Listy donikąd

De Meleody0903

766 102 125

Calliope od śmierci swojej najlepszej przyjaciółki radzi sobie z problemami pisząc listy, które nigdy nie dot... Mais

Prolog
1. Do Jane
2. Do Brysona
3. Do Brysona
4. Do Mamy
5. Do nikogo
6. Do Brysona
7. Do Kai'a
8. Do Kai'a
9. Do Nilesa i Brysona
10. Do nikogo
11. Do nikogo
12. Do Mamy
13. Do Kai'a
14. Do Ezry
15. Do świata
16. Do dyrektora
17. Do Kai'a
18. Do ojca
19. Do ojca
20. Do Kai'a i Ezry
21. Do Jane
22. Do rodziny
24. Do Ezry
25. Do Mandeville'ów
26. Do Ezry
27. Do Hezekiaha
28. Do Calliope
29. Do Kai'a
30. Do Brooke

23. Do Jasemine

23 4 0
De Meleody0903

— Jest dziwnie. — powiedziałam, kiedy Mallory zapytała mnie o samopoczucie w drodze do szkoły.

Niby wszystko grało, ale pozostawał niesmak. Chociaż ja w porównaniu do Hezekiaha nie okazywałam tego tak ostentacyjnie.

— I chyba sytuacja mnie przerasta.

— Callie, daj sobie czas. Opłakiwałaś przyjaciółkę. Masz teraz prawo opłakiwać siostrę — uśmiechnęła się do mnie. — I... niestety muszę ci przypomnieć, że czeka cię rozmowa z Ezrą.

— Kurwa — parsknęłam.

Kompletnie zapomniałam o tej sprawie i po słowach Mallory doznałam wstrząsu. Był jeden problem – Ezra w swoim szerokim wachlarzu pozytywnych cech posiadał wysoką empatię. Obawiałam się, że nie będzie chciał o tym rozmawiać po tym, co się stało. Albo gorzej – że pomyśli, że musi przeczekać ten okres i stąd moja niechęć.

Jęknęłam długo.

— Musisz to zrobić tak, jakbyś odrywała plaster. Szybko i ból będzie znikomy.

— Wiem, ale teraz próbuję wykalkulować, czy pogadać z nim w szkole, czy w jego domu, kiedy pójdę przepraszać Jasemine za zniszczenie sukni. — zrobiłam smutną minę.

— Fakt, szkoda takiej pięknej kreacji — cmoknęła z dezaprobatą. — Ale jest w tym swego rodzaju romantyzm, nie? — dźgnęła mnie łokciem, uśmiechając się przebiegle.

— W zniszczeniu stroju, który ktoś szył miesiąc?

— Nie, idiotko. Uciekłaś z balu, w sukni, padał deszcz, pobiegłaś na cmentarz, przyjechał Malachi i... tu się kończy romantyzm.

— Chyba cierpię na amnezję — przyznałam skołowana. — Jego obecność również wyleciała mi z głowy.

— Jestem pewna, że otrzymał stosowne podziękowania, a teraz zapraszam w skromne progi liceum Fallen Grove. — rozłożyła ręce.

Zamknęłam na chwilę oczy, żeby spędzić z powiek wszelkie złe obrazy, które się malowały. Głównym z nich był niestety Ezra Mandeville.

O wilku mowa...

— Cześć, Mal. Callie — skinął głową w naszą stronę. Żałowałam, że to nie Leyton z deską i bananem na twarzy. Albo chociaż Callum z nosem w telefonie.

— To ja was zostawię... — Mallory taktycznie się ulotniła i miałam ochotę ją za to zamordować.

— Wszystko w porządku?

— Nie, ale nie chcę, żeby ludzie traktowali mnie ze specjalną troską.

— Okay — zastanowił się chwilę. — W takim razie co powiesz na spacer po szkole? Zauważyłem, że wieczorami często wychodzisz sama, więc...?

— CALLIE! — ktoś rzucił się na mnie z łapami, na co Ezra dosyć wymownie wywrócił oczami, ale jego uśmiech szybko powrócił.

— Ałć, Leyton! Pajacu, puść mnie, ciągniesz mnie za włosy! — uwolniłam się z jego objęć.

— Słyszałem, co się stało. Tak mi przykro. Przecież wiesz, że możesz ze mną pogadać, a mój debilizm poprawi ci humor? — patrzył na mnie, mrugając częściej, niż normalnie. — Aj, przeszkodziłem w czymś? — przeniósł wzrok na brata.

— Skądże — odchrząknął. — Zgadamy się później?

— Ezra, i tak do was dzisiaj przyjdę, to porozmawiamy.

— Fajnie, do potem. — zasalutował i sobie poszedł, a ja odetchnęłam z ulgą.

— Dziękuję.

— Nie ma problemu. Wiem, jaki potrafi być męczący, a randki to chyba ostatnie, o czym teraz myślisz.

Niekoniecznie tak było, ale cieszyłam się, że Leyton rozumiał mnie bez słów i uratował z tej niezręcznej sytuacji.





* * *




Bardzo stresowała mnie rozmowa z Jasemine. Trzęsła mi się piąstka, kiedy próbowałam zapukać do drzwi Mandeville'ów. Robiłam głęboki wdech i wydech, ale nic to nie dawało. W końcu zostałam zmuszona do konfrontacji, bo Jasemine chyba wyczuła moją obecność i sama otworzyła.

— Jasemine, bo ja... suknia, ja...naprawdę mi przykro, ona... — jąkałam się. Nie potrafiłam sklecić zdania, a ona widząc mnie w takim stanie, po prostu się pochyliła i mocno mnie objęła. Nie mam pojęcia dlaczego, ale po moich policzkach spłynęło wtedy wiele łez.

— Biedactwo... — mruknęła mi we włosy i pogłaskała po nich. — Chodź, zrobię ci czekoladę. — przełożyła dłoń na moje plecy i delikatnie wprowadziła do środka.

Czułam zapach cynamonu i słyszałam czyjeś krzyki oraz śmiech. Nie musiałam długo czekać na poznanie winowajców.

Leyton zbiegał właśnie ze schodów z puszką bitej śmietany w ręce, a za nim schodził zdenerwowany Kai. Wysmarowany na twarzy zawartością puszki.

— Chłopaki... — Jasemine pokręciła głową.

— To nie ja się zachowuję, jakbym miał pięć lat — warknął Malachi. — Cześć, Callie.

Skinęłam do niego głową, próbując się nie roześmiać i poszłam do kuchni. Leyton przymierzał się chyba do popełnienia na mnie tej samej słodkiej tortury, ale pokiwałam mu palcem.

— Tylko spróbuj. Mam doświadczenie w odwetach. — zagroziłam. Wycofał się, więc zostałam z ich mamą sam na sam.

— Nie przejmuj się suknią. Nie zniszczyłaś jej, tylko ubrudziłaś. Nie martw się, nie ty pierwsza. Suknia się właściwie już suszy, nic jej nie będzie — zaśmiała się, mieszając coś w garczku. — Nie musisz mi nic mówić. Wszystko wiem od twojej mamy. Nie bądź na nią zła, sama pytałam. Chłopcy bardzo się martwili.

— Nie jestem zła — uśmiechnęłam się słabo. — Ale bardzo mi przykro, że ubrudziłam suknię i mi głupio, włożyłaś w nią tyle pracy...

— Calliope, to tylko suknia. Przy tym, co się stało, nikt nie myślałby o tym, w jakim stanie jest jego strój. Ja osmoliłam swój welon i suknię ślubną tak bardzo, że prawie była czarna. — przelała zawartość garnka do kubka i podsunęła mi pod nos.

— Pożar na ślubie?

— Pamiętasz, jak ci powiedziałam, że przeżyłam coś podobnego, co ty? — skinęłam głową. — Mój pierwszy chłopak, a później narzeczony, tuż przed naszym ślubem... rzucił się na pomoc dzieciom w płonącym ośrodku. Kiedy się dowiedziałam, pobiegłam w to miejsce już przygotowana. Przedarłam się przez strażaków, policję i wbiegłam do tego budynku, ale jego nigdzie nie było. W końcu mnie wyprowadzono. Carl, bo tak miał na imię, udusił się i znaleźli go dopiero po godzinie. To miał być najpiękniejszy dzień w moim życiu, Callie. Był jednym z najgorszych. Nie, stój. Był najgorszy...

Byłam pełna podziwiu, że Jasemine mówiła o tym z taką swobodą. Ja sama nie zdołałam powstrzymać łez.

— Tak mi przykro... — powiedziałam szczerze.

— Jedyną osobą, która przy mnie wtedy była, był Olivier. Sama nie mam rodziców, a rodzice Carla wypięli się na mnie i zrzucili na mnie winę. Zresztą, nigdy mnie nie lubili. Olivier miał być jego świadkiem... zbliżyliśmy się do siebie, pomógł mi przepracować traumę, a później wyszło jak wyszło — wzruszyła ramionami. — Zostaliśmy małżeństwem, urodził się Ezra, a później postanowiliśmy zaadoptować resztę bandy, bo nie mogłam mieć więcej dzieci. Czasami myślę, że to zasługa Carla. Ja i Olivier.

— Mnie też tak się wydaje. Mam na myśli pojawienie się Mallory, że to Jane sprawka — wymieniłyśmy uśmiechy. — Nie potrafię sobie wyobrazić jak było ci ciężko.

— Tobie też było i jest nadal ciężko. Spadło na ciebie ogromne brzemię i nikogo nie było, rozumiem cię w stu procentach. Dlatego lepsza jest gorzka prawda, niż tajemnice. One tylko szkodzą. To nie twoja wina, to wina twoich rodziców.

Doskonale o tym wiedziałam. Właśnie dlatego chciałam porozmawiać z Ezrą.

Pogadałam z Jasemine jeszcze trochę o głupotach, jak i poważnych sprawach, a później zabrałam się do dalszych obowiązków.

Drzwi do pokoju Ezry były szeroko otwarte i nie zaskoczyła mnie kolorystyka, która tam panowała. Jasna zieleń pasowała do jego osobowości.

Ezra siedział przy biurko, ale usłyszał moje kroki i natychmiast się podniósł, żeby posłać mi jeden z tych swoich olśniewających uśmiechów. Tyle, że mnie nogi od niego się nie uginały.

— Ezra, zapytam prostu z mostu — przymknęłam oczy na chwilę. — Podobam ci się?

— Woah. Nie spodziewałem się, że ta rozmowa zacznie się od tak bezpośredniego pytania. — zaśmiał się.

— Poważnie pytam — założyłam ręce na krzyż. — Jakie masz intencje wobec mnie?

Ezra podszedł do mnie i zerknął w bok, a później zamknął drzwi, co mnie trochę zdziwiło.

— Przyjacielskie. Na ten moment.

— Na ten moment? Niech takie pozostaną, proszę. Nie chcę niczego komplikować, bo jesteś świetnym chłopakiem i tak samo świetnym kumplem...

— Kumplem, ałć — przygryzł wargę. — Dziękuję za szczerość. Rozumiem, że nie masz teraz nastroju na amory, ale może za jakiś czas zmienisz zdanie. — sięgnął dłonią do mojej twarzy i zasunął mi za ucho kosmyk włosów.

— Wątpię, Ezra — westchnęłam. — Bo widzisz, nie jesteś w moim typie. — dotknęłam go palcem w tors i odwróciłam się, żeby wyjść. — Widzimy się w szkole.

— Callie?

— Tak? — obejrzałam się na niego.

— Już kilka razy słyszałem, że nie jestem w czyimś typie — mrugnął do mnie i wrócił do swoich zajęć, a ja miałam ochotę wywrócić oczami.

Schodząc do wyjścia, minęłam się z Kai'em, ale nawet na mnie nie spojrzał.





Droga Jasemine,

Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jaki ból w sobie nosisz. Jestem Ci wdzięczna, że podzieliłaś się ze mną czymś tak okropnym. To sprawia, że czuję, że nie jestem tutaj sama.

Sama z tą tragedią.

Continue lendo

Você também vai gostar

Córka Mafii De OliwiaAutorka

Ficção Adolescente

43.1K 1.3K 21
Tom I trylogii Mafia Vivian Scott mając siedemnaście lat ucieka od rodziców, którzy zostali mafią. Po trzech latach dziewczyna jedzie na nielegalny w...
356K 18.7K 51
Eve uwielbia gry. Mogłaby grać i grać, wtedy jest szczęśliwa. Właśnie, tylko wtedy. Większość osób z jej otoczenia traktuje ją jak zabawkę, którą moż...
357K 10K 51
Lily wiedzie spokojne życie w Nowym Jorku, z dwójką przyjaciół u boku. Właśnie skończyła ostani rok liceum i za namową mamy, która twierdzi, że dziew...
85.1K 9.8K 14
,,- Wy, demony, potraficie jedynie niszczyć. - Mówimy to samo o was, ludziach". Ludzie nie istnieją. To tylko bzdury opowiadane synom c...