta. Kątem oka dostrzegłem, jak brat spina się, mierząc mężczyznę uważnym spojrzeniem.

Zerknąłem na syna żołnierza, który uśmiechał się do mojej córki. Mógł być o jakiś rok lub dwa starszy od Antonelli. Moja córka była przyjacielska, więc odwzajemniła gest. W chłopięcych oczach dostrzegłem coś na kształt zachwytu, co wcale mi się nie spodobało.

– Jestem pewny, że jest gdzieś w pobliżu – odparłem, zanim Giovanni rzucił, jakiś zgryźliwy komentarz, który cisnął mu się na usta.

– Oczywiście. – Skinął głową, układając dłoń na ramieniu syna, po czym odszedł. Wraz z bratem odprowadziliśmy go wzrokiem.

– Coś mi nie pasuje w tym typie – mruknął brunet.

W żaden sposób nie skomentowałem słów brata, ponieważ niespodziewanie rozniósł się huk rozbijanego szkła. Wszystkie głowy zwróciły się w stronę osoby, która wywołała ten hałas. Był to Capo Miami. Dostrzegłem za nim swojego brata i matkę. Lucas zasłonił ją swoim ciałem, trzymając dłoń na kaburze.

Nie odrywając wzroku od mężczyzny, zalał mnie strach. Była tutaj moja córka i jak wiedziałem, że reszta rodzeństwa jakoś siebie obroni, to ja musiałem chronić Nelli. Kurwa.

– To, co się tutaj dzieje, to łamanie wieloletniej tradycji! – wydarł się, wymachując czymś. Zmrużyłem oczy, aby lepiej to dostrzec. Był to pistolet.

Obserwowałem go w pełnym skupieniu. Ciało mężczyzny kiwało się na boki, choć próbował utrzymać równowagę. Męska dłoń lekko drżała, ledwo utrzymując broń. To była kwestia sekund, zanim nabój wystrzeli.

Spojrzałem w oczy najmłodszego brata. Był gotowy do ataku, jednak nie zamierzałem go narażać. Oczywiście, ćwiczył walkę i obsługę broni, ale miał zdecydowanie najmniejsze doświadczenie z rodzeństwa.

– Diego – zacząłem, robiąc krok w jego stronę, a gestem ręki dałem córce znać, aby trzymała się z tyłu. Capo spojrzał na mnie, mrużąc powieki. – Nie wątpię, że ta zmiana mogła was zaniepokoić, ale zapewniam, że mój brat przemyślał tę decyzję. – Starałem się mówić spokojnym głosem, aby nie wzburzyć jego wściekłości. – Przez ostatnie miesiące nie zawiodła klanu w żaden sposób. Dzisiaj też udowadnia, że famiglii jest dla niej najważniejsza. – Wskazałem na siostrę, która kurczowo trzymała się za skraj sukienki, pod którą zapewne chowała kaburę.

– Kobieta nie jest od rządzenia! – wydarł się, machając bronią.

Nagle czas zwolnił, gdy wymierzył w Eldę. Wraz z siostrą w tym samym czasie wyciągnęliśmy broń, ale ktoś był szybszy. Huk rozniósł się w powietrzu, trafiając Capo Diego w ramię. Zdusił krzyk, przyciskając dłoń do krwawiącej rany.

Nastała głucha cisza, po której rozniósł się stukot szpilek uderzających o drewniany taras. Mój wzrok spoczął na szwagierce, która dalej nie opuściła broni. Mierzyła Capo chłodnym spojrzeniem, zbliżając się w jego stronę. Nasi żołnierze obezwładnili mężczyznę.

Miałem wrażenie, że każdy wstrzymał oddech, czekając, aż Capo Boston się odezwie. Zatrzymała się niecały metr od niego.

– Nie? – powiedziała spokojnie. – To, czemu kobieta cię postrzeliła? – zadrwiła, po czym omiotła wzrokiem zebranych, chowając broń. – Wraz z Donem jesteśmy w pełni świadomi, że zmiany niepokoją wielu z was – zaczęła dyplomatycznie. Głowę trzymała hardo uniesioną, a postawa kobiety była wyprostowana. – Nie podejmujemy ich, aby upodlić mężczyzn. Robimy to dla organizacji. Kobiety posiadając wiele cech, których wy mężczyźni nigdy nie będziecie posiadać i na odwrót. Chcemy stworzyć potęgę. Czy nie właśnie dlatego mój ród został połączony z rodem Squillacte? – Zebrani niechętnie mamrotali potwierdzenia, ale część pozostawała milcząca, wciąż nieprzekonana. – To, że efektów jeszcze nie widać, nie znaczy, że pokolenie naszych dzieci ich nie zobaczy. Wszystko wymaga czasu.

– I co? Może przyszłym Donem będzie kobieta? – zakpił jeden z generałów. Spojrzałem na niego srogo. Vittoria w przeciwieństwie do mnie, zachowywała spokój i neutralny wyraz twarzy.

– Przyszłym Donem będzie mój syn, czyli mężczyzna. Nie masz się, czym martwić. Możliwe, że nie dożyjesz, jeśli wciąż będziesz okazywał mi brak szacunku – zapewniła ze złośliwym uśmiechem. – Czy kiedykolwiek was zawiodłam? Spójrzcie na mnie jako Capo Boston, nie jako kobietę. Czy moje rozmowy z innymi organizacjami przyniosły wam straty? Czy źle reprezentuję famiglie? Czy moje rozporządzenia was krzywdzą, bądź wasze rodziny?

Nastała cisza, w której nikt nie miał odwagi się odezwać. Vittoria była dobrą matką i żoną, ale niosła swój obowiązek jak mężczyzna.

– Zaufaliście mi, więc zaufajcie jej. – Wskazała na Eldę, gdy nikt nie zaprzeczył. – Osobiście ją trenowałam i przygotowałam do tej roli.

Gdy nikt już nie zabrał głosu, Vittoria kazała wyprowadzić Diego i zamknąć go w lochach. Wciąż bawiła mnie ta nazwa. Najpierw używał jej Giovanni, ale szatynka chyba też ją polubiła.

Towarzystwo zaczęło bawić się od nowa, jakby wcale nikt nie miał zaraz stracić życie. Odwróciłem się w stronę córki, w której oczach czaiła się pustka. Spodziewałem się strachu bądź łez, ale nie pustki. Ukucnąłem przed nią, ujmując jej policzki. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, na co zakuło mnie w sercu. Nie chciałem, aby była tego świadkiem.

– Perełko...

– Jest w porządku – wtrąciła, pokrywając swoją drobną dłonią moją. Nie wierzyłem w ani jedno słowo. – Naprawdę – zapewniła, wymuszając uśmiech. Pokręciłem głową, chwytając ją za dłoń.

– Wrócimy do domu.

– Którego? – szepnęła, trzymając głowę spuszczoną.

– Tego tutaj – odparłem i kiwnąłem głową na Federico, dając mu znać, że się zbieramy.

Wiedziałem, że dzisiejsze wydarzenia nią wstrząsnęły i chciałem, aby odpoczęła. Nie chciałem, aby uczestniczyła w dzisiejszym  wydarzeniu, ale była moją córką, częścią władającej rodziny Cosa Nostra. To był jej obowiązek się pojawić. Musiała nauczyć się żyć w naszym społeczeństwie.

Nigdy nie zamierzałem zmuszać jej do czegoś, co nie było konieczne. Jednak pewne zasady obowiązywały i na ten moment nie mogłem jej przed nimi uchronić, ale może pewnego dnia...

Chciałem, aby była wolna.

"Take me back to the city that I call my city Where everybody knows my name Take me back to the people that I call my people"

Continue Reading

You'll Also Like

3.3K 187 32
Flora właśnie zaczęła wakacje, przed nią ostatnia klasa liceum. Imprezy, ogniska, późne wracanie do domu i motto " Raz się żyje" To jej plan na wakac...
309K 13.1K 39
Nawet zabójca potrafi kochać ❗️Uwaga❗️ Nie wolno romantyzować relacji głównych bohaterów. Trzeba pamiętać, że jest to fikcja literacka. Pojawia się t...
94.6K 3.6K 34
"Był nałogiem, którego nie potrafiłam się pozbyć" Siedemnastoletnia Aurelia Winslow wciąż próbuje pozbierać się po burzliwym związku. Tygodnie spędzo...
667K 30.6K 160
Jako dumna córka rodu Monique, Aristia została wychowana na następną cesarzową Imperium Castina. Jednak wraz z pojawieniem się tajemniczej nowej dzi...