The Candidates. Panna Richwoo...

By Marcel_Moss

154K 10.3K 1.9K

KSIĄŻKA OD 17 MAJA DOSTĘPNA W WERSJI PAPIEROWEJ W CAŁEJ POLSCE. W świecie wielkich pieniędzy i pokus prawdziw... More

Playlista
Prolog + słowo od autora
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35

Rozdział 23

3.3K 234 30
By Marcel_Moss


Od dziesięciu minut kręciłam się po korytarzu i czekałam, aż Theo skończy rozmawiać z Richwoodem w jego gabinecie. Wreszcie drzwi otworzyły się, a na zewnątrz wyszedł stryj. Ubrany był w czarne spodnie i ciemnozieloną koszulę zapiętą po ostatni guzik.

- Jasmine, mogę cię prosić? - Miał poważną minę, która zwiastowała kłopoty. Niepewnie przekroczyłam próg jego przestrzennego, choć skąpo umeblowanego gabinetu z kremowymi ścianami i wyłożoną panelami podłogą. Poza drewnianym biurkiem, na którym stał jedynie zamknięty laptop, znajdował się w nim jedynie opustoszały regał. - Theo, czy mógłbyś poczekać na korytarzu? - powiedział do stojącego przy ścianie chłopaka stryj.

- Oczywiście.

Gdy zostaliśmy sami, Richwood poprosił, bym usiadła na czarnym krześle ustawionym po drugiej stronie biurka.

- Dzięki, ale postoję.

- Pozwól zatem, że ja usiądę. Wciąż czuję się pełny po obiedzie i najchętniej przespałbym resztę dnia. Niestety mam dziś wyjątkowo dużo pracy. Ale do rzeczy. - Położył ręce na blacie. - Theodore powiedział mi o swoich zamiarach. Przyznam, że trochę mnie zaskoczył. Nie przypuszczałem, że postanowi cię zabrać do Los Angeles. A już na pewno, że stanie się to tak szybko. Wygląda na to, że wzbudziłaś jego zaufanie.

- Czy możesz mi w końcu powiedzieć, o co chodzi? - powiedziałam lekko poirytowana tajemniczością Richwooda. - Gdzie właściwie chce mnie zabrać Theo? I dlaczego potrzebował do tego twojego pozwolenia?

Richwood pochylił się do przodu i spojrzał mi prosto w oczy.

- Proszę, pamiętaj, że jestem po twojej stronie. Jesteś moim największym skarbem i zawsze będę cię chronił.

- Przed czym chronił? Mam już dość tych wszystkich tajemnic! - podniosłam nieco głos.

- Nie mogę ci powiedzieć. Theodore musi to zrobić. Takie były warunki naszej umowy. Pojedź z nim do L.A., a wszystkiego się dowiesz. Tylko obiecaj mi, że nie zapomnisz, iż jestem twoim przyjacielem.

- Nie podoba mi się ta konspiracja - rzuciłam, a wtedy stryj wstał i spiorunował mnie wzrokiem.

- Obiecaj, Jasmine.

- Dobrze, obiecuję. - Przewróciłam oczami i zdenerwowana w pośpiechu opuściłam gabinet.

- Gotowa? - spytał chwilę później opierający się o ścianę Theo.

- Jeszcze pytasz? Obaj zachowujecie się jak natrętni sprzedawcy próbujący wcisnąć mi książkę z zaskakującym zakończeniem. Niby chcecie mi zdradzić co nieco na temat fabuły, ale jednak wiecie, że to zrujnuje efekt końcowy.

- Może masz rację... Uważam jednak, że musisz na własne oczy zobaczyć mój świat, by w pełni mnie zrozumieć.

- Zatem na co czekamy? Jedźmy do Los Angeles.

*

Godzinę później Kurt zatrzymał czarnego cadillaca na parkingu nieopodal dziesięciopiętrowego szpitala, przed którym stało kilka ambulansów.

- Jesteśmy na miejscu - oznajmił drżącym głosem Theo, po czym wysiadł pierwszy z pojazdu. Tymczasem siedzący obok Kurta ochroniarz zerkał na mnie przez ramię i czekał na moją reakcję.

- Chodźmy - powiedziałam do niego, zanim otworzyłam drzwi.

Wkrótce weszliśmy we trójkę do windy i wjechaliśmy na szóste piętro. Kątem oka zerkałam na Theo, który zaciskał pięści i przygryzał dolną wargę. - Dobrze się czujesz?

- Denerwuję się, bo po raz pierwszy przyprowadzam tu gościa, ale kiedyś w końcu musiałem to zrobić. - Po tych słowach spojrzał na mnie z góry i delikatnie się uśmiechnął. - Będzie dobrze, prawda?

Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć, dlatego jedynie odwzajemniłam uśmiech. Tymczasem drzwi windy rozsunęły się, a ja ujrzałam przymocowaną do ściany tabliczkę z napisem „Oddział Rehabilitacji dla Dorosłych Pacjentów w Stanie Śpiączki". Natychmiast oblałam się zimnym potem i przeniosłam wzrok na Theo.

- Chodźmy. - Skręcił w prawo i w połowie korytarza zatrzymał się przy sali oznaczonej numerem 644. Następnie przyłożył dłoń do klamki i spojrzał mi w oczy. - To tutaj. Zapraszam.

- Ty zostajesz - zwróciłam się do podążającego za mną jak cień ochroniarza. A potem przekroczyłam próg i ujrzałam rozświetlone wnętrze z dużymi oknami, śnieżnobiałymi ścianami oraz licznymi błękitnymi akcentami. Pośrodku sali stało łóżko, w którym leżała podpięta do aparatury medycznej kobieta.

- Theo, czy to...

- Przedstawiam ci moją mamę, Estelle Eaton - odrzekł wzruszony chłopak. - Śmiało, możesz podejść bliżej.

Zaskoczona tym, co widziałam, zrobiłam trzy kroki do przodu i przyjrzałam się przepięknej kobiecie po czterdziestce, która przypominała śpiącą królewnę. Miała lśniące, czarne włosy, bladą, pozbawioną zmarszczek twarz i lekko spierzchnięte usta.

- Theo, ja... nie miałam pojęcia... Co się stało?

Theo przełknął ślinę i odrzekł:

- Jeszcze rok temu nie byłem nawet w stanie o tym mówić. To będzie bardzo bolesna historia, dla ciebie również. Na pewno chcesz się z nią zmierzyć?

- Jestem gotowa - odrzekłam, a wtedy Theo zgarnął spod ściany dwa krzesła i postawił je przy łóżku. Gdy na nich usiedliśmy, chwycił kobietę za dłoń i pocałował ją. - Cześć, mamo. Przepraszam, że nie było mnie aż dwa tygodnie, ale miałem dużo pracy. Nie uwierzysz, ale przyprowadziłem ci gościa. Poznaj Jasmine, krewną pana Richwooda, o której jeszcze do niedawna nikt nie wiedział. Szaleństwo, co nie?

- Dzień dobry, pani Eaton - powiedziałam niepewnie.

- Możesz jej mówić po imieniu. Zawsze wszystkich prosiła, by to robili. Nie znam drugiej tak towarzyskiej osoby. W sumie mam to po niej. - Pochylił się w moją stronę i wyszeptał mi do ucha: - Tylko nie mów jej, że po tym, jak tu trafiła, zmieniłem się w łajdaka i gbura.

- Bez przesady. Nie jesteś aż taki zły - odparłam, na co Theo zareagował cichym śmiechem. - Dlaczego twoja mama jest w śpiączce? Co się właściwie stało?

- To był ciepły, kwietniowy wieczór. Pamiętam, że tego dnia byłem w wyjątkowo dobrym nastroju, bo projekt, który przygotowywałem na stanowy konkurs, został bardzo pozytywnie oceniony przez dziekana. Akurat szykowałem się do wyjścia na miasto, by świętować ze znajomymi, którzy powoli gromadzili się w naszym ulubionym barze nieopodal uczelni. Po paru drinkach mieliśmy się przenieść do mieszkania koleżanki i tam kontynuować noc. Wiem, zwykle ludzie zaczynają od domówek, a potem idą na miasto, ale w naszym przypadku zawsze było na odwrót. Zresztą nieważne. Gdy byłem już gotowy do wyjścia, odebrałem telefon od mamy. Była taka szczęśliwa, gdy dowiedziała się, że prawdopodobnie mój projekt będzie reprezentował uczelnię w konkursie. Nie rozmawialiśmy jednak zbyt długo, bo stała za barem i obsługiwała klientów.

- Twoja mama pracowała jako barmanka?

- Tak, i to przez dziesięć lat w tej samej knajpie. Nie lubiłem tego miejsca, bo cuchnęło potem i papierosami. Na dodatek przychodziły tam śliskie typy, ale mama podkreślała, że to stali, zaufani klienci. Wiele razy proponowałem, że pomogę jej znaleźć inną pracę, ale ona upierała się, że niczego nie będzie zmieniać. Zawsze taka była. Gdy popadała w rutynę, trudno jej było się z niej wydostać. Wprawdzie wyciągała sporo z napiwków, ale nawet niezłe zarobki nie były w stanie mnie przekonać do zmiany zdania. Zatęchły bar to nie miejsce dla takich kobiet jak mama. Z jej wykształceniem powinna była nauczać w liceum. Wiedziałem jednak, że nie uda mi się jej przekonać. Przestałem się już nawet łudzić, że zgodzi się na przeprowadzkę do Bostonu. Sorry, rozgadałem się.

- Nie szkodzi. To miłe, że dzielisz się ze mną tą historią - odrzekłam ze spokojem w głosie, choć wewnątrz aż kipiałam od skrajnych emocji. Wydawane przez aparaturę odgłosy i widok leżącej bezwładnie w łóżku mamy przyprawiały mnie o gęsią skórkę. - Co było potem?

- Dochodziła pierwsza w nocy i byłem już po kilku drinkach, gdy odebrałem telefon od nieznanego numeru. Do dziś brzęczy mi w głowie niski, męski głos mówiący: „Theodore Eaton? Dzwonię do pana, ponieważ poszkodowana miała pana ustawionego jako osobę pierwszego kontaktu". Od razu wiedziałem, że stało się coś złego. Poprosiłem mężczyznę, by się nie rozłączał, po czym wybiegłem z mieszkania, nie żegnając się z nikim, i przeszedłem jak w transie kilka mil do mojej kawalerki. Dowiedziałem się, że mama została dotkliwie pobita przez naćpanych, agresywnych typów, którzy wtargnęli do baru. Oprócz niej rannych zostało dwóch mężczyzn.

- Boże, Theo... - westchnęłam, przykładając dłoń do ust.

- Przez następne godziny wydzwaniałem do szpitala i próbowałem się czegoś dowiedzieć na temat mamy. Cały czas słyszałem tylko, że jest operowana i muszę się uzbroić w cierpliwość. W międzyczasie kupiłem bilet na poranny lot do Los Angeles. Wydałem połowę oszczędności, ale w tamtej chwili nie dbałem o pieniądze. Liczyło się dla mnie tylko to, by jak najszybciej znaleźć się przy mamie. - Theo przerwał opowieść, by pocałować kobietę w dłoń. - Niestety obrażenia były tak poważne, że lekarze musieli ją wprowadzić w stan śpiączki farmakologicznej. Uwierzysz, że te potwory rozbiły jej butelkę alkoholu na głowie, a potem powalili ją na podłogę i przez wiele minut kopali z całej siły po całym ciele?

- To straszne...

- Mało powiedziane. - Theo pociągnął nosem, nie odrywając wzroku od mamy. - Gdy nazajutrz dotarłem wymęczony do szpitala, lekarze kazali mi się przygotować na najgorsze. Uraz głowy wywołał silny krwotok i istniało ryzyko uszkodzenia mózgu. Usłyszałem, że mama może się już nigdy nie obudzić. Wtedy nie chciałem w to wierzyć. Była przecież taka dobra i zawsze uczciwa. Nie zasługiwała na taki los. Pamiętam, że gdy lekarze pozwolili mi wejść do jej sali, ścisnąłem jej dłoń i w kółko powtarzałem, że z tego wyjdzie. - Ponownie pociągnął nosem i przetarł szybkim ruchem dłoni załzawione oczy. - Później wspominałem dzieciństwo i opowiadałem jej o swoim życiu w Bostonie. Obiecałem jej, że gdy wydobrzeje, ściągnę ją do siebie i zamieszkamy razem w większym mieszkaniu. Naprawdę wierzyłem, że wszystko skończy się dobrze. - Spuścił głowę i dodał: - Dziś już w nic nie wierzę.

- Rzuciłeś studia, by być bliżej niej - szepnęłam. - Tylko dlaczego nie powiedziałeś o niczym swoim przyjaciołom? Casper do dziś nie zna prawdziwego powodu twojej wyprowadzki z Bostonu. Myślałam, że byliście ze sobą blisko...

- Nie mogłem nikomu powiedzieć - odrzekł enigmatycznie.

- Dlaczego?

Theo wydał z siebie głośne westchnięcie, po czym wyjaśnił:

- Taką miałem umowę z twoim stryjem.

Zapanowała kilkusekundowa cisza, którą przerwałam pytaniem:

- Nic nie rozumiem... Co Richwood ma wspólnego z pobiciem twojej mamy?

Theo puścił dłoń kobiety i przestawił krzesło tak, by siedzieć do mnie przodem.

- I tu przechodzimy do sedna sprawy: jednym z napastników okazał się być syn bliskiego współpracownika Richwooda. Chłopak od dawna był uzależniony od narkotyków i obracał się w podejrzanym towarzystwie. Tamtego wieczora szwendał się z kumplami po okolicy i szukał zadymy. Pech chciał, że znaleźli się w pobliżu baru, w którym pracowała mama.

- Zaczekaj, bo nadal nie wszystko rozumiem... Jaką rolę w tej sprawie odegrał mój stryj? Na co konkretnie się z nim umawiałeś? - wypytywałam.

- Dwa dni po zajściu Richwood odwiedził mnie w towarzystwie trzech prawników i pięciu ochroniarzy. Okazało się, że wiedział, kto pobił mamę, zanim policja zdążyła przesłuchać wszystkich świadków. Po tym, jak jeden z ochroniarzy zabrał mi smartfona i laptopa, prawnicy Richwooda przedstawili mi propozycję ugody. Mówiąc w skrócie: twój stryj chciał zapłacić mi sporo pieniędzy za milczenie i niedociekanie sprawiedliwości w sądzie.

- Dlaczego tak mu na tym zależało?

- Richwood nie chciał skandalu, a ojciec tego chłopaka był dyrektorem i twarzą Futurasics.

- Tej firmy produkującej smartfony i laptopy? Nie wiedziałam, że należy do stryja...

- Teraz już wiesz. Słyszałaś o Jeremym Dealu?

- Jeremy Deal... - Podrapałam się po brodzie. - Brzmi znajomo.

- Na pewno go kojarzysz. Kręcone włosy, wiecznie ten sam srebrny garnitur i kwadratowe okulary. Ostatnio było o nim głośno, gdy przechwalał się, że za pięć lat Futurasics wyprzedzi w zyskach Apple. Oczywiście to tylko marketingowy bełkot, ale gdy tylko media podchwyciły temat, sprzedaż smartfonów poszybowała.

- Okej, wiem, o kim mówisz. Czyli to jego syn skatował twoją mamę? Niewiarygodne... Dlaczego media milczały na ten temat?

- Teraz rozumiesz, jaką moc mają pieniądze Richwooda. Usłyszałem, że albo wezmę kasę i zapomnę o całej sprawie, albo twój stryjaszek zniszczy mi życie jednym kiwnięciem palca. Chciało mi się płakać, gdy z uśmiechem satysfakcji stwierdził, że ze swoimi kontaktami w policji i sądach i tak bez problemu uda mu się uchronić tych sukinsynów przed poniesieniem kary.

- Chyba mu nie uwierzyłeś? Jestem pewna, że próbował cię tylko nastraszyć.

- Też wtedy tak myślałem, ale z drugiej strony sama pomyśl: niby w jaki sposób ja, szary obywatel, mogłem walczyć z najbogatszym człowiekiem na świecie? - Theo wzruszył ramionami. - Mimo to kazałem mu się wynosić. Nie zamierzałem pozwolić na to, by ktokolwiek mnie uciszał. Gdybym się zgodził, ośmieszyłbym mamę.

- Słusznie. Co było potem?

- Goryle Richwooda zaciągnęły mnie do limuzyny. Następnie pojechaliśmy do szpitala, gdzie Richwood wyściskał się z ordynatorem oddziału, na którym leżała mama, i poprosił go, by wezwał lekarza prowadzącego. - Theo zrobił pauzę, gdy zaczął mu drżeć głos. - Uwierzysz, że na moich oczach rozkazał mu odłączyć mamę od aparatury?

Gdy to usłyszałam, omal nie spadłam z krzesła.

- Niemożliwe... - Wpatrywałam się w Theo z niedowierzaniem. - Chyba lekarz się nie zgodził?

- Spojrzał na ordynatora, który skinął głową. Byłem tak wstrząśnięty, że dosłownie nie mogłem się ruszyć. Wtedy Richwood położył mi dłoń na ramieniu i spytał, czy tego właśnie chcę dla mamy. Zademonstrował mi swoją siłę i dał do zrozumienia, że nie miałem żadnych szans w starciu z nim.

- Theo, ja... - Przyłożyłam palce do skroni. - Po prostu nie mieści mi się to w głowie... Ale że Richwood...?

- Jeszcze tego samego dnia podpisałem ugodę. To dlatego przez ostatnie trzy lata Casper i reszta moich przyjaciół nie wiedzieli, dlaczego zniknąłem. Może gdybym cokolwiek im powiedział, zanim zjawił się Richwood... - westchnął Theo, po czym wstał i zbliżył do matki. - Byłem jednak w takim transie, że nie myślałem o tym, by z kimkolwiek się kontaktować. Liczyła się dla mnie tylko mama. - Pochylił się i pocałował kobietę w czoło.

- A co z pieniędzmi? - spytałam, gdy Theo wrócił na miejsce.

- Nie wziąłem ich - odrzekł pozbawionym emocji głosem.

Zrobiłam wielkie oczy.

- Ale... dlaczego? Twoja mama ich potrzebowała...

- Gdybym przyjął łapówkę, dałbym Richwoodowi do zrozumienia, że popieram jego proceder. Równie dobrze mogłem go poklepać po ramieniu i powiedzieć: „Gratulacje, stary, dzięki swojemu ogromnemu majątkowi możesz dowolnie obchodzić prawo i robić wszystko, na co tylko masz ochotę". - Theo westchnął głośno z rezygnacją. - Wiedziałem, że te pieniądze będą nam potrzebne, ale znałem mamę i byłem przekonany, że na moim miejscu też by ich nie przyjęła.

- Richwood dostał to, co chciał, a ty zostałeś z niczym - zauważyłam, drżąc z narastającej we mnie wściekłości na stryja.

- Przez pierwsze miesiące chwytałem się, czego popadnie. Doszło do tego, że pracowałem w trzech miejscach jednocześnie i nie miałem choćby chwili wolnego czasu. Zarobione pieniądze nie wystarczały jednak na utrzymanie się i pokrycie kosztów leczenia mamy. W końcu pogodziłem się z tym, że sam sobie nie poradzę.

- Skontaktowałeś się z Richwoodem - wyprzedziłam jego opowieść.

Theo spuścił głowę i odrzekł:

- Codziennie tego żałuję, ale nie miałem wyboru. Pamiętam dzień, w którym po raz pierwszy przyjechałem do Hidden Hills. Nie mieściło mi się w głowie, że można być aż tak bogatym. Podczas gdy Richwood relaksował się w gigantycznym pałacu z kilkudziesięcioma pokojami, ja cisnąłem się w starej kawalerce, a mamie groziło przeniesienie do mniejszej, nieprzystosowanej do niej sali w szpitalu. Poczucie niesprawiedliwości do tego stopnia mnie przygniotło, że gdy Richwood wyszedł mi na powitanie i zaprosił do swojego królestwa, miałem ochotę powalić go na ziemię i okładać pięściami tak długo, aż nie wyda z siebie ostatniego tchu. Zamiast tego rozkleiłem się jednak jak dziecko i poprosiłem go o pomoc.

- Jak zareagował Richwood? - spytałam, a wtedy Theo spojrzał na matkę i pomasował ją dłoni.

- Zaoferował mi tę samą sumę co poprzednio. Łaskawca! - prychnął pogardliwie Theo. - Wierz mi, że byłem blisko wzięcia tych pieniędzy. W sumie po to tam pojechałem. Gdy jednak spojrzałem mu głęboko w oczy, dostrzegłem w nich przekonanego o swojej wyjątkowości potwora. Odmówiłem, a potem zrobiłem coś, co sprawia, że do dziś nie mogę spojrzeć na siebie w lustrze i nie poczuć bolesnego ukłucia w sercu.

- Poprosiłeś go o pracę...

- Tak. Uznałem, że tylko tak uratuję mamę, a jednocześnie pozostanę wiernym swoim przekonaniom. Richwood zaproponował mi ogromną wypłatę, ale poprosiłem go wyłącznie o kwotę, która pokryje miesięczne koszty leczenia mamy. Odmówiłem nawet zamieszkania w luksusowym apartamencie na drugim piętrze i wziąłem najmniejszy wolny pokój.

- Dlaczego zatem przeniosłeś się do dworku?

Theo wypuścił powoli powietrze ustami i wyjaśnił mi, że nie był w stanie żyć z Richwoodem pod jednym dachem.

- Przez pierwsze tygodnie nie sypiałem po nocach, bo wciąż myślałem o tym, że diabeł, który zagroził odłączeniem mamy od aparatury, mieszkał w pokoju na tym samym piętrze. Rozważałem nawet powrót do Los Angeles, ale ostatecznie po rozmowie z Richwoodem uznałem, że przeniosę się do dworku. Twój stryj nigdy nie zapuszcza się na wzgórza, więc mam od niego spokój. Bywa, że przez tydzień nie widzę jego gęby. Mogę w spokoju wykonywać swoją pracę i nie musieć znosić jego towarzystwa. - Po tych słowach Theo spojrzał mi w oczy i rozłożył ręce. - Teraz wiesz już o mnie wszystko.

Przez następne minuty siedziałam w milczeniu przy łóżku i obserwowałam Theo, który najpierw poprawił mamie poduszkę, a potem przetarł jej usta mokrym wacikiem. Był wobec niej czuły i delikatny. Każdy jego gest dowodził tego, jak silna łączyła ich więź. Nagle stało się dla mnie jasne, że Theo nie był złą osobą. Był kochającym synem, lojalnym przyjacielem i pełnym poczucia humoru chłopakiem, któremu trzy lata temu zawalił się cały świat. Postawiony w sytuacji bez wyjścia zrobił coś, co do dziś wywoływało w nim gniew. To nie tak, że nie lubił ludzi. On po prostu nie lubił swojego nowego życia i nie widział nadziei na poprawę sytuacji. Zachowując się opryskliwie wobec innych, dawał ujście swoim frustracjom. Gardził też bogaczami, którzy w jego mniemaniu uważali się za lepszych od innych. Nie byłam sobie w stanie wyobrazić, jak bardzo cierpiał.

- Dziękuję, Theo - powiedziałam godzinę później, gdy kroczyliśmy w kierunku stojącego na parkingu cadillaca, przy którym czekał na nas Kurt. - Domyślam się, że zaproszenie mnie do twojego świata kosztowało cię wiele stresu.

- Obiecaj mi, że to wszystko zostanie między nami. Nawet twoi przyjaciele nie mogą nic wiedzieć. Umowa z Richwoodem wciąż mnie obowiązuje. Nie chcę wiedzieć, do czego by się posunął, gdybym ją złamał.

- Nie wierzę, że byłby w stanie skrzywdzić ciebie lub twoją mamę. Nie może być aż takim potworem.

- Wybacz, że to powiem, ale jesteś bardziej naiwna, niż sądziłem. - Theo spojrzał na mnie z wyraźnym rozczarowaniem w oczach. - Myślałem, że gdy poznasz prawdę o swoim stryju, zrozumiesz, że jest zdolny do wszystkiego. Chyba nie sądzisz, że to wszystko zmyśliłem?

- Wiem, że nie - zadeklarowałam. - Po prostu potrzebuję czasu, by przetrawić to, czego się od ciebie dowiedziałam. Nagle okazuje się, że Richwood nie jest tym, za kogo go miałam. Może zbyt wcześnie obdarzyłam go zaufaniem?

- Sama musisz sobie odpowiedzieć na to pytanie - powiedział cicho Theo, zanim Kurt otworzył mu drzwi do auta. - Pamiętasz, jak niedawno powiedziałem ci, że moim zdaniem Richwood ma wobec ciebie poważne zamiary i czas działa na twoją niekorzyść?

- Sugerujesz, że stryj zmusi mnie do zostania w Kalifornii? - spytałam szeptem, mając nadzieję, że Kurt nie zrozumiał wypowiadanych przeze mnie słów.

Theo chwycił mnie lekko za przedramię i odciągnął na bok.

- Wierzę, że wciąż masz szansę wziąć sprawy w swoje ręce. Postaw się Richwoodowi, a może pozwoli ci wrócić do domu. Im dłużej zwlekasz, tym gorzej dla ciebie. No chyba, że miałem co do ciebie rację i w głębi duszy pragniesz wieść królewskie życie otoczona pozbawionymi kręgosłupa moralnemu bydlakami?

- Ile razy mam ci powtarzać, że nie przyleciałam tu dla pieniędzy? - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. - Najpierw poukładam sobie to wszystko w głowie i porozmawiam z Richwoodem, a potem podejmę decyzję. Chcę poznać jego punkt widzenia, by mieć pełen obraz sytuacji.

- To stary manipulant, który z łatwością zamydli ci oczy - stwierdził Theo.

- Jeśli myślisz, że tak łatwo można owinąć mnie sobie wokół palca, to grubo się mylisz. Wracajmy do Hidden Hills.

Theo przeniósł wzrok na czarnego cadillaca, a na jego twarzy pojawił się grymas rozczarowania.

- Tak, wracajmy.

Continue Reading

You'll Also Like

76.5K 3.8K 24
Biedronka i Lidl Czy są to wrogowie, których już nie da się pogodzić? Czy też wręcz przeciwnie? Czy silne uczucie którym jest wzajemna nienawiść...
238K 3.3K 21
Wystarczyła drobna chwila nieuwagi z jej strony, aby chłopak, którego prawie w ogóle nie znała, w krótkim czasie stał się dla niej ważny • Pierwsza c...
15.6K 781 33
Po tym gdy matka Hailie Gabriela i jej babcia giną w wypadku samochodowym, Hailie trafia do swoich braci, których znała lepiej niż ich ojciec. Gdy z...
53.1K 3.8K 25
Okładka została stworzona przy pomocy Kreatora Obrazów Microsoft. ˖⁺‧₊˚ 𓆏 ˚₊‧⁺˖ Nell Myers, nie cierpi Hero Westa, znacznie bardziej niż nie cierpi...