Our Little Dream || SKOŃCZONA

By Xvic_X

318K 8.3K 7.7K

Mówi się, że konflikty między ludźmi są spowodowane zbyt wielką różnicą między sobą. Ale to nie prawda. Konfl... More

Prolog
Rozdział 1.
Rozdział 2.
Rozdział 3.
Rozdział 4.
Rozdział 5.
Rozdział 6.
Rozdział 7.
Rozdział 8.
Rozdział 9.
Rozdział 10.
Rozdział 11.
Rozdział 12.
Rozdział 13.
Rozdział 14.
Rozdział 15.
Rozdział 16.
Rozdział 17.
Rozdział 18.
Rozdział 19.
Rozdział 20.
Rozdział 21.
Rozdział 22.
Rozdział 23.
Rozdział 24.
Rozdział 25.
Rozdział 27.
Rozdział 28.
Rozdział 29.
Rozdział 30.
Rozdział 31.
Rozdział 32.
Rozdział 33.
Rozdział 34.
Rozdział 35.
Rozdział 36.
Rozdział 37.
Rozdział 38.
Epilog.

Rozdział 26.

6.7K 167 444
By Xvic_X

Przetłumaczony tekst znajduje się na samym końcu tego rozdziału.

Minął ponad tydzień od feralnej randki z Luke'em i wymiany słownej z Tonym w jego samochodzie. Głównie ten czas spędziłam na obrażaniu się na ich dwójkę, choć na Harrisa strzeliłam ciut krótszego focha.

Noce karały mnie koszmarami przez Hadesa, który dalej milczał jakby również chciał mnie ukarać, co zresztą mu się udało. Popadałam w tak dużą paranoję, że nie umiałam zasnąć po ciemku, dlatego często zapalałam w nocy jedną świeczkę, których kupiłam chyba z czterdzieści. Marzyłam by ten koszmar się w końcu skończył, ale wiedziałam, że tak się nie stanie, bo przecież był to Hades. On nigdy nie kończył, a jakby skończył to czekałby mnie tylko jeden wyrok. Wyrok śmierci. Nie miałam pojęcia co miałam z nim zrobić, gdyż policja na pewno nie wchodziła w grę, zabicie go już tym bardziej, bo spowodowałoby to szereg problemów. Chyba jedyne co mi pozostało to po prostu czekanie na rozwój sytuacji i łudzenie się, że będzie dobrze.

Ale wracając do odrobinę lepszej rzeczywistości to w tym dniu miało się odbyć otwarcie studia tatuażu Maxa, którego nie mógł się doczekać tak bardzo, że postanowił dzień wcześniej pójść na imprezę z Scottem i Willem. Postanowiłam, że na imprezę pójdę wraz z Luke'em jako, że postanowiłam mu dać ostatnią szansę i spróbować choć trochę to naprawić. Ja w tamtym momencie zakładałam kolczyki i oglądałam się w lustrze. Miałam jeszcze sporo czasu przed otwarciem, natomiast mimo wszystko postanowiłam już się ogarnąć bo w studiu miałam pojawić się jakiś czas wcześniej, by ozdobić pomieszczenia.

Makijaż miałam dopracowany i starannie wykonany, czarna sukienka do połowy łydek z długim rozcięciem aż do połowy uda leżała na mnie idealnie. Włosy spięłam w wysokiego kucyka by było mi wygodnie. Czułam się świetnie i równie dobrze wyglądałam dlatego przyjrzałam się swojej urodzie odrobinę dłużej niż zwykle, aczkolwiek do mojego pokoju nagle wszedł Tony wraz z wibrującym telefonem.

- Twój telefon dzwoni. - oznajmił, a ja wzięłam od niego smartfona, patrząc na bruneta lekko ostrzegawczo.

- Puka się. - upomniałam go zanim odebrałam, po czym nacisnęłam zieloną słuchawkę, gdy zobaczyłam że dzwoni Emily. - Tak?

- Livia, jest z tobą może Max? - spytała niepewna

- Nie, imprezował z Willem i Scottem. A co? Dalej go nie ma? - dociekałam zaskoczona tym pytaniem, a dziewczyna po drugiej stronie westchnęła.

- Dalej go nie ma i nie da się do niego dodzwonić. Musimy jeszcze ogarnąć studio przed otwarciem. - wyjaśniła Emily, a ja wyczułam w jej głosie wyraźny stres.

- Spokojnie, zadzwonię do chłopaków i zapytam czy jest z nimi. - ukoiłam jej stres. - Narka! - następnie się rozłączyłam.

W porównaniu do mojej przyjaciółki ja się nie stresowałam. Wiedziałam jaki jest Max i że zapewne, jak to on miał w zwyczaju, trochę za dużo wypił i pewnie dalej spał. Wybrałam numer do Scotta, by po trzech sygnałach usłyszeć w końcu jego dość zaspany głos.

- He?

- Jest ktoś z tobą? - po moim pytaniu nastała cisza, bo chłopak pewnie się rozglądał.

- Jest ze mną Will. - odpowiedział z lekką chrypką.

- A Max? Nie ma go z wami? - dopytywałam.

- Dziwne, ale nie ma. - uznał równie zaskoczony, co ja. Po jego nie do końca zadowalającej odpowiedzi poczułam jak i we mnie narasta stres.

- Przecież byliście razem wieczorem i imprezowaliście, prawda? - nadzieja była wyczuwalna w moim głosie, ale zniknęła równie szybko jak się pojawiła.

- No tak, ale teraz go nie ma. Nie pamiętam czy gdzieś poszedł, czy co. - westchnęłam zaniepokojona.

- Dobra, ogarnijcie się i jedźcie do studia Maxa. Tam się spotkamy. - kazałam, by się za sekundę rozłączyć. Spojrzałam na Tony'ego, który patrzył na mnie pytająco. - Musisz zawieźć mnie do studia Maxa. - poleciłam, zabierając z krzesła moją torebkę, a w drodze do samochodu chłopaka opowiedziałam mu co się działo.

Wsiadając do pojazdu zatrzasnęłam drzwi i czekałam aż chłopak odpali silnik, co wydarzyło się niedługo. Jechaliśmy w ciszy co potęgowało tworzenie się w mojej głowie różnych teorii, a każda kolejna była gorsza od poprzedniej.

- A jeśli Hades zrobił coś Maxowi? - wypaliłam przestraszona i spojrzałam w stronę bruneta, a on po chwili pokręcił głową.

- Nie myśl tak. Max na pewno zachlał pałę i gdzieś leży w rowie. Zaraz się znajdzie, jestem pewien. - uspokajał, patrząc na drogę. Przegryzłam dolną wargę, bo nie wierzyłam w to.

I znowuż cisza. Mimo, że Tony próbował mnie uspokoić to i tak czułam niepokój. Max dalej się nie odzywał, a do otwarcia zostało parę godzin. Przez zamyślenie nie do końca ogarnęłam, że byliśmy już pod budynkiem, lecz od razu wypadłam z auta gdy tylko Harris lekko poklepał mnie po ramieniu. Niedługo później dostałam się do środka i na przywitanie przytuliłam nerwowo moją przyjaciółkę i Erice, bo jak się okazało miała być osobą towarzyszącą Maxa.

- Dzwoniłaś jeszcze do niego? - dopytałam.

- Tak, ale dalej nic. Gadałaś z Scottem, albo Willem? - zagadnęła zestresowana.

- Tak, ale gdzieś go zgubili. - odpowiedziałam.

- Jak można zgubić człowieka? - zakpiła Erica. - Może zasnął gdzieś na ławce.

- Napisz do nich by pojeździli po okolicy zanim przyjadą do studia. - kazałam siostrze, a ona szybko wyjęła telefon i wystukała wiadomość. - Harris, dzwoń do Maxa, może w końcu odbierze.

Wypisywałam do wszystkich w okolicy, którzy mogli wiedzieć cokolwiek co dzieje się z Maxem. W pewnym momencie byłam nawet skłonna, by zadzwonić na policje i zgłosić zaginięcie. Maxowi zbyt mocno zależało na tym studiu i tym wszystkim, od zawsze marzył by otworzyć swoje studio tatuażu, więc nigdy by nie uciekł tuż przed spełnieniem tego marzenia.

Minęła godzina podczas, której Tony dzwonił ponad siedemdziesiąt razy, ale za każdym razem słyszał tylko pocztę głosową. Will i Scott przyjechali i poinformowali zawiedzeni, że nie ma go nigdzie. Mój strach był już na tyle duży, że racjonalne myślenie odchodziło na dalszy plan.

Nagle Harris chwycił mnie za ramię i szeptem poprosił byśmy na chwilę pogadali. Wyszliśmy z budynku i udaliśmy się za niego koło śmietnika. Brunet rozejrzał się i powiedział cicho.

- Zaczynam się martwić o Maxa i... Zastanawiam się czy Hades mógł jednak mieć coś z tym wspólnego. Dalej się nie odzywa?

- Nie, ani słowa. I nawet nie wiem jakby miał się skontaktować choć, znając Hadesa wymyśliłby coś kreatywnego.

- Bardziej niż zrobienie coś Maxowi?

- Nie wiem czy coś mu zrobił, lecz jeśli tak, będę pierwszą osobą, która dorwie go i udusi gołymi rękami. - zapowiedziałam z zimną krwią. - Zawieź mnie do niego. - poprosiłam po chwili, a wtedy spojrzałam na chłopaka, czym go zszokowałam.

- Do Hadesa? Teraz?

- Muszę wiedzieć, że Hades nic mu nie zrobił zanim powiadomimy policję. - wytłumaczyłam, a wtedy się odwróciłam i nie czekałam na jego odpowiedź, gdy odchodziłam. On pobiegł za mną, a ja otworzyłam drzwi i wychyliłam się lekko. - Ja i Harris jedziemy jeszcze porozglądać się po okolicy. -skłamałam z uśmiechem na ustach.

- Jadę z wami - oznajmiła Erica, podbiegając do mnie.

- Erica, nie, nigdzie nie jedziesz.

- Tony - skierowała sie do bruneta z nadzieją, a on podrapał się po skroni.

- Krasnalku, słuchaj się siostry. - skwitował bezradnie, a dziewczyna spojrzała na mnie z podejrzliwością. Pomachałam jej i zamknęłam drzwi. Ruszyliśmy do jego auta, wtedy wyciągnęłam telefon i trzęsącą się ręką zadzwoniłam do Elena.

- Czemu zawracasz mi dupę przed południem?- zapytał znudzonym głosem, a w tle słyszałam jakiś jazgot.

-Muszę natychmiast pogadać z Hadesem - poinformowałam go stanowczo. - gdzie go znajdę?

- W dupie. Mówił ci chyba wyraźnie, że zlecenie dostaniesz w swoim czasie. - przypomniał zirytowany.

- A ja chyba też wyraźnie zakomunikowałam, że w piździe mam co Hades mi powiedział, bo muszę się z nim spotkać, więc mnie nie wkurwiaj.

- Ty mnie nie wkurwiaj, bo jak na razie jesteś na dobrej drodze, bym odjebał ci łeb. - mówił denerwując się coraz bardziej. - A zrobię to z chęcią.

- W takim razie jestem ciekawa, kto pierwszy komu odjebie łeb, a mogę się założyć że to ja jestem lepsza.

- Chętnie się przekonam. Hadesa i mnie znajdziesz w starej fabryce w północnym skraju miasta. Czekam i doczekać się nie mogę. - był wytrącony z równowagi i doskonale to było słychać. Rozłączyłam się i wskazałam Tony'emu adres. Chłopak nie dopytywał i byłam mu za to wdzięczna, bo w tym momencie najważniejszy był dla mnie Max.

Dotarliśmy tam w około dwadzieścia minut. Wysiadłam z samochodu bruneta i zaczęliśmy oboje kierować się do wejścia do ogromnej starej fabryki w środku lasu. Od razu po wejściu do środka zobaczyliśmy mnóstwo ludzi, robiących coś z jakimś białym proszkiem, a inni robili coś przy broni. Nagle Tony chwycił mnie za biodra i przesunął na bok, zasłaniając mnie i kucając, a ja skryłam głowę w dłoniach, gdy usłyszeliśmy wystrzał z pistoletu. Kula poleciała w miejsce gdzie ja przed chwilą stałam.

Właśnie Tony Harris prawdopodobnie uratował mi życie.

Zszokowana początkowo spojrzałam na niego, a po chwili skierowałam swój wzrok na miejsce, z którego wydobył się strzał. Stał tam Elen z pistoletem w ręku, który był wycelowany we mnie. Znajdował się na metalowych schodach, a na rękach miał czarne skórzane rękawiczki.

- Dziękuję - szepnęłam do Tony'ego, a następnie się podniosłam i podeszłam w stronę ludzi, zajmujących się ładowaniem broni. Zabrałam jednym i pewnym siebie ruchem pistolet, po czym wycelowałam w stronę Elena. - Mówiłam, że jestem lepsza i odjebię ci łeb. - syknęłam i momentalnie poczułam na swoich ramionach ręce Harrisa.

- Spójrz na bok. - rozkazał głośno Elen, a ja to zrobiłam. Stali tam ludzie, trzymający pistolety wycelowane w moją stronę. - Jeśli zabijesz mnie, oni zabiją ciebie.

- Jeśli chcesz kogoś zabić to możecie mnie. - wyszedł przede mnie Tony, a Elen uśmiechnął się krótko, po czym zaczął celować w Tony'ego. Musiałam coś natychmiast zrobić.

Rozejrzałam się szybko, a gdy zobaczyłam nad Elenem ledwo trzymającą się blachę w suficie. Strzeliłam tam, a blacha spadła na mężczyzne. Wtedy odetchnęłam z ulgą, a ludzie podbiegli do Elena, próbując mu pomóc wstać.

Mam przesrane.

Nagle z pomieszczenia wyszedł Hades i nie wzruszony podszedł do mnie i Tony'ego powolnym ruchem. Rzuciłam pistolet do mężczyzn, od których zabrałam broń.

- Czego tu chcecie? - spytał zdenerwowany.

- Gdzie jest Max? Masz go? Jeśli coś mu zrobiłeś... - przerwał mi.

- O czym, Olivio, mówisz?

- Max. Mój przyjaciel zaginął i nie wiem gdzie jest, ale wiem, że byłbyś zdolny do zrobienia mu krzywdy bylebym cierpiała. - warknęłam wściekła.

- Nie wiem gdzie i kim jest Max, ale wiem, że właśnie zwaliłaś ciężką blachę na Elena.

- Najpierw to on strzelił do niej, a później celował we mnie - wtrącił Tony - Może powinieneś bardziej pilnować swoje małpy w zoo?

- A ty powinieneś lepiej pilnować siebie i swojego rodzeństwa. Nigdy nie wiadomo co im może się stać pod twoją nieobecność. Choć to i tak nic by nie dało, bo ty nikogo nie umiesz uchronić. - mówił, a jego źrenice się rozszerzały. Spojrzałam na Harrisa, a w jego oczach widać było, wyrywającą się złość. Była tak ogromna, że przez chwile bałam się oddychać, bo nigdy nie widziałam go aż tak wkurzonego. - Czyż nie, Tonnie? - dodał Hades, uśmiechając się chytro, a ja zmarszczyłam brwi. Z powrotem spojrzałam na Tony'ego, a wtedy w jego oczach było widać coś o wiele gorszego niż złość. To było tak bardzo przerażające, że nie umiałam wydusić z siebie słowa. Tak mocno zacisnął szczękę że przez chwilę bałam się że jego zęby pękną, a pięści ścisnął aż żyły na jego rękach stały się jeszcze bardziej widoczne. To była furia.

Odwrócił się gwałtownie i wyszedł z fabryki, trzaskając tak mocno drzwiami, że mógłby nimi zabić. Wybiegłam za nim, a wtedy kopnął jakąś beczkę. Podeszłam powoli i spokojnie w jego stronę.

- Czemu nazwał cię Tonniem? - dociekałam, a chłopak dalej szedł w stronę auta, nie odwracając się w moją stronę. Szedł tak szybko, że musiałam od czasu do czasu biec, by go dogonić. - I czemu aż tak zareagowałeś?

- Nie powinno cię to obchodzić. - warknął.

- A jednak obchodzi, więc odpowiedz na moje pytanie.

- Sama sobie odpowiadaj bo ja nie zamierzam. - syknął, a wtedy na chwilę się zatrzymałam gdy usłyszałam dźwięk dzwonka w moim telefonie. Dzwonił jakiś nieznany numer z... Niemiec.

- Halo? - odebrałam, a Tony po sekundzie się zatrzymał i odwrócił w moją stronę, patrząc na mnie pytająco.

- Hej, Liviuś! - powiedział przesłodzonym głosem Max. - odbierzesz mnie z Niemiec?

- Słucham? - zapytałam zdumiona. - Max, do cholery jasnej jakim cudem znalazłeś się w Niemczech? - krzyknęłam, a Tony podbiegł do mnie, dlatego włączyłam chłopaka na głośno mówiący.

- Nie pamiętam jak do tego doszło, ale jestem w jakiejś ogromnej willi, a ja straciłem telefon. Nikogo nie rozumiem i nie umiem się z nimi dogadać, ba! Ja nawet nie mam przy sobie pieniędzy by jakoś wrócić. - poinformował z nerwowym śmiechem.

- Idioto, za parę godzin masz otwarcie studia, jak według ciebie mam teraz załatwić ci powrót do domu z Niemiec? - zirytowana przymknęłam oczy.

- Mój tata ma prywatny samolot, może uda mi się go przekonać by ogarnął pilotów i byśmy polecieli do niego. Potrzebuję jedynie adres. - stwierdził Tony.

- Max, musisz ogarnąć jakoś adres. Użyj jakiegoś tłumacza na internecie czy coś. - rozkazałam

- Wyślę Wam go we wiadomości - poinformował, po czym się rozłączył. Tony wyciągnął telefon i zaczął coś w nim pisać. Chwilę tak staliśmy w ciszy, aż nagle na ustach bruneta zjawił się mały uśmieszek.

- Piloci będą na miejscu za pół godziny. - zapowiedział, a ja z wymalowaną radością na twarzy podbiegłam do niego i w podzięce zawiesiłam mu się na szyi, podskakując przy tym radośnie.

- Musimy jeszcze szybko pojechać po Erice - powiedziałam, idąc z chłopakiem do auta, na co on zmarszczył brwi.

- Jak to?

- Jako jedyna z nas wszystkich uczyła się chociaż przez chwilę niemieckiego, więc pewnie coś tam potrafi. - odpowiedziałam, a chłopak pokiwał głową, siadając do pojazdu.

Jechaliśmy najróżniejszymi skrótami tylko po to, by jak najszybciej dostać się z powrotem w studiu. Gdy byliśmy prawie już pod studiem napisałam do mojej siostry, aby się zbierała. Podjechaliśmy pod niewielki budynek, pod którym stali wszyscy.

- Gdzie jedziemy? - zapytała Erica, wsiadając do samochodu.

- Na lotnisko. - odpowiedział Tony.

- Odezwał się Max? - zagadnęła Emily, pochylając się do mojej odsuniętej szyby,

-Tak, jest w niemczech i musimy po niego lecieć. - poinformowałam, a czarnowłosa dziewczyna przytaknęła.

- A jeśli nie zdążycie? - zapytał Will.

- Macie wtedy przełożyć otwarcie. Po prostu improwizujcie i grajcie na czas. - zdecydowałam.

- Musimy już jechać. Nie mamy za dużo czasu. - zorientował się Tony.

- Liczę na Was! - krzyknęłam, zasuwając szybę i odjeżdżając.

- Czemu akurat ja mam z wami jechać? - dopytała Erica.

- Bo uczyłaś się trochę niemieckiego, więc możesz się przydać. - powiedziałam, wzdychając, bo wiedziałam, że ostatnie słowo spowodowało, że jej ego wybuchło.

- Ja zawsze jestem przydatna. - stwierdziła, zarzucając włosy do tyłu, a ja spojrzałam na nią z politowaniem.

- Głównie jako ozdoba w ogrodzie, krasnalku. - zakpił Tony, na co brunetka rzuciła mu mordercze spojrzenie.

- Ja przynajmniej nadaję się na ozdobę, nie to co ty. - dopiekła mu, na co prychnął.

- Prowadzisz czy wykłócasz się z małolatą? - zaczęłam zanim zdążył coś odpowiedzieć.

- Jesteś tylko trzy lata starsza ode mnie. - zauważyła.

-Trzy lata szczęścia, a później już tylko depresja - dopowiedział chłopak, unosząc rękę bym przybiła mu piątkę, co zrobiłam.

- I wy twierdzicie, że się nienawidzicie? - mruknęła, zakładając ręce na klatce piersiowej.

W tej samej chwili spojrzeliśmy na siebie, a nasz wzrok mówił wszystko. W owym czasie zaczynałam powoli rozumieć, że małymi krokami przepadałam w jego oczach i tym łagodnym spojrzeniu, którym mnie obdarowywał za każdym razem. I tylko mnie.

- Czy to tu? - zadała pytanie Erica, które spowodowało, że odwróciliśmy od siebie wzrok. Po krótkiej chwili rozglądania się zobaczyłam ogromne pole i parę hal. Niektóre samoloty stały już na pasach startowych, a inne wylatywały. Wtedy mój stres dawał się w znaki i zaczynałam go odczuwać coraz mocniej.

- Tak, to tutaj. - skwitował, parkując, po czym wszyscy wyszliśmy z auta i ruszyliśmy za Tonym, który szedł w stronę nie wielkiego samolotu, przed którym stało dwóch mężczyzn z papierosami. Tony przybił im męską piątkę na przywitanie, a następnie powiedział: - Lecimy już?

- Tak. - stwierdził jeden z pilotów, wyrzucając fajkę z ust i gniotąc ją butem, a ja napisałam szybkiego SMS-a do rodziców, by skłamać im, że Erica będzie u mnie nocować, a następnie włączyłam tryb samolotowy.

- Livia dasz rade? - upewniała się Erica, jeżdżąc ręką po moich plecach.

- Dla przyjaciół zrobię wiele. Nie mogę wyjrzeć przez okno, bo wtedy spanikuje, więc mnie pilnujcie. - ogłosiłam, chwytając moją siostrę za rękę, a ona uśmiechnęła się łagodnie. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak bardzo bałam się wysokości i mimo, że nie zawsze się dogadywałyśmy to zawsze wspierała mnie w tego typu momentach. Powoli skierowaliśmy się całą trójką w stronę wejście na pokład i zajeliśmy miejsca. Z torebki wyciągnęłam gumy i przygotowałam je, czekając aż ruszymy. Zapieliśmy pasy, a po zaledwie dziesięciu minutach byliśmy już w powietrzu. Starałam się o tym nie myśleć, a Erica starała się cały czas mnie zagadywać, lecz w pewnym momencie musiała pójść do toalety. Gdy tak siedziałam nagle poczułam jak Tony odgarnia moje włosy za ucho i szepcze:

- Jestem z ciebie bardzo dumny, że dałaś radę polecieć. - na moich rękach zawitała gęsia skórka, a oddech wstrzymałam. odwróciłam się w jego strone. Był tak blisko że przez chwile miałam wrażenie, że tonęłam w nim i jego ślepiach.

- A wy się całujecie. Dobrze, że nie weszłam chwilę później. - stwierdziła Erica, uśmiechając się wrednie, a my odsunęliśmy się od siebie, odwracając wzrok na podłogę, a Tony na brunetkę.

- Jeszcze się nie całujemy. - odchrząknął, posyłając jej złośliwe spojrzenie. Jeszcze?

- No i dobrze, brakuje mi jeszcze byście mi dzieciaka robili. - mruknęła sarkastycznie i usiadła przed nami. - Pamiętajcie, drogie dzieci, o antykoncepcji. To nas uratuje. - mówiła z uniesionym podbródkiem, uśmiechajac się dumnie.

- Cokolwiek bierzesz, proszę, daj namiary na dilera. - zakpił Tony.

- Zapytaj swojego ojca, to się dowiesz - dopiekła mu, na co chłopak zmrużył oczy delikatnie, kręcąc głową jakby chciał się powstrzymać przed wyrzuceniem jej z samolotu.

Nie przerywałam ich wymianę zdań, ponieważ odwracało to moją uwagę od wysokości jaka dzieliła mnie od ziemi. Mój lęk uaktywniał się tylko gdy widziałam jak wysoko się znajdowałam od lądu, dlatego uważałam by nie myśleć o tej sytuacji i nie wyglądać przez małe okienka. Przez następne godziny rozmawiałam z moimi przyjaciółmi i słuchałam z nimi muzyki.

Odczuwałam zmęczenie i lekkie znudzenie, gdy usłyszeliśmy powiadomienie z prośbą, by zapiąć pasy, bo lądujemy. Samolot lekko się trząsł, lądując na specjalnym miejscu. Wyszliśmy z samolotu razem z pilotami. Odetchnęłam z ulgą po położeniu pierwszych kroków po dłuższym czasie na betonie. Za ten czas Tony podziękował pilotom za znalezienie czasu byśmy mogli tu przylecieć. Poinformował również, że postaramy się przyjechać z powrotem jak najszybciej, a następnie zadzwonił po taksówkę, która przyjechała po jakichś dziesięciu minutach. Wsiedliśmy do środka i jechaliśmy pod adres, który wysłał mi Max. Napisałam jeszcze w drodze do Willa, by przełożyli otwarcie na jutro, bo wrócimy dopiero jutro rano.

Dojechaliśmy pod ogromną wille na jakimś wzgórzu. Początkowo po wyjściu z taksówki zastanawialiśmy się jak wejść na teren, przy okazji pisałam na numer z którego kontaktował się mój przyjaciel, lecz nie dostawałam odpowiedzi.

- Hallo! Können wir das Gelände betreten?¹ - krzyknęła Erica po niemiecku do jakiegoś ogrodnika, przycinającego krzewy.

- Wer bist du?² - zapytał, a ja zmarszczyłam brwi, spoglądając na siostre.

- Wir sind Max' Freunde.³ - odpowiedziała, a ja stalam jak słup, próbując zrozumieć choćby słowo. Spojrzałam na Tony'ego, który stał za mną, mając identyczną minę co ja.

- Oh, bist du zur Hochzeit von Max und Herrn Fischer gekommen?⁴ - zapytał przeszczęśliwy ogrodnik, a tym razem Erica otępiała.

- Nie wiem co on mówi. - wyszeptała do nas.

- Jak to nie wiesz? - spytał Tony cały zestresowany.

- Uczyłam się niemieckiego dawno i nie jakoś długo. - poinformowała, a następnie znowu skierowała się do ogrodnika - Ja, genau.⁵ - powiedziała z zakłopotaniem i improwizując. Mężczyzna poklaskał, a następnie zszedł z drabiny, na której stał i podszedł do nas by otworzyć nam furtkę wpisując jakiś kod.

- Ich lade Sie ein.⁶ - wskazał nam na wejście, a my podążyliśmy za brunetką.

- Danke!⁷ - wykrzyknęła na odchodne, idąc po jakiejś ścieżce. Nagle usłyszeliśmy jakiś dzwięk z krzaków:

- Pst! - zaczęliśmy się rozglądać, aż z krzaka wyłoniła się twarz Maxa, na co krzyknęliśmy z przerażenia - Ratujcie mnie!

- Co ty tam robisz? - zapytała Erica.

- Jakiś facet łazi i wszędzie mnie woła od paru godzin.

- Wyjdź z tych krzaków szybko i uciekamy! - kazał cicho Tony, a chłopak wygrzebał się ze sporego krzaka, przewracając się o chodnik.

- Meine geliebte!⁸ - krzyknął niespodziewanie jakiś mężczyzna w szlafroku, podchodząc do Maxa i przytulając go.

- Ukochany? - Erica zdumiała.

- Und das ist deine Familie?⁹ - zadał jakieś niezrozumiałe dla mnie pytanie, patrząc na nas wszystkich po kolei.

- Erica co on gada? - dociekałam.

- Ja, wir sind seine Familie.¹⁰ - odpowiedziała mężczyznie.

- Puść mnie, człowieku! - Max się wyrwał szybko i pobiegł za Tony'ego.

- Können Sie uns erklären, was passiert ist? und wer bist du?¹¹ - dopytywała Erica po dłuższej chwili.

- Ich bin Max' Verlobter, wir heiraten morgen. Ich bin Rick Fincher, einer der reichsten Deutschen des Landes.¹² - odpowiedział zdziwiony mężczyzna, który na oko miał jakieś czterdzieści lat, a Erica wybuchła głośnym śmiechem.

- O co chodzi Erica? - zapytał przestraszony Max, a gdy mężczyzna chciał się do niego zbliżyć wytatuowany chłopak szybko się cofnął ciągnąc Tony'ego za koszulkę jak swoją tarczę.

- Liebst du mich, Max?¹³ - zapytał kierując to pytanie do chłopaka, a w oczach miał coś jakby smutek pomieszany z zawiedzeniem.

- Ja? - spytał, nie rozumiejąc o co w ogóle pyta. Na twarzy czterdziestolatka pojawił się szeroki uśmiech i zaczął skakać ze szczęscia, natomiast Erica się wyprostowała i spoważniała.

- O co chodzi? - zszokowana dopytywałam, patrząc jak mężczyzna się cieszy.

- No bo... Pan Rick powiedział, że jest jakimś milionerem i jest narzeczonym Maxa. Teraz się zapytał czy Max go kocha, a on powiedział że „ja", co po niemiecku oznacza.... „Tak". - wyjaśniła, zaciskając powieki, Max wrzasnął z przerażenia, a ja i Tony zaczęliśmy się śmiać. - Jutro podobno macie wziąć ślub...

- Błagam Was spierdalajmy stąd. - wydarł się przestraszony, chowając się za Tonym.

- Ich liebe dich, mein Liebster!¹⁴ - wykrzyczał czterdziestolatek, podchodząc do chłopaka i całując go w usta. Przestraszony Max z bezradności postanowił skoczyć z powrotem do krzaków.

- Powtórzę, spierdalajmy stąd proszę! - krzyknął szatyn.

- Was ist mit ihm passiert?¹⁵ - zapytał Erice, a ona w między czasie coś wpisywała w tłumaczu.

- Es gab ein Missverständnis... Max hat letzte Nacht zu viel getrunken und kann sich an nichts erinnern. Er ist völlig heterosexuell, es tut mir leid.¹⁶ - chyba Erica wyjaśniła mu co się dzieje, a on na nowo posmutniał. Nawet zaczynało mi się robić go żal, ale byłam zbyt rozbawiona obecną sytuacją.

- Ach nein...¹⁷ - na jego twarzy wymalował się wyraz pełen zawiedzenia.

- Wir müssen jetzt gehen.¹⁸ - poinformowała Erica, chwytając Maxa za ręke i przyciągając go do siebie, dzięki czemu chłopak wstał. - Chodźcie. - poleciła i ze zakłopotaniem zaczęła iść ścieżką do furtki, a ja i Tony jeszcze trochę się śmiejąc ruszyliśmy za nią. Po wyjściu z terenu, Max rzucił się na szyje Erice, która delikatnie poklepała go po plecach.

- Uratowałaś mi życie! - wykrzyczał szczęśliwy.

- Czy ja mogę wiedzieć jak ty się z nim dogadałeś, że weźmiecie ślub? - zapytała z przerażeniem, a on wzruszył ramionami.

- Lepiej chodźcie, bo zaraz taksówka nam odjedzie. - zauważył Tony, wskazując na ciągle stojące auto czekające na nas. Wsiedliśmy do pojazdu, a następnie jechaliśmy ciemnymi uliczkami w świetle księżyca. Po dojechaniu na lotnisko szybko wypadliśmy z auta i pobiegliśmy do samolotu ojca Harrisa. - Lecimy! - krzyknął do pilotów, którzy od razu wsiedli razem z nami do środka. Max z podziwem obserwował wnętrze, siedząc koło Erici.

Usłyszeliśmy kolejne powiadomienie, by zapiąć pasy, a ja wzrok wbiłam w podłogę tylko po to, by nie patrzeć przez okienka. Gdy pilot powiedział, że możemy odpiąć pasy Tony postanowił szybko wstać i zacząć zasłaniać okienka. W pewnym momencie gdy już siadał kolo mnie, uśmiechnęłam się szeroko z wdzięcznością.

- Ja chyba dalej nie wytrzeźwiałem. Czy Olivia Bell, osoba wielce nienawidząca Tony'ego Harrisa tak bardzo, że najchętniej by wyrzuciła go z tego samolotu właśnie się uśmiechnęła do niego? - odezwał się Max.

- Dalej bym to zrobiła, ale byłabym odrobinę milsza i dałabym mu niedziałający spadochron. - burknęłam.

- Liczy się gest. - skwitowała Erica. - Chociaż, znając inteligencję Harrisa to nawet gdyby spadochron działał to i tak nie umiałby go użyć.

- Fakt dlatego wziąłbym również ciebie jako moją poduszkę amortyzującą. - brunet posłał mojej siosrze oczko, na co lekko prychnęłam.

- Szkoda, Livia, że jednak nie przyjebałaś mu tą gaśnicą gdy jebnęłam mu lampką. - skierowała się do mnie, a Tony zmarszczył brwi i przekierował swoje spojrzenie w moją stronę.

- Chciałaś mi przyjebać gaśnicą?

- Chce wykorzystać prawo do odmowy składania zeznań. - Tony na moje słowa jeszcze bardziej zmrużył oczy.

- Nie dobrze mi. - mruknął pod nosem Max.

- Jak będziesz rzygać to na Tony'ego! - wydarła się Erica, odsuwając od szatyna i unosząc ręce.

- Erica, zaprowadź go do toalety. - poleciłam, a ona wstała wraz z chłopakiem. On zarzucił na jej barki swoją dużą łapę, wyglądając przy tym komicznie, poszli oboje w stronę łazienki. Mimo, że nie robiłam nic nadzwyczajnego, ani nic nie mówilam to dalej czułam na sobie czyjś wzrok, który badał mnie od góry do dołu. I nie trwało to chwile. - Skończyłeś? - spytałam.

- Co skończyłem? - ocknął się.

- Gapić się na mnie.

- A to to nie. - uśmiechnął się wrednie, a wtedy odwróciłam głowę w jego kierunku, łapiąc z nim kontakt wzrokowy.

- No to według mnie skończyłeś. - chwyciłam go za podbródek i odwróciłam jego głowę w bok.

- A według mnie wyglądasz cudownie. - z powrotem się odwrócił w moją stronę, ale tym razem był o wiele bliżej, przez co prawie stykaliśmy się czubkami naszych nosów.

Zacisnęłam podłokietnik, starając się zachować kontrolę nad tym co robię i co myślę. Wtedy właśnie sobie uświadomiłam, że przepadłam w jego czekoladowych oczach i choć mój rozum walczył zaciekle, by tego nie powiedzieć to serce podczas tej bitwy było silniejsze i już otwierałam usta, aby powiedzieć mu coś czego pewnie bym żałowała już następnego dnia, ale na kokpit weszła Erica z Maxem. Tony odwrócił się powoli w ich stronę, uśmiechając się delikatnie, widząc jak chłopak zalotnie zaczepia moją siostrę, idąc w naszym kierunku, ale ja cały czas miałam wbite spojrzenie w ciemnookiego. W tym momencie coś do mnie docierało bardzo powoli, ale uderzyło w jednym konkretnym momencie z potrojoną siłą. W tym momencie. I może to była wina tych chwil spędzonych razem, może tego zadziornego uśmiechu, a może słów kierowanych w moim kierunku. Albo może... Ale tylko może, po cichu zakochiwałam się w nim kiedy on robił to głośno i otwarcie. Może właśnie moje oczy, które cały czas były zamknięte właśnie się otwierały i nawet rozum wraz z sercem, z którym tak uporczliwie wcześniej walczył, krzyczał jedną komendę. Otwórz oczy.

- Kocham cię, Tony. - szepnęłam cicho i z westchnięciem spojrzałam przed siebie, a oczy wszystkich skierowały się w moją stronę.

-;Co mówiłaś? Nie usłyszałem. - dociekał Harris, wbijając we mnie pełen nie zrozumienia wzrok.

Kurwa ty idiotko.

- Że... chyba położę się spać - wymigałam się szybko.

- Rozłożę ci kanapę. - stwierdził i wstał z fotela, by następnie przejść na drugą stronę samolotu. Poszłam za nim i obserwowałam jak rozkłada beżową, skórzaną kanapę, spod której wyciągnął kocyk. Powoli położyłam się po stronie ściany, odwracając się właśnie w tamtą stronę.

Przez następne dwie godziny udawałam, że śpię, myśląc nad tym co się dzieje ze mną i moimi uczuciami. Nagle, gdy światło zgasło postanowiłam się odwrócić na drugi bok i zobaczyłam jak Tony nakrywa kocem moją siostrę, śpiącą na rozłożonym fotelu. Max natomiast spał gdzieś na ziemi. Nagle brunet się odwrócił, a ja natychmiast zamknęłam oczy, udając, że dalej śpię. Po chwili poczułam jak materac delikatnie się ugina.

- No i po co udajesz, że śpisz? - zadał pytanie, po którym uniosłam jeden kącik ust, a dopiero później otworzyłam oczy. Zobaczyłam jak on leży koło mnie, patrząc prosto w moje tęczówki.

- Po prostu myślałam. - wyznałam krótko.

- O czym?

- O... moich uczuciach.

- Chętnie posłucham twoich przemyśleń.

- Jest jeden przyjaciel, do którego coś zaczynam czuć. I strasznie chciałabym mu to powiedzieć, ale przecież mam chłopaka. - szeptałam, a tym przyjacielem był Tony Harris.

- Z chłopakiem można zerwać skoro nic do niego nie czujesz. Ja jestem za. - stwierdził, uśmiechając się delikatnie.

- Ale dodatkowo duma zabrania mi o tym powiedzieć temu przyjacielowi. Zabrania mi nawet o tym myśleć.

- Duma to często głupia pizda.

- Z darem do przekonywania

- No i z downem

- O to macie coś wspólnego. -docięłam mu, na co nawet krótko prychnął. Po dłuższej chwili ciszy dodałam: - Ale nie jestem pewna na sto procent, że coś czuje do tego przyjaciela.

- Więc nie mów mu tego. Nie rań go i po prostu poczekaj na to, co przyniesie czas. Ale z Luke'em to wypada już zerwać. - ostatnie zdanie wymówił z lekkim rozbawieniem, lecz dało się wyczuć w tym nutkę powagi.

- A jeśli wtedy popełnię błąd i po upływie czasu stracę te uczucia i wtedy stracę osobę, z którą spędziłabym całe życie? - zapytałam łamiącym się głosem.

- Jeśli stracisz uczucia to, to nie była prawdziwa miłość, a już tym bardziej nie na całe życie.

- A co jeśli Nicole była twoją miłością na całe życie, a ty z nią tak po prostu zerwaleś? W końcu była idealna pod każdym względem. - dopytywałam, a po chwili dodałam: - To z nią powinieneś być tam podczas strzelaniny, a nie ze mną. To z nią powinieneś mieszkać, a nie ze mną. Czemu momentami nie umiesz zrozumieć, że to ona jest tą idealną. - uznałam cały czas patrząc w jego oczy i chyba chciałam się upewnić, że to nie była z jego strony tylko miłość platoniczna.

- Gdyby świat nosił twoje imię byłby chaotyczny, nerwowy, okrutny i oczywiście impulsywny, ale również idealny i wyjątkowy, jak piękna roślina, którą każdy chciałby mieć na własność. Livia, jesteś całym moim światem i to ty jesteś idealna. - odpowiedział, a mnie rozczuliły jego słowa. Położyłam dłoń na jego policzku, łagodząc go kciukiem. Nawet na sekundę nie odwracał ode mnie wzroku, a ja ani na chwilę nie umiałam powstrzymać krążących myśli. Nie wiedziałam czy to było pewne, a na pewno nie chciałam go ranić. Nie teraz. Chciałam go tak bardzo, że aż nie mogłam go chcieć...

Dlatego po prostu zwinęłam się w jeszcze mniejszy kłębek, który lekko przesunął się bliżej chłopaka. Objął mnie swoimi dłońmi. Głowę wsunęłam pod jego podbródek, czując na czubku głowy jego świeży oddech. Czułam się przy nim nie tyle co bezpiecznie co nawet swojsko bo miałam wrażenie jakbyśmy znali się od zawsze mimo, że poznałam go dopiero parę miesięcy temu.

Podjęłam kolejny temat tym razem nie związany z nami. Czułam się na tyle komfortowo, że nawet na sekundę nie odsunęłam się przez następne parę godzin. Nie zasypialiśmy, bo cały czas dyskutowaliśmy, często na poważne tematy, ale i tak nie darowaliśmy sobie różnych żartów i przytyków na swój temat. Aż do naszych uszów doszedł dźwięk komunikatu byśmy usiedli na miejscach i zapieli pasy, bo zbliżamy się do lądowania. Podnieśliśmy się oboje i ja podeszłam obudzić Erice, a on Maxa. Usiedliśmy na wygodnych fotelach. Zapieliśmy pasy, a po trzydziestu minutach mogliśmy już je odpiąć i wyjść z samolotu. Od razu gdy wsiadaliśmy do auta Tony'ego wybrałam numer do Willa.

- Macie go? - zapytał bez ogródek.

- Tak, jedziemy już do studia.

- Luke do mnie napisał bym ci przekazała, że nie da rady pójść z tobą na otwarcie. - wtrąciła się Nathalie.

- Co za dupek - odburknęłam zła.

- Spokojnie, zwyzywałam go i można powiedzieć, że zerwałam z nim za ciebie. Nie masz się o co martwić. - rzekła szczęśliwa, a ja krótko zachichotałam.

- Co mu konkretnie powiedziałaś?

- Że jest chujem, a nie facetem, że w sumie ma tak krzywy ryj że nawet stara baba by się nim nie zainteresowała, a ty tylko się nad nim zlitowałaś oraz by już się z tobą nie kontaktował. - odpowiedziała z pełną powagą.

- Jestem ci winna piwo - stwierdziłam lekko rozbawiona, a następnie pożegnałam się. Po zakończeniu połączenia włączyłam instagrama i zaczęłam przeglądać komentarze pod postem, ogłaszającym przełożenie otwarcia. Nie dość, że komentarzy było o połowę mniej łącznie z polubieniami to jeszcze treść wiadomości była dość podobna do siebie: „Będę wtedy zajęta." „Za dwie godziny pewnie znowu przełożą." „ Na ten termin mam już plany. " - Ej, ludzie, mamy chyba problem.

- Jaki? - dociekał zaciekawiony Max, a ja podałam mu mój telefon. - O kurwa. - zaczął pokazywać innym ekran mojego telefonu.

- Musimy wymyśleć coś, co ludzi zachęci do przyjścia na otwarcie. - zaznaczyłam, a Erica przytaknęła delikatnie.

- To proste. Darmowe dziarki! - wygłosiła zadowolona, a Max na nią spojrzał oburzony.

- No ciebie chyba pojebało. Jak mi ktoś powie, że chce cały rękaw to przecież jebne. - zauważył załamany.

- W takim razie wprowadźmy jakieś ograniczenie co do tego jak duży ma być ten tatuaż. - zaproponował Tony, wjeżdżając na autostrade.

- Piętnaście centymetrów myślę, że powinno być okej. - ustaliła, a Max z lekkim westchnięciem przytaknął.

- Napisze do Nathalie, by ogłosiła tą akcje na swoim i firmy instagramie. - oznajmiłam, pisząc już wiadomość.

Po kolejnych minutach pojawiliśmy się pod budynkiem, do którego niedługo później weszliśmy. Już na progu zaatakowali nas nasi przyjaciele.

- Co ty do cholery jasnej robiłeś w niemczech?! - dociekała Emily.

- Mnie bardziej interesuje jak on się dogadał z tym niemcem. - stwierdził Will unosząc brwi.

- Powiem wam tak; całowałem się z wieloma osobami, ale ten jeden raz zapamiętam do końca. Kiedy całowałem się z tym milionerem. - ogłosił Max, a wszyscy wyszczerzyli oczy.

- Co tam się odjebało? - Dopytał

- Max wczoraj najwyraźniej znalazł sobie jakiegoś niemieckiego milioneraa, a dziś brałby z nim ślub. - odpowiedział Tony.

- Jeśli oni nie będą razem to nie wierzę w miłość - mruknęła cicho Erica z szyderczym uśmieszkiem.

- Chodźcie, musicie się ogarnąć, bo wyglądacie tragicznie. - w tym momencie spojrzałam na moje poplątane włosy, nagie stopy, bo strasznie niewygodnie mi się już chodziło w szpilkach no i na moją pogniecioną sukienkę. Dobrze, że w okolicy nie miałam lusterka, ponieważ pewnie bym się załamała. W następnej kolejności spojrzałam na moją siostrę i od razu prychnęłam głośno, gdyż jej makijaż wglądał jakby ktoś wylał na nią kubeł wody i to w dodatku z rozpuszczalnikiem.

- Stara, wyglądasz jeszcze gorzej! - krzyknęła oburzona i zaczęła mnie bić, a ja zaczęłam uciekać do łazienki. Tam chwyciłam ją za nadgarstki, śmiejąc się, by powstrzymać ją od kojejnego uderzenia. Ona też zaczęła się lekko śmiać i wyrwała się z mojego uścisku i zaczęłyśmy na zmianę sobie lekko oblewać twarz wodą z kranu by zmyć nasz makijaż. Gdy było już po wszystkim wyszłyśmy z łazienki i zobaczyłyśmy jak Emily próbuje ładnie ułożyć garnitur Maxa, a Will śmiał się z niego na cały głos bo wyglądał jak jamnik. Nathalie wieszała zdjęcia tatuaży Maxa, a Tony i Scott wydzierali się na siebie ponieważ nie mogli się zdecydować jaki kolor balonów zawiesić na ścianach.

- Mówię ci, do cholery jasnej, że czarne będą na podłodze, a czerwone będą powieszone! - wydarł się Scott, machając rękoma.

- Lepiej będzie pasowało jak czerwone będą na ziemi, bo jak będą powieszone to będą się wtapiać w cegłę. - wskazał na ceglaną ściane za nim.

- No i co z tego?! Czarne balony będą bardziej pasować do podłóg! - wykrzyczał.

-Kłócicie się jak stare dobre małżeństwo. - rzekła Erica, opierając się o ścianę.

- A ty wyglądasz jak troll, krasnalku. - stwierdził Tony, wywracając oczami.

- Ja mam pomysł. Po prostu pomieszajcie kolory i wtedy powieszone będą i czerwone i czarne. - zaproponowała Nathalie, nie odwracając wejrzenia od prac które wieszała na ścianie.

- Niech będzie. - powiedział z westchnięciem Tony i zaczął iść do stołu, na którym leżały balony.

- Ale i tak jakby tylko czerwone były powieszone byłoby najlepiej! - uznał, kręcąc w powietrzu palcem wskazującym i doganiając Tony'ego.

Zaczęliśmy ozdabiać pomieszczenie, a następnie pożyczłam od Emily kosmetyki, którymi ja oraz moja siostra się pomalowałyśmy. Sukienkę starałam się lekko wygładzić, co w miarę mi się udało. Założyłam moje szpilki i już byłam gotowa. Wszyscy byli.

Nadeszła godzina szesnasta, a co za tym idzie ludzie powoli zbierali się do środka. Max witał ich wszystkich po kolei i każdy miał osobę towarzyszącą, a jego partnerką była Erica. Willa partnerką była oczywiście Emily, natomiast partnerką Scotta była Nathalie. Moja osoba towarzysząca mnie olała i nie przyszła. Tony tak samo jak ja nie miał żadnej partnerki.

Gdy w salonie zebrał się już spory tłum, trzymający kieliszki szampana, Max podszedł do mikrofonu, w który postukał by zebrać uwagę, a Erica stała tuż za nim z szerokim uśmiechem na twarzy, wyglądając przy tym przepięknie. Wyciągnęłam telefon i jak każda dumna mama zaczęłam nagrywać chłopaka, który zaczął przemawiać

- Witam Was wszystkich na otwrciu mojego pierwszego salonu tatuażu! - wykrzyczał szczęśliwy - W tym salonie obowiązuje jedna zasada; każdy może tu mówić co chce i wyrazić siebie. Dlatego zacząłem robić tatuaże bo ciało każdego człowieka traktuje jak dziennik, w którym możemy zapisać każdą swoją myśl. Chciałem również osobiście Was przeprosić za przełożenie daty otwarcia, bo była to tylko i wyłącznie moja wina, gdyż dziś brałbym pewnie ślub w Niemczech, ale na szczęście wytrzeźwiałem. - poinformował, a w pomieszczeniu rozległ się głośne śmiechy. - Tak jak już mówiłem. Chce by każdy w tym miejscu mógł wyrazić siebie i powiedzieć to co w innym miejscu byłoby nieodpowiednie, dlatego chce by każdy z Was w tym dla mnie ważnym dniu mógł pozostawić coś po sobie. - wyciągnął rękę w stronę Erici, która zza lady wyciągnęła wózek, na którym było mnóstwo czerwonych, czarnych i różowych sprejów. Brunetka powoli podała mu różowy sprej. - Każdy tego dnia może podejść po sprej i oddać cząstkę siebie tak samo jak ja oddaje cząstkę siebie na waszych ciałach. - mówiąc to zaczął pisać na ścianie dzisiejszą datę. Wtedy w całym pomieszczeniu rozległ się dźwięk oklasków i gwizdów.

Szybko każdy podszedł do wózka i wyjmował sprej, a w pewnym momencie sama pokusiłam się by wyjąć krwisto czerwony sprej. Powoli krążyłam po pokoju i zastanawiałam się co narysować. Mimo, że nie chciałam by było to coś smutnego to nic innego nie czułam, bo czułam samotność. W pewnym momencie stanęłam przed kawałkiem pustej białej ściany. Postanowiłam narysować połowę serca, z którego ciekły kropelki krwi. A niżej postanowiłam narysować małpkę. Ulubione zwierzę Tony'ego.

Odeszłam od ściany i wypiłam zawartość kieliszka. Następnie podeszłam do Maxa, który przygotowywał się do robienia pierwszego tatuażu tego wieczora.

- Ej Livia! - wrzasnął za mną gdy już odchodziłam - Będziesz chciała dziarkę? - zapytał, gdy się odwróciłam.

-Sama nie wiem. - przeciągnęłam nieprzekonana, a wtedy poczułam na swoich ramionach ręce Willa.

-Dawaj, raz się żyję. - zachęcał Will.

- Niech będzie - jęknęłam, a wtedy Will podskoczył zadowolony.

- Zawołam cię za niedługo jak skończę ją dziarać - oznajmił zadowolony, a ja postanowiłam ponownie wrócić do głównego pomieszczenia.

Chwilę rozmawiałam z Ericą, aż nagle zobaczyłam jak Tony stoi przed moim rysunkiem. Powoli i dyskretnie postanowiłam zakraść się za nim. W pewnym momencie gdy zaglądałam zza jego pleców zobaczyłam jak dorysowywuje drugą połówkę serca, a całość złączył bandażami. Na ten widok moje kąciki ust uniosły się, aż nagle Tony się odwrócił z diabelskim uśmiechem. Podniósł mnie niezapowiedzianie i obkęcił w koło, a ja śmiejąc się biłam go lekko po barku by mnie puściłz choć podobało mi się. Gdy postawił mnie na ziemi odsłonił swoje białe zęby w uśmiechu.

- Może odrobinę za późno, ale czy ty, pani Bell, zostaniesz moją osobą towarzyszącą. - zapytał, obejmujac mnie w talii.

- Oczywiście panie Harris. - odrzekłam, wyciągając w jego stronę moją dłoń, a on ją chwycił swoją lewą ręką, a następnie, nie odrywając swojej prawej ręki od mojej talii, pocałował moja rękę. - Oh, co za dżentelmen.

- Dla ciebie zawsze.

Stanął u mego boku i ruszyliśmy w stronę Nathalie, która rozmawiała ze Scottem. Na nasz widok zielonooki wyszczerzył zęby i uniósł brwi w figlarski sposób.

- Zakochana para Tony i Olivia! - krzyczał Scott.

- Toli. Tony i Olivia. - palnęła Nathalie.

- Jesteście głupi. - odezwałam się.

- Livia! - zawołał Max, a ja ruszyłam w tamtą stronę, a niedługo później za mną poszedł Tony. - Jaki wzór chcesz?

Wtedy zaczęłam się zastanawiać, choć długo to nie trwało. Wiedziałam że chce coś co ma dla mnie znaczenie.

- Rodzinę słoni. Chce byś wytatuował mi cztery słonie. - stwierdziłam bez ogródek. Tatuaż ten symbolizuje między innymi toksyczną rodzinę.

- Mam już z tego parę wzorów, spójrz - chwycił za swój tablet, a następnie przesuwał różne zdjęcia z słoniami, a ja mu wskazałam ten, który chciałam, a już po trzydziestu minutach leżałam z wystawionym przedramieniem na fotelu. Tatuaż nie miał być wielki i przedstawiał cztery słonie dwa małe w środku i dwa duże po bokach. Max bez ostrzeżenia zaczął mnie tatuować, a Tony podszedł do mnie przeczesał moje włosy do tyłu, całując mnie w czoło i szepnął do mnie:

- Powodzenia, moja zmoro.

I odszedł. Max na przemian tatuował i przecierał moje przedramienie, a ja pozwoliłam by jedna samotna i niezauważalna łza pociekła po moim policzku, ale nie dlatego, że odczuwałam ogromny ból choć na pewno nie było to najprzyjemniejsze uczucie w całym moim życiu, ale dlatego, że zaczynałam przypominać sobie wszystkie dobre i strszne momenty w mojej rodzinie. Wychodzenie na plac zabaw z Ericą, gdy rodzice się kłócili, a momentami nawet spanie tam. Słuchanie, że nie możemy być słabe, przez co teraz bałam się płakać. Nie okazywanie uczuć. To wszystko spowodowało, że nienawidziłam i kochałam jednocześnie moją rodzinę.

*****

- Skończyłem. - oznajmił Max, zaklejając mój tatuaż.

- Dziękuję Max. - powiedziałam, podnosząc się do pozycji siedzącej.

- Widziałem tego całusa w czoło. Patrzył na ciebie jak na wyjątkowy skarb, którego szukał całe życie. Tony zakochał się po uszy - ostatnie zdanie mówił szeptem, a wtedy spojrzałam na niego z radością w oczach, a on, zauważywszy to, dodał: - I ty też.

- Nie prawda - Wstałam i szybko zmieniłam mój wyraz twarzy, po czym ruszyłam do głównego pomieszczenia. Zabrałam ze stołu kieliszek, do którego nalałam szampana i upiłam z niego łyk, a w mojej głowie krążyły słowa Maxa.

I w tej chwili, gdy się odwróciłam zobaczyłam jego z jakąś mocno wytatuowaną blondynką o piwnych oczach. Uśmiechali się do siebie szczerząc zęby.

Co ta szmata robi z moim Tonym?

Bez zawahania ruszyłam w ich stronę i niby przypadkiem się potknęłam, oblewając ją szampanem.

- Co do kurwy? - zapytała wściekła, spojrzawszy się na mnie.

- Oj to był wypadek. Może pójdź do łazienki się osuszć, albo gdzieś dalej. - stwierdziłam z morderczym spojrzeniem wbitym w nią.

- Fakt, pójdę, bo zrobiło się nieprzyjemnie.

- Z powrotem zrobi się przyjemnie jak stąd pójdziesz - skomentowałam, a ona mnie wyminęła. Tony stanął przede mną, unosząc brew z chytrym uśmiechem.

- Zazdrosna?

- Skąd taki pomysł? Po prostu nie wydaje się miłą osobą. - odpowiedziałam udając zdziwienie.

- Czyli bardzo, ale muszę cię uspokoić. To opiekunka mojego młodszego brata i ma narzeczoną.

I tak jest szmatą.

- Po prostu mi się nie spodobała. Żadna zazdrość. - oznajmiłam stanowczo.

- Nawet niewidomi to widzą. A ja mogę ci udowodnić, że nie masz o co się martwić.

- Jak?

I nagle odwrócił mnie w taki sposób, że opierałam się o ścianę w miejscu gdzie znajdowało się nasze serce. Był tak blisko, że jego mocne perfumy dostały się do moich nozdrzy. Czułam jak kolana mi się uginają pod naciskiem jego ciemnych tęczówek, a jego ręce spoczęły na mojej tali, ogrzewając mnie. Nie czekałam aż sam się do mnie zbliży, bo po chwili mój wzrok zjechał niżej do jego ust i wtem przyciągnęłam go do siebie, wbijając mu się w usta. bez namysłu odwzajemnił mój pocałunek. I kurewsko mi się to podobało.

Całowaliśmy się tak długo aż nie skończył nam się tlen. On zsunął usta w stronę mojego ucha i wyszeptał.

- Chyba jednak to ty mi coś udowodniłaś.

- O matko boska przenajświętsza... - jęknął nagle Scott, a my się odsunęliśmy natychmiastowo od siebie. Stał przed nami wraz z Willem i Nathalie. Cała ich trójka miała zszokowane uśmiechy na twarzy. Nie wiedziałam ile widzieli i to mnie przerażało. - My tu... Oglądamy balony! - krzyknął zakłopotany, spojrzawszy się na podłogę, na której porozwalane były balony.

- Chyba pójdę do łazienki. - wymamrotwałam i pobiegłam w stronę pomieszczenia. Zanim weszłam zapukałam i tam dopiero pozwoliłam sobie na uspokojenie moich myśli które krążyły wokół jednej osoby.

*****

Impreza się zakończyła, a my całą grupą zostaliśmy dłużej, by oblać sukces otwarcia. Wypiliśmy dość dużo, a gdy uznaliśmy, że to koniec postanowiliśmy, że każdy pójdzie do mojego i Tony'ego mieszkania. Jedyną osobą, która nie piła była oczywiście Erica, choć miałam podejrzenie, że i tak odrobinę czegoś podpiła, ale nie byłam na nią aż tak zła za to. Szliśmy, bujając się na boki i śpiewając piosenki:

- Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści. Hej, ha! Kolejkę nalej! Hej, ha! Kielichy wznieśmy! To zrobi doskonale morskim opowieściom. Hej, ha! Kolejkę nalej! Hej, ha! Kielichy wznieśmy! To zrobi doskonale morskim opowieściom. Łajba to jest morski statek. Sztorm to wiatr co dmucha z gestem Cierpi kraj na niedostatek morskich opowieści. Hej, ha! Kolejkę nalej! Hej, ha! Kielichy wznieśmy! To zrobi doskonale morskim opowieściom. Hej, ha! Kolejkę nalej! Hej ha! Kielichy wznieśmy! To zrobi doskonale morskim opowieściom! - darliśmy się na całe gardło chórem. Szliśmy przez pusty parking jakiegoś opuszczonego centrum handlowego, aż nagle Will krzyknął:

- Ej! Wózki tam są! - wskazał na rząd wózków sklepowych nie przypiętych do niczego.

- Kto ostatni dobiegnie ten będzie wozić! - wydarł się Max, biegnąc w tamtym kierunku, a wtedy cała nasza siódemka biegła za nim.

Pierwszy dobiegł Max, a następnie ja i Tony, później Nathalie. Wszyscy wsiedliśmy do czterech wózków i czekaliśmy krótką chwilę aż reszta dobiegnie. Emily podeszła do wózka Nathalie, a do wózka Maxa podszedł Will. Do mojego wózka natomiast powłóczył się Scott, co oznaczało, że wózkiem Tony'ego, o ironio, miała kierować Erica, która dobiegła jako ostatnia.

- No chyba to są jakieś żarty - jęknęła oburzona i zziajana, na co wybuchnęłam śmiechem.

- Chodź tu, kasnalku, i wóź króla! - krzyknął zadowolony Tony

- Chyba chuja. - prychnęła. - Wyrzucę cię z tego wózka. - zagroziła a następnie podeszła do wózka buneta. Wszyscy z naszych miejsc ruszyliśmy w tym samym czasie. Czułam wiatr we włosach i pozwoliłam ponieść się emocjom i lekkiej adrenalinie. Czułam jak Scott skręca raz w lewo, a raz w prawo, ale w pewnym momencie przez dłuższy czas jechałam prosto, aż nagle poczułam jak Scott w coś wjechał. Otworzyłam oczy i już wiedziałam, że zaraz uderzę o ziemie. Okazało się, że Scott wjechał w krawężnik, a ja wyleciałam z wózka do jakiegoś rowu. Już miałam krzyczeć, gdy zbliżalam się do ziemi, ale wylądowałam na czymś, a raczej na kimś. Wtedy stało się zrozumiałym że wylądowałam na Tonym, a co jeszcze bardziej zbawne to zetknęliśmy się naszymi ustami.

Podniosłam się szybko z jego ciała, a on wstał i chwycił mnie za ręce i podniósł mnie.

- Wszystko dobrze? - zapytał.

- Tak, jest w porządku. - odpowiedziałam, a następnie spojrzałam na górkę. - Scott!

- Krasnalu!

Ruszyliśmy oboje na górę, przedzierając się przez krzaki, a gdy udało nam się to, ujrzeliśmy śmiejących się Scotta i Erice. Czekaliśmy aż się uspokoją, a gdy do tego doszło, spojrzeli na nas.

- Ostrzegałam, królu. - zakpiła Erica, kłaniając się.

- No musiałem. - palnął rozbawiony Scott.

Kiedyś myślałam, że Scott ma głupie pomysły, a Erica ogólnie jest głupia, ale tego dnia zrozumiałam, że ja nigdy się nie mylę.

******

¹Witaj! Czy możemy wejść na teren?
²Kim jesteście?
³Jesteśmy przyjaciółmi Maxa
⁴Oh, przyjechaliście na wesele Maxa i pana Fischera?
⁵Tak, dokładnie.
⁶Zapraszam, państwa.
⁷Dziękuję!
⁸Mój ukochany!
⁹A to twoja rodzina?
¹⁰Tak jesteśmy jego rodziną.
¹¹ Możesz nam wyjaśnić, co się stało? I kim jesteś?
¹²Jestem narzeczonym Maxa, jutro bierzemy ślub. Jestem Rick Fincher, jeden z najbogatszych Niemców w kraju.
¹³Kochasz mnie, Max?
¹⁴Kocham Cię kochanie!
¹⁵Co się z nim stało?
¹⁶Zaszło nieporozumienie... Max wypił wczoraj za dużo i nic nie pamięta. Jest całkowicie hetero, przykro mi.
¹⁷Oh nie...
¹⁸Musimy już iść.

Continue Reading

You'll Also Like

131K 13.3K 13
Wraz z rozpoczęciem drugiego roku studiów spokojne życie Blake Howard niespodziewanie wywraca się do góry nogami. Przez nieprzyjemne doświadczenia ze...
12.3K 736 24
"Księżyc świadkiem każdego twojego kłamstwa." Życie Chicago Riley można by nazwać niefortunnym przypadkiem. Próbując w jakiś sposób wiązać koniec z k...
4.4K 218 28
~ Byli kwintesencją nieidealnie idealnych światów ~ • Poprawione rozdziały 20/25 ⚠️Zawiera sceny erotyczne ⚠️Wulgarny język ⚠️Samookaleczanie
7.5K 236 11
Szybka i niebezpieczna jazda kręciła młodą Aurore. Lubiła siadać za kierownicę. Dziewczyna postanawia wziąść udział w nielegalnych wyścigach samocho...