lider

By crz0xw

240 23 4

Najważniejsze, byś pewnego dnia trafiła na ludzi, którzy pomogą ci zrozumieć drugi, niezwykły świat, do które... More

prolog.
pierwszy.
drugi.
trzeci.
czwarty.
szósty.
siódmy.

piąty.

11 2 0
By crz0xw

- To było do przewidzenia – usłyszała głos Candice, ciągle mając zamknięte oczy. Dopiero po chwili dotarło do niej, co tak właściwie się stało.

- Patrzcie, obudziła się – zakomunikował Sam, lekko unosząc kąciki ust w zadowoleniu. Wszystkie spojrzenia zwrócone były na półprzytomną, wykończoną, ocierającą dłońmi zaczerwienione oczy szatynkę – Bo, wszystko w porządku? – spytał, wstając z krzesła i szybkim krokiem przemieszczając się do kanapy, na której leżała. Zamrugała kilkakrotnie, a w głowie pojawiło się mnóstwo ważnych pytań, na których odpowiedzi nie mogła zbyt długo czekać.

- Co to było? – spytała znużonym głosem. Sam klęczał przed kanapą, posyłając jej opiekuńcze, pełne troski spojrzenie.

- Za dużo magii na raz – odpowiedziała blondynka z ulgą wymalowaną na twarzy. Hannah stała na drugim końcu pomieszczenia, krzyżując ręce na piersiach i marszcząc brwi. Nie przepadała za Bo, odkąd pierwszy raz ją zobaczyła. Według niej miała ona coś, co z pewnością nie było dobre, a nic nie mogła poradzić, że czuła to jako jedyna.

- Można przeholować? – Bo odezwała się ponownie, z półuśmiechem wymalowanym na twarzy.

- Tak i to…  – zaczął rozentuzjazmowany Kevin, ale Candice postanowiła konsekwentnie go uciszyć, sprzedając biedakowi solidne uderzenie łokciem w brzuch.

- Candice – powiedziała szatynka stanowczym tonem, wpatrując się w niską blondynkę. Ta, speszona, spuściła wzrok na stopy, nerwowo bawiąc się opuszkami palców.

- No, może jednak przesadziliśmy, próbując wszystkiego od razu – powiedziała cicho, nieśmiało kierując spojrzenie na zdezorientowaną minę goszczącą na twarzy szatynki. Bo, wykonując dłonią bliżej nieokreślony gest, starała się zachęcić dziewczynę do kontynuacji. – Powinniśmy bardziej uważać, bo… tak w zasadzie, mogło się to bardzo źle skończyć.

- Jak bardzo źle? – dopytywała, siedząc prosto na swoim miejscu.

- Mogłaś zginąć – odparła bez ogródek blondynka, narażając się na wściekłe spojrzenie Sam’a.

- Co? – Bo mruknęła pod nosem, natychmiast podnosząc się z miejsca i stając prosto na środku salonu, w którym przez cały czas się znajdowali.

-  Naturalnej magii możesz używać przez dotyk, myśli, gesty i wzrok – odezwał się Sam, zbliżając się do szatynki. Objął jej sylwetkę silnym ramieniem, starając się dodać otuchy – ale ludzkie zmysły mogą nie wytrzymać zbyt dużej dawki nadprzyrodzonych mocy, rozumiesz? – mówił, spoglądając w szeroko otwarte oczy dziewczyny. Jej ramiona lekko drżały pod wpływem informacji, jakich miała okazję się dzisiaj dowiedzieć.

- Po twoim małym pokazie można by było spodziewać się większych konsekwencji niż omdlenie, więc, wbrew pozorom, powinniśmy się cieszyć. – Pierwszy raz do głosu doszła Hannah, wlepiając w dziewczynę przesiąknięty dezaprobatą wzrok.

- Czekaj, czyli istnieje nienaturalny rodzaj magii? – spytała Bo, przenosząc spojrzenie na osobę, której w tej chwili ufała najbardziej. Sam kiwnął głową, zabierając dłonie z jej drżącego ciała. Nie był chyba do końca świadomy, że ciągle przytulał do siebie szatynkę. Po dłuższej chwili dotarło do niego, że Liderzy mieli swój kodeks, który kategorycznie zabraniał jakichkolwiek związków z osobami dysponującymi naturalną magią.

- Nienaturalny rodzaj magii polega na korzystaniu z zaklęć. My tego nie potrzebujemy, więc jesteśmy naturalnymi czarodziejami, ale Liderzy… – tłumaczył Sam.

- Liderzy korzystają ze słów, nie natury, tak? – dokończyła za niego, próbując zakryć rumieńce na policzkach powstałe w wyniku niespodziewanej bliskości chłopaka.

- Dokładnie – potwierdził, po czym, razem z Candice i Kevinem, zmusił dziewczynę do odpoczynku, do którego wliczało się ciągłe leżenie w łóżku i popijanie ziół przygotowanych przez, jak na ironię przystało, nieskorą do współpracy Hannah.

~*~

Po kilku godzinach Bo wybłagała Candice, by ta wypuściła ją nareszcie do domu. Było już po dwudziestej trzeciej, więc wszyscy, ziewając, krzątali się po domu jak duchy. Dziewczyna nie chciała im przeszkadzać, pragnąc jak najszybciej znaleźć się w swoim ciepłym łóżku. Blondynka z głośnym jękiem dezaprobaty, po dziesięciu minutach przytulania i powtarzania, że Hunter powinna na siebie uważać, wypuściła ją z domu.

Będąc już na zewnątrz, rozkoszowała się ciszą i ciemnością. Jedyne czego potrzebowała, to spokój, zważając na to, jak dziwny, ale zarazem ekscytujący był ten dzień. 

Szła powoli, a gdy znalazła się tuż przy polnej drodze, którą należało wrócić na ulicę prowadzącą do domu, odwróciła się. Po budynku nie było już żadnego śladu. Zostało tylko to ogromne drzewo, którego liście ochoczo przystawały na kołysanie przez wiatr.

Przez dobre pięć minut grzebała w torbie w poszukiwaniu kluczy do mieszkania. Kiedy w końcu je znalazła, otworzyła drzwi i niczym burza wtargnęła do budynku. Nareszcie czuła się dobrze i bezpiecznie, pomimo tego, że właśnie tu po raz pierwszy została zaatakowana przez Liderów. Rzuciła torbę i kurtkę na niewielką komodę stojącą w korytarzu nieopodal drzwi wejściowych i natychmiast skierowała się do kuchni. Telefon, który trzymała w dłoniach, upuściła zaraz po tym jak przekroczyła próg pomieszczenia, zastając w nim ze spokojem siedzącego przy stole chłopaka.

- Do cholery jasnej, Felix! – pisnęła, od razu poznając ten idiotyczny uśmiech i oczy niewiniątka, którym z pewnością nie był.

- No co, przecież sama dałaś mi zapasowe klucze, mózgu – powiedział chłopak, wysoko unosząc brwi. Zapomniała o tym, ale jako jej najlepszy przyjaciel powinien wiedzieć, że bardzo łatwo ją wystraszyć. Wystarczy pokazać Sophie zwykłego pająka, a już trzyma się za serce.

- Pozwól, że przypomnę ci o tym, jakim idiotą jesteś – mruknęła pod nosem, podbiegając do podnoszącego się z miejsca chłopaka. Mocno ją do siebie przytulił, uśmiechając się i paplając o tym, że mogła częściej dzwonić. Był jej najlepszym przyjacielem odkąd pamiętała, więc czuła się winna, że odrobinę go zaniedbała. Ucałowała Felixa w policzek, dłonie umieszczając na jego szyi. Dla obserwujących ich zachowanie ludzi z pewnością wyglądali jak para, ale ich w ogóle to nie obchodziło. Zawsze tacy byli i doskonale wiedzieli, że zawsze będą przyjaciółmi.

~*~

Stała przy kuchennym blacie, przygotowując herbatę i drobne przekąski, zostawiając w salonie Felixa, którego zadaniem było poszukanie jakiegoś ciekawego filmu na dzisiejszą noc. Wiedziała, że po tym, co spotkało ją minionego dnia, nie zaśnie spokojnie. Niestety chłopak wyglądał, jakby za kilka sekund miał odpłynąć w wyczekiwany w busie jadącym do Winchester sen.

- Gdzie ona jest?! – ktoś krzyknął wystarczająco głośno, by odwrócić uwagę szatynki od wykonywanych czynności. To z pewnością nie był głos Felixa. – Gadaj! – Pobiegła do salonu, a jej zielonym oczom ukazał się nie kto inny jak Victor i jeszcze trójka nieznanych mężczyzn w czarnych kapturach. Liderzy.

- Zostaw go – wycedziła przez zęby, nieświadomie unosząc dłoń ku górze. Victor, pod wpływem tego ruchu, gwałtownie odsunął się od przerażonego przyjaciela stojącego pod ścianą. Wymamrotał coś pod nosem sprawiając, że Bo upadła na podłogę, czując ogromny ból  głowy, który wydawał się rozsadzać ją od środka. Mimo wszystko podniosła swoje roztrzęsione ciało z ziemi, ponownie unosząc dłoń. Miotały się wokół jej bladej skóry drobne, jasnoniebieskie iskierki, które, tworząc jeden zwarty strumień, skierowały się w stronę głównego Lidera. Mężczyzna, otworzywszy szeroko oczy, zastygł w miejscu, nie mogąc wykonać nawet najdrobniejszego ruchu. Dziewczyna kątem oka spojrzała na Felixa, który był całkowicie przerażony. Nie wiedziała, jak miałaby mu to wszystko wytłumaczyć, skoro sama nie do końca wiedziała, co się dzieje.

- Wynoś się – syknęła, opuszczając rękę wzdłuż ciała. Mężczyzna ponownie mógł wykonywać ruchy.

- Zniszczę cię. Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale przysięgam, że cię zniszczą – powiedział na odchodne, posyłając dziewczynie pełne odrazy ale i niepokoju spojrzenie. Wyskoczył przez otwarte okno sypialni, mamrocząc coś pod nosem. Reszta podążyła za nim, ukradkiem badawczo przyglądając się szatynce.

- Bo – odezwał się Felix, ciągle przylegając plecami do ściany.

Continue Reading

You'll Also Like

3.2K 175 22
-Co się z tobą stało?- zawołałem.- Zmieniłeś się. -Nie zmieniłem się- warknął.- Pokazałem tylko moją prawdziwą twarz. Niby wszystko było idealnie, al...
107K 5.3K 97
Wykorzystywana, zdradzana i torturowana przez męża i siostrę, umierała w rozpaczy, zastanawiając się, dlaczego nie przejrzała ich wcześniej? Może Bóg...
455K 16.7K 43
Cassandra dorastała mając świadomość, że jako Omega resztę swojego życia spędzi w kuchni. Tylko dlaczego tak bardzo pragnie czegoś innego? Kiedy los...
439K 18.5K 199
Nazwa dzieła, o której nie wiedziałam bo jest na razie chińskim znaczkiem na początkach rozdziału którego nikt nie przetłumaczył, to " A tender heart...