Utopia

By ellylilly1983

6.3K 828 203

Orana uważała się za szczęśliwą, młodą kobietę, której przyszłość jawiła się w jasnych barwach. Jednak ten do... More

I
II
III
IV
V
VI
VII
VIII
IX
X
XI
XII
XIII
XIV
XV
XVI
XVII
XVIII
XIX
XX
XXI
XXII
XXIII
XXIV
XXV
XXVII
XXVIII
XXIX
XXX
XXXI
XXXII
XXXIII
XXXIV
XXXV

XXVI

142 24 6
By ellylilly1983

Ciasno. Ciasno i duszno - chyba tylko te dwa słowa kołatały w jej głowie, kiedy znalazła się pod powierzchnią skalnej skorupy. W sumie to sama już nie wiedziała, w którym miejscu trudniej się oddychało: na powierzchni, gdzie powietrze wymieszane z pyłem paliło w gardło i płuca, czy też pod ziemią, kiedy łapiąc kolejny oddech, miało się wrażenie, że zdecydowanie za mało było w nim tlenu.

- To moja mama Cyntia i tata Seil, a to Aylin ... - głos Ulana, ukryty jakby za kurtyną, dotarł do niej z opóźnieniem, odwracając uwagę od świadomości konieczności łapania kolejnych oddechów.

Nocna wędrówka w pyle i chłodzie wyczerpała ją do cna. Czuła dziwne pulsowanie w skroniach i ból w klatce piersiowej. Ktoś coś mówił, ale ona uciekła wzrokiem od nowo poznanych osób do Ulana, który dostrzegł, że coś z nią było nie tak. Bolesny kaszel wydobył się z jej gardła, a łzy spłynęły po policzkach. Nie mogła dłużej znieść tego stanu - wszystko ją bolało. Czuła się bardzo źle.

Gorąco! Było zdecydowanie za ciepło! Skóra paliła, a płuca płonęły. Zakręciło jej się w głowie, obraz zaszedł mgłą i upadła.

- Co jej się stało? - spytała Aylin, siadając na posadzce obok dziewczyny, gdy Cyntia podłożyła zwinięty pled pod głowę nowoprzybyłej. Dziewczyna, którą przyprowadził Ulan, lekko drżała, jakby z zimna, choć jej skóra wydawała się rozpalona. - Czy coś jej dolega?

- Najpewniej - odparł ojciec, podając żonie naczynie z wodą, a ta spróbowała ją napoić. Większość spłynęła po twarzy dziewczyny. - Jej ciało nie jest przystosowane do tutejszych warunków.

- To prawda - usłyszeli zdenerwowany głos Ulana. - Ja również po powrocie nie czułem się dobrze przez parę dni, ale u niej reakcja będzie o wiele silniejsza. W ogóle o tym nie pomyślałem - zasępił się, zaciskając dłoń w pięść.

- Ma gorączkę i chyba trudności z oddychaniem - zawyrokowała Cyntia.

- Czy ona umrze? - zapytała Aylin.

- Cicho dziecko - zgromił ją ojciec, który przykucnął obok małżonki. - Odsuń się - dodał - bo i tak ciężko jej łapać kolejne oddechy. Rozepnij ubranie pod szyją - polecił Cyntii, która od razu przystąpiła do działania. - A ty synu idź do składziku i poszukaj butli tlenowej. Z tego, co pamiętam, powinna mieć zamontowaną maskę. Pytanie tylko, czy jest w niej tlen - dodał ciszej i jakby bardziej do siebie, gdy Ulan doszedł w pośpiechu.

Kiedy Cyntia rozplątała ostatnią chustę, uniosła dziewczynie głowę i odsunęła z pleców splątane włosy. Aylin, która obserwowała wszystko w ciszy, wyciągnęła dłonie i pogładziła je, pełna zachwytu i podziwu.

- Są cudowanie długie - wyszeptała. - I takie miękkie. Delikatne.

- Zupełnie nietutejsze - mruknął ojciec.

- Jak i ona cała - dodała matka zmartwionym głosem. - Jej skóra, oczy i usta. Dla takiego organizmu to musi być o wiele za dużo. Biedne dziecko, jak mogło skazać się na coś takiego? - mruknęła.

Umilkła jednak natychmiast, słysząc zbliżającego się Ulana. Odsunęła się, robiąc mu miejsce obok ojca. Mężczyzna zabrał z rąk syna niedużą butlę i sprawdził zawór. Cyntia przypomniała sobie ostatnie dni swojej matki, której ów sprzęt służył.

Tlen był bezwonnym gazem, więc Seil nie umiał stwierdzić, czy znajduje się w środku, ale mimo to zbliżył maseczkę do ust dziewczyny. Po chwili jej oddech jakby się uspokoił i nie towarzyszyły mu podejrzane świsty.

„Patronkom niech będą dzięki!" - Chyba wszyscy zgromadzeni wkoło dziewczyny, pomyśleli o tym samym. Cyntia obmyła oblicze chorej wodą i przycisnęła do czoła zimny kompres.

- Połóżmy ją do łóżka w moim pokoju - zaproponowała Aylin, nie przestając gładzić jej włosów.

- Nie - odparł ojciec. - Niech zostanie tutaj - po czym wskazał leżankę, z której korzystał Ulan. - To największe pomieszczenie w naszym domostwie, więc będzie się jej lepiej oddychać.

Ulan odsunął od jej twarzy maskę tlenową i łapiąc pod kolanami i plecami, uniósł, przenosząc na swoje posłanie.

- Jest rozpalona - stwierdził, nerwowo przeczesując włosy. Spojrzał na rodziców.

- Będzie potrzebowała lekarstw - odezwał się Seil.

- Jakich?

- Nie wiem. Przeciwgorączkowych? Może coś mamy? - zwrócił się do żony, a ta zaraz odeszła w poszukiwaniu domowej apteczki. - Musisz zasięgnąć języka w osadzie. Kupisz też nową butlę, ale to dopiero rankiem - dodał, widząc, jak Ulan zmierza po wierzchnie okrycie. - Teraz nic nie zdziałasz, a jedynie narazisz siebie.

- A jeśli jej stan się pogorszy?

- Będziemy się modlić, by tak się nie stało. I czuwać przy niej. To wszystko, co możemy zrobić na teraz.

***

Budząc się, ponownie dziwnie się czuła, choć tak naprawdę to nie chciała otwierać oczu. Nie dlatego, że piekły, a rzęsy były posklejane. W ustach miała pustynie, w głowie czuła wirowanie, a w żołądku podejrzany ucisk. Po prostu wiedziała, instynktownie wiedziała, gdzie się znajdowała, a być tutaj nie chciała. To miejsce było przerażające, a obojętność ukochanego niczego nie ułatwiała. Mimo to w tej chwili najbardziej dokuczliwą przypadłością okazał się, prawdopodobnie wypełniony po brzegi, pęcherz. Spróbowała wykonać jakiś ruch i wtedy poczuła, jak ktoś kładzie na jej twarzy mokry kompres. Uniosła dłoń i poczuła pod palcami chłód szmatki. Przesunęła ją na oczy, dzięki czemu po chwili mogła je otworzyć. Odsunęła od siebie materiał i ujrzała nad sobą twarz Ulana. W odruchu lekko się uśmiechnęła, ale zaraz skrzywiła, gdyż potrzeba fizjologiczna przybrała na sile. To była ostatnia szansa na to, by nie załatwić się pod siebie.

Spróbowała wyszeptać parę słów, ale Ulan jedynie zmarszczył brwi, nachylając się bliżej jej twarzy. Powtórzyła więc swoją prośbę, a on w końcu zrozumiał, gdyż przywołał kogoś i po chwili oboje pomogli jej wstać i podprowadzili do czegoś na kształt łaźni. Wzrok jeszcze szwankował i nie do końca mogła dostrzec szczegóły owej wnęki, ale przypuszczała, że wydrążona w posadzce jama, mogła służyć za wannę. Nie miała jednak czasu do stracenia i od razu udała się do miejsca wskazanego przez mamę Ulana. Ulga ją poczuła po chwili, była nie do opisania, tak iż sam humor nieco się jej poprawił.

- Wszystko w porządku? - usłyszała cichy głos kobiety.

- Tak, zdążyłam - odparła, wracając do niej zza kurtyny. Od razu też skorzystała z wyciągniętego do niej ramienia i wolno ruszyły z powrotem do poprzedniego pomieszczenia.

- Pytałam bardziej ogólnie, ale dobrze wiedzieć - Cyntia lekko się uśmiechnęła.

Panie w ciszy powróciły do głównej izby, a widząc je, Ulan szybko wstał z posłania i zrobił miejsce chorej. Dziewczyna ciężko westchnęła i chętnie przyjęła naczynie z wodą.

- Na pewno jesteś głodna - stwierdziła Cyntia i bez zbędnych tłumaczeń opuściła pokój.

Orana niezdarnie chciała odstawić kubek, w czym od razu pomógł jej Ulan. Nie umiała podnieść wzroku, by spojrzeć w jego twarz, dlatego uporczywie wpatrywała się w swoje dłonie.

- Przepraszam - wyszeptała, zerkając nerwowo na swojego towarzysza.

- Dajmy temu spokój, dobrze? Powinniśmy się skupić na tym, co dzieje się tu i teraz - i dodał ciszej. - Nie da się zawrócić biegu rzeki kijem. Jak się czujesz? Czy coś ci dolega lub szczególnie dokucza?

- Jest lepiej - odparła niemrawo.

- Proszę, nie pocieszaj mnie fałszywie, tylko powiedz prawdę. - Orana uniosła głowę i spojrzała na niego. - To ważne, bo chcemy ci pomóc.

Och, dlaczego te głupie łzy musiały pojawiać się w oczach, gdy tylko wyczuwała w jego głosie złość lub urazę? Ponownie spuściła wzrok. Ulan poruszył się na swoim miejscu i lekko odchrząknął.

- Wybacz, nie chciałem podnosić głosu - odparł spokojniej. - Chyba rozumiesz, że dla mnie to także stresująca sytuacja. Martwimy się o ciebie ... Ja się martwię, bo czuję się odpowiedzialny za twoje zdrowie - zamilkł na moment, a nie doczekawszy żadnej odpowiedzi, dodał. - Więc powiesz mi, jak się czujesz?

- Boli mnie trochę głowa, a przy wstawaniu wszystko wirowało - w końcu usłyszał cichy głos dziewczyny.

- W porządku. Mam na to tabletki przeciwbólowe.

Do pokoju wkroczyła gospodyni z przygotowanym na tacy posiłkiem. Orana uniosła się i podziękowała, odbierając z jej rąk jedzenie.

- To tutejszy gulasz. Nic wielkiego, ale liczę, że będzie ci smakować - dodała pogodnie, przysuwając sobie stołek bliżej leżanki. - Tylko się nie śpiesz. Żołądek musi przyjąć jedzenie na spokojnie.

Dziewczyna skinęła głową i nabierając na łyżkę strawę, dmuchała i ostrożnie próbowała.

- Czy oprócz bólu głowy, dolega ci coś jeszcze?

- Ulan, daj Oranie zjeść w spokoju - Cyntia zganiła syna.

- Cały czas ciężko mi się oddycha - mimo wstawiennictwa kobiety, odpowiedziała.

- To normalne moje dziecko - odpowiedziała matka Ulana. - To znaczy, tak się nam wydaje. Najpewniej twój organizm musi przywyknąć do nowych warunków, a wtedy i ty przywykniesz.

Kiwnęła jedynie głową, w ciszy spożywając posiłek. Nie do pomyślenia wydawało się jakiekolwiek przyzwyczajenie do czegokolwiek tutaj! Dziwnie się czuła w tej niedużej przestrzeni, szczelnie zamkniętej skalnej bańce, bez okien i bez drzwi. Skąd mogła wiedzieć, chociażby jaka jest pora dnia?

Niespodziewanie dało się usłyszeć szczęk metalu, a następnie odgłos otwieranego głazu, by po chwili ujrzeć w odleglejszym końcu sali postać schodzącą, a na końcu zeskakującą z metalowej drabinki. W izbie obok przesunęły się drzwi i wyjechała z niej siostra Ulana na swoim prowizorycznym wózku, witając się z ojcem. Ten sprawnie pozbył się ochronnej odzieży i obmywszy w łaźni twarz i dłoń, dołączył do reszty w pokoju.

- Obudziłaś się! - Aylin ucieszyła się, widząc Oranę w lepszej kondycji.

Podjechała do posłania, przez co Ulan musiała zrobić jej miejsce, wstając i wycofując się w głąb pomieszczenia.

- Czy czujesz się już lepiej? - Chora skinęła głową. - Tak się cieszę! To ogromna ulga. Tato - zwróciła się do nowoprzybyłego. - Czy udało ci się zdobyć lekarstwo, o którym mówił wczoraj Ulan?

- Dopisało mi szczęście - rzekł mężczyzna i wyciągnął w ich stronę dłoń, na której znajdował się blister z tabletkami. - Dwa razy dziennie, tak? - ojciec zapytał Ulana, na co ten skinął głową. - Mamy dwanaście, więc na pięć dni wystarczy.

- Powiedziano mi, że minimum pięć dni zażywania - odparł Ulan - więc zje wszystko.

- W porządku - Cyntia od razu wyłuskała jedną z tabletek i podała Oranie z wodą.

- Co to takiego? - zapytała Orana, wsuwając lek do buzi.

- Coś, co pomoże wzmocnić organizm i ochronić przed infekcjami - wyjaśnił Ulan.

- Rozumiem - odparła, oddając naczynie po wodzie.

- Tak się cieszę, że będziesz z nami mieszkać - do rozmowy wtrąciła się Aylin. - Zawsze chciałam mieć więcej rodzeństwa, zwłaszcza po tym, jak Ulan nas opuścił. A ty na dodatek pochodzisz z Południa. Mieszkałaś tam od urodzenia! - mówiła zachwycona, zerkając na brata. - To nie to samo, co być tam przez jakiś czas. Zresztą mój brat zazwyczaj po pracy jest zmęczony i nie ma ochoty na opowieści, więc tym bardziej się cieszę, że będziemy tu razem.

- Aylin, nie męcz jej za długo - odezwała się Cyntia. - Jestem pewna, że Orana chętnie odpowie na wszystkie twoje pytania, ale nie teraz. Nasza dziewczyna potrzebuje odpoczynku, zwłaszcza po posiłku. - Cyntia zabrała od chorej puste naczynia i opuściła pokój. - Na ciebie też już chyba pora - rzuciła jeszcze w kierunku Ulana przed wyjściem, na co on niechętnie skinął głową i ostatni raz spoglądając na Oranę, wyszedł za matką. A kiedy Seil zostawił je same, udając się na posiłek, Aylin wznowiła swój potok zachwytów nad nowoprzybyłą.

Orana cierpliwie ich wysłuchała, a gdy nadarzyła się okazja, zapytała dziewczyny, gdzie musiał udać się Ulan. Ze swojego miejsca widziała, jak mężczyzna w ochronnym ubraniu wspinał się po drabince do włazu ku powierzchni.

- Do pracy. Zazwyczaj chodzili razem - tata i on, ale teraz Ulan zamienił się z kimś zmianami, by móc przy tobie czuwać. By w domu był zawsze ktoś, kto da radę udać się do miasta po pomoc lub potrzebne rzeczy. Rozumiesz, tak na wszelki wypadek. Nie wiedzieliśmy, jak z tobą będzie.

- Macie przez mnie same kłopoty - westchnęła Orana, na co Aylin zmarszczyła ledwo dostrzegalne brwi.

Siostra Ulana była prawdopodobnie w wieku Rubi, ale jej ciałko stanowiło jedynie namiastkę nastoletniej, dojrzewającej kobiety. Miała szczupłą pociągłą twarz z przesadnie dużymi oczami. Na głowie zaplecioną chustę, pod którą mogły skrywać się włosy lub maskowała ona ich brak. Jej dłonie były przesadnie wydłużone niczym gałęzie jesiennego drzewa, zakończone drobnymi patyczkami. Jednak mimo tej wątłej postury, dziewczyna wydawała się żywa i pełna energii, jakby cała ta marna egzystencja i jej kalectwo stanowiło jedynie nikły niedostatek w tym życiu. Jakby w ogóle go nie było. I to, co rzucało się w oczy od razu - to umiejętność cieszenia się ze wszystkiego. Z każdej nowej sytuacji, czerpanie z każdej chwili tego, co najlepsze. Obracanie niefortunnych zdarzeń w szczęśliwy los. Jakby istniały jedynie pozytywne zdarzenia. Przecież przybył im dodatkowy, nieplanowany lokator, którego trzeba będzie wyżywić i utrzymać. Przez którego ich warunku mieszkalne mogą ulec pogorszeniu, bo będzie mniej miejsca. Jednak najwidoczniej dla Aylin nic takiego nie istniało. Ona cieszyła się jak dziecko z tego, co spotkało jej rodzinę. Jakby wygrała wspaniałą nagrodę lub dostała wymarzony prezent.

- Jaki kłopot? Już nie mogę się doczekać tego, gdy zamieszkamy razy w moim pokoju. Nie ma tam co prawda dużo miejsca, ale łóżko jej szersze od tego, na którym obecnie śpisz. Posłyszałam rodziców i Ulana, jak o tym rozmawiali. Czy to nie wspaniale?

Orana niepewnie skinęła głową.

- Czy Ulan ... Czy twój brat jest bardzo zły?

- Zły? Dlaczego miałby być zły? Martwi się o ciebie jak my wszyscy. To znaczy, ja już się tak nie martwię. Skoro moja słaba osoba daję sobie radę w tych warunkach od urodzenia, to jaki ty możesz mieć tutaj problem? Jesteś młoda, silna i zdrowa, a to ... To tylko czasowa niedyspozycja. Każdemu zdarza się zachorować raz na jakiś czas, prawda? Normalna sprawa.

Na dodatek Aylin w ogóle nie interesowała relacja, jaka mogła łączyć ją ze starszym bratem dziewczyny. Była ciekawa wielu spraw, ale temat znajomości z Ulanem nigdy nie wypływał w trakcie ich rozmowy. Było to na swój sposób bardzo wygodne, ale i smutne. Najwyraźniej sam Ulan także nie mówił ich rodzinie nic na jej temat. Nawet przed jej niespodziewanym pojawieniem się na Północy. Czy była dla niego jedynie jedną z wielu kobiet, jakie poznał na Południu? Czy ona sama zbyt wiele sobie dopowiedziała, poza tym że szczerze go pokochała, a tego była pewna i nijak nie dało się tego faktu podważyć? Wszak znalazła się tutaj, na Północy!

Czy żałowała? I tak. I nie.

To miejsce było straszne i z każdym uderzeniem serca, człowiek chciał się stąd wydostać. Z drugiej strony znalazła się w niezwykłej rodzinie, w której od razu stała się pełnoprawnym członkiem, bez żadnego większego powodu. Zwyczajnie do nich dołączyła. Orana zrozumiała, że ludzie zamieszkujący te ziemie skazani są w przeważającej części wyłącznie na siebie. Było to chyba najbardziej wymagające miejsce do życia jakie można było sobie wyobrazić. Być może dlatego też, mieszkańcy tych terenów okazali się ludźmi mocno zdeterminowani, którzy cechowali się niebywałą odpornością, pracowitością i pomysłowością.

Kiedy poczuła się już lepiej i przeniosła do pokoju Aylin (a raczej wyżłobionej w skale wnęki), rozpakowała swoje rzeczy, które, jedna po drugiej, budziły niepohamowany entuzjazm we współlokatorce, odnalazła ukryte w zaszytych ubraniach pieniądze oraz kosztowności, które zabrała ze sobą. Dla siebie zatrzymała jedynie garstkę, a resztę oddała rodzicom Ulana, którzy dość mocno wzbraniali się przed ich przyjęciem.

„To zbyt wiele", „to należy do ciebie", „nie możemy tego przyjąć" - padały co raz stwierdzenia, jednak ona zawzięła się, uporczywie nalegając.

- Jestem to państwu winna za pomoc, chociażby za lekarstwa i opiekę. Zapewniacie mi miejsce do spania oraz jedzenie. Proszę, weźcie chociaż pieniądze, a biżuterię zachowamy w rezerwie.

Po wielu słownych przepychankach udało jej się w końcu przekonać rodzinę Ulana do przyjęcia od niej pomocy materialnej. Jedyną osobą, która nie brała udziału w dyskusji, był Ulan, milczący jak zawsze. Przyglądający się bacznie wszystkiemu. I jej. Często czuła na sobie jego wzrok i oddałaby wszystko za chociaż jedną myśl z jego głowy. Praktycznie ze sobą nie rozmawiali, wymieniając jedynie uprzejmości. Kim tak naprawdę był ten mężczyzna, którego pokochała na wyspie? Przecież nie mogła się tak bardzo co do niego pomylić! A może wcale go nie znała?

Od ich ostatniego spotkania nie zmienił się wiele. Nie licząc krótko wystrzyżonych włosów i lichego odzienia, nadal pozostawał postawnym i przystojnym mężczyzną. Jednak to przecież nie jego wygląd tak ją w nim fascynował, a charakter i spokój ducha. W jego obecności zawsze czuła się bezpieczna. Czuł się dobrze zarówno z nim, jak i samą sobą. A teraz ta niespodziewana przepaść niedomówień i rozczarowań dzieliła ich, choć zajmowali wspólnie niewielki metraż podziemnego mieszkania.

Dni mijały, jeden za drugim, zlane w rytmie niezmiennego światła ze sztucznego oświetlenia skalnych domostw. Początkowo wszystko było nowe i wszystkiego trzeba było się nauczyć. To sprawiało, że każdy dzień był dla niej małym wyzwaniem i szansą na odzyskanie Ulana, ale kiedy się kończył, a ich niema relacja pozostawała bez zmian, w duchu obiecywała sobie, że jutro się to zmieni; że wszystko sobie wyjaśnią; że ona podejmie jakąś decyzję. A skoro nie będą w stanie się porozumieć, to nie pozostanie jej nic innego, jak jedynie opuścić to miejsce. Dlatego też każdego dnia starała się jak najwięcej dowiedzieć o Północy i zwyczajach w niej panujących. Wydawało się szaleństwem, by mogła samodzielnie egzystować w tutejszych warunkach, jednak nadal miała swój rodowy honor i jeśli trzeba będzie, prędzej podejmie próbę usamodzielnienia się, niż jego złamania. A niestety wszystkie znaki wskazywały na to, że jej miłosny afekt pozostawał jedynie po jednej stronie. Nie budziła w Ulanie złości. Nie. Z jej punktu widzenia nie wzbudzała w nim czegokolwiek, a to nie zwiastowało niczego dobrego.

Pomału wdrażała się w życie domowników, dostając swoje obowiązki i nieustannie się ucząc. Niektóre prace nie były jej obce i w pewnych czynnościach mogła podciągnąć innych. Chodziło tutaj głównie o wykształcenie i posiadaną wiedzę, którą sprzedawała najczęściej Aylin, swojej najwierniejszej słuchaczce, która nie opuszczała jej na krok.

Po wielu dniach Orana doszła do wniosku, że Północ to dla niej po prostu wydrążona w skale dziupla, w której mieścił się świat poszczególnych rodzin. Oczywiście, byli i tacy co wybierali życie w skalnych blokach, ale te miały swoją cenę oraz czas oczekiwania. Z tego, co udało jej się wywnioskować, to mężczyźni pracujący w kopalniach utrzymywali swoje rodziny, dostając w zamian oprócz pieniędzy, spory przydział wody pitnej, gdyż ta, którą czerpali z głębi skał do mycia, prania i sprzątania nie nadawała się do spożycia.

W przypadku ich komórki społecznej dochodziły jeszcze dodatkowe wydatki związane z lekarstwami Aylin. Rodzina starała się kupować je na bieżąco, by mieć zapas na czas nieoczekiwanej przerwy w dostawach lub łączności z innymi miastami. Tutaj zawieść mogły dwa czynniki: pogoda i ludzie - oba bardzo niepewne i zmienne. Z racji tego, że w ich rodzinie pracowali dwaj mężczyźni, czasami odsprzedawali oni swoją rację wody innym, w zamian za usługi, gdyż za wodę nie wolno było pobierać opłat pieniężnych. W ten sposób surowiec ten stawał się zachętą do pracy w kopalni - jedynego miejsca, skąd można było ją legalnie pozyskać.

- Ot „drobna" zachęta ze strony państwa do ciężkiej pracy - mawiał z uśmiechem ojciec Ulana, choć w jego słowach było więcej goryczy niż żartu.

A im dłużej Orana tutaj była i poznawała to miejsce, nie tylko pod ziemią, ale i na powierzchni, coraz lepiej rozumiała, jak wielkie szczęście miała, że pozostawała pod opieką dwóch mężczyzn, z czego jeden był zdrowy i silny, i mógł zapewnić swojej rodzinie świeżą wodę oraz pieniądze na utrzymanie w razie choroby tego drugiego.

Na powierzchnie wychodziła sporadycznie, czasami z Cyntią lub Seilem, by dostać się do miasta po sprawunki i poznać tutejszą okolicę. Jednak powierzchnia budziła w niej znacznie większy lęk niż podziemie, do którego powracała z ulgą.

Pod skałą nie wiał wiatr wpychający w każdą wolną szczelinę ciała wszechobecny drapiący pył. O tak, na dole panowała względna cisza, nie licząc sporadycznych odgłosów dudniących w oddali wodnych źródeł, gdzieś pomiędzy monolitem. Same zaś skały zyskiwały nieco na bliższym poznaniu, ponieważ dostarczały one ciepła do ich mieszkania. Ulan z Seilem określali to geotermią. Miło było po ciężkim dnu oprzeć się o ciepłą ścianę lub położyć na skalnej półce, które najmocniej nagrzewały się w prowizorycznej łaźni. Rozchodzące się wzdłuż ciała ciepło rozluźniało mięśnie i koiło stres wywołany codziennymi zmartwieniami.

Zdarzały się więc chwile, gdy miejsce to nie budziło w człowieku odrazy i strachu. Jednak były to tak rzadkie momenty, które w ogromie trudnych warunków do życia, nijak nie mogły przekonać kogokolwiek do tego miejsca. Do nieprzejednanej Północy.

Continue Reading

You'll Also Like

239K 6.1K 23
Dziewczyna musi zebrać sporą sumę pieniędzy. Stara się szukać każdej pracy. Przez przypadek znajduje ogłoszenie jako "osoba do towarzystwa" za wynagr...
45.4K 32 1
Wystarczyła tylko chwila, aby zapragnął ją mieć dla siebie. Jest członkiem, który dostaje to czego chce nawet kosztem innych. Tak został nauczony i w...
1.2M 33.4K 70
Ona - samotna matka, która nie ma niczego. On - trudny mężczyzna, który ma wszystko. Dwa różne światy stykają się w jednym miejscu, by pomieszać sobi...
" Zakład " By Małgorzata

Mystery / Thriller

63.8K 1.7K 61
Porwanie nie zawsze wiąże się z kasą, zemstą czy sławą. Tym razem chodzi o coś innego ale czy na pewno ? Zapraszam do czytania. DZIĘKUJĘ WAM ZA TO :*...