Dramione - Przyrzeczona [Zako...

By VenaN-ks

405K 16.2K 3.3K

Tytuł: Przyrzeczona Fan Fiction na podstawie cyklu książek J.K.Rowling. Publikacja prologu: 10.04.2021 Plano... More

Prolog
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI - I retrospekcja
Rozdział XXVII - II retrospekcja
Rozdział XXVIII - III retrospekcja
Rozdział XXIX - IV retrospekcja
Rozdział XXX - V retrospekcja
Rozdział XXXI - VI retrospekcja
Rozdział XXXII - VII retrospekcja
Rozdział XXXIII - VIII retrospekcja
Rozdział XXXIV - IX retrospekcja
Rozdział XXXV - X retrospekcja
Rozdział XXXVI
Rozdział XXXVII
Rozdział XXXVIII
Rozdział XXXIX
Rozdział XL
Rozdział XLI
Rozdział XLII
Rozdział XLIII
Rozdział XLIV
Rozdział XLV
Rozdział XLVI
Rozdział XLVII
Rozdział XLVIII
Rozdział XLIX
Rozdział L
Rozdział LI
Rozdział LII
Rozdział LIII
Rozdział LIV
Rozdział LV
Rozdział LVI
Rozdział LVII
Rozdział LVIII
Rozdział LIX
Rozdział LX
Rozdział LXI
Rozdział LXII
Rozdział LXIII
Rozdział LXIV
Rozdział LXV
Rozdział LXVI
Rozdział LXVII
Rozdział LXVIII
Epilog

Rozdział LXIX

6K 240 61
By VenaN-ks

Dedykacja: Dla Wszystkich - Tych, którzy polubili to opowiadanie! 💖😘

Specjalna dedykacja dla osób, które mają dziś urodziny - pisały mi o tym chyba z cztery osoby, tak więc - Najlepszego dla Was Kochani! 💜

Betowała: Niezawodna przez całe opowiadanie - Ciocia Neska 💚




💍💍💍



Profesor Snape przeszedł do pustej klasy, znajdującej się najbliżej gabinetu McGonagall. Hermiona starała się nie denerwować tym, że za chwilę zobaczy swojego byłego nauczyciela bez koszuli.

Gdy dyrektor Hogwartu zrzucił górną szatę, od razu zauważyła dwie rany na jego szyi. Ewidentnie wyglądały, jak ślad po ukąszeniu węża.

Szybko machnęła różdżką i starała się nie skrzywić odczytując wyniki. Nie było wątpliwości, że to nie była całość jego obrażeń. Snape miał zmiażdżone żebra i wiele punktów, które wskazywały na rozprzestrzeniającą się po organizmie truciznę. Nagini musiała go ugryźć więcej niż jeden raz.

- Potrzebujemy wszelkich eliksirów odtruwających i uzupełniających krew - wyjaśniła, samej wygrzebując ze swojej torebki Szkielo-Wzro.

Snape machnął krótko różdżką i po chwili, w gabinecie znalazły się całe rzędy fiolek. Tyle dobrze, że był najwyraźniej przygotowany na to, jakie obrażenia mógł odnieść.

- To musiała być ciężka potyczka - wymruczała, zasklepiając jego rany za pomocą zaklęć.

- Była - odburknął i nie dodał nic więcej.

- Czym pan profesor go zabił? - zapytała, czując swoją nieposkromioną ciekawość.

- Mieczem Godryka Gryffindora - znów odpowiedział lakonicznie Snape.

- Zmyślnie - przyznała, pamiętając, że odzyskany od goblina miecz, trafił na początku roku z powrotem do gabinetu dyrektora.

- Lucjusz i Narcyza nie wiedzą o bitwie? - zapytał.

- Uznaliśmy z Draco, że nie powinni jeszcze walczyć.

- Dobrze - padła sucha odpowiedź.

- Mogę rzucić zaklęcie przyśpieszające działanie Szkiele-wzro, ale to zaboli - ostrzegła.

- Zrób to. Nie mogę walczyć z pękniętymi żebrami.

Hermiona skinęła krótko, po czym wykonała czar. Była pełna podziwu dla – nieomal - kamiennej twarzy profesora. Nawet nie skrzywił się bardzo z bólu, choć mogła mieć pewność, że cierpiał niewyobrażalne męki.

- Lucjusz nie mógł się nachwalić twoich magomedycznych zdolności - przemówił sucho Snape. - Mimo to, widzę że wcale nie przesadzał.

Hermiona poczuła się mile połechtana. To był największy komplement, jaki Severus Snape powiedział jej, przez wszystkie lata jej edukacji.

Skończyła rzucać ostatnie zaklęcie i podała swojemu dawnemu profesorowi fiolkę z eliksirem wzmacniającym. Cokolwiek czekało na niego w zamku, Hermiona wiedziała, że nie będzie w pełni sił by się z tym zmierzyć. Nie sądziła jednak, by była w stanie go przed tym powstrzymać.

- Pójdę zobaczyć, jak rozłożyli nasze siły, a ty idź do skrzydła szpitalnego i sprawdź zapasy eliksirów, i innych leków - polecił.

- Ale przecież pani Pomfrey tam zapewne już jest - kłóciła się. - Bardziej się przydam na linii walki.

- Bardziej się przydasz, ratując życie, niż je odbierając - Snape patrzył na nią twardo. - Zrób co mówię, panno Granger.

Wiedziała, że nie ma sensu się dalej kłócić. Naprawdę nie chciała spędzać - być może ostatnich chwil - na bezsensownych sprzeczkach. Na pewno jednak nie miała zamiaru pójść do skrzydła szpitalnego. Zamierzała odnaleźć Draco i upewnić się, że nic mu nie jest.

- Chodźmy - Snape jako pierwszy wyszedł z klasy, a Hermiona podążyła tuż za nim. Jednak zaraz za progiem o mały włos by na kogoś wpadli.

Hermiona mocniej zacisnęła palce na swojej różdżce, czując jak jej niepokój narasta.

- Co wy tu robicie? - wypluła z siebie pierwsze pytanie, jakie przyszło jej na myśl.

Lucjusz i Narcyza rzucili jej zgodnie, zimne spojrzenie.

- Pytanie brzmi, co ty tu robisz? - Narcyza dosłownie syczała. - Jak Draco mógł pozwolić, byś w ogóle się tu pojawiła?

- Nie miał za bardzo wyboru. Ale wy nie powinniście jeszcze walczyć...

- Naprawdę myśleliście, że uda wam się nas oszukać i zostawić w domu, gdy to wszystko ma się ostatecznie rozegrać? - spytał ją cierpko Lucjusz.

- Mieliśmy nadzieję - przyznała, uświadamiając sobie jednocześnie jak naiwni byli wierząc, że Lucjusz i Narcyza się nie zorientują. Przecież Malfoy senior wciąż nosił Mroczny Znak, który zapewne zapłonął żywym ogniem, gdy Czarny Pan wezwał na pole walki swoich popleczników.

- Gdzie Draco? - Narcyza rozglądała się nerwowo po korytarzu.

- Jest gdzieś w zamku, pomaga Potterowi wykonać ostatnią misję - wyjaśnił im Severus.

- Naprawdę powinniście wrócić do domu - próbowała ich przekonać Hermiona.

Narcyza prychnęła tak nieelegancko, że to było trochę szokujące.

- To ty powinnaś być teraz w domu! Naprawdę chciałabym móc wezwać tu Strzałkę i kazać cię odesłać!

- Nie! - zaprotestowała szybko. - Muszę tu zostać i pomóc...

- Odsyłam pannę Granger do skrzydła szpitalnego. Zajmie się tam rannymi - ponownie wtrącił się Snape.

- Doskonały pomysł - poparł go Lucjusz. - Idź tam jak najszybciej. Jak tylko znajdę Dracona, odeślę go do ciebie.

Hermiona nerwowo przygryzła wargę. Chciała pomóc w walce i naprawdę martwiła się o Malfoyów. Ich kondycja nie była najlepsza, a już na pewno nie taka, by mogli stanąć na pierwszej linii ognia.

- Tu jesteście! - rozległ się głośny okrzyk i cała czwórka odwróciła się w stronę pędzącej do nich kobiety.

Chyba nigdy wcześniej, Hermiona nie widziała Almy Neviani w tak swobodnym wydaniu. Bez odpowiedniej fryzury, makijażu, za to w stroju bojowym i z różdżką w dłoni.

- Co tu robisz? Przecież Neviani kazał ci zostać we Francji! - zdenerwował się Lucjusz.

- Chyba oszalał jeśli myśli, że będę spokojnie popijała merlota, gdy on i mój syn będą walczyć! - odpyskowała.

- Gdzie Ginny? - zapytała nerwowo Hermiona, obawiając się, że przyjaciółka również zaraz się pojawi na polu bitwy.

Alma wywróciła oczami i westchnęła ciężko.

- Wpadła w taką panikę, że postanowiłam, że lepiej żeby tam została.

- Jak dałaś radę ją powstrzymać? - zdziwiła się Narcyza.

- Uśpiłam ją - Alma uśmiechnęła się wrednie.

- Szkoda, że ja nie miałam takiej okazji - wymruczała cicho Narcyza, wymownie patrząc na Hermionę.

- Uwierzysz, że wyszłam za mąż za włoskiego łącznika tych całych Feniksów? - Alma parsknęła śmiechem. - Od początku czułam, że Neviani będzie inny od reszty moich mężów!

- Dobrze się maskował - Lucjusz skrzywił się cynicznie.

- To prawda - zgodziła się Narcyza. - Wszyscy mieliśmy go za uroczego lekkoducha, a okazuje się, że to doskonały szpieg.

- Jest genialny. Kocham go! - Alma dosłownie promieniała.

Nagle gdzieś z drugiej części zamku dobiegł ich głośny huk, aż ściany zadrżały.

- Nie możemy dłużej tracić czasu! Chodźmy - Lucjusz popędził Severusa.

- Naprawdę nie... - zaczęła Hermiona.

- Idź do skrzydła szpitalnego - poprosiła ją nieco płaczliwie Narcyza. - Ja i Alma znajdziemy Draco i Blaise'a, i odeślemy ich, żeby tam ci pomogli, zgoda?

Hermiona na szybko szukała w swojej głowie argumentów, by jakoś zmienić zdanie blondynki, gdy huk się powtórzył.

- W porządku - zgodziła się wreszcie.

Narcyza objęła ją szybko i złożyła na jej czole czuły pocałunek.

- Uważaj na siebie - poprosiła.

- Wy też - Hermiona starała się nie rozpłakać, wiedząc, że to nikomu niczego nie ułatwi.

Lucjusz skinął jej z szacunkiem głową. Wiedziała, że i dla niego jest to trudne.

Odeszli, nie oglądając się za siebie, a Hermiona wiedziała, że dla nich wszystkich było to tak samo trudne. Byli rodziną i tak samo mocno się nawzajem martwili. Pozostawało jej mieć głęboką nadzieję, że wszystko będzie dobrze.


💍💍💍


To było oszałamiające. Jasność światła, ten huk, drżenie ścian. Niemniej Draco sądził, że wszystko to jest dowodem na to, że właśnie zniszczyli ostatniego horkurkusa Czarnego Pana. Został już tylko on sam.

Spojrzał na leżącego płasko na plecach Pottera. Miał nadzieję, że Wybraniec szybko się pozbiera i będzie wiedział, co dalej zrobić, by to wszystko zakończyć. Szczerze liczył, że to dziś wojna osiągnie swój kres. Życie w tym napięciu było udręką, więc bardzo chciał, by nastąpił wreszcie koniec i cicho marzył o tym, że będzie on szczęśliwy.

Podszedł, by pomóc Potterowi pozbierać się z ziemi i otrzepać z kurzu.

- Świetna robota Malfoy - skwitował krótko okularnik, gdy wreszcie stanął na nogi.

- Normalna, jak zawsze przy horkruksie - burknął Weasley, podchodząc do nich z naburmuszoną miną. - Żałujcie, że nie widzieliście, jak Hermiona zniszczyła swojego. Była taka wspaniała! To wtedy pierwszy raz mnie pocałowała...

Draco zacisnął szczękę i bez słowa odszedł w stronę Zabiniego i Grahama, którzy również otrzepywali się z resztek pyłu i gruzu.

- To było mocne - skomentował z małym uśmieszkiem Montague.

- Co teraz robimy? - spytał Blaise.

- Ja wracam szukać Hermiony - zdecydował Draco.

- Idę z tobą - zdecydował od razu Zabb.

- Ja też - przyłączył się Graham.

Malfoy chciał im powiedzieć coś jeszcze, ale nagle nad ich głowami rozległ się gwałtowny huk.

To chyba była niewerbalna Bombarda Maxima, która rozsadziła część sufitu. Wielki kawał kamienia zaczął opadać prosto na nich.

Draco mógł tylko unieść głowę i patrzeć, jak śmierć zbliża się do niego nieubłaganie. W ostatnim przebłysku świadomości, chciał zamknąć oczy i ten ostatni raz pomyśleć o Hermionie, nim to wszystko się skończy.

Nagle jednak poczuł mocne pchnięcie. To był skumulowany ładunek magii, który z niezwykłą siłą odepchnął go na drugi koniec korytarza. Wylądował na przeciwległej ścianie, po której osunął się z jękiem.

Nic nie było widać przez unoszący się w powietrzu pył. Draco nie mógł uwierzyć, że przez cały ten czas, nie wypuścił z dłoni swojej różdżki. Machnął nią kilka razy, oczyszczając powietrze.

Potter, Weasley i Longbottom kulili się razem przy jednej ze ścian. Oznaczało to, że zdołali uskoczyć na czas spod pryzmy kamieni.

Blaise w tym czasie stał nad spetryfikowanym ciałem Corbana Yaxleya.

- Śmierciożercy musieli przedrzeć się do zamku, skoro nas znalazł i próbował żywcem pogrzebać - wydyszał Zabb, wyraźnie pod wpływem adrenaliny.

Draco spojrzał na leżące na środku korytarza gruzowisko.

- Gdzie jest Graham? - spytał rozglądając się dookoła.

Spojrzeli na siebie z Zabinim w tym samym momencie, po czym pędem rzucili się do przenoszenia za pomocą magii ciężkich głazów.

- Monatgue! - nawoływał spanikowany Draco. Był przekonany o tym, że Graham to użył swojej magii, by odepchnąć go spod zasięgu spadającego sufitu. Jeśli jednak sam nie zdążył...

Potter, Weasley i Longbottom szybko postanowili im pomóc w odgruzowywaniu pobojowiska.

- Tutaj! Widzę jego dłoń! - krzyknął Neville, a Draco i Blaise natychmiast skierowali się w to miejsce, by pomóc mu kopać.

Na ostatnich kamieniach, które podnosili była krew. Dużo krwi. Okazało się, że Graham był nieprzytomny.

- Kurwa Montague! Nie rób mi tego... - prosił z napięciem Draco, patrząc na brudną i poranioną twarz przyjaciela i próbując rzucić zaklęcia diagnostyczne, tak jak zawsze robiła to Hermiona.

- Sprowadźcie kogoś, kto zna się na takich urazach! - rozkazał Blaise, a Potter od razu wyczarował swojego majestatycznego patronusa, by ten przekazał wiadomość.

Powieki Grahama uchyliły się z wyraźnym wysiłkiem. Zdołał jednak jeszcze spojrzeć prosto w oczy Dracona. Mały uśmiech pojawił się na jego zakrwawionych ustach, a potem uniósł drżącą dłoń, by spróbować dotknąć do jego twarz.

- Nie waż się umierać Monatgue! - zawołał Draco, czując jak przerażenie ścina mu wnętrzności.

Poczuł muśnięcie zimnych, mokrych od krwi palców na swoim policzku. Zaraz później powieki Grahama znowu opadły, choć uśmiech na jego ustach pozostał.

- Graham? Graham! Nie! Słyszysz mnie! Trzymaj się! Zaraz ci pomożemy! - wołał, szukając dłonią miejsca, gdzie wciąż powinno bić serce człowieka, który właśnie uratował mu życie.

Nie wiedział czy minęły sekundy, czy minuty, gdy poczuł silny uścisk na swoim ramieniu.

- Tak mi przykro Smoku...

Draco zacisnął powieki i opuścił głowę w geście porażki. Wciąż trzymając rękę na piersi Grahama starał się powstrzymać piekące łzy. On poświęcił się, by go ocalić. Zrobił to zapewne z powodu swoich uczuć, których Malfoy nie odwzajemnia, ale które teraz docenił. Graham był dobrym człowiekiem i wspaniałym przyjacielem, i Draco w tej chwili poprzysiągł sobie, że zrobi wszystko, co w jego mocy, by zawsze o nim pamiętano.


💍💍💍


Hermiona wciąż była pewna, że na froncie przydałaby się o wiele bardziej, niż w skrzydle szpitalnym. Jednak starała się też zrozumieć, co musieli czuć Lucjusz i Narcyza, wiedząc, że zarówno ona, jak i Draco znajdują się w samym środku ostatecznej bitwy. Nie dziwiła się, że usilnie chcieli, by ona i ich syn znaleźli się w miarę bezpiecznym miejscu, jakim było w tym wszystkim skrzydło szpitalne. Nie musiała tego utrudniać. Miała nadzieję, że jej pomoc tam na coś się przyda.

Właśnie przechodziła przez korytarz na czwartym piętrze, gdy nagle dosłownie kilka cali od jej ramienia, minął ją zielony promień zaklęcia.

Odwróciła się gwałtownie, natychmiast rzucają przed siebie zaklęcie tarczy. To jednak zapewne nie wystarczyło - a już na pewno nie w starciu z avadą.

Widząc, kto stoi po drugiej stronie korytarza, czym prędzej rzuciła się do niewielkiej wnęki, w której wcześniej stała zbroją i posłała szybką serię klątw oszałamiających, rozbrajających i paraliżujących.

- Nie chowaj się mała szlamo! - rozległ się szyderczy chichot. - Bo i tak cię dopadnę!

Zacisnęła pięści i zdusiła dreszcz paniki. Jak to możliwe, że ta przeklęta jędza już znalazła się w zamku? Dotychczas sądziła, że śmierciożercy, wciąż nie sforsowali barier.

- Dumbledore był głupcem, ale ten zdrajca Snape nie jest od niego lepszy - szydziła. - Nie wiedział, że Alecto zdołała zrobić przejście do swojego dawnego gabinetu. Całe szczęście, że pewnego razu wyłapałam to z jej bezwartościowych myśli. Była idiotką, ale przynajmniej sprytną...

Hermiona słyszała wyraźnie stukot jej obcasów i wiedziała, że Bellatrix z każdym krokiem zbliżała się do jej kryjówki. Spojrzała w stronę schodów. Gdyby tylko zdołała umknąć na inne piętro, gdzie mogłaby spróbować ukryć się w jakiejś klasie albo najlepiej w gabinecie, któregoś z nauczycieli, gdzie były kominki.

Klątwa uderzyła o róg zakamarku, w którym się ukrywała. Zebrała w sobie moc, wychyliła się i posłała w sufit najmocniejszą klątwę rozsadzającą o jakiej słyszała.

Nastąpił łoskot. To część korytarza zawaliła się, odcinają Bellę od niej.

Czym prędzej rzuciła się w stronę schodów, lecz nim do nich dobiegła, kamienie rozpadły się z głośnym hukiem. Jeden z nich uderzył ją w plecy, sprawiając, że upadła. Na szczęście jednak, nie upuściła różdżki.

Zamroczona, przeturlała się w stronę resztek ściany, w myślach szukając wyjścia ze swojego beznadziejnego położenia.

Śmiech Bellatrix zagłuszał odgłosy bitwy, docierające do niej z dolnych pięter. Hermiona wiedziała, że ta wiedźma wyraźnie czuła, że jej triumf jest bliski, a znienawidzona przez nią szlama, przez którą poróżniła się z rodziną, już wkrótce skończy jako zimne truchło u jej stóp.

Sapnęła głucho, gdy różdżka wyrwała się z jej dłoni i uderzyła gdzieś daleko o kamienną posadzkę. Czy to naprawdę mógł być jej koniec?

- Zawsze lubiłam trochę zabawy z ofiarą nim z nią skończę - wyznała śmierciożerczyni podchodząc bliżej.

Hermiona wiedziała, że nie ma dokąd uciec. To był koniec.

- Nott, Yaxley i ja postanowiliśmy zakraść się tutaj i znaleźć Pottera, by wreszcie mógł spotkać się ze swoim przeznaczeniem - Bellatrix obeszła ją i stanęła na drodze prowadzącej na schody, tak by odciąć jej jedyną możliwą drogę ucieczki.

- To Voldemort spotka dziś swoje przeznaczenie! - wypluła z pogardą Hermiona, a zaraz później krzyknęła, gdy klątwa tnąca trafiła ją w przedramię.

- Milcz głupia szlamo! - syknęła Lestrange. - Nie masz prawa kalać jego imienia swoimi brudnymi ustami!

Hermiona gorączkowo zastanawiała się, jak ma wybrnąć z tej sytuacji. Nie było sensu prosić o łaskę ani próbować ją oszukać. Jedyne co jej pozostało to walka.

- Nie uda się wam złapać Harry'ego - powiedziała spokojnie, jednocześnie powoli sięgając palcami do kabury na jej łydce. Cała nadzieja jaka jej pozostała, opierała się na sztylecie rodowym Malfoyów.

Bella mimo rozwścieczenia jej słowami, nie straciła czujności.

- Co tam masz szlamo? Czyżby jakiś artefakt Malfoyów? Nie łudź się! Nic cię przede mną nie uchroni! Nie jestem z nimi spokrewniona od kiedy moja głupia siostra wygnała mnie z rodu...

Wiedźma nie powiedziała nic więcej, gdy Hermiona wydobyła sztylet i cisnęła nim szybko przed siebie, celując prosto w serce.
Wspólne treningi z Draco opłaciły się, bowiem jej szybkość była tak dobra, że Bellatrix nie zdołała zatrzymać pędzącego w jej stronę ostrza. Gorzej z celnością - sztylet trafił kilka centymetrów poniżej serca, wbijając się w brzuch Lestrange.

Bellatrix sapnęła w wyraźnym szoku, patrząc na rękojeść wystająca z jej brzucha. Odruchowo zrobiła kilka kroków w tył.

Hermiona patrzyła na to niczym zahipnotyzowana. Czyżby sam zamek chciał jej pomóc? Chyba tak, bowiem schody, które znajdowały się na końcu tego korytarza, gwałtownie się odsunęły, gdy zamroczona bólem Lestrange cofnęła się w ich stronę.

Wiedziała, że to jej jedyna szansa, bowiem czarownica wciąż trzymała mocno swoją różdżkę. Skumulowała magię w jednej dłoni - tak jak Draco ją uczył w czasie treningu magii bezróżdżkowej i rzuciła zaklęcie.

Nie było silne, ale wystarczyło, by popchnąć Bellę jeszcze kilka kroków w tył.

Hermiona widziała przerażenie na jej twarzy. Szok i niedowierzanie, gdy stabilne podłoże nagle zniknęło, a ona zaczęła spadać. W przypływie desperacji machnęła różdżką, ale zaklęcie w nic nie trafiło.

Krzyk, a później już tylko odgłos uderzenia ciała o ziemię kilka pięter niżej. Hermiona zacisnęła mocniej powieki. Nie mogła uwierzyć, że ten koszmar się skończył.

Wstała powoli i niemal bez udziału świadomości, poszła poszukać swojej różdżki. Gdy znów pewnie trzymała ją w ręku podeszła do skraju korytarza i rzuciła zaklęcie. Nikt żywy nie znajdował się obecnie na tej klatce schodowej Hogwartu.

Spojrzała w dół. Ciało Bellatrix wyglądało niczym zepsuta lalka, Hermionie jednak nie było jej żal. W pełni na to zasłużyła. Ostatni raz machnęła ręką, a sztylet rodowy Malfoyów posłusznie wrócił do jej dłoni. Umieściła go w kaburze i nie oglądając się za siebie, wreszcie ruszyła w stronę skrzydła szpitalnego.


💍💍💍


Nie zdziwiło jej, że na miejscu panował chaos. Pani Pomfrey i kilku jej praktykantów, uwijało się dookoła łóżek. Bitwa musiała rozpocząć, skoro było już kilku rannych. Hermiona rozejrzała się szybko, sprawdzając czy jest tam ktoś znajomy.

Zamarła widząc zapłakaną Tracey, którą trzymał w ramionach Theodore Nott. Obydwoje stali nad łóżkiem, na którym leżał blady Terence Higgs.

Hermiona od razu ruszyła w ich stronę, lecz nim zdołała tam dotrzeć jedna z pomocnic szkolnej pielęgniarki nakryła całe ciało Higgsa białym prześcieradłem. Tracey zawyła niczym ranne zwierzę i nogi się pod nią ugięły, ale Nott nie pozwolił jej upaść, mocno przyciskając ją do swojego torsu.

- Na Merlina! Co się stało? - Hermiona dobiegła do nich i objęła drżącą, i szlochającą przyjaciółkę, przejmując ją od Theo.

- To był mój ojciec. Próbował rzucić klątwę na Tracey, a Terence skoczył przed nią i ją osłonił. To była jakaś klątwa niszcząca narządy wewnętrzne. Za późno tu dotarliśmy... - Theodore zakrył oczy dłonią, wyraźnie załamany.

- Walczyłeś przeciwko własnemu ojcu? - spytała niepewnie Hermiona, przyglądając mu się uważnie.

- Zabiłem go - odszepnął Theo, krótko patrząc jej w oczy. - Jednak nie żałuje. Ten potwór na to zasłużył!

Hermiona skinęła mu krótko w potwierdzeniu, po czym znów skupiła się na Tracey. Dziewczyna była kompletnie załamana, nie odrywając wzroku od leżącego na szpitalnym łóżku ciała.

- Zabierz ją stąd - poprosiła Theodora. - Jest tu kominek. Przenieście się gdzieś z dala od tego. Tracey nie jest w stanie walczyć, a wiem, że tylko ty właściwie się nią zaopiekujesz - nalegała.

Nott wyglądała jakby rozważał jej słowa, ale w końcu przytaknął i ponownie wziął w ramiona drżącą pannę Davis.

- Chodź z nami - zaproponował Nott.

Hermiona spojrzała na leżących na posłaniach ludzi. Rannych, krwawiących, przerażonych.

- Muszę tu zostać. Zobaczymy się później.

- W porządku. Uważaj na siebie Granger - poradził, biorąc Tracey na ręce na styl ślubny i niosąc ją do kominka, w akompaniamencie gorzkich szlochów.

Hermiona jeszcze raz spojrzała na posłanie i delikatnie położyła dłoń w miejscu, gdzie jak sądziła znajdowała się ręka Terenca.

- Bardzo, bardzo mi przykro - wyszeptała, czując jak po jej policzku spływa łza.

Higgs był wspaniałym człowiekiem i poświęcił się dla ukochanej kobiety. Wiedziała, że zrobił to z prawdziwej miłości. I rozumiała to, bo dla Draco byłaby skłonna zrobić to samo.


💍💍💍


Pracowała pilnie, lecząc i odsyłając mniej rannych przez kominek, który - jak poinformowała ją pani Pomfrey - był bezpośrednio połączony ze szpitalem św. Munga.

Właśnie skończyła zasklepiać ranę jakiegoś krukona, który był rok niżej od niej w Hogwarcie, gdy drzwi do skrzydła szpitalnego ponownie się otworzyły, a do środka weszli Draco, Blaise, Harry, Ron i Neville.

Dopiero po chwili, Hermiona zorientowała się, że pomiędzy nimi unosiło się na niewidzialnych noszach ciało. Czym prędzej rzuciła się do przodu, by pomóc, ale wystarczyło jedno spojrzenie na spokojną twarz Grahama, by już wiedziała.

- O Godryku! Nie! - zaszlochała, przykładając dłoń do ust. Nie mogła w to uwierzyć.

Poczuła znajome ramiona, owijające się dookoła niej i drżący oddech, który musnął jej szyję.

- Księżniczko... - wyszeptał zbolałym tonem.

- Draco! Tak strasznie mi przykro! - Hermiona płakała, tuląc go do siebie i czując całą sobą jego rozpacz.

- On... Odepchnął mnie - wyznał Draco. - Ale sam nie zdążył...

- Ciii... Nie myśl teraz o tym teraz. Na wszystko przyjdzie czas - próbowała go przekonać, choć sama nie wiedziała, jak pozbyć się tego przytłaczającego poczucia nieszczęścia i pozbierać się z myślą, że to jeszcze nie koniec.

- Na pewno nigdzie go nie ma? - Do ich uszu dobiegł poirytowany głos Rona.

Hermiona oderwała się od Draco i spojrzała na swoich przyjaciół, debatujących nad rozłożoną Mapą Huncwotów.

- Czego szukacie? - zapytała, podchodząc do nich.

- Jak to czego? - prychnął protekcjonalnie Ron. - Voldemorta!

Hermiona pochyliła się nad mapą, próbując dostrzec gdzieś nazwisko Toma Riddle'a.

- Może nie ma go na terenie szkoły? - zasugerowała.

- W takim wypadku kryje się w Hogsmeade albo Zakazanym Lesie. Gdzie powinniśmy pójść? - zastanawiał się Harry.

- Czekaj! Mam pomysł! - Hermiona czym prędzej wezwała swoją torebkę wyszywaną koralikami i sięgnęła w jej czeluści.

I choć wydawało się to fizycznie niemożliwe, po chwili wydobyła z niej Zwierciadło Woli - to samo, które Draco podarował jej na walentynki.

Hermiona skoncentrowała się na chęci zobaczenia Czarnego Pana, w duchu licząc na to, że w ferworze bitwy, nie rzucił żadnych czarów ochronnych przed magią zwierciadła.

Po chwili obraz zaczął się formować. Draco, Hermiona i Potter zgodnie jęknęli ze zgrozy, widząc, że Voldemort jest we Wrzeszczącej Chacie. Najgorszym było jednak to, że w tej właśnie chwili najwyraźniej walczył tam jednocześnie z Severusem i Lucjuszem.

Draco bez słowa odwrócił się na pięcie i wybiegł ze skrzydła szpitalnego, a Blaise ruszył zaraz za nim. Harry i Ron, również nie tracili czasu i rzucili się pędem do wyjścia.

Hermiona starała się dotrzymać im kroku, ale chłopcy po treningach Quidditcha byli tak szybcy, że nie sposób było ich dogonić i szybko została w tyle razem z Nevillem. Ramię w ramię wypadli na dzieciniec, gdzie toczyła się bitwa z poplecznikami Czarnego Pana. Wyglądało jednak na to, że Zakon Feniksa miał przewagę.

💍💍💍


Z różdżką w dłoniach, Hermiona rozglądała się, gdzie mogłaby pomóc, gdy nagle coś zepchnęło ją z drogi, a w miejscu gdzie stała rozbłysnęło zaklęcie. Spojrzała na stojącą nad nią Tonks, która posłała szybką klątwę w stronę śmierciożercy, który ją zaatakował.

- Dzięki - wydyszała Hermiona.

- Przysięgłam Draco, że będę cię chronić - odparła z uśmiechem, który nagle zmarł, gdy poleciała gwałtownie do tyłu.

- Tonks! - wrzasnęła Hermiona, czołgając się w stronę rozłożonej na plecach aurorki.

Zamarła ze zgrozy, gdy zrozumiała, że Nimfadora właśnie oberwała Sectumsemprą. Na szczęście po tym, jak w szóstej klasie Harry potraktował tą klątwą Dracona, znała dobrze przeciw zaklęcie.

- Muszę cię przenieść do Skrzydła Szpitalnego - zdecydowała, gdy udało jej się pozamykać większość ran.

- Ale walka... - Chciała się kłócić Tonks.

- Nie ma mowy! - Hermiona szybko rzuciła zaklęcie niewidzialnych noszy i czym prędzej przetransportowała przyjaciółkę do zamku, nie oglądając się na toczącą się za jej plecami bitwę.

Gdy Tonks została przeniesiona do św. Munga, Hermiona ponownie ruszyła na dziedziniec. Umierała ze strachu o swoich bliskich. Musiała się dowiedzieć, co się dzieje z Narcyzą, Lucjuszem, Harrym, Nevillem, Almą, Blaisem... A przede wszystkim z Draco.

Zamarła w pół kroku, widząc scenę przed sobą.

Harry i Voldemort stali naprzeciwko siebie, a strumienie magii z ich różdżek wyglądały na skrzyżowane. Obydwaj coś wykrzykiwali, a tłum dookoła nich zamarł w oczekiwaniu. To było właśnie to. Ta chwila, gdy wszystko miało się rozstrzygnąć.

Hermiona gorączkowo rozglądała się za blond włosami, ale nigdzie nie potrafiła dostrzec nikogo z rodziny Malfoyów.

Harry coś krzyknął, a zaraz potem poderwał swoją różdżkę, zrywając magiczne połączenie. Nie wahał się, tylko rzucił zaklęcie śmierci, którego rozproszony i zdekoncentrowany Voldemort, nie zdołał zatrzymać.

Tłum krzyknął zgodnie, nim zapadła ogłuszająca cisza. Jedynym dźwiękiem, jaki wyraźnie dotarł do uszu wszystkich, był głuchy upadek ciała największego potwora, jakiego widział magiczny świat.

Krzyk był ogłuszający. Zwycięzcy wykrzykiwali swój triumf, przegrani przerażenie porażką. Część śmierciożerców zaczęła uciekać, część chyba zamierzała się poddać, a Hermiona nadal rozglądała się wszędzie za ludźmi, na których najbardziej jej zależało. Gdzie była jej rodzina? Czy byli cali i zdrowi?

- Hermiona! - Nagle porwała ją para silnych ramion, unosząc ją w powietrze i obracając. - Wygraliśmy! Harry naprawdę to zrobił! Jesteśmy zwycięzcami! - wykrzykiwał Ron, przyciskając ją z całej siły do siebie.

Nagle poczuła, że ktoś na nich wpada - To Harry najwyraźniej dołączył do ich uścisku.

Hermiona poczuła, że po jej twarzy płyną łzy. Była tak obłędnie szczęśliwa, że im się udało... Jednak wciąż musiała się dowiedzieć, co z Draco i jego rodzicami, nim zdołała w pełni cieszyć się wygraną.

Poczuła, jak Ron obraca ją w swoich ramionach, a później pochyla się i wyciska na jej ustach szorstki pocałunek. Zdezorientowana, nie zdążyła nawet pomyśleć, by go odepchnąć, nim odsunął od niej swoją twarz i znów mocno ją przytulił.

- Kocham cię! - szeptał w uniesieniu. - Teraz już wszystko będzie dobrze! Ułoży się nam! Zobaczysz Miona!

- Puść mnie Ron! - zażądała, odpychając go wreszcie od siebie. - Lepiej wróć do domu i zobacz co z Lavender, bo zapewne się zamartwia - wyrzuciła ze złością, po czym odwróciła się w stronę Harry'ego. - Gratuluję! Wiedziałam, że możesz to zrobić!

- Bez ciebie nie dałbym rady - Potter posłał je promienny uśmiech. - Gdybyś nie odkryła, co było ostatnim horkruksem, nie wygralibyśmy!

Hermiona obdarzyła go ciepłym uśmiechem, po czym znów zaczęła się rozglądać. Panika powoli opanowywała jej ciało. Dlaczego Draco jej nie odszukał, skoro bitwa się skończyła?

Nagle na skraju dziedzińca dostrzegła Almę i Nevianiego, który był lekko ranny. Czym prędzej do nich podbiegła.

- Wszystko w porządku? - zapytała, jednocześnie i tak rzucając na Włocha zaklęcie diagnostyczne.

- Tak, to tylko draśnięcie - zapewniła ją Alma.

- Wiecie gdzie jest Narcyza, Lucjusz albo Draco? - Hermiona szybko uleczyła ranę na głowie Nevianiego i popatrzyła pytająco na Almę.

- Byli tu jeszczę chwilę temu - wyjaśniła matka Zabiniego. - Ale Lucjusz znów został ranny, więc szybko zabrali go do skrzydła szpitalnego. Byłaś zajęta z przyjaciółmi i Draco powiedział, że nie powinni ci przeszkadzać - Alma spojrzała na nią wymownie, a Hermiona domyśliła się, że zarówno ona, jak i Draco musieli widzieć, jak Ron ją pocałował.

Zaklęła pod nosem i rzuciła się pędem z powrotem w stronę zamku. W skrzydle szpitalnym panował chaos, a Hermiona wiedziała, że wielu rannych potrzebowało jej pomocy. Nie mogła jednak teraz o tym myśleć. Potrzebowała, jak najszybciej dotrzeć do swoich bliskich. Okazało się, że Lucjusz był na tyle poważnie ranny, że odesłano go do św. Munga. Hermiona bezzwłocznie przeszła przez kominek i wylądowała w przepełnionym holu.

Frustrowało ją to, ile trwało nim dopchała się do kogoś, kto mógłby udzielić jej informacji.

- Szukam Lucjusza Malfoya - wydyszała do nieco zdesperowanej rejestratorki magomedycznej, która nawet na nią nie patrzyła, grzebiąc w papierach.

- Informacji udzielamy tylko rodzinie - odpowiedziała niemal automatycznie kobieta.

- Ale ja jestem jego rodziną! - zawołała Hermiona. - Jestem narzeczoną jego syna!

Kobieta uniosła głowę, by wreszcie na nią spojrzeć.

- Ależ oczywiście! Bardzo przepraszam panno Granger! Pan Malfoy jest na czwartym piętrze. Urazy pozaklęciowe!

- Dziękuję - odpowiedziała szybko, biegnąc w stronę schodów, by nie tracić czasu na czekanie na windę. Musiała się tam dostać, jak najszybciej.

Okazało się, że korytarz na IV piętrze również był pełen ludzi. Na szczęście wysoka sylwetka Zabiniego górowała nad nimi wszystkimi i zdołała się do niego dopchać.

- Hermiona! Jak dobrze cię widzieć! - Blaise złapał ją w objęcia, przytulając mocno.

- Blaise! Tak się cieszę, że nic ci nie jest! Gdzie oni są? Czy coś już wiadomo? - Hermiona nerwowo rozglądała się dookoła.

- Są w tamtej sali - Blaise wskazał jej drzwi. - Robią jakieś pilne badania. Lucjusz oberwał czymś dziwny od Voldzia, nim Potter sprowokował go, by wyszedł zmierzyć się z nim na dziedzińcu.

- Co z Draco i Narcyzą? - dopytywała z napięciem.

- Wszystko w porządku. Smok ma kilka zadrapań, a Narcyza posłała kilku śmierciożerców prosto do Azkabanu, nie tracą przy tym nawet jednego włosa - Blaise uśmiechnął się do niej porozumiewawczo.

- A Snape? Wiadomo co z nim? - drążyła dalej.

- Stary drań jest nie do zdarcia - Zabini zachichotał. - Nim się tu przenieśliśmy, widziałem, że już zarządzał sprzątanie szkoły.

Hermiona chciała coś odpowiedzieć, ale właśnie wtedy drzwi z sali się otworzyły i stanął w nich Draco.

To było jak impuls. Dosłownie rzuciła się na niego, nie chcąc w życiu niczego więcej - jak tylko utonąć w jego ramionach.

- Hermiona... Jesteś tu... - wyszeptał w jej włosy, tuląc ją mocno do siebie.

- A gdzie indziej miałabym być? - zapytała, odsuwając się i patrząc mu w oczy. - Zresztą o tym porozmawiamy później! Co z nim? Wiadomo już coś? - dociekała.

- W porządku. Jest słaby i będzie wymagał długiego leczenia, ale nie ma zagrożenia życia.

Hermiona załkała i aż zachwiała się z ulgi. To było niesamowite uczucie - wiedzieć, że wojna się skończyła, a jej najbliżsi ją przetrwali. Znów wtuliła się w ramiona Draco, łapiąc krótkie oddechy i szepcząc słowa podziękowań dla całego świata, za to że los oszczędził jej rodzinę.

- A jak się czuje twoja mama? - zapytała, gdy już trochę się uspokoiła.

- Dobrze. Nie chce opuścić boku ojca, ale kazała mi pójść sprawdzić co z tobą...

- Wszystko w porządku - zapewniła go z uśmiechem. - Będę mogła wejść i zobaczyć, jak miewa się twój ojciec?

- Koniecznie - Draco również się uśmiechnął. - Mama już kilka razy zarzuciła uzdrowicielom, że są mniej kompetentni od ciebie.

Hermiona zachichotała nim weszła do sali. Musiała koniecznie przytulić wszystkich, na których jej zależało. Dopiero potem, mogła naprawdę świętować zwycięstwo.


💍💍💍


Narcyza odmówiła powrotu do domu i po długich negocjacjach z magomedykami, pozwolono jej zostać w jednej sali z Lucjuszem. Wykończeni po tych wszystkich przeżyciach, Draco i Hermiona podeszli wreszcie do szpitalnego kominka w towarzystwie Zabba, gdy za oknami panowała już późna noc.

- Idę do domu się przebrać i lecę do Francji - zdecydował Blaise, gdy żegnali się obok sieci Fiuu.

- Ginny będzie wściekła, że ominęła ją bitwa - zauważyła Hermiona.

- Cóż... Nie wyładuje tej wściekłości na mnie - Blaise skrzywił się lekko. - Jestem pewien, że najdalej jutro, ustawa małżeńska o Prawie Ojca upadnie i Ruda wróci spokojnie w ramiona Pottera.

Hermiona spojrzała ukradkiem na Draco, który wyglądał na dziwnie zamyślonego.

- Przekaż jej proszę, że muszę z nią porozmawiać. Mam jej do przekazania ważne informacje, zanim zdecyduje się, w czyje ramiona się rzuci - podkreśliła Hermiona.

- Cokolwiek zdecyduje - odparł Zabini. - Nie chcę jej, jeśli nie będzie tego sto procent pewna. Nie mógłbym być tylko jej zastępstwem lub pocieszeniem, po tym, co Potter odwalił. To nie tego chcę.

- Doskonale to rozumiem - Hermiona wspięła się na palcach i musnęła policzek Zabiniego krótkim pocałunkiem. - Niemniej i tak powiem jej o Harrym i Parvati, a co będzie z wami, zdecydujecie w odpowiednim dla was czasie.

- Dzięki Granger - Blaise przytulił ją mocno. - Jesteś naprawdę dobrą przyjaciółką. A ty Smoku - przyjacielem.

- I wzajemnie - Draco obdarzył kumpla krzywym uśmieszkiem.

Po wymienieniu ostatnich pożegnań, Blaise jako pierwszy zniknął w zielonych płomieniach.

- Dokąd chcesz się udać? - zapytał ostrożnie Malfoy, przyglądając jej się uważnie.

- Jak to dokąd? - zdziwiła się. - Do domu!

Draco patrzył na nią, jakby chcąc się upewnić, że zrozumiał, co miała na myśli. Hermiona prychnęła lekko pod nosem, po czym złapała za proszek Fiuu i weszła do kominka, wołając adres Dworu Malfoyów.

💍💍💍


Nie rozmawiali zbyt wiele - obydwoje wzięli szybki prysznic, zjedli niewielką przekąskę przygotowaną przez skrzaty domowe i padli do łóżka, by spać nieprzerwanie, aż do południa następnego dnia.

Gdy Hermiona się obudziła, Draco nie było już w łóżku. Skonsternowana rozejrzała się po sypialni. Dopiero po chwili dostrzegła jego sylwetkę za szklanymi drzwiami, prowadzącymi na taras.

Założyła na siebie krótki szlafrok, po czym sięgnęła po różdżkę, by rzucić zaklęcia cieplne i wyszła, by do niego dołączyć.

- Nie możesz już spać? - spytała, wtulając się w jego umięśnione plecy.

Dopiero po chwili zorientowała się, że Draco trzymał w dłoniach gazetę.

- Sowa z prorokiem porannym mnie obudziła - wyjaśnił.

Hermiona obeszła go, by zobaczyć o czym czytał. Całą pierwszą stronę zdobiło zdjęcie Harry'ego - "Wybraniec Triumfuje nad Siłami Ciemności" - głosił tytuł.

- Napisali też o tobie. Nazwali cię mózgiem Złotego Trio - wyjaśnił.

- Czyli tego artykułu, nie pisała Skeeter - zażartowała, przytulając się do boku narzeczonego i patrząc na skąpane w słońcu ogrody, w których wyraźnie było widać już wiosnę.

- Piszą też o zniesieniu prawa małżeńskiego - Draco wypowiedział to cicho. - Najdalej za tydzień ma być po wszystkim. Możemy wtedy przyznać publicznie, że twoje nowe pochodzenie było mistyfikacją.

- To spora ulga - stwierdziła rzeczowo. - Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli dotrzymać jutrzejszego terminu ślubu, zwłaszcza, że część gości jest poraniona, a druga skończyła w Azkabanie.

Draco parsknął cicho śmiechem, po czym złożył i odłożył gazetę, nim odwrócił się do Hermiony przodem.

- Nie mogę uwierzyć, że ten koszmar się skończył - przyznał.

- Ja trochę też - zgodziła się, kładąc dłonie na jego ramionach.

- Hermiono... - zaczął ostrożnie, patrząc jej w oczy.

- Wiem, co chcesz powiedzieć - przerwała mu. - Ale najpierw ja chciałabym coś zrobić.

Draco patrzył na nią uważnie.

Hermiona wyjęła różdżkę i przywołała z laboratorium niewielką fiolkę. Rana po klątwie Bellatrix była zasklepiona, ale jeszcze całkiem nie usunęła nacięcia. Wystarczyło lekkie zaklęcie tnące.

- Co ty wyprawiasz? - zapytał w szoku, patrząc na jej krew.

Hermiona nie odpowiedziała, tylko dopilnowała by kilka jej kropli skapnęło do fiolki, nim ją zakorkowała i zmniejszyła.

Wzięła dłoń Draco i położyła na niej ampułkę.

- Trochę czytałam, wiesz... O ceremonii przyrzeczenia i darach, jakie narzeczeni składają sobie w tym dniu. Dałeś mi wtedy swoją krew, jako symbol największego oddania. Nie wiedziałam tego wtedy i pewnie, i tak nie byłabym skłonna tego zrobić, ale teraz ponawiam moje przyrzeczenie i oddaję ci moją krew, jako znak tego, że chce by nasza krew połączyła się kiedyś ze sobą... pod postacią naszych dzieci.

Draco przełknął, jakby coś ciężkiego utkwiło mu w gardle, nim zamknął dłoń na fiolce.

- Nie chcesz cofnięcia przyrzeczenia? - zapytał cicho.

- Jak mogłabym tego chcieć, skoro jestem przyrzeczona mojej bratniej duszy? - zapytała, wciąż patrząc w jego piękne oczy.

- Nie ma dowodów, że Rytuał Przekazania Iskry...

- Draconie Lucjuszu Malfoyu, czy wątpisz w to, że jestem twoją bratnią duszą? - zapytała odważnie.

- Nie - odpowiedział szybko, po czym objął ją w talii i mocno przyciągnął do siebie. - Jesteś moją bratnią duszą, moim życiem, moim sercem, wszystkim. I kocham cię Hermiono Granger.

- Mam nadzieję, że choć w połowie tak mocno, jak ja kocham ciebie - zażartowała, oplatając jego szyję ramionami i sięgając ustami, by skraść mu czuły pocałunek.

Gdy oderwali się od siebie, dysząc lekko w swoje usta, Draco oparł jej czoło o swoje.

- Gdy wczoraj Weasley cię pocałował, przez chwilę pomyślałem...- Zapewne coś głupiego! Przysięgam, że odepchnęła go zaraz potem i obiecuję ci, że jak najszybciej wyjaśnię mu dobitnie, że wciąż jestem zaręczona. A on po prostu ma się trzymać ode mnie z daleka.


- Skoro nadal jesteś mi przyrzeczona, nie poproszę o zwrot pierścionka - Draco musnął lekko kciukiem pierścień Rohatyny. - Wiedz jednak, że wkrótce dam ci inny. Ten, który od początku powinnaś nosić.

- W porządku. Przyjmę wszystko, co zechcesz mi dać kochanie - obiecała.

- Mam pomysł, co chciałbym ci dać w tej chwili - Draco spojrzał na nią z łobuzerskim uśmieszkiem.

- Dlaczego mam wrażenie, że wcale nie będzie to śniadanie i dużo odpoczynku? - prowokowała.

Draco nic więcej nie powiedział, tylko wziął ją na ręce i nie zważając na jej chichot i nieprzekonujące protesty, wniósł ją z powrotem do sypialni. Przecież miał do tego prawo - bo Hermiona Granger - należała i miało tak zostać już na zawsze - tylko do niego.

💍💍💍Oto jest!


I tak po 14 miesiącach cotygodniowych publikacji dobrnęliśmy do końca ostatniego rozdziału 😁
Przyznam, że bardzo się cieszę, że udało mi się utrzymać harmonogram publikacji i nie zaliczać zbyt wielu wpadek z brakiem rozdziału na czas 💕

Udanej reszty długiego weekendu! Wasza V.

PS. Śmierć Grahama była zaplanowana jeszcze przed prologiem tej historii, natomiast śmierć Terenca wyniknęła zupełnym przypadkiem. Na początku w ogóle nie miałam w planach połączyć go z Tracey, ale gdy już do tego doszło, przypomniało mi się, że wróżka jednak przepowiedziała jej męża o wyglądzie Theo Notta i jakoś musiałam wrócić do pierwotnej koncepcji 😆

Continue Reading

You'll Also Like

46.4K 2.1K 31
"Była pierwszą osobą, która wywołała w nim tak silne uczucia." 05.04.23 - #2 in friend and #3 in war 26.07.23 - #1 in dramione
15.1K 589 17
Isabel West jest zwyczajną psychoterapeutką, pracującą w zwyczajnym szpitalu, aż pewnego dnia wpada na młodą Monet. Dziewczynie udaje się jakoś opano...
14.4K 728 63
- Przeklnę Cię! - Jesteś piękna... Zbliża się szósty rok szkoły w Hogwarcie. Voldemort zamierza dopaść Harrego Pottera i chce go jak najbardziej osł...
23.4K 1.9K 20
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...