Spektrum czerni | Kuroshitsuji

By Aldern

2.1K 203 157

Wycinek historii ludzi, którym mniej lub bardziej w życiu nie wyszło i którzy z racji tego wpakowali się w ni... More

Jak to czytać, o ile to w jakimś sensownym wymiarze powstanie
1:S - Cenestezja mizantropa
2:Ag - Widok ludzi
3:S - Słodycz szkła
4:W - Arbitralny buchalter
5:S - Zwęglone interesa
6:A - Woń upału
7:S - Indyferentny lokator
8:W - Niechciany delegat
9:S - Niejasne koneksje
10:E- Kolporter obłudy
11:S - Adherent amator
Playlista cz.1
12:A - Cena swobody
13:S - Bezbarwny horyzont
14:W - Skrywane urazy
15:S - Stare blizny
16:Gr - Nihilistyczny malkontent
18: Ag - Fala żaru
19:S - Niebezpieczna gra

17: S - Skrawki zwyczajności

32 4 0
By Aldern

Patrzenie na dwóch chłopaków wybierających ubrania w sklepie niemal sprawiało, że czułem się jak ktoś zwyczajny. Niemal, bo jeden z nich miał ojca bankiera-przecherę i ochroniarza górującego nade mną wzrostem, a drugi miał podszywać się pod swojego brata bliźniaka, będącego spadkobiercą niewyobrażalnie wielkiej fortuny. No i jeszcze w tym wszystkim byłem ja. Ciężko było powiedzieć, czy mu pomagałem, czy próbowałem go wykorzystać. Partnerstwo balansowało między tymi dwoma rzeczami.

Z początku obawiałem się zabrania Ciela do galerii handlowej. Sam nie lubiłem tych miejsc, gdyż odwiedzający je ludzie wydawali się jacyś tacy oderwani od rzeczywistości. Pochłonięci szałem zakupów i wpatrzeni w witryny przeróżnych sklepów oferujących rzeczy, których w zasadzie nikt nie potrzebował. Ledwo pamiętałem, kiedy ostatni raz kupowałem ubrania, ale jeśli sobie dobrze przypominam, to potrzebowałem nowej białej koszuli, kiedy poprzednia zabarwiła się od krwi i nie chciała doprać. Teraz też średnio byłem zainteresowany kreacjami pieczołowicie prezentowanymi na manekinach.

Siedziałem na ławce, pośrodku jakiegoś sklepu odzieżowego dla snobów i miałem oko na torby z zakupami Ciela i Somy. Przy okazji lustrowałem też otoczenie na pozór znudzonym wzrokiem. Miałem taki wyrobiony nawyk. Agni robił podobnie, stojąc wyprostowany jak struna w swoim uniformie. Wyglądał całkiem zabawnie, trzymając kubki z buble tea, które kupił wcześniej jego pracodawca. Czy może raczej właściciel.

Robiłem się zmęczony, a wcale nie przebywaliśmy długo w tej handlowej utopii. Skoro Red już dowiedziała się, że poczynamy jakieś ukryte działania inne niż sprawa ustalenia pokrewieństwa, nie było sensu dłużej się ukrywać. Na widoku w tym wypadku będzie się bezpieczniejszym. Pojawienie się Ciela w mediach wywoła niemały szum medialny i jego powtórne zniknięcie w niewyjaśnionych okolicznościach na pewno nie umknie ich uwadze. Po prostu trzeba go było do tego odpowiednio przygotować. Rozsądnie z jego strony będzie nadrabiać wyglądem, a zmiany w zachowaniu i niepamięć dotyczącą minionych wydarzeń tłumaczyć traumą po stracie rodziny.

Wyglądał inaczej niż wtedy, gdy zobaczyłem go po raz pierwszy. Zdrowiej, nie jak szkielet powleczony poparzoną skórą. Jego włosy nadal były zabarwione na czarno, ale po wizycie u fryzjera wyglądał przystojniej. Mniej jak dziecko wyciągnięte z piwnicy. Dzięki grzywce opadającej na prawą stronę twarzy jedynie jego niebieskie oko będzie na widoku, co upodobni go do brata. Już trzymał się tak prosto, jak dzieciak z dobrego domu i poruszał się jak jeden z nich. Nie umiałem powiedzieć, kiedy zdążył opanować sztukę bycia snobem, aczkolwiek nie sposób było prychnąć z rozbawienia widząc, jak dobrze sobie z tym radził.

Chyba było już za późno, żeby się z tego wycofać. Poza tym wizja wodzenia Red za nos wydawała mi się całkiem interesująca. Co mogło w końcu pójść nie tak? Mogłem umrzeć, no ale mogłem też zostać zapamiętany jako ktoś, kto wymknął się najbardziej popieprzonej kobiecie w Ameryce. Oczywiście, że nie było warto ryzykować, ale w zasadzie skoro próbowałem wynieść się z tego miasta, równie dobrze mogłem przeprawić się przez Acheron.

Nie miałem zamiaru bawić się w stylistę, dlatego postanowiłem polegać w kwestii ubioru na Somie. Przynajmniej jeżeli chodzi o ubiór Ciela, ja nie potrzebowałem z nim pomocy. Czerń zawsze była najbardziej uniwersalnym wyborem, jeżeli chciało się wyglądać elegancko i profesjonalnie. Nawet jeśli na zewnątrz jest nieziemsko wysoka temperatura, podobnie jak dzisiaj.

Młody w zasadzie bawił się teraz za moje oszczędności, ale zamierzałem dopilnować, by zwróciło mi się to z nawiązką. Od czasu do czasu Hindus wyciągał go z przymierzalni, żeby mi go pokazać w jakiejś wymyślnej kreacji, ale znudziło mu się to, kiedy w żadnym wypadku nie okazałem ani odrobiny entuzjazmu. Wybrali razem już wyjściowe ubrania i coś bardziej codziennego. Soma bawił się świetnie, ale nie wiedziałem, czy mogłem o Cielu powiedzieć to samo.

– Wyglądasz na znużonego życiem. – Agni, nowy pies w rezydencji Kadarów, nie mówił zbyt dużo, dlatego nie spodziewałem się, że w ogóle będzie próbował wciągnąć mnie w jakąś rozmowę. Najwyraźniej też nie był wielkim fanem zakupów.

– Ty też nie wyglądasz, jakbyś się szampańsko bawił – mruknąłem.

Zerknąłem kątem oka na niego. Obserwowałem właśnie ludzi po drugiej stronie szklanej witryny. Gdybym siedział w jakiejś bardziej wystudiowanej pozie być może wyglądałbym dla nich jak manekin. Czułem się dzisiaj tak, jakby powietrze wokół mnie zgęstniało i spowolniało wszystkie moje ruchy. Chyba spokój zaczynał mnie dusić.

– Pracuję, a ty jesteś tu z własnej woli.

– To nie jest takie łatwe – stwierdziłem. – Po prostu pilnuję młodego, żeby potem móc zgarnąć moją należność i się stąd wreszcie zawinąć. – Odgarnąłem włosy do tyłu. Miałem wrażenie, że ta rozmowa nie będzie miła. Ale czy jakakolwiek rozmowa kiedyś mi się taka wydawała? Nie przypominałem sobie.

– Czyli też jesteś tak jakby ochroniarzem? – rzucił. Nawet jeśli miał swój elegancki uniform, nie wyglądał poważnie, trzymając plastikowe kubki z kolorową zawartością. Jego poważna mina nie robiła najmniejszego wyobrażenia w takich okolicznościach. Równie dobrze mógł się nazwać niańką tego ciemnoskórego dzieciaka.

– Tak jakby. Stracę szmal i czas, jeśli dostanie kulkę w łeb, łapiesz? – Potaknął. – Pewnie przez jakiś czas będę kogoś takiego udawał. No wiesz, żeby mieć jakiś powód, by się wokół niego kręcić.

– Red cię nie rozpozna?

– Rozpozna, ale nic na mnie nie ma. Pewnie będzie próbowała mnie w coś wrobić, ale mnie nawet nie ma w policyjnych rejestrach. Poza tym, żeby zachować pozory, powinna się raczej cieszyć z powrotu swojego krewniaka zza grobu. Przynajmniej oficjalnie.

– A nieoficjalnie będzie chciała rozwlec wasze wnętrzności po ulicy? – zapytał. Najwyraźniej też słyszał, że czasami coś podobnego wyczyniała, chociaż ja nie sądziłem, żeby to była prawda. To jej się zwyczajnie nie opłacało, podejrzewałem, że wolała takiego delikwenta obchnąć na spółkę ze swoim nawiedzonym zięciem, w kawałkach lub w całości.

– Rodzina taka już jest – skwitowałem, chcąc zamknąć temat. Sam rodziny w sumie nie miałem. Nie pamiętałem swoich rodziców, ale w gruncie jacyś musieli istnieć. W końcu nie wylęgłem się z kanałowego brudu i nie wychowały mnie przerośnięte szczury. A jednak wszystkie najwcześniejsze wspomnienia ukazują jakichś w zasadzie nieznanych mi ludzi. Ulice i podejrzane sutereny.

– Nie szkoda ci się tak marnować? Za pieniądze, które wydają teraz te dzieciaki, zdążyłbyś sobie pewnie ułożyć życie ze dwa razy.

– Mógłbym cię zapytać o to samo. Nie wiem, jak ty, ale mnie życie zastępczego scenariusza wcześniej nie wręczyło. Nadal wydaje mi się, że liczy na to, że zdechnę w tym samym mieście, w którym się urodziłem. Mam za dużo znajomości w okolicy, żeby móc wyprowadzić się na przedmieścia i spokojnie sobie żyć. Wyobrażasz to sobie? Wczoraj przemycałem narkotyki dla chińskiej mafii, a teraz koszę trawnik. – Machnąłem ręką na tę wizję.

– Po prostu szukasz usprawiedliwienia dla twojej chorej fascynacji zepsutym życiem. W innym wypadku już byś zrezygnował.

Zacisnąłem zęby, zanim przejechałem wzdłuż nich kolczykiem utkwionym cały czas w języku. Nie pozbyłem się tego nawyku. Bard czasami mówił, że przez to durne stukanie rozwalę sobie zęby. Być może miał rację i powinienem się go w końcu pozbyć. On też był pamiątką z dawnych, chociaż nie lepszych, czasów. Zapewniał dodatkowe doznania, tak przynajmniej słyszałem. Wydawało mi się, że po wykonaniu tego przekłucia, mój zmysł smaku stał się mniej czuły. Przynajmniej dzięki temu prościej było znieść, gdy ktoś wbrew protestom dochodził mi w ustach.

Wzdrygnąłem się na to wspomnienie i zdecydowałem, że trzeba się go pozbyć. Kolczyka, wspomnień, wszystkiego najlepiej.

– Nie wydaje mi się, żebyś się nadawał na ochroniarza – stwierdził po chwili milczenia. Zmierzył mnie oczami w szarym kolorze, zupełnie jakby próbował mnie prześwietlić. Spojrzałem po sobie, ale nie wydawało mi się, żeby coś w mojej posturze było nie tak.

– Jestem za wąski w barkach czy za niski? – Raczej nie porównywałem się z innymi, a jednak ciężko było nie zauważyć, że Agni mnie przerastał. Górował nad tłumem płowych głów z tymi swoimi białymi dredami i bezprzewodową słuchawką w jednym uchu.

– Nie, po prostu widać, że kierują tobą tylko materialistyczne pobudki. Tak naprawdę nie obchodzi cię, co się stanie z tym chłopakiem. – Znów zaczął wodzić wzrokiem za swoim właścicielem, na co jedynie prychnąłem.

– Wystarczyło, że ci obciągnął i zmieniłeś się w takiego potulnego psa? Spodziewałem się po tobie większej dumy, najwyraźniej niesłusznie.

Podniosłem się i przeciągnąłem. Znałem większość rodziny Kadarów, a także wszystkie dziwne nawyki praktykowane przez jej młodszych i starszych członków. Wiedziałem, że Soma zmieniał ochroniarzy często, chociaż przyczyny tego stanu rzeczy nie znałem. Nie przeszkadzało mi to jednak w dzieleniu swoimi spekulacjami.

– Zostawi cię, jak się przywiążesz. Jego to nudzi. Gonienie królika jest bardziej interesujące, a po złapaniu pojawiają się jedynie problemy, co z nim zrobić. Na twoim miejscu rozglądałbym się już za nową pracą. Szkoda by było, gdybyś znów poszedł siedzieć. – Odwróciłem się do niego, żeby poklepać go po ramieniu. – To przyjacielska rada. Ty też się do tego nie nadajesz.

Zostawiłem go na chwilę samego z torbami. Nie wydawał się być urażony ani nic, w zasadzie jego wyraz twarzy pozostał niezmieniony. Odszedłem, żeby zapytać młodzież, ile im właściwie jeszcze zjedzie na wybieraniu tych ubrań. Nie muszą od razu zapełniać całej garderoby. Ciel miał za pieniądze z ubezpieczenia posesji nabyć jakieś nowe lokum. Powinien wybrać coś z rozmachem w ramach zachowywania pozorów, ale nie sądziłem, by tak ogólnie odczuwał potrzebę wracania do piwnicy.

Nie dawał po sobie poznać tego, że musi przyzwyczajać się do życia „na powierzchni". Zachowywał się tak, jakby wszystko było dla niego zupełnie normalne. Rozległe ulice, wielkie sklepy, hotele, restauracje samochody. Nikt o nim nic nie wiedział, dlatego też ciężko było mi ocenić, czy w ogóle widział świat inny niż widok z okna. A nawet to nie było dla mnie pewne. Chłopak nie panikował jednak na widok ludzi, elektroniki czy innych wymysłów współczesnego świata. Najczęściej, kiedy napotykał coś nieznanego, patrzył, czy jakoś na to reagowałem. Jeśli coś nie niepokoiło mnie, on także pozostawał spokojny. Aż za spokojny.

– Wiecie, nie chcę się tu zestarzeć i w zasadzie jestem głodny. Czy możemy powoli kończyć?

– Ale jeszcze nie wybraliśmy stroju kąpielowego...

Przewróciłem oczami, ale zanim zdążyłem zapewnić Hindusa, że w najbliższym czasie on się Cielowi i tak nie przyda, gdyż ten będzie zbyt zajęty sprawami spadkowymi, że o wycieczce na basen czy plaże nie będzie nawet mowy.

– Ale w hotelu, w którym się zatrzymaliśmy na parterze jest sauna i jacuzzi... – Ciel wyjrzał zza zasłony jednej z kabin przebieralni. Wychylił się z odsłoniętym ramieniem, zapewne nie miał w tej chwili na sobie niczego, co zakrywałoby jego górną połowę ciała.

Przewróciłem oczami jeszcze raz i było to dostatecznie wymowne, by chłopak nie nalegał na odwiedzenie tego mini-spa. Nie chodziło nawet o to, że to mogło być niebezpieczne, po prostu nie miałem ochoty na pójście tam z nim.

– Do sauny wchodzi się w samym ręczniku, jestem też przekonany, że nikt nie miałby nic przeciwko, gdybyś siedział wśród bąbelków bez ubrania. Czy to załatwia sprawę?

– Tak, już kończymy. – Chłopak schował się znów za kotarę. Z jednej strony wydawało mi się mało możliwym, żeby zmienił się znacznie w czasie tego czasu, który ze sobą spędziliśmy, a z drugiej strony wyglądał zupełnie inaczej. Trzymał się prosto, był dobrze obstrzyżony, zadbany i cóż... na pewno nie miał anemii. Jego rysy wyostrzyły się, zupełnie jakby przez noc przestał mieć twarz dziecka i spoważniał. Nie przypominał swojego zmarłego brata, którego znałem ze zdjęć. Tamten zdawał się mieć do twarzy przyklejony szarmancki uśmiech, kiedy ten rzadko kiedy przestawał marszczyć swoje brwi.

– Chcę zjeść w restauracji – oświadczył mi Ciel, kiedy ostatecznie skończyli przymiarki. Miał na sobie białą koszulkę w niebieskie paski i białe rybaczki. Wyglądał raczej jak zwykły nastolatek niż ktoś, kto ma posiąść obrzydliwie wielką fortunę.

– Jak sobie tylko panicz życzy, na co jednak ma ochotę? – Uśmiechnąłem się do niego pobłażliwie, na co Agni, stojący nieopodal jedynie prychnął. Niestety egzotyczna dwójka nie mogła nam dłużej towarzyszyć. Somę wzywały jakieś pilne rodzinne sprawy, cokolwiek pod tym pojęciem się kryło.

Wzruszył ramionami, zupełnie jakby sprawa jedzenia była mu bardziej niż mniej obojętna.

– Czy mogę zaproponować kuchnię włoską? – rzuciłem. Pozbierałem wszystkie papierowe torby z tekstyliami różnego pokroju. Na szczęście nie było ich tak dużo, jak się spodziewałem.

Kulinaria świata były mu obce jak wszystko inne, więc zgodził się na moją propozycję. Zresztą póki jadł za moje pieniądze nie wybrzydzał, zobaczymy, czy później się to zmieni. Cóż, wtedy to średnio będzie moja sprawa, ale pewnie się jeszcze zdążę przekonać, co do tego, jak zachowuje się wtedy, kiedy jest niezależny. Już teraz potrafił być nieznośny, a co dopiero potem...

– Nie wiem jednak, czy zdajesz sobie sprawę, że ludzie mogą zacząć gadać, jeżeli będziesz siedzieć przy stoliku w restauracji ze swoim ochroniarzem – celowo podkreśliłem ostatnie słowo.

– A kto powiedział, że będę siedzieć razem z tobą? – Chłopak uniósł głowę, żeby móc spojrzeć mi w oczy, marszcząc przy tym brwi i nieco nos.

– Ja, ponieważ póki co, nadal za ciebie płacę. – Uśmiechnąłem się mimowolnie, znajdując pretekst do bycia uszczypliwym.

W najbliższym czasie miał oficjalnie wrócić do żywych, wtedy sprawy spadkowe powinny nabrać rozpędu. Ciężko będzie dłużej je odwlekać, kiedy pierwszy spadkobierca wróci na salony współczesnej arystokracji. Bogate snoby czasami udawały, że miały klasę i szyk, ale tak naprawdę byli od tego dalecy. Ciel miał potencjał, żeby być lepszy od nich pod każdym względem. Jego charakter był bardziej interesujący, co chyba należało do najbardziej hojnego komplementu, którym obdarzyłem kogoś kiedykolwiek. Na szczęście został jedynie w moich myślach.

W każdym razie liczyłem na presję opinii publicznej, ponieważ kiedy dziennikarze zaczynali się mieszać w sprawy różnych osobistości, nagle zaczynały one bardziej uważać na swoje postępowanie. Kończyły się szantaże, łapówki, pozbywanie się ludzi...

Ciel na pewno będzie na pierwszej stronie każdej gazety.

– Więc zrób tak, żeby nie rzucać się w oczy – prychnął.

Nawet lubiłem ten jego przekorny charakter. Gdyby przez cały czas dawał sobą manipulować bez słowa protestu, prędko stałoby się to dla mnie nudne.

------------------------------------------------

Tak, Ciel zdecydowanie nie zachowywał się tak, jak oczekiwałbym po nastolatku wyciągniętym z piwnicy. Na wszystko patrzył z lekceważeniem, a jego ton wypowiedzi był wyniosły, zupełnie jakby posiadał szlachecki tytuł. Zastanawiało mnie, od kogo to podpatrzył. Mnie jednakowoż nadal przypominał dziecko, które próbuje bawić się w dorosłego. Zdawało mi się, że brakło mu życiowego doświadczenia, skoro w zasadzie nie oglądał świata. Nie rozmawialiśmy o tym, aczkolwiek takie wyobrażenie ukształtowało się w mojej głowie i nic nie mogłem na to poradzić.

– Od jutra będziesz ubierał się bardziej elegancko. Niekoniecznie tak jak Agni, ale żeby wszyscy wiedzieli, gdzie jest twoje miejsce – stwierdził, ocierając usta chusteczką. Została na niej czerwona plama, zupełnie jakby jego wargi przed chwilą były umalowane szminką, a nie pikantnym sosem pomidorowym.

– Jeszcze jakieś życzenia, zamówienia?

Pytanie to zadał kelner, akurat podchodzący, by zabrać nasze talerze. Wydawała mi się ta kwestia całkiem na miejscu, chociaż jednocześnie zdawało mi się, że wyrwano mi ją z ust. Nastolatek przede mną zamówił jeszcze tiramisu. Ja poprosiłem o kawę.

Kofeina stała się jedyną uzależniającą substancją, którą ostatnimi czasy się raczyłem. Odkąd zaczęliśmy mieszkać w hotelu schodziłem wcześnie rano na filiżankę czarnej kawy z ekspresu. Wstawałem dużo wcześniej niż Ciel, bladym świtem. Zawsze mówił, gdy wstawał kilka godzin później, że nie mogłem być normalny. Poza tym uważał mnie za głupka, bo najczęściej spałem w fotelu salonie, mając oko na drzwi i okna, zamiast ułożyć się w łóżku. Nawet jeżeli czułem się względnie bezpiecznie tam, gdzie aktualnie się znajdowaliśmy, starych zwyczajów nie dało się tak po prostu wyplenić.

Zdawałem sobie sprawę, że ludzie zerkają na nas ukradkiem. Obserwowałem ich znad kawy. Chociaż nie śmiałem twierdzić, że rozumiałem zachowania innych, wydawało mi się, że umiałem odczytać z ich spojrzeń różne emocje. Ciekawość, podekscytowanie, wrogość. Pewnie musieliśmy wyglądać jak para gejów i przez to wzbudzaliśmy taką sensację.

Ta myśl mnie nawet rozbawiła. Nie rozważałem swojej seksualności, uznając ją za zupełnie martwą do tego czasu. Ciel też wydawał mi się istotą oderwaną od tej sfery życia. Wcześniej jako zabiedzona ofiara biologicznej kradzieży, teraz jako wyniosły i zdystansowany młodzieniec. Żaden z nas nie wyglądał na skłonnego do kochania kogokolwiek. Bycie kochanym też nie pasowało do obrazka. Jedynym, co nas łączyło to wspólny rachunek.

– Mógłbyś nosić tę marynarkę z rękawem trzy-czwarte, podoba mi się. I do tego te koszulkę w paski. Chociaż ta zupełnie czarna też się nada. Powinniśmy tobie też dzisiaj kupić jakieś nowe ubrania.

– Jestem przekonany, że poradzę sobie z tym sam.

Mój towarzysz zacisnął swoje wagi na łyżce z kawałkiem deseru i przyglądał mi się uważnie przez moment. Odwdzięczyłem mu się tym samym.

Spuścił wzrok pierwszy.

– Nie musiałeś się tu dzisiaj fatygować, skoro ta wycieczka tak cię zmęczyła – mruknął.

Westchnąłem. Wzbudzał we mnie potrzebę tłumaczenia się, a ja wybitnie nie miałem nastroju na pogawędki. Nie tutaj, nie w restauracji, gdzie na dodatek wzbudzaliśmy lokalną sensację.

– Nie robię niczego na pół gwizdka. Widziałem tutaj takie osoby, które zdarłyby z ciebie skórę w toalecie, a wolałbym, żeby to się nie stało.

– Agni by sobie poradził.

– Agni dał się wsadzić za kratki, nie uważam go za kogoś, kto jest nad wyraz kompetentny w dziedzinie zapobiegania zagrożeniom. Poza tym jest tak wpatrzony w Somę, że ledwo dzisiaj zwracał na ciebie uwagę. – Uśmiechnąłem się krzywo, wytykając mu złudne poczucie bezpieczeństwa. Najmniej złudną jego namiastkę mogła dać tylko własna siła. Inaczej cały czas było się na czyjejś łasce, co w jego wypadku mi odpowiadało.

– Jest jego ochroniarzem, to chyba normalne, że się na niego patrzy.

– Oh... mylisz się. On się patrzy na niego... pożądliwie. Tak nie powinno się patrzyć na pracodawcę.

Znów przytknął łyżkę do ust, zanim skinął głową, zupełnie jakby coś pojął.

– No tak, ty patrzysz na mnie jak na umowę o dzieło.

– Z grzeczności nie zaprzeczę.

W moich oczach nic się nie odbijało, jeśli akurat przyglądałem się im w lustrze. Zawsze wyglądały tak samo, niezależnie od tego, co odczuwałem. Nie, żeby gama moich odczuć należała do szczególnie szerokich. Ostatnio coraz bardziej się zawężała. Zniknął z niej gniew i rozpacz. Ale przecież to nie wynikało z tego, że nie miałem ku nim powodów. Usprawiedliwiałem to postępującym obojętnieniem, tylko to wydawało mi się logicznym wytłumaczeniem. Obojętność przypominała spokój. Przynajmniej tak sobie to wyobrażałem. Dopiero później miałem zrozumieć, że wyjaśnienie ku temu wcale nie jest takie proste.

-------------------------------------------------

Od jakiegoś czasu mieszkaliśmy w hotelu. Wybrałem go nieprzypadkowo – znałem już obsługę, a ponadto od strony, od której mieszkaliśmy nie dało się znaleźć w okolicy żadnego równie wysokiego budynku. Minimalizowało to potrzebę permanentnego zasłaniania okien. Standardowi także nie można było niczego zarzucić, więc nie było niczego podejrzanego w tym, że młody Phantomhive zatrzymał się akurat tutaj.

Ciel prędko nawykł do wygód. Podobało mu się wielkie łóżko, w którym spał i równie wielka wanna, w której mógł brać wielogodzinne kąpiele. Rozkładał się nawet na puszystych dywanach, grzejąc się w plamach słońca niczym kot. Spodziewałem się, że przywyknięcie do życia w luksusie nie było niczym trudnym. Można powiedzieć, że chłopak miał to we krwi.

Niemalże od razu wyciągnął się na długiej kanapie. Nie kwapił się nawet tym, żeby ściągnąć trampki. Słońce popołudniu zaczęło niemiłosiernie grzać. Między ścianami wieżowców można było poczuć się jak w piekarniku.

Ciel rozpiął guziki swojej koszulki polo, ale niewiele pomogło mu to się ochłodzić. Pociągnął parę razy za nią, jakby chciał się powachlować.

– Ta pogoda mnie kiedyś zabije – mruknął, opuszczając rękę w kierunku podłogi z rezygnacją. – Podasz mi coś z barku?

Przewróciłem oczami, ale nie skomentowałem jego prośby.

– Lemoniada z lodem czy coś innego?

Podniósł się z sofy, żeby sam zdecydować, na co właściwie ma ochotę. Mnie także upał nie służył, miałem wrażenie, że zaczynała mnie z jego powodu boleć głowa. Usiadłem w fotelu, rozmasowując sobie skronie. Na chwilę spuściłem Ciela z oczu i dopiero stuknięcie szkła sprawiło, że odszukałem go wzrokiem.

– Wznieśmy toast za mój powrót – zasugerował. Ściągał sreberko z butelki w zielonym kolorze, zapewne od szampana. Na stoliku do kawy stały dwa kieliszki.

– Nie piję alkoholu, wydawało mi się, że zauważyłeś.

– Zauważyłem, ale nie wspominałeś, że jesteś stuprocentowym abstynentem. To jak będzie? – Złapał za korek.

Nie zamierzałem zmieniać moich przyzwyczajeń specjalnie dla niego, z tego też powodu powiedziałem, żeby napił się sam. Nie wydawał się zachwycony tym, co usłyszał. Usiadł naprzeciwko mnie z kieliszkiem musującego napoju w dłoni. Zmarszczył brwi, zupełnie jakby był obrażony, co nie zrobiło na mnie większego wrażenia.

– Nie palisz i nie bierzesz narkotyków – stwierdził nagle, wracając do naszej rozmowy. – Jak w ogóle wytrzymujesz w tym mieście, skoro wszyscy inni odurzają się, żeby być w stanie w nim wytrzymać?

– Nie widzi mi się tracić jasności umysłu, kiedy otaczają mnie świry. Ale ty możesz sobie na to pozwolić.

Uśmiechnął się lekko. Taka mimika nie pasowała do jego twarzy, rzadko kiedy ją prezentował.

– Nie jestem tak naiwny, żeby się ciebie nie obawiać. W końcu trzymasz mnie tylko dla korzyści, jak ciele na rzeź.

Obserwowałem jak alkohol znika miedzy jego wargami. Gryka poruszała się lekko w górę i w dół z każdym łykiem. Zaczynałem podejrzewać, że ta rozmowa będzie się z każdym kieliszkiem robić coraz bardziej nieznośna.

– Co Soma ci o mnie naopowiadał? – zgadywałem, że coś bzdurnego prawdopodobnie mu wspomniał.

– Niewiele. Że wziąłeś się nie wiadomo skąd i że posłałeś swojego wspólnika do więzienia, żeby ci nie przeszkadzał w zarobieniu na mnie.

– Posłałem swojego wspólnika do paki po to, żeby cię sobie nie przywłaszczył z sobie tylko znanych powodów, wprowadź tę drobną poprawkę. – Nie zamierzałem wspominać mu o tym, że w dniu, w którym rezydencja Phantomhive'ów płonęła, akurat się w niej znajdowałem i miałem go stamtąd porwać. Albo jego brata. Podejrzewałem, że to nie miało większego znaczenia ani wtedy, ani w tej chwili. – Coś jeszcze?

– Że sprzątasz trupy po Kadarze seniorze. – Skinąłem głową. – I nie tylko. W zasadzie zrobisz wszystko za odpowiednią stawkę.

– Gdybym tego nie robił, nie byłoby nas teraz tutaj, a ty nie piłbyś szampana – stwierdziłem. – Jeszcze jakieś skargi?

– Soma coś wspominał, że nie udało mu się zaciągnąć ciebie do łóżka i to było rozczarowujące.

Prychnąłem, słysząc to.

– Tak, to też prawda.

Było to dla mnie tak mało znaczące i odległe wydarzenie, że zupełnie o nim zapomniałem. Od tamtego czasu parę osób jeszcze tego próbowało, aczkolwiek każda odeszła z niczym. Nie było mi żal ani ich, ani też mnie. O seks nie było trudno, a dodatkowo dało się na nim zarobić, przecież jeszcze o tym pamiętałem.

– Chciałbym, żebyś mi coś o sobie opowiedział.

Mruknąłem na to ze zrozumieniem, ale nie zamierzałem darzyć chłopaka żadnymi wynurzeniami. Wszystkie dawne dzieje leżały zakopane sześć stóp pod ziemią i miały tam zostać. Siedziałem na nagrobku swojej historii, żeby mieć pewność, że nigdy nie wypełźnie na wierzch i nie zniszczy całego dystansu, który nabyłem do niej do tej pory.

– Okay... – Na zazwyczaj blade policzki mojego rozmówcy wpełzały rumieńce i bynajmniej nie było to spowodowane upałem. – Może ja ci coś opowiem o sobie? – zapytał. – Jest coś, co byś chciał wiedzieć?

Wstrzymałem się od przeczącej odpowiedzi, nie chcąc, by temat znów został skierowany w moją stronę.

– Nie sądzę, żebyś miał ochotę mi opowiadać, o tym, co się w twoim życiu działo do tej pory. To będzie uczciwy układ, jeśli obaj nie będziemy tego rozgrzebywać, nie uważasz? Nie sądziłem, że cokolwiek może sprawić, że staniesz się bardziej wylewny... niż zazwyczaj.

– Skąd wiesz, że nie jestem wylewny? – odbił piłeczkę. – Niewiele mówię, bo ty najczęściej też milczysz. Nauczyłem się od ciebie tych samych nieprzeniknionych spojrzeń.

– Taki według ciebie jest mój wzrok?

– Tak, właśnie taki. – Wstał z fotela. Chociaż szampana zdążyło już trochę ubyć, nadal trzymał się pewnie i prosto, a gdy zrobił krok, nie zachwiał się. Bardziej martwiło mnie to, że kierował się w moją stronę. – Kiedy na mnie patrzysz, nie umiem stwierdzić, czy widzisz we mnie równego sobie człowieka czy kundla z ulicy.

Dystans pomiędzy nami zmniejszył się w kilka sekund. Chłopak znalazł się na tyle blisko mnie, że czułem alkohol w jego oddechu. Obiema rękami podpierał się na podłokietnikach fotela, nachylając ku mnie.

– To całkiem podniecające.

Uniósł jedną dłoń, jednak zanim zdążył położyć ją gdziekolwiek na moim ciele ostrzegłem go, że jestem gotowy połamać mu palce, jeżeli to zrobi.

Pardon. – Nie wyglądał na przejętego, a jego kąciki ust wygięły się, zalotnie czy też złośliwie. Odgarnął swoją grzywkę do tyłu, żeby móc spojrzeć na moją niewzruszoną twarz różnobarwnymi tęczówkami. Nie umiałem stwierdzić, czy widział mnie wyraźnie, czy już przez mgłę.

Ułożył kolano na fotelu, pomiędzy moimi nogami. Na tyle blisko, żeby mnie zdenerwować, nie na tyle, by faktycznie mnie dotknąć.

– Próbujesz mnie podpuścić? Zrobiliście sobie z Somą jakiś gówniarski zakład? – zapytałem, pobłażliwie przechylając głowę.

– Nie, zastanawiam się tylko, czy odmawiasz sobie każdej przyjemności. – Przygryzł kawałek wargi.

Czułem zapach chłodzącej mgiełki do ciała, której używał, zmieszanej z zapachem słonego potu.

Próbował dotknąć mojego policzka, ale wykręciłem mu ramię, rzucając bez większego wysiłku na podłogę. Wylądował na dywanie, do którego przycisnąłem go częścią swojego ciężaru. Zacisnąłem szczęki, powstrzymując ochotę przed tym by rozbić mu czaszkę o podłogę. Musiałem się opanować, bo utrata samokontroli w tej chwili nie była niczego warta.

– Tak, takiego chciałem cię zobaczyć – sapnął, zerkając na mnie błękitnym okiem ponad ramieniem. – Od razu wyglądasz na bardziej szczerego. Jakbyś miał w sobie potwora.

Ściskałem jego drobny nadgarstek. Musiał mieć kruche kości w tym drobnym ciele. Byłem przekonany, że w jego filigranowym policzku odciskały się włókna dywanu. Mogłem złamać nie tylko jego kości, ale psychikę także, nawet jeśli do tego czasu los mu tego nie zrobił.

Wziąłem głęboki oddech, zanim go puściłem. Wstałem i odszedłem od niego.

– Jesteś pijany, nie odzywaj się do mnie, dopóki się nie ogarniesz.

Obrócił się na plecy. Jego koszulka podwinęła się do góry, odsłaniając brzuch. W krótkich spodenkach wyglądał jak uczniak. Połacie jego nagiej skóry działały teraz na mnie jak płachta na byka, podobnie jak rozmarzone spojrzenie, które rzucił mi z wysokości podłogi.

Wyszedłem z pokoju, zostawiając go tam najzwyczajniej. Oparłem się o zatrzaśnięte drzwi.

Cała złudna normalność leciała jak bąbelki z gazowanego wina. 

Continue Reading

You'll Also Like

31.2K 2.5K 127
Czarek odkąd został Adoptowany przez Anne i Wiktora bardzo się zmienił. Tutaj będę pisać różne opowieści z ich życia prywatnego. (nie inspiruje się z...
244K 5.9K 176
Kontynuacja powieści o Marcelu i jego nauczycielu. W tej części książki, patchworkowa rodzina będzie się docierać. Między Marcelem a Nikodemem wynikn...
209K 19.4K 40
Wśród wielu bractw Uniwersytetu Ashdawn swoją działalność prowadzi Fores - bractwo tajemnica, składające się z wpływowych i bogatych studentów. Pieni...
ONE SHOTS By magda

Short Story

1K 1 2
Myszlisz ze dziwczyna po napisaniu ci dobranoc idzie spac ... Maly zbiór one shotow