FEDORA | ATEEZ | Seongjoong!au

By Anonimowaok

17K 2.1K 807

Szli już trzeci rok... Trzy lata temu widział dwójkę ludzi- albo rodziców, albo zwierzchników, albo wybryki w... More

Iskra
Ancestor
Przyjaźń
Wieczór
Druga fala
uczucia
nie chciałem
arkadia
czarne płaszcze
układ
Fedora
(nie)Idealnie
Nowa codzienność
Kontrasty
Nowe nawyki
parada absurdu
finezja
teatr lalek
kłamstwa
ekspedycja
dwie strony medalu
odpowiedzialność
Nieoczekiwana przystań
ciężar władzy
dominacja
podchody
konsekwencje
Prawdziwy strach
Jaebin
Powrót
Wizyta
Sojusze
Przeciwieństwa
Więzienie
Choi Jongho
Spisek
Szkolenie
Uśmiech
Podchody
Wyższość
Tajemnice
Bezinteresowność
Okrucieństwo
Samotność w bólu
Urodziny
Punkt Planu
Zakłamana Bliskość
Inna strona
Zagadka
Przeszłość
Oczekiwanie
Wioska
Ułamek prawdy
Coś do ukrycia
Spacer
Nowa przystań
Dystopia
Tarapaty
Przyjaźń
Przesłuchanie
Aplikacja
Szantaż
Lęk
Więcej niż ból
List
Pinasa
Ucieczka
Żywioł
Nowy kierunek
Pytania
Miyeon
Karty przeszłości
Kwiaty Pieśni
Uczucie
Prawie u celu
Stara przyjaciółka
Szóstka
Czytelnia Pod Wierzbą
Stary bibliotekarz
Ryzyko
Nocne wyjście
Wyznanie
(prawie) Szczęście
Kontrola
Broń za broń
Park Hyejin, Wielka Premier
Do zobaczenia kiedyś
Furia
Być silnym
Sam
Prawdziwy zdrajca
Seongmin
Punkt pierwszy
Punkt drugi
Punkt trzeci
"Seonghwa, Seonghwa, Seonghwa..."
Punkt czwarty
Punkt piąty
100 (KONIEC)
OTAKJA

duma i uprzedzenie

209 29 0
By Anonimowaok

Seonghwa nienawidził podporządkowywać się pod kogoś, zgadzać się na wszystko, o co poprosi druga osoba, a zwłaszcza, gdy widział jak jego łaska jest bezwzględnie wykorzystywana. Hongjoong nie tyle potrafił przekonać go do własnych pomysłów, co stał się jakimś motorem napędowym wszelkich wydarzeń w Fedorze. To on zajmował się ekspedycją, to przez niego wśród mieszkańców wybuchło ożywienie, to o niego pytała matka Seonghwy i to on spędzał najwięcej czasu z brunetem, chociaż nie było to wcale zamierzone. Stanowiło mianowicie wynik jego aktywności na praktycznie wszystkich możliwych płaszczyznach. Minęły niespełna trzy tygodnie, a on bez problemu odnajdywał się w Głównej Siedzibie, bez wiedzy mężczyzny sporządził masę map, dzięki którym znał to miasto lepiej niż jego przedstawiciel, ponadto interesował się każdą nowiną, usłyszanym słowem oraz powierzchownie nic nieznaczącymi zjawiskami. Jego notes leżał wypełniony po brzegi spostrzeżeniami, informacjami, obserwacjami, jakie zdążył poczynić w tym krótkim czasie, więc zaczynał pisać na różnych skrawkach papieru, upychając je pod własną poduszką, czy między stronice książek, których aktualnie nie wypożyczał Hwie.

Takim oto sposobem uzależnił od siebie czarnowłosego, który nie miał pojęcia, czy bezpiecznie będzie spuszczać szarowłosego z oczu. Gdy tamtego popołudnia wychodzili poza bramę miasta, nie umiał skryć szoku, widząc jak tamten bez namysłu kieruje się właściwymi ulicami do fragmentu ogrodzenia, gdzie stało najwięcej dozorców. Nie prowadził go tam nigdy, a zazwyczaj pilnowano, by nikt niepożądany nie zapuszczał się w te okolice oraz żeby o odważnych bywalcach tamtych rejonów powiadamiano Yunho. Tamten zajmował się śledzeniem tych osób i wykrywaniem, czy mieli w planach coś więcej niż tylko przechadzkę motywowaną ciekawością. O Hongjoongu nikt nic nie wiedział, a jednak chłopak doskonale znał położenie dwóch wejść, bo wspomniał przypadkiem na temat drugiego, rozmawiając z Parkiem w drodze. Seonghwa dostrzegł również scyzoryk w jego kieszeni, chociaż był pewien, że cała ich broń została skonfiskowana. Buzowała w nim irytacja połączona z niesamowitym zaintrygowaniem usposobieniem, jakie prezentował Kim.

Barczysty mężczyzna, trzymający karabin w swoich grubych, czerwonych dłoniach, był nie lada zdziwiony widokiem swojego szefa oraz niższego od niego nieznajomego. Widział go pierwszy raz i mógł jedynie domyślać się, że to ten, o którym krążyły pogłoski. Zmierzył go nieufnym spojrzeniem, zawierającym garść pogardy oraz szczyptę koniecznego szacunku. Joong, choć w tym towarzystwie wyglądający niemalże jak bezbronne dziecko, wypiął klatkę piersiową, zmarszczył brwi i utkwił zdeterminowany wzrok w pociętej bruzdami twarzy ochroniarza.

- Daj mi jakiś niewielki pistolet i nas przepuść.- rozkazał Seonghwa, rezygnując z dokładniejszych wyjaśnień, jakie wydawały mu się zbędne. Tamten chociaż nieprzekonany, oddalił się na moment, w celu wyjęcia z postawionej nieopodal szopy czarną, zgrabną broń. Ten szczegół także został skrupulatnie utrwalony w pamięci Honga, tak na wypadek gdyby miał przydać się w przyszłości. Park wsunął rękojeść pistoletu za szlufkę spodni, po czym wcześniej wspomniany atleta przeprowadził ich przez bramę, wokół której na warcie czuwało ośmiu ludzi w takich samych strojach jak wszyscy strażnicy.

- To nie takie trudne jak mi się zdawało. Nie przeszukiwali nas, nie zadawali pytań.- Hongjoong cieszył się z braku nużących formalności. Wtedy Hwa zaśmiał się sarkastycznie.

- Ponieważ byłeś ze mną. Sam nigdy nie przekroczyłbyś granicy, przynajmniej nie bez mojej wiedzy i z pewnością nie żywy.- jego uśmiech był demoniczny, jak ta jedna, rzadko ujawniająca się cząstka jego duszy, którą szarowłosy rozpoznał już na początku ich znajomości.

- Czyżby?- chociaż brzmiało to jak wyzwanie, to Joong chciał się tylko z nim podroczyć. Póki co nie miał powodów aby uciekać z Fedory.

- Wytłumaczysz mi, dlaczego masz scyzoryk, chociaż z pewnością kazano ci go oddać?- Seonghwa wskazał na odznaczające się pod materiałem ostrze. Tamten nawet nie krył się z tym, że go posiada.

- Najwyraźniej twoi ludzie nie są tacy uważni podczas swoich rewizji. Spokojnie, nie zamierzam podcinać ci nim gardła w środku nocy, ani nikomu innemu, jeśli tak cię to martwi.- sam był rozbawiony tą sytuacją, lecz mina drugiego była śmiertelnie poważna, nieproporcjonalnie do wagi tej rzeczy.

- Obawiam się, że nie zdołałbyś nawet spróbować. Nie o to też pytam.-

- Ach, jesteś spięty. Mam ci go oddać? Poczujesz się wtedy lepiej?- mruknął, szurając butami w piachu oraz rozglądając się po otoczeniu, jakiego krajobrazu nie tyle zapomniał, co malowało mu się jak jakiś koszmar z przeszłości. Ta pusta równina, ponad którą wzrastał tylko ciężar postawionego za nimi miasta, budziła wspomnienia oraz przypominała o wciąż powtarzającym się czasami bólu w boku. Niebo ubarwione plamami jasnobrązowych oraz pomarańczowych chmur, przez które nieskutecznie przebijały się upalne promienie słońca, wyglądało wrogo, a jednocześnie trochę przypominało dom. Jednak z pewnością taki, do jakiego nie pragnęło się wracać. Krzaki, na jakie nie spadł od dawna prawdziwy deszcz, błagały o wodę, a trzepot ptasich skrzydeł rozbrzmiewał jak jakaś modlitwa o pozwalające na przeżycie jedzenie. To był zupełnie inny świat, pomimo iż oddalony o ledwie kilka metrów od źródła sytości oraz bezpieczeństwa.

- Nie, zachowaj go. Natomiast mam nadzieję, że będziesz się stosować do zaleceń. Jeśli nie, wyciągnę konsekwencję. Radziłbym nie brać tego jako żart.- burknął wyższy, przerywając tym samym kontemplację Hongjoongowi.

- Jasne. Przeczuwam, że wkrótce w mieście spadnie deszcz. Dziś, późno w nocy lub jutro z samego rana, przed świtem. Wszyscy będą wtedy w domach?-

- Powinni być.- odparł krótko Hwa.

- Ile macie miesięcznie ofiar?-

- Koło trzydziestu. Jakie to ma znaczenie?-

- Świadczy jak dobrze sobie radzicie z żywiołem.- stwierdził.

- Więc? Jak dobrze?-

- Przeciętnie. Zawsze dąży się do zera.- Seonghwa mógł się domyślić, że chłopak ma system zero-jedynkowy. Nawet jedna zmarła osoba na setki tysięcy wyrażałaby błąd, niedokładność, niedopatrzenie lub niesprzyjającą fortunę, będącą bądź co bądź jakimś przejawem przegranej z naturą. Takie podejście było o tyle niezdrowe, że szkody dało się zawsze jedynie minimalizować, jednakże nigdy nie były one równe zeru. Zero wynikało z pojęcia logistyki, ale zdecydowanie odbiegało od rzeczywistości. Co Hongjoong rzecz jasna rozumiał, aczkolwiek niczego odbiegającego od tego wzoru, nie uznawałby za pełen sukces. Tym różnił się od Parka.

Napotkali podczas swojego spaceru kruche drzewo, o ciemnoszarej korze, z długimi gałęziami, z których zwisały drobne, nieznane im owoce. Obiekt ten nie zwróciłby uwagi czarnowłosego, aczkolwiek Hong jak już się przekonaliśmy, miał zupełnie inny pogląd na temat rzeczy nowych, czy nieodkrytych. Każdą musiał zbadać i to własnymi rękoma, poddać swojej analizie, mającej opinię nadrzędną wobec innych, z wyjątkiem tych wyrażonych przez ludzi niepojęcie inteligentnych. Bez obrazy dla Seonghwy. Nie uznawał go za głupca. Ba! Rozmawiało mu się z nim całkiem dobrze, miał przyzwoite maniery, niezręczne, podobne do niego poczucie humoru oraz pożądaną dociekliwość (niedorastającą tej Kima). Tak czy siak nie należał do ekspertów w dziedzinach przyrodniczych, a pokarm oceniał w dwóch najważniejszych kategoriach: czy jest zjadliwy i czy jest smaczny. Szarowłosy chciał za to go zerwać, zabrać ze sobą do miasta oraz rozłożyć każdy jego aspekt na części pierwsze. Był słodki, a może kwaśny? Przypominał smakiem pomarańcze, jabłka czy truskawki? Jakie były jego przystosowania do życia i jak pobliskie skażenie wpłynęło na jego zdatność do spożycia? Miał dużo pytań, które miały jedyny zasadniczy cel- sprawdzić czy ma tu zakraść się pewnej nocy i zebrać ich cały kosz.

- Zerwę jeden.- oznajmił zbliżając się do pnia, ale jak się okazało jego wzrost stanowił pewną przeszkodę. Nie dosięgał... Postanowił więc się wspiąć, chociaż nie było to takie łatwe, pomimo dość sporej zwinności chłopaka. Stękając z wysiłku, postawił jedną ze stóp na niżej położonej, gołej gałęzi, by wyciągnąć się jak tylko potrafił i pochwycić czerwony owoc. Seonghwa przyglądał się mu pobłażliwie, śmiejąc się w duchu z jego nieporadności oraz dumy. Wystarczyło, żeby poprosił, a Hwa poradziłby sobie z tym znacznie szybciej. Skoro ten nie pisnął słówka, to jedynie wpatrywał się w niego, jak małą dłonią stara się strącić jeden z nich, wargi układając w prostej, zaciśniętej linii.

Nagle Hongjoong poślizgnął się i stracił równowagę. Najpewniej upadłby plackiem na ziemię, gdyby wyższy w porę nie podtrzymał go, łapiąc w pasie. Kim w życiu nie czuł takiego wstydu, palącego zarówno jego twarz, jak i całe wnętrze. Zdjął ten cholerny owoc, po czym zszedł na ziemię przy ciągłej asekuracji Parka, chociaż wcale jej już nie potrzebował. Burknął ciche "dziękuję" tak niewyraźnie, że tamten mógł jedynie zgadywać, czy o to mu chodziło. Dalej był rozbawiony postawą dzieciaka, który dotychczas na przekór wszystkim i wszystkiemu udawał najbardziej samodzielną osobę na świecie. W zasadzie, powinien pozwolić mu wywinąć orła, a nie zrobił tego tylko ze względu na jego wciąż stosunkowo świeży uraz. Niedługo mieli wyruszać, toteż nie widziało mu się pozwolić na położenie Joonga w sali szpitalnej.

- Warto było?- zapytał z promiennym uśmiechem, na którego widok szarowłosy wywrócił oczami. Nie było, ale racji nie zamierzał mu przyznawać.

- To się okażę, jak go spróbuję.- tymczasem schował swoją zdobycz głęboko do kieszeni, maszerując dalej. Hwa tylko podążał za nim, w niewielkim odstępie, przypatrując się jego pracy. Wolał nie przerywać mu tego procesu, gdyż wytrąciłby go z hipnozy. Skupienie nad obserwacjami pochłonęły go do reszty. Sporządzał dokładne rysunki, oznaczał ich drogę na pożółkłych stronach, coś obliczał, coś zapisywał, kreślił, przygryzając nerwowo wnętrze policzka i wydymając policzki, które rumieniły się od słońca. Była to niepowtarzalna okazja, by Park zobaczył jego metody oraz wysnuł wnioski dotyczące podejścia szarowłosego. Wkrótce oglądanie go w tym stanie zupełnego oderwania od ziemi, zadumy oraz zanurzenia w swoim zajęciu, stało się dla bruneta dość przyjemne. Nie umiał tego wyjaśnić, lecz coś co wydawało się z pozoru nudne oraz męczące, zajęło go na długie godziny, kiedy kroczyli oddaleni od Fedory o te kilka kilometrów. Wokół szumiał wiatr, który gdyby nie fakt zanieczyszczeń jakie niósł ze sobą, oboje uznaliby za spory pozytyw. Dla kogoś, kto bywał w tych okolicach dość rzadko, roztaczająca się przed oczami kraina, spustoszona, opuszczona oraz dystopijna, była obrazem nie lada druzgocącym. Hwa zapuszczał się w te rejony sporadycznie i tylko z przymusu, który sam sobie narzucał. Zawsze tak samo poruszał go widok nicości, na który składały się całe hektary płaskiej powierzchni, gdzie widoczne były jedynie na wpół rozebrane budynki, niewielkie krzewy oraz drzewa, dające swoje ostatnie plony. Nie było śladu ludzi, ponieważ Ci którym się udało, zamieszkali w mieście, a pozostali rozeszli się za poszukiwaniem cudu. Do nich należał również Hongjoong, nie potrafiący jednoznacznie określić swojego obecnego celu. Teoretycznie dotarł do punktu, w którym jego towarzysze odnaleźli bezpieczeństwo, nie cierpieli przez niedosyt, ani nie znosili przeklętych niesprawiedliwości przyrody. Spełnienie tego marzenia przyniosło niemałe rozczarowanie. Rzekomo było wszystkim, czego kiedykolwiek pragnęli, a zarazem niczym godnym zachwytu. Pozostawiało poczucie niedosytu, łakomości rzeczy większych, których definicji Hongjoong nie znał. Jego podświadomość, a jak już wiemy, była ona niezastąpiona, podpowiadała mu, że to nie jedyne co świat mógłby im zaproponować. Nie był na tyle silny by zmienić świat, co zresztą nie było jego kierunkiem. Po prostu marzył by wypełnić tą pustkę, która nie dawała mu osiągnąć ostatecznego spokoju.

----------------------------------------------------------

Przez całe zamieszanie, które streszczało się do wiecznej nieobecności Joonga, ten dopiero leżąc na łóżku w ich "małej celi", w piątkowy wieczór, czytając jakąś książkę, którą znalazł tutaj na śmieciach, przypomniał sobie, że w niedziele odbywają się urodziny babci Seongwy, na które są zaproszeni. Zerwał się od razu, uderzając czołem o stelaż łóżka Mingiego, co zwróciło uwagę Sana, który dziwnym trafem już pojawił się w pokoju. Zwykle przychodził wraz z Woo kilka minut przed ciszą nocną, co niewiarygodnie złościło strażników. Tym razem szatyn zniknął gdzieś z Mingim, prawdopodobnie z tęsknoty za wspólnymi przechadzkami, zaś Choi nie miał dziś ochoty wychodzić poza obręb kwatery. Obtarły go ich buty, przez co każdy krok bolał niemiłosiernie.

- Co się stało?- uniósł jedną brew zaskoczony. Hongjoong nie miał napadów spontaniczności, a naiwnym twierdzić, że jakiś niebyt chciałby go opętać. Nastawił więc słuchu, spodziewając się wybuchu Kima tak prędko, jak tylko rozchyli usta.

- Zapomniałem! Ja nigdy nie zapominam! Starzeję się! Mam demencję! Będę niezdatny do funkcjonowania! Jak ci cholerni Ancestorzy co nigdy nic nie pamiętają i zakrywają się traumą, sklerozą. Mam sklerozę? Gdzieś było o tym napisane, w którymś z podręczników...- mamrotał przewrażliwiony, jakoby walił mu się grunt pod nogami. San wstał rzecz jasna, po czym trzepnął niższego po głowie, do czego był upoważniony tylko w kryzysowych sytuacjach. Jakby się uprzeć, tą można było pod nią podciągnąć.

- Dziękuję.- sapnął, biorąc głęboki wdech.- Seonghwa zaprosił nas na urodziny swojej babci. Uroczystość jest w niedzielę. Będzie jakieś uroczyste przyjęcie, celebracja, prezenty i inne nieważne bzdety. Mamy tam się zjawić, nie przynieść wstydu oraz wzbudzić zaufanie. To jest ważne, takie ważne, a ja zapomniałem...

San ponownie zdzielił go po czuprynie.

- Wyolbrzymiasz. Jest jeszcze dużo czasu. Wystraszyłem się, że to naprawdę coś poważnego.- burknął zawiedziony tą informacją. Prawdopodobnie Woo się ucieszy, lubił wiele specyficznych, tutejszych obyczajów, których blondyn nie rozumiał oraz zrozumieć nie chciał.

- To jest poważne! Musimy się przygotować. Nie pozwolę sobie na blamaż.- drugi wyrzucił ręce w górę, w akcie frustracji, ale San nawet na niego nie zerknął, ponownie rzucając się na materac.

- A może chcesz po prostu zrobić dobre wrażenie na Seonghwie i jego rodzince?- mruknął Choi.

- Oczywiście, że chcę. To istotne, by później mieć ich na widelcu. Jeśli mnie polubią oraz uznają za godnego zaufania, będę mógł siąknąć od nich wiadomości, dowiem się absolutnie wszystkiego o tym ich miasteczku, jego przeszłości, o jego babce, o kraju w którym żyła zanim to się wydarzyło. Czy ty pojmujesz jakie to ważne?-

- Nie o to wrażenie mi chodzi.- puścił do niego oczko, aczkolwiek Hongjoong najpewniej nie wychwycił aluzji.

- Musimy wyglądać elegancko. Są tu sklepy z ubraniami? Nie, nie ma. Tu wszystko wydają z podpisem na dokumencie. Poza tym, nie potrzebuję nowego, czarnego płaszcza.- zastanawiał się na głos. Jasnowłosy nie wiedział, czy mu współczuć, czy się z niego śmiać. Tak czy siak, i tak będzie musiał się w to zaangażować jeśli chciał aby wszystkie jego narządy pozostały na swoim miejscu. Wpadł natomiast na całkiem dobry pomysł.

- Zagadaj do Mingiego, kuma się z Yunho. Może coś załatwi i powalisz Parka na kolana.-prychnął, a Joong skrzywił się, wciąż nie domyślając się co tamten ma na myśli.

- Nie będę się zniżać do tego poziomu.- cmoknął.

San był pewny, że będzie i jak tylko Song wróci, zacznie niemrawo temat.

Oczywiście, nie mylił się.

Continue Reading

You'll Also Like

445K 24.9K 27
[COMPLETE] In which Kim Hongjoong goes to a party and plays a game known as 'blind kiss', where he has to blindfold himself and choose someone, who's...
63.1K 1.3K 60
jest to opowieść o tym jak Hailie trafia do braci jak ma 3 latka.Vincent opiekuje się nią jak córką,nawet kazał Willowi zająć się pracą.jeśli chcesz...
23.7K 1.5K 39
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...
2.7M 60.8K 195
Welcome to my suffering, im dragging you to this fluffy/smutty book. Im sorry [Completed]