FEDORA | ATEEZ | Seongjoong!au

By Anonimowaok

17K 2.1K 807

Szli już trzeci rok... Trzy lata temu widział dwójkę ludzi- albo rodziców, albo zwierzchników, albo wybryki w... More

Iskra
Ancestor
Przyjaźń
Wieczór
Druga fala
uczucia
nie chciałem
arkadia
czarne płaszcze
układ
Fedora
(nie)Idealnie
Nowa codzienność
Kontrasty
Nowe nawyki
duma i uprzedzenie
parada absurdu
finezja
teatr lalek
kłamstwa
ekspedycja
dwie strony medalu
odpowiedzialność
Nieoczekiwana przystań
ciężar władzy
dominacja
podchody
konsekwencje
Prawdziwy strach
Jaebin
Powrót
Wizyta
Sojusze
Przeciwieństwa
Więzienie
Choi Jongho
Spisek
Szkolenie
Uśmiech
Podchody
Wyższość
Tajemnice
Bezinteresowność
Okrucieństwo
Samotność w bólu
Urodziny
Punkt Planu
Zakłamana Bliskość
Inna strona
Zagadka
Przeszłość
Oczekiwanie
Wioska
Ułamek prawdy
Coś do ukrycia
Spacer
Nowa przystań
Dystopia
Tarapaty
Przyjaźń
Przesłuchanie
Aplikacja
Szantaż
Lęk
Więcej niż ból
List
Pinasa
Ucieczka
Żywioł
Nowy kierunek
Pytania
Miyeon
Karty przeszłości
Kwiaty Pieśni
Uczucie
Prawie u celu
Stara przyjaciółka
Szóstka
Czytelnia Pod Wierzbą
Stary bibliotekarz
Ryzyko
Nocne wyjście
Wyznanie
(prawie) Szczęście
Kontrola
Broń za broń
Park Hyejin, Wielka Premier
Do zobaczenia kiedyś
Furia
Być silnym
Prawdziwy zdrajca
Seongmin
Punkt pierwszy
Punkt drugi
Punkt trzeci
"Seonghwa, Seonghwa, Seonghwa..."
Punkt czwarty
Punkt piąty
100 (KONIEC)
OTAKJA

Sam

112 19 4
By Anonimowaok

        Mingi ku pewnemu zaskoczeniu Hongjoonga, najgorzej znosił sytuację, w jakiej się znaleźli. Miał nieobecne spojrzenie i nie potrafił skupić uwagi na tym, co chciał mu przekazać Kim. Obsesyjnie zdrapywał skórki wokół paznokci, aż z jednego z palców nie wypłynęła krew. Wpatrywał się jak ta skapuje powoli na blat stolika, po czym schował ręce, kładąc je na udach. Joong nie znał lekarstwa na jego przygnębienie, zresztą jako przyjaciel powinien pozwolić mu na samodzielne przepracowanie głęboko zagnieżdżonego smutku. Ożywił się na wspomnienie Wooyounga, ale nie w pozytywny sposób. Raptem zaczął wyglądać jakby miał wpaść w atak paniki, więc Hong urwał temat właściwie zanim jeszcze go zaczął. Wierzył, że mimo wszystko, wkrótce Song dojdzie do siebie. Nie dało się tak bezceremonialnie wykreślić czyjegoś istnienia ze swojej historii, ale liczył, iż ten zdoła odnaleźć w sobie siłę, by została w nim tylko wdzięczność za to co szatyn wniósł do jego świata i co po sobie zostawił. 

W stosunkowo dobrym nastroju był Jongho. Wszedł do pomieszczenia równie niewzruszony co zawsze. Obdarzył strażnika pełnym pogardy sapnięciem, gdy ten wskazał mu krzesło, lecz spoglądając na kobietę w drugim rogu pokoju, zrezygnował z rzucania jakichkolwiek nieprzychylnych komentarzy w jego stronę. Opadł na siedzenie, opierając się o oparcie i tupał nogą wyczekująco. 

- No to niezłe przywitanie nam zorganizowali.- powiedział niezobowiązującym tonem.- Przykro mi z powodu twojego przyjaciela. 

- Nie ma powodów, aby było ci przykro. W końcu nie znałeś go tak dobrze. Przynajmniej tak dobrze jak ja.- odrzekł brunet. Nie winił chłopaka za tą obojętność. Fakt konieczności żegnania ludzi, nawet tych, z którymi było się bardzo związanych, wydawał się czymś normalnym w czasach, w jakich przyszło im żyć. Mógł się założyć, że Jongho również przeżywał podobną stratę w przyszłości, lecz nie pozostawało mu nic innego, jak po prostu zignorować ból. Hongjoong sądził, iż przez zbytnią pychę, przeświadczenie o niezwyciężalności, sprawiało, że śmierć któregoś z nich była takim ciosem.

- Nie chciałbym cię martwić, ale zdajesz sobie sprawę, że to prawdopodobnie nasze ostatnie spotkanie? Chociaż tobie się udało. Lepszy jeden na tysiące, niż zupełnie nikt. A fakt jest taki, że jednak natrafiło na najlepszego z nas.- ukradkiem zerknął na kobietę, jakby dając jej do zrozumienia kim jest jej syn. Jego postawa nie zdradzała ani zawodu, ani rozgoryczenia. Jongho od zawsze miał w sobie jakiś pierwiastek obojętności, jakby przyzwyczajony był do wyroku śmierci, jakby się z nim urodził i tylko czekał na jego wypełnienie. W przeciwieństwie do Kima, który nie mógł pozwolić, aby tak to się skończyło. 

- Mingi ma dobrą pamięć, naprawdę dobrą. Z kolei San ma dużo siły i sprytu, a Seonghwa... Seonghwa ma coś, czego nie ma nikt z was.- oznajmił enigmatycznie, intensywnie wpatrując się w młodszego, starając się odczytać, czy ten pojął, co ma na myśli. Sięgnął delikatnie do kieszeni, z której wyjął po pierwsze nic takiego, bo gumę do żucia, którą otrzymał jako dodatek do śniadania. Dłoń miał jednak w dalszym ciągu zaciśniętą. 

Wstali, a Hong zbliżył się do drugiego, po czym objął go dość ciasno. Zakładał, że to pierwszy prawdziwy uścisk w życiu Jongho, lecz jego celem nie było wcale przekazanie chłopakowi wsparcia, ani wyrazem sympatii. Mniej widoczną ręką, podał mu złamany wpół ołówek. Na koniec uśmiechnął się chytrze, a tamten za wszelką cenę próbował pozostać niewzruszony. Wyszedł, a wtedy Soyeon zbliżyła się do syna. 

- Nie powinieneś być do nich aż tak przywiązany.- burknęła, na co ten wzruszył ramionami. Ponownie ruszyli korytarzem, wracając do sektora, w którym znajdowała się sypialnia Hongjoonga. Matka uważnie mu się przypatrywała, a na jej usta pchało się jedno pytanie. 

- Ten Seonghwa to twój...?- 

- I tak go zabijecie. Jeżeli wam powiem, to może i szybciej.- nie brzmiał jak ktoś oburzony, albo rozżalony. Ta wypowiedź była tak wyprana z emocji, że przeraziła nawet jego rodzicielkę, tym samym sprawiając, iż ta zamilkła i raczej nie była skora do wznowienia dyskusji. 

Południe spędził zamknięty w czterech ścianach. Co jakiś czas, dość dyskretnie, chociaż nie na tyle, by Joong się nie zorientował, jakiś strażnik zerkał do środka przez dziurkę do klucza. O dziwo, było to prawdopodobnie jedyne pomieszczenie niezabezpieczone specjalnym zamkiem na odcisk palca lub skaner siatkówki. Mogło to wynikać z długotrwałego nieużytkowania tej sypialni. Nie sądził jednak, iż ci będą tak naiwni, żeby w ten sposób dać wręcz wolną drogę do ucieczki. Musieli mieć niesamowicie niskie mniemanie o nim, skoro twierdzili, że ten nie poradzi sobie z klasycznym, nieskomplikowanym zamkiem. 

Nie nudził się. Miał do dopięcia plan, który zmienił odrobinę swoją ścieżkę. Z racji, iż jego sprzymierzeńcy byli uwięzieni, wiele punktów w nim zawartych, miał wykonać samodzielnie. W tym całym niepowodzeniu, jakie ich dotknęło, dopatrywał się pozytywów. Istniał zaledwie jeden. W pojedynkę łatwiej było przedostać się w niektóre miejsca niezauważenie. Ponadto, jako mimo wszystko, członek rodziny sprawującej władzę w Otakji, miał sporo przywilejów. Traktowano go tutaj w dość osobliwy sposób. Jednocześnie miał wrażenie, jakby stał się w ciągu doby największą atrakcją Centrali, a jego pojawienie się w okolicach, stało się pewnego rodzaju świętem, to zarazem niewieloma aspektami jego sytuacja różniła się od położenia więźnia. 

Po pierwsze musiał na podstawie dotychczasowej wiedzy, rozrysować jak najdokładniej sektory budynków. Było to spore wyzwanie, zważywszy na wybrakowane wspomnienia i przejście niewielkiego odcinka w dniu dzisiejszym. Swój szkic tworzył raczej na zasadach logiki, posługując się schematami, jakie wydawały mu się prawdopodobne, chociaż rzecz jasna niepewne. Następnie zajął się skrupulatnymi przygotowaniami. Nie posiadał broni, ponieważ ta została mu skonfiskowana, nie miał też pojęcia jak obejść system odczytywania linii papilarnych. Z prostych przyborów papierniczych zdołał skonstruować dość ostre, długie narzędzie, które nie wystarczyłoby w walce z dobrze uzbrojonym strażnikiem, lecz od tego miał pięści oraz intelekt, którym musiał zaufać. Przerobił także swój okropny strój, sprawiając, że skończył w długich ciemnych spodniach, koszuli z obdartymi rękawami i rękawiczkach, których potrzebował aby nie zostawiać za sobą śladów. Niezbędne mu rzeczy pochował po kieszeniach, po czym gdy w całej Centrali rozbrzmiał charakterystyczny alarm oznaczający nastanie godziny policyjnej, który zapamiętał, przez jego charakterystyczny ton, postanowił się wydostać. 

Opuszczenie swojego pokoju było bułką z masłem w porównaniu z pokonaniem reszty korytarzy, jakie tworzyły swoisty labirynt, w jakim łatwiej było oszaleć niżli znaleźć odpowiednią drogę. Natomiast Hong miał coś, co pozornie wydawało się czymś absurdalnie śmiesznym, lecz w praktyce nigdy go nie zawiodło. Swój zmysł, jaki najpewniej wynikał z wpływu aplikacji na funkcjonowanie jego mózgu. Dzięki niemu nie zastanawiał się, gdzie iść, a po prostu pokonywał kolejne metry w przekonaniu, iż obrana ścieżka jest tą właściwą. 

Udało mu się ominąć dyżur strażnika, który regularnie sprawdzał, czy ten jest u siebie. Ponadto mogli uznać, że skoro zapadła już noc, a nic w tej materii nie zmieniło się przez praktycznie lwią część doby, to Hongjoong położył się spać. W tym celu, chłopak wypchał pod pościelą kształt przypominający ludzką sylwetkę, który miałby przekonać ochroniarza. W tym mieście służby nie były tak ufne, ale Kim był synem Prezydenta, więc zakłócanie jego spokoju podczas snu, raczej nie powinno być zamiarem kogokolwiek. 

Jego motywacja nigdy nie była silniejsza. Od ostatniej doby w jego myślach nie istniało nic, prócz makabrycznego widoku Wooyounga. Słowa Sana w pewien sposób podniosły go na duchu, lecz nie zabrały ani grama bólu, który zamiast znikał to narastał, będąc najgorszym z dotychczasowych. Nie umiał się pogodzić z tym światem bez niego i był przekonany, że nie będzie w stanie. To prawda, że człowiek z czasem zdoła okiełznać nawet najtragiczniejsze wspomnienia, ale czy jest to równoznaczne z akceptacją? Są osoby wnoszące do twojej historii tak wiele, że jedynie mechanizm utraty pamięci mógłby cokolwiek zaradzić. Idąc wzdłuż gołych ścian, Hong poważnie zastanawiał się, czy taki krok nie uśmierzyłby jego cierpienia. Aczkolwiek wtedy musiałby zapomnieć nie tylko o smutku związanym ze stratą, nie tylko traumatycznego wieczoru, który tak żywo dawał o sobie znać, ale również wszystkich ciepłych chwil. Nic nie ogrzewało jego serca jak przypomnienie sobie radosnego uśmiechu Junga, jak jego głośny śmiech. Wooyoung w rzeczy samej był naprawdę niezwykły. Jego energetyczna osobowość, poczucie humoru, wrażliwość, przywiązanie. W tamtym momencie nawet wypadki, w których Joong karcił go za bycie zbyt lekkomyślnym, za oszukiwanie w "Piratach", za kłótliwość oraz jego miękki charakter,  pojawiały się jako coś, za czym Kim już zdążył zatęsknić. Zwłaszcza mając świadomość, że ich napad na skład broni był ostatnimi godzinami spędzonymi wspólnie. Ostatni raz widział Woo, jak z iskrami w oczach uczestniczył w akcji, jak cieszył się z sukcesu, jak sądził, iż nic nie jest w stanie go powstrzymać. A później jego umysł przywoływał widok wystraszonego chłopaka, którego zagarnia w ramiona, a wcześniejsza radość zamienia się w coś bardziej traumatycznego, niż słowa są w stanie przekazać. 

Otrzepał się z tych uczuć. Na szali było teraz życie czwórki pozostałych i nie mógł pozwolić, aby spotkało ich to samo co szatyna. Jeśli nawet miało go to kosztować życie, musiał zapewnić im bezpieczny powrót do Fedory. Tamto miejsce, chociaż wcześniej dostrzegał w nim niezliczoną ilość wad, kreowało się prawie jak ta utopia, o której kiedyś marzył Hong. W takich warunkach, bezpieczna osada, gdzie nie groziło jego bliskim żadne niebezpieczeństwo, było jedynym celem, którego chłopak był w stanie pragnąć. Wyższe ideały, dalekie zamiary, czyny społecznie ważne, stały się nagle tak prozaicznie głupie. Czego miałby chcieć, jeśli byłby w tym sam? Czy zależało mu aż tak bardzo na dobru wszechświata, kiedy skrzywdziłby tych, którzy pozwolili mu do tego dobra dążyć? Został sprowadzony na ziemię i pojął jak indywidualne problemy są istotne i w sekundzie, gdy każą ci wybierać między wszystkimi, a wszystkim co jest dla ciebie ważne, decyzja jest banalna. 

Dotarł do przejścia, gdzie niezbędny był odcisk palca. Miał pewien pomysł, który wydawał się ryzykowny. Przyłożył swojego kciuka, lecz nie z nadzieją, że drzwi się otworzą, ale czekał na alarm, który zwabi na piętro kogoś, kto będzie musiał sprawdzić o co chodzi. I tak się stało. Zaraz po tym, jak jego linie papilarne zostały odrzucone, na całym poziomie rozwył się koszmarny dźwięk, niesamowicie bolesny dla uszu. Hong schował się blisko najbliższego zakrętu, by wypatrywać zza niego nadchodzącej ochrony. Nie było w pobliżu żadnej kamery, która mogłaby uchwycić jego postać, więc czuł się stosunkowo bezpiecznie. 

Zauważył jak do wejścia podąża ktoś ubrany w charakterystyczny uniform. Na szczęście Hongjoonga, był sam i miał przy sobie tylko pistolet, włożony za szlufkę spodni. Nie sprawiał wrażenie specjalnie przejętego, jakby podobne sytuacje zdarzały się ze sporą częstotliwością. Podszedł, rozejrzał się po otoczeniu, a następnie wyłączył sygnał. Miał już zawracać, lecz nie taki był plan Honga. Ciemnowłosy wyjął z kieszeni najmniej przydatną rzecz jaką miał przy sobie, czyli zestaw spinaczy których używał do otwierania tradycyjnych zamków. Rozrzucił je, ciskając mocno o ziemię, tak by echo rozniosło się jak najdalej. 

Nieznajomy zatrzymał się, obejrzał za siebie i postanowił ku swojemu niezadowoleniu, upewnić się o co chodzi. Był już zaledwie dwa metry od Kima i z łatwością by go dostrzegł, gdyby czujniki światła zadziałały za wcześnie. Miał dosłownie sekundy, kiedy tamten przeszedł przez drzwi, jakie zostawił uchylone, a następnie skręca w stronę przedsionka, w którym Joong przytulał się do ściany, wstrzymując oddech. Zaraz nadeszła chwila, w której musiał się wyrwać do przodu, by przedostać się przez drzwi i zniknąć, zanim mężczyzna zorientuje się, że to on. Zaczął biec tuż przed tym jak białe światło ledów oślepiło ochroniarza. Wówczas Hong pędził już przez przejście i zniknął w najbliższej wnęce. Musiał poszukać schronienia na czas przewertowania korytarzy Centrali, ponieważ nie wątpił, iż ci będą musieli upewnić się co zaszło i czy żaden intruz nie wdarł się do środka. 

Na ratunek przyszło mu otwarte pomieszczenie gospodarcze, które ktoś najwyraźniej opuścił w pośpiechu, wystraszony tym okropnym hałasem. Bardzo możliwe, że był to złodziej, ponieważ w godzinach policyjnych nikt nie miał prawa przebywać poza swoimi kwaterami, z wyjątkami oczywiście wykluczonymi przez prawo, jak władza, czy służby. Już nie pierwszy raz, jakiś szczęśliwy zbieg okoliczności pomógł Hongjoongowi, ponieważ kilka minut później usłyszał jak niedoszły przestępca zostaje schwytany i głośno próbuje oczyścić się z zarzutów. Tuż po tym, wyprowadzono go, najpewniej do celi, tym samym oczyszczając Joongowi drogę. 

Musiał się teraz przedostać do sektora badawczego. Miał wiele informacji, jakie zamierzał pozyskać. Wydawało mu się, iż właśnie tam odszuka akta dotyczące jego sprawy sprzed lat. Zakradł się do sektora E15, gdzie znajdował się tunel prowadzący do innego skrzydła budowli. Najtrudniejszym okazało się omijanie obiektywów kamer, które porozmieszczano w kątach. Hong miał jednak okazje by wyrobić się w tym fachu, więc ostatecznie jakoś udało mu się przemknąć do łącznika, skąd trafić do wyznaczonego punktu było pestką. 

Jeśli pozostałe części Centrali przypominały szpital, to ta już absolutnie niczym się od niego nie różniła. Na dodatek, panował tu ziąb jak w kostnicy, przez co skórę Kima pokryły nieprzyjemne ciarki. Wokół panowała niepokojąca cisza, wzmagająca jego czujność. Nic nie wskazywało, by ktoś tu jeszcze przebywał o tej godzinie. Tak czy siak, wolał trzymać się na baczności, by czyjeś nieoczekiwane pojawienie się, nie było dla niego zaskoczeniem. Dotarł na koniec ścieżki, gdzie znajdowały się grube metalowe wrota. Kojarzył je doskonale. Kiedyś przyszedł tu w tym samym celu, aby dowiedzieć się prawdy. Każdy oddech jaki Hong nabierał w płuca oraz każda sekunda tu spędzona, otwierała kolejną furtkę w jego pamięci. 

Trzy wiosny temu, chłopak drobnej postury stał tutaj, mając wówczas dostęp do niemalże każdego zakątka w tym mieście, prócz tego. Aczkolwiek wiedział doskonale jak się tu dostać. Leniwi uczeni, obawiali się zgubić magnetycznego klucza, pozwalającego na dostęp do pracowni, więc zostawiali go przy wejściu, w skrytce na wąż przeciwpożarowy. Nie sądzili, że ktoś kłopotałby się, ażeby tam zajrzeć, gdyż była to prawdopodobnie najbardziej niewymyślna z kryjówek, na jaką mogli wpaść. Mały chłopiec myślał prostolinijnie, więc sprawdzenie tej skrytki było dla niego pierwszym krokiem, jaki podjął, gdy stanął przed klamką. I dziś, podczas gdy stał tu jako prawie dwudziestoletni człowiek, wątpił, by pracownicy zmienili swoje nawyki. Wyłamał trochę lepiej zabezpieczoną klapę w ścianie, po czym wyjął klucz, spoczywający tam tak dawniej. 

Wślizgnął się do sterylnego wnętrza. Światło automatycznie się zapaliło, kłując go w oczy. Stało tu mnóstwo biurek oraz długi stół konferencyjny, przy którym najpewniej wspólnie rozważali niektóre projekty. Każde ze stanowisk zawierało w sobie komputer, wygodne, obrotowe krzesło, stertę papierów ułożonych na blacie. Te dotyczyły różnych zagadnień, zgodnie ze specjalizacją danej grupy uczonych. Jedni głowili się nad problemem nieuleczalnych dla współczesnej medycyny chorób, które dziesiątkowały społeczeństwo, inni wręcz z obsesyjną ciekawością interesowali się Ocalonymi spoza Otakji oraz ich różnicami biologicznymi w porównaniu z tutejszymi mieszkańcami. Według jednej ze stronic obszernego dokumentu, pragnęli posiąść gen odpowiedzialny za taką odporność jaką przez szmat czasu uzyskała druga oraz trzecia fala. Dalej znajdowały się szkice konstrukcji mogących usprawnić funkcjonowanie miasta, były to różne przedmioty związane z elektroniką, do jakich inspirację zaczerpnęli z urządzeń, będących normą dla poprzednich cywilizacji. Inny dział skupiał swoją uwagę na elektryce jako takiej, funkcjonowaniu obecnej elektrowni oraz daleko wysuniętych planach budowy elektrowni jądrowej, co dla Hongjoonga wydawało się absurdalne, bo skąd mieliby wziąć niezbędne do tego zasoby, na tyle wykształconych specjalistów. Wydawało się to dla niego bajką, niemożliwą do zrealizowania, więc nawet nie wczytywał się w konkretne  etapy jakie zaplanowano na najbliższe lata. 

Dopiero na krańcu olbrzymiej sali, w której każde odbicie podeszwy od posadzki, roznosiło się głośnym echem, dotarł do tego na czym najbardziej mu zależało. Z zewnątrz, te kilka biurek było całkowicie czystych. Mieściły się tam jedyne szafki, które były zabezpieczone kodem. Kodem, który Kim pamiętał, ponieważ stanowił datę założenia Otakji. Dawniej jego ojciec zrównywał te liczby z czymś więcej, podniesieniem się ludzkości, odzyskaniem przez nią władzy i co roku data ta była celebrowana podobnie, jak powstanie Fedory w tamtym mieście. Fedora była nieudolną kopią tej osady. Nie dziwiło to Honga, po tym jak poznał jej historię. Skoro została założona przez uciekinierów, a ci prawdopodobnie po powstaniu Otakji, zostali poddani mechanizmowi utraty pamięci, to znali jedynie taką formę rządów, jedynie taki ład jaki panował tu i pomimo chęci wzbogacenia go o rzeczy, wynikające z własnych doświadczeń, wciąż nie różniły się tak bardzo od siebie. 

Otworzył drzwiczki mebla, który wyglądał na najstarszy z tu obecnych. Jego część była w pełni zapełniona, co mówiło jednoznacznie, że kontynuowali badania. Z kolei na samym dole, na oddzielnej półce, tkwił pomarańczowy segregator, podpisany jego imieniem i nazwiskiem: "Kim Hongjoong, pierwszy przypadek zakończony sukcesem". Pod nim, widniała liczba nazwisk, gdzie znajdował się między innymi Jung Wooyoung, na którym nie zdążono przeprowadzić zabiegu. Kolejna była Laylen, ale jej nazwisko było odhaczone. 

Czy to możliwe, że to ona ich zdradziła?





Continue Reading

You'll Also Like

15K 1.1K 15
Gdzie Seonghwa zakochuje się w chłopaku z niższej klasy. Pewnego dnia zaczyna pisać do niego listy
5.3K 888 18
Yoongi wraz z grupką przyjaciół wyjeżdża na równie wyśnione, co przewidywalne wakacje, zaplanowane od pierwszej do ostatniej minuty. Co stanie się, g...
24K 1.9K 20
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...