FEDORA | ATEEZ | Seongjoong!au

By Anonimowaok

17K 2.1K 807

Szli już trzeci rok... Trzy lata temu widział dwójkę ludzi- albo rodziców, albo zwierzchników, albo wybryki w... More

Iskra
Ancestor
Przyjaźń
Wieczór
Druga fala
uczucia
nie chciałem
arkadia
czarne płaszcze
układ
Fedora
(nie)Idealnie
Nowa codzienność
Kontrasty
Nowe nawyki
duma i uprzedzenie
parada absurdu
finezja
teatr lalek
kłamstwa
ekspedycja
dwie strony medalu
odpowiedzialność
Nieoczekiwana przystań
ciężar władzy
dominacja
podchody
konsekwencje
Prawdziwy strach
Jaebin
Powrót
Wizyta
Sojusze
Przeciwieństwa
Więzienie
Choi Jongho
Spisek
Szkolenie
Uśmiech
Podchody
Wyższość
Tajemnice
Bezinteresowność
Samotność w bólu
Urodziny
Punkt Planu
Zakłamana Bliskość
Inna strona
Zagadka
Przeszłość
Oczekiwanie
Wioska
Ułamek prawdy
Coś do ukrycia
Spacer
Nowa przystań
Dystopia
Tarapaty
Przyjaźń
Przesłuchanie
Aplikacja
Szantaż
Lęk
Więcej niż ból
List
Pinasa
Ucieczka
Żywioł
Nowy kierunek
Pytania
Miyeon
Karty przeszłości
Kwiaty Pieśni
Uczucie
Prawie u celu
Stara przyjaciółka
Szóstka
Czytelnia Pod Wierzbą
Stary bibliotekarz
Ryzyko
Nocne wyjście
Wyznanie
(prawie) Szczęście
Kontrola
Broń za broń
Park Hyejin, Wielka Premier
Do zobaczenia kiedyś
Furia
Być silnym
Sam
Prawdziwy zdrajca
Seongmin
Punkt pierwszy
Punkt drugi
Punkt trzeci
"Seonghwa, Seonghwa, Seonghwa..."
Punkt czwarty
Punkt piąty
100 (KONIEC)
OTAKJA

Okrucieństwo

153 18 6
By Anonimowaok

- Ach, znam już te uliczki na pamięć. Ciekawe co robią tutaj ludzie, kiedy się nudzą? Brakuje tu atrakcji, przestrzeni, a wszyscy wydają się tacy przybici.- odezwał się Woo skacząc między płytkami na rozbitym chodniku, tak aby nie nadepnąć na linie. San podążał za nim, pilnując żeby ten przypadkiem nie potknął się o jedną z nich i nie zrobił sobie krzywdy. 

- Pracują całymi dniami. Raczej po powrocie do domu nie mają czasu na myślenie o nudzie.- odparł, podając rękę szatynowi, kiedy ten niekontrolowanie przechylił się do tyłu, nieomal tracąc równowagę. 

- Jak zwykle masz rację. Nie lubisz Fedory, to widać. Ja lubię, pewnie dlatego nie patrzę na nią tak sceptycznie. Aczkolwiek zgadzam się z tobą.-

- Lubisz ją? Czy lubisz wygodę jaką ci daje?- Choi uniósł jedną brew. 

- To się sprowadza do jednego. Jednak odejdę stąd, jeśli byśmy we czwórkę tak postanowili. Wiesz? Ostatnio nad tym myślałem i kiedyś zależało mi na znalezieniu spokojnego miejsca dla siebie. Wystarczyłoby mi źródło wody, jakiś pokarm, kilka kawałków blachy zbitych w stabilny dach, a byłbym usatysfakcjonowany. Teraz wyobraziłem sobie być tu sam, mieszkać sam w pokoju, rozmawiać ze ścianą, korzystać z tego w samotności. Doszedłem do najważniejszego wniosku, że byłbym jak ci ludzie. Znudzony, w nie moim ciele, nie moim życiu, nie moim świecie. Dajecie mi poczucie istnienia. Czy to zabrzmiało zbyt filozoficznie?-  przystanął na sekundę, by przyjrzeć się reakcji wymalowanej na twarzy blondyna. Ten uśmiechnął się ciepło, klepiąc drugiego po plecach, w tym swoim wyjątkowo serdecznym, delikatnym geście. 

- Nie wydaje mi się. Zaś to czego jestem pewien, to że coraz bardziej uzewnętrzniasz swoją wrażliwość. Hongjoong będzie przerażony.- zaśmiał się, a Jung zaraz do niego dołączył. 

- On sam trochę się zmienił. Chyba cywilizowane warunki zmieniają ludzi. Ostatnio wygląda na oderwanego od ziemi, jakoby wyobraźnią był zupełnie gdzie indziej. Robi wszystko jak zawsze, ale on sam jest jakiś inny.- wzruszył ramionami, nieprzekonany czy to co mówi ma sens i czy ktokolwiek dostrzegł to samo. 

- Hong chyba jak nikt przepada za takim trybem życia. Teraz ma ku temu okazję.- stwierdził San, zamierzając tym samym jednocześnie uspokoić chłopaka i ostrzec przed jego nadmierna otwartością. 

     Wbrew pozorom, ich celem na tamten wieczór nie była wcale luźna pogawędka o sprawach ważnych, ważniejszych lub prawie znikomo istotnych. Oboje jako aspirujący strażnicy, mieli więcej swobody w poruszaniu się po osobliwych osiedlach Fedory, jak po własnym podwórku. Stosując się do prośby Kima, zdecydowali się wybrać na dokładniejszy ogląd poszczególnych dzielnic. Pozornie banalne zadanie okazało się skomplikowane, kiedy przemierzając uliczki nie dostrzegali żadnej żywej duszy. A wędrowali wszędzie. Bloki złożone z baraków, mieszczące niewielkie kwatery, wydawały się gnieździć ludzi, którzy chowali się tam przed zmrokiem. Jedynie jakaś młoda dziewczyna siedziała na krawężniku w pobliżu, wpatrzona w swoje porwane tenisówki. Wzbudziła ich ciekawość nie dlatego, że wyglądała podejrzanie. Stanowiła natomiast jedyny punkt zaczepienia w pustej przestrzeni miasta, po godzinie dziewiętnastej trzydzieści-pięć. 

- Hej, coś nie tak? Może pomóc?- zagaił brązowowłosy zbliżając się do nieznajomej, przeczesującej długie kasztanowe włosy, długimi palcami. Uniosła wzrok na niego z pewnym przerażeniem, uważnie badając każdy skrawek jego sylwetki. Co prawda, nie nosił stroju jak pozostali dozorcy, a jedynym śladem pracy w Głównej Siedzibie, był identyfikator wystający z kieszeni jego luźnych, grafitowych spodni. Zatrzymała tam swój wzrok. 

- Jeśli nie wolno mi tu siedzieć o tej porze, wrócę do siebie.- wydusiła z niemałym zdziwieniem, ponieważ jeszcze nie nadeszła godzina policyjna i powinna mieć prawo spędzać tu czas. 

- Ależ nie, proszę zostać. Po prostu nie ma nikogo w pobliżu i sądziliśmy, że coś się stało.- wtrącił Choi, a Jung energicznie przytaknął. Ta dwójka wydała się jej nietutejsza. Miała w tym rację. Widziała ich pierwszy raz, ewentualnie nie zapamiętała ich twarzy z przeszłości. Sprawiali wrażenie niewtajemniczonych w panujące tutaj zasady, co dało jej podstawy by sądzić, że oni są tymi przybyłymi zza murów. Każdy  o nich słyszał i w ciągu ostatnich tygodni wyrobił dość solidną opinię na ich temat. Większość nie miała nic przeciwko, chociaż przez nowość tej sytuacji, każdy kto miał z nimi do czynienia wprost, czuł się niezręcznie. Potem chodziły plotki, według których byli bardzo uprzejmi, nie nosili uniformów, nie stosowali tak zwanego "wyższego języka". W ten sposób powstał przepis, jak ich rozpoznać. W dalszym ciągu nie było za to pewności, czy darzyć ich namiastką zaufania, czy zachować stosowny dystans, taki jaki trzymano do obcych, czy do wrogów. A jedynymi wrogami w okolicy byli Kresowcy. 

- Rodzice pozabierali dzieciaki do domu, ponieważ zauważyli, że jeden z wykluczonych bawi się razem z nimi. Mały chłopiec, na oko w wieku siedmiu lat, umazany w piachu oraz brudzie, rozmawiał z jakąś dziewczynką, a potem bawił się w berka z pozostałymi. Jak jedna z matek to zauważyła, rozwrzeszczała się na całe osiedle, zaganiając dzieci do mieszkań i zabierając swojego synka, zabraniając mu kontaktu z kimś podobnym do tamtego malca. Siedzą w środku, bo obawiają się, że zniósł jakąś zarazę. Niby nie rzadko widzi się jak Kresowcy przedostają się tutaj, szperają oraz czegoś poszukują, lecz gdy jest to dziecko, budzi to sensację. Niezadbane dzieci to synonim jakiejś pandemii, pasożytów, chorób. Tak więc każdy siedzi, zamknięty. Jedzą pewnie kolację.- wyjawiła, widząc, że tamci nie mają pojęcia, dlaczego ona jako jedyna została na zewnątrz. Czuła swojego rodzaju obowiązek wyspowiadać się przed nimi, ponieważ kim by nie byli, służyli dla Seonghwy, a ona z władzą nie chciała mieć żadnych problemów. Wystarczająco wystraszył ją niedaleki incydent, w którym jeden z dozorców pobił chłopaka, bo ten wracał później z robót przy poszerzaniu farmy. Był to kwadrans po nastaniu godziny policyjnej i akurat napatoczył się barczysty mężczyzna, który nie chciał usłyszeć tłumaczeń, zamiast tego siłą wyperswadował młodszemu regulamin miasta, po czym z zakrwawioną twarzą odstawił pod drzwi kwatery. Był to "kolega" dziewczyny. Nie żeby kiedyś łączyły ich jakiekolwiek stosunki, wykraczające poza witanie się za zakręcie, lecz jego rodzina była jej znana. Jej rodzicielka pracowała z jego ojcem w małej szwalni w drugiej części Fedory. To od niej się dowiedziała. Podobnie jak o tym, że od taty również dostał kolejną nauczkę, chyba surowszą niż dozorcy. 

- Hmm? A co się stało z tamtym chłopcem?- zapytał Wooyoung, a ta zmarszczyła brwi. Nie spodziewała się takiego pytania, bowiem ostatecznie jego los nikogo nie obchodził. Ważne było, aby chronić własne pociechy, nawet jeśli zagrożenie jakie widzieli w intruzie, pozbawione było sensu. 

- Nie wiem. Skąd miałabym wiedzieć?- rzuciła. 

- Jak masz na imię? Czekasz tu na kogoś?- kontynuował San, zauważając, że temat Kresowców nie był dla tutejszych zbyt przyjemny. Zresztą, pewnie ich wiadomości w tym zakresie kończyły się na tym, w co kazano im wierzyć. 

- Seungwan. Wolę spędzać czas tutaj niż w domu.- 

- Dlaczego?- drążył blondyn, bo wydawało mu się, że powinien być dociekliwy. Chyba wpasowywało się to w funkcję jaką pełnił, jeśli dało się to w ogóle jakoś określić. 

- Moi rodzice się kłócą. Nie mam ochoty w tym uczestniczyć, więc wybrałam to miejsce. Zaraz tam wrócę, ale to jeśli będę pewna, że ojciec poszedł spać, a matka wyszła do fabryki. Pilnuje jej w nocy oraz sprawuje pieczę nad taką małolatą, co przychodzi tam sprzątać. Coś jeszcze mam dodać?- wyjaśniła dość skrupulatnie. Oboje pokręcili głowami, po czym życząc udanego wieczoru, wyminęli ją, kilkakrotnie jeszcze zerkając za siebie, jakoby starając się upewnić, czy mówiła prawdę. Została tam, wciąż się przyglądając swojemu zniszczonemu obuwiu. 

- Uważasz, że powinniśmy poszukać tego dziecka?- Wooyoung bądź co bądź był przeciwny zignorowania faktu, że ktoś się zagubił. Zwłaszcza patrząc na zachód słońca oraz możliwość napotkania właśnie takiego pracownika, jak nastolatek z anegdoty Seungwan. Dla Kresowca mogło się to skończyć tragicznie, a przecież ostatecznie to niewinny siedmiolatek. 

- Tak, trzeba się rozejrzeć.- mruknął San i oboje skierowali się do miejsca, jakie zdawało się idealne dla rozrabiania dla najmłodszych. 

    Piaskownica będąca niczym innym jak nasypem ziemi oraz niestabilna huśtawka, której użytkowanie mogłoby stanowić prędzej karę niżeli rozrywkę, stanowiły substytut placu zabaw. Obok rosły krzewy o gałązkach pełnych igieł, gdzie nikt nigdy nie chował się podczas gry w chowanego oraz dwa wysokie drzewa, które były wyżarte przez opady, ale na tyle wytrzymałe aby najbardziej wysportowane jednostki wspinały się na nie bez żadnego konkretnego celu. 

Blondyn z szatynem rozdzielili się, żeby dokładnie przetrzepać ten obszar. W pierwszej minucie nic nie wzbudziło ich zainteresowania. Nikogo nie było słychać, ani widać. Dopiero po przeglądnięciu zarośli między krzakami, Wooyoung zauważył zarys drobnej sylwetki i przestraszył się prawie tak, jakby znalazł tam martwe ciało. 

- San!- zawołał,  a wtedy mała główka, o obstrzyżonych na bardzo krótko włosach, odwróciła się w jego stronę, równie zlękniona. Było to dziecko z umorusaną twarzą, powbijanymi w ramiona cierniami oraz dużymi, szarymi oczami. Patrzyło się w Junga, prawdopodobnie szukając możliwości ucieczki, na którą oczywiście ani blondyn, ani Woo by mu nie pozwolili. Dwójka otoczyła malucha, oglądając go trochę jak jakiś rzadki gatunek. Tak naprawdę to nadzwyczajne zainteresowanie wywołał niewidywany dotychczas odcień tęczówek u ludzi z tych stron oraz ogólny stan chłopca. Miał podziurawioną, pomarańczową koszulkę pełną plam od jedzenia i ziemi, krótkie brązowe spodenki z przerwaną kieszenią oraz błękitne japonki. 

- Zgubiłeś się?- zaczął jasnowłosy sympatycznie, by nie spłoszyć Kresowca. Tamten zerknął na niego, później ponownie na Wooyounga. Chyba zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinien tu być. Bał się, więc postanowił się nie odzywać.- Nic ci nie zrobimy. Chcemy odprowadzić cię do domu. 

- Właśnie, nie musisz się obawiać.-  dodał energicznie brązowowłosy, mocniej się do niego nachylając i jednocześnie wyciągając przed siebie prawą dłoń.

- Kresowcy nie mają domu.- wyszeptał drżącym głosem, przyciągając kolana pod brodę. 

- Twoja mama z pewnością cię szuka. Musimy cię do niej odprowadzić, dobrze?- San nie dawał za wygraną. 

- Zabijecie ją, jak wam powiem gdzie jest. Tak robią ci Panowie w płaszczach. Co noc przychodzą i zabijają kogoś. Zabierają mu ostatki jedzenia, jakie trzymał przy ubraniu. Ubrania też kradną. Nie powiem wam, gdzie jest moja mama.- odrzekł tonem nadzwyczaj poważnym jak na tak młody wiek. Wooyoung był w szoku, dowiadując się o tym, co właśnie przekazało im to dziecko. Nie mieli podobnych zamiarów, a coś tak okrutnego nie przeszłoby żadnemu z nich przez myśl. Musieli koniecznie przekazać Hongjoongowi, że zachodzą tu takie procedury. Absolutnie nie godzili się przykładać do tego ręki. 

- Nie jesteśmy nimi. Widzisz? Mieszkamy w Głównej Siedzibie, ale my nie pochodzimy z Fedory. Obiecuję, że chcemy ci tylko pomóc. Nie wyrządzimy krzywdy ani tobie, ani nikomu z twoich bliskich oraz postaramy się, aby nikt inny nie dopuścił się takich zbrodni. W porządku?- przysięgał Choi, kładąc pięść po lewej stronie klatki piersiowej, patrząc prosto na popielate ślepia chłopczyka. Blondyn wytwarzał wokół siebie aurę naprawdę życzliwego, uczciwego człowieka, toteż mały wkrótce ustąpił, wygrzebując się zza ostrych gałązek. Otrzepał swoje szorty i jego spojrzenie ponownie wędrowało między twarzą jednego, a drugiego nastolatka. 

- Znasz drogę? Jakiekolwiek wskazówki?- 

- Tak. Tędy.- wskazał palcem na jedną z ciemnych uliczek, sięgających poza bloki baraków.- Dziś rano zabrali mojego brata, więc tata kazał mi biec daleko i skryć się do wieczora, żeby strażnicy mnie nie dorwali. Miałem wrócić, ale po tym jak jakaś Pani zaczęła krzyczeć, że tu jestem, w okolicy zebrało się mnóstwo dozorców. Jeden o mało mnie nie znalazł. 

- Spokojnie, z nami nic ci nie grozi.- zapewnił Woo, podając mu swoją rękę. Chłopiec niepewnie owinął małą dłoń wokół jego nadgarstka, po czym ruszyli  trasą, dyktowaną przez najmłodszego.- Przedstawisz się?

- Juno...- bąknął. 

- Jesteś głodny?- zagabnął San, przypominając sobie, że ma w kieszeni jabłko, które trzymał dla siebie na kolację.  Juno początkowo nic nie powiedział, ale burczenie brzucha go zdradziło, więc Choi podał mu owoc z szerokim uśmiechem. Tamten przejrzał je dokładnie, po czym spałaszował tak prędko, że żaden z nich nie był świadkiem, aby ktoś jadł tak szybko. 

     Wkrótce dotarli do pustego pola, przypominającego pas gładkiej, wypalonej ziemi, oddzielającej część miasta zwaną dumnie Fedorą, od Kresowców, stanowiących ich hańbę. W pobliżu stało kilku pracowników, wyposażonych w broń, którzy uważnie przyglądali się poruszającym się figurom. Woo trzymał Juno tak, ażeby wydawało się, że idą tylko on z Choiem i nikt inny. Jeden nawet zaczął się do nich zbliżać, buzujący od wściekłości, ale szatyn jeszcze z bezpieczniej odległości zaczął wymachiwać swoim pistoletem oraz identyfikatorem. 

- Dostaliśmy polecenie od Seonghwy, żeby zbadać ten teren. Wracaj na swoje miejsce, albo wpakuje w ciebie cały magazynek bez żadnych konsekwencji, ty żałosny śmieciu!- krzyknął tak donośnie, z taką złością, że jego ostrzeżenia wydawały się jak najbardziej uzasadnione. Zresztą Woo nie raz już udowodnił swoją porywczość czy brak skrupułów. Obiecał bezpiecznie odprowadzić dziecko do rodziny, to tego dokona, nawet jakby miał nagle wypowiedzieć tym wszystkim potworom wojnę. 

Tamten jednak wydał się przekonany takim komunikatem. Byłoby to dziwne, gdyby nie tożsamość Sana oraz Wooyounga, rozsławiona wśród służby Parka. Znając ich wpływy, można było uznawać ich słowa za doraźne rozkazy, którym najlepiej było się podporządkować. 

Przeszli przez to pustkowie trafiając na niski płot z desek, przy którym siedziały dwie małe grupy osób. W jednej znajdowała się wysoka kobieta o śniadej cerze, rozmawiająca o czymś z wiekowym już mężczyzną o nierówno uciętej brodzie. O jego ramię opierała się babcia, w sukience w kwiaty o wyblakłych, ponurych barwach, trzymająca rękę blisko brzucha. Wydawała się nabrzmiała, jakby była złamana. Staruszka miała przymrużone powieki i omal nie zasypiała. Rozbudziła się jednak, ujrzawszy intruzów, wkraczających poza ich ogrodzenie. 

Wszystko umilkło. Nawet dźwięki natury zamarły w jakimś oczekiwaniu, a Kresowcy wstrzymali oddechy. Skupione nieopodal dzieci, wychylały się zza niskiego pnia. Normalnie najpewniej by uciekały, ale od tego pomysłu odwlekał ich widok Juno oraz fakt, że żaden z dorosłych, którzy mu towarzyszyli, nie nosił czarnego, długiego, okrycia wierzchniego, ani kryształowej maski. 

Kilka metrów dalej stały namioty. Całe obozowisko namiotów, zbudowanych z pozszywanych szmat, poprzykrywanych dodatkowo ogromnymi kawałkami blachy, które za pewne miały chronić ich dorobek na wypadek ulewy. Ich własność była bardzo skromna. Wooyoung zauważył w kącie prawie całkowicie opróżnioną puszkę z jakąś przeterminowaną żywnością, kilka na wpół zgniłych pomarańczy oraz pół butelki brudnej wody. W innej części, mężczyzna siedzący na ziemi, zajmował się chyba swoistego rodzaju rzemiosłem, strugając coś usilnie z drewna. Miał głowę ogoloną na łyso. Ubrany był w szarawą koszulkę na ramiączka i stare dżinsowe spodnie, pełne niepożądanych przetarć oraz dziur. W pobliżu biegała mała dziewczyna o wyjątkowo jasnych włosach, w różowej sukience, bardzo ładnej jak na całą brzydotę otaczającą ją zewsząd.

- Tam.- powiedział Juno, prowadząc swoich towarzyszy między innymi namiotami. 

Konstrukcja przypominająca szałas, stała tuż przy murze, a przy niej krążył widocznie zdenerwowany Kresowiec. Facet w średnim wieku, odchodził od zmysłów, przemierzając non-stop tą samą trasę, wynoszącą maksymalnie pięć metrów. Natarczywie poprawiał czarne włosy, które opadały mu delikatnie na ramiona. Trzymał w ustach niezapalonego papierosa.

- Tata!- zawołał Juno, wyrywając się w jego stronę, a tamten dostrzegając syna, rzucił się do niego z rozwartymi ramionami. Przycisnął chłopca do siebie z całej siły, czując jak ciężki kamień spada mu z serca. 

- Gdzie byłeś? Miałeś wrócić po godzinie, dwóch. Nie było cię cały dzień. Już myślałem, że cię nie zobaczę.- ostatnie słowa powtarzał jeszcze kilka razy, głaskając plecy malca z należytą czułością. 

- Musiałem się ukrywać, żeby strażnicy mnie nie złapali. Dopiero oni pomogli mi tu przyjść. Są dobrzy! Są z miasta, a są dobrzy!- pokazał na Sana oraz Wooyounga, zachowujących dystans, by nie wzbudzić żadnych podejrzeń. Mężczyzna jednak dalej spoglądał na nich z rezerwą, przekonany, że to jedynie podstęp, mający sprowadzić nieszczęście do ogniwa. 

- Nie mamy złych zamiarów.- mruknął San. Po tym, zdecydowali się oddalić, nie wiedząc co jeszcze mogliby zrobić. Nie chcieli też przebywać tutaj zbyt długo, żeby nie zagęszczać atmosfery. Ciągle czuli na sobie wzrok  tutejszych i budziło w nich to dyskomfort. Najważniejsze, że odstawili Juno. 

- Dziękuję!- zawołał za nimi ojciec malucha.

----------------------------------------------------------

       Mingi szedł z Hongjoongiem po korytarzu, jeszcze raz dyskutując o tym, czego Song dowiedział się od Yunho. W prawdzie Hong znał już tą historię na pamięć i nawet spisał ją na pojedynczych kartkach, które wpiął do notesu, lecz pozwalał drugiemu mówić w nadziei, że albo dowie się czegoś nowego, albo przestanie go boleć głowa. Miał potworną migrenę, spuchnięte oczy od zbyt małej ilości snu oraz posępny humor, jaki udzielał mu się bardzo często, ale w ciągu ostatnich dni szczególnie. Zrobili krok na przód w swoim śledztwie. Mieli dość sporo informacji, jakie po złożeniu dawały już całkiem solidny zarys postaci zabitego mężczyzny, aczkolwiek Joong odciął się od tego na tyle, na ile pozwalało mu własne sumienie. 

A z tym żył w sporym konflikcie, którego nijak dało się rozwiązać. Przynajmniej on nie potrafił. To też przyczyniało się do jego ostatecznego stanu. W swoje obowiązki wkładał wciąż tyle samo energii oraz zaangażowania co dotychczas. Po prostu pomiędzy nimi, kiedy miał czas na skupienie, robiło się z nim o wiele gorzej. Jakby starzał się o minimum siedem lat w przeciągu dwóch sekund, jakby odbiegał myślami gdzieś daleko, gdzie nikt prócz niego nie jest w stanie sięgnąć i jakby Kim przestawał przypominać człowieka, którym był. Idąc z pomieszczenia do pomieszczenia, był osowiały, przygnębiony i zmęczony jak nigdy dotąd w życiu, zaś po przekroczeniu progu, wracał ten sam chłopak, który był w stanie przejąć władzę nad światem, gdyby tylko włożył w to odrobinę zaangażowania oraz trzeźwość własnego umysłu. Pewnie dlatego, ciężko było nieuważnemu obserwatorowi, w ogóle spostrzec, iż coś jest nie tak. W gruncie rzeczy, szarowłosy ukrywał się w chwilach, gdy napadał go ten okropny stan melancholii. 

Dopiero teraz, kiedy ciemnowłosy człapał tuż przy nim, mając dokładny wgląd na bladą, w pewien sposób smutną, buzię Honga, zaniepokoił się nieco. Nie na tyle, by wszczynać jakiś alarm, albo siać panikę, ale na tyle by po prostu zapytać. 

- Czy coś się dzieje Hongjoong?- zagadnął. Nie zwykli zwierzać się sobie nawzajem, toteż ciągnięcie kogoś za język w tej materii było dla niego niecodzienne i niezręczne. Nie łudził się nawet, że starszy cokolwiek zdecyduje się mu wyjawić, bez różnicy, czy coś było na rzeczy, czy ten tylko przesadzał, myląc znużenie z czymś poważniejszym. Joong uniósł brodę zerkając przelotnie na wyższego. 

- W jakim sensie? Z Fedorą? Z naszym dochodzeniem? W Siedzibie? Nic nowego, o niczym mi nie wiadomo.- mówił, chociaż wiedział, że nie o to chodziło Songowi. 

- Z tobą...- westchnął, a szarowłosy naprawdę marzył by przemilczeć odpowiedź. Tak czy siak, nie planował reagować, ale też nie pragnął by tamten zachował swoją ciekawość. 

- Ach Mingi, nie zajmujemy się mną. Jestem zdrowy, jak łatwo zobaczyć, więc nie przejmuj się tym, czym nie należy.- wymamrotał niezbyt przekonująco, co nie mogło zaskakiwać, skoro on sam przekonany nie był. Tkwił w przeświadczeniu, że to stan jak każdy. Ból, strach, zwątpienie, to zawsze ostatecznie minie, także nie ma nad czym się rozwodzić. 

Brunet próbowałby dążyć do prawdy, gdyby chodziło o kogokolwiek innego niż Hongjoong. Z nim nie było to takie łatwe. Jeśli nie chciał czegoś wyjawić, to siłą nie dało się tego z niego wyciągnąć. W pewnych sytuacjach stanowiło to jego niesamowitą zaletę, ale w zwykłych relacjach, spory kłopot. 

- Dziś znów wychodzę z Yunho do fabryk.-

- Lubisz spędzać z nim czas?-

- Nie umiem potwierdzić, ani zaprzeczyć. Po prostu jest i nie przeszkadza mi to.- Song naprawdę nie znał się na uczuciach tak, jakby chciał. Czy to, że ktoś mu nie przeszkadzał, oznaczało sympatię? W ogóle nie był pewny w kwestii dokuczliwości osoby, jaką był Jeong. Nie wadził mu zazwyczaj, lecz zdarzało się, że go denerwował. Z drugiej strony jego brak mógłby jakoś odbić się na Mingim, niemniej ten nie miał pojęcia w jaki sposób i czy skutki byłyby ostatecznie pozytywne czy negatywne.- Dołączy do nas San, a Woo zostanie dłużej na sali, by szkolić piątkę. 

- Przyjdę do niego, jak skończę moje zadania.- zadeklarował Hong. W zasadzie Wooyoung z pewnością poradziłby sobie sam, ale dobrze żeby spędzili trochę czasu razem. Szatyn wydawał się jedynym z ich grupy, który mimo wszystko byłby w stanie zmusić Kima do szczerości. Niby gryźli się codziennie przez ponad trzy lata, jednak w końcowym rozrachunku, brązowowłosy był dla niego jak bliski brat, o jakiego czuł powinność dbać. 

      

Continue Reading

You'll Also Like

110K 7.7K 31
Podniósł głowę i zobaczył, że chłopak patrzy prosto na niego. Szybko odwrócił wzrok i zaczął wpatrywać się w swoją ławkę mamrocząc pod nosem. Tylko t...
370K 24.2K 178
zakończone ✓ Wooyoung to chłopak grający w siatkówkę, który nigdy nie zagada do Sana, bo mimo, że chłopak mu się podoba to gra w piłkę nożną. A kapit...
7.3K 378 25
mars.theplanet: twoje zeby sa atrakcyjne byhongjoong: ?????