Bungou Stray Dogs II - Miłość...

Oleh LuciferMorny

13.9K 2.2K 1.9K

Yosano Akiko zaburzyła dzień absolutnie wszystkim, gdy nagle wyciągnęła Czterdziestego Trzeciego Szefa Portow... Lebih Banyak

P. I / CZARNY ALARM
P. II / CHUUYA, WRÓCIŁEŚ
P. III / PUSTE CZTERY ŚCIANY
P. IV / RODZINNE TRADYCJE
P. V / PUDEŁKO PO PIERŚCIONKU ZARĘCZYNOWYM
P. VI / POWRÓT DO MIESZKANIA
P. VII / YOSANO O PÓŁNOCY
P. VIII / O SZCZURZE KRADNĄCYM PROCHY
P. IX / GODZINA SZCZEROŚCI AKIKO
P. X / WEJŚCIÓWKA, KTÓREJ NIE POSIADA
P. XI / SALEM
P. XII / WIADRO RZECZYWISTOŚCI
P. XIII / SŁOWA DO UKOCHANEGO
P. XIV / KIEDY ŻYCIE ROBI KUKU
P. XV / DEGRADACJA KARALUCHA
P. XIV / SZCZUR ZAWSZE NA SWOJEJ ŁODZI
P. XVII / OPTYMIZM IZAKIEGO
P. XVIII / PIĘKNA, CHWILOWA BAŃKA
P. XIX / NIE BĘDĘ PRZEPRASZAĆ
P. XX / BOGOWIE, JAK SZEF TRAGICZNIE WYGLĄDA
P. XXI / ZŁE PYTANIA I LASKA Z MAFII
P. XXII / DWA LATA I ŚRODKOWY PALEC
P. XXIII / NIE WIEM JAK DUŻO MOGĘ JEJ POWIEDZIEĆ
P.XXIV / CHODZIŁO PRZECIEŻ O DAZAIA, KTÓRY NIE MÓGŁ
P. XXV / POŻYCZONA RODZINA
P. XXVI / OBOJE WIEMY, ŻE TO KŁAMSTWO
P. XXVII / OBAJ UFAMY, ŻE NAKAHARA WIE, CO ROBI
P. XXVIII / ATSUSHI, RĘKA I OKAZYWANIE UCZUĆ PUBLICZNIE
P. XXIX / TRZY NIESPODZIANKI
P. XXX / ROZMOWA PRZY NAGROBKU
P. XXXI / KOŃCZENIE ZDAŃ
P. XXXII / RELACJE, ROLE I ZAUFANIE
P. XXXIII / ZALETA STARSZYCH BRACI
P. XXXIV / SIŁA DO WALKI
P. XXXV / STRONA KONFLIKTU
P. XXXVI / PRZYZNANIE I ODEBRANIE DOSTĘPU
P. XXXVII / ZAKRWAWIONE CHUSTECZKI
P. XXXVIII / OPŁAKIWANIE DAZAIA
P. XXXIX / CHOLERNIE DOBRY POCZĄTEK
P. XL / JAK ZAPOMNIEĆ O PORTOWEJ MAFII
P. XLI / OKRUCIEŃSTWO I MIŁOSIERDZIE
P. XLII / WĄTPLIWOŚCI
P. XLIII / SPALIMY LEKI DAZAIA
P. XLIV / PRZEFARBOWANE WŁOSY
P. XLV / WBREW POZOROM MAMY CZAS
P. XLVI / WSZYSCY KIEDYŚ UMRZEMY
P. XLVII / BRAK WIARY OSAMU
P. XLVIII / PRZYPADKOWO ZABITY CYWIL
P. XLIX / MASZ KWADRANS
P. LI / PRZEPROSINY PO WŁOSKU
P. LII / ROSIE
P. LIII / ZALĄŻEK NOWEGO PLANU
P. LIV / GNIEW
P. LV / PRZYGOTOWANIA
P. LVI / KRWAWY LUSTRZANY WYMIAR
P LVII / POKÓJ OSAMU

P. L / KIELISZKI NIE DO PARY

140 25 29
Oleh LuciferMorny

Nakahara szczerze cieszył się z tego, że Cuppola składała się z naprawdę ogarniętych ludzi. Jasne, Dazai miał tendencję do planowania tak dokładnego, że praktycznie zahaczało to o przewidywanie przyszłości. I jasne, Nakahara zdawał sobie sprawę z tego, że w życiu nie osiągnąłby podobnego poziomu. Ludzie idący na misje, które on planował, nie mogli wyłączać mózgów na bazie tego, że zostało im powiedziane wszystko z góry ze szczegółami, łącznie z tym o której godzinie w i którą stronę przeleci pocisk, którego muszą uniknąć. Rany się zdarzały, jasne, że się zdarzały. Może wychodzili obici, z przecierkami i potrzebowali pomocy medycznej, ale jego ludzie za każdym razem wychodzili ze wszystkich akcji żywi i z tego powodu Nakahara zamierzał być z siebie dumnym.

Wszyscy dookoła niego mieli jednak rację w jednej kwestii - nie mogli pozwolić sobie na zmarnowanie jakiegokolwiek czasu. Co w połączeniu z tym, że Chuuya nie mógł znowu narzucić im szaleńczego maratonu podobnego do tego, który urządził im, gdy Akiko po raz pierwszy pokazała się na jego uczelni z największym przełomem ich żyć, było dość trudnym zadaniem. No i swoim brakiem roztropności i chęcią rzucenia wszystkiego byleby tylko odzyskać ukochanego też nie mógł zachwiać dobrobytu całej organizacji, nad którą obaj z Dazaiem tak ciężko pracowali. Tym bardziej Nakahara cieszył się, że jego ludzie posiadali przynajmniej trzy szare komórki. Bo nie musiał być Dazaiem. Bo wystarczyło, że powiedział im jaki jest cel, a oni sami znajdowali najbardziej efektywną ścieżkę żeby do niego dotrzeć. Mógł zaproponować swoje rozwiązania, a oni oczywiście by go posłuchali, jednak mógł też zwyczajnie im zaufać, że wiedzieli, co robili.

Dlatego też zamknął za sobą drzwi, rozejrzał się po wszystkich obecnych i przeszedł do tego, co miało być jego najkrótszym udziałem w jakimkolwiek zebraniu w całej jego kryminalnej przeszłości.

- Czas na zaaceptowanie nowej rzeczywistości powoli dobiega końca. Wszyscy widzieliście już Dazaia, wiecie na czym stoimy, nie będę niepotrzebnie przedłużał - oznajmił spokojnie Nakahara, a w pomieszczeniu zapadła absolutna cisza. - Pod koniec tygodnia pierwsza ekipa ma wylecieć do Niemiec. Chciałbym zacząć od grup najstarszych stażem. Mają większe szanse na lepsze przygotowanie terenu. Nie chcę widzieć tam nikogo, kto jest w Portówce krócej, niż trzy lata. Ta misja jest zbyt ważna i zbyt delikatna. I może wiązać się z ryzykiem śmierci. Zespoły mają zostać dzisiaj wybrane i listę poproszę najszybciej, jak się da. Wszystkie przestrzenie treningowe zostaną ustawione pod nich. 

Jeden dzień, choć lepiej może stwierdzić, że mniej niż połowa dnia, zwłaszcza ta późniejsza, jak w ich obecnej sytuacji, nie była dużą ilością czasu. Była jednak na granicy zdrowego rozsądku, o który Nakahara sam siebie w tamtym momencie nawet nie podejrzewał. Izaki i Kaguya stali minimalnie za nim, słuchając jego słów i obserwując najmniejsze zmiany w jego posturze, mimice czy energii, coby od razu mogli zareagować. Wiedza o tym, że Szef tak potężnej instytucji jest człowiekiem jest banalna. Świadomość tego, co wiąże się z byciem człowiekiem w tak niemożliwej sytuacji jest trudna. Zobaczenie na żywo tego, co z niegdysiejszego człowieka zrobiło zamienienie go w niezniszczalny i pozbawiony emocji koncept było brzemieniem niemożliwym do uniesienia.

- Chciałbym również żeby kolejne ekipy czekały w pogotowiu. Bazując na dokumentacji, którą posiadamy, będziemy odbijać się przez chwilę między Niemcami, Holandią a Włochami. Priorytet do zajmowania konkretnych przestrzeni będzie ustawiony adekwatnie do momentu rozpoczęcia misji - kontynuował Nakahara najszybciej, jak się tylko dało. I tak ich niańczył. I tak nie chciał pokazać im, że zamierza rzucić ich tam bez żadnego wkładu ze swojej strony. Tylko, że każda minuta, którą spędzał na zebraniu, była minutą, którą mógł poświecić na próbę odzyskiwania Dazaia.

Oczy wszystkich zwróciły się w stronę drzwi, gdy jeden z chłopaków, których Izaki kojarzył, że mieli dziś wartę w głównym lobby, zapukał do drzwi i wszedł na zebranie, którego zgodnie z jego rangą powinien być co najwyżej świadomy, a nie widzieć je na własne oczy.

- Szefie Nakahara, ktoś czeka na ciebie w głównym lobby - oznajmił szybko, a po lekkiej zadyszce Chuuya mógł zauważyć, że chłopak biegł do nich tak szybko, jak się dało.

Tylko, że rudzielec nie miał pojęcia, kto tak ważny mógł się jeszcze pojawić. Dazaia mieli już przecież pod kontrolą. gdyby Agatka postanowiła ich zabić albo sprawdzić to mieli na to specjalne protokoły, które nie marnowały czasu na to, że ktoś musiałby go odnaleźć żeby spytać, co mają robić dalej. Nakahara lubił bycie szefem, gdy wszystko szło po jego myśli. Ba, lubił nawet bycie szefem, gdy jego plany i nadzieje były wyrzucane w błoto. Wiedział, że potrzebował tej równowagi, że potrzebował ciągłych zderzeń z rzeczywistością żeby nie zapomnieć, że nie żyją w małej, różowej banieczce wsparcia i miłości. I że są przeciwnicy, z którymi nie mają najmniejszych szans. Nakahara nauczony był jednak konkretnego sposobu porozumiewania się w momenie zagrożenia. Gdy sytuacja była nagła, nie rzucało się ogólnikami, które nic dla nikogo nie znaczyły. W pierwszym zdaniu przekazywało się najważniejsze informacje i potem, gdy starczyło czasu - był moment na ewentualne emocje. Nakahara prawie się zaśmiał zdając sobie sprawę, jak bardzo dazaiowy był to sposób myślenia. 

- To chyba może poczekać, prawda? I zdecydowanie nie jest warte przerywania spotkania na takim szczeblu? - spytał mimo wszystko kulturalnie i z nieco rozbawioną nutą w tonie, która miała pod warstwą ciepła i żartu ukryć stal.

- Biorąc pod uwagę okoliczności i pewne historie, jestem prawie pewien, że nie może - odpowiedział chłopak, a Nakahara miał ochotę przewrócić oczami. Bo marnowali czas. Bo nie powinien wydobywać tej informacji z podwładnego. Nazwisko powinno paśćjako pierwsze.

- Kto czeka na dole? Chrystus we własnej osobie? Christie z przeprosinami? - spytał Chuuya, a ostrzeżenie w jego głosie stało się na tyle wyraźne, że nawet Izaki przestał patrzeć na nowoprzybyłego, a skupił się z powrotem na własnym przełożonym.

- Rosalie de Luca - odpowiedział posłaniec. I po tym, jak zmieniła się twarz Nakahary, gdy padło to konkretne nazwisko, Kaguya wiedziała, że wszystkie ich plany poszły się paść.

Nie musiała znać kontekstu sytuacji. Nie musiała dokładnie wiedzieć, co się stało. Ważnym było, że Chuuya próbował zachować kamienny wyraz twarzy i nie dać niczego po sobie poznać. I być może na ludzi, którzy nie znali go na wylot, to mogło zadziałać. I być może ona też już straciła prawo do nazywania się wystarczająco bliską znajomą rudzielca by z absolutną pewnością stwierdzić, że "znała go na wylot". Ale może dla Nakahary nie minęło aż tyle lat, ile minęło dla niej. Może wciąż, pomimo wszelkich okrutności świata, w granicach którego Chuuya istniał, chłopak wciąż potrafił z dumą nosić wszystkie swoje emocje niczym zbroję. Bo skoro on był z nich dumny, nawet jeśli nie pokazywał ich w pełni, ale prześwitywały one zza fasady spokoju, to nie dało się ich wykorzystać przeciwko niemu. To byłby naturalny tok myślenia. W takich relacjach Kaguya opuściła przecież Portówkę. Więc dlaczego za każdym razem, gdy Nakahara wchodził do pomieszczenia, wszyscy odwracali wzrok? Dlaczego atmosfera nagle gęstniała i wszyscy zdawali się siedzieć jak na szpilkach? Czy mogło ominąć ją aż tak dużo? Nie patrzyła w życie Nakahary. Nie chciała naruszać jego prywatności w tak inwazyjny sposób. Miała jednak wrażenie, że nagnie nieco własną moralność jeśli zapewni jej to odpowiedzi bez konieczności zadawania niektórych pytań.

- Zaraz tam zejdę. Dzięki za informację - rzucił w końcu Nakahara i wysilił się nawet na względnie spokojny ton. Naprawdę robił się miękki na starość, skoro rzucone nazwisko bliskiej mu osoby aż tak potrafiło wybić go z rytmu.

- Oczywiście Szefie - odpowiedział Portowy Kundel nim zniknął za drzwiami.

W pomieszczeniu zapanowała absolutna cisza i przez chwilę zdawało się, że nikt nie odważy się jej przerwać. Cuppola tak naprawdę nie wiedziała, jak mają funkcjonować przy Nakaharze. Wcześniej wydawało im się, że wiedzieli, gdzie znajdowała się jakakolwiek granica między tym, czego mogą od niego wymagać, a co już było nieludzkie. Jasne, przekraczali tę linię częściej, niż sami się jej trzymali. Nie zmieniało to jednak faktu, że potrafili ułożyć sobie pewne pionki na planszy w odpowiednich miejscach i funkcjonować w granicach pewnych schematów. Pojawienie się Dazaia, ostatnie zachowanie Nakahary i Izaki, który uznał, że im wszystkim przyda się mocne zderzenie z rzeczywistością wywróciło całą planszę do góry nogami, pionki spadły na podłogę i pogubiły się pod najbliższymi meblami, a stół został przewrócony. Dlatego bali się cokolwiek powiedzieć. Dlatego to Nakahara jak zwykle musiał przeskoczyć nad tym, że jego myśli spadły w spiralę najgorszych możliwych sytuacji, które zmusiłyby Rosalie de Lucę do odezwania się do niego. Bo w to, że kobieta przepracowała wszystko w swojej głowie było dla niego konceptem nie do ogarnięcia.

I może gdzieś z tyłu głowy miał, że powinien zająć się Dazaiem. Że ukochany powinien być jego priorytetem. Ale, niezależnie od tego jak okrutnie by to nie brzmiało, Izaki miał rację. Osoba przebywająca u nich obecnie w celi może miała potencjał na bycie jego ukochanym, ale zdecydowanie nim jeszcze nie była. A gdyby Dazai realnie kiedyś powrócił - zabiłby Chuuyę w sekundzie, w której dowiedziałby się, że rudzielec przełożył jego ponad jego ukochaną starszą siostrę. Cóż, najwidoczniej wszechświat uznał, że uśmiechnie się do Fyośki i da mu więcej czasu z Osamu, niż piętnaście minut, które tak lekką ręką zaoferował mu Nakahara.

- Wiecie, jakie macie zadania - oznajmił w końcu rudzielec. - Jakbyście nie wiedzieli - pytajcie Izakiego albo Ozaki, Harady czy Poughiego, W tej kolejności. Kontakt ze mną tylko w naprawdę krytycznych sytuacjach. Konferencyjna zostaje do waszego użytku. Jesteście wszyscy dość duzi i długo bawicie się w tej piaskownicy. Wiem, że dacie radę. Nie zawiedźcie mnie, dobrze?

Wszyscy skinęli powoli choć twierdząco głowami, a Nakahara praktycznie wybiegł z pomieszczenia. W ciągu zdawać by się mogło paru sekund znalazł się w głównym lobby, gdzie Rosalie de Luca siedziała wyprostowana na kanapie i czekała na niego. W pierwszej chwili go nie zauważyła, więc rudzielec mógł się jej nieco przyjrzeć i zebrać jakiekolwiek wstępne informacje o tym, w jak tragicznej sytuacji się znaleźli. Rose wydawała się zadziwiająco spokojna, choć na samych skrawkach jej gestów i ruchów widoczny był pewien niewielki stres. Nie czuła się w żaden sposób przytłoczona przez fakt bycia otoczoną przez mafiozów. Na jej twarzy, mimo ogromnego zmęczenia i dość wyraźnych worków pod oczami, wciąż widoczne było pewne ciepło, a jej niewielki uśmiech kojarzył się Nakaharze z definicją domu i bezpieczeństwa. Chuuya wiedział jednak, że kobiecie, która w danym momencie miała pełne prawo do nienawidzenia cię, racze nie wypadało mówić, że wygląda, jakby przydało jej się trochę więcej snu.

- Wiem, że pewnie jesteś zajęty, ale zastanawiałam się, czy możemy porozmawiać? - spytała Rose chwilę po tym, jak wybitnie niezręcznie pomachali do siebie z odległości ponad metra.

- Nie robiłem nic ważnego, spokojnie - odpowiedział Nakahara od razu, z miejsca wkładając dłonie do kieszeni żeby nie było widać, jak bardzo ze stresu wbija sobie paznokcie we wnętrza dłoni. - Jasne, możemy. Masz ochotę na kawę? Albo na wino? Znam dobrą knajpkę niedaleko stąd. Z Adsy wszystko w porządku? Stało się coś? Musimy gdzieś jechać? - teraz, gdy znalazł się już poza Biurowcem w towarzystwie Rose, wszystkie złe myśli Nakahary wylały się z niego strumieniem.

- Od razu zakładasz, że moja młodsza siostra miała wypadek, a nie że po prostu chciałam z tobą porozmawiać? Ranisz moje uczucia starszego rodzeństwa w tym momencie Chuu - zaśmiała się Rose, choć w jej głosie poza ogromną ilością stresu dało się usłyszeć też pewne nutki rozczulenia.

- Nie, spokojnie, przepraszam - Nakahara nie chciał zabrzmieć jakby nie cieszył się, że kobieta postanowiła z nim porozmawiać. Po prostu nie wiedział, jak jej przekazać, że zupełnie nie tego się po niej spodziewał i zdecydowanie nie w tak krótkim czasie. Nawet jeśli Adsy sama mówiła, że rodzina jest na zawsze, nawet pomimo kłótni. - Nie chciałem tak zabrzmieć. Cieszę się, że przyszłaś. Po prostu nie spodziewałem się, że przyjdziesz tak szybko. Myślalem, że będziesz potrzebować więcej czasu. I że jedyny powód, dla którego byłabyś skłonna chwilowo ze mną porozmawiać to zły stan Adsy.

- Z Adsy wszystko w porządku. Ale przestań zakręcać się na punkcie tego, że mogłoby być inaczej, bo jeszcze zapeszysz - poprosiła Rose i może każdego innego Nakahara wyśmiałby za wierzenie w zabobony, ale w głosie de Luki pobrzmiewała tak szczera troska o siostrę, że Chuuya musiałby być bez serca żeby nie wziąć jej słów na poważnie.

Tylko, że skoro z Adsy wszystko było w porządku, to co było nie tak? Co aż tak złego się stało, że kobieta odezwała się do niego sama z siebie? I tak, Adsy mówiła, że wystarczy dać Rose czas i przestrzeń i nie naciskać na nią w żaden sposób, a gdy ta poradzi sobie z własnymi emocjami - wróci do wszystkich ważnych dla niej relacji. Tylko, że logiczne słowa Adsy jakoś znikały z mózgu Chuuyi, gdy Rose szła obok niego, a temat co chwilę się urywał.

- Z tobą wszystko w porządku? - spytał, a przerażenie w jego głosie musiało być doskonale słyszalne, bo Rose zaśmiała się krótko, nim zasłoniła usta dłonią i spróbowała choć udawać, że jest poważna i wcale nie zareagowała przed sekundą tak, jak zareagowała.

- W jakim kontekście? - spytała aktorsko przerzucając się na poważny ton żeby choć troszkę wkręcić Chuuyę, który ewidentnie nie nadążał za rzeczywistością.

- Sam nie wiem. Nic ci się nie stało, tak? Nikt cię nie napadł, nie zrobiłaś sobie krzywdy, z dzieciakami wszystko git? Nie musisz nagle wracać do Włoch?- Nakahara zaczął wymieniać kolejne przypadki podnosząc kolejne palce i wyliczając coraz to gorsze możliwe sytuacje. Sytuacje tak specyficzne, że w pewnym momencie Rose postanowiła się nad nim zlitować i zwyczajnie mu przerwała.

- Chuu zaczynasz panikować - oznajmiła spokojnie, kładąc mu rękę na ramieniu i uśmiechając się tak ciepło, że praktycznie wyparowało to wcześniejszy stres.

- Przepraszam - mruknął tylko chłopak drapiąc się w geście zakłopotania po karku.

- Niby czasem myślę, że cię znam. I niby Adsy ostrzegała mnie, że jak pozwoli ci się na spadek na samo dno spirali to wskoczysz w nie z rozbiegu. Ale jakoś nie potrafiłam sobie tego przełożyć na rzeczywistość - przyznała Rose szczerze i nagle ból w jej oczach nie był jej własnym. 

Był tam w imieniu Chuuyi, który miał ogromny problem ze zrobieniem z ludzi domów. I tak, jak w przypadku wielu ludzi byłaby to dobra decyzja, bo nie powinno się opierać własnej stabilności na kimś, tak w przypadku Nakahary było zupełnie na odwrót. Bo Chuuya po prostu zasługiwał na to by móc przy kimś poczuć się w pełni i bezwarunkowo akceptowanym. I jasne, dawał mu to Dazai. Ona też próbowała. Ale patrzenie na zwątpienie w jego oczach, na to, jak szedł obok niej praktycznie kuląc się w sobie jakby nie chciał zajmować miejsca. To zwyczajnie łamało jej serce. Bo widziała, jak brak wiary w relacje, w których Nakahara oferował swoje serce jak na dłoni, w sekundę potrafił zmienić go z pewnego siebie szefa mafii w dzieciaka, który zawsze musiał wydzierać części siebie żeby dopasować się do własnego obrazu wytworzonego w czyjejś głowie.

- Przepraszam za rozczarowanie - mruknął rudzielec, gdy cisza zaczęła się przedłużać, a on nie wiedział, jak miałby to odczytać. 

- To nie rozczarowanie Chuu. Po prostu myślałam, że przepracowaliśmy twoją niepewność względem tego, czy jesteś członkiem tej rodziny - zauważyła delikatnie Rosalie.

- Przepracowaliśmy. Serio - zaczął Nakahara, a emocje zaczęły wylewać się z niego w sekundę, gdy tylko poczuł, że przecież to Rose. I że przecież kto jak kto, ale Rose nigdy nie kazała mu tłumić emocji czy robić z siebie robota. - I wiesz, że ufam wam jak nikomu innemu na świecie. Po prostu jesteście i od dłuższego czasu byłyście największą cząstką przypominającą mi o Dazaiu. Byłyście świadectwem tego, że on naprawdę istniał, że wrócił dla mnie i przeze mnie do mafii. Że dał się zabić żeby zapewnić nam bezpieczeństwo. Że to wszystko to nie był jeden wielki, pokopany sen i oszustwo, w które sam próbowałbym się wpisać, tylko dlatego, że nie mogłem się pogodzić z tym, że odszedł do Zbrojnej i mnie zostawił - Nakahara zaśmiał się, ale w śmiechu tym nie było ani krzty radości. - Ile bym oddał żeby to była moja rzeczywistość. Nawet nie chcę wyobrażać sobie ile bym oddał żeby ta gnida siedziała teraz na tyłku w przypadkowym budynku w tym mieście i nigdy nie dowiedziała się, że kocham go całym sercem. Że miłość, którą on czuje do mnie, jest odwzajemniona. Dla jego bezpieczeństwa byłbym w stanie poświęcić własne szczęście. Ale cóż. Wszechświat tak nie działa - Nakahara na chwilę zamilkł uświadamiając sobie, że znowu przeniósł ciężar całej konwersacji na siebie i własne emocje, a przecież miał tam być dla Rose, wysłuchać ją i wesprzeć. - Przepraszam, że zrzucam to na ciebie. Naprawdę przepraszam. Zasypuję cię swoimi problemami, a nawet nie wiem, dlaczego tu przyszłaś. Jak mogę ci pomóc?

- Twój słowotok troszkę zrobił to już za ciebie - oświadczyła de Luka chociaż ta odpowiedź nijak nie rozjaśniła Nakaharze całej tej sytuacji. Ale skoro de Luka stała obok niego, uśmiechała się lekko i nie unikała jego wzroku to może jakimś cudem jednak go nie nienawidziła. - Ale kawa brzmi jak dobra towarzyszka dla reszty tej rozmowy.

- Cieszę się, że nie wybrałaś wina - zażartował słabo Nakahara myśląc o tym, jak źle poszła ostatnia poważna rozmowa z kimś, kogo cenił prawie równie mocno, jak Rosalie.

- Bo dalej masz słabą głowę? - odbiła piłeczkę Rose przechodząc przez drzwi, które otwarte przytrzymał jej Chuuya.

- Bo chyba nie przeżyję kolejnej niszczącej rodzinę rozmowy przy winie. Dalej mam przez to kieliszki nie do pary w mieszkaniu - odpowiedział z nieco krzywym uśmiechem Nakahara, a Rosalie odhaczyła sobie w głowie, że czekała ją kolejna poważna pogawędka z matką pewnego rudzielca.

Lanjutkan Membaca

Kamu Akan Menyukai Ini

39K 2.2K 48
Rok 2033. Od III wojny światowej minęło 20 lat. Chociaż trwała ona kilka godzin, pociągnęła za sobą skutki rozciągnięte na pół stulecia, jeśli nie dł...
1K 57 13
--------------KSIĄŻKA PORZUCONA------------- Polska ma dość trudne życie. Przez wojnny stracił zaufanie do innych oraz popadł w depresję. Większości...
2.1K 125 7
„(...)już wiem, jakie to przyjemne uczucie, gdy Śmierć kładzie swą zimną, przyjemną dłoń na Twoim rozpalonym ciele, by zabrać cierpiącą, zabłąkaną du...
480 80 20
Historia będzie opierać się na shipie Gon x Killua więc jeśli ich nie łączysz proszę nie czytać. „Ludzie nie rodzą się równi i często są ograniczeni...