Valkiria ¤ woosan

By hydrochloridum

11.7K 1.3K 1.1K

W skutym lodzie królestwem Belmond, między dwoma wielkimi pasmami gór dorasta młody książę. Jest wybredny, za... More

prolog
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
30
31
32
33
34
35
epilog

29

282 36 49
By hydrochloridum

Bal dopiero się zaczął, a Wooyoung już miał dość tego ile wokół niego się działo. Siedział na swoim miejscu, tuż obok ojca, a właściwie w jego cieniu, odpowiadał na liczne powitania, słuchał pozdrowień i rozmyślał o tym kiedy San w końcu wróci, stanie za jego plecami i będzie obok przez resztę wieczoru.

- Wooyoung, uśmiechnij się- szepnął król odbierając kolejny prezent od gości.

- Od kiedy uśmiechamy się do ludzi?

- Od kiedy oni tego oczekują- zbeształ go.- Musisz nauczyć się robić tego czego od ciebie oczekują.

- Po co?

- Żeby zyskać popracie ludzi.

- Wolę, żeby znali mnie takiego jakim jestem.

Król stracił cierpliwość i miał już rzucić synowi wykład o manierach, ale wtedy kolejny z gości podszedł kłaniając się nisko.

- Wasza wysokość- miał nieprzyjemny, chropowaty głos i długie, szare włosy.- To zaszczyt móc przedstawić się osobiście. Von Ceres, z królestwa północy, jestem...

- Doradcą króla, ah tak.

- Gdy dowiedziałem się o balu i zaproszeniu musiałem przybyć. Mój król niestety nie miał tyle szczęścia.

- Rządzenie krajem rzecz jasna wymaga poświęceń, rozumiem.

Wooyoung przewrócił oczami słysząc rozmowę ojca z mężczyzną. Nie uważał tego za szczególnie interesujące, a wręcz przeciwnie. Było mu gorąco, gorset uwierał go w żebra, a muzyka przeprawiała o mdłości.

San dalej nie wrócił. Nie dziwił się mu, na jego miejscu też pewnie robiłby wszystko by ominąć to durne zgromadzenie. Mimo tego Wooyoung uważał, że mógłby już wrócić, chociaż dla niego, bo czuł się naprawdę samotnie.

- Jest tak podobny do matki- wysyczał doradca.- Te same rysy twarzy.

Wooyoung odwrócił się w jego stronę słysząc tą uwagę. Do mamy? Jego ojciec nie wspominał o niej od lat.

- Znał ją pan?- Odezwał się niepytany.

- Oh była piękną kobietą. Twój ojciec miał wielkie szczęście. Masz jej oczy. Któregoś dnia ktoś pokocha je tak samo, jak twój ojciec zrobil to lata temu - uśmiechnął się krzywo.

Ktoś już to zrobił!  San... ah, San- gdzie on był?

- Przepraszam bardzo na moment, muszę napić się wody- skłonił się przed ojcem i gościem i ruszył w stronę swojej komnaty.

Mężczyzna nie tracił go z oczu.

*

Wooyoung trochę się niecierpliwił, musiał więc wrócić do komnaty niezauważony i poszukać rycerza, a potem zaprowadzić go tam gdzie jego miejsce. Obok książęcego tronu.

Korytarze bez oświetlenia wyglądały naprawdę niepokojąco. Teraz żywy kamień na ścianach zdawał się był dużo bardziej mroczny. Jakby droga nigdy się nie kończyła. Okrył się szczelniej peleryną i ruszył dalej. Chciał nawet wspomóc się jakimś źródłem światła, ale nie miał w zasięgu wzroku żadnej pochodni czy świecy. Przeszedł go dreszcz, świst wiatru za oknami stawał się niepokojący, dlaczego musiało spotykać to akurat jego?

Stęknął żałośnie i ruszył dalej. Po chwili usłyszał głośny trzask i podskoczył w miejscu jak poparzony. Jedna z okiennic była otwarta, a wiatr uderzał nią o ścianę. Podbiegł do okna i szybko je zamknął. Zobaczył w szybie jedynie swoje odbicie. Coś wyraźnie mu nie pasowało, gdzie byli straże? Dlaczego nie pilnowali korytarzy?

Po chwili szedł już tylko po omacku. Światło z głównej sali tu nie dochodziło. Potknął się o coś, obiekt poleciał kilka metrów do przodu z charakterystycznym stukiem. Podszedł więc do owej rzeczy i nachylił się. Na posadzce leżała zbita lampa naftowa. Może ktoś upuścił ją podczas przygotowań? Ah, no tak- wiatr. Na pewno spadła ze ściany przez podmuch wiatru, wszystko jasne.

W tamtej chwili chciał by San był obok. Naprawdę się bał, starał się nie panikować, ale nie czuł się ani trochę swobodnie. Za późno na powrót, weź się w garść Wooyoung, znajdź swojego Sana.

Ruszył do przodu chwiejnym krokiem aż nie usłyszał kolejnych stuknięć spowodowanych otwartymi oknami. Kto otwiera okna o tej godzinie? Będzie musiał przekazać to ojcu.
P

otem jednak coś pod jego nogami wyraźnie zaszeleściło. Przełknął ślinę nie mając pojęcia co tym razem znalazło się na podłodze. Zebrał się w sobie i spojrzał pod nogi.


Białe płatki róży, rozsypane po korytarzu niczym śnieg, były wszędzie. Jasne róże leżały sponiewierane na podłodze, jego róże! Serce skoczyło mu do gardła, to niemożliwe, nie... San...

Rzucił się biegiem przed siebie aż nie dotarł do swojej komnaty. Wpadł do środka gdzie w kącie dogasało jeszcze palenisko. Nic, żadnego śladu rycerza ani kwiatów. Wyjrzał za okno gdzie zebrało się dużo ludzi, niektórzy uciekali, inni starali się schować, jeden wielki chaos. Książę był sam, zdany tylko na siebie. Wybiegł z pomieszczenia, musiał się gdzieś schować. Zza rogu usłyszał jedynie krzyki i trucht obcasów. To nie świadczyło o niczym dobrym, powrót na salę pewnie równał się z tym samym. Przerażony rzucił się do schodów prowadzących do kuźni, wiedział, że musi być tam jeszcze jedno wyjście z zamku. Musiał odnaleźć Sana, był niemal pewny, że został wyciągnięty na zewnątrz przez jedno z okien.

Przeskakiwał co drugi schodek, kilka razy się potknął, ale nie miał czasu uważać na każdy stopień. Na dole nie było już żywej duszy, musieli opanować te części zamku dużo wcześniej. Dostał się do kuźni, a z niej ciasnym korytarzem do dodatkowych drzwi na tyłach zamku. Wypadł na zimny śnieg czując jak ręce przemarzają mu od chłodu.

- San!

Jego głos rozniósł się echem po zboczach góry, ale nie uzyskał odpowiedzi. Łzy spływały mu po policzkach, a płuca powoli zaczynały boleć od zetknięcia się z mroźnym powietrzem.

Stanął na środku placu i rozejrzał się dookoła. Pustka. Nie mógł wrócić teraz do zamku, był zapewne zajęty przez wroga. Przemknął do stani gdzie konie rżeniem zagłuszały jego obecność.

- Echo, już dobrze- pogłaskał spanikowanego konia po szyi i wszedł do środka. Wyciągnął konia z zagrody. Musiał znaleźć Sana i uciec, zamek nie miał szans się bronić, nie jeśli został zaatakowany od środka w tak perfidny sposób. Musiał go stąd wyciągnąć...

Uciec tam gdzie nikt ich nie znajdzie, żyć razem i zostawić za sobą to paskudne miejsce. Jeśli ktoś ich złapie, z pewnością zabije młodego księcia.

Wsiadł na konia nie kłopocząc się nawet siodłem, ufał Echo. Wjechał na dziedziniec by zobaczyć wszędzie ogień. Pochłaniał większość zabudowań, w tym drzewa. Nie sądził, że kiedykolwiek zobaczy zamek w takim stanie. Sana jednak nigdzie nie było, ani śladu. Nie poznawał żadnego z ludzi wokół niego, kobiety w sukniach uciekały przed ogniem, obcy napastnicy odziani w skórę i czarne futra strzelali płonącymi strzałami w stronę zamku. Chciał krzyczeć, ale mróz odjął mu głos.

San...

Ktoś go wtedy dostrzegł, strzała przeleciała tuż obok jego głowy trafiając w skałę. Koń zląkł się, a Wooyoung wiedział że musi zrobić jego. Uciekać.

Zawrócił Echo i trzymając się jego chudej szyi i pozwolił biec mu najszybciej jak tylko potrafi. Łzy zamarzały mu na policzkach, a krzyki za plecami sprawiały, że miał wrażenie, że to koniec. Zaraz zostanie trafiony i spadnie w przepaść.
Koń galopował ślizgając się na lodzie, a on zamknął oczy nie mogąc myśleć o tym, że zaraz zginie.

Biegli do lasu, tego, który dobrze zna. Był jednak przemarznięty i w wielkim szoku. Przed oczami dalej stał mu ogień, a w uszach krzyk.

San...

Zbliżał się do zwodzonego mostu, który zaczął się powoli podnosić. Jeśli jednak tu zostanie- z pewnością zginie. Pozwolił koniu biec, a ten wiedząc zapewne w jakiej są sytuacji użył całej siły do skoku. Wooyoung czuł wtedy, że spada w przepaść. Kiedy koń wylądował na drugim brzegu góry miał wrażenie, że traci wszystkie siły. Mógł jedynie pozwolić mu biec w nieznane.

*

Nie wiedział ile minęło czasu. Chłód powoli przejmował całe jego ciało, a śnieg stał się największym wrogiem. Jeśli szybko nie znajdzie schronienia- z pewnością zginie. Echo też był zmęczony, zresztą Wooyoung uważał, że ma prawo być. Uratował go i niósł na grzbiecie wiele godzin. Tak na dobrą sprawę książę nie wiedział nawet gdzie są. Może krążyli dookoła zamku, może odeszli od niego wiele kilometrów, mrok i chłód skutecznie tłumił wszelkie zmysły.

Koń w końcu odmówił posłuszeństwa. Ugięły się pod nim nogi, Wooyoung prawie spadł z gołego grzbietu trzymając się uporczywie grzywy.

- Echo, nie...- szepnął cichutko, a koń jedynie parsknął z besilności.

Chciało się mu płakać, ale jeśli zmoczy łzami policzki, to zacznie zamarzać nawet bardziej. Westchnął żałośnie i pozwolił koniu położyć się  na śniegu. Gdy poczuł jak mięśnie zwierzęcia drżą, zszedł ostatkami sił z grzbietu i ułożył się przy brzuchu wierzchowca. Dzięki temu mógł dostać od niego nieco ciepła. Otoczony nogami konia i śniegiem, ostatnie o czym mógł myśleć przed śmiercią to San.

Jego piękne oczy, ciepły śmiech, prawie ogrzał książęce serce podczas tej agonii. Nie mógł zrozumieć jak szybko tak bardzo wszystko się zmieniło. Bal, jego ojciec, goście, tańce, a potem śnieg i ogień i sam nie wiedział, które z nich jest gorsze.

San...

Jego cudowny głos i to jak zawsze mówił księciu, że będzie go chronił. To uczucie miłości nie przyszło wcale tak szybko jakby się wydawało. Miał jednak wrażenie, że San kochał go już od dawna. Jakby troszczył się na długo przed wyznaniem sobie prawdy. Teraz gdy był o włos od śmierci zaczęły uderzać go przemyślenia. Jedyne gdzie chciał teraz być to objęcia Sana i starał się wyobrazić sobie taką scenerię. Jego wesoły śmiech, mały domek pośród gór, tylko ich miejsce gdzie będą razem już zawsze.

- Naprawdę go kocham- wyszeptał tracąc czucie w kończynach.

Koń wydał z siebie zdyszane parsknięcie.

- Przepraszam Echo. Nie chciałem żebyś zginął razem ze mną. Przepraszam.

Nawet usta zaczęły mu drętwieć. Wszystko robiło się czarne, ostatnie co widział to San. Taki jakiego go zapamiętał.

*

- Mówiłem setki razy. Ja nic nie wiem.

Miał skute dłonie, zimny łańcuch wmurowany był w ścianę celi, przez co nie mógł nawet zmienić niewygodnej pozycji.

Mężczyzna splunął na niego, a San ledwo zdążył zamknąć oczy zanim ślinę trafiła w jego policzek.

- Łżesz.

- Mówiłem to każdemu kto tu był i powiem też tobie. Ja nic nie wiem- niemal wykrzyczał.

- Z jakiegoś powodu wydajesz się być właściwym człowiekiem.

- Czego właściwie ode mnie chcecie?

- Twojej głowy.

San przewrócił oczami i zaśmiał się pod nosem.

- To może od razu mnie zabijecie?

- Król zabronił. Póki nie oddasz mu korony.

- Nie oddam mu... Słucham? Jakiej korony?

Mężczyzna o krzywym uśmiechu zakpił z niego wyjął zza pasa miecz przykładając jego ostry koniec do krtani młodzieńca.

- Nie udawaj głupiego Jung.

- Ale ja... myślicie, że jestem księciem?

Jednak go nie mają. To było jedyne o czym pomyślał kiedy zrozumiał, że pomylili go z księciem. Wooyoung żyje! To najlepsze co usłyszał od wielu godzin.

Nie pamiętał zbyt wiele z tego co się stało. Szedł do komnaty księcia,  a potem usłyszał dźwięk bitego szkła i mocne uderzenie, potem już była tylko ciemność. Gdy wtrącono go do celi zrozumiał, że zamek został przejęty. Nie ma już króla, nie ma ich dawnego państwa ani władzy jaka była. Myślał tylko o księciu, przeklinał siebie za to, że go wtedy zostawił, a nagle spływa na niego wiadomość, że Wooyoung uciekł.

- Robisz ze mnie półgłówka?!- Mężczyzna zamachnął się i uderzył go w twarz.

San zsunął się po zimnej ścianie jeszcze niżej. Teraz prawie leżał, nie miał nawet siły przełożyć nogę na drugą stronę mimo wielkiego bólu w biodrach.

- Nie zabiję cię teraz tylko dlatego, że król chce to widzieć na dziecińcu. Przez oczami wszystkich ludzi- zaśmiał się chropowatym głosem przyprawiając Sana o drgawki.

- Nie jestem księciem. Nie ma go w tym zamku, uciekł wam sprzed nosa bo jest znacznie inteligentniejszy niż myślicie!

Zanim zdążył powiedzieć coś więcej, mężczyzna kopnął go w brzuch.

- Milcz psie.

- On wróci i odzyska- zakaszlał, a krew poleciała z jego ust- odzyska tron.

Mężczyzna wściekły wziął z podłogi siekierę i uderzył go rączką narzędzia dużo mocniej niż planował. San na moment stracił kontakt ze światem, poczuł w głowie mrowiące uczucie, a jego mięśnie nie chciały przestać drżeć.

Ocuciła go dopiero rozmowa napastnika z drugim osiłkiem.

- On bredzi, chce żebyś puścił go wolno. Miał na sobie te łachy, o których mówił Von Ceres, biała szmata od króla.

Peleryna.

Peleryna księcia, prezent od królestwa północy, ta sama, którą Wooyoung nosić miał na ceremonii, ale...

...Ale oddał ją Sanowi.

Continue Reading

You'll Also Like

Fake Love By :)

Fanfiction

156K 3.6K 50
When your PR team tells you that we have to date a girl on the UCONN women basketball team and you can't say no to it... At first you don't think too...
1.1M 19K 44
What if Aaron Warner's sunshine daughter fell for Kenji Kishimoto's grumpy son? - This fanfic takes place almost 20 years after Believe me. Aaron and...
16.3M 545K 35
Down-on-her-luck Aubrey gets the job offer of a lifetime, with one catch: her ex-husband is her new boss. *** Aubrey...
11.6K 987 20
♡. . . Yeonjun, the choi yeonjun who was a famous playboy of the college like he has a crazy popularity among the girls. he was such a spoiled brat b...