Hal już nawet się nie niepokoił. On był chory ze zmartwienia- siedział przed szkolną
bramą i gdyby nie miłość własna, to zapewne wyrywałby sobie włosy z głowy. A jak na razie doszukał się kilku siwych- których jeszcze kilka dni temu tam nie było. Mijała druga noc od kiedy Sev udał się na spotkanie z Voldemortem. Był już w takim stanie, że gdy tylko Sybilla zaczęła przebąkiwać coś o marnym końcu i zbliżającym się nieszczęściu, to nawrzeszczał na nią, wrzucił siłą do pokoju, który zamknął i wybiegł na szkolne błonia.
Dopiero po tym jak drugi raz okrążył jezioro uspokoił się, ale prawie dostał zawału- jego
serce dostało zbyt wiele adrenaliny i musiało pompować niesamowitą ilość krwi, by nie zabrakło mu tlenu podczas szaleńczego biegu. Tylko raz się uśmiechnął- gdy znalazła go Hermiona i powiedziała, że eliksir jest gotowy i czeka jedynie na wypróbowanie go. Oby zadziałał! I oby było na czym go testować- pomyślał ponuro. I wcale nie zachowywał się, jak nadopiekuńczy rodzic! Po pierwsze- wcale nie był niczyim rodzicem (jeszcze). Po drugie- to, że się martwił to wcale nie znaczyło, że był nadopiekuńczy.
Gdyby był nadopiekuńczy, to przywiązałby Seva do najbliższego drzewa i za cholerę go nie puszczał. Minerwa sama zachowywała się jak stara kwoka, a jemu zarzuca, że jego
dziecko będzie miało problemy z tym, żeby samo choćby oddychać! Swoją drogą tyle
tych drobnoustrojów w powietrzu… Mugole mają na to szczepionki, a czarodzieje?
Ponure przemyślenia dotyczące morderczych bakterii atakujących bezbronne i słabe ciałko jego dziecka przerwał dźwięk aportacji. Poderwał się na nogi i zajrzał za bramę. Draco Malfoy był tak blady, że smuga krwi na jego policzku wydawała się niemalże czarna.
- Hal, pospiesz się i otwórz bramę! I zawołaj panią Pomfrey i najlepiej Hagrida!
Dopiero teraz zauważył, że chłopak nie jest sam. Na ziemi leżało coś, co kiedyś było
chyba człowiekiem. Wolał nie przyglądać się- wtedy zupełnie zapomniałby o tym, co
trzeba zrobić. Wysłał patronusa do pielęgniarki, a sam pobiegł do chatki gajowego. Hagrid otworzył mu drzwi zaspany i potargany, ubrany w coś, co po zszyciu dziur na ręce i głowę mogłoby bez problemu uchodzić za balon.
- Psorze… Co jest? Kieł, leżeć!
- Załóż buty i chodź szybko do bramy!
Nie czekając na odpowiedź wrócił pędem. Draco zamknął już bramę i teraz nerwowo
przestępował z nogi na nogę. Hal wciąż omijał wzrokiem coś, co leżało na ziemi.
Najważniejsze teraz utrzymać spokój. Spokój. Spokój. Spokój!
- Draco, dobrze się czujesz? Coś cię boli?
- Nie- jego głos drżał tak mocno, że trudno było coś zrozumieć - Ja mam się dobrze.
- Będziemy potrzebowali twojej pomocy, więc weź się w garść.
W tym momencie pojawił się Hagrid i spojrzał na Seva- coś, czego Hal wciąż nie mógł zrobić- po czym usiadł na ziemi i zaczął płakać. Podszedł do niego i uderzył go mocno w głowę.
- Nie teraz, Hagridzie! Teraz musimy… Poppy! Tutaj!
Pielęgniarka dobiegła do nich i bez większego ociągania się przyklęknęła koło rannego i gdy usłyszał stukot butelek wiedział już, że będzie w porządku. Nie ważne jak- ważne, że przeżyje.
- Hal, zaprowadź pana Malfoya do Skrzydła Szpitalnego. Zaraz tam przyjdę. Hagridzie,
weź się w garść. Będziesz musiał go zanieść. Och, Hal- daj mi swoją pelerynę. Musimy go czymś okryć.
- Ja nie chciałem tego robić, bo nie wiedziałem, czy nie zaszkodzę- młody chłopak zaczął się tłumaczyć, ale kobieta przerwała mu.
- I dobrze. Przysporzyłoby to więcej problemów. Będziesz mi musiał opisać co dokładnie z nim robili, żebym wiedziała gdzie szukać urazów. Długo jest nieprzytomny?
Zmieszał się i wpatrywał się w swoje stopy odpowiadając.
- Musiałem go ogłuszyć. Nie dawał sobie pomóc, był agresywny i przeklął mnie kilka
razy.
- Dziwne, że w ogóle mógł się ruszać- mruknęła, ale skinęła głową- Nie martw się. Tak jest nawet lepiej- mógłby się poranić bardziej. Wiem dobrze, jaki potrafi być czasami. Idźcie. Hal- daj mu jakiegoś eliksiru na uspokojenie. Hagrid, rusz się!
Kiedy pół-olbrzym podnosił się z ziemi, Hal złapał młodszego chłopaka za ramię i zaczął go prowadzić do szkoły. Ten wciąż się tłumaczył.
- Nie chciałem tego robić, naprawdę. Ale nie miałbym, jak go tutaj zabrać. Zanim tam
poszliśmy to poprosił mnie, żebym mu pomógł choćby nie wiem jak się zachowywał. To było jedyne wyjście i…
- Draco, dobrze zrobiłeś. Powiedziała ci to Poppy, powiem ci to i ja. Sev jest
niebezpieczny, gdy coś go boli i mógłby sobie zrobić większą szkodę- gdy weszli do
Skrzydła Szpitalnego podszedł do szafki z eliksirami i wybrał jeden z nich- Wypij i skup
się. Potrzebujemy twojej pomocy. Przypomnij sobie dokładnie co z nim robili i spisz każdą rzecz, jaką pamiętasz.
Podał mu inkaust, pióro i pergamin, po czym sam łyknął trochę mikstury. Od razu poczuł
się lepiej. Kiedy chwilę później Hagrid położył Seva na łóżku Hal poczuł jedynie lekkie mdłości. Jego przyjaciel wyglądał w tej chwili, jak wiele rzeczy, ale najmniej jak on sam. Porównanie do tłuczonego mięsa na kotlet było najbliższe prawdy. Poppy wzięła pergamin z ręki Ślizgona, przeleciała wzrokiem długą (zdecydowanie ZA długą) listę, krzywiąc się po drodze, po czym wyrzuciła gajowego (każąc mu ściągnąć dyrektora i Minerwę) i ruszyła do szafek, by zacząć je przetrzepywać. Rzucił okiem na to, co spisał chłopak i po pierwszych kilku pozycjach odwrócił wzrok, czując łzy tworzące się pod powiekami.
- Draco, jeśli jesteś zmęczony- idź spać. Poppy da ci eliksir Bezsennego Snu. Nie
będziesz miał koszmarów.
- Dziękuję. On… Będzie z nim dobrze, prawda?
- Oczywiście, że tak- starał się, by jego głos brzmiał pewnie- Nie było jeszcze nigdy tak
źle, ale to nie jest nic, co zagroziłoby jego życiu. Chociaż przez jakiś czas na pewno będzie tu leżał.
Dumbledore pojawił się pół godziny później, gdy pielęgniarka doprowadziła Seva do
stanu w miarę ludzkiego. Minerwa deptała dyrektorowi po piętach, cała spięta. Na widok rannego zacisnęła mocno usta, ale nie powiedziała nawet słowa.
- Co mu jest, moja droga?
- Albus, zanim… Pomóż mi. Sama nie dam rady.
Obrócili go i przez chwilę machali różdżkami, a w tym czasie druga obecna kobieta
objęła go i mocno przytuliła.
- Rozchmurz się, Hal.
- Staram się.
- Niezbyt ci to wychodzi. Jak będziesz miał taką minę, kiedy Severus się obudzi, to
uzna, że umiera i to pewnie ja będę musiała go przekonywać, że wcale tak szybko się
od nas nie uwolni. Co, oczywiście, spowoduje jego depresję.
Parsknął i pokręcił głową, ale mimo wszystko poczuł się lepiej. W końcu dyrektor wyprostował się i powtórzył pytanie.
- Co mu jest?
- Nie wiem od czego zacząć. Zmiażdżone dłonie i stopy, skóra ściągnięta z pleców i ud, spalone włosy, liczne poparzenia, kości twarzy złamane w tylu miejscach, że nie wiem, od których zacząć naprawę… Mnóstwo obrażeń wewnętrznych, ale to powinien załatwić Eliksir Rodwana, już go podałam. Złamana prawa ręka w trzech miejscach, w lewej ręce złamanie otwarte. Prawa noga wyrwana ze stawu, w lewej prawie wszystkie mięśnie poszatkowane. Sądzę, że powtórzę to, co zrobił Lockhart Potterowi pięć lat temu i usunę wszystkie kości z jego ciała, a potem pozwolę nowym wyrosnąć. Inaczej może nigdy nie być sprawny. Mięśnie to większy problem, ale większość już jest uzdrowiona. Jest kilka… mniejszych obrażeń, że się tak wyrażę, ale z nimi bez problemu dam sobie radę-przez chwilę wydawała się zastanawiać i spojrzała w bok, gdy ponownie zaczęła mówić- Przypuszczalnie nigdy nie będzie mógł mieć dzieci. Ta… część jego ciała również została poddana torturom.
Hal odruchowo się skulił, Albus podobnie. Kiedy Poppy kontynuowała wyliczanie
wyłączył dźwięk. Nie chciał tego słyszeć. Nie było mu to potrzebne. Nie wiedział po co to wszystko Dumbledore’owi- zapewne nie po to, by mieć później wyrzuty sumienia- i to go martwiło. Co mu się znowu uroiło? Po chwili, niestety, poznał odpowiedź.
- Minerwo, moja droga, udaj się do lochów. W sali Eliksirów wciąż powinna być obecna
panna Granger. Przekaż jej, że Severus już jest z nami i jeśli spyta się o to, co mu jest-powiedz prawdę.McGonagall krzyknęła z oburzenia, ale lodowate spojrzenie przełożonego uciszyło ją. Hal nie miał jednak oporów.
- On nie chciał, żeby ona wiedziała, Albusie!
- Prędzej, czy później się dowie. Im szybciej, tym lepiej.
- Chyba nie zamierzasz jej tu wpuścić?!
- Nie. Nie dziś, może pojutrze. Potrzebujemy jej, Hal- westchnął, jakby dopiero co
podniósł tonową sztangę- Severus będzie rozbity psychicznie po tym wszystkim. Ktoś
musi się nim opiekować i wyprowadzić go z tego stanu. Jest dla nas zbyt cenny, by
teraz go stracić. Minerwo, idź.
- Ja się nim zaopiekuję!
- Wiesz dobrze o co mi chodzi, przyjacielu. Ty nie możesz mu dać tego, co ona.
Zacisnął mocno zęby i wycedził jadowicie:
- Wykorzystujesz ludzi, Albusie i to kiedyś obróci się przeciwko tobie. A ja mam wielką nadzieję, że będę wtedy mógł to zobaczyć.
- HAL!- Poppy była zszokowana i zaczęła go sztorcować, jakby był uczniakiem- Jak
śmiesz się w ten sposób odzywać do Albusa! Czy ty nie masz żadnego szacunku?! On robi to, co musi!
- Nie tłumacz mnie, moja droga. Hal jest rozgoryczony i potrafię zrozumieć jego ostre słowa.
- Zrozumieć, jasne- zadrwił i pokręcił głową- Brzydzisz mnie, Dumbledore. Masz
pretensje do Voldemorta, że steruje ludźmi, ale sam nie jesteś od niego lepszy, tylko
twoje metody są, według ciebie, bardziej humanitarne. Wykorzystywanie czyichś uczuć jest równie okrutne, co tortury ciała, wierz mi.
- Twoje zdanie niczego nie zmienia. Sądzę, że powinieneś iść się położyć spać. Sybilla
czeka na ciebie z herbatką na uspokojenie.
Wiedział, że jeśli zaprotestuje, to zostanie wyrzucony siłą. Jakkolwiek był pewien siebie, to nie miał szans przeciwko Dumbledore’owi. W drodze do swoich komnat natknął się na Minerwę, która wracała z lochów.
- I jak?
Wzruszenie ramion.
- A jak miała zareagować? Skinęła głową i powiedziała, że poczeka, aż będzie mogła go odwiedzić.
- Silna dziewczyna.
Kobieta uśmiechnęła się lekko.
- Nie. Hermiona jest bardzo emocjonalna i wrażliwa, a jej siła, jak to nazywasz, bierze
się z tego, że nie chce innym sprawiać kłopotów. Teraz pewnie wypłakuje sobie oczy, kiedy już nikt nie może jej zobaczyć. Uznała, że histeria na nic się nie zda. Przy takiej mieszance chłodnej logiki i buzujących uczuć nic dziwnego, że jest jednak w Gryffindorze, a nie Ravenclawie. Nie zdziwiłabym się, gdyby jutro jakimś przypadkiem zawędrowała w okolice Skrzydła Szpitalnego i wślizgnęła się do środka. Oczywiście pod całkowicie niewinnym i wytłumaczalnym pretekstem.
- Harry umie dobierać sobie przyjaciół- parsknął i poklepał ją po ramieniu- Możesz z nich być dumna.
- Są moimi Gryfonami, ale nie jestem na tyle bezczelna, by przypisywać sobie ich
charaktery jako moją własną zasługę. Starałam się ich hamować, to Albus zachęcał ich do niebezpieczeństwa, które ich wyrobiło. Nie twierdzę, że to było dobre i często z nim się kłóciłam, ale w efekcie opłaciło się.
- Próbujesz mnie uspokoić? Że teraz nimi się wysługuje, ale koniec końców będzie
dobrze?
Odwróciła wzrok i zaczęła bawić się kluczami, które wisiały u jej pasa.
- Nie wiem… Mam taką nadzieję. Musimy komuś ufać, a Albus może mieć większy plan, którego my nie widzimy. Bez tego będziemy zdani sami na siebie, rozpęta się chaos i możemy przegrać. Odstaw na razie swoje uczucia na bok i rozważ to na chłodno. Zrozumiesz. Mnie ciężko to przyszło, ale staram się…- przez chwilę milczeli i drgnął, gdy szepnęła- Charlie od tygodnia nie dał znaku życia. Albus wysłał go do Rumunii bez żadnego wsparcia, mimo tego, że Bill nalegał na towarzyszenie mu. Jestem niespokojna, zmartwiona i wściekła, ale przypuszczam, że był jakiś powód, dla którego musiał wyruszyć sam. Gdyby Albus za każdym razem musiał tłumaczyć się ze swojego postępowania, to na nic innego nie miałby czasu. Często przekracza pewne granice, ale wydaje mi się, że robi to tylko wtedy, gdy jest to konieczne.
- Robi to wtedy, gdy jest mu z tym wygodnie- warknął. To, że Minerwa broniła dyrektora
zabolało go, jakby w jakiś sposób go zdradziła- Nie zawaha się zabić ciebie czy mnie, jeśli będzie mu to pasowało. Dobry szachista gra tak, by wygrać bez większych strat po swojej stronie. Ten, który skupia się jedynie na ocaleniu swojego króla i zaszachowaniu przeciwnika popełnia błędy, często niepotrzebnie poświęcając jakąś figurę tylko dlatego, że nie chciał poszukać innego wyjścia. Było już mnóstwo niepotrzebnych ofiar, Minerwo. Nie chcę dopisywać Seva do tej listy, bo Albus będzie zbyt zajęty Potterem i Voldemortem, by go chronić. Sev jest hetmanem, któremu Dumbledore podsuwa pionka, by go wspierał. Problem w tym, że pionki są zbijane najszybciej. Jeśli ten pionek padnie, to hetman już nie da sobie rady, nie będzie umiał się odnaleźć na planszy. Albus zbyt wiele ryzykuje.
- Zaufaj mu, Hal- Minerwa położyła mu dłoń na ramieniu i uścisnęła- Zaufaj. Często się
myli, ale zna wartość i Hermiony i Severusa. Nie poświęci ich, są zbyt ważni.
- Do czasu.
- Słuchaj, czy ty chwilowo przejąłeś rolę Severusa w pocieszaniu wszystkich naokoło swoimi radosnymi nastrojami? Czy też może zaraziłeś się od Sybilli przepowiadaniem
szczęśliwej przyszłości?
- Nie mam sił na bycie optymistą- potarł czoło, czując zbliżającą się migrenę. Rzadko kiedy miewał bóle głowy, ale tym razem zapowiadało się na coś naprawdę wielkiego- Jestem zmęczony, zdenerwowany, chce mi się spać, głowa mnie boli i jedyne, o czym w tej chwili myślę, to o tym, żeby udusić Albusa jego własną brodą.
- W takim razie- marsz do łóżka! I jeśli Sybilla zacznie swoją standardową gadkę, to
przyślij ją do mnie- pogłaskała odruchowo swoją różdżkę, uśmiechając się złośliwie- Już ja sobie z nią… porozmawiam.
___________________________________
Autorka: mroczna88