Let Me Follow

By luvmilla

312K 14.5K 7.3K

Charlie cierpi na bezsenność. Jednak nie uważa tego za kulę u nogi, tylko dar. Dar, który umożliwia jej nocne... More

Prolog
1. ,,Gdzie jest tata?"
2. Kwiaciarnia.
3. Ucieczka.
4. Medusa.
5. Skarb i jego cel.
6. Wolność.
8. Film.
9. Cały, pierdolony, Nowy Jork.
10. Lekcje sztuk walki.
11. Upragniona śmierć.
12. Coś nie codziennego.
13. Wyprawa na księżyc.
14. Czyste, odkryte karty.
15. Cichy ból.
16. Język Morse'a.
17. Taniec wyrwany z balu.
18. Moment zrozumienia.
19. Wielki powrót.
20. Wypalona iskra.
21. Noc w barze.
22. Czekając na nienawiść, której nie ma.
23. Sposób, by złagodzić cierpienie.
24. Przygody Kaczuszka.
25. Chęć przegranej.
26. Charlotte, nie Lottie.
27. Koszmar, który stał się rzeczywistością.
28. Wiadomość dla burmistrza.
29. Spokój w chaotycznym świecie.
30. Times Square.
31. Efekt motyla.
32. Koniec wszystkiego.
Epilog.
Podziękowania
Rozdział Bonusowy.
Spin-off Tate'a!

7. Nowe mieszkanie.

8.7K 407 67
By luvmilla

Griffin podbiegł do miejsca, gdzie na krótką chwilę ulokowałam siebie, i swoje rzeczy. Czyli na środku niezbyt ruchliwego chodnika. 

– Nie mam czasu na pogaduszki – powiedziałam. 

– Właśnie widzę – zerknął na cały bagaż za moimi plecami. – Znajdziesz sobie dach nad głową do zmierzchu? 

– Nie wiem. Najpewniej wprowadzę się do akademiku. 

– Nie mają miejsc – powiedział. – A poza tym, nie wpuszczą cię z psem. 

– Nie chcę być nie miła, ale czemu cię to obchodzi? To chyba powinien być mój problem.

Nie odpowiedział, jedynie wzruszył ramionami.

– Właśnie, dlatego możesz wrócić do Juliet, a ja zajmę się swoimi problemami, zgoda? – uśmiechnęłam się bardzo sztucznie.

Na pewno kłamał, musieli mieć jakieś miejsce. Przynajmniej jedno wolne łóżko. Kilka metrów kwadratowych. Przynajmniej skrawek pokoju. 

                                —

– Przykro mi, nie mamy wolnych pokoi – odparła kobieta w sekretaracie uniwerstyteckim. – To prawie koniec semestru, wszystko jest zajęte. 

Ścisnęłam mocniej skórzaną torebkę, wiszącą na moim ramieniu. 

– Może panią wcisnę na początku następnego semestru, przed studentami z pierwszego roku – powiedziała, niedbale poprawiając stary lakier na paznokciach. – Ale nic nie obiecuję – cmoknęła ustami pomalowanymi na czerwono. 

– Dobrze, dziękuję za pomoc – rzuciłam, otwierając szklane drzwi łączące jej gabinet z poczekalnią. 

Pod moimi powiekami zatańczyły wilgotne kryształki. Nie potrzebowałam lokum na następnym roku studiów, tylko za niecałą godzinę. Albo dwie. Albo, kurwa, do nocy, by ten psiak nie marzł więcej w ciemnej uliczce. 

Zaburczało mi w brzuchu. Otarłam oczy jednym ruchem drżącej dłoni, akurat teraz czując falę głodu. Było popołudnie, a ja nie zjadłam nawet suchej kromki chleba. Spojrzałam na zmęczonego Gold Retrievera, który prawdopodobnie był tak samo głodny jak ja. 

Zabrałam nas do najbliżej knajpy ze staroświeckim wystrojem. Nowojorski kwiecień wyglądał tak samo jak wszystkie inne miesiące, tylko powietrze było delikatnie gorętsze. Reszta została taka sama. Deszcz lejący się sześć dni w tygodniu, chmura parasolek chadzająca po chodnikach. 

Obserwowałam zapracowanych ludzi spieszących się do pracy, szczurów uważających się za biznesmenów. Asystentów z pięcioma kawami w dłoni. I turystów robiących zdjęcia wszystkiemu. Pierdolone miasto. 

Odkrząknięcie przy naszym stoliku odwróciło moją uwagę. 

– Chce pani złożyć zamówienie? – starsza kobieta w długiej spódnicy, i białej koszuli cierpliwie oczekiwała zamówienia. 

– Tak, oczywiście – jeszcze raz spojrzałam w obszerną kartę dań. – Poproszę naleśniki z bitą śmietaną, i... – zerknęłam na psa, który wpatrywał się w stronę źródła mięsnego zapachu. – Trzy kiełbaski. 

– Kiełbaski są tylko w zestawie z pełnym, brytyjskim śniadaniem. 

Wątpię, żeby razem z kiełbaskami zjadł jajko sadzone, tosty, i fasolkę. 

– Jest może opcja zabrania czegoś na wynos? – zapytałam. 

– Oczywiście, złotko – mruknęła, zapisując coś w notesiku. 

– To poproszę jeszcze zestaw z brytyjskim śniadaniem. I szklankę wody. 

– Wygodniej będzie, jeśli podam ją w misce – rzuciła zauroczonym spojrzeniem na mojego nowego pupila. 

– Byłoby cudownie. 

Uśmiechnęła się pod nosem. Bez słowa odeszła do czerwonej jak krew lady, podając swojej młodszej koleżance nasze zamówienie. Natomiast ja oparłam podbródek o krawędź dłoni, próbując ułożyć myśli. Przymknęłam na chwilę powieki, wcale nie wymęczone okropną rutyną snu.

Zdążyłam zadzwonić do Matta, jednak słyszałam tylko pocztę głosową. Conajmniej pięć razy.

Lecz gdy dostałam swoje zamówienie, a mój pies miskę wody, oddzwonił. Melancholijny dzwonek telefonu dotarł do pobliskich trzech stołów.

– Dzwoniłaś – stwierdził bez przywitania.

– Potrzebuję pomocy. Juliet kazała mi się wynosić z mieszkania, i się wyniosłam. I tak jakby teraz nie mam gdzie mieszkać – powiedziałam ze spokojem, bo po tym czasie przetrawiłam obecną sytuację, i racjonalnie podeszłam do problemu.

– Powaliło cię?

– Ty mi kazałeś się od niej wynieść – pisnęłam, winiąc go za moje dzisiejsze błędy. Taki zwyczaj.

Usłyszałam głośnie, i głównie zmęczone niż przejęte westchnienie.

– Ale od kiedy ty mnie słuchasz, co?

– Potrzebuje noclegu. Dwie noce maksimum – odparłam błagalnie. Wiedziałam, że się zgodzi, tylko liczyłam na szybką odpowiedź, bym nie musiała się naciągać przy jego wysokim ego.

– Maksimum? – powtórzył.

– Tak, znajdę sobie w te dwa dni jakieś mieszkanie.

– Masz chłopaka, czemu u niego nie przenocujesz?

Jak miałam mu przekazać, że nie jestem z nim ani z miłości, ani dla jego urody, tylko dla zemsty? Przecież nie mogłabym spać u kogoś, kto powoduje u mnie chęć zwymiotowania.

– Mamy ciężki okres, wczoraj się pokłóciliśmy... – udałam, że zasmuciło mnie to przekazanie fałszywej informacji.

– Tylko dwa dni. I tak więcej nie wytrzymasz z moim współlokatorem – odparł niezbyt przekonany.

– Nawet nie wiesz jak jestem ci wdzięczna.

– I nie chce wiedzieć, muszę uczyć się na egzamin. Wiesz jak trafić do mojego akademiku, pokój dwadzieścia osiem.

Po tym się rozłączył. Endorfiny szczęścia przynajmniej na chwilę mnie otoczyły. Z ulgą popatrzyłam na psa, który grzecznie siedział, i pił wodę ze swojej miseczki.

                                 —

Po równych dwóch dniach znalazłam idealną ofertę mieszkania, a raczej współdzielenia go z kimś obcym, ale to mi nie przeszkadzało. Cena, jak i wygląd lokum przekonały mnie do najszybszego wysłania SMS'a pod podany numer. Dziś miałam się z nim spotkać, obejrzeć mieszkanie, i być może, dobić umowy.

Godzinę później miałam pojawić się na imprezie Jacoba. Czekał mnie stresujący dzień, lecz najbardziej wkurzał mnie brak możliwości wymykania się z pokoju Matta w samym środku nocy. Takim sposobem przez dwa dni, i dwie noce nie zmrużyłam oka.

Ubrałam najładniejsze jeansy, bez moich ukochanych dziur na kolanach, oraz białą koszulę. Włosy dzień wcześniej zaplotłam w długiego warkocza, więc na rozmowę o wynajem miałam delikatne fale.

– Zostajesz tu – rozkazałam małemu psu, który jeszcze nie nosił żadnego imienia.

Szczeniak skulił się na łóżku Matta. Przez cały dzień mnie nie widział, bo byłam na zajęciach, a teraz znów mu uciekałam. Było mi z tego powodu przykro, nawet bardzo.

– Matt, idę na spotkanie! – krzyknęłam wzdłuż długiego korytarza akademiku. Chłopak wychylił głowę z publicznej łazienki, z szczoteczką w ustach. On również szykował się na imprezę, lecz w bardziej pogodnym nastroju. Nastroju na flirtowanie z dziewczynami.

W sekundę przybiegł do drzwi swojego pokoju, uśmiechając się od ucha do ucha. Wokół ust miał obwódkę z pasty, której w ustach miał w nadmiarze.

– Boże, w końcu się ciebie pozbędę – powiedział z pełną buzią, przyciskając mnie do swojej klatki piersiowej. Od razu poczułam jego drogie perfumy, oraz zapach damskiego płynu do kąpieli. Nie przypuszczałam że był to zapach innej kobiety, gdyż wiedziałam, że musiał w sklepie kupić taki, a nie inny płyn z powodu braku męskiego.

Odsunęłam się od niego udając, że ten gest mnie obrzydził.

– Jak wyglądam? – poprawiłam włosy.

– Obróć się – rozkazał, szczotkując zęby.

Zgodnie z jego poleceniem obkręciłam się wokół własnej osi.

– Nie jest najlepiej, ale przynajmniej lepiej niż zazwyczaj – stwierdził po chwili, zasługując sobie tym na porządnego kuksańca w brzuch, którego natychmiast mu wymierzyłam.

– Idź już – machnął ręką, ukrywając ból spowodowany moim uderzeniem.

– Nie zapomnij dać psu jeść – odparłam w połowie korytarza.

– Daj mu imię, do jasnej cholery! – krzyknął zirytowany, zamykając za sobą drzwi.

Po trzydziestu minutach stałam przed drzwiami upolowanego mieszkania. Pukając, czułam jak serce podchodzi mi do gardła. Tak mocno się stresowałam, że nie poczułam, jak zagryzam wewnętrzną stronę prawego policzka aż do krwi.

Klamka poruszyła się, a w drzwiach pojawił się ktoś, kto spowodował, że ramiona mi opadły.

– Naprawdę? – rzuciłam bezwiednie.

Brunet uśmiechnął się szeroko, jakbym właśnie wpadła w jego nieśmieszny żart.

Nie miałam pojęcia, że Griffin jest właścicielem mieszkania. Nie dzwoniłam pod podany numer, tylko pisałam, ze względu na moje preferencje. Teraz, plułam sobie w twarz, że nie wykonałam telefonu. Mogłam rozpoznać głos, odmówić, i się rozłączyć. Albo powiedzieć, że to pomyłka.

– Proszę, proszę – oparł się o framugę drzwi. – Niesamowite, ile razy się spotkaliśmy przez te... cztery dni? – zakpił, przez co głęboko westchnęłam. – Jeśli się nie wystraszyłaś, to zapraszam.

Wszedł w głąb mieszkania. Może myślał, że ucieknę, by mógł robić sobie ze mnie żarty na uniwersytecie. Uważał mnie za płochliwą, bo nie podałam mu swojego imienia. Za tchórza, ponieważ uciekłam od swojej współlokatorki. Dlatego przez drzwi weszłam z uniesioną głową, i prostymi barkami.

W między czasie, rozglądałam się po mieszkaniu. Było zadbane, czyste i najwidoczniej nowe. Utrzymywało się w kolorach butelkowana zieleni, z dodatkami wykonanymi z drewna, lub w kolorze kawowym. Korytarz długości dwoch metrów prowadził do dwóch pokoi z zamkniętymi drzwiami, i do otwartego salonu. Na jego ścianach wisiały obrazy prosto z supermarketu. Takie, które dodawali razem z ramkami. Pewnie nie zdążył jeszcze się rozgościć, by powiesić zdjęcia rodzinne. Albo może ich nie miał.

Wchodząc do salonu, uwagę zwróciłam na duży, kamienny kominek. A później na Griffina siedzącego na beżowej kanapie.

Usiadłam na przeciw niego, a dokładniej na miękkim fotelu.

– Teraz muszę poznać twoje imię – powiedział z dumą w głosie.

– Charlotte – przecisnęłam przez zęby.

– Powtórz, bo nie dosłyszałem – wystawił ucho. Na pewno usłyszał.

– Charlotte Levis – powiedziałam głośniej.

Po raz drugi w naszej znajomości wystawił dłoń na przywitanie. Uścisnęłam ją, przerażona wizją widzenia go codziennie. Nie wiedziałam, z czego wzięła się moja niechęć do Griffina. Był nowy, podejrzanie przeniósł się na końcówce roku. Nigdy nie ufałam ludziom, może dlatego mam do niego uprzedzenie. Bo był dla mnie dosyć miły, i pewnie nie chciał nic w zamian. Niespotykany okaz człowieka w moim życiu.

– Reid Griffin – przedstawił się, wyrywając mnie z przemyśleń.

– To ty nie masz na imię Griffin? – zapytałam ze zmarszczonym czołem.

– Nie, przedstawiłem się nazwiskiem, bo kilka osób na uniwersytecie zrobiło tak samo. Myślałem, że to jakiś zwyczaj, czy coś – wzruszył ramionami.

– Wracając do wynajmu – odkrząknęłam.

– Dalej jesteś zainteresowana?

– Jeśli siedzę w twoim salonie, to znaczy, że jestem choć odrobinę zainteresowana – odpowiedziałam, lekko zdziwiona tak głupim pytaniem.

– Okej, myślałem że gdy zobaczyłaś moją twarz, od razu zrezygnujesz – jego prawy kącik ust wystrzelił do góry.

– Bardzo zabawne. Bardzo.

–Na zdjęciach widziałaś wszystkie pomieszczenia. Chciałabyś je obejrzeć na żywo? – nabrał wyczekiwanej przeze mnie powagi.

– Nie, dziękuję – odmówiłam, bo zależało mi na szybkim dobiciu targu. Miałam mało czasu na przygotowanie się na imprezę.

Chwila wahania, czy na pewno chciałabym dzielić z nim mieszkanie wyparowała wtedy, gdy przypomniałam sobie mój dotychczasowy stan. Mieszkałam u przyjaciela, niezbyt legalnie, cisnąc się z nim, oraz jego dziwnym współlokatorem. Do poprzedniego lokum nie wrócę, bo od dawien dawna chciałam stamtąd uciec, a teraz miałabym błagać z podkulonym ogonem? Nigdy.

– No dobrze, cena taka sama jak na ogłoszeniu, własne szafki i połowa lodówki w kuchni. Płatność czynszu musi odbywać się w wyznaczonym terminie. Jeśli tak nie będzie przez dłuższy czas, niestety będziemy musieli się pożegnać – mówił beznamiętnie, wpatrzony w kartkę na szklanym stole.

– Przygotowałeś sobie ściągę, czy wykułeś na pamięć całą umowę? – zakpiłam uszczypliwie.

– Brat mi to wydrukował – burknął, nie spuszczając wzroku z dokumentu. – Muszę to wszystko czytać, czy od razu przejdziemy do sedna?

Delikatnie przesunęłam kartkę papieru w swoją stronę. Zmrużyłam oczy, szybko czytając wszystkie paragrafy. Wyjmując długopis z kieszeni spodni, znalazłam wzrokiem miejsce na mój podpis. Estetycznym pismem zapisałam swoje imię i nazwisko, po czym przekazałam umowę Griffinowi, znaczy Reidowi.

– Wprowadzam się jutro. Chyba nie masz nic przeciwko?

– Absolutnie – odsłonił rząd białych zębów.

 

Continue Reading

You'll Also Like

93K 4.8K 26
Biedronka i Lidl Czy są to wrogowie, których już nie da się pogodzić? Czy też wręcz przeciwnie? Czy silne uczucie którym jest wzajemna nienawiść...
65.4K 2.9K 33
Cześć! To moja kolejna praca o tej tematyce. Tym razem Hailie ma 12 lat. Na początku książki Shane i Tony mają 16 lat; Dylan 17 lat; Will 24 lata; V...
47.5K 2K 44
„Byłeś jak koszmar, z którego nie mogłam się wybudzić"
112K 4.7K 47
Molly Bennet i Charlie Conley już w dzieciństwie byli nierozłączni, a ich przyjaźń wydawała się niezniszczalna. No właśnie. Wydawała się. Jak się oka...