24. Do Ezry

20 4 3
                                    

Nie mogłam zasnąć, a noc zapowiadała się na długą i męczącą. Słowa Ezry i chłodne obejście się ze mną Kai'a nie dawały mi spokoju. Tak jak i natrętne myśli o Jane i tym, co zrobił tata, a co mama ukryła. Męczyło mnie także podejście Hezekiaha. Zupełnie jakby o wszystkim wiedział, ale kiedy go o to zapytałam, zaprzeczył. Powiedział mi, że po prostu postrzega ojca inaczej, niż ja i nieszczególnie był zaskoczony.

Nie zabolało go to, że Jane była naszą siostrą? Wydawało mi się to dziwne.

Przekręcałam się z boku na bok, aż w końcu wstałam z łóżka i usiadłam przy biurku, włączając lampkę. Wyrwałam kartkę z zeszyty i chwyciłam pióro.


Drogi Ezro,

Spędzasz mi sen z powiek, ale nie przez to, przez co byś chciał. Boję się, że źle mnie zrozumiałeś. Boję się, że jesteś chłopakiem, który nie odpuszcza, a ja nie mam na to siły. Nie chcę płakać przez ciebie, nie chcę wzbudzać w Tobie żadnych uczuć na tle romantycznym. Chcę, żebyś pozostał moim przyjacielem.



Złożyłam kartkę, kiedy atrament wyschnął i przeczesałam włosy palcami, a później zwróciłam uwagę na okno, ponieważ podjazd domu Mandeville'ów się podświetlił. Rozpoznałam zakapturzonego Kai'a po sylwetce. Wracał skądś, ale skąd? Była prawie trzecia w nocy.

Zmartwiona zmarszczyłam czoło i wzięłam telefon, ale kiedy tylko weszłam w konwersację z nim, coś mi podpowiadało, że nie powinnam pytać. Zamiast tego kliknęłam w ikonkę z jego zdjęciem i przyjrzałam mu się dokładnie.

Włosy miał rozwiane przez wiatr, na sobie czarną bluzę, ale nie patrzył w obiektyw. Chociaż głowę przechyloną miał w prawo, wzrok utkwiony gdzieś po lewej. Nie uśmiechał się, a prawą ręką sięgał swoich włosów. Po całej twarzy błąkały się nieregularne cienie. W tle było tylko zachmurzone niebo, zza którego wychylało się trochę słońce i rzucało na niego delikatne promienie. Jednak najbarwniejszym elementem tego zdjęcia były niebieskie tęczówki.

Gdybym nie znała tego spojrzenia osobiście, dałabym sobie rękę uciąć, że kolor oczu jest podciągnięty w jakimś programie graficznym.

— Na wszystkich bogów, Callie — zamknęłam oczy. — Czemu analizujesz jego profilowe tak dokładnie?

Nie zasnęłam tej nocy szybko.



* * *



Jednym z najgorszych uczuć, jakie poznał każdy uczeń, to dowiedzenie się, że twojego najlepszego przyjaciela nie będzie dzisiaj w szkole i jesteś zdany na siebie.

Znaczy, Mallory była w szkole, ale przez jej koło wolontariatu została wysłana do sąsiedniego miasta do schroniska. Czasami zastanawiałam się, czy do nich nie dołączyć. Nie musiałabym oglądać twarzy Avery, Brooke, Nilesa czy Brysona.

Rzeka pochłonęła mój list, a ja ziewnęłam długo. Do pierwszej lekcji pozostały prawie dwie godziny, więc przysiadłam na trawie i to był błąd.

— Callie.

Bryson usiadł obok mnie i wciągnął powietrze.

— Wiedziałem, że uda mi się cię tutaj spotkać.

— Czego chcesz?

— Po co ta agresja? — spojrzałam na niego. — Wszyscy wiedzą, co się stało na balu. Uciekłaś z niego przez Amandę Fisher. Łączy nas przeszłość, chciałem...

— Właśnie, przeszłość.

— ...sprawdzić, czy wszystko w porządku. — odchrząknął.

— Dzięki za troskę. Mam w swoim życiu osoby, które już mnie wspierają. Nie potrzebuję cię, możesz sobie już iść.

Listy donikądWhere stories live. Discover now