Następne pół minuty ciągnęło się dla mnie jak wieczność. Z każdym kolejnym krokiem czułam się coraz cięższa, a gdy od altany dzieliło nas nie więcej niż piętnaście stóp, zatrzymałam się i przełknęłam ślinę.
- Nie dam rady, Katie. Boję się.
- Wiesz, że najchętniej bym cię stąd wyprowadziła, ale skoro już tu przyjechałaś, to miej to za sobą. Powiedz mu w twarz, co o nim sądzisz, a potem odwróć się do niego plecami i wyjdź z altany z podniesioną głową. - Katie uścisnęła mnie mocno. - Poradzisz sobie.
- Kocham cię, wiesz? - odrzekłam cicho i ruszyłam w stronę wejścia. Nagle wyrósł przede mną wysoki, kościsty brunet z pustą butelką whisky w dłoni.
- Pójdę po następną - rzucił do kogoś, kto przebywał za drewnianą ścianą. Zaczekałam, aż mnie wyminie, a następnie weszłam do środka. I wtedy ich ujrzałam. Shane siedział na ławce i obściskiwał się z kompletnie pijaną Jenną. Dziewczyna nie miała na sobie koszulki i strasznie bełkotała, gdy mój chłopak ściskał jej ledwo mieszczące się w czarnym staniku piersi.
- Ykhm - chrząknęłam głośno. Wtedy Shane zerknął na moment w moją stronę, po czym zatopił twarz w biuście Jenny. Uznałam, że kompletnie pijany nie zarejestrował mojej obecności, dlatego dodałam podniesionym głosem: - Jak mogłeś?!
Gdy nasze spojrzenia ponownie się skrzyżowały, Shane uniósł brwi.
- Jasmine? Ale... co ty tu robisz?
Choć miałam mu tak wiele do powiedzenia, to jednak nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa. Stałam przed nimi z zaciśniętymi zębami i przyglądałam się ledwo przytomnej Jennie, która szturchała ramię Shane'a, próbując zwrócić na siebie jego uwagę. Mój już-nie-chłopak odepchnął ją lekko, a następnie wstał z ławki i w ułamku sekundy znalazł się tuż przy mnie. Objął mnie w biodrach i przez dłuższą chwilę coś do mnie mówił. Nie zrozumiałam jednak ani słowa. Jego głos zlewał się bowiem w niskie dudnienie. W pewnym momencie docierało do mnie jedynie ledwo słyszalne echo. Z jednej strony Shane był tuż obok, a z drugiej dalej niż kiedykolwiek...
- Jas... Wszystko okej? - Zza pleców dobiegł mnie wyraźny głos Katie. Wtedy ocknęłam się z transu i gwałtownie cofnęłam.
- Nie dotykaj mnie - wysyczałam do Shane'a i gwałtownie się cofnęłam.
- Kotku, to naprawdę nie tak, jak myślisz. Niepotrzebnie robisz z tego aferę... Tylko się wygłupialiśmy, co nie, Jenna?
- Jesteś żałosny - odparłam, posyłając mu nienawistne spojrzenie. - Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj.
- Ale Jas...
- Głuchy jesteś? Zostaw ją w spokoju! - Katie objęła mnie w boku i wyprowadziła z altany. Shane jednak nie odpuszczał i podążał za nami przez całą drogę do samochodu.
- Nie wmówisz mi, że nigdy nie zrobiłaś niczego głupiego po pijaku. Kreujesz się na świętoszkę, ale oboje wiemy, że w rzeczywistości jesteś...
- Odwal się wreszcie! - weszła mu w słowo Katie. Tymczasem z prawej strony podbiegł do nas Lucas.
- Tu jesteście! Wszędzie was szukałem.
- Super. Teraz rodzinka jest w komplecie. - Idący obok mnie Shane pogardliwie prychnął i ścisnął mi mocno rękę powyżej nadgarstka. - Czyli co, tak po prostu wyjdziesz i mnie zostawisz? Naprawdę sądzisz, że ci na to pozwolę?
- To boli! - jęknęłam przez łzy.
- Ma boleć. Mnie się nie porzuca. Myślałem, że to wiesz.
- Puść ją, gnoju! - Katie odepchnęła go z taką siłą, że Shane ledwo ustał na nogach. - Tylko spróbuj ją jeszcze raz dotknąć, a cię załatwię!
- Katie, odpuść. To nie ma sensu... Katie, spójrz na mnie... - mówiłam do ogarniętej furią przyjaciółki. Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie.
- Idziemy do auta. - Lucas chwycił wzburzoną Katie za rękę. Minęło kilka sekund, zanim przestała mu się opierać.
- Proszę bardzo, uciekaj. - Shane pomachał mi na pożegnanie, zanosząc się przy tym rechotem. Gdy byłyśmy już przy pojeździe, krzyknął: - I tak jesteś moja, Jas. Nikomu cię nie oddam!
- Usiądź z nią z tyłu - polecił mi Lucas. Następnie zaczekał, aż zajmiemy miejsca, po czym zamknął drzwi i ruszył szybkim krokiem w stronę Shane'a.
- LUCAS! - W pośpiechu wysiadłam z auta, ale było już za późno. Mój przyjaciel powalił Shane'a na trawnik, przycisnął mu kolano do torsu i przyłożył dwa razy w twarz prawym sierpowym. A potem wstał i wrócił do mnie z uśmiechem satysfakcji.
- Spadamy stąd, Jas. Ja prowadzę - powiedział, zanim wsiedliśmy do auta.
Milczeliśmy przez kilka przecznic. Emocje wciąż w nas buzowały, o czym świadczyły nasze drżące ciała i szybkie oddechy. Gdy zatrzymaliśmy się na czerwonych światłach, Lucas wyciągnął ze schowka paczkę papierosów.
- Cholera - syknął chwilę później, próbując bezskutecznie odpalić zapalniczkę. Następnie cisnął nią o siedzenie obok i nabrał powietrza w płuca.
- Nie powinieneś był tego robić, Lucas - odezwałam się troskliwym tonem. - Shane jest mściwy. A co jeśli doniesie na ciebie policji?
- Mam to gdzieś. I tak go oszczędziłem. - Zanim światło zmieniło się na zielone, obrócił się przez ramię i posłał mi szeroki uśmiech: - A może jakieś dziękuję?
- Głupek. - Zdusiłam śmiech i chwyciłam dłoń siedzącej obok Katie. - Nie poradziłabym sobie bez was. Jesteście najlepsi - dodałam po chwili, a wtedy Katie pociągnęła nosem i szybkim ruchem palca otarła wilgotne od łez oczy.
- Nie no, komedia. Ryczę, choć przecież to nie ja straciłam chłopaka.
- Co się dzieje, Katie? - spytałam zmartwiona.
- Co się dzieje? Jest mi przykro, bo moja najlepsza przyjaciółka zmarnowała rok życia na skończonego dupka.
- Och, kochana... - Przycisnęłam ją do siebie i pocałowałam w głowę. Wtedy Katie kompletnie się rozkleiła, a ja wraz z nią.
- Chociaż przyznaj, że konkretnie nawrzeszczałam gardłowo na Shane'a. - Katie zaśmiała się przez łzy, nawiązując do sformułowania popularnego wśród użytkowniczek Wattpada.
- Moja kochana obrończyni. - Ścisnęłam jej dłoń. - Byłaś jak zawsze bezlitosna. Aż strach z tobą zadzierać.
- Żebyś wiedziała.
Dziesięć minut później Lucas zaparkował wzdłuż ulicy nieopodal mojego domu.
- Do północy została godzina i dwie minuty - oznajmił po wyłączeniu silnika. - Mamy jeszcze czas, by uratować ten wieczór. To co, może szybki konkurs karaoke?
- Przepraszam was, ale chyba wolałabym pobyć sama...
- Ale Jas... - odezwała się zaskoczona Katie. Jej oczy wciąż były spuchnięte od łez.
- Spokojnie, nic mi nie będzie. Po prostu jestem tym wszystkim wykończona... Czuję, że gdy tylko upadnę na łóżko, zasnę w przeciągu chwili.
Katie i Lucas spojrzeli po sobie, po czym jednocześnie wzruszyli ramionami.
- No dobrze, jak uważasz. W takim razie wszystkiego najlepszego, kochanie - odrzekła moja przyjaciółka.
- Dziękuję. - Pożegnałam się z nią długim uściskiem.
- Do zobaczenia w dorosłym życiu - powiedział Lucas, posyłając mi szeroki uśmiech. - Odezwij się jutro.
- Jasne.
Po opuszczeniu auta pomaszerowałam szybko w kierunku domu. Zanim weszłam do środka, pomachałam przyjaciołom na pożegnanie. Dopiero wtedy Lucas odpalił silnik.
- A gdzie Kat i Lou? - spytała siedząca w fotelu przed telewizorem mama. Jako jedyna tak ich nazywała. Towarzyszył jej tata, który stał przy oknie z grobową miną. Martwiłam się o niego. Zawsze uchodził za optymistę, który potrafił rozweselić największego ponuraka, a ostatnio na próżno było szukać na jego twarzy uśmiechu. Mama też wydawała się dziwnie przygaszona, a ilekroć ją pytałam, czy mieli z tatą jakiś problem, wymigiwała się przepracowaniem.
- Wrócili do domu - odpowiedziałam zdawkowo, unikając jej spojrzenia. - Idę spać. Padam z nóg.
- Zaczekaj. Czy coś się stało? Myślałam, że będziecie świętować do rana...
- Zmiana planów. Po prostu jestem zmęczona.
- Córciu... Chcielibyśmy ci złożyć życzenia - odezwał się tata.
- Jutro, tato, dobrze? Dzięki.
Po wejściu do swojego pokoju zamknęłam drzwi na klucz i momentalnie osunęłam się na podłogę. Zdruzgotana zasłoniłam usta dłońmi i przez kilka minut z całych sił powstrzymywałam się od rozpaczliwego krzyku. Nie powiedziałam Katie i Lucasowi, jak bardzo uderzył mnie widok Shane'a i Jenny. Przez całą podróż samochodem zaciskałam zęby, starając się przy nich nie rozpłakać. I tak wystarczająco już obarczyłam przyjaciół swoimi problemami. Prawda jest taka, że sama byłam sobie winna. Gdybym posłuchała Katie i Lucasa, uniknęłabym cierpienia. Właśnie dlatego musiałam przejść przez ten koszmar w pojedynkę.
Gdy wreszcie udało mi się uspokoić, odsłoniłam usta i wydałam z siebie ciche westchnięcie. Stało się. Straciłam chłopaka. Naiwnie wierzyłam, że uda mi się oszukać system i Shane będzie tym jedynym, na zawsze. Tymczasem skończyliśmy tak jak większość nastoletnich par. Zanim podniosłam się z podłogi, powtórzyłam sobie kilka razy w myślach, że jakoś to przetrwam. Musiałam. I wtedy, gdy wydawało się, że sytuacja była opanowana, wybuchłam niekontrolowanym szlochem, a łzy zaczęły mi strumieniami wypływać z oczu.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Jas? Możemy wejść? - Usłyszałam głos Katie.
- K-katie? - spytałam łamiącym się głosem i w pośpiechu przetarłam dłońmi mokrą twarz. - M-myślałam, że p-pojechaliście...?
- Yhy... Serio uwierzyłaś, że byśmy cię dziś zostawili? Musisz nas słabo znać. - Nacisnęła na klamkę. - Otwieraj, albo powiem Lucasowi, by wyważył drzwi.
- Okej, okej. - Wstałam i przekręciłam kluczyk. A potem stanęłam twarzą w twarz z zatroskanymi Katie i Lucasem. Nie musiałam nic mówić. Wszystko wiedzieli.
- Chodź tu. - Wyższy o dwie głowy Lucas przytulił mnie i pozwolił, bym wypłakała mu się do piersi. W tym czasie Katie masowała mnie po plecach i powtarzała, że cokolwiek się nie wydarzy, zawsze będziemy mogli na siebie liczyć.
- Nikt i nic tego nie zmieni. Zrozumiałaś?
Rozumiałam doskonale. Nasza przyjaźń była niezniszczalna.