5 września 2017 roku.. poniedziałek
Miał być to zwykły dzień.. jedynie wyjazd do szpitala na badania kontrolne. Z dwojga złego cieszyłam się tylko, że Ares odpuścił mi to w niedzielę, bo nie miałam na to totalnie siły ani chęci. Nie żebym teraz je miała, ale w niedziele chciałam bardziej dojść do siebie.
Już o godzinie dziewiątej wsiedliśmy do auta chłopaka.. ja zajęłam miejsce pasażera, a on standardowo był kierowcą.. odpalił samochód i zaczął się kierować w stronę szpitala. Oczywiście nie jechaliśmy do głównego szpitala, tylko do jakiegoś, o którym nie miałam nawet pojęcia, że istnieje.
Rano gdy wstałam miałam lekkie zawroty głowy, po których wylądowałam w łazience klęcząc przed sedesem i wymiotując. Nie powiedziałam o tym Aresowi, nie chciałam go bardziej martwić, a po za tym stwierdziłam, że to pewnie przez ten ostatni stres. To na pewno przez to.
Pogoda dzisiaj była okropna, całą drogę padał deszcz.. nie to, że go nie lubię bo wręcz przeciwnie. Lubiłam okres jesienny i opady deszczu wtedy zawsze siadałam blisko otwartego okna, okrywałam się ciepłym, puchowym kocykiem w ręku trzymając kubek z herbatą, a obok leżał mój szkicownik i ołówki. Tak spędzałam większość takich dni, wtedy każda kropla deszczu stawała się wyjątkowa, a ja mogłam zamknąć się w swoim świecie.
Jadąc autem przyglądałam się jak pojedyncze kropelki deszczu spływały po bocznej szybie auta.. krajobraz był tym razem szary i ponury. Miałam wrażenie, że niebo płacze razem ze mną albo nawet i za mnie.. bo ja zaczęłam być pusta w środku. W jednym momencie wróciłam do wspomnienia z dzieciństwa.. kiedy miałam jakieś sześć lat i była burza.. pamiętam jak bardzo się wtedy bałam. Mama przyszła do mnie w ciągu dnia i usiadła razem ze mną w fotelu.. przykrywając nas kocem. Pokazywała mi, że w tym co niebezpieczne i w tym co wydaje nam się straszne można znaleźć coś pięknego. Opisywała wtedy krople deszczu, szare duże chmury.. każdy piorun, który ukazał się na niebie jak najpiękniejsze dzieło jakiegoś malarza. To dzięki niej pokochałam burze, ona zobrazowała mi ją całkiem inaczej niż wyglądała.
Na to wspomnienie uśmiechnęłam się sama do siebie, co nie uszło uwadze Aresa.
— O czym tak myślisz? – zapytał
— O tym, że burza potrafi być piękna – powiedziałam spoglądając na niego
— Gdzie tu piękno? Ja widzę, a w sumie to prawie nic nie widzę bo deszcz tak mocno pada, że zasłania mi cały widok. Pioruny są niebezpieczne I często stwarzają dużo problemów. Jeśli mam być szczery nie widzę tu piękna – powiedział
— Spójrz na to inaczej – powiedziałam
— Niby jak? – zapytał
— Spójrz jak każda kropla delikatnie odbija się od każdego kawałka samochodu, jak płynie po szybie tworząc swoją ścieżkę. Jeśli przyjrzysz się piorunom to zobaczysz ich własny obraz jaki tworzą na niebie. Bo to niebo jest ich płótnem, czasem wydaje nam się, że są w różnych kolorach. Wszystko co jest w naturze na swój sposób jest piękne – powiedziałam i wróciłam do oglądania krajobrazu za oknem
— Nigdy na to nie patrzyłem w ten sposób – powiedział
— Ja kiedyś też nie – odpowiedziałam
— Komu udało się to zmienić?
— Mojej mamie, to ona potrafiła zobrazować to inaczej – powiedziałam lekko spuszczając wzrok
— Musiała być cudowną kobietą – powiedział, a w jego głosie słychać było szczerość
— Masz rację, była wyjątkowa. Wciąż nie mogę pojąć, że jej nie ma. – powiedziałam
Chłopak już nic się nie odezwał, jedynie delikatnie złapał moją dłoń i schował ją w swojej o wiele większej. Ten gest był wystarczający bym wiedziała, że mnie wspiera.. że chce mi to pokazać. Nie musiał używać słów, czasem słowa są zbędne i w tym przypadku tak było.
Uniósł moją dłoń i skierował ją w swoją stronę, zatrzymał ją na wysokości swoich ust po czym złożył na niej lekki pocałunek. A na moje poliki wkradły się ładne rumieńce.
Drugą ręką zaczęłam szybko je pocierać, żeby chłopak ich nie zauważył, nie lubiłam się z nimi.
— Są piękne i urocze, nie musisz się ich wstydzić – powiedział spoglądając na mnie tymi swoimi dużymi oczami
— Nie lubię ich – powiedziałam wciąż pocierając poliki
— Spójrz na mnie Vic – powiedział spokojnym głosem
A ja popatrzyłam na niego niepewnie. On zerknął na drogę upewniając się, że nic nią nie jedzie, gdy był już pewny ponownie skierował wzrok na mnie.
— Chciałbym żebyś kiedyś zobaczyła siebie moimi oczami – powiedział
— I co by to zmieniło? – zapytałam
— Wiele, w końcu dostrzegłabyś jaka piękna jesteś w środku i na zewnątrz – powiedział
Nie powiedziałam już ani słowa, bo nie wiedziałam nawet co odpowiedzieć. Wyjechaliśmy z miasta już jakieś dobre trzydzieści minut temu.. droga mi się dłużyła. Po kolejnych piętnastu dojechaliśmy pod mały prywatny szpital.. bo przecież publiczny był czymś złym. Dobra może nie czymś złym, ale według chłopaka bezpieczniejszą opcją był ten wybrany przez niego.
Zaparkowaliśmy na przypisanym parkingu i skierowaliśmy się do recepcji. Ja zajęłam miejsce w poczekalni, a Ares poszedł załatwić wszystkie formalności. Sięgnęłam po swój telefon i zaczęłam przeglądać instagrama. Wtedy to zobaczyłam, a raczej jego.. zobaczyłam swojego byłego z całkiem inna dziewczyną i wspomnienia wróciły, wiedziałam o co chcę zapytać Aresa. Chciałam się w końcu dowiedzieć jakim cudem to on odebrał ten telefon. Siedziałam zamyślona, dopiero jego głos i głos lekarza wybiły mnie z letargu.
— Witaj Victorio. Jak się dzisiaj czujesz? – zapytał lekarz
— Jest dobrze – odpowiedziałam
— Zrobimy Ci badania kontrolne oraz prześwietlimy twoje ciało, czy nie masz żadnych obrażeń wewnętrznych – poinformował mnie lekarz
— Jeśli taka jest konieczność – powiedziałam wzruszając ramionami
— Jeśli chcesz pójdę z tobą – powiedział chłopak
— Dam rade, dziękuję – powiedziałam
Ares został w poczekalni, a ja podążałam krok w krok za lekarzem. Wstąpiliśmy do dyżurki pielęgniarek te pobrały mi krew do badań. Później skierowaliśmy się na zdjęcie rentgenowskie i po nim gdy wstałam zaczęłam ponownie mieć lekkie duszności. Lekarz zawołał mnie do swojego gabinetu, żeby powiedzieć mi co i jak.
— Usiądź Victorio – powiedział wskazując ręką na krzesło przy jego biurku
Ja zajęłam miejsce, które mi wskazał i czekałam na to co powie. Byłam pewna, że wszystko jest dobrze, że to moje złe samopoczucie to wynik tych wszystkich sytuacji.
— Nie mam zbyt dobrych wiadomości. Podczas prześwietlenia zauważyłem u ciebie krwiaka opłucnej – powiedział
— Co to znaczy? – zapytałam
Wtedy do pokoju wszedł Ares. Popatrzył na mnie pytająco, ale ja się nie odezwałam czekałam na to co powie lekarz.
— Usiądź Aresie. U Victorii wykryliśmy krwiaka opłucnej. Nie należy on do dużych, także to nas pociesza. Wyniki też nie są najgorsze, ale będziemy musieli wykonać punkcję. Zrobimy to jeszcze dzisiaj. Po zabiegu będziecie mogli wrócić do domu, a po tygodniu wstawicie się do kontrolnego badania – powiedział lekarz
— A co jeśli coś się stanie lub zabieg się nie uda ? – pytałam zmartwiona
— Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Nie jest to nic skomplikowanego. Poddamy cię narkozie i ściągniemy płyn z płuc. – zapewnił mnie lekarz
— Ares ja.. – zaczęłam, ale chłopak już stal obok mnie
Mocno mnie objął i wtedy poczułam, że wszystko będzie dobrze.. że wszystko się uda i ułoży, a ja w końcu będę mogła żyć normalnie.
Wszystko zrobiliśmy tak jak kazał nam lekarz. Godzinę później zasypiałam już na stole operacyjnym. Wieczorem leżałam w jednym z pokojów, Ares czuwał przy moim łóżku.. bo ja wciąż byłam słaba. Lekarz zapewnił nas, że wszystko się udało i możemy opuścić szpital. Dal nam wytyczne co i jak mamy robić. Wiedziałam, że muszę się bardziej oszczędzać i nie pakować więcej w kłopoty.
Do domu dojechaliśmy późnym wieczorem, w progu przywitały nas psy oraz nasza nowa pomoc domowa. Ares również zatrudnił nowych ochroniarzy żebym mogła poczuć się bezpieczniej. Obiecał mi również, że gdy tylko wrócę do pełni sił nauczy mnie jeździć jak na wyścigach.. na samą myśl czułam podekscytowanie.