My Broken Artist

By luvmilla

111K 6.7K 2.9K

DRUGA CZĘŚĆ DYLOGII SZTUKI. Zniszczony poeta to najpiękniejsza forma sztuki. Christian Bradford po skrzyżow... More

Prolog.
1. Jeden z wrześniowych poranków.
2. Obecna przeszłość.
3. Uczucie, które zamarzło.
5. Świętowanie bractwa.
6. Za mało wódki, za dużo emocji.
7. Igła w stogu siana.
8. Kawałek prawdziwego domu.
9. Koneserzy ciast.
10. Wszystkiego (nie) najlepszego.
11. Cukierek, albo Christian.
12. Odwiedziny wścibskiego dzieciaka.
13. Przemoczony mimo parasolki.
14. Więcej braci, więcej problemów.
15. Włamanie do własnego domu.
16. Serca stworzone ze szkła.
17. Qui n'avance pas, recule.
18. Złote sukienki.
19. Waszyngtońska ciekawość.
20. Gościnność przyjaciół.
21. Dom to pojęcie względne.
22. Promyk nadziei.
23. Roses blanches.
24. Świąteczny obiad.
25. Dziadek i babcia.
26. Dorosłe dzieci.
27. Wróżka wieczoru panieńskiego.
28. Skutki uboczne.
29. Ironia losu.
30. W tym wszechświecie.
Epilog.
Podziękowania.

4. Początek remontu.

3.9K 183 89
By luvmilla

Valentina's POV:

Nie wiedziałam, że wybieranie koloru ściany może być tak uciążliwe. Naprawdę. Nie byłam, nie jestem, i nigdy nie będę artystyczną duszą, więc mi to wisiało jaki odcień brązowego będziemy mieć na naszych czterech ścianach.

Ale April stojącej przede mną z próbkami brązu w odcieniu mleka z kawą, oraz orzechowego najwyraźniej nie było to obojętne. Od godziny chodziłyśmy po sklepie budowlanym w poszukiwaniu wszystkiego, co zamieni naszą klitkę w przyjemne miejsce do spania. Oparłam ramiona na jeżdżącym wózku, pchając go za energiczną blondynką.

– No i który? – zapytała niecierpliwie po dłuższej chwili, podczas jakiej myślałam o wszystkim tylko nie o właściwym wyborze barwy. Stała jak posąg, trzymając dwie próbki na twardym kartonie przed swoją twarzą. Skrzywiłam się, wyliczając w głowie który z nich wybiorę.

– Nie krzyw się.

– Nie krzywię się. – prychnęłam, opierając dłoń na biodrze. – Wybieram ten po prawej.

– Czyli złocisty orzechowy? – upewniła się, również wpatrując się na plakietkę.

– No. Chyba. – potwierdziłam, zaciskając usta w jedną, cienką linię gdy wyraz twarzy April nie zanosił nic dobrego.

– Mogłabyś przynajmniej udawać, że cię to interesuje. Czuję, że tylko ja z naszej dwójki staram się upiększyć ten pokój.

Z moich ust wymksnęło się ciche jęknięcie. April została wychowana w domu, w którym o uczuciach mówiło się na głos, i co najlepsze było się słuchanym. Rodzice wpajali jej, że wyrażanie swoich niezadowoleń jest dobre, od dziecka potrafiła wymówić swoje zdanie na głos. W domu rozmawiali o uczuciach, o smutkach i innych bzdetach. Dopóki nie wysłali jej do szkoły dla nieokiełznanych nastolatek, więc coś pomiędzy poszło nie tak. Ale jej ta nauka została w głowie, więc do tej pory pierdoli mi coś o swoich potrzebach i uczuciach. Na szczęście, robi to bardzo rzadko.

– No, mnie to osobiście tak bardzo nie kręci jak ciebie. – przyznałam, chcąc już się położyć do łóżka. Po całym tygodniu intensywnego studiowania i wykładów nie chciało mi się łazić po głupim sklepie z wszechobecną wonią drewna i metalu.

April ignorując moją uwagę, włożyła do wózka dwie duże puszki farby. Moje powieki powoli stawały się ciężkie, więc swobodnie opadały na moje oczy nie zostawiając mi innego wyjścia niż trzymanie ich w miejscu. Nawet nie zdążyłam się przebrać po zajęciach. Ciężkie, czarne martensy spowalniały moje kroki. Czarne, lecz prześwitujące rajstopy chyba na dobre zrosły się z moją skórą, co mogłam też powiedzieć o ciasnej spódniczce. Za to długa, skórzana kurtka i gruby, biały sweter pod nią otulały mnie jak ciepły koc. Gdybym tylko mogła oprzeć się na jeden ze ścian...

– Będziemy jutro malować. Nie mamy praktycznie zajęć. – odparła, sprawdzając coś na telefonie z dużą jasnością ekranu.

– Mhm. – mruknęłam z głową ponad chmurami, marząc o ciepłej kołdrze.

– Może pomogą nam koledzy June. Zadzwonię do nich wieczorem.

– Mhm.

– Albo nie, mogę napisać teraz. Nie wiem, czy mam numer do wszystkich. – westchnęła. – Mam Hudsona, do niego napiszę. No Sama też mam. Najwyżej napiszę do June żeby przekazała też to Ivanowi.

– Mhm.

– Do Christiana też napiszę. W szóstkę pójdzie nam o wiele szybciej.

– Mhm. – niezdolna do szybkiego wyłapania imienia, które w normalnych okolicznościach sprawiłoby że z prędkością światła bym się nie zgodziła, w tej sytuacji po prostu wymruczałam zgodę.

Dopiero gdy każda litera jego imienia brutalne wpłynęła pod moje powieki, odetchnęłam głęboko.

– Nie.

– Co nie? – April zmarszczyła brwi, a jej kciuki zawisły w powietrzu, tuż nad klawiaturą telefonu.

– Nie trzeba nam pomocy, to tylko cztery ściany – prychnęłam, jakby proszenie o pomoc czterech wysportowanych studentów nie było dobrym pomysłem. Było dobrym pomysłem tylko wtedy, gdy dwójka z nich nie miała na mnie wystawionego noża.

No dobra, Ivan nie miał. Ale i tak przebywanie z nim przy jednym stole, lub nawet w jednym pomieszczeniu wypełniało mnie uczuciem dyskomfortu, i jego pewnie też. Było niezręcznie. I nie dziwię się. Jednego dnia uważał mnie za przyjaciółkę, a drugiego byłam już w innym stanie USA.

I chociaż wiedziałam, że się nie gniewał bo byliśmy znajomymi na MovieStarPlanet, a ilość prezentów jaką mu wysłałam mogłaby pokryć szkody każdego błędu, to i tak spotkania na żywo były dla mnie jak oderwanie świeżego strupa.

– Chcesz latać z wałkiem pół dnia? –  zapytała sarkastycznie. Wiedziałam, że i tak do nich napiszę, nie ważne co powiem. Gorzej, gdy się odpalę. Wtedy uzna to za znak, by wypytywać czy któryś z chłopaków powoduje że mam taką reakcję, a nie inną. Jeśli April coś wyniucha, to musi go doprowadzić do samego końca i odkrycia prawdy. A ja nie czułam potrzeby użalania się nad swoim dawnym losem z dawną miłością.

Ugryzłam się w język, zmuszając się do uśmiechu.

– No nie. Możesz pisać.

Najwyżej wcześniej zapierdolę się młotkiem z działu narzędzi przez jaki właśnie przechodziłyśmy.

April zatopiła się w świat smsowania ze znajomymi, a ja postanowiłam odciągnąć myśli od nadchodzącego spotkania poprzez oglądanie śrubek i wkrętów.

Śrubki. Wkręty. Kolejne śrubki.

Przyjście Christiana do mojego akademiku.

Kurwa.

April wyjęła z kieszeni swoich obcisłych jeansów kartkę, a z niej wykreśliła podpunkt najprawdopodobniej będący farbą do ścian.

– Musimy jeszcze znaleźć pościel i prześcieradło. – oznajmiła, taksując wzrokiem skrawek papieru.

– A wiesz jakie mamy wymiary łóżek? – spytałam, choć istniał duży cień szansy że...

– Sto dwadzieścia na dwieście.

No właśnie. Istniał cień szansy, że przed naszymi zakupami zmierzyła oba łóżka.

Wchodząc do strefy pościeli nie spodziewałam się, że sklep budowlany może mieć taki wybór. Cała ściana pokryta była różnymi wzorami, kolorami, wymiarami różnych materiałów do jakich wrzucało się kołdrę. Blondynka wrzuciła do naszego wózka dwa śnieżnobiałe prześcieradła, natomiast ja w tym samym czasie zagubiłam się pomiędzy wyborem pościeli.

Gdy stawałam na palcach by dosięgnąć pożądanego materiału do naszej dwójki podszedł wysoki mężczyzna w czerwono żółtej koszulce, na jakiej zawieszoną miał plakietkę.

– W czymś paniom pomóc? – zapytał grzecznie. Samodzielnie zdjęłam pościel w czarne łapki, patrząc na niego z rozkojarzeniem.

– Nie, dziękujemy – odparła sympatycznie moja przyjaciółka.

Wysoki brunet wyrwał mnie z procesu myślowego na temat pościeli, więc powrót na właściwe tory zajęło mi wystarczająco dużo czasu, by odpowiedziała za mnie April, choć pytanie było widocznie skierowane do mnie.

Zamiast odejść, młody pracownik sklepu stał i taksował mnie wzrokiem od stóp do głów. Robił to w miarę dyskretnie, ale zielone oczy pędzące po moim ciele nie umknęły mojej uwadze.

– A może my mamy panu w czymś pomóc? – oparłam dłoń na biodrze, trzymając pod pachą niezbyt dojrzałą pościel w łapki. Nie pasowała do mojego wyrazu twarzy, który emanował wyższością.

Jego policzki zapłonęły żywym ogniem.

– Przepraszam, już paniom nie przeszkadzam. – odchrząknął, znikając z alejki jak burza.

Usłyszałam cichy śmiech za plecami.

– I co się śmiejesz? – zapytałam, odwracając głowę.

– Nic, nic. Widzę, że w Seattle wracasz do swojej formy. – zaśmiała się pod nosem.

– Przepraszam, o czym ty mówisz? – zmarszczyłam brwi, udając przejęcie.

– Forma do podrywania.

– A czy ja mam napisane na czole ,,Pieprz mnie"?

– Zawsze możesz mieć. – wzruszyła ramionami. – Patrząc na to, jak Hudson próbował zdobyć twój numer telefonu...

– Który to Hudson?

– No ten łysy.

– Ale łysy jest Ivan.

– Ten drugi, łysy blondyn, nie łysy brunet.

– Czyli on próbował zdobyć mój numer? – dźgnęłam się palcem w klatkę piersiową.

– Nie tylko. Instagrama, Facebooka...

– I czemu ty dopiero teraz mi to mówisz? – fuknęłam z wyrzutem. Blondynka popatrzyła na mnie z uniesioną brwią.

– Myślałam, że nie jesteś ślepa, i dasz mu się poderwać. Ma wszystkie kończyny, IQ chyba też trochę wyższe niż śmietnik, więc powinien być w miarę w porządku.

– Taa, nie szukam chłopaka, szczególnie w grupce June. – przeciągnęłam pierwsze słowo, wrzucając do wózka swój wybór pościeli. April jeszcze się zastanawiała między błękitną w kwiatki, a czarną w białe paski.

– Okaże się. – rzuciła, dokładając do naszych zakupów materiał w białe paski.

                                   —

Czułam na sobie wzrok kobiety, która trzyma w dłoni długą linijkę. W jej włosach wplątany jest ołówek, utrzymując kasztanową fryzurę w nienagannym stanie. Cała sala nastolatek w mundurkach obserwowała, i najpewniej obstawiała ile ciosów dostanę od surowej wychowawczyni. Jej czerwony garnitur opinał pomarszczone ciało. Stała nade mną jak kat, który tylko czekał na pomyłkę by odciąć mi łeb.

Moją pomyłką miało być smażone mięso na talerzu, podane razem z purée ziemniaczanym. Nie wiem, jak można zrobić je tłuste, ale tutaj ociekało masłem.

Nie wiedziałam, czy moje łzy spływające na jedzenie były spowodowane widoczną ilością tłuszczu, czy pulsującymi śladami prostokątów na moich plecach. Do tej pory czułam obecność trzech z nich.

– Jedz. – odezwała się surowym, wściekłym głosem jaki wywołał u mnie ciarki.

Nie odezwałam się. Słyszałam śmiechy, czułam na skórze wibracje dzwonka na lekcję, tylko że nikt nie wychodził. Rany na plecach zaczynały coraz bardziej promieniować piekącym bólem, dlatego zaciskając dłoń na widelcu zmrużyłam oczy. Zanim zdążyłam wziąć kęs tłustego jedzenia, moja twarz została przyciągnięta przez kościstą rękę. Moja broda uniosła się do góry, a oczy jedynie zajerestrowały lecący w moją stronę kawałek długiego metalu.

Obudziłam się z szybko bijącym sercem, z mokrym karkiem i spoconą twarzą. Nieświadomie i w szoku podniosłam się do pozycji siedzącej, powoli odzyskując umiejętność klarownego myślenia. Czułam, jak koszulka przykleja mi się do pleców. Oddychałam ciężko, nierównomiernie. Nasz pokój zalewało światło pełni księżyca, zastępując lampkę nocną April, która jeszcze się świeciła gdy kładłam się spać. Teraz blondynka spała odwrócona twarzą do ściany, i nie wykazywała żadnych oznak chrapania lub wiercenia się.

Przetarłam twarz, ściągając wszystkie mokre od potu włoski wystające z koka na tył mojej głowy. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że moje oczy były mokre. Rzęsy wilgotne, ale usta spierzchnięte od suchości. Drżącymi dłońmi sprawdziłam, czy na moich policzkach nie ma pulsującego odbicia linijki. Po dłuższym przebadaniu każdego skrawka skóry mogłam stwierdzić, że nic mi się nie stało.

To był tylko koszmar.

Chwyciłam za butelkę wody, pijąc z niej tyle ile się dało.

Kilkanaście godzin później siedziałam w tym samym miejscu, jednak zamiast wody piłam piwo ze szklanej butelki. Zdążyłam zapomnieć o koszmarze, i funkcjonować przez resztę dnia jakbym śniła o wróżkach i jednorożcach. Gdybym miała za każdym razem rozdrapywać każdy sen na bolące całodniowe rany, nie wygrzebałabym się z gruzu blizn.

April robiła czapki z gazety, jaką kupiła podczas powrotu do akademika. Jedną sztukę miała na głowie, a tuż pod nią koczek z jej blond włosów. Mi również podarowała jeden, ale założyłam go tylko na pokaz, nawet nie związując specjalnie włosów. Leniłam się na swoim łóżku okrytym pół przezroczystą folią chroniącą meble przed farbą. Sam przesunął wszystko na sam środek pomieszczenia by ściany pozostały gołe i bez niepotrzebnych przeszkadzajek. Teraz mieszał farbę w metalowej puszce, przeklinając punktualność swoich przyjaciół.

Jak na wezwanie drzwi pokoju rozprowadziły dźwięk pukania w drewno po pokoju, przez co spięłam się jak struna. Christian wczoraj potwierdził swoją obecność, wysyłając April kciuka w górę.

Albo mogło to znaczyć ,,To fajnie, że macie malowanie ale chuj mnie to grzeje". Proszę, oby tak było.

– Wchodźcie. – krzyknęła April, składając czwartą z rzędu czapkę wyglądającą jak łódka.

Drzwi z małym, lecz intensywnie głośnym skrzypnięciem wpuściły do środka zgraję pomocników, którzy najpewniej na swój priorytet stawali napicie się darmowego piwa, niż pomalowanie tych cholernych ścian.

Pierwszy wszedł Hudson, bacznie patrząc pod swoje nogi by nie wdepnąć w puszkę farby. Następnie Ivan rozglądnął się po pomieszczeniu, a następnie posłał mi lekki uśmiech. Odpowiedziałam tym samym, choć nie miałam siły nawet unieść kącika ust. Krótko ostrzyżony brunet zwrócił się do mojej przyjaciółki z maślanymi oczami.

– Hej April, co robisz? – zagadnął do siedzącej po turecku blondynki.

Zostawiając ślad czerwonej szminki na szyjce butelki pociągnęłam kolejny łyk piwa, obserwując jak do pokoju wchodzi złotowłosy student w workowatej koszulce i szarych dresach gotowych by ubrudzić się farbą w kolorze orzechowym. Spod długiego rękawa koszulki wystawał skrawek tatuażu, jakiego nigdy wcześniej nie widziałam. Jego włosy były roztrzepane, jakby dopiero wstał z drzemki, i tylko dzięki przypomnieniu jego przyjaciół zdążył się tu przywlec. Jego wzrok powędrował na moje łóżko, co wiązało się z utworzeniem kontaktu z moimi bezwstydnie gapiącymi się na niego oczami.

Brązowe tęczówki oderwały się ode mnie jakby zaliczyły spotkanie z rozgrzanym węglem. Gdybym go za to zwyzywała, byłabym zwykłą hipokrytką bo zrobiłam dokładnie to samo, tylko z sekundowym opóźnieniem. Poczułam jak zalewa mnie fala złości, która z prędkością światła wypełniła moje żyły. Jego widok jedynie przypominał mi upokorzenie, na jakie skazał mnie przedstawiając mi się w kawiarni. Spodziewałam się wszystko, tylko nie tego że zagra nieznajomego. Jeśli chciał wojny, mógł ją mieć. Pewnie miał żal o to, że wybrałam tą samą uczelnię na której on już studiuje drugi rok, więc gdyby miałaby by to być kogoś wina - byłaby moja.

Choć uczucia na samym dole mojej klatki piersiowej nie zdążyły w pełni zgasnąć, zastąpiło je żarzące się poczucie żalu.

– Każdy bierze po czapce, i po wałku. – rozkazała April, a jako pierwszy jej rozkaz wykonał Ivan. – Najlepiej będzie, gdy ustawimy się dwójkami przy każdej ścianie. Najwyżej czwartą pomalujemy w szóstkę.

– A June i Penny nie mogą ruszyć dupy, i pomalować tej czwartej ściany? – zasugerował Hudson, opierając się na długim wałku. Próbowałam znaleźć w nim oznaki zainteresowania moją osobą, tak jak mówiła April. Ale nie mogłam znaleźć nic, oprócz krótkich zerknięć które kończyły się na szybkim oderwaniu wzroku i przeniesieniu go na Christiana.

– Penny ma dodatkowe zajęcia z podstaw rysunków. – odezwał się Christian.

– A June pojechała do swojej siostry – wytłumaczył Sam, schylając się po swój papierowy kapelusz.

Hudson westchnął ciężko. Ivan szybko przeszedł na stronę April, która już zaczęła śmigać wałkiem po całej długości ściany. Zaczął coś do niej mówić, ale ona zagoniła go do zamoczenia wałka w farbie i zaczęcia pracy. Niestety przez chwilę zajęta intrygującym zainteresowaniem Ivana moją przyjaciółką nie zdążyłam stworzyć pary ani z Hudsonem, ani z bliższym mi już Samem. We dwójkę zaczęli nakładać farbę tuż przy ścianie April i Ivana.

W takim razie mi zostało uderzać głową w swoją ścianę, aż nie zostanie ze mnie marna miazga.

Zamiast użalać się nad swoim pechem, zabrałam się do roboty by mieć do za sobą. Nabrałam definitywnie za dużą ilość farby, ponieważ parę kropel zdążyło już ozdobić moją trzy rozmiary za dużą, czarną koszulkę. Christian bez słowa zaczął malować od drugiej strony.
Ktoś podłączył głośnik do swojego telefonu, i puścił muzykę na takim poziomie głośności, aby sąsiedzi naszego pokoju nie stukali w ściany. Mimo tego kontrolowałam jak głośno grała piosenka, bo nie chciałam w pierwszym tygodniu studiów narobić sobie wrogów wokół siebie tylko dlatego, że ktoś chciał sobie posłuchać muzyki. A tym kimś najprawdopodobniej był Ivan, bo przez jego dobór kawałków czułam się jak na największej imprezie dekady.

Nikt się nie odzywał, jedynie słyszałam krótkie rozmówki pozostałych dwóch par trwającej nie więcej niż minutę. Brzmiały naturalnie, nie były sztucznie wymuszone. Oni gawędzili, a ja walczyłam z wewnętrznymi demonami by nie nakręcać się na większą furię pałającą do chłopaka, który razem ze swoim wałkiem zbliżał się w moją stronę. Próbowałam dużo sposób, szczególnie ten zmuszający mnie do liczenia w myślach. Doliczyłam się dziesięciu, a potem przypomniał mi się moment, w którym zbył mnie oceniającym i chłodnym wzrokiem. Więc liczenie było chujowe. Urywki rozmów dalej dochodziły do moich uszu, przez co zawieszałam na nich moją uwagę. A przynajmniej resztki uwagi, które nie są skupione na równym pomalowaniu ściany.

Szczerze mówiąc, jak na pierwszy raz wykonywania takiej czynności szło mi wyśmienicie. Tak przynajmniej uważałam. Rozglądnęłam się po ścianach innych. Były pomalowane w tej sam sposób, więc chyba moje marne artystyczne umiejętności nie odstawały od reszty. Pokój był stosunkowo mały, więc żywiłam nadzieją że za około godzinę czwórka studentów zwieje z naszego pokoju, bym mogła go wywietrzyć i iść na miasto zwiedzać największe biblioteki. I szukać cholernej pracy.

– Na szczęście kupiłyśmy dobrze kryjącą farbę, nie będziemy musieli kłaść drugiej warstwy. – odparła April, poprawiając swoją papierową czapkę. Z takim tonem głosu i pewną siebie postawą wyglądała na kierownika budowy, lub remontu.

– Ta wyschnie pewnie w pięć godzin. – dodał Hudson nieświadomy tego, że na plecach odbitą ma rękę Ivana, jaki wcześniej pod pretekstem pytania dotknął jego koszulki.

– Więc zacznij napierdalać wałkiem, księżniczko. – wciął się Ivan. – Bo jak na razie jesteś na szarym końcu.

– Robisz z tego konkurs? – prychnął sarkastycznie. Ivan uniósł brew, po czym Hudson również to zrobił. I wtedy zaczęli tak szybko wałkować po ścianie, że Sam oraz April musieli się odsunąć by nie dostać długimi, drewnianymi patykami.

W tym samym momencie, gdy ja z Christianem zakończyliśmy swoją część malowania, za moimi plecami rozległ się dziewczęcy, wysoki pisk. Obróciłam się w połowie, głowa natychmiast skierowała się do źródła pisku, jakim była przerażona April.

– Ja pierdolę, ale wielki pająk! – tyle zdążyłam usłyszeć z jej ust, zanim moja twarz nie zderzyła się z nasączonym w farbie wałkiem Christiana. On też stwierdził, że sprawdzi o co chodziło mojej przyjaciółce, ale zapomniał że w dłoni trzymał długie narzędzie do malowania.

Skrzywiłam się, gdy wbrew mojej woli farba szybko pokrywała policzki, usta, nos i całe powieki. Zapach nieprzyjemnie zimnej mazi wrył się w moje nozdrza, powodując że poczułam chwilowy ból w skroniach. Nie mogłam otworzyć powiek okrytych orzechowym odcieniem brązu, ale obok siebie usłyszałam świszczące nabieranie powietrza do płuc, a potem sarkastyczne prychnięcie cichym śmiechem.

O mój boże.

Krew zalała moje uszy, zamiast płynąć w żyłach jakie teraz zapełniały się furią. Oszczędziłam sobie pisku, tylko w milczeniu, które swoją drogą chyba było bardziej przerażające dla czekając na rozwój sytuacji znajomych starałam się zdrapać z okolicy powiek jak najwięcej farby, by móc odzyskać wzrok. Chwyciłam za skrawek koszulki i przetarłam nią oczy, mając z tyłu głowy że czworo chłopaków widzi mój koronkowy stanik. Wolałam to, niż żeby chemiczna breja dostała się do moich gałek ocznych.

W między czasie próbowałam uspokoić galopujące myśli proponujące wbić mu wałek w dupę.

Uspokój się Valentina. To było przypadkowo. Nie oddawaj mu, bo będziesz tego żałować. Nie pokazuj, że szybko dasz się sprowokować. Co za kutas. Nie dość, że uważa się za ofiarę sytuacji sprzed trzech lat, to jeszcze będzie mnie, kurwa, jeszcze maział farbą.

Jebać to. Jeśli chciał kolejnej wojny, to ją będzie miał.

Na wpół ślepo oddałam mu pięknym za nadobne, modląc się byk trafiła przynajmniej w tą zdradliwą, przystojną mordę. Może gdzieś z tyłu głowy marzyłam, że kilkukrotny atak wałkiem pozbawi go choć trochę uroku, jakim na co dzień emanował. Nie odpowiedział na mój kontratak, tylko unosząc kącik ust starł trochę farby. Przeszły mnie ciarki po całym kręgosłupie, bo zdałam sobie sprawę że dałam upust swoim nerwom choć pierwszego dnia tutaj obiecywałam przed lustrem, że nie dam po sobie poznać jak bardzo boli mnie obecność Christiana, który zapewne uważał się za poszkodowanego.

Chciałam mu dosadnie przypomnieć, kto pierwszy nie odebrał telefonu.

– Nieźle. – skwitował Hudson. Ja mu, kurwa, dam nieźle.

– Pójdę się umyć. – powiedziałam łagodnie, z udawaną nonszalancją.

W naszym akademiku piętra dzieliły się na te z osobnymi łazienkami w każdym pokoju, i na te z jedną dużą łazienką dzieloną przez kilka pokoi. I na takie właśnie piętro trafiliśmy z April, dlatego idąc jak ślepa idiotka macałam ścianę by wyczuć wejście do łazienki.

Z przymrużonymi oczami znalazłam jeden z pięciu kranów. Farba była wszędzie. Na moich włosach, na rzęsach, ustach. Czułam się jak klaun, dlatego nie przerażało mnie już użycie mydła w pompce dostępnego dla każdej studentki mieszkającej na tym piętrze. Nałożyłam na dłonie chorą ilość, po czym zaczęłam trzeć całą twarz, włącznie z włosami.

– Moim zdaniem mycie włosów mydłem do rąk jest dla nich najzdrowsze. – usłyszałam niski głos dochodzący z progu łazienki. Słysząc jego głos, i to jeszcze skierowany prosto w moją stronę, poczułam jak żołądek boleśnie przewraca mi się w brzuchu, a ręce niesprawiedliwie zaczynają mięknąć. Zdradliwe ciało nie miało szans z upartym charakterem, który dalej uważał że nienawidzi Christiana Bradforda za to, co zrobił.

Przejechałam językiem po zębach, nie mogąc otworzyć oczu z powodu dużej ilości piany na skórze.

– Moim zdaniem to łazienka dla dziewczyn, więc łaskawie możesz stąd spierdalać. – odgryzłam się, szorując twarz. – Męska jest obok.

– W męskiej ktoś jest naprawdę zajęty, i nie chciałbym im przeszkadzać. – Christian odparł spokojnie. Jego perfumy stawały się coraz bardziej intensywne dla mojego nosa, więc pewnie zajął kran obok mnie.

Po chwili zrozumiałam, o jakie zajęcie mu chodziło. Na mojej twarzy zagościł grymas, a na policzkach czerwony rumieniec.

Usłyszałam szum lejącej się wody. Też włączyłam kran przy swoim odpływie. Zimny strumień zdołał ochłodzić moją rozgrzaną od emocji skórę.

– Nie zrobiłem tego specjalnie. – wytłumaczył się.

– Wiem. Ale ja tak. – dodałam pomiędzy seriami agresywnego pocierania twarzy.

Nie czując pod opuszkami palców żadnej brązowej mazi pokrywającej moją skórę, rękami próbowałam zmacać trzymak na papier toaletowy, jaki pełnił tu funkcję ręcznika. Jest jeszcze różowy ręczniczek powieszony na drzwiach, ale co to w nim było raczej chciałabym by zostało daleko od moich rąk.

Nagle moja dłoń zetknęła się z przyjemnym, miękkim materiałem. Chwyciłam go, podejrzewając że to prawdziwy ręcznik. Musnęłam swoją wilgotną dłonią jeszcze bardziej mokrą dłoń Christiana. Musiał podawać mi ręcznik, ale czy to był...

– Zdjąłeś go z drzwi? – zapytałam przerażona, chcąc uratować przed nim przynajmniej moją twarz, bo ręce już go doszczętnie zmacały, nabawiając się różnych zarazków.

– Nie. Przyniosłem go z waszego pokoju.

– Dzięki. – odparłam, i pewnym ruchem wtuliłam sobie go w twarz. Zapach wiśni skojarzył mi się z moim żelem pod prysznic, więc prawdopodobnie był to mój własny ręcznik.

Chciałam jak najszybciej wyjść. By nie przebywać za długo w jego obecności, by najciemniejsze zakamarki mojego umysłu nie przypominały sobie o dawnych czasach. Bym nie palnęła nic głupiego. Bym nie powiedziała, że tęsknię.

Krocząc po łazienkowych płytkach w swoich gumowych klapkach w brązowe kropki, odetchnęłam z ulgą bo kierowałam się w stronę wyjścia.

– Czekaj. – usłyszałam za plecami, przez co cała stężałam.

Odwróciłam się w jego stronę, ale on już był zbyt blisko mnie bym zrobiła kolejny krok. Na chwilę przestałam oddychać.
Christian jednym pociągnięciem zdjął ręcznik z mojego ramienia, i bez większego owijania w bawełnę wziął mój podbródek i podniósł do góry. Zmarszczyłam brwi, darząc go oceniającym, nienawistnym spojrzeniem, ale on skupił swoją uwagę na miejscu obok mojej brwi.

Gdyby tylko wiedział, że tym wzrokiem chciałam ukryć jak bardzo jestem osłabiona pod ciepłem jego dłoni.

Ostrożnie przejechał ręcznikiem po moim łuku brwiowym, nie wypowiadając ani słowa. Starałam się odwrócić od niego wzrok...

... ale po prostu nie miałam tyle siły.

– Ominęłaś brwi. Teraz jesteś czysta. – odpowiedział z chrypką. Pewnie wrześniowa pogoda zagrała mu na nerwach, i przewiała gardło.

– Dzięki. – odchrząknęłam, powtarzając się, a na moich policzkach zawitał żałosny rumieniec.

Zażenowanie tym, jak długo moje serce biło przyśpieszonym i nierównym tempem nie dało mi zasnąć dzisiejszej nocy.


Hej!
Wracam do żywych! Więc rozdziały mogą pojawiać się trochę częściej, na tą chwilę myślę że co tydzień w niedzielę wieczór by umilić poniedziałkowy powrót do rzeczywistości.
Dzisiaj dodam tweeta, albo już dodałam,  z zapytaniem co chcielibyście przeczytać w MBA. Jestem otwarta na wszystkie propozycje, i bardzo ciekawa tego co chcecie zobaczyć.

Do następnego rozdziału!

Continue Reading

You'll Also Like

98.5K 3.1K 34
Przez całe życie żyłaś jak zupełnie normalna dziewczyna... Wiedziałaś, że ojciec zajmuje się szemranymi interesami, a twój brat - Bruno ma pójść w je...
1.3M 87.3K 52
- THE UNEXPECTED SERIES : BOOK I - Devastated by the sudden confession from her boyfriend, Park Edlyn decided to go to the rooftop to clear her mind...
102K 5K 13
2 część dylogii „Lost" ~16.10.2023~
191M 4.5M 100
[COMPLETE][EDITING] Ace Hernandez, the Mafia King, known as the Devil. Sofia Diaz, known as an angel. The two are arranged to be married, forced by...