Our Little Dream || SKOŃCZONA

By Xvic_X

318K 8.3K 7.7K

Mówi się, że konflikty między ludźmi są spowodowane zbyt wielką różnicą między sobą. Ale to nie prawda. Konfl... More

Prolog
Rozdział 1.
Rozdział 2.
Rozdział 3.
Rozdział 4.
Rozdział 5.
Rozdział 6.
Rozdział 7.
Rozdział 8.
Rozdział 9.
Rozdział 10.
Rozdział 11.
Rozdział 12.
Rozdział 14.
Rozdział 15.
Rozdział 16.
Rozdział 17.
Rozdział 18.
Rozdział 19.
Rozdział 20.
Rozdział 21.
Rozdział 22.
Rozdział 23.
Rozdział 24.
Rozdział 25.
Rozdział 26.
Rozdział 27.
Rozdział 28.
Rozdział 29.
Rozdział 30.
Rozdział 31.
Rozdział 32.
Rozdział 33.
Rozdział 34.
Rozdział 35.
Rozdział 36.
Rozdział 37.
Rozdział 38.
Epilog.

Rozdział 13.

9.9K 274 229
By Xvic_X

Mój krzyk, przepaść, woda i... niepokój.

Od razu się wybudziłam, a mój koszmar się zakończył.

To tylko koszmar, to tylko koszmar, w kółko to powtarzałam, by zapanować nad moim nierównym oddechem i starałam się uspokoić moje myśli krążące wokół tego snu. Inne sny zawsze zapominałam po kilku minutach, ale ten tkwił w mojej głowie, nawet gdy od przebudzenia minęło już dwie godziny.

Wtedy jeszcze nie rozumiałam jak bardzo prawdziwy miał się stać.

Weszłam po stromych schodach do pokoju Ericii. Nigdy wcześniej jej się nie żaliłam, ale ten sen wywołał u mnie inne emocje, niż kiedykolwiek. Ten jeden krótki sen wywołał u mnie takie emocje, których nie chciałam zostawiać samej sobie. Chciałam by choć jedna osoba je usłyszała.

- Erica, śnił mi się koszmar. - oznajmiłam bez żadnego przywitania i rzuciłam się na jej duże, metalowe łóżko pod oknem.

-I co? mam cię ululać do snu, czy co? - spytała kpiąco, przewijając coś na swoim telefonie i wtulając się w kołdrę.

-Przypominam, że to zawsze ja robiłam. - zauważyłam, a dziewczyna rzuciła mi znudzone spojrzenie. - Śniło mi się, że byłam w rzece, takiej brudnej rzece. Nagle na końcu rzeki pojawiła się przepaść i ja spadłam. Zaczęłam krzyczeć, aż wpadłam do czyściutkiej wody. Takiej serio czystej.

- I to ma być ten koszmar? To już gorszy koszmar miałam kilka lat temu, gdy śniła mi się spalona lalka Barbie. - zakpiła, a ja pokręciłam głową.

-Nie o to chodzi! Po prostu gdy wpadłam do tego czystego jeziora czułam strach, niepokój i świadomość co kryło się na dnie.

-I co tam niby było?

-Wszystko. Kamienie, ludzkie zwłoki, pieniądze, noże, pistolety. Tam było wszystko.

-Dobrze - podniosła się do pozycji siedzącej. - stwierdzam, że masz nieźle najebane w głowie. - uśmiechnęła się wrednie i wyciągnęła w moją stronę rękę. - Pięć dych za terapie.

- Głupia jesteś i nie przeklinaj. - fuknęłam, a dziewczyna przewróciła oczami. - Chodzi o to, że w tej brudnej wodzie też były te rzeczy, ale ja tego nie widziałam bo było to przede mną ukryte.

- Boże, ty masz gorsze interpretacje niż moja nauczycielka od literatury przy jakiejś starej książce, gdzie nic nie jest napisane naszym językiem.

-Ty nic nie rozumiesz. Ten koszmar był inny niż te wszystkie inne, on był taki realny. - wymieniłyśmy się spojrzeniami, mój był zestresowany, a jej znudzony i nie ogarniający co mam na myśli, jakbym ja gadała po włosku a ona po chińsku, nic nie rozumiałyśmy.

Chwile tak siedziałyśmy, aż ktoś wszedł do mojego domu i zaczął się drzeć.

- Livia! Żyjesz?! - wrzasnął Will na cały dom, a ja spełzłam z łóżka siostry i zeszłam na sam dół. Gdy zeszłam, chłopak wręcz wpadł na mnie. - Nie odpisujesz od kilku godzin. - poskarżył się i dodał: - Robimy miodownik.

-Co?

-Ciasto miodowe - wyjaśnił, a ja sobie przypomniałam, że mamy robić ciasto

-A masz rzeczy by to zrobić? - zapytałam nie pewna, zbierając się z podłogi

-Coś się ogarnie - machnął ręką i ruszył do kuchni

-No dobra, a proste to chociaż? - zapytałam z nadzieją kierując się do kuchni, a chłopak zaraz za mną.

-Wyjdzie w praniu - wzruszył ramionami i podał mi listę składników. Większość miałam, ale Will wyszedł jeszcze do sklepu po potrzebne składniki, a ja za ten czas przygotowywałam jakieś miski i tym podobne. Gdy skończyłam, w kuchni pojawił się z powrotem Will z potrzebnymi rzeczami i zaczęliśmy czytać co mamy zrobić. Mieliśmy zacząć od blatów miodowych, więc ja mieszałam składniki, a Will je dorzucał i odmierzał.

- Ej, a twoja blaszka ma dwadzieścia centymetrów na trzydzieści centymetrów? - zapytał, gdy do ręki wziął blaszkę, a w drugiej trzymał telefon.

- Myślisz, że chodzę z linijką po domu i mierze ile centymetrów ma moja blaszka? - zapytałam sarkastycznie, a chłopak wzruszył ramionami.

- Idź po linijkę. - posłał mnie Will, więc ruszyłam do mojego pokoju i wzięłam linijkę, a gdy wróciłam rzuciłam mu ją.

- Co taka mała? Większa. - jęknął chłopak.

- Nie mam, mierz se taką

- No z downem, przecież nie da rady, za krótka! - wyrzucił ręce w powietrze

-Jak nie da rady?! Patrz. - podeszłam i zaczęłam przykładać ją do blaszki, a później posłałam chłopaka po marker, gdy przyniósł mi czarny marker zaczęłam rysować linię by zapisać od jakiego momentu mam zacząć mierzyć dalej.

- Livia. - zaczął cicho zakładając ręce na twarzy - To jest czarna blaszka, na której rysujesz czarnym markerem. - dopowiedział z załamaniem w głosie, a ja wtedy oderwałam marker od blaszki i chwilę tak się gapiłam na nie widoczną linię na blaszce, po czym ryknęliśmy śmiechem z głupoty jaką robimy, gdy się uspokoiliśmy chłopak dodał: - Dobra, robimy na oko

- Na oko nigdy nie ma prawa wyjść - powiedziałam, trochę podśmiewując się pod nosem. Podeszłam do miski z ciastem i zaczęłam je z powrotem mieszać i gdy wymieszałam wszystkie składniki, a ciasto uformowało się w jednolitą masę nabrałam wątpliwości co do tej masy - To tak ma wyglądać? - zapytałam nie pewna, a chłopak podszedł. Masa przypominała plastelinę

- Nie wiem - wzruszył ramionami - dodajmy wody. - odszedł na chwilę by po chwili wrócić z kubkiem z wodą i stopniowo dolewał do ciasta. Zaczęłam mieszać ciasto rękoma, aż wyszła dziwna masa z grudkami. - To na pewno normalne. - skomentował i wziął do ręki telefon z przepisem - Kurwa, to trzeba było pokroić! - krzyknął, po czym uderzył się głową o blat kuchenny. Tej masy, którą zrobiliśmy z pewnością nie dało się pokroić.

- A tego się nie pokroi? - zapytałam z nadzieją, ale chłopak pokręcił głową.

- Ciasto to ciasto -wziął do ręki miskę, gdy już się uspokoił i po kolei na wszystkie blaszki je wylewał. Włożył do nagrzanego piekarnika, a ja byłam bardzo nie przekonana co do tego co mamy robić - Dobra teraz robimy krem budyniowy. - oznajmił, wyciągając z reklamówki budyń w saszetce, po czym zaczął czytać instrukcję - to jest zbyt skomplikowane - podał mi saszetkę, a ja zaczęłam czytać.

- No to trzeba pięćset mililitrów mleka - zaczęłam rozkładać wszystko na czynniki pierwsze, a chłopak zaczął wszystko odmierzać.

- Ale mamy trzysta litrów.- powiedział gdy wylał całą zawartość mleka

- Jak litrów?! - zapytałam zszokowana patrząc na nie wielką miarkę do wody

-No te mniejsze litry - krzyknął, a ja musiałam się zastanowić czym są mniejsze litry.

- Mililitry? - zapytałam po chwili

-No - przytaknął głową

- Dobra, jeden chuj, ważne, że mleko - machnęłam ręką i podawałam mu kolejne zadania do wykonania

Zaczął robić budyń według moich wskazówek, które były co najmniej dziwne. Uznałam, że bez sensu jest odlewać ćwierć szklanki i wsypywać do niej proszek skoro można wymieszać wszystko razem. I to był ten błąd, który sprawił, że budyń się nie zrobił.

- Zjebałaś coś. - oskarżył mnie Will, a ja go lekko popchnęłam.

-To ty wlewałeś wszystko - powiedziałam na swoje usprawiedliwienie

-Z twoich wskazówek! - wskazał na garnek z budyniem, który budynia nie przypominał.

Zaczęliśmy kontynuować naszą dyskusję, ale zakończyło się na tym, że musieliśmy wylać budyń. Chłopak znowu poszedł po budyń, tym razem postanowił kupić na wszelki wypadek trzy. Gdy wrócił ja akurat wyciągałam blaty z piekarnika i, no cóż, nie wyglądało to dobrze. Staliśmy przez chwilę nad blaszkami i próbowaliśmy zrozumieć co robimy.

-Na pewno smakuje lepiej niż wygląda. Liczy się wnętrze. - skwitował i uciął sobie mały kawałek, po czym go zjadł. Nie minęła chwila, a chłopak wypluł jedzenie do zlewu. - To jest słone!

- Jak słone, przecież dodawaliśmy cukier - podniosłam pudełko z białymi kryształkami, otworzyłam je i wzięłam szczypte do buzi. Skrzywiłam się - Will, to jest sól. Dodałeś prawie całą szklankę soli! - krzyknęłam i zasłoniłam twarz dłońmi, a w kuchni nastała cisza.

- Pieprze to, dzwonie do Scotta. - chwycił za telefon i wybrał jego numer.

Poprosił go, by przyjechał do mojego domu, by pomóc nam zrobić ciasto. Zgodził się, a po parunastu minutach przyjechał wraz z swoim przyjacielem Harrisem, by jeszcze bardziej zniszczyć mi ten dzień.

- Boże co wy zrobiliście. - powiedział zszokowany Scott gdy wszedł do kuchni.

-Musisz nam pomóc zrobić to ciasto. - powiedział błagalnym głosem, a Scott spojrzał się na chłopaka z rozszerzonymi oczami.

- Poryczę się chyba zaraz. - skomentował chłopak, zasłaniając swoją buzię ręką

- Tu nie ma co płakać już gorzej być nie może. - dopowiedziałam, a Scott wziął parę głębokich wdechów.

- Zapomniałem mleka z sklepu, ja i Tony pójdziemy po nie, - zaproponował Will, a Scott zatrzymał ich szybko, gdy już kierowali się do wyjścia.

- Nie, nie, nie, Tony i Olivia zostaną w domu razem, posprzątają w kuchni i zrobią masę kajmakową - uśmiechnął się chytrze spoglądając na mnie, a ja zmarszczyłam brwi. Zrobił to specjalnie. - Ja i Will pójdziemy po mleko i po jakieś inne rzecz - chwycił chłopaka za rękę, widząc złość w moich oczach i zaczął go ciągnąć do wyjścia. - Pa! - krzyknął, gdy wyszedł z domu. Spojrzałam się na Tony'ego, który uśmiechał się rozbawiony, wbijając swój wzrok w podłogę.

- Co się tak hahasz? - zapytałam wnerwiona, gdy zalewałam wodą brudną miskę.

- Bo jak się denerwujesz to twoje oczy się jeszcze bardziej robią większe - odpowiedział cicho, śmiejąc się.

- A zauważyłeś że miałeś mi pomagać, a nie śmiać się? - fuknęłam

-Oho, niszczyciel dobrej zabawy przyszedł - prychnął i zaczął ścierać z blatu mąkę.

Nie odzywając się do siebie sprzątaliśmy w kuchni, by po około dziesięciu minutach zacząć robić masę kajmakową. Chłopak chwycił za telefon i zaczął czytać mi przepis na masę kajmakową. Przepis wysłał mu Scott

- pięćset gram masy krówkowej i sto pięćdziesiąt gramów masła. Masło trzeba pokroić na kawałki i ubić je na puszystą masę, a później dodać kajmak i wymieszać - wyjaśnił, a ja po kolei wykonywałam jego polecenia, od czasu do czasu prosząc go by powtórzył polecenie. - pokaż - powiedział gdy oznajmiłam mu że skończyłam. Nachyliłsię nad miską, a ja zrobiłam coś co było silniejsze ode mnie. Docisnęłam jego głowę do miski z masą ręką, a on podniósł się szybko. Na twarzy miał sporo kremu. - Jędza - chwycił za szmatkę i zaczął mnie z nią gonić po całym domu. Gdy ja wbiegłam do salonu gdzie znajdował się stół kuchenny, wskoczyłam na stół i przeszłam na drugą stronę. Razem z chłopakiem oparliśmy się o stół, on po jednej stronie, a ja po drugiej. Próbowaliśmy się przechytrzyć i co chwilę udawaliśmy, że idziemy w jakąś stronę, aż w końcu ruszyłam w swoją lewą stronę i chciałam uciec na kanapę, ale chłopak chwycił mnie i przyszpilował mnie do stołu w taki sposób że teraz leżałam na nim plecami. Chłopak swoją prawą rękę trzymał pod moimi plecami, i to właśnie nią trzymał moją jedną rękę, drugą w której on trzymał mokrą szmatkę przybliżył do mojej twarzy i zaczął ją pocierać o nią. Ja swoją jedyną ręką którą miałam wolną próbowałam odsunąć leżącego na mnie Harrisa, aż nagle usłyszeliśmy głos Ericii:

- Ej! Złazić z tego stołu ! Tu się je! - założyła ręce na biodra, a chłopak z głupkowatym uśmiechem się podniósł. Mimo wolnie ja też się zaśmiałam

Wróciliśmy z powrotem do kchni, gdzie on zmył krem z twarzy, a ja poprawiłam włosy. Na szczęście krem dobrze nam wyszedł i w końcu dołączyli Scott i Will. Scott sprawdził krem, a ja rzucałam mu złe spojrzenie.

- Dobra, teraz zrobimy blaty miodowe - oznajmił i podwinął rękawy swojej bluzy, kazał nam podać różne rzeczy. - odmierzcie mi czterysta gram mąki, następnie dajcie mi połowe szklanki cukru, jedną saszetkę cukru wanilinowego i do tego półtorej łyżeczki sody oczyszczonej. Niech ktoś pokroi dwieście gram masła w kosteczkę i to wszystko wymiesza by powstała taka jakby kruszonka. Później dodać trzeba dwie łyżki miodu i jedno jajko. - rozkazał, a my wszystko mu przygotowaliśmy. Will zaczął mieszać wszystkie składniki, a Harris gdy już składniki się połączyły dodał miód i jajko. Gdy wszystko połączył ja pokroiłam ciasto na trzy w miarę równe kawałki. Scott na trzech blaszkach wyłożonych papierem do pieczenia położył na nie ciasto i zaczął je ugniatać palcami aż wszystko się połączyło i zapełniło blaszki. Włożył je do piekarnika nagrzanego do stu osiemdziesięciu stopni Celsjusza na jakieś siedem minut po czym wyjął blaty miodowe z blaszek i zostawił na blacie do ostudzenia.

Następnie zrobiliśmy krem budyniowy. Potrzebowaliśmy do niego jeden budyń śmietankowy, pięćset mililitrów mleka, cztery łyżki cukru i sto pięćdziesiąt gram masła. Ugotowaliśmy budyń, zgodnie z jego instrukcją i pozostawiliśmy do ostudzenia. Masło pokroiliśmy na kawałki i ubiliśmy je na puszysty krem który stopniowo dodawaliśmy do ostudzonego budyniu i wymieszaliśmy je razem.

-Ej Scott - poklepał Scotta Harris, a Scott się odwrócił, jedyne co zobaczyłam to jak przyjaciel Tony'ego się odsunął na bok, a ja dostałam w twarz mąką. Harris założył ręce na buzi, a Scott zaczął się śmiać łącznie z Willem. Szybko podeszłam do lodówki stojącej koło mnie. Wyciągnęłam z niej jajko i rzuciłam w chłopaka tym jajkiem i trafiłam. - To było przypadkiem! - krzyknął i wziął garść mąki którą rzucił mi w twarz, a ja zrobiłam to samo.

Nagle chłopak się schylił i podniósł mnie, przerzucając mnie przez barki. Zaczęłam go bić pięściami w plecy, ale Harris nie reagował. Zaczął chodzić po domu i mną szelontać na zakrętach Miał szczęście, że rękę, którą trzymał na moim udzie bym nie spadła nie trzymał odrobinę wyżej. W pewnym momencie gdy byliśmy w salonie wbiłam paznokcie w jego plecy, a chłopak się zatrzymał w miejscu i zaczął kręcić bardzo szybko.

- Tony, przestań! - krzyknęłam, bijąc go coraz mocniej. Nagle oby dwoje wylądowaliśmy na podłodze, gdy chłopak przez przypadek wszedł w stolik kawowy i przewrócił się. - Czy ty jesteś normalny?! - kopnęłam go w nogę gdy chłopak się podnosił. Gdy już stanął na równe nogi wyciągnął w moją stronę rękę. - Sama sobie wstanę. - podniosłam się, a chłopak przewrócił oczami.

- Widzę, że nie tylko ciasto tu rośnie, bo miłość też. - uśmiechnął się Scott, a Will się zaśmiał cicho.

- Zaraz tobie guz może urosnąć - skwitowałam, aż nagle ktoś wszedł do domu. Wszyscy ruszyliśmy do przedpokoju, a tam napotkał mnie szok.

- Siemano! - zaczął wysoko machać ręką z ogromnym uśmiechem na twarzy.

-Max?! - Wszyscy krzyknęliśmy w szkoku, ale to ja byłam najbardziej zszokowana.

-Myślałem, że będę miał ciut mniejszą publiczność. - rozejrzał się Max po pomieszczeniu.

- Co ty tu robisz? - spytałam z ogromnymi oczami.

-Rzuciłem szkołę! - krzyknął z uśmiechem na twarzy. - I otwieram studio tatuażu!

-Co zrobiłeś?! - znowu krzyknęliśmy wszyscy

-Uznałem, że moja edukacja jest, i tak bez sensu. Na teście z hiszpańskiego zacząłem pisać po niemiecku i to utwierdziło mnie w przekonaniu, że edukacja nie jest dla mnie. Rodzice jak się dowiedzieli, że rzuciłem szkołę to mnie wyrzucili z domu. Wtedy postanowiłem, że otworzę studio tatuażu, ale w mieście rodzinnym jest za drogo, więc jestem tutaj. A przy okazji blisko do ciebie. - Wyjaśnił, jakby mówił o tym, że w zeszłym tygodniu gdy wracał z imprezy to wpadł do rowu. W jego wykonaniu było to totalnie normalne. I to mnie przerażał

- I jesteś idiotą, tak? - zapytałam, a chłopak wzruszył ramionami - Wiesz, w ogóle gdzie chcesz otworzyć to studio?

- No, nawet już wynająłem - pochwalił się z pewnym siebie uśmiechem.

Max już robił sporo tatuaży ludziom. Przeważnie byli to ludzie ze szkoły, których rodzice nie chcieli dać im zgody na tatuaż w normalnym studio tatuażu, która była wymagana jeśli osoba niepełnoletnia chciała tatuaż. Oni tam przychodzili i na początku przygody Maxa z tatuowaniem robił dziary za darmo po to, by się doszkalać na ludzkim ciele. Później gdy jego umiejętności się rozrosły łącznie z popularnością, ludzie zaczęli mu płacić za tworzoną sztukę na ich ciele. Wiele się mówi o złych pracach nie profesjonalnych tatuatorów, ale duża większość prac Maxa było serio dobre, a te mniej dobre były sprzed dwóch lat, gdy jeszcze robił je za darmo, a jego umiejętności na poziomie rysowania długopisem po bananie. Od zawsze marzył o tym, by otworzyć własne studio tatuażu i ja go oczywiście będę wspierać przy tym, ale nie wiem czy rzucanie szkoły i przeprowadzka do innego miasta jest na pewno dobrym pomysłem.

- Emily o tym wie? - zapytałam.

- Ta, wydarła się na mnie, później się śmiała, a jeszcze później ryczała bo boi się zostać sama w tamtym mieście.

- No czyli zareagowała jak Emily. - skwitowałam. Dziewczyna była znana z tego, że miała wahania nastroju zawsze, jakby co najmniej miała okres całe życie. - Serio jesteś pewny, że to dobry pomysł?

- Niech się dzieje co chce, ja i tak już jestem stracony. - ruszył z walizką do salonu i rzucił się na kanapę.

- No świetnie ci idzie w życiu - skomentowałam, gdy ruszyliśmy wszyscy za nim. Przez następną godzinę oprócz kończenia ciasta to jeszcze rozmawialiśmy o nowym pomyśle Maxa i jego planach.

Gdy skończyliśmy ja i Will objęliśmy Scotta i podziękowaliśmy za pomoc, która okazała się zbawienna. Max nie mógł się doczekać spróbowania ciasta i chciał spróbować je zanim się ochłodziło w lodówce. Ukroiliśmy więc mały pasek ciasta i pokroiliśmy je na małe kostki dla wszystkich. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy je jeść, Max oczywiście ubrudził się kremem kajmakowym, Scott zachwalał swoją robotę, a Will zjadł mały kawałek ciasta na jeden kęs i się prawie zadławił, czym wywołał śmiech u wszystkich, Harris zjadł ledwo połowę bo cały czas gadał z wszystkimi nawet z Maxem i dobrze się dogadywali, a ja nie do końca jadłam ciasto, bo byłam zajęta rozmową z Scottem o tym jak działa mikser. Harris, który siedział koło mnie i Scott najwyraźniej to zauważyli.

- Zjedz. - rozkazał Scott, spoglądając po kolei na mnie i na mój talerz.

- Nie jestem głodna. - powiedziałam gdy upiłam łyk wody z mojej szklanki.

- Masz zjeść. - rozkazał tym razem Tony.

- Zmuś mnie. - wzruszyłam ramionami.

- Chcesz tego? - zapytał mrużąc lekko oczy.

- Pragnę - odpowiedziałam sarkazmem i przewróciłam oczami, a chłopak skinął głową. Wziął do ręki widelczyk i nałożył kawałek ciasta, drugą rękę położył na tyle mojej głowy i kawałek ciasta zbliżył do moich ust, bujając widelczykiem na boki.

- Leci samolocik ziuuu - powiedział z uśmiechem na twarzy.

- Nie umiesz zmuszać. - powiedziałam, aż nagle w pomieszczeniu rozległ się głośny dźwięk robienia zdjęcia. Wszyscy spojrzeliśmy się w stronę, siedzącego na przeciwko mnie Scotta, który w ręku miał telefon z wycelowanym aparatem w naszą stronę, a na twarzy zarysował się szok i przerażenie. Wszyscy oprócz mnie wybuchli śmiechem.

- Miałeś wyciszyć dźwięki! - krzyknął ze śmiechem Will. Ja w zdziwieniu otworzyłam lekko buzię, co Harris wykorzystał i bardzo szybko wepchnął do niej kawałek ciasta, a ja zaczęłam kasłać, bo się zadławiłam. W pokoju ponownie rozległ się głośny śmiech.

- Dobra, cisza, chciałbym was wszystkich zaprosić na moją imprezę przebieraną jutro o dwudziestej - powiedział Scott lekko się śmiejąc gdy inni powoli się uspokajali.

- Nie mogę, już od jutra zaczynam remont studia - jęknął Max z zawiedzeniem.

- Ej, Livia, zrobimy potrójny matching z Nathalie - Zaproponował Will, a ja z uśmiechem na twarzy pokiwałam energicznie głową jeszcze trochę kaszląc

- Miałem nadzieję że ty i Tony zrobicie matching. - powiedział lekko rozbawiony Max i dodał szybko: - Nazwisk - Scott na to uderzył rękoma w stół i pokiwał głową, z śmiechem

- Tak! No dokładnie, besti! - krzyknął Scott energicznie.

- Matching to oni zrobią w szpitalu jak się pogryzą - dopowiedział z rozbawieniem Will.

- My tu dalej jesteśmy. - zauważył Tony.

- Dobra ty tam zamknij mordę i lepiej zastanów się jaki garnitur ubierzesz na wasz ślub - powiedział Scott, zakładając na klatce piersiowej ręce.

- W szpitalu?! - zapytał rozbawiony i z udawanym szokiem Max, a Scott i Will wybuchnęli ponownie śmiechem

- Nie no tego już za wiele - uderzyłam lekką ręką w stół, a wszyscy jeszcze bardziej się roześmiali, nawet Tony.

- Ej, ja też chce na imprezę - powiedziała Erica, schodząc po schodach i podeszła za moimi plecami.

- Oj nie, nie, nie. - pokręciłam głową i założyłam ręce na klatce piersiowej

- Sorry, ale nie wstawię się za ciebie, młoda - wzruszył ramionami z bezradnością Max

- Małe dziewczynki zostają w domach - uśmiechnął się wrednie Tony, a Erica przez chwilę gapiła się na niego znudzona, po czym kopnęła jego krzesło, a Harris upadł razem z krzesłem na podłogę.

- Kupię ci za to Piccolo, ale o imprezie zapomnij. - skwitowałam

- Nie dość że mogłam Tony'ego zrzucić z krzesła to jeszcze za to dostanę Piccolo, jednak cię może lubię, siostro. - uśmiechnęła się, po czym odeszła, a ja rzuciłam szybkie spojrzenie na twarz Harrisa.

- Co ty taki zdziwiony? - zapytałam przełykając kolejny kawałek ciasta

- Zwykle dzieci mnie bardzo lubią, w szczególności dziewczyny. - odpowiedział, a na twarzy zaczął się rysować cwaniacki uśmieszek.

- Nie zauważyłeś, że ostatnio bardzo dużo dziewczyn cię nie lubi? Może powinieneś zmienić bramkę do której celujesz - doradziłam, a ludzie przy stole prychnęli krótkim i cichym śmiechem podczas gdy Tony wstawał z podłogi.

- Nie, ostatnio celuje do tylko jednej, konkretnej bramki. - odpowiedział i mrugnął do mnie oczkiem, po czym podniósł krzesło i usiadł na nim, a ja nie zareagowałam na to co zrobił.

Resztę wieczoru spędziliśmy na plotkowaniu i gadaniu o imprezie Scotta, który niezwykle chciał mnie i Tony'ego do siebie zbliżyć, ale mu to bardzo nie wychodziło. W pewnym momencie nawet gdy już odprowadzałam wszystkich do drzwi, Scott popchnął mnie w ramiona Harrisa. Szkoda tylko, że gdy tak mnie popchnął ja przypadkiem uderzyłam chłopaka kolanem dość nisko. Bardzo nisko.

Scott z minuty na minutę coraz bardziej się załamywał jak bardzo nie dało się nas do siebie zbliżyć, a ja unikałam bliskiego kontaktu z chłopakiem. Wiedziałam, że na imprezie u Scotta wcale nie będzie lepiej.

Continue Reading

You'll Also Like

40.3K 1.9K 14
Marianne po wielu latach udawania, wkońcu postanawia przekonać się na własnej skórze, co oznacza prawdziwe życie. Wylatując na studia kilka tysięcy k...
388K 21.4K 44
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...
4.4K 218 28
~ Byli kwintesencją nieidealnie idealnych światów ~ • Poprawione rozdziały 20/25 ⚠️Zawiera sceny erotyczne ⚠️Wulgarny język ⚠️Samookaleczanie
128K 13K 13
Wraz z rozpoczęciem drugiego roku studiów spokojne życie Blake Howard niespodziewanie wywraca się do góry nogami. Przez nieprzyjemne doświadczenia ze...