Trust me

By ksicja_

31.2K 1K 121

Bo byliśmy tylko dziećmi, które nie zasłużyły na życie w takim świecie. Ty wolałabyś mnie nigdy nie spotkać... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30

Rozdział 8

1.2K 43 7
By ksicja_

Moje oczy mocniej się otworzyły, kiedy usłyszałem trzaśnięcie drzwi. Wokół była jedynie ciemność i niezauważalny blask księżyca, który wkradał się przez okno.

Podniosłem się z poduszki, która była mokra od łez. Przez wiele godzin starałem się zasnąć, jednak były to marne próby. Nie dane mi było pozostać długo w stanie zaśnięcia. Zamknąłem się w pokoju, bojąc się świata, który toczył się za drewnianymi drzwiami.

Podniosłem się, wycierając mokre policzki o materiał niebieskiej pościeli. Nie chciałem, aby zobaczył mnie takiego. Chciałem, by spojrzał na mnie normalnie, a nie z rozczarowaniem.

Może to dlatego poświęciłem na uspokojenie siebie, aż tyle czasu. Dopracowując nawet mało znaczący fragment.

Wziąłem głęboki oddech i postawiłem bose stopy na zimnych dębowych panelach. Kilka kroków, by wyciągnąć rękę ku górze, otwierając drzwi. Zwinnie przeszedłem na dół, wchodząc do salonu, gdzie siedział mężczyzna.

Jego wzrok nie odrywał się od komórki. Jasne światło wyostrzało rysy twarzy i uwydatniało błękitne tęczówki zakryte pojedynczymi rzęsami.

- Tato? - chciałem zwrócić jego uwagę na siebie.

Próbowałem uniknąć siedzenia samemu w pokoju, trzymając w sobie ten niewyobrażalnie wielki ból. Miałem dość wylewanie pustych łez, które pokazywały tylko moją słabość. Pragnąłem wysłuchania tego bólu, zwykłego zapytania "Czy wszystko w porządku?".

- Czego chcesz? - lodowate oczy spojrzały na moją twarz.

Właśnie w tej chwili żałowałem, że odważyłem się tu zejść. Gardło zacisnęło się, nie pozwalając przedostać się powietrzu do płuc.

- Widzisz przecież, która jest godzina. Powinieneś już dawno być w łóżku.

- Nie mogłem zasnąć i pomyśla... - jego cierpki śmiech wszedł mi w słowo.

- I przychodzisz do mnie z tak błahego powodu - zaczął grzebać coś przy swoim krawacie, pozostawiając ciężar swojego spojrzenia.

Po chwili oplatający jego szyję materiał opadł na jedno z ramion fotela. Rękawy koszuli zostały rozpięte i podwinięte do połowy przedramienia.

- Nie chciałem być sam - po tych słowach opuściłem głowę do dołu. Mój głos był niczym szept.

- I co mam z tym zrobić? Zasłużyłeś na tę samotność - zimny ton głosu taty spowodował nieprzyjemne dreszcze na mojej skórze.

- Ale ja nie chce - podniosłem głowę, zbierając wszystkie swoje siły, by po moim policzku nie spłynęła żadna łza.

- Tak działa życie. Czas w końcu do tego przywyknąć - podniósł się, patrząc się na mnie z jeszcze większą wyniosłością. - Ludzie sprawiają, że robisz się słabszy.

- Niby w jaki sposób?

- Mnie pytasz? To ty płaczesz przez cały tydzień za osobą, którą już więcej nie zobaczysz - cierpko się zaśmiał. Zabrał swoje pozostawione rzeczy, wyminął mnie i odszedł. Jego biała koszula zniknęła w ciemności nocy.

Zostawił mnie samego. W ciemnym salonie z jeszcze większym bólem. Ze słowami, które teraz kołatały, nie dając mi  ani chwili spokoju. Byłem dla niego definicją słabości. Musiałem się zmienić by nie odczuwać wszystkiego tak mocno, by on mógł spojrzeć na mnie i nazwać swoim synem.

Miałem się zmienić dla niego.

- Tyler... - ciepłe dłonie poruszały się po moim czole, odgarniając włosy z oczu. Dotyk był na tyle przyjemny, że zostawiał po sobie ledwo wyczuwalne mrowienie na skórze.

Łagodziło to ból, który roznosił się wewnątrz mojej głowy. Czułem się, jakbym co najmniej wczoraj był na zajebistej imprezie, a teraz dopadł mnie poranny kac.

Zebrałem w sobie siły i powoli otworzyłem swoje oczy, które zostały oślepione mocnym światłem i obecnością brunetki.

Najwidoczniej chyba za bardzo zabalowałem.

Zamrugałem kilka razy, pozwalając się przyzwyczaić oczom do otoczenia. Jednak kiedy dokładniej zobaczyłem na rysy twarzy dziewczyny, ze strachu odsunąłem głowę, uderzając w szafkę.

- Hej, spokojnie - nieznacznie podniosła dłonie w moją stronę.

- Nie dotykaj mnie - stanowczo zaprzeczyłem, by nie musieć znowu czuć jej dotyku.

- Przed chwilą cały drżałeś, możesz mieć wstrząs mózgu - wpatrywałem się na nią niezrozumiale.

Rozejrzałem się dookoła, dostrzegając, że leżałem pomiędzy szafkami kuchennymi. Byłem niedbale przykryty czarnym kocem. Po lewej stronie stał chłopiec, spoglądając na mnie z uwagą. To była moja kuchnia, mój dom...

- Co ty tutaj robisz?! - mój ton był ostry, powodując, że dłonie brunetki owinęły się wokół jej klatki piersiowej.

- Musisz się uspokoić - niepewny głos chłopca dotarł do mnie.

- Jak mam niby to zrobić, kiedy ona jest w pobliżu! - wykrzyczałem w jego stronę. Ta cała złość powodowała, że w mojej głowie ból jeszcze bardziej się kondensował.

- Wy się znacie? - słowa zostały skierowane do dziewczyny.

- To dosyć skomplikowane.

Przymknąłem powieki, starając się zapanować nad uściskiem. Pocierałem jedną dłonią skroń, przywołując się do porządku.

- Zaprowadzę go do salonu. Proszę, ty przynieś jakiś lód.

- Czy ty właśnie rządzisz się w moim własnym domu - zakpiłem, patrząc na nią złowrogo.

Ciepła dłoń owinęła moje ramię, mięśnie napięły się na sam jej dotyk. Moje myśli przebiegły, szukając, jakiegokolwiek punktu zaczepienia, aby się jej sprzeciwić.

- Mógłbyś pomóc - podparłem się drugą dłonią umożliwiając sobie wstanie z kuchennych płytek.

Dziewczyna mocno trzymała mnie przy sobie. Szedłem zgodnie obok niej, tam gdzie ona mnie prowadziła. Była w tym tak pewna i zarazem opiekuńcza, że nie czułem nawet potrzeby sprawdzenia, czy zaraz nie wprowadzi mnie w jakieś kłopoty.

Pod stopami poczułem szorstki dywan. Aromat waniliowych świeczek, które Charlotte stawiała na małym stoliku, unosił się w otoczeniu.

- Dobra, teraz pomału usiądź - jej dłonie kierowały mnie wprost na skórzaną kanapę.

- Mam lód - zza ściany wyłonił się Caleb. Podał owiniętą w ręcznik mrożonkę brunetce.

Przysiadła z prawej strony. To tam właśnie odczuwałem ból. Jej dłonie prześliznęły się przez moje włosy, szukając zapewne jakiegoś uszkodzenia.

- Na szczęście nie jest rozcięta - wzdrygnąłem się, kiedy zimny ręcznik dotknął mojej głowy.

- Dam sobie radę sam - odebrałem od niej materiał, pozostawiając na niej jedynie ostry wzrok.

Przyłożyłem go do swojej głowy, w myślach licząc do dziesięciu. Ich baczny wzrok ciągle śledził każdy mój ruch.

- Wszystko dobrze? Nie kręci ci się w głowie? Nie chce ci się wymiotować? - zasypywała mnie pytaniami.

- Wytłumacz mi lepiej, co robisz w moim domu?

- Ja tu pracuję - zmarszczyła brwi.

- Co kurwa robisz? - zaśmiałem się, jednak szybko umilkłem, kiedy nikt z tu obecnych nie podzielał mojego humoru.

- Opiekowałam się twoim bratem.

Chciałem już wykrzyczeć słowa mówiące o tym, że to nie jest mój brat. Zatrzymałem jednak to wszystko w sobie. Ona nie musiała o tym wiedzieć.

- Możesz już stąd wyjść - suchy ton wydobył się z moich ust.

- Nie upewniłam się jeszcze czy wszystko z tobą w porządku. Miałam zostać z Calebem aż do powrotu pani Charlott - zaczęła machać głową, jak i gestykulować dłońmi.

- Przekaże im, że to ja cię odesłałem do domu, na moją prośbę - odsunąłem lód, kładąc go na zagłówku sofy.

Wstałem na równe nogi, powstrzymując w sobie chęć złapania za swoją głowę. Wyprostowałem się i wskazałem dłonią ku wyjściu. Ona dokładnie zeskanowała moją sylwetkę i po chwili wystawioną dłoń.

Owinęła palce wokół swojego kciuka mocniej go zaciskając i podniosła się. Podeszła do lnianej torby, której wcześniej za cholerę nie dostrzegłem. Zarzuciła ją na swoje ramie. Podeszła do chłopca, kucając, aby być z nim na równi.

- Miło mi było cię poznać - posłała w jego stronę promienny uśmiech. - Gdyby coś się działo, masz mój numer.

- Dziękuję - przytaknął jej głową.

Podniosła się, odwracając teraz ku mnie.

- Do widzenia - pożegnała się i wyszła.

Zostało po niej jedynie ciche trzaśnięcie drzwiami.

- Powinieneś leżeć już w swoim łóżku - zabrałem przemoczony ręcznik, kierując się z nim do kuchni.

Słyszałem jedynie stłumione kroki na schodach, które z każdym kolejnym razem były coraz cichsze.

***

Przez cały dzień czułem na sobie baczny wzrok, każdego ucznia tej szkoły. Każdy mój niefortunny ruch był badany przez pary wścibskich oczu. Myślałem, że chociaż na stołówce opuści mnie to niekomfortowe uczucie. Jednak zawód pojawił się od razu po wejściu, gdzie grupka dziewczyn przy jednym ze stolików nie odrywała ode mnie wzroku. Aiden obok mnie zajadał się szkolnym jogurtem, kiedy ja nie potrafiłem się nawet skupić przez pary oczy patrzące na mnie.

- Nie smakuje ci - zapytała, siedząca obok mnie Sophie.

- Trochę odpłynąłem myślami.

- Lepiej szybko wracaj, ponieważ dzisiaj jest najlepszy sernik czekoladowy - rozmarzony Jacob spojrzał na swój kawałek ciasta.

- Powinieneś ograniczyć wchłanianie cukru - dziewczyna wbiła swój widelec, zabierając ze sobą nieznaczną część jego słodkości.

- Nie wypowiadaj nawet przy mnie tych haniebnych słów - zaczął machać rękami, odganiając w ten sposób dziewczynę.

Spojrzał się na nią z tak wielką powagą, że na sam ten widok wyrwało mi się parsknięcie śmiechu.

- Zobaczymy, jak ty zareagujesz, kiedy zabiorę ci twoje cynamonowe bułeczki, kilka dni przed okresem - wystawił w jej stronę język. Przesunął ciasto bliżej siebie, biorąc kolejny kęs.

- Ooo nie porównuj mnie do twoich ciągłych ciągotek do cukru.

- Przynajmniej dzięki temu cukru nie jestem tak ponury, jak ty.

- Nie ty po prostu jesteś rzadko trzeźwy.

Zaśmiałem się dźwięcznie, podnosząc wzrok na blondyna przede mną. Sądząc po niewzruszonej minie Aidena, był on chyba przyzwyczajony do ich zachowania. 

Moje oczy zetknęły się ze smukłą sylwetką dobrze znanej mi brunetki. W sumie jedynie znane co mi było to odrzut od jej uderzenia. Szła razem z siostrą Aidena z niebieską tacą, która wydawana była na wejściu. Usiadła przy mniejszym stoliku postawionym w jednym z kątów. Jej usta wykrzywiły się w śmiechu z którego po chwili wydobył się śmiech. Nie był oczywiście on słyszalny z tego powodu, że znajdowała się zbyt daleko.  Zaczęła gestykulować dłońmi, opowiadając o czymś z ogromnym zafascynowanie. Jej dłonie opadły, a oczy spotkały się z moimi.

Jakby w jednej chwili jej mimika twarzy stało się spokojniejsza. Uśmiech delikatnie opadł, a oczy przestały iskrzyć. Może była speszona tym, że przyłapała mnie na przyglądaniu się jej. Może czuła się niekomfortowo przy mnie, a może któreś z wypowiedzianych przeze mnie słów do niej dotarło. Jest jeszcze kolejna opcja, że w wyniku jej uderzenia mam teraz jakieś zwidy.

Zamrugała kilka razy rzęsami, by móc wrócić do swojego jedzenia, odwracając wzrok ku dziewczynie.

Smukła dłoń opadła na moje barki, odwracając uwagę. Już po mocnej nucie pomarańczy z kwiatami mogłem obstawiać, że była to Amber. Wzrok powiódł do mojej prawej strony, gdzie zastałem wspomnianą osobę.

- Nie wiesz, jak długo cię szukałam - uśmiechnęła się do mnie, a jej dłoń dalej pozostawała na moim ramieniu.

- I w końcu znalazłaś. Co chyba nie powinno być dzisiaj trudne.

- Co masz na myśli?

- Czuję się, jakbym był na świeczniku tej szkoły. Wydaje mi się, jakby wszystkich wzrok był utkwiony we mnie.

- Nie mylisz się - uśmiechnęła się, spuszczając wzrok na stół.

Jej włosy prześlizgnęły się do przodu. Mimo wszystko, kiedy podniosła znowu głowę, jej wygląd był perfekcyjny jak zawsze. To wyglądało, jakby wrodzone miała umiejętność dobrego wyglądania w każdej sytuacji.

- Mówiłam ci przecież, że dzięki temu nagraniu zostałeś nową szkolną gwiazdą. Każdej dziewczynie na sam twój widok robi się mokro, a zapewne co druga oddałaby ci swoje serce na tacy.

- Lepiej powiedz mi co mam zrobić, abyś ty oddała swoje serce - uśmiechnąłem się w jej stronę.

- Zmień swoje tandetne teksty na podryw, ponieważ te nie działają - poklepała moje ramie swoją dłonią. 

- Wezmę sobie tę uwagę do sera - z moich ust wydobył się subtelny śmiech.

Zauważyłem, że rozmowa przy naszym stoliku ucichła. Wszyscy byli skierowani w naszą stronę. Jacob przerwał nawet jedzenie swojego ukochanego ciasta. To sygnalizowało, że nie było najlepiej.

- Jacob, wszystko w porządku? - zamrugał kilka razy oczami, w pełni jeszcze do siebie nie dochodząc.

- Ktoś wam się bacznie przygląda - odwróciłem się w stronę Aidena. Subtelnie wskazał on przed siebie.

Przy jednym z najbardziej zatłoczonych stolików, gdzie znajdowała się tam głównie najstarsza klasa. Siedział nie kto inny jak Daniel. Patrzył na mnie, jak i na Amber z wyczuwalną wściekłością. Jego oczy nawet z tej odległości wydawały się czarne jak smoła, idealnie wpasowując się do jego lwiej grzywy.

- Ktoś chyba na ciebie czeka - odnalazłem błękitne tęczówki.

- Przepraszam, możemy porozmawiać na kolejnej przerwie? Przy wyjściu dla personelu, tam za szkołą - Jej oczy znacznie się powiększyły, pokazując, że w jakiś sposób jej na tym zależało.

- Dobrze - jedynie tyle udało mi się wydobyć ze swoich ust. Przestałem czuć jej dotyk, do którego już zdążyłem przywyknąć. Nie odwracając się w moją stronę odeszła, prosto do niego.

- Nie mów mi, że kręcisz z tą Amber Miller - rozmarzony głos Jacoba dobiegł do mojej głowy.

Moje myśli zatrzymały się na wielkiej uroczystość, na której lepiej się poznaliśmy. Jednakże Miller była z zamożnej rodziny. Uznawaną we wszystkich wiadomościach za rodzinę perfekcyjną. Powiedzenie o tym im, że spotkaliśmy się na jednej z imprez rodziców. Zobowiązywałoby mnie do zagłębienia się w moje sfery rodzinne. Mogliby już stwierdzić, że jestem wysoko postawiony, tak samo, jak ona.

A ja nie chciałem, żeby poznawali mnie od takiej strony.

- Zatańczyliśmy do jednej piosenki, na ostatniej imprezie. To wszystko - wzruszyłem ramionami, wracając do swojego jedzenia.

- Nieźle sobie ciebie wypatrzyła - poruszył dwuznacznie brwiami.

- Czyżbyś był zazdrosny? - zakpił z niego Aiden.

- I to w chuj - zrobił wielkie smutne oczy.

Zaśmiałem się, mimo to z tyłu głowy analizując każde słowo. Czy powinienem tam w ogóle iść? O czym chciała tam ze mną porozmawiać?

***

Szedłem dosyć wąskim korytarzem, który miał mnie wyprowadzić na zewnątrz. Tak jak już wcześniej zapewniłem to blondynce, szedłem właśnie na spotkanie z nią. Oczywiście nie mogło przy mnie zabraknąć chłopaków. Jacob nie darowałby sobie, gdyby ominęła go okazja do poruszania sugestywnie brwiami w obecności Amber.

- Rzadko chodzimy tymi korytarzami. Jaram się bardziej niż ty - podskoczył on do góry uradowany. Jego oczy stały się większe i nie było to spowodowane żadnymi substancjami.

- Dlaczego, nie używacie tego przejścia? - otworzyłem przed nami drzwi.

- Właśnie dlatego - w naszą stronę szedł Daniel, a za nim grupa chłopaków.

Głęboko westchnąłem, próbując nie wdać się w nim w dyskusję. Mój wzrok spoczął na blondynce. Dłońmi owinęła wokół swojej klatki piersiowej. Starała się złapać ze mną kontakt wzrokowy, jednak ja ciągle byłem rozkojarzony. Najpierw pomyślałem o równo przyciętym trawniku i murze otaczającym całą naszą szkołę. Faktycznie było to ustronne miejsce. Koleinie spojrzałem na krzywy uśmiech chłopaka, który był coraz bliżej.

- Kogo my tu mamy... - kpina wyrywała się z ust kruczo czarnego. - nie wiedziałem, że plebs tak daleka tu zachodzi.

Przewróciłem oczami na tę uwagę skierowaną w naszą stronę. Naprawdę nie miałem ochoty wdawać się w jego chore gierki. Miałem już do czynienia z ludźmi jego pokroju. Nigdy nie kończyło to się dobrze. Jednak nie wszyscy przepuścili tę uwagę mimo uszu. Blondyn skulił trochę ramiona, przyspieszając kroku.

Dylan zeskanował mnie wywyższonym wzrokiem, po czym wyminął. Chciałem już przybić sobie w myślach piątkę za to, że nie sprowokowałem kolejnej bójki. Jednak musiało to zaczekać na inny raz, ponieważ usłyszałem krótki krzyk chłopaka.

Odwróciłem się, widząc sępa stojącego nad ciałem Jacoba. Chłopak musiała się potknąć o nogę, którą wstawił w jego stronę.

- Nasza baletnica się przewróciła - śmiał się tuż nad jego głową, kiedy blondyn zacisnął z bezradności pięści na ziemi.

Zamknął oczy w których ukrywał się strach.

- Odejdź od niego - spokojny głos wypłynął z moich ust.

- Jego też będziesz tak bronił - spojrzał na swoich znajomych, którzy zaczęli śmiać się razem z nim.

Skoro już wszedłem w to bagno, zamierzałem wyjść z niego razem z Jacobem. Zrobiłem krok w stronę chłopaka, osłaniając go.

- Powiedziałem coś - w moim głosie pojawiła się chrypa. Spowodowało to, że słowa wypowiedziane wydawały się bardziej dosadne.

- Oczywiście cesarzowo - zaśmiał się ponuro i podniósł nogę tuż nad dłonią Jacoba.

Kiedy już miał opuścić ją, by wbić dłoń chłopaka głębiej w ziemię. Zrobiłem ostatni zbędny krok, położyłem dłonie na jego klatce i wypchnąłem Daniela dalej od innych. Jego nogi przesunęły się do tyłu, w ostatniej chwili łapiąc równowagę. Nim jeszcze zdążył na mnie spojrzeć, zacisnąłem dłoń w pięść i uderzyłem go w szczękę.

Kolejny chwiejny, niewielki krok. Złapał się za swoją żuchwę, poruszając nią, by w jakiś sposób przepracować swój ból. Zamknął usta, by po chwili wypluć ślinę na ziemię.

- Wiesz, co kurwa właśnie zrobiłeś - wysyczał w moją stronę, gdy każdy jego mięsień zaczął się napinać.

Na jego szyi, jak i czole wyróżniały się wypukłe żyły. Podniósł głowę, pozwalając mi spojrzeć w te wściekłe oczy.

- Darowałem ci poprzednią imprezę, ale widzę, że bardzo chcesz dostać dobrze po mordzie.

Kątem oka zauważyłem, jak Aiden pomaga wstać chłopakowi. Spojrzeli na mnie gotowi wyrywać się jako pierwsi z odsieczą. Jego znajomi zaczęli mnie okrążać, próbując wzbudzić we mnie strach. Każdy po kolei zbliżał się powoli, zachowując w tym wzrastające napięcie.

- Tym razem nie będę się krępować - od razu po wypowiedzianych słowach, zamachnął się, próbując wymierzyć we mnie cios.

Jego pięść przeleciała dosłownie milimetry od mojej twarzy, na jego twarzy wymalowała się jeszcze większa furia. W tej chwili wyglądał niczym wściekły byk, a ja byłem jego czerwoną flagą, która powiewała, zapraszając do siebie przeciwnika. Brakowało jedynie kreskówkowego dymu wydobywających się z jego nozdrzy.

Robił kolejne kroki, wymachując na zmianę pięściami. Zaczęły one trafiać we mnie. Jedno uderzenie w głowę, drugie w brzuch. Ocknąłem się, wymuszając w sobie chęć obrony. Dłonie uniosły się na wysokość naszych płuc. Każde nasze kolejne uderzenie, napędzało nas do przodu. Adrenalina w moich żyłach doprowadziła do tego, że nie zauważyłem, kiedy zebrało się tu więcej ludzi.

Dopiero teraz mogłem zauważyć, że ten plac był połączony z głównym terenem, na którym uczniowie przesiadywali przerwy.

Zamachnąłem się, uderzając z całej siły w swojego przeciwnika. Był to ostatni cios, który wykonały moje dłonie. Daniel opadł plecami na ziemię. Jego przydupasy zaczęły się kręcić, nie wiedząc, co mają zrobić.

Ciężki oddech opuścił moje usta. W głowie rozniósł się ogłuszający szum. Przebijały się przez niego jedynie pojedyncze zdziwienia ludzi, którzy zobaczyli leżącego Daniela. Ze wstrzymanym oddechem oglądali nas.

Znowu każda para oczu była skierowana w moją stronę. Ostatkami sił trzymałem się na prostych nogach. Nie było to spowodowane wyczerpaniem fizycznym, a raczej niepokojące przeczucie w mojej głowie.

Szok na twarzach ludzi wzrósł, a gdy się odwróciłem, Daniel stał już o własnych nogach. Jego oczy były ciemne, skupione na mnie. Zacisnąłem pięść, szykując się na ruch z jego strony. Postawił krok, a potem jego oczy zostały zasłonięte przez kobiecą sylwetkę.

Przed nim stałą Amer.

- Uspokój się! - krzyknęła, próbując do niego dotrzeć.

Obdarzała go niewyobrażalnie wielkim zaufaniem. Nie wahał on się przy krzywdzeniu dziewczyn, więc równie dobrze mógł zrobić to też jej. A jednak stanęła przed nim, kiedy w nim wrzał czysty ogień.

Przetarłem wierzchem dłoni krew, wypływającą z mojego nosa.

Dłonie blondynki owinęły się wokół jego ramienia. Mówiła ciągle do niego. Słowa, które były ciche, skierowane jedynie dla niego. Zamiast skierować uwagę na nią, on patrzyła na mnie. Ten wzrok niósł ze sobą przysięgę zemsty, odwetu.

Czyjaś dłoń dotknęła mojego ramienia. Odskoczyłem na bok, przypuszczając, że był to jeden z jego kolegów. Jednak ulga przeszła po moim ciele, kiedy obok mnie stał Aiden. Złapał za moje ramię, wyprowadzając mnie z kółka tych przydupasów.

Mój wzrok błąkał się po ludziach otaczających nas z każdej strony. Jakby moja sama głowa rozmnożyła ich razy dziesięć. Aiden wstrząsnął moim ciałem, próbując zwrócić moją uwagę na niego.

- Jak mocno dostałeś?

- Chyba bardzo mocno skoro się nawet nie odzywa - przejęty głos Jacoba ledwo dochodził do mnie.

- Tyler - pomachał przed moimi oczami brunet.

- T-tak - zamrugałem kilka razy, próbując wziąć się w garść.

- Wychodzimy stąd - zakomunikował, kiedy mój wzrok znowu uciekł na tłum.

Wszyscy byli skierowani w stronę Daniela oprócz czekoladowych tęczówek.

Po moim ciele przeszło dziwne uczucie. Nie wiedziałem, w jaki sposób mam je odczytać.

Chłopcy ciągnęli mnie w stronę wyjścia. Trzymali moje nadgarstki. Czując ich dotyk, spojrzałem na swoje dłonie, które były we krwi. Plamy były osadzone, głównie przy knykciach.

Odwróciłem się na spotkanie jej oczu, które tym razem były skierowane na Daniela.

Znowu widziała mnie z pięściami zanurzonymi we krwi.


Bardzo dziękuję za dwa tysiące wyświetleń
Jak zawsze zostawcie coś po sobie ;)
Do zobaczenia
Ksicja

Continue Reading

You'll Also Like

66.6K 6K 42
Gdzie Nathaniel z tęsknoty pisze wiersze o i dla Ruby.
247K 4K 25
Wystarczyła drobna chwila nieuwagi z jej strony, aby chłopak, którego prawie w ogóle nie znała, w krótkim czasie stał się dla niej ważny • Pierwsza c...
628 28 10
"To, że chcieliśmy życia z adrenaliną, nie znaczyło, że tak chcieliśmy umierać" My po prostu pragnęliśmy takiego życia. Potrzebowaliśmy dawki adrenal...
6.4K 224 24
Opowieść o tym jak człowiek nieświadomie może nas zniszczyć, po czym złożyć jak puzzle i pokazać co to miłość. _____________________________ Rozalie...