a huge riddle // drarry ✔︎

Por _cyzia_a_

7.6K 556 176

completed - [ harry potter x draco malfoy ] Niektóre rzeczy jak i osoby w naszym życiu są dla nas jedną, wiel... Más

prolog
I: 20 marca 1944
II: 20 marca 1998
III: 23 marca 1998
IV: 24 marca 1998
V: 25 marca 1998
VI: 30 marca 1998
VII: 31 marca 1998
VIII: 1 kwietnia 1998
IX: 2 kwietnia 1998
X: 4 kwietnia 1998
XI: 7 kwietnia 1998
XII: 8 kwietnia 1998
,,Drogi Severusie" ,,Drogi Regulusie"
XIII: 9 kwietnia 1998
XIV: 10 kwietnia 1998
XV: 11 kwietnia 1998
XVI: 12 kwietnia 1998
XVII: 14 kwietnia 1998
XVIII: 17 kwietnia 1998
XX: 19 kwietnia 1998
XXI: 23 kwiecień 1998
XXII: 26 kwietnia 1998
XXIII: 1 maja 1998
XXIV: 2 maja 1998
epilog

XIX: 18 kwietnia 1998

187 19 4
Por _cyzia_a_

— Tom! — krzyknął Draco po raz kolejny, trzymając Harry'ego.

— Puść... mnie — wydyszał Potter, cały czas próbując się wyrwać z jego uścisku. — To wszystko... jego wina!

— Co się dzie... — Riddle stanął jak wryty w miejscu. Tuż obok altany leżał dosyć niski, otyły mężczyzna, a okularnik cały czas miotał się i szarpał, przez co Malfoy ledwo był w stanie go utrzymać. Wiedział, że gdy tylko chłopak dorwie się do różdżki i będzie miał sprawność ruchów, może stać się tylko jedno.

Brunet czym prędzej ruszył się z miejsca i stanął przed Potter'em, wyciągając dłoń.

— Oddaj różdżkę.

Jednak zanim ten zdążył cokolwiek odpowiedzieć, wyrwał mu przedmiot z dłoni.

Locomotor Mortis* — mruknął Tom, a czarnowłosy miał uniemożliwiony ruch poprzez sparaliżowanie nóg. Draco odetchnął z ulgą, bowiem sam nie mógł rzucić żadnego zaklęcia podczas niewielkiej szarpaniny.

— To Pettigrew! To wszystko przez niego! Uwolnijcie mnie! — krzyczał Potter, chociaż jego głos z każdym słowem był cichszy.

— Harry... Harry spójrz na mnie — Draco położył dłonie na jego ramionach i mówił uspokajającym głosem. — Rozumiemy twoją reakcję, jednak zabicie go nie będzie dobrą decyzją.

Brachiabindo** — Tom skierował różdżkę na leżącego mężczyznę, a niewidzialne więzy spętały go. Podszedł i wyciągnął jego różdżkę z tylnej kieszeni spodni, a następnie mruknął: — Finite.

Peter zaczął się szarpać i chociaż nie był już unieruchomiony oraz mógł zacząć mówić, więzy cały czas go oplatały, dzięki czemu nie mógł uciec, ani zrobić im krzywdy. Tom dosyć agresywnie złapał go za kołnierz kurtki i wręcz rzucił na ławkę w altanie. Miał zamiar wyciągnąć z niego chociażby najmniejszy szczegół, jednak przesłuchanie w salonie nie byłoby najlepszym pomysłem. Gdyby Andromeda zjawiła się w pokoju i zobaczyła Petera Pettigrew w jej salonie, padłaby na zawał. Z niektórych jej opowieści wydawało się jakby kobieta wiedziała wszystko i znała wszystkich, mimo iż od kilkunastu lat mieszkała z dala od magii.

Draco cicho spytał się Harry'ego czy pozwoli im na działania oraz nie rzuci się na Petera, a gdy ten niechętnie przytaknął, Malfoy mruknął Finite Incantatem i powoli udali się za Tomem, siadając na przeciwko Petera, który patrzył złowrogo na ich trójkę.

— A teraz ładnie nam wszystko wyśpiewasz albo... — powiedział Riddle, patrząc wprost w oczy Petera, w których z każdą minutą zbierało się coraz więcej strachu. — ...troszeczkę zaboli.

— Jak... jakim cudem — zaczął, jąkając się. — jesteś w t-takiej postaci, Panie?

— To nie ty tu będziesz zadawał pytania, przebrzydły zdrajco — prychnął. Żaden z nich nie miał zamiaru tłumaczyć mężczyźnie całej historii ze zmieniaczem czasu, a to, że Voldemort nie rozpoznał samego siebie w Ministerstwie Magii, gdyż jego umysł całkowicie był zasłonięty czarną magią, która wypędziła wspomnienia z młodości gdzieś w głąb jego duszy, to jego nieszczęście. Śmierciożercy widocznie też nie grzeszyli inteligencją w tej sprawie. Mogłoby im się wydawać, iż mimo, że nie żyli w czasach młodości Toma, widzieli chociażby zdjęcia swojego Pana, chociaż najwyraźniej się mylili. Nie wiedzieli skąd to właśnie Peter rozpoznał w nim swojego Pana, jednak teraz nie było to najważniejsze.

— I nie mów do mnie Panie — powiedział sucho, a Peter wzdrygnął się. — Skąd wiedziałeś, gdzie jesteśmy?

Milczał.

Oni też milczeli. Była to niczym bitwa na spojrzenia, jednak kiedy po chwili Tom zirytował się, wyciągnął powoli różdżkę i uśmiechnął się perfidnie do otyłego mężczyzny.

— Cru...

— Powiem! Powiem! — zaczął krzyczeć, a Draco rzucił Muffliato na obszar altany. Nie chcieli ryzykować obudzeniem ciotki w środku nocy tylko przez jakieś krzyki Pettigrew. — Przeszukiwałem wszystkie mugolskie wioski w pobliżu.

— Nie wierzę ci — warknął Tom. — Mam użyć niewybaczalnych? A może ktoś ma ci przejrzeć umysł legilimencją? — chociaż Tom nie byłby pewny czy Harry by się w ogóle zgodził, chciał tylko grać na czas i wymusić od niego prawdę. Naprawdę nie chciał rzucać niewybaczalnych na kogokolwiek i w głowie mu się nie mieściło w jaki sposób mógł to robić w przyszłości jako Lord Voldemort, a w tym przypadku jego planem było jak najbardziej przestraszyć go, aby wyciągnąć od niego informację.

Accio Veritaserum — mruknął okularnik pod nosem, a chwilę później trzymał w dłoni niewielką fiolkę. Cała trójka popatrzyła na niego dziwnie, a ten tylko wzruszył ramionami i podał ją Tomowi, który wdzięcznie kiwnął głową.

— Ty naprawdę masz zapas wszystkich eliksirów, co? — spytał szeptem Draco, spoglądając na Harry'ego. Ich twarze były stosunkowo blisko.

— Nie wszystkie — odpadł wymijająco chłopak, chociaż uśmiechnął się lekko w oczywistym geście. Odwrócił wzrok od stalowych tęczówek, gdy Riddle zakręcał właśnie fiolkę, a eliksir zaczynał działać. Malfoy zmusił się, aby również spojrzeć w tamtą stronę i przestać przyglądać się profilowi chłopaka, chociaż nie miał pojęcia, czemu zrobił to tak bardzo niechętnie.

— Zapytam więc jeszcze raz — powiedział brunet, a jego ton był oschły i nieznoszący sprzeciwu. Ten sposób mówienia przypominał Harry'emu jego ojca, który tak samo odzywał się do uczniów w Hogwarcie. Szybko skupił swoje myśli na Peterze, aby ponownie nie zagłębić się w smutek, który nadal dusił w środku. — Skąd wiedziałeś, gdzie jesteśmy?

— Jeden ze Śmierciożerców usłyszał adres wypowiadany, kiedy dostaliście się do kominka. Nie zdążył zareagować i udało wam się uciec — mówił sztywno, chociaż teraz mieli całkowitą pewność, że była to prawda.

— W takim razie dlaczego od razu się tu nie zjawiliście?

— Czarny Pan uznał to za zbyt ryzykowne. Bał się, że podczas walki zbije się przepowiednia, dlatego wysłał mnie i miałem ją podsłuchać oraz mu przekazać. Dopiero wtedy mieli zaatakować.

Cała trójka wymieniła spojrzenia.

— Dlaczego Voldemort tak bardzo chce usłyszeć przepowiednię? — tym razem pytanie zadał Harry. Jego głos był zimny, chociaż mogli usłyszeć w nim nutę niezrozumienia oraz ciekawości.

— Kiedy kilkanaście lat temu usłyszał tylko początek, postanowił, że chce cię zabić, aby od razu pozbyć się niebezpieczeństwa. Zrozumiał, że popełnił błąd, gdy zaklęcie się odbiło, dlatego podczas nabierania sił, w jego głowie pojawił się kolejny cel. Chciał usłyszeć dalszy część przepowiedni, aby zrozumieć co zrobił źle oraz dowiedzieć się w jaki sposób może cię zabić — Peter mówił jak pozytywka. Nie zacinał się i nie zamyślał, opowiadał wszystko sucho, jednak wyczerpująco. Pettigrew z wszystkich sił próbował poruszać rękami, starając się jednak, aby Ślizgoni niczego nie zauważyli.

— Co wiesz o horkruksach Voldemorta? — zapytał Tom. Mieli szansę się dowiedzieć o pozostałych czarnomagicznych przedmiotach, co strasznie ułatwiłoby im sprawę.

— Nie mam pojęcia.

— Nie kłam! — krzyknął Tom. Może i Peter nie wyrządził mu wiele osobistych szkód, to jednak ewidentnie działał mu na nerwy. Nie chciał nawet wiedzieć co czuje Harry, patrząc na jego parszywą mordę.

— Jestem pod Veritaserum, nie mogę kłamać! — odparł. — Czarny pan z nikim nie dzielił się tymi informacjami. Tylko on wie.

Nastała cisza. Riddle spojrzał na Draco oraz Pottera, którzy pokiwali przecząco głową, dając mu znak, że nie mają więcej pytań. Brunet westchnął, pocierając skronie.

— Co z nim zrobimy? — spytał w końcu.

— Dałbym go na pocałunek dementora — wycedził Harry przez zęby, patrząc na mężczyznę z nienawiścią. Ten wzdrygnął się i szybko odwrócił wzrok.

— Wiesz, że nie mamy w tym momencie takiej możliwości — powiedział Draco cicho i jakby sam żałując, że nie zobaczą jakże romantycznej chwili Pettigrew z dementorem.

— Ewentualnie wyczyścimy mu pamięć i wyrzucimy do lasu niedaleko domu. Jeśli umrze przez jakieś magiczne albo mugolskie stworzenie to przynajmniej zginie w męczarniach — brązowooki wzruszył ramionami. — Avada będzie dla niego satysfakcją, bo umrze szybką, bezbolesną śmiercią. Nie mam ochoty na trzymanie go pod Cruciatusem.

— To ma sens — mruknął blondyn. — Chociaż i tak uważam, że powinniśmy się wynosić. Mieszkanie u ciotki było wygodne, jednak skoro Śmierciożercy i tak wiedzą gdzie jesteśmy, a Pettigrew nie będzie wracał, mogą to uznać za podejrzane.

— Racja — odparł Harry. Spojrzał na ogród, nie mogąc znieść nawet widoku mężczyzny. To przez tego małego, otyłego Petera jego rodzice umarli. To on przyczynił się do śmierci Snape'a. To wszystko przez niego.

Działanie Veritaserum powili się kończyło, a Pettigrew poczuł suchość w ustach, jednak nie przejął się tym. Miał wrażenie, że zaklęcie w okolicach jego przedramienia trochę osłabło.

Była dziwna cisza. Draco ,,zerkał" na Harry'ego, chociaż w rzeczywistości się gapił, gdy ten cały czas przyglądał się roślinom, jakby nie czując na sobie jego wzroku. Tom uśmiechnął się lekko, wiedząc. Tom wiedział. Tom był dobrym obserwatorem.

A Peter nadal korzystał z tego czasu. Otworzył dłoń, która akurat nie była pod węzłami i skierował ją na swoje przedramię. Cieszył się, że przemyślał to chociaż na tyle, aby zawsze zostawiać podwinięty rękaw.

— Dobra koniec tego — przerwał w końcu Tom. Jeśli chcieli się pozbyć Pettigrew, powinni zrobić to jak najszybciej. — Wstawaj — pociągnął go za kołnierz w ten sam sposób co na początku i odwrócił, wychodząc z altany. Draco zanim razem z Harry'm również opuścili miejsce, przyglądał się jeszcze chwilę ich tyłom, gdy nagle zobaczył coś, co bardzo dobrze znał.

— Tom, zobacz na jego znak! — krzyknął, a chłopak momentalnie obrócił mężczyznę z agresją i zobaczył Mroczny Znak na przedramieniu, który wił się oraz zaczerwienił lekko. — Zrób coś z nim, a ja biegnę po rzeczy! Musimy stąd uciekać!

Malfoy już chciał wybiec z ogrodu, gdy Harry złapał go za ramię.

— Chyba nie myślisz, że weźmiesz wszystko sam — powiedział. — Tom sobie z nim poradzi.

Czym prędzej znaleźli się w środku i się rozdzielili. Potter od razu wbiegł do swojego pokoju, pakując do brązowej torby pelerynę niewidkę, wszystkie listy jakie miał od Snape'a oraz Dumbledore'a, po czym upewnił się, że ma w torbie wszystkie potrzebne przedmioty takie jak namiot, w którym najpewniej spędzą kolejne kilka nocy.

Blondyn zjawił się w sypialni i czym prędzej spakował kilka świeżych ubrań oraz najpotrzebniejsze rzeczy, a także wyrzucił wszystko z trzeciej szuflady w komodzie, łapiąc medalion i chowając go do kieszeni. Szybko wyszedł, mając nadzieję, że Andromeda wybaczy bałagan, po czym wszedł do pomieszczenia, tymczasowo należącego do Toma. Przeklnął pod nosem, orientując się, że tak naprawdę nie wie gdzie jest horkruks. Zajął się spakowaniem ubrań Riddle'a mając nadzieję, że przy okazji znajdzie czarnomagiczny przedmiot.

— Masz horkruksy? — spytał Harry, wbiegając do środka.

— Nie mogę znaleźć czarki! — krzyknął, gorączkowo przeszukując wszystkie szafy. — Mogliśmy spytać Toma, gdzie ją schował już na samym początku!

— Okno w moim pokoju jest od strony ogrodu — odparł okularnik nerwowo. — Spytam Toma.

— Ja... muszę jeszcze coś zrobić. Będę na dole — poinformował szarooki, a następnie oboje wyszli z pokoju. Ślizgon zszedł po schodach i pojawił się w sypialni Andromedy oraz Teda. Najciszej jak potrafił zamknął za sobą drzwi, po czym wyciągnął różdżkę. Skupił się, wybierając dokładne wspomnienia, które chciał zostawić. Oboje mieli wiedzieć, że cała trójka się tu pojawiła, a to będzie tłumaczyć bałagan w pokojach gościnnych, jednak nic po za tym. Żadnych szczegółów, żadnego wspominania o czymś, co mogłoby dać Śmierciożercom jakiś znak. Nic, a nic.

Obliviate — szepnął Draco, nie czując się z tym najlepiej. Nie miał pojęcia, co zrobią poplecznicy Voldemorta, zjawiając się w domu, jednak było to jedyne, co mógł zrobić. Nie mieli możliwości uratowania Andromedy i Teda.

Po raz ostatni spojrzał na spokojną twarz ciotki, z którą w swoim życiu spędził wyjątkowo mało czasu, jednak przez te parę dni umiał się z nią zżyć. Miał nadzieję, że gdy to wszystko się skończy, przyjedzie tu znowu, a Andromeda ugotuje popisowe danie i codziennie będzie zarażała swoją radosną energią, której Draco będzie brakowało. Zabierze ze sobą nawet Harry'ego i Toma.

Otrząsnął się z zamyślenia, po czym ostrożnie wyszedł z sypialni i wrócił na górę.

— Łap! — powiedział do niego Potter, rzucając czarną szkatułkę, którą blondyn ledwo złapał. — A teraz wiejemy — odparł krótko, łapiąc chłopaka za rękę, a następnie wybiegli z pokoju. Ostatni raz rzucając spojrzenie na kuchnię, w której siedzieli prawie codziennie, po czym czarem otworzyli drzwi wejściowe i wybiegli na zewnątrz. Chwilę zajęło im przyzwyczajenie wzroku do ciemności, jednak kiedy już im się udało, od razu znaleźli postać Toma.

— Co zrobiłeś z Pettigrew? — zapytał Draco, kiedy byli już obok chłopaka.

— Wymazałem pamięć i zostawiłem go po drodze. Nie mamy czasu na przenoszenie go do lasu.

— Racja — zgodził się Harry, chociaż niechętnie. Wolałby gdyby mężczyzna umarł w lesie, jeśli nie przez jakieś zwierzę to chociaż z głodu.

W tamtym momencie usłyszeli charakterystyczny dźwięk aportacji, a zaklęcia usłyszeli z paru stron. Cudem udało im się ich uniknąć, a Harry bez czekania złapał pozostałą dwójkę za ramiona i czym prędzej ich wszystkich aportował.

— ᯽ —

— Gdzie jesteśmy? — spytał Tom, rozglądając się. Cała trójka dyszała ciężko i chociaż umknęli Śmierciożercom po raz kolejny, wcale nie czuli się bezpiecznie.

Byli na pewnej drodze. Po ich obu stronach znajdowały się niewielkie domy jednorodzinne, jednak Riddle nie potrafił rozpoznać tego miejsca.

— Czy to...

— Dolina Godryka — wyręczył Malfoy'a Harry, wzruszając ramionami. — Wybaczcie. To było pierwsze co przyszło mi do głowy.

Nadal było ciemno, bowiem świeciło się tylko parę latarni tuż przy budynkach. W żadnych domu nie paliło się światło, a miejscowość była pogrążona w śnie i ciszy.

Potter przyglądając się otoczeniu zauważył coś, co go zainteresowało. Nie spoglądając na Draco oraz Riddle'a zaczął iść w tamtym kierunku zaabsorbowany tym co zobaczył.

Przełknął ślinę, stając przed bramą.

Żywopłot wyrósł i zdziczał, a większa część domu, która się zachowała, była pokryta ciemnym bluszczem. Prawa strona najwyższego piętra była rozwalona i Harry wzdrygnął się, patrząc na ruiny domu, który musiał być kiedyś wiejskim domkiem podobnym do tych, które mijał. Tuż obok bramy chłopak zauważył tabliczkę. Podszedł bliżej, a jego oczom ukazał się komunikat zapisany złotymi literami wyjaśniający wydarzenia z trzydziestego pierwszego października tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego roku, a pod nim podpisy czarodziejów zapisane atramentem lub wyrzeźbione, które były niczym oznaka wsparcia bądź oddawania hołdu.

Nie potrafił nawet zareagować. Z jednej strony czuł ogromny smutek, chociaż żadna łza nie spłynęła po jego policzku, zaś z drugiej strony poczuł się obco. Całe dzieciństwo spędził w całkowicie innym miejscu, a ten dom ledwo pamiętał. Praktycznie nic, zwracając uwagę, że miał tylko rok, kiedy Severus zabrał go do własnego mieszkania. A jednak poczuł ukłucie tęsknoty i bólu w swoim sercu.

Rozpoznał obecność Draco oraz Toma tuż obok siebie, po czym zobaczył jak blondyn z wyciągniętą różdżką podchodzi do tabliczki i podpisuje się swoim imieniem i nazwiskiem. Wrócił na miejsce, kładąc ciepłą dłoń na ramieniu czarnowłosego, a ten odruchowo złapał ją, jakby się bał, że miejsce zaraz znowu wypełni się zimnym powietrzem. Spojrzał na niego i zdobył się na uśmiech, starając się, aby zaledwie gestem przekazał jedno słowo: ,,dziękuję".

Tom stojący obok tylko uśmiechnął się smutno, kiedy padł na niego wzrok okularnika. Gdyby podpisał się jako Tom Riddle, nie mogłoby się to skończyć dobrze, a Harry w pełni to rozumiał i na pewno nie miał mu tego za złe.

Stał tam jeszcze chwilę, a nikt go nie pospieszał, nawet nie mieli takiego zamiaru. Po prostu czekali, tak samo spoglądając na dom, należący kiedyś do Potterów.

Harry spojrzał w lewo i zdziwił się, że dopiero to zauważył. Dwa domy dalej znajdował się cmentarz, a tuż obok wysoka budowla, która najprawdopodobniej była kościołem. Okularnik spojrzał na blondyna w niemym pytaniu, a gdy ten skinął głową, zaczął iść w tamtym kierunku.

Znajdując się przy bramie, zwolnił trochę, biorąc głęboki wdech. Przemierzał cmentarz, dokładnie czytając nazwiska na nagrobkach, w poszukiwaniu swoich rodziców i kiedy zdążył już stracić nadzieję, zerknął na  grób wykonany z białego marmuru, znajdujący się tuż pod dużym drzewem.

— "Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie pokonany" — Harry szeptem przeczytał napis pod datami widniejącymi na grobie. Uklęknął ostrożnie, po czym wyciągnął różdżkę i jednym machnięciem wyczarował piękny, niewielki wianek z białymi kwiatami, wiedząc, że w tym momencie nie jest w stanie wyczarować czegoś więcej. Obiecał sobie, że po tym wszystkim regularnie zacznie odwiedzać cmentarz.

Wychodząc, ostatni raz zerknął na grób, a potem spojrzał z powrotem na Draco oraz Toma, którzy cały czas stali przed bramą.

— Może lepiej udajmy się gdzieś indziej? Rozłożymy namiot i się prześpimy — zaproponował czarnowłosy, jednak nie skupił się na odpowiedziach Ślizgonów, bowiem jego wzrok przykuły krzewy znajdujące się za nastolatkami. Był prawie pewny, że się poruszyły.

— Słyszeliście to? — spytał, mając na myśli szelest liści, który tylko by go w tym utwierdził. Wiatr nawet nie wchodził w grę, ponieważ nie poczuli ani jednego powiewu.

Szelest rozległ się znowu i tym razem pozostała dwójka również go usłyszała. Natychmiastowo obrócili się w tamtą stronę z uniesionymi różdżkami i o mało nie padli na zawał, gdy z krzaków wyskoczył duży, czarny pies, który jednak zamiast ich zaatakować albo zacząć szczekać, podbiegł do nich, machając ogonem.

Harry kucnął, wyciągając rękę, a pies niemal natychmiast znalazł się przy nim i pozwolił na głaskanie oraz drapanie za uszami. Na twarzy Pottera pojawiła się nuta radości, chociaż Draco zmarszczył brwi.

— Uroczy z ciebie psiak — mruknął zielonooki.

— Harry... nie myślisz, że powinnismy się aportować? Namiot brzmi całkiem dobrze — odparł Tom, nieprzychylnie spoglądając na psa, który jednak cały czas tylko machał ogonem oraz radośnie poruszał się pod dłońmi okularnika.

— Och — wstał zakłopotany. — Wybaczcie.

— Nie musisz przepraszać, po prostu... zwijamy się stąd — powiedział, zapewniając go, kiedy pies nadal stał obok Harry'ego, czekając na kolejną dawkę głaskania.

— Przykro mi. Musimy już iść — poinformował psa, jakby będąc pewnym, że zwierzę go zrozumie. — Kiedyś tu wrócę, to może nadal tu będziesz? — uśmiechnął się, a następnie poklepał go delikatnie po głowie, po czym powrócił wzrokiem do Draco oraz Toma.

— Złapcie mnie za ramię. Znam całkiem fajny las.

— Znowu las? — jęknął Malfoy.

— A masz jakiś inny pomysł?

— Kocham las — odparł energicznie i bez słowa sprzeciwu złapał bruneta, tak samo jak Potter, a chwilę potem ponownie poczuł charakterystyczne szarpnięcie wokół pępka i świat rozmył się w ciemnościach.












* Locomotor Mortis (inaczej też jako Zwieracz Nóg) — zaklęcie znane pod nazwą Klątwy Związanych Nóg. Czar uniemożliwiał ruch poprzez sparaliżowanie nóg.
** Brachiabindo – zaklęcie, które polegało na spętaniu ofiary niewidzialnymi więzami i unieruchomieniu jej.

Seguir leyendo

También te gustarán

14.3K 1K 32
,,Ten, który kocha, powinien dzielić los tego, kogo kocha" Michaił Bułhakow ~Książka o tym jak wspólnie można zwalczyć przeciwności losu. Miłego czyt...
22.9K 3.8K 23
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
93K 3.3K 49
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...