The Candidates. Panna Richwoo...

By Marcel_Moss

154K 10.3K 1.9K

KSIĄŻKA OD 17 MAJA DOSTĘPNA W WERSJI PAPIEROWEJ W CAŁEJ POLSCE. W świecie wielkich pieniędzy i pokus prawdziw... More

Playlista
Prolog + słowo od autora
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35

Rozdział 20

3.5K 299 39
By Marcel_Moss

TRZY DNI PÓŹNIEJ

- Co słychać? - spytała w trakcie wideoczatu Katie. - Panicz De La Tour wciąż milczy? Minęły prawie trzy dni...

- Ile razy mam ci mówić, że nie wymieniliśmy nawet numerów? Poza tym dlaczego miałby się odzywać?

- Wspomniałaś, że był tobą oczarowany i proponował randkę.

- Nie proponował żadnej randki! Zasugerował jedynie, że moglibyśmy się ponownie spotkać.

- Jeśli to nie propozycja randki, to nie wiem, co to jest - odparła Katie. - Dziwię ci się, Jas... Wygooglowałam go i facet to idealna partia. Przystojny, bogaty, wykształcony i... wolny.

- Bardzo chętnie cię z nim zapoznam - powiedziałam, a wtedy Katie westchnęła z zachwytem.

- Jesteś prawdziwą bestie! Pokaż mu moje konto na Insta. Niech pisze o każdej porze dnia i nocy - zaśmiała się. - No dobra, a co z Theo? Wczoraj wspominałaś, że Richwood wezwał go na dywanik. Mam nadzieję, że nie wyleci za to, że stanął w twojej obronie.

- Spokojnie, stryj zaprosił go na spotkanie z prawnikami tamtego zgreda. Ostatecznie sprawa rozeszła się po kościach.

- To dobrze. Muszę przyznać, że Theo mi zaimponował. Może jednak nie jest wcale bufonem, za jakiego go wzięłam po twoich opowieściach...

- Szczerze? Wciąż nie mogę go rozszyfrować. Myślałam, że tamto zdarzenie pozwoli nam zacząć od nowa, a tymczasem Theo bez przerwy mnie unika. Dziś rano na przykład minął mnie bez słowa na placu przed rezydencją.

- Dziwne... - Katie zmarszczyła brwi. - Mógł chociaż spytać, jak się miewasz.

- Odnoszę wrażenie, że się wstydzi. Rano sprawiał wrażenie zakłopotanego. Myślę, że nie czuje się komfortowo z tym, że tamtego wieczora się przede mną odsłonił. A może wierzy, że przekroczył wobec mnie limit uprzejmości?

- Raczej wobec całej ludzkości - odrzekła kpiąco Katie. - Na twoim miejscu dałabym sobie z nim spokój. Zresztą kto to widział, by Jasmine Stokes zabiegała o atencję obcych ludzi?

- Teraz jest inaczej... Nie mogę się zamknąć w pokoju i żyć w swoim świecie. Powinnam jak najlepiej poznać Richwooda i jego najbliższe otoczenie. Tylko wtedy będę mogła zdecydować, czy chcę wiązać swoją przyszłość z tym miejscem i ludźmi.

- W sumie racja. Mimo to jako twoja najlepsza, a zarazem jedyna przyjaciółka...

- Zawsze musisz podkreślać, że jedyna? - weszłam jej w słowo.

- Ja też cię kocham. - Posłała mi całusa, po czym kontynuowała: - Jako twoja najlepsza przyjaciółka sądzę, że byłoby lepiej, gdybyś skupiła się na Casperze, który faktycznie jest tobą zainteresowany.

- Wybacz, że cię rozczaruję, ale nie szukam chłopaka. Na razie wystarczy mi dram po związku z Shane'em.

- Och, Jas, przecież wiesz, że tylko się z tobą droczę. A skoro już wspomniałaś o Shanie, to może zainteresuje cię plotka, którą sprzedała mi wczoraj Camille...

- Lepiej nic nie mów... Nie chcę nawet myśleć o tym draniu.

- Jesteś pewna? Ucieszysz się, gdy ci powiem, co odwalił...

- Dobra, powiedz. - Przewróciłam oczami. - I tak byś to zrobiła.

Katie opowiedziała mi następnie o tym, jak pijany Shane zdemolował sklep na stacji benzynowej i wdał się w bójkę ze sprzedawcą.

- Ponoć spędził noc w areszcie. Bardzo możliwe, że sprawa skończy się w sądzie. Jak na moje oko, to nie może się pozbierać po waszym rozstaniu.

- Nie sądzę. W trakcie naszego związku Shane'owi często odbijało po pijaku - zauważyłam.

- Ale żeby do tego stopnia? Lepiej pogadaj z rodzicami i uprzedź ich, że ten dupek może się jeszcze częściej kręcić w pobliżu waszego domu. Intuicja rzadko mnie zawodzi, a tym razem mówi mi, że Shane zrozumiał, co stracił, i będzie cię próbował za wszelką cenę odzyskać. Mam tylko nadzieję, że nie dasz mu drugiej szansy.

- O to się nie martw. Shane już dla mnie nie istnieje - odparłam, po czym pożegnałam się z Katie i w pośpiechu rozłączyłam. A potem wybuchnęłam szlochem i przez dobry kwadrans nie byłam się w stanie uspokoić. „Shane już dla mnie nie istnieje" - powiedziałam to z takim brakiem przekonania w głosie, że nawet najbardziej naiwna osoba na świecie by mi nie uwierzyła. Prawda była jednak taka, że oddałabym wszystko, by wymazać go z pamięci. Niestety nie byłam w stanie. I choć doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że dla własnego dobra powinnam przestać o nim myśleć, to wspomnienia naszych najpiękniejszych chwil powracały do mnie w najmniej spodziewanym momencie. „Nie da się z dnia na dzień przestać kogoś kochać" - powtarzał mi głos w głowie. Musiałam się zatem uzbroić w cierpliwość i mieć nadzieję, że jednak Shane nie postanowi o mnie zawalczyć. Podskórnie czułam, że gdybym spotkała się z nim i dostrzegła w jego oczach szczerą skruchę, nie potrafiłabym go odtrącić. Nie chciałabym. Jakaś część mnie wciąż wierzyła, że to wszystko było tylko snem, a po przebudzeniu wciąż będę z Shane'em. Dlaczego rozstania tak bardzo bolą?

*

Po obiedzie ze stryjem, w trakcie którego zapewnił mnie po raz kolejny, że Theo nie poniesie żadnych konsekwencji swoich czynów, wybrałam się do dworku na wzgórzu. Męczyła mnie panująca między nami napięta atmosfera i zależało mi na jej poprawie. Poza tym nie miałam okazji podziękować Theo za to, że stanął w mojej obronie. Gdy więc dotarłam do budynku, w którym pomieszkiwał, zapukałam do drzwi w nadziei, że zastanę go w środku.

Theo otworzył mi pół minuty później. Miał na sobie jedynie szare szorty.

- Jasmine? Co ty tu robisz? A raczej robicie? - Dopiero teraz zauważyłam stojącego nieco dalej ochroniarza. Musiał za mną podążać od rezydencji.

- Cześć. - Odwróciłam wzrok od jego mokrego od potu torsu. - Przeszkadzam?

- Eee.... Trochę. Właśnie ćwiczyłem. - Zza jego pleców dobiegał do mnie utwór Sweather Weather zespołu The Neighbourhood. - Coś się stało?

- Chciałabym z tobą porozmawiać. Mogę wejść?

- A możemy to przełożyć na kiedy indziej? Powinienem dokończyć trening...

- Nie, Theo. Porozmawiamy teraz - odparłam stanowczo, po czym weszłam bez pytania do środka. - Rozumiem, że nie czujesz się komfortowo w moim towarzystwie, ale wierz mi, że mam podobnie. Nie jestem mistrzynią w kontaktach międzyludzkich, ale bardzo się staram to zmienić, dlatego doceń, że w ogóle tu przyszłam.

- Dlaczego mam to docenić, skoro wcale cię nie zapraszałem? - zauważył Theo. - Skoro już jednak jesteś, to rozgość się. Napijesz się czegoś? Mogę ci zaparzyć kawę...

- Wystarczy szklanka wody. Dzięki.

Wnętrze dworku przypominało wielki loft zaaranżowany w industrialnym stylu. Drewniane meble idealnie współgrały ze szklanymi dodatkami, zawieszonymi na kolorowych kablach żarówkami i przykrytymi pomarańczową cegłą ścianami. Jedną z nich niemal w całości pokrywał dębowy regał z setkami książek.

- Lubisz czytać? - spytałam Theo, gdy wrócił do mnie ze szklanką wody, na powierzchni której unosił się plasterek cytryny.

- Czasem z nudów po coś sięgnę - odpowiedział zwięźle, po czym ruszył w kierunku stalowych, zardzewiałych schodów. Prowadziły one na odsłonięte piętro, na którym mieściło się łóżko, przyrządy do ćwiczeń i stojący tuż przy cienkich barierkach duży głośnik. - Wyłączę muzykę.

- Nie musisz. Lubię ten kawałek. - Chwilę wcześniej z głośnika wybrzmiał utwór The Less I Know The Better zespołu Tame Impala. - Czego jeszcze słuchasz?

- Hm... Przeważnie rocka z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, ale lubię też współczesny indie rock typu The National czy Bon Iver. Kojarzysz któryś z tych zespołów?

- Słyszałam parę kawałków Bon Iver. Mój ulubiony to Exile w duecie z Taylor Swift. Może go puścisz?

- Taylor Swift? Serio? - Theo spojrzał na mnie błagalnie.

- Nie marudź. W życiu trzeba umieć chodzić na kompromisy. - Uśmiechnęłam się do niego wymownie.

- Niech będzie. Spróbuję jakoś wytrzymać. Usiądź. - Wskazał wyprostowaną ręką ciemnobrązową kanapę. - Zaraz wracam. Wytrę się i przebiorę.

Pięć minut później siedzieliśmy na kanapie i w milczeniu słuchaliśmy Exile. Ku mojemu zaskoczeniu z twarzy ubranego w czarny dres Theo zniknął grymas niezadowolenia, a zastąpiło go zdumienie.

- Całkiem niezła piosenka. Może nawet dodam ją do playlisty.

- Nareszcie mówisz z sensem. - Wzięłam łyk wody i dodałam: - Theo, minęło już kilka dni, a ja wciąż nie podziękowałam ci za to, co dla mnie zrobiłeś...

- Daj spokój. Nie zrobiłem tego dla ciebie.

- Miły jak zawsze - burknęłam, a wtedy on odrzekł:

- Chodzi o to, że stanąłbym w obronie każdej dziewczyny, do której przystawiałby się ten oblech. Takim jak on wydaje się, że są bogami. Co roku przynajmniej jeden odstawia po pijaku szopkę i ślini się do którejś z pracownic, a potem nie ponosi żadnych konsekwencji. - Przygryzł dolną wargę i pokręcił głową. Po chwili kontynuował: - W zeszłym roku kucharka Maggie przez trzy dni chodziła ze spuchniętą twarzą, bo nie mogła się pozbierać po tym, jak koleżka Richwooda próbował ją zaciągnąć siłą do limuzyny. Kto wie, co by jej zrobił, gdyby mu się udało...

- Niemożliwe...

- Tak było. Facet nazywa się Roger Nathaniel i jest słynnym producentem filmowym. Na początku roku omal nie zgarnął Oscara za wyprodukowany przez jego studio dokument o przemocy seksualnej wobec kobiet w środkowej Afryce. Jak widać o Amerykanki już tak bardzo się o nie nie troszczy...

- Co za hipokryta - zasyczałam, a wtedy Theo wstał i podszedł do regału, na którym za szklanymi drzwiczkami stały butelki najróżniejszych alkoholi.

- Nie będziesz mieć nic przeciwko, jeśli zrobię sobie drinka? Zwykle nie piję za dnia, ale na samą myśl o Nathanielu skręca mnie w środku.

- Jesteś tu gospodarzem. Możesz robić, co chcesz - odparłam, a wtedy on zdusił śmiech. - O co chodzi tym razem?

- Silisz się na bycie miłą, choć dobrze wiesz, że wystarczy jedno twoje słowo, bym wyleciał stąd na zbity pysk - stwierdził nieuprzejmym tonem.

- A ty znowu swoje... - Posłałam mu litościwe spojrzenie. - Powiesz mi, o co tak naprawdę chodzi? Od początku zachowujesz się w stosunku do mnie opryskliwie, choć nie dałam ci ku temu żadnego powodu. Nie wspomnę już o tym, że wrzuciłeś mnie do tego samego worka z nadętymi bogaczami. Po pierwsze: nie wszyscy bogacze tacy są. A po drugie: nie jestem jedną z nich.

- Ale będziesz - rzucił Theo. - To wszystko należy do ciebie. Jesteś jedyną krewną Richwooda i prawowitą spadkobierczynią.

- Richwood może przepisać majątek, komu tylko zechce. Zresztą nawet z nim o tym jeszcze nie rozmawiałam.

Theo postawił na stole butelkę rumu.

- Tu nie ma o czym rozmawiać. W chwili, gdy tu przyjechałaś, stałaś się najbogatszą osobą na świecie. Pójdę po szklankę.

- Wiesz co, na mnie już czas. Sorry, ale będziesz musiał się napić w samotności. - Wstawał i zrobiłam kilka kroków w kierunku drzwi.

- Samotność to moje drugie imię - stwierdził niewzruszony. - Czyli co, kurtuazyjna wizyta u zwykłego śmiertelnika odbębniona, więc można wracać do złotego pałacu?

- Odnoszę wrażenie, że chwilami sam nie wierzysz w głupoty, które wygadujesz. - Nie byłam w stanie ukryć rozbawienia. - Powinnam ci teraz rozkazać wziąć mnie na barana i zanieść prosto do rezydencji.

- A gdybym odmówił...? - Theo uniósł kąciki ust. Najwyraźniej spodobała mu się moja odpowiedź.

- Wezwałabym facetów w czerni, by przetransportowali cię latającym spodkiem na jakieś odludzie, gdzie nie będziesz musiał użerać się z wrednymi bogaczami.

Theo przeniósł wzrok na sufit i podrapał się po podbródku.

- Interesująca perspektywa, panno Richwood. To co, może jednak zostaniesz i popatrzysz, jak podrzędny pracownik delektuje się tanim rumem?

- Czyżbyś wymiękał, Theodore? A może raczej panie Samotność? - prowokowałam go.

- Powiedzmy, że lubię miliarderów, którzy przyznają mi rację i sami się z siebie śmieją. Jeszcze jedna szklanka wody?

- No nie wiem... A jak zechce mi się siku?

Theo prychnął.

- Moja toaleta zawsze stoi dla ciebie otworem

- To miłe, ale załatwiam się wyłącznie na tronie wykonanym ze złota. Wybacz.

- Och, rozumiem... Niestety mam ci do zaoferowania wyłącznie porcelit.

- Trudno. - Rozłożyłam teatralnie ręce i ruszyłam w stronę drzwi.

- Zaczekaj. Możemy się umówić, że w razie czego wezmę cię na barana i przetransportuję jak najszybciej do RR.

- Kuszące... Obiecujesz, zwykły śmiertelniku?

- Obiecuję, nadludzka istoto dysponująca potężną mocą przyciągania do siebie dolarów - odrzekł wyraźnie rozbawiony. Czyżby w końcu zaczął odsłaniać przede mną swoje prawdziwe oblicze?

- Dobrze. Zatem zaryzykuję i skuszę się na kolejną szklankę. Ale tym razem mam ochotę na dwa plasterki cytryny.

- Bogacze i ich fanaberie. Jak sobie królowa życzy. - Theo przewrócił oczami.

Continue Reading

You'll Also Like

15.8K 565 29
Elizabeth była tylko dzieckiem była dzieckiem które musiało za szybko dorosnąć No bo jak ma zachować się osoba która jako dziecko przeżyła piekło stw...
110K 2.7K 26
Książka opowiada o 14 letniej Julii Miller, która właśnie rozpoczyna swój pierwszy rok w liceum razem ze swoim bratem bliźniakiem Johnatan'em, w któr...
11.3K 851 19
Adrien Walker, może odetchnąć z ulgą. Po ciężkiej serii egzaminów na studiach wreszcie rozpoczyna upragnione wakacje. Nim jednak wróci do domu, wybie...
1.3M 33.3K 53
Mila Taylor to 17 letnia dziewczyna. Przeprowadza sie do starszego brata po śmierci rodziców w wypadku samochodowym. Wyścigi, adrenalina, strach to j...