Wieczór był spokojny na Berk, pierwszy od dawna. Po walce z Johanem nie było już śladów no nie licząc kilku siniaków i zadrapań. Czkawka oblatywał wyspę by upewnić się że wszystko jest w porządku kiedy drogę zagrodził mu nie kto inny jak znerwicowany wandersmok.
- Spokojnie, spokojnie, - próbował uspokoić swojego wierzchowca który powarkiwał lekko. Wandersmok jednak nie atakował, zachowywał się jakby chciał czegoś od pary.
- Hej, co jest mały ? - szatyn wyciągnął dłoń w stronę gada, a ten przytknął do niej nos po czym szybko go oderwał i zaczął lecieć w sobie znanym kierunku. Po kilku metrach zatrzymał się jednak i obejrzał za siebie.
- Lecimy za nim - polecił chłopak. Nocna furia nie była zachwycona tym pomysłem ale nie miała zbytnio wyboru i poleciała za smokiem z którym mieli dość różnorodne stosunki. Wandersmok leciał dość szybko oglądając się co jakiś czas za siebie, jakby upewniając się że para leci za nim. Dolecieli w końcu do jakiejś pobliskiej wyspy gdzie przewodzący im gad zniknął w jaskini. Szczerbatek zgrabnie wślizgnął się tam za nim. Oba smoki wylądowały, ale nie zapowiadało się na koniec podróży, ponieważ wandersmok wszedł za Czkawkę i pchał go w głąb groty.
- Okay, okay, w porządku, idę - zapewnił smoka który wysunął się na przód. Szatyn spojrzał na nocną furię porozumiewawczo, a ta przybrała czujną postawę. Powoli posuwali się w głąb aż do momentu gdy wandersmok zatrzymał się. Obejrzał się za Czkawką i zrobił mu miejsce. Wtedy szatyn to dostrzegł, a raczej nie to a kogoś, nie byle kogo, samego Viggo, o którym był przekonany, że nie żyję. Mężczyzna miał wiele ran, i poparzeń już na i tak pokrytej bliznami skórze. Chłopak uspokoił swojego wierzchowca który wciąż był czujny i kucnął. Viggo powoli otworzył oczy, a jego źrenice powiększyły się na widok zielonookiego. Nic jednak nie powiedział.
- Musimy cię stąd zabrać, możesz wstać? - spytał jeździec nocnej furii. Grimborn pokiwał głową i z pomocą Czkawki oraz wandersmoka stanął na nogi. Widać było jednak że jest bardzo słaby.
- Musisz mi pomóc - chłopak zwrócił się do fioletowego smoka. - Weźmiesz go? - dodał. Gad uniósł się na tyle ile pozwoliła mu jaskinia i delikatnie ujął Viggo w swoje łapy. Czkawka dosiadł Sczerbatka i za chwilę wszyscy opuścili jaskinię. Do Berk dotarli w środku nocy. Szatyn ostrożnie wprowadził Viggo do swojej chaty, na szczęście Stoicka nie było bo miał jakieś zebranie wodzów z pobliskich wiosek. Chłopak wprowadził mężczyznę do swojego pokoju i ułożył na łóżku. Wandersmok nie opuszczał ich boku. Zielonooki wyszedł na chwilę po prowizoryczną apteczkę i wrócił do pomieszczenia. W milczeniu zaczął opatrywać rany mężczyzny.
- Miałeś racje - zaczął Viggo. Szatyn zesztywniał lekko, ale dalej robił swoje.
- Kolejny raz smok ocalił mi życie, uczyłeś mnie tego...
- To.. dobre i lojalne zwierzęta - wydusił w końcu Czkawka.
- Całe życie zabijałem je i chwytałem, a kiedy przyszło co do czego, ocaliły mnie, czyż to nie ironia losu?
- Los bywa przewrotny
- A wystarczyło żebym posłuchał cię wcześniej - mówiąc to Viggo dotknął policzka Czkawki i z lekkim jękiem przesunął się w stronę szatyna delikatnie acz czule całując go w usta. Chłopak znieruchomiał. Ze wszystkich rzeczy na całym świecie tego się akurat nie spodziewał. Smoki przyglądały się im zaciekawione. Czkawka w końcu odsunął się.
- Ja... mam ... dziewczynę.. - wydusił.
- Niczego nie oczekuje - odparł Viggo.
Rumieniec przyozdobił policzki szatyna, czuł jakby płonął od środka.
-To ja ten... prześpij się, musisz odpocząć.... - mówiąc to wstał niezgrabnie i wyszedł z pokoju, a za nim pognała nocna furia. Chłopak wyszedł na zewnątrz i wziął głęboki wdech.
- Widziałeś to? - zwrócił się do smoka. Sczerbatek mruknął twierdząco. Zielonooki przeczesał włosy rękoma. Był zszokowany tym co przed chwilą się stało i nie mógł zebrać myśli.
***
Stoick w końcu musiał się dowiedzieć, przecież nie wydarzyła się na wyspie taka rzecz o której by nie wiedział. No prawie. Miał już wejść do chaty kiedy drogę zagrodził mu Czkawka.
- Tato, musisz o czymś wiedzieć - zaczął.
- Może to poczekać? Jestem trochę zmęczony po locie synu - odrzekł rudowłosy i chciał minąć podopiecznego. Szatyn jednak zagrodził mu drogę.
- To raczej nie jest coś z czym można poczekać...
- A więc? słucham
- um.. bo chodzi o... Viggo... on jest tutaj... u mnie w pokoju
Mężczyzna wyprostował się lekko
- Viggo? Myślałem że on nie żyje...
- My też tak myśleliśmy ale.. znalazłem go niedawno... wandersmok mnie do niego doprowadził, wiem że jesteś zły... ale... on uratował mi życie, nie mogłem go tak zostawić.... - Czkawka zazczął się tłumaczyć.
- Nie jestem zły - przerwał mu Stocik.
- Nie.. jesteś?
- Wierzę że wiesz co robisz - powiedział kładąc dłoń na ramieniu syna. Czkawka uśmiechnął się.
- Dziękuję - odparł
Stoick w końcu wszedł do chaty.
***
Rutyna Czkawki nieco się zmieniła odkąd pojawił się Viggo, chłopak doglądał go rano i wieczorem, zazwyczaj wtedy długo rozmawiali, i przynosił mu jedzenie trzy razy dziennie. Miał też jednego smoka więcej do karmienia bo wandersmok nie opuszczał bruneta na krok. Resztę dnia spędzał ze Szczerbatkiem i Astrid, latali wtedy wspólnie i rozmawiali. Mężczyzna szybko zaczął wracać do zdrowia, niedługo po wizycie Gothi, ponieważ szatyn chciał zasięgnąć opinii specjalisty, zaczął chodzić samodzielnie.
***
Czkawka właśnie pracował nad nowym kombinezonem kiedy do pokoju wsunął się Viggo razem z wandersmokiem, który zaraz pognał do nocnej furii by razem sobie dokazywać, smoki bardzo się polubiły od kiedy były skazane na swoje towarzystwo.
- Co cię tu sprowadza? - spytał Czkawka nie odrywając wzroku od projektu.
- Ciekawość - odparł jednym słowem podchodząc do chłopaka i zerkając mu przez ramie.
- Potrzebujesz pomocy? - spytał brunet.
- Tak właściwie ... -szatyn zesztywniał lekko gdy dłonie Viggo wylądowały na jego ramionach. Poczuł rumieńce na policzkach za co się nienawidził. Kochał Astrid, nie powinien tak reagować na dotyk starszego mężczyzny.
- Gdybyś przesunął to - Grimborn wskazał coś na projekcie - tutaj, byłby bardziej zwrotny.
- oh... dzięki - szatyn zaraz naprawił swój błąd poprawiając szkic.
- Mogę wiedzieć dlaczego tego potrzebujesz? - spytał zaintrygowany brunet.
- Lecisz sobie na smoku, złóżmy że coś się dzieje i zostajesz sam.. fajnie by było lecieć jeszcze trochę a nie od razu... spadać...
- Fascynujące
Czkawka poczuł płomyczek w żołądku. Skupił się na projekcie by nie patrzeć na mężczyznę.
- To nie mój pierwszy strój do latania i prawdopodobnie nie ostatni. - dodał chłopak. Mężczyzna pokiwał głową.
- A gdzie jest Astrid? - spytał w końcu Viggo.
- Astrid... ma swoje sprawy - szatyn wzruszył ramionami.
- Ważniejsze niż jej chłopak? - spytał. Czkawka odwrócił się do bruneta przodem mierząc w niego ołówkiem.
- Wiem co robisz, chcesz zasiać ziarno wątpliwości, chcesz mnie zdezorientować, ale wiedz że to nie działa. Jestem pewien swoich uczuć i pewien Astrid. - powiedział pewnie chłopak. Viggo uniósł dłonie w geście kapitulacji.
- Nie mam zamiaru siać w tobie niepewności Czkawko, to zwykła ludzka ciekawość. - odparł. Czkawka uniósł brew i odwrócił się tyłem znów zajmując się projektem.
- Chodź smoku idziemy, nie będziemy przeszkadzać - powiedział brunet a wandersmok przerwał swoją zabawę z nocną furią i skupił na nim swój wzrok.
- Nie nazwałeś go? - odezwał się szatyn znów odwracając się przodem.
Viggo zamyślił się chwilę
- Błysk
- Pasuje idealnie - Czkawka uśmiechnął się delikatnie.
CDN....