Valkiria ¤ woosan

By hydrochloridum

11.8K 1.3K 1.1K

W skutym lodzie królestwem Belmond, między dwoma wielkimi pasmami gór dorasta młody książę. Jest wybredny, za... More

prolog
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
epilog

24

286 30 18
By hydrochloridum

- Dokąd to?

Wooyoung zakrył się szczelniej płaszczem Sana starając się, by nie pokazać twarzy.

- Jak to gdzie- zniżył głos.- Na zwiady. Z tego co pamiętam to moja praca.

Odchrząknął kilka razy i schylił mocniej zakrywając bujnym futrem. Lubił je, podarował je Sanowi wraz ze zmianą pokoju, choć ten nigdy nie dowiedział się od kogo był prezent. Wybrał je specjalnie i kazał schować w szafie wraz z innymi ubraniami. Wstydził się jawnie przyznać, że jest od niego, było to co najmniej dziwne w jego sytuacji.

Zabrał je z tego samego miejsca, wsiadł na konia Sana i nikt nawet nie zwrócił na niego uwagi. Dopiero przy moście zwodzonym, nad przepaścią i jedyną drogą prowadzącą w stronę lasu został zatrzymany w celu kontroli.

- Twoja praca? Nie byłem o owej pracy powiadomiony- warknął strażnik i zaśmiał się pod nosem.

- Nie jestem tu uwięziony- zaczął mówić coraz bardziej chwiejnym głosem.- Oznacza to, że mogę wyjść w dowolnym momencie.

- Oznacza to podlotku, że nie mamy zamiaru szukać cię po lesie jak nie wrócisz. Jest kiepska pogoda.

- To nie szukajcie-wzruszył ramionami.- Poradzę sobie.

Uderzył w boki konia, który ruszył niechętnie do przodu. Nie ufał mu, to jasne. Nigdy nie dosiadał konia innego niż Echo, ale San zdawał się być zadowolonym z rudzielca, a z białym rumakiem na pewno nie wyjechałby z zamku.
Nie chciał uciec, nie mógł zostawić przecież tu rycerza samego. Chciał zwyczajnie odpocząć od zamku, wcześniej robił to z Sanem, teraz nie mógł od tak poprosić go o towarzystwo. Mógł go zmusić, ale to nigdy nie będzie to samo.

Faktycznie było nieco zimno, mroźniej niż zazwyczaj, ale to oczywiście nie mogło go powstrzymać. Zakaszlał kilka razy i odsłonił w końcu twarz by poprawnie nabrać oddech.

- Musimy jakoś wspopracować, hm? Nie mogłem tam dłużej zostać- odezwał się so konia.- San nie chce mnie widzieć, a to ostatnie czego chcę doświadczać na własnej skórze. Widziałem go dzisiaj na treningu- opowiadał jakby rozmawiał z dobrym przyjacielem.- Jest silny, umie mnie obronić. Widziałem, że Shoma do niego weszła. Nienawidzę jej, ona zawsze uważa, że wie lepiej, że jest mądrzejsza, a to nieprawda. Nie wie nic o moim życiu.

Koń parsknął cicho, a z jego nozdrzy wydobyła się para.

- To też twój przyjaciel, wiem. Nie chciałem mówić o nim źle, to nie tak. Ja tylko... Przykro mi trochę, można to tak nazwać?- Spytał konia, a gdy zrozumiał, że nigdy nie dostanie odpowiedzi, zaśmiał się żałośnie sam z siebie.

Spacer trwał dość długo, zaczynało wręcz powoli robić się ciemno. Nie miał ochoty wracać, zmarznięty czy nie, odpoczynek od zamku i problemów z nim związanych naprawdę dawał ulgę. Mógł bezkarnie zatopić się we własnych myślach, mówić na głos co myśli i nie przejmować się konsekwencjami.

- To jest to- uśmiechnął się.- Mogę mówić co chcę. Wiesz Koi? Zdradzę ci coś- nachylił się do dużego ucha konia.- Tylko nikomu nie mów. Kocham Sana- zachichotał jak małe dziecko.- Ah, kocham go, naprawdę. Miło jest to w końcu powiedzieć.

Naprawdę był szczęśliwy. Słuchały go drzewa i zachmurzone niebo, ale było to w pewnym sensie oczyszczające.

- Słyszycie?! Kocham go! Kocham Sana- zaśmiał się głośno i opadł na plecy leżąc na końskim grzbiecie. Wdychał zachłannie mroźne powietrze, aż nie zaczęły boleć go płuca.- Chociaż w sumie może on o tym wie. Myślisz, że wie? Czasem zachowuje się jakby wszystko rozumiał, ale jest przy tym niesamowicie smutny. San naprawdę chciał być blisko, a ja robiłem mu krzywdę- doszedł do konkluzji uświadamiając sobie prawdę.

Podniósł się do siadu i rozejrzał po okolicy. Zbliżał się do terenów jego sekretnego miejsca, gdzie pocałował Sana po raz pierwszy. Kilka promieni słonecznych oświetliło mu przyjemnie twarz.

- Krzywdziłem go bliskością, która nie dawała żadnej gwarancji na to, że w ogóle tu zostanie- przyznał się przed koniem i samym sobą.- Naprawdę chciałbym go przeprosić.

Patrzył jak śnieg mieni się przez pojedyncze promienie słońca, była to naprawdę ładna okolica. Trzymał ją w sekrecie jakby obawiał się, że ktoś ją zniszczy. Tylko San był upoważniony do oglądania jej, tak właśnie zdecydował już wtedy gdy przybyli tu razem. Uważał, że rycerz nie skrzywdzi ani lasu, ani jego samego, a otwarcie się nie jest ryzykowne. Po części to prawda, wciąż wierzył, że San nie jest w stanie naumyślnie zrobić mu krzywdę. To jego ojciec, zacofane społeczeństwo i głupie tradycje wszystko im odebrały.

Zbliżał się zimowy bal, oznaczało to, że będzie musiał przedstawić poddanym przyszłą żonę i przyjąć koronę. Nagle wizja tego wydała mu się skrajnie nieodpowiednia. Jak on w ogóle ma zająć się kobietą? Ma ją całować? Nie był w stanie sobie tego wyobrazić, nie chciał z nią spać, a tym bardziej ze świadomością, że będzie budzić się obok.

- Nieładnie kraść- usłyszał za sobą głos, ale nie odwrócił się dobrze wiedząc do kogo należy.

Zatrzymał konia i westchnął nie będąc ani trochę gotowy na taką konfrontację.

- Ten koń właściwie należy do mnie.

- Nieładnie kraść tożsamość- poprawił się i ruszył do przodu by zrównać ich wierzchowce.- Myślałeś, że się nie domyślę?

- Chciałem pobyć chwilę sam, z dala od zamku.

Książę uniósł wzrok by spojrzeć na idealne rysy twarzy własnego rycerza. Czarne włosy Sana wyraźnie odcinały się od bieli lasu, a jego kamienny wyraz twarzy nie zdradzał żadnej emocji.

- Mogłem mieć przez ciebie wielkie problemy.

- Ja też je przez ciebie mam. Widzisz co się dzieje? Jestem na skraju ucieczki, mój ojciec nienawidzi mnie bardziej niż zwykle, a dzieli mnie milimetr od pogrążenia królestwa w tragedii przez odrzucenie kobiety, którą chcę odrzucić. Dla ciebie.

San długo nic nie odpowiedział. Nie spodziewał się takich słów, nie sądził też, że Wooyoung postrzega to aż tak źle. W gruncie rzeczy chciał dla księcia dobrze.

- Król stawia ludzi ponad swoje własne dobro.

- Król nie zakochuje się w rycerzu- wykrzyczał żałośnie nie patrząc w stronę Sana. Zawahał się i ostatecznie zrezygnował z powiedzenia więcej. Poczuł za to, jak jego oczy robią się wilgotne.

Cisza była zbyt przytłaczająca. Usłyszał nawet jak San wzdycha, a jego koń nerwowo stąpa w miejscu. Szarpnął mocno, a San zachwiał się na jego grzbiecie łapiąc wodze w ostatniej chwili.

- Przepraszam, nie lubi mnie.

Wooyoung poczuł nawet wyrzuty sumienia, zabrał mu konia.

- Nieważne- chciał zawrócić, ale San zaszedł mu drogę i spojrzał prosto w oczy.

- Ty będziesz królem. Takim, który się we mnie nie zakochuje. Taki jest twój los, tak chce twój ojciec i... i ja- wyszeptał i dostrzegł na twarzy księcia łzy.- Proszę nie płacz. To musi się tak skończyć i przepraszam cię za to, że pomyślałeś inaczej. Nigdy nie powinienem był tak robić, nie mogłem się powstrzymać bo... Nieważne- uśmiechnął się smutno i urwał zanim zdążył powiedzieć coś, co mogłoby zmienić ich obecną sytuację.

Albo dać nadzieję.

- Jak możesz tak mówić? Tego samego dnia mówiłeś, że chcesz mi ślubować!

- Chciałem zanim nie uderzyła mnie rzeczywistość! Zanim nie zrozumiałem, że dziecięce gierki nigdy nie będą prawdziwym życiem, a przedłużanie tego tylko nas skrzywdzi.

- Kochasz mnie.

- Słucham?- Spytał jakby nie zrozumiał co książę powiedział, prawda jednak była taka, że bardzo dobrze wiedział.

- Kochasz mnie San?

- Wooyoung...

- Przestań. Bądź rycerzem, powiedz czy kochasz. To nie jest takie trudne pytanie.

- Nie odpowiem- odparł twardo.- Nie chcę kłamać, więc nie odpowiem i musisz z tym żyć. A jeśli mnie zmusisz do odpowiedzi, to skłamię.

Wooyoung zwiesił wzrok i zacisnął dłonie na wodzy. Zaczynały powoli drętwieć od zimna, czuł się naprawdę roztrzęsiony, to wszystko już powoli siadało mu na głowę. Chciał tylko, żeby ktoś go kochał.

- Wiem, że jestem złym człowiekiem. Że traktowałem cię okropnie, jak zwykłego psa. Nadal nie jestem idealny wobec reszty służby. Wychowałem się w zamku, nie widząc jak wygląda normalne życie, a ty mi je pokazałeś. I wiesz co? Jestem w stanie to wszystko za sobą zostawić żeby tylko móc- głos mu się załamał i potrzebował chwili by znów móc mówić.- Żeby tylko być z tobą Choi San.

San na te słowa poczuł się naprawdę źle. Wooyoung mówił piękne słowa i dzieliło go naprawdę mało by w tamtej chwili znów złapać go w ramiona i ogrzać, wyjechać i mieć go dla siebie już zawsze. Problem jednak nie leżał jedynie w jednej rzeczy.

- Wyjedziesz i co?- Zaczął na granicy płaczu. Czuł jak jego serce rozrywa się przez odrzucenie tak pięknej miłości.- Wyjedziesz, twój ojciec będzie cię szukał, wścieknie się. Nawet jeśli się uwolnisz to kraj zostanie bez gwarancji ochrony. Twój ojciec nie ma drugiego potomka, ludzie będą się bać, obalą go. Kto wie jak okrutne nastąpią kolejne rządy. Zmienią się wpływy zagraniczne, staniemy się łatwym celem kiedy wszystkie obietnice przestaną istnieć. I najważniejsze, ludzie nigdy nas nie zaakceptują. Jak daleko wyjedziesz, tak daleko spotka cię nienawiść. Wooyoung- mówił spokojniej.- Ty masz inną przyszłość. Kiedy zobaczyłem te kobiety i gniew w oczach króla wiedziałem, że nic tego nie zmieni. I musimy to zaakceptować.

Książę chciał płakać, miał ochotę uciec i umrzeć w śniegu, już nawet wyobrażał sobie jak jego ciało powoli zamarza. Jak San mógł tak myśleć? Nie widział dla nich ani cienia przyszłości?

- Mógłbym- szepnął, a jego usta zapiekły od mrozu i licznych ran.- Zmusić cię do robienia tych wszystkich rzeczy. Albo cię powiesić w obawie, że sekret wyjdzie na jaw. Nie zrobię tego, bo też to czuję- przyznał się.

- Musimy wracać- odparł.- Nikt nie wie, że uciekłeś- przemilczał jego wyznanie, choć zachował je głęboko w sercu.

- Jak to?

- Zauważyłem, że cię nie ma więc domyśliłem się, że tu jesteś. Nikomu nie mówiłem, twój ojciec mógłby mieć z tym problem- ruszył konia z miejsca czekając aż książę zrobi to samo.

I zrobił.

- Dziękuję.

- Drugi raz cię znajduję samego w lesie.

- Gdyby nie...

- Gdyby nie ja to by się nie wydarzyło- odpowiedział za niego.- Zrozumiałem.

Nie odzywali się do siebie przez resztę drogi powrotnej.

*

- Dobry wybór- niski głos rozniósł się po dużej sali.

Król włożył do ust kolejny kawałek jagnięciny wydając z siebie cichy pomruk zadowolenia.

- Wybór?

Wooyoung znowu jadł z ojcem, nienawidził tego z całego serca, ale król nie odpuszczał. Zbliżał się dzień koronacji, miał uczyć się jak to jest być władcą, ale wyciągał z tego jedynie więcej przykrości.

- To bardzo dobra dziewczyna, jej ojciec jest jednym z bardziej wpływowych ludzi w kraju.

- Ah o tym mówisz- spojrzał na talerz, zamieszał potrawkę i odłożył widelec nie mogąc dłużej na to patrzeć.

- Myślę, że jutro będzie gotowa.

- Mhm- mruknął.

- Śpi przy kwaterach rycerskich, więc noc w książęcej komnacie na pewno dobrze jej zrobi.

- Przy rycerskich?

- Tak, a gdzie? Póki nie podejmiesz decyzji nie mają tu wcale wiele więcej praw- zaśmiał się i znowu przełknął pokaźny kawałek.

- Jak chcesz.

- Wspaniale, przekażę świcie żeby przygotowała ją na wieczór. Przyjdzie o dziewiątej.

- Cudownie- wyszeptał bliski załamania.

- O co ci chodzi Wooyoung? Nie pragnąłeś tego? Tronu i rodziny?

Odsunął się od stołu i spojrzał na ojca przez całą jego długość.

- Nie jestem tobą. Chciałbym wybrać z kim mogę być.

- Wybrałeś, racja? Sześć to spora pula.

- Źle się czuję, musze odpocząć- wstał nie patrząc mu w oczy. Miał dość tej całej sytuacji i udawania, że jest dobrze. Nie było.

Nie był silny, nie miał odwagi, nie miał tak naprawdę niczego. Jego jedyna podpora odwróciła się przeciwko niemu.
Z jednej strony rozumiał postawę Sana, z drugiej niczego nie pragnął bardziej jak innego obrotu spraw.

Wrócił do własnej komnaty i ułożył się na obszernym łóżku. Wydało mu się nagle zbyt wielkie i puste, brakowało w nim drugiej osoby.
Myślał o nocy kiedy byli razem, nie zrobili nic wielkiego, jedynie leżeli we własnych ramionach czerpiąc szczęście z własnej obecności. Był piękny, cudownie pachniał, a jego głos przypominał anielski śpiew. Tęsknił za nim każdym kawałkiem ciała, to paradoksalne, że był zaledwie kilka pokoi dalej, a nie mógł go mieć.

Mimo wszystko uśmiechnął się na myśl o tym, że nawet dziewczyna ma gorsze warunki od jego rycerza.


*

N wierzę że spotkam większość ludzi stąd na żywo, kocham was

Continue Reading

You'll Also Like

744K 27.4K 102
The story is about the little girl who has 7 older brothers, honestly, 7 overprotective brothers!! It's a series by the way!!! 😂💜 my first fanfic...
27.4K 3.8K 58
Mimo upływu lat wciąż byli ze sobą. Wciąż odczuwali miłość i ekscytacje na myśl o drugiej osobie. Planowali własne plany na przyszłość i wszystko szł...
913K 21K 49
In wich a one night stand turns out to be a lot more than that.
6.5K 143 15
THIS IS ENEMIES TO LOVERS AND OFC ITS BRANCE BITCH!