FEDORA | ATEEZ | Seongjoong!au

By Anonimowaok

17.8K 2.2K 807

Szli już trzeci rok... Trzy lata temu widział dwójkę ludzi- albo rodziców, albo zwierzchników, albo wybryki w... More

Iskra
Ancestor
Przyjaźń
Wieczór
Druga fala
uczucia
nie chciałem
arkadia
czarne płaszcze
układ
Fedora
(nie)Idealnie
Nowa codzienność
Kontrasty
Nowe nawyki
duma i uprzedzenie
parada absurdu
finezja
teatr lalek
kłamstwa
ekspedycja
dwie strony medalu
odpowiedzialność
Nieoczekiwana przystań
ciężar władzy
dominacja
podchody
konsekwencje
Prawdziwy strach
Jaebin
Powrót
Wizyta
Sojusze
Przeciwieństwa
Więzienie
Choi Jongho
Spisek
Szkolenie
Uśmiech
Podchody
Wyższość
Tajemnice
Bezinteresowność
Okrucieństwo
Samotność w bólu
Urodziny
Punkt Planu
Zakłamana Bliskość
Inna strona
Zagadka
Przeszłość
Oczekiwanie
Wioska
Ułamek prawdy
Coś do ukrycia
Spacer
Nowa przystań
Tarapaty
Przyjaźń
Przesłuchanie
Aplikacja
Szantaż
Lęk
Więcej niż ból
List
Pinasa
Ucieczka
Żywioł
Nowy kierunek
Pytania
Miyeon
Karty przeszłości
Kwiaty Pieśni
Uczucie
Prawie u celu
Stara przyjaciółka
Szóstka
Czytelnia Pod Wierzbą
Stary bibliotekarz
Ryzyko
Nocne wyjście
Wyznanie
(prawie) Szczęście
Kontrola
Broń za broń
Park Hyejin, Wielka Premier
Do zobaczenia kiedyś
Furia
Być silnym
Sam
Prawdziwy zdrajca
Seongmin
Punkt pierwszy
Punkt drugi
Punkt trzeci
"Seonghwa, Seonghwa, Seonghwa..."
Punkt czwarty
Punkt piąty
100 (KONIEC)
OTAKJA

Dystopia

130 20 6
By Anonimowaok

Miasta nie otaczały mury, zaś wysokie pozostałości wieżowców, układały się w pierścień chroniący środek betonowej dżungli. Dodatkowo okrążały ją gęste krzewy, których pnącza czasem wspinały się na ściany budowli, tworząc prawdziwie dystopijny obraz czegoś dawniej tętniącego życiem, a obecnie pochłanianego przez naturę. Bez zająknięcia dało się stwierdzić, że nie daleko było tej aglomeracji od jej pierwotnej wersji. Coś ją zniszczyło, opustoszyło, odcięło od świetności, jaką niewątpliwie dawniej się cieszyła. Już ze sporego dystansu, dało się usłyszeć hałas cegieł spadających z wyższych pięter, następnie obijających się z hukiem o chodniki. 

Przed ich oczami malował się majestatyczny portret, ujawniający do czego doprowadzili w przeszłości ludzie. Fedora nie mogła mierzyć się w przytłaczającym ogromem tego miejsca. Przypominała bardziej fort, specjalnie uformowany w celu ratowania Ocalonych i gorączkowej potrzebie odbudowania jakiejś hierarchii z nędznych resztek wcześniejszej społeczności. Natomiast tutaj przerażająca siła dzikości nieopanowanej przez ludzkie ręce ziemi, wdzierała się między budynki, oznaczała każdy ich fragment, zamieniając dokonania i osiągnięcia człowieka w nędzną pamiątkę, nie mającą do zaoferowania nic prócz tajemnic przeszłości. 

Hongjoong stał tam, czując się tak mały, w obliczu ciężkich bloków, mogących skrywać absolutnie wszystko. Nie przerażał go wygląd zapuszczonych ruin, ale to, że nie był w stanie określić kogo się spodziewać na swojej drodze. Był bardziej niż pewny osadzenia się tutaj podejrzanych grup, czy to wywodzących się z drugiej, trzeciej fali, narkomanów,  tych próbujących nowego początku lub tych, którzy przywiązani do swojego dawnego domu, umierali tu, gotowi zaciekle bronić swojego majątku. Oni byli tu intruzami. Nietutejsi, mogli okazać się bezbronni wobec zorganizowanych szajek, doskonale obeznanych w ulicach, zabudowaniach i skrótach, prowadzących przez miasto. 

- Mingi, Kyungso, Seongmin, przestawcie auta daleko stąd, skąd nikt nam ich nie ukradnie. Reszta się rozdzieli. Wooyoung, San oraz Jongho pójdą w jednym kierunku, ja i Seonghwa w innym, Minho, Heechan, wy poszukacie najlepszego miejsca do przenocowania. Będziemy kontaktować się przez krótkofalówki. Przepakujcie plecaki, niech każdy ma ze sobą sprawną broń, nóż, naboje, San weź Mołotowy, Wooyoung za pewne ma zapalniczkę. Po jednej latarce, nie mamy dużej ilości baterii, więc błagam używajcie ich, gdy będzie to niezbędne. Seonghwa, upewnij się, że masz linę oraz granaty dymne. Jeśli są pytania, albo wątpliwości, to lepiej zdradźcie je teraz, bo potem może nie być okazji...- rozporządził, uważnie przyglądając się każdemu oknu po kolei, by sprawdzić, czy nikt ich nie obserwuje. Nie miał tak dobrego wzroku jak Song, jednak zorientowałby się, jeśli ktoś dowiedziałby się o ich obecności zanim w ogóle zdołali na dobre rozejść się po ścieżkach. 

Nikt nie protestował, więc zaraz przystąpili do zadań. Hongjoong szybko pociągnął Seonghwę za sobą i powędrowali wzdłuż gigantycznego wieżowca, wcześniej przedzierając się przez najeżone kolcami zarośla, które pozostawiły na ich skórze mnóstwo powierzchownych ran oraz przetarć. Musieli trzymać się blisko obrzeży, by nie zwracać na siebie uwagi potencjalnie wrogo nastawionych osób. Hong kurczowo trzymał się za pasek spodni, za który miał włożony swój scyzoryk. Szli powoli, ukryci w niewielkim cieniu, rzucanym przez piętrzący się nad nimi drapacz chmur. Hwa milcząc posłusznie, stąpał metr za szarowłosym, pilnując tyłów, żeby mieć absolutną pewność, iż nikt niepożądany ich nie śledzi. Oboje rozglądali się dość uważnie, obserwując osobliwe, puste jezdnie, po jakich najpewniej od wielu lat nie przejechało żadne auto. Małe sklepiki mieszczące się na parterach kamienic, stały zdewastowane i tylko wyblakłe szyldy mogły ujawnić, jaką prowadzono tam dawniej działalność. Cukiernia, małe, osiedlowe delikatesy, przydrożny fast-food, odwiedzany przez wszystkich pracowników mieszącej się naprzeciwko firmy ubezpieczeniowej, której reklama widniała jeszcze nad wejściem, mówiąca: "Zadbaj o siebie oraz swoją rodzinę. Nie lekceważ przyszłości".  Joong zaśmiał się gorzko. Dość trafna maksyma, zważywszy na to co niedługo później spotkało zarówno pracowników korporacji, bogatych i biednych, szanowanych właścicieli biznesów takich jak ten oraz podrzędnych robotników, męczących się przy budowie kolejnego apartamentowca, dla przyszłych młodych przedsiębiorców. Nagle, jak na złość, okazywało się, że to wspaniałe ubezpieczenie nie mogło uchronić ani ciebie, ani twoich bliskich przed nieobjętym rozumem niebezpieczeństwem. 

- Woah, jakie to niesamowite...- wyszeptał mężczyzna zafascynowany rozpościerającym się przed nim widokiem aglomeracji. Hongjoong zgadzał się z nim, aczkolwiek wcale tak by nie szalał z optymizmem. To aż niepokojące jak wokół było cicho, a w zasięgu ich wzroku nie mogli ujrzeć żadnej żywej duszy. Ktoś pokroju Parka uznałby to z pewnością za dar od losu i zwyczajne szczęście, jednak rozsądek podpowiadał Kimowi, że powinni trzymać się na baczność. Jeśli ktoś tu był, lecz się nie ujawniał, to gorsze niż gdyby jakaś szajka wpadła na nich od razu po wejściu na ten teren. 

- Wyjmij pistolet. Mam nadzieję, że w ostatnim okresie poprawiłeś się w tym fachu...- burknął, samemu wyostrzając słuch. Szli teraz jedną z prawdopodobnie głównych alei. Oprócz nieproszonych gości na swojej drodze, mieli problem ze spadającym z góry gruzem. Przez toksyczne opady, gorąc rozluźniający mocowania oraz przemijające lata, zabudowania rozpoczęły samoistnie proces autodestrukcji. Nie pomógł im fakt, że łakomi na darmowe materiały ludzie wykradali wszystko co dostępne, dodatkowo uszkadzając konstrukcje. Jeśli miał istnieć jakiś powód, dla którego rzeczywiście nikt tu nie mieszkał, to właśnie ten. Całe dzielnice groziły zawaleniem.

Przemieszczali się zachowawczo, powoli, by przypadkiem któryś z nich nie oberwał kawałkiem elewacji, lecącej z piątego piętra. Hongjoongowi przez chwilę wydawało się jakoby słyszał w oddali głos Wooyounga, co jakoś go nie zaskoczyło. Jednak uważał za lekkomyślne zdradzanie swojej obecności. Wystawiał się na ostrzał, ujawniając swoje położenie. Potem zamilkł, najpewniej uciszony przez Sana, który był najlepszy w uspokajaniu szatyna. W ogóle dogadywali się najlepiej z ich czwórki, toteż zawsze Hong decydował, by współpracowali razem. Uzupełniali się, tworząc funkcjonalną całość. Nie było tak, że osobno stawali się bezwartościowi, lecz ich połączona siła, była czymś niesamowicie ciężkim do pokonania. Głownie dlatego, że w Youngu istniał pewien pierwiastek szaleństwa, jaki okiełznać potrafił tylko Choi. Z kolei oboje byli tak wysportowani, sprawni oraz sprytni, że druga strona nie umiała się połapać, kto atakuje, kto zachodzi ją od tyłu, kto właśnie przemknął u góry, a ostatecznie kto brutalnie wbił ostrze w krtań. Jung należał do tych wrażliwych na krzywdę innych, ale podczas walki włączał się w nim instynkt, który przysłaniał empatię. Hongjoong wiedział jak dużo tamten rozmyślał o tym czego dokonał przy wieczornych ogniskach, lecz nie umiał mu pomóc, czy go wesprzeć, ponieważ męczył się z tym samym. Tylko San potrafił coś z tym zdziałać, chociaż jego metody ukazywały prawdziwe uczucia oraz przywiązanie, a tego Hong starał się wystrzegać. Mimo to, w ciągu zeszłego miesiąca trochę przegrywał z tą osobowością, która nakazywała mu obojętność oraz oschłość w stosunku do innych. 

Z tych rozważań wyrwał go jakiś świst w powietrzu, oddalony, ale na tyle wyraźny, by uniósł wzrok i spostrzegł, że dość spora ilość gruzu zaraz runie na Seonghwę. Miał wrażenie, jakby skoczenie w jego stronę i odsunięcie go o te kilka metrów dalej trwało dobrych kilka minut, lecz był to ułamek sekundy. Było to dziwne uczucie, bo czas nagle zwolnił, lecz jedynie dla niego. Wrócił do normalnego tempa dopiero, kiedy we dwójkę stracili równowagę, upadając na twardy chodnik, przez co brunet jęknął z bólu. 

- Muszę cię ostrzegać przed tym, że tu mogą występować takie wypadki? Twoja nieuwaga kosztowałaby cię życie.- syknął, patrząc za plecy, gdzie teraz pyliła się sterta kamieni oraz skruszona cegła. Seonghwa delikatnie oszołomiony oraz wystraszony, pomasował bolące skronie, po czym złapał delikatnie Hongjoonga, by ten z niego zszedł i pozwolił wstać. Szarowłosego przeszły ciarki. Sam podniósł się z ziemi, zniesmaczony tym co zaszło, po czym zostawił Parka za sobą. 

- Przygniotłeś mi udo, więc chciałem żebyś odrobinę przesunął się w bok. Nie musisz uciekać!- zawołał za nim rozbawiony.- Dziękuję, już drugi raz uratowałeś mi życie!

- Zamilknij, bo zwabisz tu coś więcej niż deszcz tynku.- wycedził przez zęby. Zagotowało się w nim. Nie znosił sposobu bycia Seonghwy i tego, że znali się już na tyle, by tamten uszanował jego charakter. Starszy chyba wciąż uważał, że mogą się zaprzyjaźnić, albo stworzyć jakąkolwiek inną relację poza tą zawodową, co nie miało racji bytu. W słowniku Hongjoonga nie istniały te wszystkie pojęcia, a w duszy emocjonalność, niezbędna do bycia tak otwartym. Przynajmniej nie dla Seonghwy. Dla niego miał być zaledwie wspólnikiem przy organizacji takich wypraw jak ta, mógł być mózgiem operacji, kimś odpowiedzialnym za naprawę błędów jakie popełniał Hwa, ale nie kimś prywatnym, należącym do niego. 

     Dyskusja się urwała równie szybko jak się zaczęła. Zajrzeli wspólnie do kilku lokali. Jeden z nich, to była mała knajpa, dawniej serwująca jakieś tanie chińskie jedzenie. Wciąż dało się odczuć jakiś zapach starego tłuszczu oraz octu na kuchni, ewentualnie mózg Joonga zaczynał płatać mu figle. Nie zajrzeli tu jednak po jedzenie, bo to raz, zostało wykradzione od razu po kataklizmie, dwa, do dziś byłoby kompletnie niezdatne. Natomiast to co interesowało Honga, to najróżniejsze noże, sprzęty służące do ich ostrzenia, nożyce, zapalniczki, zapałki i różne tego typu przedmioty. Znaleźli całe pudło takich skarbów, ukryte w malutkim pomieszczeniu gospodarczym, do którego Seonghwa wyłamał drzwi. Możliwe, że nikt nie miał pojęcia o jego istnieniu, ponieważ było skryte za rozwaloną półką pełną szuflad, ponadto zarys drzwi odrobinę zlewał się na tle pstrokatej tapety, pokrywającej większość baru. Na sali ze stolikami pozłaziła płatami, sprawiając, że była to lokalizacja jeszcze bardziej obskurna niż za czasów swojej świetności. Na podłodze leżało kobiece czasopismo, zamoknięte, z pościeranymi nagłówkami, gdzie, sądząc po zabrudzonych fotografiach, mówiono o poradnikach dla matek, horoskopach oraz popularnych programach telewizyjnych. W skrócie, nic ciekawego. 

Dużo bardziej odkrywcza była dla Kima olbrzymia księgarnia, mieszcząca się zaledwie przecznicę dalej. Świetnie wyposażona, pomimo myszkowania rabusiów, nie doceniających wagi literatury. Znikło wiele pozycji, ale wciąż duża ich część leżała na posadzce lub w niezmienionej formie zdobiła karmelowe regały. Hongjoong nie był w stanie się oderwać od tych wszystkich okładek, ciekawych opisów, tematyki popularno-naukowych, książek podróżniczych, autobiografii oraz klasyków, jakie wszystkie pragnął zabrać ze sobą lub przeczytać tutaj, ukryty gdzieś w kącie. Wiedział, że nie jest to możliwe, więc wziął tylko potężny, gruby podręcznik niezbędny do studiowania medycyny, coś o geografii oraz przepiękne wydanie "Demiana", którego nie umiał sobie odmówić. Ten stosik ważył prawdopodobnie więcej od niego i przysłaniał całą jego twarz.

W czasie, gdy tamten oddalił się w granice własnego świata, Seonghwa przeszukał zaplecze oraz kasę, gdzie cała kasetka z pieniędzmi tkwiła nietknięta. To pokazywało jak na przestrzeni kilku dni, wartość takich banknotów czy monet, wygasła. Przestały być komukolwiek potrzebne, nie miały swojego pierwotnego znaczenia. Aż dziwnie było pomyśleć, że dawniej stanowiły o czyimś bogactwie, decydowały o statusie społecznym, warunkach życia, posiadaniu dóbr materialnych. 

Nie mogli magazynować byle czego, więc Seonghwa obszedł się smakiem i stanął w wejściu, wyglądając na plac, czekając aż Hongjoong nacieszy się swoimi znaleziskami. Spieszyli się, lecz brunet rzadko widział w jego oczach takie iskierki jak tutaj. Odgłos wiatru szumiącego między uliczkami, odprężał ciemnowłosego. Niby ta ekspedycja miała być dla nim ciężkim wyzwaniem, prowadzącym do rozwiązań, przełomowych odkryć, mających poprowadzić ich na przód, nie jako jednostki, zaś cały oddział oraz Fedorę. Waga tej odpowiedzialności powinna ciążyć na barkach mężczyzny, jednak było zupełnie odwrotnie. Stojąc tam, wsłuchując się jedynie w dźwięki powietrza i przewracanych powoli stronic, pierwszy raz od dawna poczuł ogarniający go błogi spokój. Ta podróż odcięła go od schematu, według którego żył od uzyskania pełnoletności. Przyzwyczaił się do intryg, do wyborów, do układania elementów tak, żeby to dla niego było najlepiej. Bił się o to co posiadał, walczył by tego nie stracić oraz utrzymywać w ryzach to, co osiągnął on i jego rodzina. Mogło się zdawać, że nie robił zbyt wiele, lecz zawsze te myśli tkwiły gdzieś z tyłu głowy nie pozwalając odetchnąć. Tutaj było inaczej. Nawet to zagrożenie, nieznany obszar kryjący w sobie wiele pułapek, przytłaczający bezmiar obcego im świata, były niczym w porównaniu z zamknięciem w czterech ścianach gabinetu, gdzie wszystko zależało od ciebie. Jedyne co zastanawiało Parka to fakt, że jeśli cały ten ogrom zszedł z niego, to spoczął na kimś innym. Na Yeosangu, zajmującym się Główną Siedzibą pod jego nieobecność oraz na Hongjoonga, który prawie nie miał okazji na wyjście z ram swojej pozycji. Polegano na nim, podświadomie, nawet kiedy nie miał prawa wiedzieć czy coś się uda czy nie, czy należy postąpić tak czy inaczej, wierzono w nieomylność jego posunięć. Może dlatego, Hwa chciał dać mu tą chwilę na jego radość, zainteresowania i oddech. 

Zamyślony, tupał lewą nogą, zapominając o tym, że mogą być śledzeni. W pewnym momencie doszedł do niego odgłos czyichś powolnych kroków. Początkowo posądził się o pomyłkę, ale gdy czyjaś stopa nastąpiła na kupkę żwiru, leżącego na chodniku niedaleko stąd, miał pewność iż ktoś tu zmierza. 

Wstrzymał oddech, a następnie jak najszybciej zbliżył się do Kima. Lekko musnął jego pleców, a gdy ten się odwrócił, przyłożył sobie palec do ust na znak, że ma milczeć. Zrozumieli się bez słów. Młodszy po cichu wyjął swój nóż, a starszy załadował pistolet, na wypadek gdyby tamten człowiek rzeczywiście odkrył, iż tu są. Wydawało się, jakoby wszystko umilkło, łącznie z naturą. Kurczyli się w kącie pomieszczenia, ukryci za regałami, mając nadzieję, że konfrontacja nie będzie niezbędna. 

- Spójrzcie! Chyba mamy nieproszonych gości!- jakiś męski głos rozniósł się echem, a na koniec skwitował to głośnym, odrażającym śmiechem, nie wyrażającym nic więcej, poza  niewątpliwie złymi zamiarami w stosunku do Seonghwy oraz Joonga. 

Ponownie świat zamarł w bezruchu, aż nie zorientowali się, że wokół księgarni nie stała już tylko jedna osoba, a cała grupa. Nie mieli pojęcia kim jest wróg, ani jak wielką ma przewagę, zarówno jeśli chodziło o broń, jak i o liczebność. Hong wychylił się odrobinę, tylko po to by ocenić ich sytuację. Mówiąc łagodnie, nie było kolorowo. Pięciu młodych mężczyzn kręciło się nieopodal, wszyscy ubrani w ciemne, kamuflujące stroje, złożone z mosiężnych butów, szarych bojówek i czarnych koszulek, z lekka przybrudzonych kurzem. Byli pokryci tatuażami praktycznie od stóp do głów, ale to nie to świadczyło o ich agresji. Każdy miał przy sobie naprawdę świetne wyposażenie, jeden AK, drugi miał przypięte do pasa chyba z sześć bagnetów, którymi pewnie rzucał do ptaków w wolnych chwilach. U trzeciego szarowłosy dostrzegł poranione, zaciśnięte pięści, co raczej podpowiadało, iż nie był żółtodziobem w walce w ręcz. 

- Szanse na przeżycie?- Hwa szturchnął niższego w bok. 

- Niewielkie, ale nie zerowe.- cmoknął Hongjoong, w trybie ekspresowym analizując otoczenie oraz możliwości. Małe wnętrze nie dawało im zbyt wielu dróg ucieczki, a pozostanie tutaj byłoby największą głupotą jaką mogli poczynić. Oczywiście, tamci znali okolice lepiej niż oni, więc bez trudu zapędziliby ich w ślepy zaułek, aczkolwiek tutaj wystarczyło podłożyć ogień, który rozprzestrzeniłby się w kilka sekund i byłoby po nich. Właśnie wtedy w umyśle Joonga narodził się sprytny plan. Pożar to było ich wybawienie, pod warunkiem, że to nie oni zostaną pochłonięci przez płomienie. Mieli pudełko zapałek oraz mnóstwo książek rozrzuconych po posadzce, tworzących wspaniałe palenisko. Co więcej, Seonghwa trzymał na czarną godzinę małą małpkę z mocnym alkoholem. Wcześniej odtrącało to Hongjoonga, ale obecnie dziękował za taki splot przypadków. Wyjął trunek zza płaszcza Parka, co go trochę zaskoczyło, potem wygrzebał swoje zapałki. Wiedział, że teraz muszą zwabić do środka wroga, sami mając sekundę by wybiec.- Będę przynętą, rozleję to na książki, ucieknę na lewą nawę, oni tu przyjdą, żeby mnie znaleźć. Ty wtedy stąd wyjdziesz i na raz wybijesz witrynę oraz podłożysz ogień. Ja pomknę wzdłuż ściany, po czym wyskoczę przez to rozbite okno. Obyś pojmował o co mi chodzi, bo nie mam absolutnie czasu żeby ci to wytłumaczyć. 

Drugi skinął głową po czym Hongjoong zaczął odliczać.

- Trzy... dwa...jeden... już!
______________
Sprawdzę jutro, więc dużo błędów było pewnie.

Continue Reading

You'll Also Like

11K 445 39
- Ja też mam uczucia wiesz?? - powiedziałam wkurzona i smutna jednocześnie. Chłopak nic nie odpowiedział tylko patrzył na mnie jak wryty. postanowił...
39.1K 2.4K 66
"Nie jestem już dzieckiem do cholery zrozum to wreszcie jestem prawie pełnoletni i mam prawo umawiać się z kim chce, to jest moje życie więc się odpi...
25.3K 1K 26
„ink brought us together"
723 51 10
Yeonjun to chłopak cierpiący na anoreksję. Natomiast Soobin ma fobię społeczną i boi się ludzi. Dwójka obcych dla siebie ludzi, a zarazem tak blisk...