FEDORA | ATEEZ | Seongjoong!au

By Anonimowaok

17.7K 2.2K 807

Szli już trzeci rok... Trzy lata temu widział dwójkę ludzi- albo rodziców, albo zwierzchników, albo wybryki w... More

Iskra
Ancestor
Przyjaźń
Wieczór
Druga fala
uczucia
nie chciałem
arkadia
czarne płaszcze
układ
Fedora
(nie)Idealnie
Nowa codzienność
Kontrasty
Nowe nawyki
duma i uprzedzenie
parada absurdu
finezja
teatr lalek
kłamstwa
ekspedycja
dwie strony medalu
odpowiedzialność
Nieoczekiwana przystań
ciężar władzy
dominacja
podchody
konsekwencje
Prawdziwy strach
Jaebin
Powrót
Wizyta
Sojusze
Przeciwieństwa
Więzienie
Choi Jongho
Spisek
Szkolenie
Uśmiech
Podchody
Wyższość
Tajemnice
Bezinteresowność
Okrucieństwo
Samotność w bólu
Urodziny
Punkt Planu
Zakłamana Bliskość
Inna strona
Zagadka
Przeszłość
Oczekiwanie
Wioska
Ułamek prawdy
Coś do ukrycia
Spacer
Nowa przystań
Dystopia
Tarapaty
Przyjaźń
Przesłuchanie
Aplikacja
Szantaż
Lęk
Więcej niż ból
List
Pinasa
Ucieczka
Żywioł
Nowy kierunek
Miyeon
Karty przeszłości
Kwiaty Pieśni
Uczucie
Prawie u celu
Stara przyjaciółka
Szóstka
Czytelnia Pod Wierzbą
Stary bibliotekarz
Ryzyko
Nocne wyjście
Wyznanie
(prawie) Szczęście
Kontrola
Broń za broń
Park Hyejin, Wielka Premier
Do zobaczenia kiedyś
Furia
Być silnym
Sam
Prawdziwy zdrajca
Seongmin
Punkt pierwszy
Punkt drugi
Punkt trzeci
"Seonghwa, Seonghwa, Seonghwa..."
Punkt czwarty
Punkt piąty
100 (KONIEC)
OTAKJA

Pytania

155 20 6
By Anonimowaok

 Jechali w ciszy. Nie niezręcznej, nie przygnębiającej, a dającej wszystkim ulgę. Szum powietrza, słyszany zza szyb, grał jak melodia dla ich uszu, która powoli usypiała Hongjoonga. Brak płonnych słów, dawał czas na oddech, na odpoczynek oraz wyzbycie się z siebie nie tylko trudnych emocji, ale też trudnych myśli. Joong tylko od czasu do czasu, budzony przeczuciem, sprawdzał, czy jadą dobrą trasą. Wydawało mu się, jakby pomimo dużych braków pamięci, wciąż znał drogę. W końcu prowadziła do domu, pozornego, lecz chyba tak wypadało go nazwać. Widząc ścieżki za oknem, pomimo braku charakterystycznych elementów, jak zabudowania, zespoły roślinności lub ślady użytkowania danego terenu przez człowieka, Kim wciąż odczuwał silne Deja Vu. Nie była to nostalgia, zaledwie pewność, że kiedyś tu był oraz kiedyś odszedł z tego miejsca, nie oglądając się za siebie. 

Seonghwa siedząc obok niego, z głową szarowłosego czasem niekontrolowanie, opadającą na jego ramię, miał mnóstwo czasu aby wszystko sobie ułożyć. Jak się okazywało, odseparowanie od dawnych znajomości, rodziny, powinności, wszelkich obowiązków, potrafiło wysunąć na pierwszy plan znacznie inny charakter Parka. On sam był zaskoczony jak taka zmiana na niego wpływała, jednak nie był w stanie jednoznacznie określić, czy to dobrze, że tak się działo. W końcu ta powaga, surowość nawet wobec bliskich oraz restrykcyjne podejście do całego swojego życia, pomagały mu utrzymać swoją pozycje, pomagały mu samemu poczuć siłę, jaka była niezbędna do nie zatracenia się w świecie, którego niekoniecznie rozumiał i w rzeczywistości wcale mu nie odpowiadał. Przywykł do niego na tyle, by nie rozważać spraw pod kątem moralności. Zawsze na szczycie w hierarchii stała korzyść dla niego, ład oraz porządek. Bał się momentu, w którym stracił by władzę i kontrolę. Nie umiałby zapanować nad rozjuszonym tłumem, nie byłby w stanie stłumić powszechnego buntu. Usilnie pilnował, by ludzie zbyt się go bali, by ufali jego słowom, przerażeni wizją tego, co może ich spotkać poza Fedorą. Natomiast tu Hwa konfrontował się z tym, przed czym ostrzegano mieszkańców miasta. Z jednej strony, obawy, którymi ich karmił potwierdzały się wraz z każdym przebytym kilometrem. Na obszarze przypominającym pustynię brakowało dostatecznych ilości picia, pokarmu, warunki atmosferyczne były nieobliczalne, co nie pozwoliłoby to przetrwać każdemu. Potrzebna była organizacja, zbieranie zasobów, racjonalne ich rozdzielanie, dobry zmysł oraz nieustanna gotowość, do ucieczki, do ukrycia się przed opadami, do obrony w razie ataku, na stratę bliskich, na ochronę życia ich oraz swojego. I chociaż to było dla Seonghwy, prawdę mówiąc, nowe, a przy tym przerażające, zdawało się jakoby dopiero podczas tej wyprawy odczuł prawdziwe chwile szczęścia, smutku, bezsilności, nadziei, złości... Te uczucia były takie realne, tak intensywne jak nigdy dotąd. To dawało poczucie przeżywania własnej historii, a nie odgrywania scenek z czyjegoś scenariusza. Mógł się w tym zatopić, ale równie dobrze mógł przez sekundę nieuwagi utonąć. 

Z całej tej zadumy, wyrwał go Hong, który przyglądał mu się zaaferowany, jakby w jego twarzy było coś niezwykle przejmującego, albo ciekawego. W rzeczywistości chłopak chyba rzadko miewał okazję, by zastać ciemnowłosego w stanie aż tak głębokich rozmyślań. No i na dodatek, młodszego bardzo interesował temat tej medytacji. Wyższy obruszył się lekko, czując przeszywający wzrok na sobie.

- Hmm?- mruknął.- Już koniec drzemki?

- Rozprasza mnie twoja aura. Chaos w twojej głowie mi się udziela, przez co nie mogę spać.- burknął Kim wzdychając. Pomimo, że opowiadał kompletne brednie, brzmiał przy tym nadzwyczaj poważnie. 

- Mam rozumieć, że masz także zdolności telepatyczne? Jaką kartę odkryjesz następną?- zachichotał mężczyzna, zwracając na ich dwójkę uwagę Jongho, który zamiast śledzenia ich bezsensownych gierek, wolałby wypocząć, albo przynajmniej posiedzieć w ciszy, zapominając, iż tuż przy nim znajduje się najbardziej znienawidzona przez niego osoba. 

- Żadna gra karciana nie ma takich zasad, abym od razu wykładał wszystkie asy na stół.- prychnął z udawanym oburzeniem. Senghwa zauważył, że ta odrobina prawdziwego odpoczynku naprawdę postawiła Joonga na nogi. Jego oczy, chociaż wciąż trochę zmęczone, iskrzyły energią, policzki nabrały zdrowej, delikatnie różowej barwy, a sine usta ponownie miały malinowy kolor, chociaż były całe poranione od zagryzania dolnej wargi. Ponadto Hong odzyskał swój cięty język, jaki w szczególności prezentował właśnie starszemu. Przekomarzanie, było ich prawdopodobnie ulubioną formą konwersacji. 

----------------------------------------------------------

       Tymczasem w drugim aucie, Wooyoung łakomie pochłaniał część sucharów jakie mieli w bagażu. Dawno nie był tak głodny oraz wyczerpany. San z nieskrywanym uśmiechem spoglądał jak szatyn zapycha sobie policzki ze smakiem, co jakiś czas strzepując okruchy z kolan. Mieli za sobą wiele dni w niesprzyjających warunkach, z ograniczoną możliwością wzajemnego kontaktu, czy jakiejkolwiek bliskości. Pod koniec Jung wręcz tracił resztki nadziei i był gotowy czekać na ostateczne rozwiązanie, z czym by się nie wiązało. Wraz z oddalaniem się od tamtego niewątpliwie osobliwego miasta, Woo odzyskiwał utraconą energię, a San po prostu cieszył się, mając swojego przyjaciela blisko siebie. Niczym odkrywczym jest fakt, iż takie momenty zwątpienia, postępującej rezygnacji, wzmacniają siłę uczuć przychodzących w parze z sukcesem. Pozwalają bardziej docenić to co się ma, bez względu na to, co to jest. Mały przedmiot, wspomnienie, życie, brat...

- Myślisz, że jeśli Hongjoong był w stanie odzyskać przynajmniej część pamięci, dla nas też jest szansa?- zamlaskał z pełnymi ustami, doszukując się odpowiedzi w oczach jasnowłosego. 

- Chciałbyś?-

- Właściwie... nie jestem pewien. Nie przeszkadza mi już chyba to poczucie pustki. Jeszcze wcześniej, odbierałem to jako jakąś lukę, którą pragnę zapełnić ludźmi, zdarzeniami, faktami o sobie, o nas, o genezie tego gdzie się znaleźliśmy i dlaczego. Od pewnej pory zacząłem to postrzegać jako zupełnie nowy początek, albo jakby w ogóle nic co przedtem, nie istniało. Nasze pierwsze wspólne ognisko mógłbym zaliczyć jako początek, nie tylko drogi, ale w zasadzie wszystkiego co dla mnie istotne. Jednak wciąż tli się we mnie ta ciekawość... co jeśli opuściliśmy znacznie lepszą rzeczywistość pod wpływem impulsu? Może nie musielibyśmy w tej chwili marzyć o tej konkretnej przyszłości, bo byłaby naszą rzeczywistością.- odparł. Blondyn miał bardzo podobne zdanie. Żaden człowiek nie dałby rady wyprzeć z siebie całego wścibstwa i zainteresowania zagadkami, pomimo iż te, mogą wiązać się bardziej z koszmarnym zawodem, niż prawdziwą pozytywną odmianą. U Sana na pierwszy plan wysuwał się strach. Strach przed tym, że te odkrycia, których dokonają, odwrócą ich codzienność do góry nogami. Lękał się tych zmian oraz nie był pewny, czy byłby gotów poświęcić coś co obecnie posiada, na rzecz jakiegoś ogólnego dobra. Wbrew pozorom, mając niezwykle niewiele, niczego mu na dobre nie brakowało. Marzenia w jego głowie zawsze były i będą, lecz przecież każdy snuje w głowie jakieś plany, pragnienia oraz scenariusze, jednocześnie pozostając świadomym fikcji tych wizji. Nie każde marzenie trzeba było spełniać. Zresztą tak się już przyjęło, jakoby każda radość pociągała za sobą jakiś smutek lub wyrzeczenie. Warto więc dojść do wniosku, czy straty nie stanowiłyby większej części tego szczęścia. Prawda zdecydowanie wytłumaczyłaby im wszystko, co dotychczas było niejasne, ale czy nie okazałaby się gorzka? Czy nie zniszczyłaby tego, co trzymało ich teraz razem?

- Podczas całej tej naszej drogi, nigdy nie szukałem wyjaśnień dotyczących przeszłości. Podróż to nasza rutyna, dociekliwość to nasza cecha, ale nie oczekiwałem po tym  chyba niczego konkretnego, prócz tego,  żeby nie zaprzestawać.-

- Mi podoba się obraz świata jaki sobie wykreowałem. Nie chodzi mi o samą ziemię, o trudności, a o relacje, ludzi i własne życie. Obawiałbym się, że wspomnienia wpłynęłyby na nasze stosunki. Nikt nie wie, co stało się kilka lat temu i co nas łączyło.- stwierdził brązowowłosy z przekonaniem w głosie.- Sądzisz, że Kim wie więcej, tylko woli nie mówić?

- Nie... Chyba nie... Nawet jeśli coś by ukrywał, jego postępowanie nie bywa bezcelowe. Nie będę podważać jego decyzji.-

- Nieważne. Czasem ludzie chcą wiedzieć za dużo.- skwitował, nie chcąc zbyt wcześnie i pochopnie wysuwać  jakichkolwiek wniosków. Ponadto, chyba najważniejszym w tej chwili, był fakt, że byli cali i zdrowi.  To nie było wcale taką oczywistością. Dla Wooyounga dziwne było, jak daleko zaszli. Będąc tak młodym, niedoświadczonym, pozbawionym zaplecza, zarówno materialnego jak szkoleniowego, przez kilka lat udaje im się jakoś utrzymać przy życiu. Nie wątpił, że odpowiedzialny za to w głównej mierze jest łut szczęścia. Świat najwyraźniej stał po ich stronie. Inaczej już dawno, któregoś z nich spotkałby koniec. Okazji było tak wiele, zbyt wiele, aby żadna z nich, nie skończyła się tragedią.- Chciałbym się umyć. Wszędzie mam zaschniętą krew i brud.

San obejrzał również swoje dłonie. Rzadko zwracał na takie rzeczy uwagę, gdyż były niezwykle mało istotne. Chociaż, kiedy już Jung o tym wspomniał, nieoczyszczone rany, przepocone ubrania oraz ślady karmazynowej cieczy na dłoniach, zaczęły mu odrobinę przeszkadzać. Nie mieli jednak wody na takie udogodnienia. Zapasów zostało zaledwie na kilka dni, przy minimalnym zużyciu. Na każdego przypadała niewielka ilość, pozwalająca jakoś zaspokoić palące pragnienie. To tyle... 

- Tam gdzie dotrzemy pewnie jest bieżąca woda. Raczej hierarchia priorytetów mówi, że zanim człowiek zabierze się za wielkie wynalazki, powinien zaspokoić podstawowe potrzeby.- Choi uznał z pewnością. 

- Wiesz... Mam wątpliwości, co do tego, jak nas przyjmą. Stamtąd pochodzą nasze rodziny, ale... długo nas tam nie było. Sami straciliśmy pamięć, więc bardzo prawdopodobne, że tamci też nas nie rozpoznają. Wtedy będziemy tylko intruzami.- westchnął szatyn. Nie było w tym żalu lub smutku. Nie mogło go być, skoro dla niego ci ludzie też nie istnieli. Jeśli nie przypomni sobie nic z dzieciństwa, spotkanie własnej matki, będzie porównywalne z zobaczeniem obcej kobiety w przypadkowych okolicznościach. Nie da się żywić uczuć do człowieka, tylko dlatego, że jakaś konwencja ci to nakazuje. Relacje tworzy się przez bliskość, a z jego rodzicami takowa mogła istnieć dawno. Nie rozpatrując przyczyny, po prostu zanikła wraz z wspomnieniami o nich. 

Poza tym, jeśli rzeczywiście ich cel był oazą, uciekaliby z niej? Dość logiczne, iż coś musiało im tam grozić, skoro w tak młodym wieku, z niewielkim ekwipunkiem postanowili wyruszyć i nigdy nie wracać. Wytłumaczenie mogło być kompletnie inne, to prawda, lecz ostatecznie nawet nikt ich nie szukał. Tak więc, ci, z którymi łączyły ich jakieś więzy krwi, dość szybko uporali się ze stratą. 

- Nie martw się tym. Sami weźmiemy to, co będzie nam potrzebne. Więcej osób w moim życiu jest mi zbędna, skoro mam was. Woo, my tam nie wracamy, my jedziemy wyrównać rachunki.- San uśmiechnął się przekornie, a drugi wzdychając oparł głowę o jego ramię, oddychając spokojnie. 

- Rzadko to mówię, ale lubię cię Sannie.- burknął cicho, tak, że tylko adresat był w stanie go usłyszeć. 

- Ja ciebie też miękka klucho.- szepnął. 

----------------------------------------------------------

- Jak zgaduję, nie opowiesz mi nic więcej. A zdradzisz chociaż jaki masz plan?- zagaił Seonghwa, szturchając szarowłosego ramieniem, na co tamten się obruszył z niezadowoloną miną. Nigdy z nikim nie był na etapie, by pozwalać bezkarnie przekraczać granicę swojej przestrzeni osobistej. Nawet z członkami swojego zespołu zachowywał pewną odległość i każdy z nich bez upominania, wiedział, iż nie należy go przytulać, dotykać, zaczepiać, ani nic z podobnych ku tym praktyk. Park najwyraźniej nie potrafił, albo nie miał ochoty respektować tej zasady, pomimo rzucanych gróźb, nieprzyjaznych spojrzeń oraz fizycznych ataków. 

- Zawsze musi jakiś być?- uniósł jedną brew.

-  Nie zmyślaj. Ty bez planu nie umiałbyś funkcjonować.- brunet miał w tym stwierdzeniu dużo racji, co nie spodobało się młodszemu. Z zasady nie lubił, gdy nie mógł komuś zarzucić kontrargumentem, a zwłaszcza, gdy był to Hwa. 

- Póki co, jeszcze dość długa droga. Zamiary zdradzę w ostatniej chwili, żebyś poczuł trochę adrenaliny. Po tylu latach bezczynności, dreszczyk emocji podziała na ciebie jak lekarstwo.-

- Zapewniam, że w ciągu ostatnich kilku dni stresu oraz nerwów mi nie brakowało.- wywrócił oczami. To wcale nie tak, że właśnie opuścili teren, gdzie ich przetrzymywano, przesłuchiwano i ograniczano dostęp do zaspokajania podstawowych ludzkich potrzeb, przy tym wszystkim grożąc śmiercią jednego z członków oddziału. Zabawne, jak to właśnie Hong bez zawahania napominał o rządzy jeszcze większej grozy i niepewności.

----------------------------------------------------------

           Istota, jaką jest człowiek, ma wiele wad, do czego nie ma absolutnych złudzeń. Jedną z nich, będącą zarazem ich milionem, jest cały katalog obaw, jakie niesie na swoich barkach to żałosne stworzenie. Poprzez wykształcenie zarazem wspaniałej umiejętności jaką jest analiza oraz racjonalne myślenie, ludzie znaleźli mnóstwo podmiotów swoich rozważań, w wyniku których, nie rodzi się nic więcej, prócz kolejnych lęków. Zwierzę zazwyczaj boi się o własne życie, w okolicznościach mu zagrażających. Boi się ataku drapieżnika, boi się głośnych dźwięków zwiastujących nadejście potencjalnego wroga, jednak są to odczucia uzasadnione, głęboko osadzone w pierwotności tych wrażeń. Natomiast psychika człowieka jest w stanie rozbudować sieć powiązań przyczynowo skutkowych, w wyniku czego zawsze prędzej, czy później, rozwinie się niepokój. A na samym środku tej sieci uplecionej z najrówniejszych efektów naszych hipotetycznych działań, znajduje się strach przed zmianami. Im dłużej przebywamy w jakimś stadium, w którym funkcjonuje nam się względnie dobrze, bezpiecznie oraz stabilnie, tym bardziej przeraża nas wizja utraty tego. Inaczej jest, kiedy osoba nieszczęśliwa, próbuje wyrwać się z własnej niedoli, co mogą przynieść jedynie zmiany. Aczkolwiek, wszystko co poza naszą rutyną, zapewniającą kolokwialny "święty spokój", nie budzi zaufania. Jest w tym takie puste, nienamalowane, niematerialne. 

Tak czuł się Yunho oraz Yeosang. Pragnienie dokonania przełomowych odkryć dla ogółu, najpewniej łączyło się też z diametralnymi przemianami w ich małych, prywatnych światach. Nie dało się uniknąć drugiego, gdy mowa była o pierwszym. Spędzenie dwudziestu-kilku lat w pedantycznie ułożonej rzeczywistości, w której brakowało luk, przyzwyczaiła do siebie, do wszystkich swoich zalet i wad. Teraz należało to zburzyć, by po rozwiązaniu zagadki, ustrój mógł zbudować się na nowo. Wraz z takimi zamiarami, powstawały pytania. Jak będzie już po? Lepiej? Sprawiedliwie? Co tak naprawdę znaczy "dobrze" i "sprawiedliwie"?

Cywilizacja te lata temu, była na bardzo rozwiniętym poziomie. Empiryczne dochodzenie do tych właściwych dróg przez blisko milion dni, pomogło im utkać poniekąd sprawiedliwe prawo, zbudować w (prawie) każdym człowieku zdrową moralność i potem to zniszczyć, resetując ich dokonania niemalże do początków. Dziś działano tak, by było to odpowiednie, by się sprawdzało. Nie było to brane z książek, ideałów, czy wielkich celów. Ktoś powiedział kiedyś, że tak ma być, bo być powinno i tak zostało. Czy to komuś przeszkadzało? Przez niechęć do zmian, zaczęto akceptować wady, na rzecz stabilności psychicznej. 

Głębiej się zastanawiając, dla Yunho było tu dobrze i był chyba ostatnią jednostką, która powinna wykłócać się o rewolucję. A mimo to, przez brak przywiązania do tej dość nudnej i schematycznej codzienności, rzeczywiście coraz intensywniej tliła się w nim chęć zburzenia tego wszystko.

Continue Reading

You'll Also Like

90.8K 5.6K 100
Będą znajdowały się tutaj MeMy z popurnej chińskiej dramy The Untamed ❤️ MeMy, ciekawostki, być może z czasem jakieś suchary, hah Zapraszam ❤️ POCZĄT...
40.1K 2.1K 61
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
25.1K 1.6K 200
kradzione, nieumiejętnie tłumaczone na polski incorrect quotes seonghwy i hongjoonga - członków ateez przepraszam za wszelkiego rodzaju błędy ortogra...
23.8K 963 24
„ink brought us together"