Ziemia nadziei

By Blekitny_Plomien

4.1K 856 9.1K

Wielowątkowa opowieść o losach ludzi, których ścieżki życiowe zbiegły się w pewnym odległym zakątku Ameryki P... More

ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI cz. 1
ROZDZIAŁ DRUGI cz. 2
ROZDZIAŁ DRUGI cz. 3
ROZDZIAŁ DRUGI cz. 4
ROZDZIAŁ DRUGI cz. 5
ROZDZIAŁ TRZECI cz. 1
ROZDZIAŁ TRZECI cz. 2
ROZDZIAŁ TRZECI cz. 3
ROZDZIAŁ TRZECI cz. 4
ROZDZIAŁ TRZECI cz. 5
ROZDZIAŁ TRZECI cz. 6
ROZDZIAŁ TRZECI cz. 7
ROZDZIAŁ TRZECI cz. 8
ROZDZIAŁ TRZECI cz. 9
ROZDZIAŁ CZWARTY cz. 1
ROZDZIAŁ CZWARTY cz. 2
ROZDZIAŁ CZWARTY cz. 3
ROZDZIAŁ CZWARTY cz. 4
ROZDZIAŁ CZWARTY cz. 5
ROZDZIAŁ CZWARTY cz. 6
ROZDZIAŁ CZWARTY cz. 7
ROZDZIAŁ CZWARTY cz. 8
ROZDZIAŁ PIĄTY cz. 1
ROZDZIAŁ PIĄTY cz. 2
ROZDZIAŁ PIĄTY cz. 3
ROZDZIAŁ PIĄTY cz. 4
ROZDZIAŁ PIĄTY cz. 5
ROZDZIAŁ PIĄTY cz. 6
ROZDZIAŁ PIĄTY cz. 7
ROZDZIAŁ PIĄTY cz. 8
ROZDZIAŁ PIĄTY cz. 9
ROZDZIAŁ PIĄTY cz. 11
ROZDZIAŁ PIĄTY cz. 12
ROZDZIAŁ PIĄTY cz. 13
ROZDZIAŁ SZÓSTY cz. 1
ROZDZIAŁ SZÓSTY cz. 2
ROZDZIAŁ SZÓSTY cz.3
ROZDZIAŁ SZÓSTY cz. 4
ROZDZIAŁ SZÓSTY cz. 5
ROZDZIAŁ SZÓSTY cz. 6
ROZDZIAŁ SZÓSTY cz. 7
ROZDZIAŁ SZÓSTY cz. 8
ROZDZIAŁ SZÓSTY cz. 9
ROZDZIAŁ SZÓSTY cz. 10
ROZDZIAŁ SZÓSTY cz. 11
ROZDZIAŁ SZÓSTY cz.12
ROZDZIAŁ SZÓSTY cz. 13
ROZDZIAŁ SIÓDMY cz. 1
ROZDZIAŁ SIÓDMY cz. 2
ROZDZIAŁ SIÓDMY cz. 3
ROZDZIAŁ SIÓDMY cz. 4
ROZDZIAŁ SIÓDMY cz. 5
ROZDZIAŁ SIÓDMY cz. 6
ROZDZIAŁ SIÓDMY cz. 7
ROZDZIAŁ SIÓDMY cz. 8
ROZDZIAŁ SIÓDMY cz. 9
ROZDZIAŁ SIÓDMY cz. 10
ROZDZIAŁ SIÓDMY cz. 11
ROZDZIAŁ SIÓDMY cz. 12

ROZDZIAŁ PIĄTY cz. 10

68 13 286
By Blekitny_Plomien

8

          Na pozór wszystko pozostało jak dawniej. Mines spotykała się z Rayem, choć od pamiętnego wydarzenia przy wybiegu dla koni tkwił w niej jakiś cierń, wspomnienie, od którego nie umiała się uwolnić. Chciała wierzyć w to, co powiedział Ray, że nie spotyka się już z Dinah, że to skończone. Tak chciała w to wierzyć! Jednak nie zdołała oprzeć się wrażeniu, że kiedy się nie widzą, on jest z tamtą dziewczyną.

     Wieczorami długo nie mogła zasnąć, a wtedy dopadały ją i dręczyły najgorsze myśli. Oczami wyobraźni widziała, jak Ray pod osłoną nocy wymyka się ze swojego poddasza, jak chyłkiem przemyka bocznymi uliczkami osady i biegnie do starego kamieniołomu za skarpą. A któregoś wieczoru Mines nie mogła już znieść tych myśli. Zerwała się z łóżka, pośpiesznie narzuciła na siebie ubranie i wybiegła z pokoju. Pognała w stronę domu chłopców i okrążyła go tak, że znalazła się na tyłach. Podniosła głowę i spojrzała w okno izby na poddaszu. Było uchylone, ale lampa się nie paliła.

     „Śpi? – przebiegło jej przez głowę. – Czy poszedł do niej...?"

     Poczuła falę gorąca uderzającą na policzki, nie wiadomo, czy spowodowaną emocjami, czy tym, że biegła przez całą drogę.

     „Co ja najlepszego robię? – pomyślała nagle, w panice. – Jeszcze mnie kto zobaczy... Tego by tylko brakowało, żeby Ray dowiedział się, że włóczę się po nocach pod jego oknem..."

     Pośpiesznie wróciła do domu. Ale od tamtej pory w pełni zdała sobie sprawę, że to, co łączy ją z Rayem, nie jest jedynie zwyczajną przyjaźnią zrodzoną kiedyś dawno temu, w dzieciństwie. Przyjaźnią, która przetrwała próbę czasu. Ray stał się kimś więcej niż przyjacielem. Coraz bardziej pragnęła jego bliskości. Zauważyła, że zwyczajne spotkania i rozmowy to zbyt mało. Chciała, żeby ten chłopak był jeszcze bliżej, żeby przestały istnieć dwie stopy odległości, żeby mogła stanąć naprzeciw i zarzucić mu ręce na szyję, tak jak Dinah...

     Mimo to jakaś niewidzialna, niepojęta siła nie pozwoliła zbliżyć się do niego i nakazywała zachować odwieczny dystans. Nie zdawała sobie sprawy, że ta siła płynie od samego Raya, z jego wnętrza i utrzymuje ją na miejscu, również i jemu nie pozwalając na bliskość, tak jakby stała się mocą potężniejszą od nich obojga.

     Mines bała się tego, co czuła. Bała się nazwać to, co działo się w jej wnętrzu. W dodatku nie miała nikogo, komu mogłaby się zwierzyć, z kim mogłaby porozmawiać o tym, co dręczyło ją nieprzerwanie każdego dnia.

     „Mam kolegów – pomyślała. – Całe mnóstwo dobrych kumpli, tyle że z żadnym z nich nie porozmawiam przecież o tym... W najlepszym razie żartowaliby sobie ze mnie. Moja siostra ciągle uważa mnie za dzieciaka, więc i jej nie powiem. I mamie też. Szczególnie że chodzi przecież o Raya. Chyba nawet wiem, co by powiedziała. O, tak! Myślę, że wiem doskonale, jak taka rozmowa by wyglądała. Mama poradziłaby, żebym zainteresowała się raczej jakimś porządnym chłopakiem, bo przecież niemało ich w osadzie, zamiast przejmować się tym odmieńcem. Bo mama nazywa Raya odmieniec. Matowi też się nie zwierzę, bo to nie temat dla niego. A przyjaciółki nie mam. Nie mam nawet żadnej koleżanki i prawie wcale nie znam tych dziewcząt z osady. One nigdy nie pasowały do mojego świata. Albo może raczej powinnam powiedzieć, że to ja do nich nie pasowałam. Zawsze byłam inna, bo sama przez całe lata walczyłam o tę inność. I mdliło mnie na samą myśl, że miałabym stać się taka jak reszta. Przecież nigdy nie spędzałam całych godzin w kuchni, żeby uczyć się, jak wypiekać smakowite ciasteczka z lukrem i nie ślęczałam nad misternymi, wymyślnymi haftami i koronkami. Za to wiem, jak osiodłać konia i trzymać kopyto, kiedy Sam podkuwa. Zatem nie pasuję do ich świata, bo zamiast zgłębiać arcyciekawe tajniki szydełkowania, wolę pojechać na skraj puszczy i postrzelać do szyszek. Jestem z innego świata, więc jakże miałabym pójść do którejkolwiek z tych dziewczyn, przerwać przymierzanie jakiejś koszmarnej sukienki z całą masą falbanek utrudniających poruszanie się, jak mogłabym oderwać którąkolwiek z nich od lustra i powiedzieć: chcę, żeby Ray zaczął mnie inaczej traktować.

     Jestem zdana na siebie. I na to, co zrobi Ray. Bo tylko on może cokolwiek zrobić. Ja nie mogę. Pozostaje jedynie czekać. Czekać i ciągle myśleć o tym, co czuję.

     Mój Boże, a co ja właściwie czuję? Co takiego, co nie daje mi spokoju i sprawia, że nie mogę usiedzieć w jednym miejscu, a nocą nie mogę spać? Tak, wiem, co to jest i muszę to sobie powiedzieć. Muszę. Głośno i wyraźnie powiedzieć to samej sobie. – Odetchnęła głęboko. – Kocham go – pomyślała. – Dobrze, miało być głośno i wyraźnie."

     – Kocham go – szepnęła ledwo dosłyszalnie. – Kocham go – dodała trochę głośniej, a potem pomyślała znów:

     „Powiedziałam to. Po raz pierwszy w życiu wypowiedziałam to słowo. Dziwne słowo, do którego nigdy nie miałam przekonania. Pastor Ashley na kazaniach często mówił o miłości. I nauczał, że zawsze jest czymś dobrym. Ale pewnie miał na myśli jakiś inny jej rodzaj. Pewnie tak, bo gdyby moja miłość do Raya była czymś dobrym, to teraz czułabym się szczęśliwa. Byłabym teraz z nim, tak prawdziwie i blisko. I nie chodziłby do Dinah... Ona ma długie włosy i nosi te beznadziejne, indiańskie sukienki. A ja? Pewnie ktoś taki nie może się podobać chłopakowi. W takim razie, po co spotyka się ze mną? Tak jakby mu zależało... No tak – odpowiedziała sobie – traktował mnie jak kumpla. Takiego amigo jak Charlie. Rozpalić razem ognisko, pogadać, pościgać się na koniach. To wszystko. Nic więcej go ze mną nie łączy. A mnie wydawało się... Wiem. Wiem doskonale, bo jestem na tyle dorosła, że niektórych rzeczy nie trzeba mi tłumaczyć. Ray żyje we własnym świecie, własnym życiem. A dla mnie w tym życiu nie ma miejsca. Zatem nie powinno mi zależeć. Wiem, że nie powinno. Tak, ale między nie powinno zależeć a nie zależy, jest różnica. Duża różnica. Boże mój, tak bym chciała, żeby nie było."

9

         Dinah nie dała za wygraną i Mines wkrótce miała się o tym przekonać. Jechała do zatoki na spotkanie z Rayem. Metyska czekała na szerokim trakcie prowadzącym z osady na plażę. Siedziała przyczajona w przydrożnych krzewach i choć nie ukryła się zbyt starannie, to Mines pochłonięta rozmyślaniami zauważyła ją dopiero w ostatniej chwili, kiedy Dinah zastąpiła jej drogę.

     „Ach, więc to tak! – pomyślała z nienawiścią. – Jeszcze nie masz dość, ty..."

     Dinah stała na drodze z podniesioną głową, wyzywającą miną i pogardliwym uśmieszkiem na twarzy. Kiedy wyciągnęła rękę zza pleców, Mines zauważyła, że dziewczyna trzyma duży myśliwski nóż.

     – Myślisz, że się ciebie boję? – odezwała się Mines. – Myślisz, że ja, Amerykanka z krwi i kości, ucieknę przed taką jak ty?

     Zeskoczyła z konia i odtroczyła od siodła nóż – dużo mniejszy niż ten, który trzymała Dinah. Już na pierwszy rzut oka wyglądał na dużo gorszy.

     – Tego chcesz? – spytała znów Mines zniżonym głosem. – Chcesz bić się o Raya? A on i tak wybierze mnie! – dodała z nieoczekiwaną pewnością siebie w głosie, która zdziwiła nawet ją samą.

     Dinah doskoczyła do niej i zamierzyła się, ale Mines zdołała uchylić się przed ciosem. Wtedy zrozumiała, że Dinah nie żartuje. Nie zdążyła pomyśleć nic więcej, bo Metyska zaatakowała znowu. Tym razem skutecznie. Ostry ból przeszył lewą rękę, powyżej łokcia. Zaskoczona, spojrzała na swoje ramię. Koszula była rozcięta, a w materiał wsiąkała krew. I wtedy nadjechał Ray. Z daleka zobaczył całą scenę i popędził konia do ostrego galopu. Zatrzymał się gwałtownie i błyskawicznie zeskoczył z konia.

     – Zostaw ją! – wrzasnął i rzucił się w stronę Dinah.

     Brutalnie odepchnął ją od Mines i uderzył w twarz.

     – Wynoś się! – wysyczał w jej kierunku. – Wynoś się, zanim skręcę ci kark!

     Dinah postąpiła parę kroków do tyłu. Już się nie uśmiechała. Wielki nóż trzymała teraz w opuszczonej ręce.

     – No, na co czekasz?! – krzyknął znów Ray. – Powiedziałem: wynoś się!

     Stała jeszcze przez chwilę, a potem obrzuciła Mines złowrogim spojrzeniem, odwróciła się i odeszła pośpiesznie, kołysząc pełnymi biodrami wyraźnie zarysowanymi pod długą sukienką.

     – Miała lepszy nóż – powiedziała Mines nieśmiało. – To dlatego zdołała...

     – Tak, wiem. Pokaż, co ci zrobiła? Podwiń rękaw.

     Na widok skaleczenia, twarz Raya przybrała dziwny wyraz, którego Mines nie widziała nigdy wcześniej. Na chwilę zacisnął zęby.

     – Na szczęście to tylko draśnięcie – powiedział, a w głosie usłyszała jakieś ciepło, troskę, może nawet czułość. – Bardzo boli?

     – Nie – odezwała się, patrząc mu uważnie w twarz. – Teraz już nie.

     – To dobrze. Chodź, musimy to opatrzyć.

     Wsiedli na konie i pojechali do osady.

     – Przyrzekam ci, że już nigdy cię nie dotknie – powiedział Ray.

     – Wygrałabym, gdybym miała lepszy nóż. Powiedz, Ray, że wierzysz, że wygrałabym, gdybym miała lepszy nóż.

     – Wierzę, pewnie, że wierzę – zapewnił. – Ale wiesz co? Ja mam dobry nóż. O ten, z sześciocalowym ostrzem i rzeźbioną rękojeścią.

     – Aha! – przyznała na widok noża myśliwskiego, który przed trzynastoma laty Ray dostał od siostry pastora.

     – Dostałem go kiedyś w prezencie gwiazdkowym. Chciałbym, żebyś wzięła. Mnie nie będzie potrzebny. Używałem noża tylko do patroszenia ryb. A tutaj jeszcze nic nie złowiłem.

     – Chcesz mi go dać? – upewniła się Mines. – Naprawdę?

     – Tak.

     – Dziękuję ci, Ray. Bardzo ci dziękuję. Zawsze będę pamiętać, że to od ciebie. A wiesz – ożywiła się nagle. – Dam ci w zamian swój. Może nie jest najlepszy, ale jeśli trafisz kiedyś na jakąś rybę, którą trzeba wypatroszyć, to będzie w sam raz.

     Nie mógł się nie uśmiechnąć. Wziął od Mines nóż i przypiął do siodła. Ale jeszcze nie wiedział, że stanie się najważniejszym przedmiotem w życiu, czymś w rodzaju relikwii. Wiele razy miał potem wspominać chwile spędzone z Mines, trzymając w dłoni ten symbol starych, dobrych czasów.

     To wydarzenie stało się brzemienne w skutki i miało zaważyć na całym życiu Raya i Mines. Bo właśnie wtedy do chłopaka z całą wyrazistością dotarło, kim jest dla niego ta dziewczyna. Już nie mógł oszukiwać samego siebie, nie mógł wyprzeć się tego, co odczuwał, a co nie dało się porównać z niczym innym. Miał wrażenie, jakby całe jego ciało przeszywał jakiś płomień, dziwny mdławo-słodki ogień, coś podobne w swym szale do pędu wściekłego brytana. Ale dużo groźniejsze. Doświadczał dziwnego, nieznanego dotąd drżenia, wewnętrznego drżenia, przeszywającego na wskroś. Ciągle jeszcze chciał od tego uciec. Ale nie mógł, nie umiał. Próbował ukryć się przed tą prawdą, która w końcu dopadła go i chwyciła w swoje szpony, ale nie zdołał. Pragnął wszystko zostawić, porzucić, ale coś zmuszało do pozostania, do chęci i pragnienia dalszego ciągu.

     Nie mógł poradzić sobie z plątaniną myśli, słów i obrazów. Szukał jakiegoś punktu zaczepienia, czegoś, co pozwoliłoby nie zagubić się w chaosie. Obawiał się tego, co mogło go teraz spotkać; rozczarowań, które mogły przyjść szybciej niż myśl o nich. A jednocześnie gdzieś tam z głębi, z bezdennej otchłani, przebijała się na powierzchnię nadzieja. Ta wszędobylska nadzieja, niezniszczalna, wciskająca się bezszelestnie w każdy zakamarek. Tak pragnął położyć się gdzieś, gdziekolwiek, i z konwulsyjnym drżeniem wnętrza, każdego mięśnia i każdego nerwu, przeżywać wszystko, co nastąpić powinno, a co może nie nastąpi nigdy.

     A przecież doskonale wiedział, że brutalna rzeczywistość nie zniknęła, że jest ciągle obecna w życiu ta twarda skała rzeczywistości, o którą z trzaskiem może rozbić się łódź marzeń na morzu uczuć. Plątały mu się po głowie jakieś strzępki nieokreślonych myśli, doświadczał radości przemieszanej ze smutkiem, ulgi i niepewności, ciekawości i obawy. Chciał zagłuszyć wszystko, a zwłaszcza miłość, która coraz wyraźniej dochodziła do głosu. Słyszał bijący mocno i głośno dzwon, tuż przy uchu i nawet nie zdawał sobie sprawy, że to bicie własnego serca. A z nieba codziennie lał się żar, choć zbliżał się dopiero początek wiosny.

     Przed zachodem słońca tego samego dnia, gdy Dinah zraniła Mines, pojechał do starego kamieniołomu za skarpą. Metyska posunęła się za daleko, a kiedy podniosła rękę na jego dziewczynę, wydała na siebie wyrok. Ray jechał bez pośpiechu, a na kamiennie spokojnej twarzy nie pojawiły się oznaki żadnych uczuć. Poruszał się jak automat kierowany przez jakąś potężną siłę, który doskonale wie, co robić i nie zastanawia się, ale idzie naprzód, z niezachwianą pewnością siebie.

     Zastał Dinah w jaskini. Na widok chłopaka uśmiechnęła się promieniście. Stała oparta o ścianę i patrzyła mu w oczy, mrużąc powieki. Podchodził powoli, tak jakby doskonale wiedział, że nie musi się spieszyć, że to, co nieuniknione musi nastąpić, więc pośpiech niczego nie zmieni. Dinah wyciągnęła rękę.

     – Powiedziałem, że skręcę ci kark, jeśli jeszcze raz wejdziesz mi w drogę – odezwał się cicho, zmienionym, jakby nie swoim głosem. – Powiedziałem, prawda? A ty ośmieliłaś się skrzywdzić ją. Jedyną osobę w moim życiu, którą...

     Podszedł bliżej i objął rękami jej szyję. Poczuł ciepło i pulsujące życie. Dinah ciągle się uśmiechała. W jej oczach widział odblask palącego się opodal ogniska. Zacisnął palce mocniej, a wtedy uśmiech zniknął z twarzy Dinah. Patrzyła zdziwiona, a potem – w miarę jak ręce na szyi zaciskały się coraz bardziej – dostrzegł rosnące przerażenie. Chwyciła go za przeguby rąk i próbowała się uwolnić, ale uścisk Raya pozostał mocny i pewny. Wyczuwał, jak z każdą chwilą dłonie Dinah szarpiące się z jego rękami słabną, żeby w końcu bezwładnie opaść na dół. Ciągle otwarte oczy dziewczyny stały się szkliste i niewidzące, a kiedy Ray wreszcie zwolnił uścisk, ciało osunęło się po ścianie wprost pod jego nogi. Przez chwilę przyglądał się martwej dziewczynie, ciągle z tym samym kamiennie spokojnym wyrazem twarzy. Potem schylił się i podniósł ciało Dinah. Z pewnym trudem przerzucił je sobie przez ramię i ugięty nieco pod ciężarem, dowlókł się do krawędzi starego kamieniołomu. Spojrzał w dół. Ocenił, że skalna ściana miała tutaj więcej niż pięćdziesiąt stóp wysokości. Zdyszany z wysiłku Ray zwalił ciało dziewczyny na ziemię i zepchnął z urwiska. Usłyszał, jak spada wraz z łoskotem toczących się na dół odłamków skalnych. Głuchy odgłos uderzenia o ziemię dobiegł daleko z dołu, a potem zapadła cisza.

     Stał bez ruchu. Patrzył gdzieś przed siebie, w zapadający zmrok.

     „Co ja zrobiłem? – pomyślał, ale nie znalazł w sobie poczucia winy, raczej ogromne zaskoczenie. – Dla niej, dla Mines i z jej powodu zabiłem tę dziewczynę. Nigdy bym w to nie uwierzył. To znaczy, że jestem zdolny zabić. Ale nie jestem w stanie okazać tego, co czuję. Dokąd mnie to wszystko zaprowadziło? Nad skraj tej przepaści, na której dnie leży teraz martwa Dinah. A ja nie czuję żadnych wyrzutów sumienia, tylko paniczny strach przed tym, co jeszcze zrobi ze mną Mines. Muszę to skończyć. Muszę! Tak dalej być nie może."

     Ale nie okazało się to tak łatwe, jak planował. Zwlekał tak długo, aż cała sytuacja doprowadziła do ostateczności, do takiego stanu, że całkiem przestał panować nad emocjami. Decyzja, która miała go uratować, stała się początkiem jeszcze trudniejszego etapu w życiu.


     Tymczasem wracał do osady z mocnym postanowieniem, że zakończy spotkania z Mines. W połowie drogi stwierdził, że zrobi to przy najbliższej nadarzającej się okazji, a nim dotarł do domu, wiedział, że znowu spotka się z Mines, że nie zdoła przestać się z nią widywać. A kiedy kładł się do łóżka, był już przekonany, że wszystko znów jest porządku – Dinah już nie zagrażała ani jemu, ani Mines.

Continue Reading

You'll Also Like

1.3K 206 12
~Tak naprawdę to była trudna decyzja, bo nie okłamujmy siebie, jestem samolubna~ ©utopionawsmutku
4.9K 356 26
To co w tytule ! Okładka nie jest moja i inne grafiki też nie ! NIE będzie tutaj scen 18+ chyba że wattpad postanowi że są. PS: krwi i innyh wnętrz...
684 160 16
Ogólnie dziwne słowa których Gabi nie rozumie
87.3K 5.9K 34
Każdego dnia walczysz z potworami, które zamieszkały w twojej wyobraźni. Jednak najgorsze jest to, kiedy uświadamiasz sobie, że tym potworem byłeś ty...