piąty.

11 2 0
                                    

- To było do przewidzenia – usłyszała głos Candice, ciągle mając zamknięte oczy. Dopiero po chwili dotarło do niej, co tak właściwie się stało.

- Patrzcie, obudziła się – zakomunikował Sam, lekko unosząc kąciki ust w zadowoleniu. Wszystkie spojrzenia zwrócone były na półprzytomną, wykończoną, ocierającą dłońmi zaczerwienione oczy szatynkę – Bo, wszystko w porządku? – spytał, wstając z krzesła i szybkim krokiem przemieszczając się do kanapy, na której leżała. Zamrugała kilkakrotnie, a w głowie pojawiło się mnóstwo ważnych pytań, na których odpowiedzi nie mogła zbyt długo czekać.

- Co to było? – spytała znużonym głosem. Sam klęczał przed kanapą, posyłając jej opiekuńcze, pełne troski spojrzenie.

- Za dużo magii na raz – odpowiedziała blondynka z ulgą wymalowaną na twarzy. Hannah stała na drugim końcu pomieszczenia, krzyżując ręce na piersiach i marszcząc brwi. Nie przepadała za Bo, odkąd pierwszy raz ją zobaczyła. Według niej miała ona coś, co z pewnością nie było dobre, a nic nie mogła poradzić, że czuła to jako jedyna.

- Można przeholować? – Bo odezwała się ponownie, z półuśmiechem wymalowanym na twarzy.

- Tak i to…  – zaczął rozentuzjazmowany Kevin, ale Candice postanowiła konsekwentnie go uciszyć, sprzedając biedakowi solidne uderzenie łokciem w brzuch.

- Candice – powiedziała szatynka stanowczym tonem, wpatrując się w niską blondynkę. Ta, speszona, spuściła wzrok na stopy, nerwowo bawiąc się opuszkami palców.

- No, może jednak przesadziliśmy, próbując wszystkiego od razu – powiedziała cicho, nieśmiało kierując spojrzenie na zdezorientowaną minę goszczącą na twarzy szatynki. Bo, wykonując dłonią bliżej nieokreślony gest, starała się zachęcić dziewczynę do kontynuacji. – Powinniśmy bardziej uważać, bo… tak w zasadzie, mogło się to bardzo źle skończyć.

- Jak bardzo źle? – dopytywała, siedząc prosto na swoim miejscu.

- Mogłaś zginąć – odparła bez ogródek blondynka, narażając się na wściekłe spojrzenie Sam’a.

- Co? – Bo mruknęła pod nosem, natychmiast podnosząc się z miejsca i stając prosto na środku salonu, w którym przez cały czas się znajdowali.

-  Naturalnej magii możesz używać przez dotyk, myśli, gesty i wzrok – odezwał się Sam, zbliżając się do szatynki. Objął jej sylwetkę silnym ramieniem, starając się dodać otuchy – ale ludzkie zmysły mogą nie wytrzymać zbyt dużej dawki nadprzyrodzonych mocy, rozumiesz? – mówił, spoglądając w szeroko otwarte oczy dziewczyny. Jej ramiona lekko drżały pod wpływem informacji, jakich miała okazję się dzisiaj dowiedzieć.

- Po twoim małym pokazie można by było spodziewać się większych konsekwencji niż omdlenie, więc, wbrew pozorom, powinniśmy się cieszyć. – Pierwszy raz do głosu doszła Hannah, wlepiając w dziewczynę przesiąknięty dezaprobatą wzrok.

- Czekaj, czyli istnieje nienaturalny rodzaj magii? – spytała Bo, przenosząc spojrzenie na osobę, której w tej chwili ufała najbardziej. Sam kiwnął głową, zabierając dłonie z jej drżącego ciała. Nie był chyba do końca świadomy, że ciągle przytulał do siebie szatynkę. Po dłuższej chwili dotarło do niego, że Liderzy mieli swój kodeks, który kategorycznie zabraniał jakichkolwiek związków z osobami dysponującymi naturalną magią.

- Nienaturalny rodzaj magii polega na korzystaniu z zaklęć. My tego nie potrzebujemy, więc jesteśmy naturalnymi czarodziejami, ale Liderzy… – tłumaczył Sam.

- Liderzy korzystają ze słów, nie natury, tak? – dokończyła za niego, próbując zakryć rumieńce na policzkach powstałe w wyniku niespodziewanej bliskości chłopaka.

liderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz