The Candidates. Panna Richwoo...

By Marcel_Moss

154K 10.3K 1.9K

KSIĄŻKA OD 17 MAJA DOSTĘPNA W WERSJI PAPIEROWEJ W CAŁEJ POLSCE. W świecie wielkich pieniędzy i pokus prawdziw... More

Playlista
Prolog + słowo od autora
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35

Rozdział 19

3.8K 328 67
By Marcel_Moss


Po dotarciu do Eastern Malibu Casper zaparkował Ferrari w pobliżu dwupiętrowego, białego domu z wieloma oknami. W większości z nich paliło się jasne światło.

- Musisz coś wiedzieć, Jasmine. Nie byłem z tobą do końca szczery. Widzisz ten dom? Ojciec kupił mi go sześć lat temu jako prezent z okazji osiemnastki - wyjawił.

- Dlaczego nie powiedziałeś wprost, że jedziemy do ciebie?

- Spokojnie, nie będę cię zapraszał do środka. Proponowałem ci tylko spacer i tego zamierzam się trzymać. Gdybym ci jednak powiedział całą prawdę, pewnie byś tu ze mną nie przyjechała... To jak, przejdziemy się?

Nie podobało mi się, że Casper nie był ze mną do końca szczery, ale uznałam, że mimo wszystko dam mu szansę. Przez następne minuty spacerowaliśmy w milczeniu i rozkoszowaliśmy się szumem oceanu. W pewnym momencie Casper zabrał głos:

- Wiesz już co nieco na mój temat, ale ja wciąż nie wiem nic o tobie... Opowiesz mi coś o swoim życiu?

- Co chciałbyś wiedzieć?

- Gdzie się wychowałaś? Jak ci się układa z rodzicami?

- Spędziłam całe życie w Springfield w Illinois. Rodzice zawsze się o mnie troszczyli i rzadko dochodziło między nami do spięć.

- Masz jakichś przyjaciół? - dopytywał Casper.

- Katie i Lucasa. Dzięki nimi nigdy nie czułam się samotna. Zawsze mnie wspierali. Nawet teraz to robią. Nie wiem, co bym bez nich zrobiła...

- To dobrze, że masz przy sobie zaufane osoby. Nie wyobrażam sobie nawet, jaki przeżyłaś szok, gdy poznałaś prawdę odnośnie swojego pochodzenia. Bardzo cię podziwiam, że tak szybko zdecydowałaś się tu przylecieć.

- Miałam swoje powody - rzuciłam.

- To znaczy?

- Nie chcę o tym mówić - mruknęłam, po czym dodałam: - Tak w ogóle, to współczuję ci, że musiałeś przełożyć ślub... Słyszałam, jak twój tata o tym mówił.

Casper parsknął śmiechem, a po chwili odrzekł:

- Nie mówił o mnie, tylko o moim starszym bracie, Terrym, który trzyma się z dala od rodzinnych biznesów i żyje swoim życiem. Jego zdaniem wielkie pieniądze i przepracowanie mają zły wpływ na utrzymanie silnych więzi rodzinnych. Właśnie dlatego poszedł ojcu na rękę i przekonał narzeczoną, by zmienili termin ślubu. Nie chciał, by zabrakło go na ceremonii.

- Równie dobrze wasz ojciec mógł odpuścić sobie zjazd Silver Seven - zauważyłam.

- I tu jest pies pogrzebany: nasz kochany staruszek nigdy nie odmówi Richwoodowi. Za bardzo się boi mu podpaść. - Casper wzruszył ramionami. - Wybacz moją wylewność, ale od dawna czułem, że muszę to wszystko z siebie wyrzucić.

- Nie masz dziewczyny? Przyjaciół?

- Mam przyjaciół, ale uważam, że czasem lepiej zwierzyć się obcym. Poza tym oni akurat nie zrozumieją tego, co czuję, bo wszyscy pochodzą z bogatych domów i uwielbiają swoje życie. Ty wydajesz się inna. - Casper zatrzymał się i zwrócił do mnie przodem. - Gdy spotkaliśmy się przed Richwood Residency, dostrzegłem na twojej twarzy irytację. Natychmiast poczułem, że myślimy podobnie o tej całej szopce. Aż dziwne, że Theo tak błędnie cię ocenił... Choć z drugiej strony ja też na początku nie miałem o tobie dobrego zdania.

- Jak to?

- Gdy ojciec powiedział mi o tobie, założyłem, że szybko zachłyśniesz się perspektywą odziedziczenia ogromnego majątku. Teraz widzę, że twardo stąpasz po ziemi i niekoniecznie przyleciałaś tu z powodów finansowych...

- Szczerze mówiąc, nie obchodzą mnie pieniądze Richwooda - wyznałam. - Polubiłam go, ale nie wiem, czy chcę być częścią jego życia. Po dzisiejszym wieczorze mam jeszcze więcej wątpliwości...

- Aż tak nie przypadło ci do gustu towarzystwo bogatych starszych panów? - zaśmiał się Casper.

- Bardziej mam na myśli to, że minęło tak mało czasu, a ja już jestem zmęczona tym światem. Nie lubię przepychu, zgiełku i ciągłego obcowania z ludźmi.

- Jak na introwertyczkę radzisz sobie całkiem nieźle - zauważył Casper.

- Nie masz pojęcia, ile mnie to kosztuje. Chwilami mam ochotę zamknąć się w pokoju i nie wychodzić z niego przez resztę dnia. Uznałam jednak, że wytrzymam dla dobra swojej relacji ze stryjem, który wydaje się naprawdę w porządku. Nie wiem jednak, jak długo dam radę wcielać się w rolę...

- Teraz też to robisz? - spytał cicho Casper. - Tylko bądź szczera... Czy prawdziwa Jasmine przyjechałaby tu z zupełnie obcym facetem, a potem zwierzała mu się z rozterek?

Przez dłuższą chwilę milczałam, wpatrując się w spowity mrokiem ocean. W końcu odrzekłam:

- Prawdziwa Jasmine docenia towarzystwo poczciwych ludzi, a za takiego cię wzięłam. I to mimo, że poruszasz się superdrogim Ferrari i mieszkasz w nowoczesnym domu tuż przy plaży.

- Miło z twojej strony... - Casper położył mi na sekundę dłoń na ramieniu. Tyle czasu wystarczyło jednak, by przeszyły mnie silne dreszcze.

- Powinniśmy już wracać. Oby Celeste i twój tata nie zorientowali się, że mnie nie ma...

- O ojca akurat się nie martwię. Pewnie myśli już tylko o tym, by wlać w siebie kolejną butelkę whisky - odrzekł z nutą goryczy w głosie Casper. - Na pewno nie chcesz się przespacerować do tamtego wzgórza? Dojście tam i powrót powinny nam zająć góra pół godziny.

- Chętnie, ale może innym razem. Naprawdę wolałabym już wrócić.

- Jasne. Rozumiem.

*

W drodze powrotnej Casper wypytywał mnie o ulubione wspomnienia z dzieciństwa. Sam przyznał, że nie miał ich zbyt wielu.

- Prawda jest taka, że rodzice rzadko spędzali czas ze mną i Terrym. Ojciec pracował od rana do nocy, a mama-modelka nieustannie podróżowała po świecie. Zajmowały się więc nami nianie, które rodzice wymieniali co kilka miesięcy. Nie dawali nam nawet szansy, żebyśmy się do nich przywiązali. Najlepiej wspominam zatem chwile, w których jako rodzina naprawdę byliśmy razem. I nie mam tu na myśli tylko fizycznej obecności rodziców.

- Jesteś pełny sprzeczności, wiesz?

Casper na moment przeniósł na mnie wzrok.

- Tak uważasz? - spytał, delikatnie się uśmiechając.

- Ewidentnie myślisz to co brat, ale w odróżnieniu od niego nie podążasz własną drogą. Robisz za to wszystko, czego oczekuje od ciebie ojciec.

- Tak jak mówiłem: szanuję go za to, czego dokonał. Chcę wierzyć, że budował firmę również z myślą o mnie i Terrym, dlatego zamierzam się zatroszczyć o to, by po jego przejściu na emeryturę firma pozostała w rodzinie.

- Twój tata nie wygląda na kogoś, komu spieszno do emerytury - zauważyłam. Miałam też ochotę go spytać, czy naprawdę chce poświęcić najlepsze lata życia na tańczenie tak, jak zagra mu ojciec. Uznałam jednak, że powiedziałam już wystarczająco dużo, zważywszy na to, iż znaliśmy się raptem parę godzin. - Padam z nóg. To był długi dzień... Marzę już tylko o tym, by wziąć prysznic i wskoczyć do łóżka.

- Nie boisz się, że Celeste wyciągnie cię z niego siłą? - zaśmiał się Casper.

- A niech tylko spróbuje, to przekona się, że ta szara myszka ma całkiem ostre pazury...

*

Po powrocie do Richwood Residency jeszcze przez kilka minut nie wychodziliśmy z samochodu.

- Nie chcę tam wracać. - Na twarzy Caspera pojawił się grymas rozczarowania. - A może pojedźmy przed siebie i zobaczmy, gdzie nas poniesie?

- Masz naprawdę świetne auto, ale nawet to wygodne siedzenie nie zastąpi mi łóżka - zażartowałam, by nieco poprawić mu nastrój.

- To może chociaż przespacerujmy się po ogrodzie? - nagabywał mnie.

- Chętnie, ale może innym razem. - Posłałam mu serdeczny uśmiech, a następnie powiedziałam: - Wiem, że ledwo się znamy i nie mam prawa ci doradzać, ale może pożegnaj się ze wszystkimi i wróć do domu? Rozumiem, że twojemu ojcu zależy na tym, byś integrował się z jego znajomymi, ale czasem warto zrobić coś dla siebie. Przed tobą jeszcze wiele zjazdów Silver Seven.

Casper zamknął oczy i wydał z siebie głośne westchnięcie.

- Masz rację - odpowiedział po kilku sekundach. - Pójdę tam, odszukam ojca i powiem mu, że na mnie już pora. - Po tych słowach spojrzał mi w oczy i dodał: - Dzięki za wycieczkę i rozmowę. To prawda, że czasem dobrze jest się wygadać komuś obcemu. Może chciałabyś to kiedyś powtórzyć?

- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

Casper zmrużył oczy i odparł:

- A dlaczego nie?

- No wiesz... Na drugim spotkaniu ludzie już nie są sobie tak całkiem obcy. Po co ryzykować, że nie będzie nam się już tak przyjemnie rozmawiało?

- Nie szkodzi się przekonać. Przecież i tak nie mamy nic do stracenia - zasugerował Casper. Widziałam, że nie chce się ze mną rozstawać, dlatego wysiadłam z auta pierwsza.

- Było miło, ale padam z nóg. - Teatralnie się przeciągnęłam.

- Odprowadzę cię.

Po wejściu do środka pożegnałam się z Casperem szybkim uściskiem dłoni.

- Do zobaczenia.

- Do rychłego zobaczenia, Jasmine - poprawił mnie. Chwilę później, gdy znajdowałam się już na schodach, dodał: - Powiedziałaś chwilę temu, że przyjemnie nam się rozmawiało. To najmilsza rzecz, jaką dziś usłyszałem.

- Dobranoc - odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy, zanim straciłam go z oczu.

W połowie drogi na trzecie piętro natknęłam się na siedzącego po turecku na schodach i blokującego przejście mężczyznę w garniturze. Rozpoznałam w nim jednego z członków Silver Seven. Kilka razy mignął mi przed oczami w sali balowej, aczkolwiek nie mieliśmy okazji ze sobą porozmawiać.

- Cześć, piękna - odezwał się mocno pijany, otyły starzec z tłustymi, pofarbowanymi na czarno włosami. Jego długa grzywka przylegała do czoła, jakby ją sobie do niego przykleił.

- Dobry wieczór - mruknęłam i próbowałam go wyminąć. Wtedy on poderwał się z miejsca i chwycił mnie za przedramię.

- Dokąd idziesz? Zostań ze mną, ślicznotko.

- Puszczaj - zasyczałam, próbując mu się wyrwać. On jednak nie odpuszczał.

- Chodź do mnie na kolanka... No chodź...

- PUŚĆ MNIE ZBOKU! - wrzasnęłam, po czym gwałtownie zabrałam rękę i straciłam równowagę. Na szczęście udało mi się uratować przed upadkiem z kilku schodków.

- Nie chcesz być moją królową? Dałbym ci wszystko, czego tylko zapragniesz...

- SPADAJ! - odparłam, zanim roztrzęsiona zbiegłam do holu. Tam natknęłam się na Theo.

- Jasmine? Wszystko w porządku? - spytał, wpatrując się we mnie podejrzliwie.

- Tak... To znaczy nie... Ten kretyn... - Moje serce biło jak oszalałe, a ciałem wzmagały silne drgawki.

- Jaki kretyn? Masz na myśli Caspera? Coś ci zrobił? Powiedział mi, że pojechaliście razem...

- Nie, Casper nic mi nie zrobił. Chodzi o tego drania na drugim piętrze... - urwałam, gdy na schodach zjawił się pijany kumpel Richwooda. Starzec chwiejnym krokiem pokonywał kolejne schodki, trzymając się mocno poręczy. Tymczasem Theo przyłożył mi dłoń do ramienia i spytał:

- Skrzywdził cię?

- Tylko mnie zaczepiał, ale trochę się przestraszyłam.

- Zostań tu - rozkazał mi Theo, a potem pobiegł w stronę biznesmena. - TY ŁACHUDRO! - Szarpnął go za rękę i przyciągnął do siebie tak mocno, że mężczyzna runął na podłogę i zaryczał z bólu. - JESZCZE RAZ JĄ DOTKNIJ, A NIE RĘCZĘ ZA SIEBIE!

- No dalej, pokaż, na co cię stać - zajęczał starzec. Wtedy Theo pochylił się nad nim i uniósł rękę z zaciśniętą pięścią.

- THEO, PRZESTAŃ! - Odciągnęłam go na bok, zanim zrobił coś, czego mógłby potem żałować. - Nie warto!

- MYŚLISZ, ŻE WSZYSTKO CI WOLNO, ŚMIECIU?! PRZEKONAMY SIĘ! - nie odpuszczał wzburzony Theo. Tymczasem biznesmen podniósł się z podłogi i odparł z widocznym na twarzy grymasem bólu:

- Już po tobie, smarkaczu. Załatwię cię tak, że będziesz mnie błagał o litość.

- TY STARY... - Theo omal mi się nie wyrwał. Na szczęście tym razem sam zapanował nad emocjami i szybko ochłonął. - Odprowadzę cię do pokoju - zaoferował po tym, jak biznesmen oddalił się w kierunku sali konferencyjnej.

- Dzięki.

Po dotarciu na trzecie piętro Theo zaczekał, aż przekroczę próg pokoju.

- Na wszelki wypadek zamknij drzwi od środka i nie wychodź do rana - zasugerował wyjątkowo troskliwym tonem.

- Tak zrobię. Jeszcze raz dziękuję za pomoc. I obiecuję, że rano wyjaśnię wszystko stryjowi.

- Nie musisz, Jasmine. Do rana ten przepity pierdziel nie będzie nawet pamiętał o całej tej sytuacji. Dobranoc.

- Dobranoc.


___

Kochani, mogę już oficjalnie potwierdzić, że książka zostanie wydana na papierze!!! Śledźcie mój profil, bo będę Was na bieżąco o wszystkim informował. 

Dziękuję Wam z całego serca za tak duże zainteresowanie tą historią. W zaledwie miesiąc od mojego debiutu na Wattpadzie udało się przekroczyć ponad 60 tysięcy wyświetleń. To dla mnie niesamowite wyróżnienie! Nie wyobrażałem sobie takiego początku! 

Chciałbym Was też poinformować, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, to przewiduję kolejne części tej historii. Zdecydowanie nie zamierzam odsłaniać wszystkich kart w pierwszym tomie ;-) Mogę Was zapewnić, że będzie się działo, ale potrzebuję Waszego wsparcia, dlatego róbcie hałas. Niech ta historia się niesie... <3 

Continue Reading

You'll Also Like

107K 4.6K 47
Molly Bennet i Charlie Conley już w dzieciństwie byli nierozłączni, a ich przyjaźń wydawała się niezniszczalna. No właśnie. Wydawała się. Jak się oka...
253K 9.1K 21
Dla Cartera muzyka jest całym życiem. Gdy rodzice zabraniają mu udziału w konkursie dla młodych talentów z powodu złych ocen chłopak nie zamierza się...
61.9K 2.1K 24
„Gdzie byłeś sześć lat temu?" Gdzie Blake Remington był kiedy Charlotte Wilson go potrzebowała? Tego nikt nie wie. Przepadł z dnia na dzień, a nikt n...
39.7K 1.6K 29
Jest to historia o szesnastoletniej dziewczynie, Florze Davis, która po śmierci ojca, musi zakasać rękawy i poradzić sobie z trudną rzeczywistością...