AMANTE

By imbubuxxx

94.4K 4.1K 5.9K

!Druga część! !Koniecznie przeczytaj część pierwszą MAFIOSO, którą znajdziesz na moim profilu! Przez wiele wą... More

PROLOGO
UNO: Nie możemy się doczekać naszego dzidziusia.
DUE: Ten ostatni raz.
TRE: Podobasz mi się w każdej wersji, amore.
QUATRO: Ty też tego chcesz. Czuję to, Venus.
CINQUE: Nie mogę przestać cię kochać.
SEI: Tęskniłem za tym widokiem.
SETTE: Nie przedłużaj tego... Chcę się poczuć.
OTTO: Gdyby nie ja i Camilla, wąchałbyś kwiatki od spodu.
NOVE: Jesteś dupkiem.

DIECI: Co dwie żmije to nie jedna.

2.7K 132 61
By imbubuxxx

Zaczynamy zabawę kochani, bo już było troszkę za słodko...

~~~

Jedyne co pamiętałam to przerażające krzyki Camilli, która nie mogła wytrzymać z bólu, i zdezorientowanego Vincenza. Później była pustka. Jak się okazało, z tych emocji zemdlałam.

Minęły trzy godziny od tego wydarzenia, a ja przez prawie cały ten czas leżałam na łóżku, wpatrując się w biały sufit.

Denerwowało mnie, że nie wiedziałam co się działo. Dzwoniłam do każdego. Vin, Donato, Daniela. Żadne z nich nie odebrało.

Miałam nadzieję, że wszystko jest okej. Że z dzieckiem Camilli wszystko w porządku. Nienawidziłam jej, ale ta mała istotka nie była niczemu winna.

Za każdym razem zamykając oczy widziałam przed oczami blondynkę, która łapie się za brzuch i zwija z bólu. Przed oczami miałam same najgorsze scenariusze. Bałam się, że poroniła. W końcu spadła z dużej wysokości. Jednak nie chciałam jeszcze panikować. Musiałam cierpliwie czekać na jakąś wiadomość.

W końcu zebrałam się żeby wyjść z pokoju. Potrzebowałam się czegoś napić, zjeść również, ale czułam, że mój brzuch nie przyjmie niczego dopóki nie dostanę jakiś informacji. Wyjęłam wodę i wypiłam szklankę na raz. Wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko do nich podbiegłam i otworzyłam.

Moim oczom ukazała się Francessca. Do niej również nie mogłam się dobić. Wydzwaniałam i pisałam żeby jak najszybciej do mnie przyszła.

- Hej. - powiedziała, wchodząc do domu. - Przepraszam, że nie odbierałam, byłam zabiegana, ale gdy tylko zobaczyłam wiadomości, od razu przyjechałam. Opowiadaj co było takie... - przestała mówić, widząc moją nietęgą minę. - Co się stało?

- Fran, jestem taką idiotką. - jęknęłam płaczliwie.

- Venus, gadaj o co chodzi. - pośpieszyła mnie.

- Chodźmy do pokoju. - westchnęłam, odwracając się w stronę schodów. Gdy dotarłyśmy do pokoju, usiadłyśmy na łóżku. Fran wpatrywała się we mnie z niecierpliwością. - Zrobiłam coś złego. - zaczęłam.

- Venus, zacznij mówić, bo zaczynam się bać. Co się stało?

- No więc... Spędziłam noc z Vincenzo i gdy dzisiaj wychodziłam musiałam wpaść na Camille. Oczywiście bardzo się zdenerwowała, domyślając się co tam robiłam i nie dała mi przejść. Nie chciałam z nią wchodzić w dyskusje, tylko po prostu jakoś się wymknąć, ale nie dała mi spokoju. Złapała za moje włosy i nie chciała puścić. Chciałam się tylko jakoś wyrwać, więc ją popchnęłam, kompletnie zapominając, że stałyśmy na skraju schodów. Ona z nich spadła.

- Żeś mnie nastraszyła. - dziewczyna odetchnęła z ulgą. - Należało się suce. - stwierdziła bez ogródek.

- Ale... Ona jest w ciąży, Fran. - przypomniałam.

- O mój, Boże, faktycznie. - brązowowłosa zasłoniła usta dłonią. - Kompletnie zapomniałam. I... chcesz mi powiedzieć, że dziecko nie przeżyło?

- Tego nie wiem, bo po tym wszystkim zemdlałam i obudziłam się już tutaj. Wydzwaniałam, ale nikt nie odbiera.

- Kurde, może pojadę do szpitala i się dowiem?

- Może lepiej nie. Poczekam, w końcu ktoś musi się odezwać. - jak na zawołanie usłyszałam dzwonek telefonu. Szybko zerwałam się z łóżka i podbiegłam do szafki, gdzie leżało urządzenie. Na wyświetlaczu wyświetlało się imię Daniela. Z ulgą a jednocześnie strachem, odebrałam telefon. ‐ Halo, Daniela? - od razu się odezwałam.

- Cześć Venus.

‐ Boże, w końcu ktoś zadzwonił. Co z Camille? Z dzieckiem wszystko okej? - zapytałam z nadzieją. Kobieta długo nie odpowiadała. ‐ Daniela?

- Camilla czuję się dobrze, ale dziecko...

Nie, nie, nie mów tego.

Niestety nie udało się go uratować. - powiedziała to w końcu, a ja zacisnęłam oczy, czując jak łzy się w nich zbierają.

- O mój Boże. - wyszeptałam, odkładając telefon. Daniela coś mówiła, ale nie byłam w stanie jej słuchać. Oparłam się łokciami o szafkę, chowając twarz w dłoniach.

Po chwili poczułam dotyk Francesci na plecach.

‐ Venus, odwróć się do mnie. ‐ poprosiła. Po chwili zdołałam popatrzeć na przyjaciółkę. Kilka łez zdążyło spłynąć po moich policzkach.

‐ Ja nie chciałam tego, naprawdę. ‐ zaczęłam mówić panicznie, wymachując rękoma. - To był wypadek. Nie zrobiłam tego specjalnie. Ja po...

- Hej, oddychaj. ‐ Fran złapała mnie za ramiona i delikatnie mną potrząsnęła. - Uspokój się, Venus. Domyślam się, że to niezbyt miłe uczucie, ale przestań się obwiniać. Tak jak mówisz, to był wypadek. To nie jest twoja wina. - powiedziała dosadnie. - A teraz się prześpij i spróbuj przestać się nakręcać. Okej? - ścisnęła mi delikatnie ręce w pocieszeniu.

Bez przekonania pokiwałam głową. Byłam pewna, że przez długi czas nie będę potrafiła o tym zapomnieć. To tak jakbym zabiła to dziecko.

Tak, to był wypadek. Tak, tylko się broniłam. Tak, nie zrobiłam tego z premedytacją. Ale co z tego? Przeze mnie to dziecko nie żyje. Dziecko, które nic mi nie zrobiło. Nawet jeżeli było dzieckiem Camilli i Vincenza.

I chociaż chciałam się nie obwiniać, to i tak byłam na siebie zła. Chociaż raz mogłam pomyśleć zanim coś zrobię. Przecież wiedziałam, że stoimy na pieprzonych schodach. Mogłam ją po prostu poprosić aby mnie puściła.

Mogłam, ale przecież pieprzona Venus nie mogła zrobić tego delikatnie. Nie mogła raz się przestać stawiać. Nie mogła zacząć racjonalnie myśleć.

Teraz miałam za swoje.

‐ Chodź tutaj. ‐ Fran pociągnęła mnie w swoje ramiona, mocno do siebie przytulając. - Wszystko będzie w porządku. - wyszeptała, czule gładząc moje plecy.

~~~

Vincenzo POV

- Kochanie, podasz mi szklankę wody? - usłyszałem przesadnie słodki głos Camilli. Wywróciłem oczami, widząc jak ciągle głaszcze się po brzuchu i robi smutną minę.

W dziewięćdziesięciu procentach byłem pewien, że robiła to wszystko na pokaz. Żeby nikt się nie zorientował, że tak naprawdę cieszyła się, że udało jej się pozbyć dziecka. Bo to było bardziej niż oczywiste. Znałem ją lepiej niż ona mogła pomyśleć.

Być może to było okrutne, ale ja też się cieszyłem, że to się tak potoczyło. Lepiej dla tego dziecka. Na pewno nie miałoby dobrego życia.

Problem rozwiązał się sam. Nie byłem ojcem. Oczywiście zaraz po urodzeniu zrobilibyśmy testy, ale już widzę jak Camilla próbuje się wytłumaczyć, że to jakieś nieporozumienie. Taka już po prostu była.

Nie chciała tego dziecka, to był tylko pomysł abym przy niej został. I faktycznie udało się, ale tylko do momentu aż Venus wróciła.
Bo tylko na Venus mi zależało. W innym wypadku może nawet zaopiekowałbym się tym dzieckiem, bo co mi zależało. Ale w takim wypadku, nie zamierzałem stracić Venus dla zachcianek Camilli.

Dlatego tak, nie ważne jak źle to brzmiało, cieszyłem się, że tego dziecka już nie ma.

- Oczywiście. - mruknąłem zirytowany jej zachciankami. Nie musiałem tego robić, mogłem ją wyrzucić, bo teraz już nic mnie z nią nie łączyło, ale nie. Wytrzymam te kilka dni, udając, że mi również jest przykro, a później to załatwię. Wiedziałem, że z nią trzeba na spokojnie.

Nalałem wodę do szklanki i podałem ją kobiecie.

- Dziękuję. - powiedziała cicho, wycierając niewidzialną łzę z policzka. Usiadłem obok blondynki.

- Może powinnaś się przespać. - zaproponowałem, gdy odłożyła szklankę na stolik.

- Nie, posiedzę tutaj. - oznajmiła, naciągając na ciało koc. ‐ Nie będę ci wypominać, że zdradziłeś mnie z Venus, ale nie ukrywam, że jest mi przykro.

No tak. Bo gdyby chciała mi to wypominać, albo być zła, to musiałaby mnie zostawić, a przecież tego nie chciała najbardziej.

Nie skomentowałem jej słów, czekałem na kolejne.

- Szkoda tylko, że było jej mało, więc musiała pozbawić mnie naszego dziecko.

- To nie było nasze dziecko, Camilla. - miałem być miły, ale nie mogłem znieść jak pieprzyła takie głupoty.

- Dlaczego taki jesteś, Vin? To naprawdę okrutne, że wciąż tak mówisz, gdy już go nie ma.

- Po prostu stwierdzam fakty. Nie uprawialiśmy seksu, więc nie ma możliwości, żeby było nasze.

- Skoro nie pamiętasz nawet tego jak się kochaliśmy. - puściłem mimo uszu to "kochaliśmy się", bo miłości w naszej relacji nigdy nie było.

Z jej strony również. Bo ona mnie nie kochała. Była tylko obsesyjną psychopatka, która chciała mnie zdobyć za wszelką cenę. To przerażające ile była w stanie zrobić.

- Masz rację nie pamiętam. Bo może mnie czymś nafaszerowałaś i wtedy to zrobiliśmy? - zacisnąłem szczękę, widząc jej udawany smutek. Miałem tego serdecznie dość.

- Jak możesz tak mówić, Vincenzo? W życiu bym tego nie zrobiła. - zapierała się.

- Dobrze, nieważne. - wstałem z kanapy. - Masz tydzień Camilla. Tydzień na zrenegerowanie się i zniknięcie z mojego życia. - i momentalnie zauważyłem w jej oczach przerażenie oraz złość.

- Słucham?

- Słyszałaś, Camilla. Po tygodniu nie chcę cię tu widzieć. - cóż, niezbyt dobrze poszło mi to bycie miłym.

- Ale... - kompletnie zdruzgotana, nie wiedziała co ma mówić. - Jestem twoją narzeczoną i właśnie straciłam dziecko, nie możesz tak po prostu mnie wyrzucić.

- Skończ pieprzyć, Camilla. - skrzywiłem się.

- Vin, ja nawet nie mam gdzie pójść, dobrze o tym wiesz. - patrzyła na mnie z furią.

- Zupełnie mnie to nie interesuje. Masz to, na co sobie zasłużyłaś. Tydzień i ani minuty dłużej. Pierścionek możesz sobie zachować. - skończyłem i nie czekając na odpowiedź wyszedłem z salonu na zewnątrz.

Na szczęście nie poszła za mną. Mogłem sobie wręcz wyobrazić jej wściekłą minę. Byłem pewny, że już obmyśla kolejny plan jak mnie przy sobie zatrzymać. Nie tym razem.

W altanie siedzieli Donato z Danielą. Dosiadłem się do nich z ciężkim westchnięciem.

- Byłeś u Venus? - Daniela od razu się zapytała. - Przez telefon zdążyłam usłyszeć, że trochę się załamała.

- Nie, jeszcze nie. - pokiwałem przecząco głową i przejechałem dłonią po twarzy. - Pojadę jak Camilla pójdzie spać, bo mam serdecznie dość jej idiotycznych komentarzy.

Najchętniej pojechałbym do Venus od razu i nie wypuścił jej z objęć.

- Co z nią? Nie wyrzucisz jej? - Donato się odezwał.

- Ma tydzień żeby się wynieść. - wzruszyłem ramionami. Obydwoje pokiwali głowami.

- A co z Raffaelem? Chyba trzeba to z nim jakoś wyjaśnić. - Donato przypomniał, na co ja zacisnąłem oczy. Kompletnie zapomniałem o tym idiocie.

Byłem na niego cholernie wściekły, ale z drugiej strony było mi przykro. Znaliśmy się tyle lat, byliśmy przyjaciółmi od kiedy pamiętam, a on, nie wiedząc dlaczego, zaczął odpierdalać. Nie byłem pewien czy będę w stanie mu to wybaczyć. Musiałby mieć bardzo dobre wytłumaczenie.

- Najchętniej to bym go rozszarpał, ale obiecałem Venus, że dam jej to załatwić, więc muszę czekać. - westchnąłem, a Daniela posłała mi tajemniczy uśmiech. - Chociaż... Jeszcze jedna taka akcja, a jest po nim. - oznajmiłem twardo.

- Boże... - kobieta jęknęła, odchylając głowę. - Kiedy te wariactwa się skończą?

~~~

Venus POV

Druga połowa dnia była jeszcze gorsza od poprzedniej. Nie wiedziałam w co włożyć ręce, gdzie podziać myśli. Nie mogłam wypędzić z siebie poczucia winy, które ciągle mnie prześladowało.

Mimo ciągłego zapewniania się, że to był wypadek i tak było mi przykro, że to wszystko się tak potoczyło. Nie chciałam żeby to dziecko umarło.

Najgorsze było to, że Vincenzo ode mnie nie odbierał i nie dawał jakichś znaków. Bałam się, że był na mnie zły. Co prawda zapierał się, że to nie jego dziecko, ale może po stracie też nie było mu łatwo. Odpuściłam z wydzwanianiem. Jeżeli będzie chciał to się odezwie.

Dochodziła północ, a ja nadal nie mogłam zasnąć. Chciałam żeby w końcu nastał ranek. Planowałam iść do Camilli i ją przeprosić. Może to nie był najlepszy pomysł, ale nie wybaczyłabym sobie gdybym tego nie zrobiła.

Oczy mi się przymykały gdy oglądałam kolejny odcinek nudnego serialu. Chciałam go dokończyć i dopiero pójść spać. Lecz nagle usłyszałam powiadomienie dochodzące z telefonu. Od razu się rozbudziłam.

Wzięłam smartfona do ręki i zobaczyłam wiadomość od Vincenza. Boże, w końcu. Brzmiała ona: Otwórz mi, stoję przed drzwiami.

Natychmiast zerwałam się z łóżka. Założyłam na siebie bluzę, po czym wyszłam z pokoju, a następnie szybko zbiegłam po schodach. Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazał się Vincenzo. W tym momencie nie zastanawiałam się czy był zły. Od razu się na niego rzuciłam i mocno objęłam. Potrzebowałam tego.

Mężczyzna nie prostestował, a wręcz od razu odwzajemnił mój uścisk. Jedną ręką pogładził moje włosy.

- Cześć skarbie. - pocałował mnie w czubek głowy. - Przepraszam, że tak późno. - odetchnęłam, ciesząc się, że nie był na mnie zły. Jednak gdy się w końcu odsunęłam, czułam nieodpartą chęć wytłumaczenia się.

- Vin, przysięgam, że to był tylko wypadek. Nie chciałam, to stało się tak szybko i... - nakręciłam się jak katarynka, lecz on od razu mi przerwał.

- Hej, spokojnie. - złapał moją w twarz w swoje dłonie. - Wszystko po kolei.

- Tak, racja. - odetchnęłam. - Chodźmy do pokoju, tam porozmawiamy. - Vincenzo wszedł do środka, a ja zamknęłam za nim drzwi.

- Przepraszam, że dopiero teraz, ale gdyby Camilla wiedziała, że do ciebie idę, zaczęłaby prawić swoje kazania, a mam już tego serdecznie dość. Wolałem się oszczędzić. - powiedział, gdy wchodziliśmy po schodach.

- Jasne, rozumiem. - odparłam, wchodząc do pokoju. Usiedliśmy na łóżku.

- Okej, powiedz jak do tego doszło. - zaproponował, a ja pokiwałam delikatnie głową.

- No więc... Wyszłam z twojej sypialni i od razu się na nią natknęłam. Nie chciałam w nią wchodzić w żadne rozmowy, ale ona miała inne plany. Nie chciała mnie wypuścić i zaczęła szarpać za moje włosy. Chciałam się tylko wydostać i sobie pójść, ale ona nie puszczała. Więc zaczęłyśmy się szarpać i... Kompletnie zapomniałam, że stoimy nad schodami, użyłam trochę za dużo siły i przez przypadek spadła na dół. - skończyłam, spuszczając głowę na dół. Było mi głupio.

- No tak... Camilla przedstawiła to trochę inaczej. - Vin odparł, na co ja spojrzałam na niego z zaskoczeniem.

- Naprawdę? Co ci powiedziała?

- Stwierdziła, że od razu jak ją zobaczyłaś, rzuciłaś się na nią i próbowałaś zrzucić że schodów. Powiedziała, że zrobiłaś to specjalnie, bo najpierw odebrałaś jej mnie, a później chciałaś pozbyć się "naszego" dziecka. - otworzyłam usta w szoku. Jak mogła tak perfidnie skłamać?

- Co? To nieprawda, Vin. Przysięgam ci, że to był zwykły wypadek. Wiem, że jestem głupia i lekkomyślna, ale w życiu nie zrobiłabym tego specjalnie. Tym bardziej, że miała dziecko. Vin, ja...

- Venus, spokój. ‐ mężczyzna znów mnie uspokoił, łapiąc za moje ręce. - Przecież wierzę tobie. Od razu wiedziałem, że to wymyśliła na swoją korzyść.

- Nawet teraz musiała kłamać. - prychnęłam, zaciskając usta. - Mimo wszystko, będę musiała ją przeprosić. - wzruszyłam ramionami.

- Przeprosić? - zrobił skrzywioną minę.

- No... jakby nie patrzeć to przeze mnie straciła dziecko.

- Venus, nie chcę zabrzmieć źle, ale jestem prawie pewny, że ona cieszy się, że nie będzie miała tego dziecko. Uwierz, znam ją i gdyby to były inne okoliczności, to jeszcze by ci podziękowała.

- Przestań. - uderzyłam go delikatnie w ramię. - Camilla nie może być aż tak zła. Na pewno miała jakiś... matczyny instynkt. Większość kobiet tak ma.

- On jest w zdecydowanej mniejszości. - prychnął.

- No trudno. - wzruszyłam ramionami. - I tak ją przeproszę, bo jeszcze później będzie mi to wypominać.

- Nie będzie miała zbytniej okazji.

- W sensie? - zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc.

- W sensie, że ją wyrzuciłem. Dostała tydzień na regenerację, a później ma zniknąć z mojego życia. - patrzyłam na niego z szokiem wymalowanym na twarzy.

- Mówisz serio?

- Aż tak we mnie nie wierzysz? - zrobił obrażoną minę. - No chyba, że się nie cieszysz.

- No oczywiście że się cieszę, głupku. - uśmiechnęłam się szeroko i dałam mu delikatnego całusa w usta. - Tylko... - przygryzłam wargę, zastanawiając się przez chwilę, czy aby na pewno zaczynać ten temat. - Wiesz, że niedługo będę musiała wracać na studia? - widziałam jak się spina. Spuścił głowę, zaciskając szczękę.

- Wiem o tym.

- I co wtedy będzie? - uniosłam brwi.

- Nie wiem. - wzruszył ramionami. - Pewnie ja się zdenerwuję, powiem, że nie chcę cię znać, ty wyjedziesz, a za rok znowu wrócisz i wrócimy do tego co jest teraz. I tak w kółku. - powiedział zupełnie poważnie, a ja posłałam mu zrezygnowane spojrzenie.

- Vin, nie strasz mnie...

- Oj no żartowałem. - uśmiechnął się w końcu i przysunął do mnie. - Nie zastanawiałem się jeszcze nad tym, Venus, ale na pewno coś wymyślimy. - podniósł rękę, aby pogłaskać mój policzek. - Jak na razie wiem tyle, że bardzo... - cmoknął mnie w usta. - bardzo... - drugi buziak - bardzo... - trzeci buziak. - ...cię kocham - skończył, po czym mocno wpił się w moje usta.

Natychmiast oddałam pocałunek, kładąc dłonie na jego szyi. Vincenzo zaś przeniósł swoje na moją talię i delikatnie ścisnął. Gdy oderwaliśmy się od siebie po tym krótkim, lecz namiętnym pocałunku, chciałam mu powiedzieć. To był najlepszy moment, aby dowiedział się, że ja też go kocham, ale...

- Jak na razie mam dla ciebie niespodziankę. - i tyle byłoby z moich wyznań.

- Niespodziankę? - znowu zrobiłam zdziwioną minę. - Jaką?

- Mam ci podać definicję niespodzianki? - mężczyzna prychnął.

- Oj no weź. - przewróciłam oczami. - Myślałam, że coś mi zdradzisz.

- Dowiesz się w swoim czasie. - zostawił całusa na mojej szyi. - Mam nadzieję, że ci się spodoba.

- Wszystko co jest z tobą mi się podoba. - oznajmiłam, wplatając palce w jego białe włosy.

- Przestań mi tak słodzić, bo jeszcze się zakocham.

- Nie zrobiłeś już tego? - prychnęłam, bawiąc się jego włosami.

- Zrobiłem, ale powiem ci coś w sekrecie. - nie przestawał obdarowywać mojej szyji całusami. - Każdego dnia zakochuję się w tobie na nowo.

~~~

Następnego dnia musiałam załatwić dwie sprawy. Mianowicie, przeprosiny dla Camilli i rozmowa z Raffaelem. Ta sytuacja musiała się w końcu wyjaśnić.

Dlatego od rana napisałam do mężczyzny.

Do: Raffael
Musimy porozmawiać.

Od: Raffael
Koniecznie, złotko :)

Skrzywiłam się na jego przezwisko. Idiota.

- Coś nie tak? - mama zapytała, zauważając moją minę. Jadłyśmy właśnie śniadanie.

- Nie, wszystko okej. - odparłam, odkładając telefon. Uśmiechnęłam się do niej delikatnie, żeby nie miała wątpliwości.

- Był ktoś w nocy? Przebudziłam się?

- Mhm. - pokiwałam głową. - Vincenzo przyszedł porozmawiać o tej sytuacji z Camillą.

- W środku nocy?

- Tak wyszło. - wzruszyłam ramionami. - Nie chciał wysłuchiwać stękań tej jędzy.

- Skarbie, wiesz... - kobieta westchnęła. - Naprawdę lubię Vincenza i widzę, że jesteście przy sobie szczęśliwi, ale jeśli on nadal ma z nią być, to to chyba nie ma sensu.

- Wiem mamo. Też mi się to nie podobało, ale powiedział, że tym razem to definitywny koniec. Dał jej tydzień żeby wyniosła się z jego życia.

- W takim razie w porządku. - rozpromieniła się na chwilę, ale za moment widziałam, że znów coś zaczęło ją dręczyć. - A co z twoimi studiami? Niedługo wracasz, a wiemy jak to skończyło się poprzednim razem. Nie chcę żeby znowu cię zranił.

- Tak właściwie to jak go wtedy zraniłam, zostawiając go z dnia na dzień.

- No fakt, ale on też nie zachował się lepiej. Tak jak mówiłam, lubię go, ale jesteś moją córką i to o ciebie się martwię. Tak sobie myślę, że głupio się zachowałam dając się omamić gdy od czasu do czasu mnie odwiedził i dał kwiaty. Powinnam była być bardziej stanowczo. Przepraszam, córeczko. - posłała mi smutny uśmiech.

- Hej, przestań mamo. - złapałam za jej dłoń i delikatnie ścisnęłam. - Nie mam ci tego za złe. A co do mojego wyjazdu, to również o tym rozmawialiśmy. Jak ja razie nie wiem, ale powiedział, że coś wymyślimy.

- To dobrze. - uśmiechnęła się.

Dokończyłyśmy śniadanie w ciszy.

- Będę lecieć. - oznajmiłam, wkładając naczynia do zmywarki.

- Gdzie idziesz?

- Do Camilli, zamierzam ją przeprosić.

- Ah, no tak, mówiłaś. Tylko nie daj jej się wyprowadzić z równowagi. - mama puściła mi oczko.

- Postaram się. - prychnęłam. - Do później. - ucałowałam mamę w policzek, po czym wyszłam z domu.

Dzisiaj czułam się zdecydowanie lepiej pod względem psychicznym. Nadal gdzieś tam z tyłu głowy plątało się poczucie winy, ale rozmowy z Vincenzo zadziałała na mnie kojąco.

Nie mogłam uwierzyć, że Camilla była aż tak bezuczuciowa. Że naprawdę cieszyła się z tego, że jej dziecko umarło. Nie chciało mi się w to wierzyć, ale mogło być to prawdą. Mimo wszystko, miałam nadzieję, że Vin się myli, a ona nie jest aż taką przebrzydłą kreaturą.

Po kilkunastu minutach spaceru dotarłam do rezydencji. Akurat Donato wsiadał do auta. Zawsze byłam pod wrażenie jak jego napompowane mięśnie mieściły się do tych sportowych, niskich samochodów. Może jak wsiadał to wypuszczał z siebie powietrze?

- Cześć, Kaczorku. - powiedziałam głośno, żeby mnie usłyszał. Spojrzał na mnie ze zrezygnowaniem. Chyba nigdy nie przyzwyczai się do tego jak go nazywam.

- Cześć, Mars. - uśmiechnął się sarkastycznie gdy podeszłam bliżej niego.

- To był cios poniżej pasa. Nadal nie pamiętasz mojego imienia. - westchnęłam ciężko, kręcąc głową.

- Jowisz?

- Przestań. - roześmiałam się, uderzając go w ramię. Aż mnie ręką zabolała od tych jego mięśni. Czyli jednak nie są dmuchane.

- Już wiem. - wystrzeliła palcem w moją stronę. - Saturn. - powiedział zadowolony z siebie, a ja zrobiłam poważną minę.

- Bo się pokłócimy. - zmrużyłam na niego oczy.

- Chyba się popłaczę. - zrobił smutną minkę.

- Dobra, już bez żartów. - przewróciłam oczami. - Jest Camilla?

- Jest, ale jest również jest koleżaneczka. Dlatego na twoim miejscu bym uważał. Co dwie żmije to nie jedna. - parsknęłam śmiechem na jego słowa.

- Dam sobie radę. A ty gdzie się wybierasz?

- Najdalej od ciebie. - uśmiechnął się szeroko, po czym wsiadł do auta.

- Jeszcze zatęsknisz. - prychnęłam tylko i nie czekając na odpowiedzieć, oddaliłam się do wejścia.

Po przekroczeniu progu rezydencji, do moich uszu od razu dotarł przesłodzony głos Camilli. Nie mogłam się powstrzymać od przewrócenia oczami. Nic nie mogłam poradzić na to, że ta kobieta tak mnie irytowała. Jednak musiałam się opanować. Nie przyszłam tu żeby zaczynać kolejne kłótnie, a żeby grzecznie przeprosić i szybko się ulotnić.

Miałam już wejść do salonu gdy usłyszałam:

- Nawet nie wiesz jak się cieszę. - nagle się zatrzymałam. Nie chciałam podsłuchiwać, ale chęć usłyszenia co powie dalej była silniejsza. Tym bardziej, że nie brzmiała jak ktoś kto wczoraj stracił dziecko. - Nie będę musiała opiekować się tym bachorem. - otworzyłam szeroko usta. Czyli Vin miał rację. - Chyba będę musiała podziękować tej zdzirze, że mnie popchnęła. - zacisnęłam usta, słysząc jak mnie nazywa, ale nadal się nie wychylałam. Byłam ciekawa jak to dalej się potoczy. Jednak w mojej głowie od razu narodził się plan. Najciszej jak się dało wyjęłam telefon i włączyłam dyktafon, aby nikt nie miał wątpliwości co do tej kobiety.

- Ja kompletnie nie wiem co ci odbiło z tym dzieckiem. Przecież ty nigdy nie chciałaś byś matką. - odezwała się druga z cholernie piskkliwym głosem.

- No wiem, ale przecież musiałam jakoś zatrzymać przy sobie Vina.

- A to chociaż jego dziecko?

- Oczywiście, że nie. Za nic nie chciał się ze mną przespać, ale ważne, że zadziałało. Zorientował się, że nie jest jego, ale i zostanie ostatecznie pozwolił mi zostać.

Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Fakt, Vin powtarzał, że dziecko nie jest jego, że zrobiła to specjalnie. Ale ja mimo wszystko, naiwnie wierzyłam, że ta żmija ma choć trochę godności.

- No tak, ale co teraz? Kazał ci się wynosić, a ty nie masz gdzie się podziać, Camilla.

- No przecież wiem, Mary. - podniosła głos. - Wiem i muszę coś wymyślić. Jak najszybciej. To wszystko przez tą idiotkę Venus. Vincenzo lata za nią jak szalony. Gdyby nie ona, już dawno byłby mój. Szkoda, że to jej nie zepchnęłam z tych schodów, tylko dwa razy mocniej. - kobiety roześmiały się. - Pieprzona dziwka, lata za nie swoimi facetami.

Już miałam wkroczyć do akcji. Nie zamierzałam dać tak sobą pomiatać. Miałam być miła, ale nie po tych wszystkich słowach, które usłyszałam.

Lecz zostało mi to uniemożliwione. Nagle poczułam jak jakieś silne ręcę mnie łapią i ciągną do tyłu. Chciałam krzyczeć, ale poczułam przy twarzy jakiś materiał, a później odpłynęłam.

~~~

Vincenzo POV

Oplotłem się ręcznikiem i wyszedłem z łazienki po orzeźwiającym prysznic. Miałem zamiar zadzwonić do Venus. Tęskniłem za jej głosem. Najchętniej nigdy bym się z nią nie rozstawał. Chciałem w końcu kochać ją w spokoju. Już niedługo miało tak być. Zabiorę ją daleko i będę miał ją wyłącznie dla siebie. Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym.

Wtedy nie wiedziałem, że na ten spokój jeszcze trochę będę musiał poczekać.

Wybrałem numer do miłości mojego życia i przyłożyłem telefon do ucha. Nie odebrała. Spróbowałem drugi raz. Znowu nic. Zmarszczyłem brwi, ale darowałem sobie trzeci raz. Jak będzie miała czas to oddzwoni.

Odłożyłem telefon na łóżko, ale nie zdążyłem się oddalić, a usłyszałem powiadomienie. Miałem nadzieję, że to ona. Wziąłem smartfona, a na mojej twarzy namalowało się zdziwienie, widząc, że to wiadomość od Raffaela. Zacisnąłem usta i kliknąłem na nią, a moim oczom ukazała się jej treść:

Twoja dziwka pożałuje :)

Krew w moich żyłach się zagotowała. Wyrzuciłem telefon i szybko poszedłem się ubrać. Ten drań nie będzie jej tak nazywać. Nikt nie będzie jej tak nazywać.

W mojej głowie od razu zapaliła się czerwona lampka. Tonie mógł być przypadek, że Venus nie odbierała, a on akurat napisał tą wiadomość.

Pierdolony idiota zamierzał ją skrzywdzić. Niech spróbuje ją tknąć, a go zabiję.

Wybiegłem z pokoju jak oparzony, kierując się do wyjścia. Wybrałem numer do Donato. On również nie odbierał. Cholera jasna.

Zacząłem pisać wiadomość, zbiegając po schodach. Nie było dane mi dokończyć, gdy telefon wypadł mi z ręki po ty jak przeszywający ból przeszył moje ciało...

~~~

Ups.

Instagram: imbubuxx_watt
Twitter: imbubuxxx

Continue Reading

You'll Also Like

136K 3.1K 48
Teraźniejszością możemy zmienić przyszłość Pierwsza część Mahone Obydwoje mieli w życiu nie raz pod górkę, ale przekonali się, że dzięki ciężkiej pr...
16.9K 767 49
Noah czyli przystojny chłopak nienawidzi dziewczyn które sie puszczają. Jego siostra właśnie taka jest i za to ją nienawidzi, ale nie zna całej prawd...
340K 31K 17
Historia Molly McCann i Aresa Hogana - spin-off dwóch dylogii: "Reguł pożądania" i "Związanych układem". Ostrzeżenie: Książka zawiera treści skierowa...
10.4K 148 3
Sofia Esposito wie, że już niedługo zostanie jej odebrana wolność. Wyjdzie za mąż za mężczyznę, którego nie wybrała. Za kogoś, kto będzie traktował j...