Valkiria ¤ woosan

By hydrochloridum

12K 1.3K 1.1K

W skutym lodzie królestwem Belmond, między dwoma wielkimi pasmami gór dorasta młody książę. Jest wybredny, za... More

prolog
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
35
epilog

34

264 33 14
By hydrochloridum

Nie oglądał się za siebie gdy uciekał na koniu z przełęczy i wielkiego zamku, od którego chciałby być teraz najdalej na świecie. Koń parskał ponaglany do szybszego biegu, a on trzymał wodze jedynie jedną ręką, drugą zaś pilnował by umierający San nie zsunął się z siodła. Okryty kocami wyglądał nieco lepiej, zasnął jednak i mimo równego oddechu, nie wydawał z siebie żadnego słowa.

- Już blisko San- szeptał uderzając Echo łydkami w boki. 

Wiedział, że będzie potem winny koniu sycący posiłek. Cieszył się, że mógł zabrać ze sobą też Echo. Ten koń był dla niego ważną częścią życia, właściwie ostatnim co zostało mu po rodzinie i przeszłości jaką znał. Uciekał z miejsca, do którego nie było powrotu. Podjął już decyzję i jeszcze nie wiedział, czy w ogóle należy do tych dobrych. Pewny był natomiast, że nie mógł postąpić inaczej.

Gdy tylko zjechali ze zbocza góry na płaskie tereny stan Sana zaczął się polepszać. Nie działała już na niego dziwna siła, lód stopniał z jego rzęs i brwi, ale nadal był skrajnie wychłodzony. Jechali resztki dnia i całą noc, zatrzymywali się tylko w opuszczonych budynkach spalonych wsi by koń mógł przez krótki czas odpocząć, a San dostawał wody, choć wciąż nie do końca był przytomny.

Gdy Wooyoung zobaczył na horyzoncie znajomą mu wieś, nie mógł opanować się z radości. To Naverk, ziemią na którą chciał wrócić, gdzie potrzebował być. Jedyne miejsce, które mogło go teraz przyjąć.
San miał gorączkę. W tej części państwa zima już odpuszczała, ochłodzenie powoli znikało z jego ciała, które zaczynało walczyć. Niestety nie miał leków, odpowiedniego pożywienia, czy ciepłego kominka, który by go ogrzał. Naverk było jedynym ratunkiem. Wjechał na koniu na małe gospodarstwo zwracając tym uwagę wszystkich kur dookoła, które rozbiegły się po działce. Zeskoczył jeszcze w kłusie ściągając Sana z grzbietu.

Zaaferowana gospodyni wyjrzała w ubrudzoną fartuszku zza drzwi wejściowych, a widząc księcia ze strachem w oczach od razu zrobiła mu miejsce.

- San choruje- zabrał go do środka i kierowany kobietą ułożył go w pokoju, gdzie niegdyś to Choi się nim zajmował.

Te same ściany, to samo łóżko i pościel, różnica zaledwie kilku miesięcy nie mogła wnieść wiele w miejsce, które wyglądało na niezmienione od lat, a mimo to czuł się tu inaczej.
Teraz to San potrzebował opieki i to matychmiastowej. Inaczej może tego nie przeżyć. Nie widział tak naprawdę jak długo zmagał się z zimnem w jego komnacie zanim ten go znalazł. Nie mieli kiedy wymienić tych kilku prostych zdań, wciąż brakowało im czasu i komunikacji jakiej potrzebowali.

- Wszystko wytłumaczę, ale najpierw musimy go ogrzać.

Matka Sana przytaknęła i przyniosła do ciasnego pokoju zapasowe koce. Potem  namoczyła w wodzie lniane ręczniki. Obłożyła syna materiałem zatopionym w letniej wodzie by jego organizm powoli przyzwyczajał się do temperatury, jednocześnie chcąc zbić gorączkę. Utarła też ziół i przypraw, zmieszała z miodem zalewając wrzątkiem. Gęsta masa spoczęła w kubku na szafce nocnej czekając aż chory odzyska przytomność. Wooyoung będąc w szoku, po utracie ochrony przez duchy przodków sam zaczynał powoli odczuwać efekty nocnego biegu. Trząsł się, nie wiedział już czy z zimna czy ze strachu, ale nie puścił dłoni Sana trzymając ją kurczowo we własnej.

Nie do końca jeszcze dotarło do niego co się stało w ostatniej dobie. Cały świat jaki znał po prostu runął. Uciekł jak pies z podkulonym ogonem, zostawił za sobą ten cały bałagan, zostawił Seonghwę, złamał obietnice dane ojcu... Nawet nie miał szansy pożegnać się z jego ciałem. Wszystko to zostało zamku, który nie należał już do niego.

Roniąc słone łzy mógł jedynie wpatrywać się w śpiącą twarz Sana. Trwającą tak agonię przerwała jego mama, która cichutko weszła do pokoju i wskazała księciu drzwi.

- Jego organizm walczy. Musimy zostawić go z tym samego.

Nie chciał się sprzeciwiać, nie chciał już narobić nikomu więcej problemów niż do tej pory, więc grzecznie wyszedł ostatni raz rzucając okiem na nieprzytomnego Sana. Usiadł przy kuchennym stole wbijając osłupiały wzrok w wzorki na drewnie. Kobieta westchnęła i podała mu podobny specyfik jaki czekał na Sana w sypialni. Choć smakował podejrzanie, to Wooyoung wypił połowę szklanki za jednym razem, a przyjemne ciepło rozlało się po jego organizmie w kilka sekund.

- Wszyscy w wiosce wiedzą, że wojska ruszyły do zamku po tym jak przywódcy nie wrócili z koronacji.

- Do koronacji nie doszło- odezwał się zachrypniętym głosem.- Więc nie jestem królem. Ani księciem już też nie.

- Wooyoung- pierwszy raz odezwała się do niego po imieniu. Pogładziła go po poranionej dłoni jak własna matka, którą wtedy dla niego była.- Co się stało?

- Wszystko działo się tak szybko- łamał mu się głos.- Bal, a potem atak. To sąsiednie królestwo- popatrzył jej w oczy.- Chcieli obalić tu monarchię, zabili ojca, a ja uciekłem wgłąb lasu jak tylko rozprzestrzenił się ogień. San... Jestem tak głupi!- Uderzył w stół pięścią, ale widząc zaskoczenie na twarzy kobiety, opanował się i wrócił do poprzedniego tonu.- Dałem mu moją pelerynę bo chciałem żeby ładnie w niej wyglądał. Okazało się, że bandyci mieli rozkaz aresztu księcia w białej szacie, drogiej pelerynie, która była prezentem od tamtejszego króla jako wyraz szacunku dla sąsiada. Więc go skuli, ale szybko doszli do wniosku, że nie jest mną. Nie wiem co z nim robili... cały dzień spędził w lochach kiedy ja myślałem, że umieram w lesie. A potem... Nie umiem tego wytłumaczyć, ale ocknąłem się w jakiejś grocie, z dala od miejsca, które ostatnio pamiętałem. Było mi ciepło, czułem się silny i gotowy do ataku. Słyszałem tam jakieś głosy, ogłuszyły mnie, jakby bogowie debatowali nad moim życiem. Wielu rzeczy nie pamiętam, przepraszam. Gdy zwrócono mi świadomość coś mówiło mi, że muszę wrócić do zamku żeby walczyć. Niepohamowana chęć zemsty, ale nie wiem dlaczego tak myślałem. Nad fortecą rozpętała się burza śnieżna gdy tylko wróciłem, wtargnęła do środka i wysysała życie ze wszystkiego co napotkała.

Łzy stanęły w oczach młodego księcia, który już nim nie był. Utracił ten tytuł gdy tylko opuścił mury zamku uciekając w popłochu z pola nierównej walki.

- Spokojnie, nie obwiniaj się. Duchy cię wykorzystały.

- Ja... Nie wiem naprawdę. Chciałem znaleźć Sana i mu pomóc, biło się to z myślami o odzyskaniu tronu, ale kiedy spotkałem kanclerza, który zorganizował najazd, a on powiedział mi, że San jest w ich rękach ja... na chwilę myślałem, że przestanę oddychać. Potem dowiedziałem się, że San żyje i od razu pobiegłem mu na pomoc. Chciałem żeby przeżył, robiłem co się dało, ale on zamarzał żywcem! Robił się siny, palce pokrywały się już szronem, myślałem, że go stracę! Więc uciekłem. Jak zwykły tchórz zostawiłam zamek i zawiodłem cały naród. Ojca, matkę, każdego przodka który dołożył cegiełkę do budowy tego zamku, ale myśl, że San mógłby...

- W porządku, nikt cie nie obwinia- wstała i otoczyła zdruzgotanego chłopca ramionami przyciskając go do piersi. Głaskała go po ciemnych włosach całując czubek głowy.

Wooyoung czuł się bezpieczny.

- Co jeśli on zginie... Co jeśli przyszedłem za późno i go zabiłem?

- Nikogo nie zabiłeś, Sani żyje, a jego organizm dzielnie walczy właśnie dzięki tobie.

- Ja nawet nie wiem co się stało. Większości nie pamiętam, a potem... Nie byłem sobą.

Kobieta poprawiła włosy, które niesfornie zaczęły wypadać z długiego warkocza i usiadła na swoim miejscu biorąc w dłonie te należące do księcia, którym już nie był.

- Duchy góry chciały odzyskać swoją fortecę. Dlatego ci pomogły i dlatego je słyszałeś. Sprowadziły wraz z tobą na zamek śnieżycę.

- Co takiego?- Skrzywił się i choć od początku czuł, że pomieszane jest to z mocą, której nie rozumiał, to teraz był zakołopotany.

- Jest legenda o przełęczy, że żyły na niej walkirie.

- Córki Odyna.

- Tak, dokładnie. I kiedy osiedlili się tam ludzie, to uciekły. Zostawiły po sobie dusze, które miały chronić tego miejsca i utrzymywać je w pokoju. Kiedy pojawił się chaos wykorzystali cię, jako ostatnią szansę na atak i przywrócenie porządku. Burza to ich sprawka, nie twoja- pokręciła głową.- Ty miałeś tylko odeprzeć atak. Ale to ci czujesz do Sana było silniejsze więc się im oparłeś.

Tak, faktycznie tak było. Jego celem był samozwańczy król, ale gdy tylko pomyślał, że San mógłby nie żyć to...

- Nigdy nie znałem tej legendy. Nikt mi jej nie opowiedział, jedynie San ciągle uważał, że w lasach coś żyje. Czasem widywałem ogniki i światła, które nagle znikały. Myślałem, że to oddziały kanclerza, które zwyczajnie nas obserwowały.

- I pewnie tak było, ale obecność obcego musiała zbudzić duchy. Nie zdziwię się jeśli to i je widziałeś.

Wooyoung nie wiedział, czy chce to wierzyć. Słyszał co prawda głosy, ale teraz gdy o tym myślał to mógłby to być zwykły sen. Jak znalazł się w grocie? Nie wiedział, ale może sam doszedł tam tracąc świadomość. Burza mogła być całkiem przypadkowa, a spalone wcześniej mury dużo łatwiej uginały się pod siłą mrocznego wiatru wpuszczając śnieg do środka. Był wyziębiony i tak właściwie nie mógł ufać własnym wspomnieniom, a mama Sana wychowała się wśród wiejskich legend, których nie rozumiał. I w które nie wierzył.

Z grzeczności jednak nie wszedł jej w słowo.

A prawda została niepoznana.

*

Przez kolejne godziny to zdrowie Sana było najważniejszą rzeczą, o której Wooyoung mógł myśleć. Kręcił się pod zamkniętymi drzwiami, gdzie co chwila wślizgiwała się do środka jego mama nosząc nowe okłady i zioła.

Wooyoung nie został tam wpuszczony. Kobieta obiecała mu, że jeśli jego stan ulegnie zmianie to od razu go zawoła, ale póki co ma nie zbierać mu tlenu. Odpowiedzialny był więc za grzanie kamieni na piecu, albo noszenie wody. Jego obecność była też ściśle ukrywana.

Miał szczęście, że nikt nie poznał tożsamości księcia gdy był tu poprzednio, ale wciąż musiał pozostać w cieniu. Minęła doba, on jednak będąc w małej wiosce nie miał nawet szansy dowiedzieć się o sytuacji w górach.

- Wooyoung!- Mama Sana, którą zwykł nazywać Marwa, po imieniu, wbiegła do chatki wypuszczając z dłoni wiadra z wodą.

- Coś się stało?

Wooyoung zazwyczaj zostawał pilnując Sana kiedy ta wychodziła do miasta po zakupy, tym razem jednak nie było jej nieco dłużej.

- Słyszałam plotki na mieście! Znaleziono zamarznięte ciała kanclerza i.. i króla- dodała ciszej orientując się o kim tak naprawdę mówi.

- Więc nie żyje! Kanclerz nie żyje. Spodziewałem się też śmierci ojca. Ktoś ocalał?

- Kilku rycerzy, dużo osób zdążyło uciec karocami zanim rozpętała się śnieżyca, w tym spora ilość świty. Tak mówią ludzie.

- Tak, to dobrze. Cieszę się, że przeżyli.

Jego twarz jednak wyrażała smutek. Zmartwiony usiadł przy stole okrywając się szczelniej za dużymi ubraniami Sana, które dostał.

- Wszystko się ułoży. Wojska się wycofały, zarząd już myśli nad wyborem nowego króla. Myślą,  że nie żyjesz, ale jeśli zechcesz wrócić...

- Nie mogę wrócić. Zdrada kraju jest karana śmiercią i taki wyrok zostanie na mnie wykonany. Skoro myślą, że umarłem niech tak będzie.

Podniósł się z krzesła do pionu i spojrzał na okno, za którym jasne promienie wiosennego słońca przebijały się przez chmury. Pierwszy raz będzie poza zamkiem podczas wiosny, będzie mógł zobaczyć jak budzi się w kraju nowe życie.

- Niech książę umrze. Pogrzebiemy go i zapomnimy o nim. A ja wyjadę, daleko stąd. Na niezasiedlone tereny, poradzę sobie.

- Dziecko, chyba nie myślisz poważnie- westchnęła kobieta nie wierząc w powodzenie tego planu.

- Nie mogę tu zostać. Narażam was na niebezpieczeństwo, jesteśmy zbyt blisko granicy i zamku. Kręcą się tu straże, ktoś mnie w końcu poza. Jak San się wybudzi to powiem mu o tym.

- Nie zgodzi się żebyś odszedł.

- Nie chcę go zostawiać, zawsze on jest priorytetem. Wybrałem tą drogę ze względu na niego i potrzymuje swoje zdanie. Ale nie mogę też zostać. Jeśli San zechce to pójdzie ze mną. Jeśli nie...

Cisza nastała w pomieszczeniu, Marwa nie odważyła się mu nawet przerwać.

- Wooyoung?

Continue Reading

You'll Also Like

1M 32.6K 78
"𝙾𝚑, 𝚕𝚘𝚘𝚔 𝚊𝚝 𝚝𝚑𝚎𝚖! 𝚃𝚠𝚘 𝚕𝚒𝚝𝚝𝚕𝚎 𝚗𝚞𝚖𝚋𝚎𝚛 𝚏𝚒𝚟𝚎𝚜! 𝙸𝚝'𝚜 𝚕𝚒𝚔𝚎 𝚝𝚑𝚎𝚢'𝚛𝚎...𝚍𝚘𝚙𝚙𝚎𝚕𝚐ä𝚗𝚐𝚎𝚛𝚜 𝚘𝚏 𝚎𝚊𝚌𝚑...
1.1K 101 16
Hey so I am gonna suggest idea for some of the cricket ff ideas I have in my mind here
141K 10.3K 58
BOOK #2 They say love heals scars, but Seokmin's scars were lessons-bitter reminders that twisted him into a creature of darkness. His life was a ser...
780K 29K 97
𝐀 𝐒𝐌𝐀𝐋𝐋 𝐅𝐀𝐂𝐓: you are going to die. does this worry you? ❪ tua s1 ⎯⎯⎯ 4 ❫ © 𝙵𝙸𝚅𝙴𝙷𝚇𝚁𝙶𝚁𝙴𝙴𝚅𝙴𝚂...