Valkiria ¤ woosan

By hydrochloridum

12K 1.3K 1.1K

W skutym lodzie królestwem Belmond, między dwoma wielkimi pasmami gór dorasta młody książę. Jest wybredny, za... More

prolog
1
2
3
4
5
6
7
8
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
epilog

9

295 36 24
By hydrochloridum

Tym razem nie było postojów. Książę jechał całe dwa dni, wraz z Sanem w jednej karocy.

San patrzył jak młodzieniec śpi, przyglądał się jego spokojnemu wyrazowi twarzy i myślał o tym jak bardzo paradoksalnie skomplikowane musi być jego życie, oraz jak bardzo różni się od tego o czym mówią legendy.

Książę o którym myślał jeszcze jakiś czas temu był potężny, silny, czekał tylko na przejęcie tronu i podążanie śladami własnego ojca. Mówiono jak haryzmatyczny był, jak wiele istnień uratowałby gdyby wstąpił na tron, a przede wszystkim ile nowych terenów byłby w stanie podbić.

To wszystko były tylko legendy, nawet jeśli San żył nim od dziecka, to okazały się nic nie warte. Wooyoung był przeciwieństwem tych opowieści, delikatny i czasem nawet wystraszony tego co niosła mu przyszłość na tronie.

Teraz spał, śnił być może o pięknych rzeczach, o baśniowych podbojach dalekich krain za pasmem gór, kto wie. San zaczynał powoli go rozumieć. Miał prawo się tego bać, wiedział, że poddani będą oczekiwać od niego znacznie więcej niż jest możliwe. Więcej niż sam jest w stanie zrobić.

Było mu nawet go trochę szkoda.
Nigdy nie będzie w stanie dogonić wyobrażenia o nim samym stworzonym przez ludzi.
Nigdy nie będzie tym za kogo ma go każdy dookoła.

- San?

Obudził go zachrypnięty głos księcia, który wpatrywał się w niego wielkimi, czarnymi oczami. Uśmiechał się zadziornie jakby był dumny z tego, że przyłapał rycerza na gorącym uczynku.

- Sprawdzałem czy oddychasz wasza wysokość.

- Czy oddycham?- Wyprostował się i przeciągnął ospale.

- Czuwanie nad twoimi funkcjami życiowymi chyba także należy do mojego obowiązku- odparł niewzruszony odwracając wzrok w kierunku okna.

- Naturalnie- wydukał niepocieszony taką odpowiedzią.

- Jesteśmy już blisko- San uśmiechnął się do widoku za oknem, nawet jeśli było to nieco nieprofesjonalne.

Cieszył się z powrotu do domu, nawet jeśli wciąż był na służbie mógł odwiedzić matkę, pomóc jej nieco, może nawet pójść na polowanie jak zawsze i odwiedzić sieroty.

Oczywiście to pozostawało w sferze rozmyślań, nie sądził by Wooyoung w ogóle pozwolił mu oddalić się nawet na krok. Owszem, było to dziwne, z reguły się nienawidzili, ale z tego samego powodu nie będzie chciał iść mu na rękę.

- Gdzie się zatrzymamy?

- W karczmie? Jak ona się nazywała... Złota kaczka?

- Gęś- poprawił go.- Złota Gęś.

Uśmiechnął się na wspomnienie o pięknym lokalu. Za młodu zawsze chciał tam wejść, może nawet się czegoś napić, za każdym razem jednak go wyrzucano. Chudy, mizernie ubrany chłopak nie nadawał się na gościa w takim miejscu. Pierwszy raz będzie mógł faktycznie się tam gościć.

- Jak wytłumaczysz twoje przybycie ludziom?

- To nie moja sprawa, wymyśl coś San.

- Ja?- Uniósł jedną brew.

- Najchętniej powiedziałbym prawdę- wzruszył ramionami książę i ściszył głos.- Że to ojciec kazał mi wyjechać i zobaczyć jak żyje się poza zamkiem.

- Tą prawdę, w której uciekasz do lasu w środku nocy, a król wysyła cię na odwyk żebyś w końcu zrozumiał jak wielkie szczęście masz żyjąc w twierdzy?

- Masz rację- westchnął.- To brzmi źle z każdej strony.

- Nic nie powiemy- wzruszył ramionami.- Jak nikt się nie dowie to będziesz bezpieczniejszy, tak powiedział król. To tutaj- postukał w szybę kilka razy poznając tereny za oknem.

- Wybornie. W końcu mogę odpocząć.

Głos księcia diametralnie się zmienił. Nagle był znowu arogancki, pewny siebie i uszczypliwy. Nawet jeśli te konkretne słowa nie miały negatywnego znaczenia, to jego dykcja sprawiała, że San chciał wyskoczyć z pojazdu pod końskie kopyta.

Gdy dotarli na miejsce, Wooyoung prześlizgnął się niezauważony na piętro karczmy. Nie chcieli przecież zrobić wokół siebie niepotrzebnego zbiorowiska.
San odebrał dla księcia najlepszą kwaterę, nawet zadbał o jego posiłek oraz wniesienie każdej jego rzeczy osobistej. W tym samym czasie Wooyoung odpoczywał w sypialni, gdzie San nie dostał dostępu. Jednak gdy w końcu znudziło mu się leżenie i marnowanie dnia, stawił się w salonie, okryty jasnym płaszczem, lekko zaspany.

- Wasza wysokość, przyniosłem rzeczy- wstał wyprostowany jakby wyraźnie na coś czekał.

- Tak, zauważyłem. Możesz już iść.

Jednak San nie ruszył się z miejsca. Stał pełny nadziei, wpatrując się w księcia oczami wielkimi jak spodki.

- San, powiedziałem, że możesz iść- powtórzył.

- Wasza wysokość- zaczął lekko nerwowo, przygryzł dolną wargę i odwrócił wzrok.

- Wyrzuć to z siebie.

- Czy mógłbym... pomyślałem, że może pozwoliłbyś mi... spotkać się z mamą?

- Z... mamą?

- Tak. Mieszkam na obrzeżach wioski, ona na pewno się martwi. Nie widziałem jej kilka miesięcy.

Wooyoung zaśmiał się pod nosem i upił łyk wody ze szklanki przyniesionej przez Sana.

- Więc to dlatego byłeś taki uczynny. Powinienem powiedzieć, że nie. Jesteś mi teraz potrzebny, czuję się tu jak w jakiejś dziurze. Ale... Pomogłeś mi dzisiaj- jego ton złagodniał.

- Czy to forma podziękowania?

- W twoich snach. Po prostu zejdź mi z oczu.

San miał ochotę coś mu powiedzieć, ale dostał właśnie pozwolenie na wygospodarowanie czasu tylko dla siebie. To więcej niż oczekiwał. Uśmiechnął się tylko w stronę młodego księcia, upewnił się, że wykonał wszystkie obowiązki zanim zniknął w długim korytarzu.

Wooyoung został w komnacie sam. Musiał przyznać, że zrobiło się w niej nagle bardzo cicho. Słyszał jedynie wiatr świszczący na dachu budynku i ciche okrzyki toastów z parteru. Kierowany ciekawością wyjrzał za okno gdzie dostrzegł w śniegu Sana. Wysoki, chudy chłopak biegł alejką niczym małe dziecko, podskakiwał i ślizgał się na lodzie wesoło. Nawet Wooyoung uśmiechnął się na ten widok. Zawsze chciał wiedzieć jak to jest żyć życiem szarego Sana z szarej mieściny.

Może mu trochę zazdrościł? Może to stąd brało się to uczucie nienawiści?

A może gdyby zaczął go rozumieć zamiast nienawidzieć, to sam mógłby mieć takie życie.

Niemożliwe, zganił się w myślach i odwrócił wzrok. Po prostu zaczął wmawiać sobie za dużo rzeczy, racja? Tak, zdecydowanie.

*

San spodziewał się ciepłego powitania i spędzenia z matką kilka wspólnych chwil. To czego nie przewidział, to pustka.
Cisza na dziedzińcu, wydawało się to dla niego bardzo nienaturalne. Zaniepokojony od razu wszedł do środka, nawet nie trudził się pukaniem.

- Mamo?

W kuchni zastał kobietę, odwrócona do niego tyłem, z chustką na włosach wyglądała znajomo, ale to nie była jego matka. Stał tak przez moment, sekundy wydawały się minutami, aż postać nie odwróciła się do niego przodem. Od razu poznał w niej swoją siostrę.

Rzucił się jej na szyję, a ona odwzajemniła gest. Nie widział jej wiele lat, od kiedy wyjechała po ślubie do innej wioski. Zaczynał czasem myśleć, czy w ogóle będzie miał szansę ją zobaczyć. Gwel wyglądała na nieco starszą, to logiczne bo minęło sporo czasu. Była jego najstarszą siostrą, najbardziej podobna do matki, spokojna i rozważna, tak ją zapamiętał.

- Mama mówiła, że pojechałeś do armi- przytuliła do siebie brata.

- Mama! Wszystko z nią w porządku?

- Oczywiście, że tak- odsuneli się od siebie. Gwel założyła kosmyk włosów za ucho.- Jest w mieście na zakupach.

- Co ty tu robisz?

- Miło mnie witasz San- zaśmiała się.- Gdy dowiedziałam się, że wyjechałeś postanowiłam odwiedzić mamę i trochę jej pomóc. Poradzą sobie w domu beze mnie kilka tygodni. Idzie zima, nie powinna zostawać sama.

San poczuł jak uderza go poczucie winy. Usiadł przy kuchennym stole, a Gwel podała mu kubek ciepłego naparu.

- To moja wina. Powinienem był z nią zostać, ale wszystko stało się tak nagle...

- Nigdy tak nie mów. Każdy z nas w końcu musiał wyjechać, ty też. A ja już dawno chciałam wrócić tu choć na chwilę, teraz w końcu miałam do tego dobry powód. Jak jest w zamku San?- Oczy jej zaświeciły, podparła twarz dłonią niczym nastolatka chłonna wiedzy.

- W zamku? Jest cóż... bardzo zimno. Bardzo- zaśmiał się.- To istna kraina lodu.

- Mama mówiła, że należysz do oddziału księcia? To prawda? Jaki on jest?

- Oddziału? W praktyce jestem jego pokojówką, ewentualnie wyciągam go z kłopotów kiedy zbyt głęboko w nie wpadnie- pokręcił głową I rozejrzał się po dobrze mu znanym pomieszczeniu. W końcu był w domu.- Jest kimś całkiem innym niż ci się wydaje. Arogancki, samolubny, bezpośredni i w dodatku bez skrupułów. Myślałem, że ucieknę z zamku po kilku dniach.

- Jest aż taki zły? Więc dlaczego dostałeś przepustkę?

- Przepustkę? Oh nie, jestem tu na służbie. Przyjechał do naszego miasta i kilku innych odwiedzić ludzi przed koronacją. Taki miły gest- wypuścił z siebie powietrze nerwowo.

- Nie wyglądasz na pozytywnie zaskoczonego.

- Jest moim koszmarem- wydyszał.- Czasem zastanawiam się co złego zrobiłem światu, że pokarał mnie takim losem.

Zadrżał na własne słowa. Wooyoung był naprawdę okropny, szczególnie w pierwszych dniach, ale co poczułby gdyby dowiedział się o tym jak opisuje go San? Mimo tego co miało miejsce przez te dni gdy był w zamku, Wooyoung wybrał Narvik że względu na niego. To miły gest.

- Chociaż czasem jest naprawdę znośny i wtedy myślę, że...

- Czy ja słyszę rezolutne głosy?

Oboje odwrócili wzrok w stronę drzwi, w których stała matka Sana. Uradowany podbiegł do niej łapiąc ją w mocnym uścisku. Przyjemny, znajomy zapach kobiety wypełnił jego płuca. Od razu czuł się tu jak inny człowiek. Nie musiał być chłodnym rycerzem, a jedynie synkiem swojej mamy.

- Tęskniłam San.

- Ja też mamo.

Gwel nie mogąc patrzeć na całe zajście, podeszła przytulając się do reszty swojej rodziny, której nie widziała tak dawno.
Spotkanie się w komplecie było niemal niemożliwe. San o tym marzył, nie pamiętał już kiedy ostatnim razem wszyscy usiedli do jednego stołu. To jednak nie wystarczało, reszta sióstr nie miała czasu wyrwać się z domostwa, a jego bracia zaciągnięci do armii pełnili swoje funkcje rozrzuceni po całym królestwie.

- Jaki ty jesteś chudy- kobieta otarła łzy wzruszenia i złapała syna za ramiona.

- Chudy? Przecież przytyłem.

- W twoich snach Sani- podeszła do kuchenki i wyjęła z kosza kilka warzyw.- Ostatnie jakie dorwałam przed zimą- spojrzała na wyschnięte ziemniaki i sałatę.

- Mamo, książę przyjechał do miasta- Gwel wtrąciła się do rozmowy rozentuzjazmowana.

Kobieta odłożyła warzywa na blat i spojrzała na syna, który uśmiechnął się niezręcznie.

- Ale proszę nie mówcie nikomu. Nikt ma o tym nie wiedzieć, Wooyoung został tu wysłany by zobaczyć jak żyje lud w jego kraju, wszystko zostaje między nami.

- Wooyoung?

- Książę- odparł zdenerwowany.- Książę się tak nazywa.

- Nie rób sobie nadziei mamo- Gwel przytuliła się do brata.- Jest absolutnym śmieciem, tak powiedział San. Prawda?

- Jasne- przytaknął wtrącony z równowagi.

- Opowiesz mi o wszystkim przy kolacji. Nie wiedziałam, że przyjedziesz, nie mam nic więcej...

- Nie wiem czy mogę zostać tak długo. Mam zakwaterowanie w złotej gęsi, na prośbę księcia.

- Nie pozwoli żebyś został u nas? To twój dom San, nie widziałam cię od tak dawna- wydukała płaczliwym tonem.

- To pierwszy dzień,  zobaczę co da się zrobić. Ale póki mamy czas to po prostu spędzmy go razem- obdarzył rodzinę uśmiechem zapraszając ich do stołu.

I rozmawiali. O wszystkim co zdążyło ominąć ich podczas rozłąki.

*

San spędził w rodzinnym domu więcej czasu niż Wooyoung się spodziewał. Wyglądał przez okno patrząc jak na zewnątrz powoli robi się ciemno. Bawił się świecą łapiąc palcami płomyk przez co ogień zaczynał charakterystycznie mrugać. Gdy dostrzegł na ośnieżonej drodze chudą postać od razu zgasił świecę i wstał w pośpiechu zrzucając z siebie płaszcz. Wskoczył do wielkiego łoża i okrył się szczelnie kołdrą czując jak zimno jest w pomieszczeniu.

Nie chciał za nic jakkolwiek dać Sanowi znak, że na niego czekał. Może dla wielu spędzenie czasu w nowym miejscu było ekscytujące, ale Wooyoung nie mógł nawet opuścić niezauważalnie budynku. Tak naprawdę nikt z nim tu nie rozmawiał, rycerze, którzy z nim przybyli nie byli pokojówkami, czy służbą. Oni jedynie pilnowali drzwi i sprawdzali czy księciu nic nie jest.

Nie to co San.

Usłyszał pod drzwiami komnaty kroki, drzwi chwilę potem się otworzyły.

- Wasza wysokość, ja...

- Wyjdź San, nie widzisz, że śpię?

San rozejrzał się po pokoju, a gdy jego wzrok dostosował się do mroku dostrzegł w łóżku drobną postać.

- Wybacz mi...

- Wiesz która jest godzina?- Wooyoung podniósł się do siadu i spojrzał Sanowi prosto w lśniące oczy.

- Zabawne, brzmisz jakbym był ci potrzebny. Jakbyś na mnie czekał.

- Nonsens- odburknął okrywając się szczelniej kocami.

- Moja siostra przyjechała do domu. Nie widziałem jej od lat.

- Masz rodzeństwo? Zresztą nieważne. Jesteś tu na służbie, nie po to by siedzieć w domu. Jutro mam widzieć cię rano z moim śniadaniem przy łóżku.

- Czy to nie po to wybrałeś akurat to miejsce? Żebym mógł odwiedzić rodzinę?

- Jesteś taki głupi Choi San, skąd pomysł, że wybrałem je dla ciebie?

San westchnął i cofnął się kilka kroków.

- Wybacz za zakłócenie spokojnego snu. Dobrej nocy.

Wyszedł zostawiając za sobą jedynie ciszę.

Mógł się domyśleć, że ta kreatura księcia nie pozwoli mu na jakąkolwiek negocjację. Mimo gniewu, który czuł nie mógł pozbyć się myśli, że w powietrzu komnaty księcia unosił się zapach świeżo zgaszonej świecy.

Continue Reading

You'll Also Like

279K 13.1K 90
Riven Dixon, the youngest of the Dixon brothers, the half brother of Merle and Daryl dixon was a troubled young teen with lots of anger in his body...
11.5M 483K 50
"did you just draw a dick on my face?" Min Soojung was more than textbook perfect-- she's independant, crazy smart, and most of all: competitive. Tha...
12.5M 353K 64
"A hidden connection is stronger than an obvious one." ©𝐉𝐈𝐊𝐎𝐎𝐊𝐈𝐄𝟏𝟕 No translations allowed. |*Contains some mature and triggering content*|...
780K 29K 97
𝐀 𝐒𝐌𝐀𝐋𝐋 𝐅𝐀𝐂𝐓: you are going to die. does this worry you? ❪ tua s1 ⎯⎯⎯ 4 ❫ © 𝙵𝙸𝚅𝙴𝙷𝚇𝚁𝙶𝚁𝙴𝙴𝚅𝙴𝚂...